ďťż

grueneberg

Dinozaury Universe w Warszawie

Środowy koncert w Pałacu Lubomirskich w Warszawie był wydarzeniem jak na stolicę niezwykłym. W stylowych wnętrzach pojawiły się bowiem dwa zespoły, wywodzące się ze Śląska.

Pierwszy z nich, PIN, to wschodząca muzyczna gwiazda, z charyzmatycznym i obdarzonym wspaniałym głosem Andrzejem Lampertem. Ale gwiazdą wieczoru był niewątpliwie Universe, zespół – legenda, obecny od ponad 25 lat w polskiej muzyce rozrywkowej.

Licznie przybyli goście, w tym dziennikarze, świetnie bawili się przy dźwiękach bardziej i mniej znanych przebojów w specjalnych akustycznych wykonaniach. Publiczność dała się wciągnąć do zabawy, najpierw przez PIN, później wspólnie śpiewając takie hity Universe jak „W perły zmienić deszcz” czy „Bo to taka piękna miłość”. Nastrojowe ballady jak i bardziej żywiołowe piosenki spowodowały, że czas podczas występów mijał błyskawicznie.

W programie wieczoru przygotowano dla zgromadzonych wielką niespodziankę. Po kilkudziesięciu minutach koncertu, lider zespołu, Henryk Czich, zaprosił na scenę muzyków, którzy tworzyli Universe w latach osiemdziesiątych. Pojawili się więc Piotr Jarosz, który grał w latach 1985-1988 na gitarze basowej, Eligiusz Badura, grający na gitarze elektrycznej w latach 1983-1985, Leszek Żuchowski, instrumenty klawiszowe 1983-1985 oraz Janusz Piechaczek, perkusista Universe w latach 1984-1985.

Losy muzyków z tamtych lat, po rozstaniu z Universe, potoczyły się bardzo różnie. Piotr Jarosz mieszka aktualnie na Śląsku, zawodowo związany jest już z zupełnie inną branżą. Jednak po godzinach nadal grywa na gitarze basowej, chociaż wyłącznie dla przyjemności.

Eligiusz Badura wyemigrował do Niemiec. Dalej związany jest z muzyką. Wielką niespodzianką dla zgromadzonych była przywieziona przez niego gitara, na której zagrał słynną solową partię „Bluesa na wpół do piątej rano” w Opolu. Została kupiona przez niego na początku lat osiemdziesiątych we Francji, nota bene na słynnym placu Pigalle. Jak sam mówił, do dzisiaj gra na tej gitarze sprawia mu wielką przyjemność.

Leszek Żuchowski, w tamtych czasach mieszkał w Warszawie i dojeżdżał na próby na Śląsk pociągiem. Muzycy wspominali, że gdy pojawił się kiedyś w białej koszuli, narzekał na zanieczyszczone śląskie powietrze, od którego brudziła mu się nieskazitelna biel kołnierzyka. Później wyemigrował do Francji by ostatecznie powrócić do Warszawy. Obecnie pracuje w branży informatycznej, po godzinach wraz ze swoimi kolegami z upodobaniem grywa bluesa i można go niekiedy spotkać w warszawskich klubach.

Z Leszkiem Żuchowskim związana jest jeszcze jedna ciekawa historia. Otóż w czasach Universe grał na instrumentach klawiszowych. Jednak w większości teledysków można go zobaczyć z gitarą! Jak sam przyznaje, gitara zdecydowanie lepiej wypadała w obiektywie kamery, stąd – mimo, że wtedy nie umiał na niej dobrze grać – występował właśnie z tym instrumentem. Dzisiaj gra na niej zawodowo.

Janusz Piechaczek, perkusista zespołu, również wyemigrował do Niemiec. Mimo wielu lat przerwy w graniu, nie zapomniał nic ze swoich umiejętności i na koncercie dał pokaz prawdziwego kunsztu muzycznego. Co ciekawe, podczas prób na kilka godzin przed występem, nie mając do dyspozycji perkusji, grał po prostu na stole, co wychodziło mu doskonale.

22 października, w Pałacu Lubomirskich, ubrani w koszulki z wizerunkiem Mirka Breguły muzycy zagrali dwa bluesowe hity lat osiemdziesiątych. Pierwszym z utworów była „Kolorowa gazeta”, z tekstem napisanym przez nieżyjącego już Jacka Skubikowskiego. Drugim utworem był „Blues na wpół do piątej rano”, znany z wykonania na festiwalu opolskim w 1984 roku.

Swój występ dinozaury zadedykowały Mirkowi Bregule, nieżyjącemu już liderowi i współzałożycielowi Universe. Nie trzeba chyba dodawać, że te wykonania wzbudziły ogromny aplauz publiczności. Po koncercie Andrzej Lampert, wokalista i lider zespołu PIN, komentował na gorąco „Wyraźnie widać różnicę w sposobie grania dzisiejszych muzyków a wykonawców z lat osiemdziesiątych. Chciałbym by PIN nawiązywał do tych dobrych wzorów, gdy nie stosowano trików technicznych a muzyka powstawała i grana była bardzo żywiołowo.”

Na koniec występu, po bisach, PIN i Universe zagrali razem bardzo nastrojowy utwór „Niby bracia”. Henryk Czich i Andrzej Lamper wspólnie śpiewali, wspominając zeszłoroczny występ podczas festiwalu Stróżów Poranka, na którym ten sam utwór Andrzej Lampert zagrał z Mirkiem Bregułą. Jak się potem okazało, był to ostatni występ Breguły na scenie.

Występ PINu i Universe należy zaliczyć do jednego z najciekawszych wydarzeń związanych z polską muzyką, które miały miejsce w stolicy, a obecność członków składu Universe z lat osiemdziesiątych była świetną okazją do przypomnienia sobie klimatu tamtych lat. Muzycy nie wykluczają kolejnych wspólnych występów.

autor: Andrzej Niewierski

http://www.wiadomosci24.p...62.html#artykul


Ale zazdroszę tym którzy TAM byli... Musiało być super !
Czy dla nas Fanów, też zrobią kiedyś wspólny koncert...
Mam nadzieję że na koncercie zespołu PIN w Spodku też będzie ekstra.

Na koniec występu, po bisach, PIN i Universe zagrali razem bardzo nastrojowy utwór „Niby bracia”. Henryk Czich i Andrzej Lamper wspólnie śpiewali, wspominając zeszłoroczny występ podczas festiwalu Stróżów Poranka, na którym ten sam utwór Andrzej Lampert zagrał z Mirkiem Bregułą. Jak się potem okazało, był to ostatni występ Breguły na scenie.

cholewka poryczalam sie
No,no świetnie....musiało być naprawdę extra no i ten tytuł "Dinozaury" to po prostu brzmi dumnie.



No,no świetnie....musiało być naprawdę extra no i ten tytuł "Dinozaury" to po prostu brzmi dumnie.

A mnie to słowo jakoś nie pasuje... Ja rozumiem Dinozaurem nazwać np. panią Santor, która śpiewa i występuje od 59 roku... Ale w wypadku naszych chłopców wydaje mi się to jednak zbyt drastyczne
te "perełki" których słuchaliśmy kiedyś w RU a I-studio podał na ShoutBoxie specjalnego linka...to nie były próby z Toporni...to były próby przed koncertem w Warszawie :)
Witam
Pewnie masz rację Zosiu. Nie mogliśmy być na koncercie w Warszawie, ale umożliwiono nam odsłuchanie prób. Bardzo miło ze strony Zespołu.
Pozdrawiam
Ola.


A mnie to słowo jakoś nie pasuje... Ja rozumiem Dinozaurem nazwać np. panią Santor, która śpiewa i występuje od 59 roku... Ale w wypadku naszych chłopców wydaje mi się to jednak zbyt drastyczne
...Chorzowianko no tak może to zbyt drastyczne ale jednak trzeba stwierdzić ,że Universe gra juz ponad 25-lat a to jakby nie było ćwierć wieku.Nasz kochany zespół jest ikoną na polskim rynku muzycznym i tyle...lata w tym przypadku nie przeszkadzają ale tylko utwierdzają mnie w wierze , że słucham zespołu najbardziej wartościowego ze wszystkich możliwych . To chciałem tylko dopisać do komentarza CHORZOWIANKI którą serdecznie pozdrawiam Pozdrowionka z opolskiego

A mnie to słowo jakoś nie pasuje... Ja rozumiem Dinozaurem nazwać np. panią Santor, która śpiewa i występuje od 59 roku... Ale w wypadku naszych chłopców wydaje mi się to jednak zbyt drastyczne

A mnie sie wydaje ze tym slowem okreslono te 4 fantastyczne osóbki,ktore grały z universe w poprzednich skladach
Dinozaury - tak o sobie mówią Piotr Jarosz, Eligiusz Badura, Leszek Żuchowski, Janusz Piechaczek, bynajmniej nie chodziło tu o naszych chłopców. Jeszcze dużo wody upłynie zanim będziemy ich tak nazywać.