grueneberg
Dwie kobiety wprowadziły mnie na salę i natychmiast zjęły ze mnie ciuchy, nakrywając tylko cieńkim materiałem. Skurcze zaczęły się już na całego i mogłam tylko zaciskać zęby z bólu, już nie mówiąc o tym, że zaczęłam się okropnie pocieć z wysiłku.
- Przyj.- poradziła starsza z pielęgniarek. Obie uwijały się jak w ukropie. W końcu nie wytrzymałam bólu i zaczęłam krzyczeć, jednocześnie przeżywając dokładnął powtórkę tego co 9 lat temu. Tyle że wtedy był przy mnie jedynie kochanek, do którego nie czułam nic więcej poza sympatią, a teraz towarzuyszył mi mężczyzna mojego życia.
Po serii parć i sporej dawce bólu wydałam na świat potomka. Młodsza położna natychmiast wzięła chłopca na ręce i umyła go z krwi. Ja natomiast odetchnęłam zmęczona i spojrzałam z miłością najpierw na Lee, a potem na dziecko, które mi podano. Przytuliłam kwilącą istotkę do swojej piersi. A z moich oczu popłynęły łzy. Dzięki Duchowi Lasu całą sobą przeżywałam cud stworzenia.
- To TWÓJ SYN...- zwróciłam się do Lee, z naciskiem na dwa ostatnie słowa. Nie chciałam niedopowiedzeń. To dziecko należało do niego i małam głęboko gdzieś kto był biologicznym ojcem.
- No dobra...- pielęgniarka spojrzała złm okiem na Lee.- a kobiea właśnie wdała na świat dziecko. Nie sądzę by jakikolwiek mężczyzna był to kiedykolwiek w stanie zrozumieć, więc wytłumaczę to panu po waszemu. Ona jest zmęczona i wyczerpana. Potrzebuje odpoczynku. Nie wątpię w pańskie dobre intencje, ale tym co najbardziej jej teraz pomoże jest spokój i cisza. Więc z łaski swojej proszę nam teraz pozwolić ją przewieźć na salę szpitalną, a samemu wrócić do swoich obowiązków. Wypiszemy ją za 2 dni, ale dzisiaj może pan już nie przyjeżdżać.- oznajmiła, po czym spojrzała kątem oka na Hasei.
Pokiwałam głową.- Zrób co Ci kazały, kochanie... Idź do Neko, musi się zamartwiać... Jest w domu...- wyszeptałam, potem kobiety zabrały łóżko i powiozły mnie do Sali Szpitalnej.
Hanita Hyuuga, podobnie jak inne kobiety wcześniej, została wpierw rozebrana i przebrana w niebieski, lekki materiał jakim szczycą się firanki albo też obrusy do stołów. Jadąc szybko na specjalnym wózku, kierowanym przez wprawioną w tym pielęgniarkę(tej ochlapanej herbatą) patrzyła jak mija zaświecone żarówki halogenowe. Wyglądało to jak droga dwupasmowa, jednak kolor zielono-lazurowy sufitu psuł efekt. Wreszcie, po maniakalnych krzykach rodzącej chuuninki, która czuła wychodzące z jej ciała dziecko, dotarła bez większych przeszkód na salę porodową. Zdziwiła się strasznie, że drobna i wydawało się słabiutka opiekunka po prostu udźwignęła ją i delikatnie położyła ją na "stole".
Hanita była cała spocona. Nawet nie zorientowała się, gdy do środka pomieszczenia weszła dwójka lekarzy. Jeden od samego odebrania dziecka, a drugi od...po prostu ma pilnować reszty. Ten pierwszy, patrząc na pochwę rodzącej jak na zwykłą możliwość zarobku, podciągnął gumową rękawicę na prawej dłoni, która wydała ten nieprzyjemny, gumiasty dźwięk.
-Wszystko będzie dobrze-obiecał, spoglądając to raz na drugiego lekarza, potem na pielęgniarkę i na Hanicie kończąc.-Jesteśmy z panią.
Kończąc swoje słowa dość (nie)pokrzepiająco, przystąpił do czynu. Hyuuga rodziła.
Po wielu afirmacjach i problemach związanych z samym porodem, na świat wyszedł kolejny konohańczyk. Lekarz prowadzący cały ten zabieg, wytarł starannie dzieciątko z krwi i płynów, by potem zawinąć je w biały ciepły i miękki materiał (zupełne przeciwieństwo tego, co sama matka miała na sobie). Mężczyzna ten, uśmiechając się zadowolony nie tylko z udanego porodu ale także z tego, że znów zarobi, oddał noworodka w ręce Hanity, mówiąc:
-Gratuluję. Jest pani matką zdrowego CHŁOPCZYKA.
Choć ostatnie słowa były dość przygłuszone przez żałosny krzyk dziecka, Hyuuga doskonale wiedziała co lekarz powiedział. Przytuliła do siebie swojego malca, całując w mokre czoło. Po parunastu minutach sala znów była pusta.
NMMT
- Przyj.- poradziła starsza z pielęgniarek. Obie uwijały się jak w ukropie. W końcu nie wytrzymałam bólu i zaczęłam krzyczeć, jednocześnie przeżywając dokładnął powtórkę tego co 9 lat temu. Tyle że wtedy był przy mnie jedynie kochanek, do którego nie czułam nic więcej poza sympatią, a teraz towarzuyszył mi mężczyzna mojego życia.
Po serii parć i sporej dawce bólu wydałam na świat potomka. Młodsza położna natychmiast wzięła chłopca na ręce i umyła go z krwi. Ja natomiast odetchnęłam zmęczona i spojrzałam z miłością najpierw na Lee, a potem na dziecko, które mi podano. Przytuliłam kwilącą istotkę do swojej piersi. A z moich oczu popłynęły łzy. Dzięki Duchowi Lasu całą sobą przeżywałam cud stworzenia.
- To TWÓJ SYN...- zwróciłam się do Lee, z naciskiem na dwa ostatnie słowa. Nie chciałam niedopowiedzeń. To dziecko należało do niego i małam głęboko gdzieś kto był biologicznym ojcem.
- No dobra...- pielęgniarka spojrzała złm okiem na Lee.- a kobiea właśnie wdała na świat dziecko. Nie sądzę by jakikolwiek mężczyzna był to kiedykolwiek w stanie zrozumieć, więc wytłumaczę to panu po waszemu. Ona jest zmęczona i wyczerpana. Potrzebuje odpoczynku. Nie wątpię w pańskie dobre intencje, ale tym co najbardziej jej teraz pomoże jest spokój i cisza. Więc z łaski swojej proszę nam teraz pozwolić ją przewieźć na salę szpitalną, a samemu wrócić do swoich obowiązków. Wypiszemy ją za 2 dni, ale dzisiaj może pan już nie przyjeżdżać.- oznajmiła, po czym spojrzała kątem oka na Hasei.
Pokiwałam głową.- Zrób co Ci kazały, kochanie... Idź do Neko, musi się zamartwiać... Jest w domu...- wyszeptałam, potem kobiety zabrały łóżko i powiozły mnie do Sali Szpitalnej.
Hanita Hyuuga, podobnie jak inne kobiety wcześniej, została wpierw rozebrana i przebrana w niebieski, lekki materiał jakim szczycą się firanki albo też obrusy do stołów. Jadąc szybko na specjalnym wózku, kierowanym przez wprawioną w tym pielęgniarkę(tej ochlapanej herbatą) patrzyła jak mija zaświecone żarówki halogenowe. Wyglądało to jak droga dwupasmowa, jednak kolor zielono-lazurowy sufitu psuł efekt. Wreszcie, po maniakalnych krzykach rodzącej chuuninki, która czuła wychodzące z jej ciała dziecko, dotarła bez większych przeszkód na salę porodową. Zdziwiła się strasznie, że drobna i wydawało się słabiutka opiekunka po prostu udźwignęła ją i delikatnie położyła ją na "stole".
Hanita była cała spocona. Nawet nie zorientowała się, gdy do środka pomieszczenia weszła dwójka lekarzy. Jeden od samego odebrania dziecka, a drugi od...po prostu ma pilnować reszty. Ten pierwszy, patrząc na pochwę rodzącej jak na zwykłą możliwość zarobku, podciągnął gumową rękawicę na prawej dłoni, która wydała ten nieprzyjemny, gumiasty dźwięk.
-Wszystko będzie dobrze-obiecał, spoglądając to raz na drugiego lekarza, potem na pielęgniarkę i na Hanicie kończąc.-Jesteśmy z panią.
Kończąc swoje słowa dość (nie)pokrzepiająco, przystąpił do czynu. Hyuuga rodziła.
Po wielu afirmacjach i problemach związanych z samym porodem, na świat wyszedł kolejny konohańczyk. Lekarz prowadzący cały ten zabieg, wytarł starannie dzieciątko z krwi i płynów, by potem zawinąć je w biały ciepły i miękki materiał (zupełne przeciwieństwo tego, co sama matka miała na sobie). Mężczyzna ten, uśmiechając się zadowolony nie tylko z udanego porodu ale także z tego, że znów zarobi, oddał noworodka w ręce Hanity, mówiąc:
-Gratuluję. Jest pani matką zdrowego CHŁOPCZYKA.
Choć ostatnie słowa były dość przygłuszone przez żałosny krzyk dziecka, Hyuuga doskonale wiedziała co lekarz powiedział. Przytuliła do siebie swojego malca, całując w mokre czoło. Po parunastu minutach sala znów była pusta.
NMMT