ďťż

grueneberg

http://www.universe.pl/koncerty.html



http://www.ckstkalwaria.com/


Jejkaaa nie mogę się tam dodzwonić Mam nadzieję, że są jeszcze bilety... .
koncert biletowany?
Jak widać na zamieszczonej przez i-studio stronie - biletowany To chyba nic dziwnego, nie


Kurde ludzie, dlaczego na każde słowo jarka reagujecie z pewną agresją, ironią?
Kiedys tam, coś tam napiisał a wlecze się to za Nim...
To było tylko zwykłe pytanie...

Kurde ludzie, dlaczego na każde słowo jarka reagujecie z pewną agresją, ironią?
Kiedys tam, coś tam napiisał a wlecze się to za Nim...
To było tylko zwykłe pytanie...


Akurat w tym temacie na szczęście nie widzę żadnej agresji ani ironii, której też jestem przeciwna...no chyba, że to co złe zostało już usunięte

Kurde ludzie, dlaczego na każde słowo jarka reagujecie z pewną agresją, ironią?
Kiedys tam, coś tam napiisał a wlecze się to za Nim...
To było tylko zwykłe pytanie...
Justynko Dziekuje,moja Ty ziomalko z Zaglebia Dabrowskiego.
Do Kalwarii dotarłam około południa. Ponieważ mama nie pozwoliła mi wracać po nocy do domu, musiałam znaleźć nocleg. Właściciel kwatery, był na tyle miły, że wyjechał po mnie na dworzec, abym nie błądziła Przy okazji pokazał mi gdzie jest Centrum Kultury, co oczywiście niewiele dało, bo potem i tak się musiałam jeszcze ze trzy razy pytać, zanim trafiłam na miejsce. Kalwaria Zebrzydowska to całkiem urocze miasto, wydało mi się niezwykle spokojne i trochę senne. Wczoraj idąc już do Centrum, praktycznie na ulicach nie było ludzi, więc nawet miałam problem z zapytaniem się o drogę. Dziś po 8 rano idąc na dworzec nie spotkałam ani jednego człowieka. Może właśnie w tej ciszy i spokoju tkwi urok, widać już troszkę górski charakter tego miasta, gdzieś w oddali widać łagodne wzniesienia. Pewnie zielone wiosną i latem.

Chociaż koncert zaczynał się o 18, już przed 15 postanowiłam udać się do Centrum Kultury, biorąc pod uwagę, że tak od razu to tam nie trafię. Doszłam gdzieś przed 16:00 Odebrałam bilet, przy okazji zamieniłam rząd drugi na rząd pierwszy Jeszcze telefon do Bozu, która zapewnia mnie, że jedzie Część chłopaków z Zespołu już była, trwały próby, potem przyszła także pani Beatka i pozostali chłopcy Bozu też dotarła razem z synkiem (pozdrowienia No to czekamy razem na koncert, coraz więcej ludzi się schodzi. No i wreszcie pozwalają nam wejść na salę, o 18 zaczyna się koncert. Wiem, że się będę powtarzać, ale cóż innego mogę napisać. Koncert jak zawsze był piękny, kolędy w wykonaniu Universe brzmią wyjątkowo wspaniale, autorskie kolędy Universe są przepiękne, mają piękne słowa i cudowną melodię. Na początek moja ulubiona kolęda Przychodzi Jezus na świat. A potem następne, szczególnie podobają mi się aranżacje Dzisiaj w Betlejem, Pójdźmy wszyscy do stajenki, Przybieżeli do Betlejem. No i oczywiście Cicha Noc. Tekst tej kolędy nieco inny od tego znanego w moim regionie, ale przecież też piękny. Po kolędach jeszcze inne piosenki: Kocham więc to co jest, Nie wiem czy to miłość, Znów kochać kwiaty, Wołanie przez ciszę. I oczywiście bisy Hej Panie B oraz Deszczowa Nieznajoma.
Koncert był wspaniały, niesamowicie piękne są te koncerty kolędowe, zresztą każdy koncert jest wspaniały, można słuchać i słuchać bez końca. Chłopcy dali z siebie wszystko, jak zawsze wszystko było profesjonalne i prosto z serca. Dziękuję Ile mi te koncerty dostarczają radości, tak bardzo zawsze mnie cieszy możliwość wysłuchania tych cudownych i ciepłych dźwięków na żywo. Zawsze też się cieszę, że mam okazję spotkać się z Wami, kochana RRU, szkoda, że nie było nas tu więcej, ale przecież będą jeszcze okazje Już się nie mogę doczekać kolejnej.

Dziękuję wszystkim z całego serca, pozdrawiam serdecznie panią Beatkę, Zespół, Bozu, jej synka, Megy (chyba nie przekręciłam nicka), i wszystkich innych. Jeśli jeszcze był ktoś z forum, a nie wymieniłam to przepraszam. Po wstawionych fotkach widzę, że była także Dasiaa, dla Ciebie również pozdrowionka

Po koncercie jak zawsze czas na rozmowy, autografy, zdjęcia. Centrum Kultury opuszczamy z Bozu i jej synkiem jako ostatni chyba Zaraz za busikiem. Idziemy w kierunku centrum miasta, tam czekamy razem na męża Bozu w jakieś małej kafejce. Serdecznie dziękuję dla Bozu i jej męża za podwiezienie mnie na kwaterę, oczywiście, znowu nie umiałam wskazać drogi

Piękny koncert, niezapomniane pozytywne przeżycia, które na zawsze pozostaną w mym sercu Dziękuję wszystkim
Jak już Ginny powyżej wspomniała - na koncert dotarłam "Przez" nią dotarłam
Bo Ginny to nie pozwala posiedzieć w domu jak jest koncert w pobliskiej okolicy
Bo ona to chyba swojego nicka wzięła od takiego dodatku do toniku
Gin-ny rozgrzewa do działania, Gin-ny budzi wyrzuty sumienia (troszkę inaczej niż "dodatek", bo ona - przed, a on - po )
Tak na marginesie dodam, że Ginny ma również wiele innych zalet, m.in. doskonale orientuje się gdzie i jak wyszukać najlepsze połączenie komunikacji zbiorowej. Potrafi również zarezerwować super miejscówki w pierwszym rzędzie

Ginny z Zamościa tyle kilometrów drałuje - pomyślałam - to ja z Krakowa też dam radę
Logistycznie za sprawą mojego chłopa nastąpił tradycyjnie już "zespół ostatniej chwili".
O 15:30 - trochę nerwowa - byłam jeszcze w Krakowie, miotając się w rozkładzie jazdy, telefonach i nasilających się zapytaniach małego Bozu
15:50 - następuje apageum nerwowości, fruwa odzież wierzchnia, galopkiem ruszamy do taksówki.
16:15 - rozpoczynamy galopek na dość obszernym dworcu autobusowym w poszukiwaniu busika mającego odjechać o 16:20. W ostatniej chwili udaje nam się dopaść drzwi i wsiąść do maszyny. Kierowca z lekkim niepokojem pozwala nam zapakować się na pokład, bo po tym pędzie to tak całkiem normalnie to raczej się nie prezentujemy
Zajmując miejsca synchronicznie robimy "uuuuuuuuuuufffffffffffffffff" i ruszamy w nieznane, bo zupełnie nie mamy pojęcia gdzie wysiadać i jak dotrzeć na ul. Broniewskiego. Synuś siedzi cosik lekko zgrzany i lekko zamyślony - to piewsze mnie nie dziwi , drugie - trochę niepokoi, ale tylko do czasu, aż po jakichś 15 minutach rzuca z szelmowskim uśmiechem krótkie: "ale szalooooona wyprawa"
Ok. 17:05 widząc napis "Kalwaria Zebrzydowska - przystanek autobusowy" wypakowujemy się i rozpoczynamy wywiad środowiskowy w celu określenia kierunku, w jakim powinniśmy się udać. Obieramy kurs "do góry i później pytać" Dla pewności dopadamy postój taksówek i po jakichs 30 sekunach jesteśmy na miejscu. Galopkiem po schodach i uuuuuuuffffffffffff Ginny i Beatka na horyzoncie Powitanko, odbiór bilecików, dymek, kolejne powitanka i zaczynają wpuszczać na salę.
Rząd pierwszy - ledwie 1,5 meterka do niewysokiej sceny tzw. full kontakt Nie wiem dlaczego pan zapowiadacz z dziwna troską proponuje nam przeniesienie do dalszych rzędów za co uprzejmie mu dziękujemy. Miejscówka okazuje się poza tym "full kontaktem" mieć wiele innych zalet np. mały Bozu może zrezygnować z siedzenia na foteliku i zająć luzacką pozycyjkę na poziomie podłogi i bębnić sobie zapatrzony w Grzesia i jego perkusję. Grzegorz bowiem tym razem zupełnie "na widoku" znaczy pozbawiony tej przeźroczystej otulinki
Reszta zespołu też lekko odmieniona - szczególnie choreograficznie Ruch sceniczny raczej ograniczony do przytupywania w podnóżki krzesełek i lekkie "góry" bujanie Wojtek tradycyjnie i tu się wyróżniał znaczy bujał się jakby obszerniej, a nawet powiedziałabym kręcił się i podrygiwał (szczególnie jak wykonywał partię wokalne solo )
Tak więc jak dla mnie choreograficznie na plus znaczy mało kontuzjogenne
Z gardłem też raczej bez większego szwanku, bo mi się tak jakoś przy własnym dziecku nie wypadało wydzierać bez umiaru. Trza przecież dawać dobry przykład jak się zachować na kulturalnej imprezie Co prawda jedną "wtopę" zaliczyłam, bo się dałam wpuścić Heniowi na minę przed "Kocham więc to co jest". Jakoś tak zagadnął o ten cudny refrenik, że kto zna to może z nimi oczywiście pośpiewać i normalnie nie wiem czemu (jeszcze zanim zaczęli grać) mi się tak na cały głos (w ramach chyba takiej autopróby ) wyrwało "para... para..." Dobrze, że wtedy siedziałam z moim dzieckiem na poziomie podłogi to przynajmniej mnie nikt, oprócz pierwszego rzędu, nie widział
No jeszcze chłopaki mnie widzieli i to doskonale, ale oni to się chyba bardzo nie zdziwili Poza tym małym solowym incydentem to grzecznie się włączałam do repertuaru (opisanego już powyżej przez Ginny).
Pośpiewaliśmy sobie całkiem słusznie, o klaskaniu nie wspomnę , ale i tak czuję lekki niedosyt. Tak to jest jak człowiek sobie nie chce przyzwoitej opinii rodzicielskiej zszargać
Czasem się trzeba poświęcić Efekty poświęceń były widoczne już po koncercie, jak synuś chcąc dostać autograf stał grzecznie przez 10 minut za plecami Henia i czekał aż ten skoczy rozmowę. Jak go zapytałam "czemu łosiu stoisz jak słup? " to mi odpowiedział "Bo nie chcę przeszkadzać" Taki super wychowany jest mały Bozu
Oczywiście jak przychodzi do mamusi to mu się wyłącza kontrolka i tak np. w tym samym dniu chwilę wcześniej najpierw zobaczyłam wyciągnietą łapkę, a później usłyszałam "mama daj cztery dychy" Dopiero po znaczącym chrumknięciu dorzucił "... proszę" Na słuszny cel w tym pięknym stylu łapę wyciągał, bo reedycję "Mijam jak deszcz" chciał zakupić, to dałam bez dodatkowego kazania
Oblicze miał szczęśliwe, bo go szczęście w wielkiej ilości dopadło, bo i super koncert, i płyta w garści, i autografy pozbierał, i "ciotki" (Beatka i Ginny) fajne poznał i jeszcze się na frytki i colę załapał (na mini spotkanku "po" w składzie on, ciocia Ginny i mamusia). Spotkanko mini, ale bardzo miłe. Niestety transport dotarł i nie posiedzieliśmy zbyt długo. Zostawiwszy Ginny dla pewności (braku zagubienia ) pod samymi drzwiami miejsca noclegu wróciliśmy do domu.

To była - jak rzekł mały Bozu - "szalooooona wyprawa". Na skali mojego szaleństwa do maksa jednak troszkę brakowało Przed kolejnym wspólnym koncertem muszę mu zrobić wykład o tym, że dorośli też muszą czasem pokrzyczeć i poskakać... i będzie git