grueneberg

Jaskinia. Zwyk³a jaskinia, zaro¶niêta, która mia³a drugie dno. G³êboko dalej by³a ¶wi±tynia...

Ogromne pomieszczenie...wykute w skale.Bez ¿adnych szlifów, upiêkszeñ i innych takich...surowa ska³a...naprzeciw wej¶cia, na ¶cianie by³o ogromne malowid³o, przedstawiaj±ce pó³ksiê¿yc...na jego ciemnym polu by³o widaæ 3 króciutkie kreseczki...niby po pazurach albo k³ach...o dziwo...nie by³o ciemno...pomieszczenie by³o o¶wietlane przez czerwone i bia³e runy, namalowane na Stercz±cych obeliskach...by³y ostre i gro¼ne...
Na ¶rodku by³ o³tarz...wzniesienie, które by³o tu¿ pod dziur± w sklepieniu...widaæ by³o promienie s³oñca, ale by³y one niewyra¼ne...zas³aniane przez drzewa i ¶ció³kê...

-¦wi±tynia Ksiê¿yca...dawno mnie tu nie by³o...to ju¿...ze 36 lat...-powiedzia³ spokojnie demon, przez zamkniête oczy...tylko tak móg³ widzieæ to, co ja-Podejd¼ do o³tarza...-powiedzia³ do mnie, zwracaj±c uwagê na wzniesienie.
Podszed³em do o³tarza...by³a na nim dok³adnie ta sama pieczêæ, któr± mia³em na plecach. Otworzy³em oczy z przera¿enia i cofn±³em siê nieznacznie, patrz±c na pieczêæ.

-My¶lisz, ¿e Twój dziadek by³ taki genialny? To by³ g³upiec! Zer¿n±³ pieczêæ st±d, dziêki czemu teraz jestem w Tobie!-zawarcza³, widz±c pieczêæ-Gdyby nie Hachibi...nadal bym sobie spokojnie spa³ tutaj...pod t± pieczêci±...-westchn±³, po czym znów uspokoi³ siê.Rozgl±da³em siê po ¦wi±tyni z przera¿eniem...wmurowa³o mnie w posadzkê...


Pein wchodzi do ¶wi±tyni ksiê¿yca i widzi stoj±cego przed wielk± ¶cian± pokryt± malowid³ami. Nie zdziwi³ go zbytnio widok ch³opaka gdy¿ co¶ w jego umy¶le ca³y czas mu mówi³o ¿e go to tu znajdzie.
-Witaj ponownie Tano. Pewnie ucieszysz siê na wie¶æ ¿e to chyba nasze ostatnie spotkanie prawda? Wiedzia³em ¿e ciê tu znajdê. Mo¿e wreszcie pozna³e¶ prawdê o swoim klanie ale my¶lê ¿e ta prawda jest dalej g³êboko ukryta ale twój dziadek chcia³by by¶ t± prawdê sam odkry³ tak samo prawdê o tym...-Pein na chwilê przymilk³ tak jakby co¶ zdziwi³o go w tych malowid³ach jednak¿e po chwili kontynuowa³- dlaczego masz w sobie demona. Dlaczego demon nie móg³ zostaæ zapieczêtowany w twojej siostrze albo dlaczego nie móg³ byæ to ktokolwiek inny. Widzisz po tylu latach namys³u dochodzê do jednego wniosku jaki zostawi³ po sobie twój dziadek...ty...po prostu jeste¶ wybrañcem.
-To jest...to tu...Ookami by³ przed wieloma laty u¶piony...-wymrucza³em, jakbym ju¿ nie spostrzega³ Peina, jako z³o konieczne.Patrzy³em na o³tarz i by³em blady, jak ¶ciana.
-Pein...wiêc to...wiêc tak to wygl±da³o?¯yjê, bo to Ty mnie uratowa³e¶?-spyta³em, nie odwracaj±c siê...zapatrzony by³em w to miejsce
Pein westchn±³ g³êboko tak jakby ju¿ dawno wiedzia³ ¿e ta rozmowa musi nast±piæ chocia¿ wcale go to nie uszczê¶liwia³o
-No có¿! Nie spotka³a by ciê ¶mieræ tylko co¶ gorszego. Orochimaru prowadzi³by nad tob± badania, pozbawi³ cia³a a twoja dusza b³±ka³a by siê po wszech¶wiecie chocia¿ ty by¶ czu³ tylko nico¶æ. I dlatego uwa¿am ¿e twoja siostra ¿yje a mo¿e nawet jest tutaj z nami obecna. Oczywi¶cie je¿eli Orochimaru j± odnalaz³ co by³o raczej trudne w¶ród takiego chaosu. W ka¿dym razie jest pewne ¿e twoja siostra zosta³a obdarzona niezwyk³± moc±.


Zacisn±³em piê¶æ z gniewu.Ju¿ mia³em nieco inne zdanie o Peinie, ale nadal...to by³ w koñcu Akowiec...i nienawidzi³ Jinchuuriki...
-Zamilcz...nie masz prawa mówiæ o mojej siostrze...wiêc zamilcz!-krzykn±³em, odwracaj±c siê do niego.Spojrza³em na niego...i...to nie by³ ten sam Pein...do tej pory widzia³em jedynie bezwzglêdnego i okrutnego Akowca, a teraz...zauwa¿y³em w nim...cz³owieka...na prawdê przejmowa³ siê losem mojego klanu...to znaczy, ¿e na prawdê mia³ z nim kontakt...
-Powiedz mi...-mrukn±³em, uspokajaj±c siê-powiedz mi...dlaczego nale¿ysz do Akatsuki?Nienawidzisz Jinchuuriki...chcesz naszej ¶mierci...to czemu siê tak zachowujesz wobec mnie?Przecie¿ mam w sobie Juuichibi no Ookami...najgorsz± bestiê, jak± widzia³ ¶wiat...czemu mnie jeszcze nie z³apa³e¶?-spyta³em...z min± ma³ego dziecka, które nie rozumie, dlaczego jego zwierz±tko u¶piono...
Pein spojrza³ na Tano ¶miertelnie powa¿ny i poczu³ siê tak jak Achilles ugodzony w piêtê
-Poniewa¿...obieca³em to twojemu dziadku. I nie my¶l sobie ¿e jestem kim¶ kogo mo¿esz pos±dziæ o dobre serce. Nie chodzi o to ¿e nienawidzê sakryfikantóf tylko o to ¿e przekona³em siê nich tego jak s± ma³o ludzcy. Przyk³ad? To jak twój klan je wykorzystywa³ jeszcze za mojego dzieciñstwa by³o dla mnie wielkim ciosem. A do Aka wst±pi³em bo to jedyne miejsce gdzie mogê siê wykazaæ. Twoja przyjació³ka kiedy mnie zaatakowa³a u siebie w domu ¿yjê tylko dlatego ¿e obieca³em dla twojego dziadka ¿e bêdê cie chroni³ a gdybym j± zabi³ to wyzwoli³by¶ demona czyli co siê z tym wi±¿e by¶...umar³. Nigdy z nikim nie rozmawia³em o moim dzieciñstwie ale tobie to powiem. Nie zawsze by³em taki, to wojna zabra³a mi szczê¶cie i nadzieje na lepszy ¿ywot dlatego...dlatego ja... dlatego ja nie wie¿e w szczê¶cie. Uwa¿am ¿e to symulowane uczucie którego do¶wiadczyæ mo¿na tylko poprzez dotkniêcia gwiazd czyli zostania bogiem i wydaje mi siê ¿e mogê to osi±gn±æ za pomoc± mych oczu a tak¿e poprzez...¶mieræ.
Zamurowa³o mnie. Pein chcia³ mnie...chroniæ? Nie mog³em w to uwierzyæ...nie mog³em...
-A-Ale...skoro obieca³e¶ mnie chroniæ, to czemu ci±gle sprawiasz mi ból? To przez Ciebie dowiedzia³em siê, czym jestem! To przez Ciebie wszyscy mnie musz± pilnowaæ! A co do Akatsuki...to jest inna droga do bycia u¿ytecznym...wyka¿ siê w wioskach! Pomagaj, pracuj dla wiosek! A tak? Tylko niszczysz...my¶lisz, ¿e nie wiem, ¿e to Ty podpali³e¶ Akademiê w Konoha? Tak bardzo lubisz niszczyæ? To czemu akurat mnie chcesz chroniæ?!-t³umaczy³em desperackim g³osem. Mimo wszystko nie by³ mi obojêtny jego los... przecie¿... to te¿ jest cz³owiek...
Pein nie czu³ siê zaskoczony s³ysz±c taki tekst kierowany do niego. Móg³ siê tego spodziewaæ ale jednak wola³ wyja¶niæ Tano jego pytanie
-Po prostu d±¿y³em do tej rozmowy. Moja umowa z twoim dziadkiem koñczy siê gdy wiek szesnastu lat czyli ju¿ ciê nie muszê ochraniaæ. Fakt ¿e w domu Minako nie zabi³em jej chroni±c ciebie by³ wywo³any tylko tym ¿e musia³em ci to wyja¶niæ. A je¿eli mówisz bym zacz±³ pomagaæ wioskom to ja ci odpowiem. My¶lisz ¿e nie wiem jak ludzie bêdê patrzyli? A zreszt± mnie nie interesuje jak dojdê do swojego celu. Je¿eli wejdziesz mi w drogê to mogê ciê równie dobrze zabiæ jak i odepchn±æ za¶ je¿eli ciê szanujê to ust±piê ci drogi. Zazwyczaj wybieram to pierwsze by nie robiæ sobie wrogów i ¿eby nie brudziæ r±k. Zreszt± w tej jaskini siê rozstaniemy byæ mo¿e na zawsze. W takim razie masz- Pein wyci±ga z kieszeni medalion o ¶rednicy ok. 7,5 cm po czym rzuca go w stronê Tano- Otwórz go, w ¶rodku jest zdjêcie ca³ej twojej rodziny. ¯egnaj. I twój dziadek chcia³by by¶ go mia³ a tak¿e nosi³, odwiedzaj czasami zgliszcza twojego dawnego domu.
Mówi Pein po czym kieruje siê w stronê wyj¶cia ale tu¿ przed nim odwraca g³owê i patrzy na Tano tak samo jak wtedy gdy ratowa³ go z p³on±cej siedziby klanu Katoshi. W koñcu znowu kieruje siê ku wyj¶ciu.

Spojrza³em za odchodz±cym Peinem, po czym spojrza³em na medalion. Otworzy³em go i zobaczy³em zdjêcie ca³ej mojej rodziny...byli tam wszyscy! Mama, tata, kochana siostrzyczka, jak i zarówno dziadek i babcia... byli¶my szczê¶liwi...
Za³o¿y³em medalion na szyjê i wyszed³em ze ¦wi±tyni, nadal j± ogl±daj±c.

*olewaæ jaskiniê o:*
Dziewczyna spojrza³a na mnicha. -Czy to tu, proszê pana ? Ca³kiem ³adne miejsce... - by³a mi³a, by³a mi³a tylko chwilowo, potem i tak mia³a ich wszystkich zabiæ... U¶miechnê³a siê z lekka i skierowa³a swój wzrok w stronê bram...
-Tak to tu.. jak widzisz po³o¿enie tej jaskini jest specjalne.. Miejsce zosta³o specjalnie wybrane, by ¿aden z naszych braci nie móg³ kontaktowaæ sie z ¶waitem zewnetrzym.. Proszê Ciê zatem pamiêtaj o tym..
Nie rozmawiaj z nikim. Postaraj siê zachowaæ wszystko dla siebie!
Mnich otworzy³ bramy zobaczy³a¶ dosyæ d³ugi tunel teraz musieli¶cie do przej¶æ.
-Jasne proszê pana, jasne jak s³oñce... - mruknê³a, przechodz±c przez bramê i ruszaj±c tunelem coraz g³êbiej i g³êbiej... Obejrza³a siê za siebie, widz±c ¶wiat zewnêtrzny, dalej kpi±c z dobrej strony, która zamiera³a bardziej z ka¿d± chwil±, ona nie chcia³a, by ta siê uwolni³a, chcia³a, by zginê³a, chcia³a rz±dziæ jej cia³em, robiæ, co jej siê ¿ywnie podoba, kocha³a to ¿ycie, ¿ycie, którego tak rzadko zaznawa³a... (Ja te¿ chcê ju¿ skoñczyæ z dobr± Tuñk±, to okropnie mêcz±ce byæ dobrym -.-)
/ok, no skoro Very Happy sama siê o to prosisz Very HappyVery Happy/
Wreszcie przeszli¶cie przez tunel.. To co zobaczy³a¶ sta³o siê wielkim zaskoczeniem. Okaza³o siê, ¿e mnisi za³ozyli tu co¶, jakby w³asna oddzieln± cywilizacjê. Nie potrzebne im by³y wszystie nowinki techniczne, walki czy si³a. Postanowili uciec od wszystkiego.
Miejsce okaza³o siê niemal¿e rajem. Chyba juz wiesz dlaczego Sekai wybra³ to miejsce. Mo¿e na prawdê przed ¶mierci± sie zmieni³?
Przed wami nagle stan±³ bardzo stary cz³owiek. O jego wieku ¶wiadczy³y zmarszczki; wielka, ¶nie¿no-bia³a broda i krzywa postawa cia³a.
-Witam a wiêc tak wygl±da s³ynna Tanuki.. Bardzo dobrze siê spisa³e¶ San. Wracaj do swoich czynno¶ci teraz ja zaopiekujê siê naszym go¶ciem.

Tymczasem dobra Tuncia przerazi³a siê okropnie widz±c jak jej stopa zanika. Co najgorsze proces w³a¶nie dobieg³ koñca. Umocni³o to ¿³a stronê Tunci..
Zwiêkszaj±c jej si³ê o kolejne 3 punkty..
Co to wszystko mia³o znaczyæ? Jak sie zakoñczy..
Hmm... Id¼ w diab³y - pomy¶la³a ta z³a, bardzo zadowolona z obrotu sytuacji. -Jak Atlantyda, zaginiony l±d... - powiedzia³a sama do siebie, nie rozgl±daj±c siê, gdy¿ to, co ujrza³a przed sob± jej wystarcza³o. -Czy¿by ten g³upek siê zmieni³ ? Czy¿by postanowi³ byæ dobry ? Zostawi³ z³o i zdemoralizowanie ? Nie uwierzê, jak nie zobaczê... - szepnê³a w taki sposób, by mnich nie móg³ tego dos³yszeæ. - Czy Senkai rzeczywi¶cie wam pomaga³... ? - unios³a pytaj±co brew. Uprzejmo¶æ ? Do czasu.
-By³ najja¶niejszym przyk³adem, mêstwa, odwagi, pracowito¶ci, oddania.
Zawsze u¶miechniety, roze¶miany.. Niestety jak ju¿ zapewne wiesz umar³ w niewyja¶nionych.. okoliczno¶ciach.. Chyba, ¿e o tym mój pos³aniec Ci ejszcze nie powiedzia³zapytajnik
Starzec pochwyci³ rêkê Tanuki i teraz razem szli¶cie do tego raju..
Poci±gnê³a nosem. Nie podoba³o siê jej to, ¿e kto¶ by³ dobry. Tutaj by³o stanowczo za du¿o DOBRA. Za du¿o dobra, za ma³o z³a. Ruszaj±c za mnichem, zastanawia³a siê, co popsuæ w ich idealnym ¶wiecie... Musia³ byæ jaki¶ szkopu³, przecie¿ raj nie istnieje... -Proszê pana, znajduj± siê tu mo¿e jakie¶ wa¿ne, chronione miejsca ? Zajmujê siê ochron± takich miejsc... - powiedzia³a swoim niewinnym g³osikiem. Po co chcia³a to wiedzieæ ? Oczywi¶cie po to, aby zniszczyæ te miejsca, o.
-Dziecko ca³e to miejsce jest chronione przed negatywnym dzia³aniem ¶rodowiska zewnêtrznego.. Widzisz... Nie chcemy aby.. nasz ¶wiat sta³ siê taki brudny. JAk te, który jest na zewnatrz. To nasza doskona³a utopia..
Mamy tu czas na wszystko. Jeste¶my samowystarczalni..
Szli¶cie spokojnie mijaj±c kolejne domy. Ludzie spogladajac na starca k³aniali siê mu nisko.

Tymczasem dobra TAnuki straci³a lew± rêkê... Teraz jednak twa druga osobowo¶c nie poczu³a nic.. S³ysza³a tylko przera¼liwy wrzask..
-Um... - mruknê³a, ca³y czas pod±¿aj±c ramiê w ramiê ze starcem. Mia³a nadziejê, ¿e aleja siê w koñcu SKOÑCZY, za³atwi sprawê z pogrzebem i, prawdopodobnie, zniknie st±d tak szybko, jak siê i tutaj pojawi³a. Rozpiera³a j± energia summona, wrêcz emanowa³a chakr± i liczy³a na jej szybkie uwolnienie, gdy¿ nie mog³a jej ju¿ d³u¿ej utrzymywaæ w ca³kowitym wyciszeniu, kontroluj±c Tanuki, która w³a¶nie stawia³a opór... Ta dobra postanowi³a zaatakowaæ z³± stronê... Rozpoczê³a siê bitwa w umy¶le Tanuki, tym razem ani z³a, ani dobra strona natury dziewczyny nie wiedzia³a, która wygra...
-Widzisz ten malutki skromy domek o tam.. Tak to dom Senkai...
Spojrza³a¶ na budynek z zewn±trz. Mieszkanie wyda³o Ci siê okropna ruder±. O ile wszystkie budowle by³y piêkne to ten do takich nie nale¿a³. Dach pokryty by³ strzech±, ¶ciany zrobione z drewnianych pali zwi±zanych rzchin± a dla utrzymania stabilno¶ci sklejone dziwn± pap±..
~Czy to jaka¶ odmiana tutejszego cementu pomy¶la³a¶?~
Podchodz±c bli¿ej zauwa¿y³a¶, ¿e to nie by³ cement. Ma¼ by³a zbitk± b³ota, krwi, ³ajna, torfu itd.
Drzwi nie by³o, wej¶cie do cha³upy os³ania³a jedynie postrzêpiona narzuta.
Wreszcie staneli¶cie przed prowizorycznymi drzwiami. Poczu³a¶ odór. Wielki smród nie do wytrzymania. Zapach dochodzi³ z wewnatrz.
Starzec spojrza³ na Ciebie
-Cia³o zaczê³o siê ju¿ rozk³adaæ. Trochê ju¿ tu na Ciebie czekamy a jak zd±¿y³a¶ zauwa¿yæ jest tu bardzo gor±co.
Nie mog³a¶.. Po prostu nie wytzrymywa³a¶ odoru po chwili starzec zacz±³ co¶ mruczeæ sam do siebie us³ysza³a¶ z tego be³kotu tylko jedno zdanie
-Nigdy nie wyrz±dzi³a tyle z³ego,....
to przez ni± gin± w mêczarniach..
-Niech pan wybaczy, ale ja ju¿ chyba tego nie wytrzymam... - zatka³a nos i spojrza³a b³agalnie na starca i odsunê³a siê od drzwi, wiedzia³a, ¿e nie zniesie widoku cia³a Senkaia, a sam widok budynku przyprawia³ j± o md³o¶ci. Posunê³a siê w ty³, by nie czuæ zapachu, na tyle daleko, by nie s³yszeæ starca...
- Nie chcesz siê spotkaæ z osob±, na której tak Ci zale¿a³o? Hmmm...
Mêzczyzna teraz bacznie zacz±³ Ci sie przyhl±daæ.. Chyba zacza³ co¶ podejrzewaæ..

Tymczasem dobra Ty wrecz eksplodowa³a s³ysz±c s³owa straca..
- Mi zale¿a³o? Na tym g³±bie?
Dwie natury k³oci³y siê ze sob±. a obok was pojawi³ siê t³um ludzi. Chyba przyszli odwiedziæ zmar³ego brata.
-My¶la³am raczej, ¿e wrzucicie go bezceremonialnie do szklanej trumny i wystawicie ku uciesze ludu. Raczej nie chcê go widzieæ - powiedzia³a ta z³a, i od razu wtr±ci³a siê druga, dobra.
-A w³a¶nie, ¿e chce widzieæ tego mordercê i tak; nawet po ¶mierci zamierzam go skopaæ !
-Jasne, mam umieraæ za Ciebie, rakotwórcze grzyby i trupi jad Ciê nie interesuj±, bo to ja ¿yjê i ja cierpiê !
-[I see you!], sama siê pcha³a¶, oddawaj moje cia³o !
Tanuki z³apa³a siê za g³owê. Nie mo¿na by³o stwierdziæ, czy takie polecenie wyda³a jej z³a, czy dobra strona, bynajmniej wygl±da³o to dziwacznie. Po chwili dziewczyna opu¶ci³a rêce i do¶æ mechanicznym g³osem zwróci³a siê do mnicha.
-Prowad¼ pan do ¶rodka.
W g³êbi duszy trwa³a jednak zaciek³a batalia o dobro i o z³o, k³óci³y siê dwie natury, zaciekle rw±c sobie w³osy z g³ów.
Wygl±da³a¶ co najmniej smiesznie podczas tej walki ca³y t³um patrzy³ na Ciebie.. Us³ysza³a¶ jak jeden z ludzi, ktorzy siê pojawili powiediza³.
-Ciê¿ko jest jej teraz, pogodziæ siê ze ¶mierci± ukochanej osoby, któr± dopiero co siê odnalaz³o.. To musi byc dla niej nie ma³y szok..
Prowadzona przez starca do ¶rodka tej okropnej cah³upy astanawia³a¶ siê czy naprawdê mnisi nie mogli zatroszczyæ sie chocia¿ o zakonserwowanie zw³ok. Wreszcie wesz³a¶ do ¶rodka. Dok³adnie w centrum budy leza³o cia³o mê¿czyzny. Podeszli¶cie bli¿ej. W pierwszej chwili pomysla³a¶
~Tak to On. Wreszcie zap³aci³ za swoje uczynki.~ Ca³o¶æ gapiów wesz³a zaraz za wami tak, ¿e Ty, starzec byli¶cie teraz na ¶rodku obok cia³a a reszta obserwowa³a zdarzenie spod ¶cian. utworzyli cos na kszta³t okrêgu, zachowywali sie bardzo cicho wyrazaj±c w ten sposób szacunek dla cia³a. Wreszcie starzec odezwa³ siê do Ciebie ochryp³ym ale i bardzo powa¿nym g³osem. - Widzisz Moja Droga tak skoñczy³...
Spojrza³ na cia³o le¿ace obok was.. -Nie wiem co mam teraz Ci powiedzieæ wiem jak siê musisz czuæ Mi te¿ jest bardzo ciêzko.
Ostatecznie znów zacz±³ be³kotaæ us³ysza³a¶ znowu to samo zdanie..
-Nigdy nie wyrz±dzi³a tyle z³ego,....
to przez ni± gin± w mêczarniach..

Dobra Tanuki, do której dochodzi³y informacje od tej z³ej poczu³a wielka ulgê, gdy ta z³a przekaza³a jej, ¿e Senkai na prawde nie ¿yje.
Jednak nie mog³a za d³ugo siê cieszyæ, bo po chwili jej lewa goleñ znik³a..
Upad³a..
poleg³a pod ci꿱rem swojego cia³a nie utzryma³a równowagi cia³a.
-Do jasnej niebieskiej, ja go nie kocha³am, nigdy ! - krzyknê³a, wchodz±c do chaty. Na widok martwego Senkaia u¶miechnê³a siê szeroko. -I co, draniu, sam zabija³e¶, a teraz nie ¿yjesz... - wybuchnê³a g³o¶nym ¶miechem, czu³a, ¿e powoli remisuje z dobr± stron±...
Zgromadzenie spojrza³o na Ciebie zaskoczy³ ich taki nag³y wybuch. Widaæ by³o, ¿e oprócz zdziwienia na ich twarzy malowa³ siê ¿al a nawet z³o¶c.
Moment ciszy, który w tym momencie powsta³ przerwa³ starzec.
Podchodz±c do Ciebie i usmiechaj±c sie dziwnie. Wtedy ponownie us³ysza³a¶ te same s³owa.
-Nigdy nie wyrz±dzi³a tyle z³ego,....
to przez ni± gin± w mêczarniach..
Trzeci raz.. czy¿by to przypadek a mo¿e to jaka¶ wskazówka. Co przez to chcia³ powiedzieæ?

Wasze dwie osobowo¶ci pierwszy raz siê zgodzi³y spowodowa³o to poprawê po³±czenia pomiedzy wami, ustabilizowa³o trochê proces zanikania DOBREJ TANUKI.

Obie nie lubi³y zagadek. Obie chcia³y wiedzieæ, co oznaczaj± s³owa starca. A z³ej podoba³o siê nawet, ¿e teraz dobra mo¿e jej pomóc. -Czcicie co¶ ? - rzuci³a jak gdyby od niechcenia. -I jak zgin±³ ? Szczerze mnie to nie obchodzi, pytam siê z czystej ciekawo¶ci i satysfakcji...
- Nie, wierzymy tylko naszemu przywódcy, którym jest ten oto mê¿czyzna. On jest ¶wiat³o¶ci± i drog±, która mówi nam jak mamy postêpowaæ. Co jest dobre a co z³e..
Starzec u¶miechn±³ i powiediza³
-Czy naprawdê nie rozumiesz o co tu wsyzstko chodzi?
Jeste¶ a¿ tak ograniczona?
-Przykro mi. Jestem - powiedzia³a niedbale, odgarniaj±c w³osy. Co prawda pomy¶la³a o mi³o¶ci, o tym, ¿e je¶li on j± rzeczywi¶cie kocha³, móg³ umrzeæ przez z³amane serce... Jednak nie dopuszcza³a tej my¶li do siebie. Nie chcia³a, ¿eby inni cierpieli. Powoli miêk³a. Nie by³a doszczêtnie z³a, mia³a ludzkie uczucia, chcia³a byæ kochana, chcia³a byæ szczê¶liwa... Spojrza³a pytaj±co na starca. W jego wypowiedzi musia³ byæ ukryty jaki¶ szkopu³, co¶, o czym ona sama nie wiedzia³a...
- Dobrze o¶wiece Ciê. Bo widzisz.. Cia³o zawsze mo¿na spreparowaæ..
Proszê spójrz na te zw³oki czy to napewno Twój znajomy?
W sali s³ychac by³o gwar. Zbiorowisko by³o tak samo zaskoczone jak Ty?
O co w tym wszystkim chodzi³o?
By³o tyle pytañ.. Bardzo trudnych pozatym znów us³ysza³a¶ te same s³owa.
-Nigdy nie wyrz±dzi³a tyle z³ego,....
to przez ni± gin± w mêczarniach..
~Co to wszystko mo¿e znaczyæ?~ Pomysla³a¶..
Tymczasem Twoja prawdziwa ja ponownie zaczê³a odzyskiwaæ swoja si³ê.
Powróci³ jej jeden ze zmys³ów. (Wybierz sama)
W ka¿dym razie wyczu³a [w jakikolwiek sposób] drogê, Ciekawe gdzie j± ta droga zaprowadzi?
*chcê, ¿eby widzia³a o:*
Dobra strona sz³a. Sz³a szybko, czu³a, ¿e idzie, ale przecie¿ i¶æ nie mog³a. Czy¿by by³ tu skutek jej my¶li, jej umys³u ? Nie wiedzia³a.
Z³a natomiast zwróci³a siê do starca. -Czy to rzeczywi¶cie senkai ? Nie wiem... - podesz³a do cia³a i spojrza³a na nie z obrzydzeniem. Czy to by³ on... ?
Przyj¿a³a¶ sie uwa¿nie.. Cia³o okaza³o siê zwyk³±, marn± podróbka. NIe mog³a¶ jednak d³u¿ej wytrzymaæ stoj±c nad cia³em bo smród wywo³a³ u Ciebie okropne zawroty g³owy.
-Us³ysza³a¶ tylko smiech.. Dziwne kiedys ju¿ go s³ysza³a¶.. Zemdla³a¶. i ju¿ wiêcej nic nie pamieta³a¶ z tej wizyty..
Tymczasem jak s³usznie zauwa¿y³as dobra strona prowadzi³a walkê z sam± sob± próbuj±c ruszyc do przodu? Teoretycznie nie powinna móc siê poruszaæ. Faktycznie jednak.. jest to postaæ niematerialna i jej ruchy nie s± zale¿ne od tego czy ma koñczynê czy nie..
Wybór pad³ na oczy. Dobrze zatem widiza³a¶ wszystko co w okó³ Ciebei siê dzia³o.
Dobra Tanuki zaatakowa³y opary, które omdli³y z³± wersjê Tunci..
Atak by³ trochê smieszny bo agresorzy wygl±dali przezabawnie. Opary przypomina³y ¿elki, które tak bardzo kocha³a¶.
"zelki rzuci³y siê na tuncie, która rozpocze³a ucieczkê.. przez niekoñcz±cy siê korytarz. tunel zbudowany by³ z tkanki miê¶niowej. Widzia³a¶ nerwy itd..
*to jeszcze chcê, ¿eby tam by³ Justin, skoro ju¿ nawi±zujemy DO MNIE :D*
Dobra strona ucieka³a, ucieka³a w pop³ochu pêdz±c przez niezmierzone labirynty w³asnej rzeczywisto¶ci, w³asnego umys³u... Nie stawa³a, TO co¶ j± goni³o. Nie mog³a stan±æ, ucieka³a dalej, ucieka³a najdalej, jak mog³a, lecz na tyle blisko, by zepchn±æ z³± stronê z fotela; z panowania nad cia³em. Z³a natomiast próbowa³a siê poruszyæ, wstaæ, chocia¿by wykonaæ delikatny ruch rêk±... Co siê z ni± dzia³o ?
Dobra Tanuki ucieka³a przez niekoñcz±cy siê labirynt. Ucieczka powoli zaczyna³a j± mêczyæ, gdy nagle przed nia pojawi³ siê cudowny i ukochany przez nia Justin..
-Chod¼ do mnie pomogê Ci
Za¶piewa³ swoim niebiañskim, rytmicznym g³osem wykonuj±c efektowne, tylko jemu znane, czaderskie piruety.
Teraz decyzja nale¿y do Ciebie czy zaufasz tej postaci?

Tymczasem z³a Tuncia, która teraz mia³a kontrolê nad cia³em Szopa powoli siê budzi³a.. Widiza³a nad soba twarze wielu ludzi jednak nie do koñca mog³a rozró¿niæ twarze tych osób. Obraz by³ jeszcze zamazany. Jedyn± pociech± by³o to, ¿e wreszcie smród ustapi³
Dobra strona stanê³a jak wryta. Je¶li nie mo¿na by³o zaufaæ Justinowi, nie mog³a ufaæ ju¿ nikomu. U¶miechnê³a siê s³odko do mê¿czyzny. O bo¿e, to Justin XD ! - pomy¶la³aby, gdyby mog³a my¶leæ. Lecz jednak zbytnio nie mog³a... -Chcesz mi pomóc ? - zapyta³a siê, staj±c na chwilê i czekaj±c na odpowied¼ boga muzyki.
Z³a strona unios³a lekko g³owê. Gdy obraz sta³ siê na tyle widoczny, by mog³a rozró¿niæ kolory, spojrza³a po otaczaj±cych j± ludziach... -Kim... Kim jeste¶cie ? Gdzie... Gdzie ja jestem ? - jej g³os trz±s³ siê, nie wiedzia³a, co siê z ni± sta³o...
-Moja Droga jeste¶ w moim obozie, ¿e tak powiem dawn siê nie widzielismy..
Teraz juz widiza³a¶ wszystko dok³adnie.. To Sekai sta³ nad Tob± tylko jego twarz by³a jakby bardziej pomarszczona.. Powoli zaczê³a¶ sobie przypominac.
Widiza³a¶ starca.. Potem podesz³a¶ do cia³a..
-Co... Co siê sta³o?
Dobra Ty ub³aga³a Justina o pomoc.. Ten tanecznym krokiem przeszed³ obok Twojej dobrej JA i stana³ tak by j± os³onic przed ¿elakami..
Pocz±³ spiewaæ jego g³os dla Ciebie tak przyjemnym i s³odki dla nich sta³ siê utrapieniem. ¯elki traci³y na sile.
-Co... Czego ode mnie chcesz ? Dlaczego znów mnie prze¶ladujesz ? - g³os zUej strony dziewczyny drga³ niespokojnie. Ba³a siê Senkaia, autentycznie siê go ba³a, mo¿na to by³o wyczytaæ z jej niewinnych, du¿ych, niebieskich oczu. Patrzy³a z przestrachem wprost w twarz Hyuugi.

Natomiast dobra strona by³a zachwycona Justinem, bo Justin-guru-bóg-muzyki i w ogóle. Sta³a z Justinem, wpatruj±c siê z podziwem w jego plecy i s³uchaj±c bosskiego ¶piewu.
-Ja.... Co ja chce? Autentycznie nie du¿o... Rozchyl tylko swoje uda...
a zobaczysz... Wielkie cuda!!
G³os sta³ siê szaleñczy.. Powoli dostrzegala¶ te¿ osoby stoj±ce obok Senkaia..
~Zaraz przeciez widiza³am ich w domku...~ Pomysla³a¶
Dobra Tanuki beztrosko s³ucha³a piêknego g³osu, sta³a oczarawona jak jedna z ofiar mitologicznych syren.
Na ca³e szczescie ten g³os dla ¿elków okaza³ sie zabójczy..
Wreszcie od d³u¿szego czasu DOBRA TUNCIA mog³a chocia¿ na chwile poczuc siê spokojnie i bezpiecznie..
-Ty... Pederasto ! - rzuci³a z wyrzutem w stronê Senkaia. No có¿, on BY£ pederast±, szowinist±, gwa³cicielem i zboczeñcem. Wszystkimi negatywnymi epitetami mog³a okre¶liæ Senkaia. Okre¶laæ - rzecz wzglêdna.
Dobra strona postanowi³a natomiast opiewaæ Justina w pie¶niach, gdy ju¿ tylko wróci do swojego cia³a. -Um... Dziêkujê... - powiedzia³a nie¶mia³o w stronê boga, boskiego cz³owieka, który uratowa³ j± od jakich¶... ¯elek !
- Hahaha.. jeste¶ dla mnie okropna. S³yszeli¶cie ch³opaki.. Ca³y czas mówi³em, ¿e Ona jest inna i bêdziemy mieli z niej wielk± radochê..
Wszystkie inne albo bardzo chia³y albo udawa³y ta natomiast walczy jak lwica.. Wierzcie mi lub nie ale dwa razy mnie prawie zabi³a.
Chcia³bym jej siê za to zrewan¿owaæ.

Tymczasem w wytworzonym przedziwnym swiecie.. Tanuki wreszcie zobaczy³a koniec korytarza..
Czy to oznacza³o, ze wreszcie dotar³a do koñca? Czy wreszcie odzyska panowanie kontrolê nad swoim ukochanym cia³em?
-Aha, czyli porwa³e¶ mnie tylko dla... KOBIECYCH WDZIÊKÓW ? - wybuchnê³a ¶miechem. Nie mia³a zamiaru siê podnosiæ. Pod³oga by³a idealnym miejscem do wyprowadzenia serii ciosów prosto w brzuch, plecy, czy po prostu zwyk³e podciêcie nóg. -Um, masz racjê, powiniene¶ byæ mi wdziêczny, ¿e darowa³am Ci twe... Nêdzne ¿ycie. Chcesz mi podziêkowaæ ? Czekam, odwa¿ysz siê mnie dotkn±æ, zdj±æ ze mnie ubranie ? Odwa¿ysz siê zrobiæ mi krzywdê ? - zapyta³a s³odko, u¶miechaj±c siê zadziornie. -Mo¿e zamiast mówiæ co¶ mi zrobisz ? Du¿o mówisz, ma³o robisz - doda³a jeszcze, ca³y czas maj±c na ustach swój niewinny u¶miech.

Dobra strona sz³a do wyj¶cia z labiryntu. Sz³a ? Nie, ona pêdzi³a, pêdzi³a niczym wiatr, pêdzi³a niczym burza. Chcia³a uciec z tego miejsca, chcia³a odzyskaæ kontrolê nad cia³em, którym od d³u¿szego czasu w³ada³a ONA. Energiczna osobowo¶æ dziewczyny przemierza³a tunel, by w koñcu dotrzeæ do koñca teoretycznie niekoñcz±cej siê wêdrówki...
Dobra Tanuki mkne³a przez tunel.. Pêdzi³a z ca³ych si³ jednak.. Co¶ sprawia³o, ¿e nie mog³a zblizyæ siê do wyj¶cia. Gdy tylko podsuwa³a siê na bli¿sza odleg³o¶æ. Wyj¶cie oddala³o siê..
-Jak do licha mam st±d wyj¶æ?
W koñcu przed ni± pojawi³a siê tablica.. a napisane na niej by³o..
Cytat: Zaznaæ chcesz spokoju?
Poczuæ wolno¶ci smak?
Us³yszeæ ptaków ¶piew?
Zobaczyæ piekny kwieæ?
Pokonaj w³asn± siebie,
wpedzaj±c j± w ten ¶wiat
Wtedy to postaæ Justina zmieni³a siê w z³a wersjê Ciebie. tunel zamieni³ siê w wie¿owce a wy sta³y¶cie na ich dachach. W rêku trzymaj±c swój miecz. (Dobra odzyska³a ca³kowicie sprawno¶æ)
Pora na walkê z samym sob±!

W realnym ¶wiecie natomiast Senkai bardzo Ciê zaskoczy³. -Czy naprawdê myslisz, ¿e mam czas na zabawy z Tob±? Nie jeste¶ godna ze mna walczyæ. Od ostatniego naszego spotkania bardzo siê zmieni³em.
Go¶æ wymówi³ po cichu formu³ê tak, ¿e nie s³ysza³a¶ co powiediza³. Po chwili zosta³a¶ uwiêziona w skale. W tej samej skale zaton±³ tak¿e twój miecz. Teraz nie masz z nim zadnego po³±czenia.
- Czy dalej bedziesz taka pewna siebie?

-Hu hu hu, mi³e powitanie, prawie ¿e siê go spodziewa³am... Ale wiesz, ja te¿ siê podszkoli³am w walce i powiem Ci, ¿e ca³kiem nie¼le idzie mi zabijanie takich gnoi jak ty - zwróci³a siê do Senkaia z tak± sam± pewno¶ci± siebie, jak± darzy³a siê na pocz±tku. -Ale oczywi¶cie wiesz, ¿e by³e¶ na mojej ³asce przez ten ca³y czas ? Mog³am Ciê znale¼æ i zabiæ, a jednak tego nie zrobi³am, a ty teraz... - ponowny, zadziorny u¶miech z³ej by³ tak wymowny, ¿e nawet nie musia³a koñczyæ zdania.

Dobra strona chwyci³a mocno miecz. -¦mia³o, walcz, ty nêdzna kreaturo... - mruknê³a, i zaszar¿owa³a na z³± z ca³ym impetem, jaki w sobie posiada³a i z ca³± si³±, któr± umia³a z siebie wydobyæ. Nie chcia³a jej zniszczyæ, chcia³a jej tylko u¶wiadomiæ, ¿e nie nadaje siê do w³adania ludzkim cia³em, ¿e powinna je oddaæ prawid³owemu w³a¶cicielowi...
Rzuci³a¶ siê na swoja z³± wersjê. Zdziwieniem i to nie ma³ym by³o dla Ciebie o, ze z³a Ty dok³adnie kopiowa³a Twój ruch. Ka¿dy Twój krok oznacza³ równie¿ taki sam krok z³ej Tunci to chyba nie bêdzie takie proste musisz zrobiæ co¶ by zaskoczyæ sam± siebie.

W realnym ¶wiecie sytuacja by³a troche bardziej zabawna..
Senkai, który chcia³ juz rozpocz±æ swoja przemowê, zosta³ oblany goracym wrz±tkiem.. Jego s³uga niós³ w³a¶nie napój, gdy który¶ z jego kumpli wychyli³ siê troche z szeregu. Nie widz±c tego go¶æ z wrz±tkiem wlecia³ na Senkaia i poparzy³ mu stopy..
Poczu³a¶ jego z³o¶æ na w³asnej skórze. Ska³a zdawa³a siê zacie¶niaæ.
-Do kur... nêdzy.. Ty popie... Kretynie.. Uwa¿aj trochê!
-Nastêpnym razem, gdy bêdziesz próbowa³ mnie zabiæ, uprzed¼. Trochê tu nie wygodnie - zaczê³a siê wierciæ, próbuj±c wydostaæ siê ze swej obecnej pozycji. Oczywi¶cie mog³a u¿yæ Sakura Kai, ale wtedy nie mia³aby zabawy. -Nooo ? To po co Ci tu ja ? Tylko powietrze marnujê, a ty sobie gard³o rwiesz... - powiedzia³a zupe³nie niewinnie, patrz±c na Senkaia.

Dobra my¶la³a. My¶la³a intensywnie, chyba tylko to jej pozosta³o. Usiad³a i czeka³a, jakgdyby chc±c pokazaæ z³ej stronie, ¿e j± sobie olewa. Co prawda, mia³a zamiar siê broniæ, gdyby ta zaatakowa³a, nawet trzyma³a miecz nad g³ow±, ale nie rusza³a siê z miejsca.
Z³a strona rzuci³a siê na Tanuki.. To nie by³o takie proste Ona te¿ mysla³a nie by³a zwyk³a kopiuj±c± ruchy kuk³±..
Ruszy³a bardzo szybko i uderzy³a od góry tam czeka³ miecz Tanuki i to tylko dzieki temu duszyczka wci±z tam mog³a siedzieæ. Przy konywaniu ciosu z miecza z³ej Tunci wylecia³a jednak energia, która poparzy³a Dobra.
Ta ma rany na swym prawym barku.

Sytuacja w ¶wiecie realnym co raz bardziej siê komplikowa³a. Powoli azczyna³o brakowaæ Ci powietrza. Nerwy Senkaia zosta³y bardzo mocno stargane. Jeszcze chwila w tym u¶cisku a omdlejesz ponownie.
Do tego Senkai w chwili wielkiej z³o¶ci zapomnia³ siê najwyra¼niej i poci±gn±³ technika tak, ¿e twe rêce zosta³y wygiête do ty³u.. Ból by³ straszny.
Koniec kinderbalu - pomy¶la³a, wymuszaj±c na sobie Sakura Kai. Zmaterializowa³a siê przed Senkaiem. Z rêkawa jej haori wysunê³o siê tanto, jednak ból, który mê¿czyzna zada³ Tanuki, dalej jej doskwiera³. Nie mog±c utrzymaæ siê na nogach, od dos³ownego nawa³u bólu, upad³a na pod³ogê. Kolana niby automaty ugiê³y siê pod ni±. Z trudem oddychaj±c, podpiera³a siê d³oñmi, aby nie upa¶æ zupe³nie. -Ty... - zaczerpnê³a oddechu, nic wiêcej ju¿ nie mówi±c.

W mózgu Tanuki toczy³a siê walka. Dobra strona, poraniona przez z³±, podnios³a siê z ziemi. -To mój ¶wiat, mój umys³, moja droga, i ja tu rz±dzê, a ty won ! - krzyknê³a. Je¶li to by³ JEJ ¶wiat, to mog³a tu robiæ, co chcia³a, niekoniecznie atakuj±c drug± stronê... Chcia³a, by ta znik³a, pragnê³a tego, chcia³a tego bardzo... Czy jej sen siê urzeczywistni ? Skupi³a siê, zbieraj±c w sobie ostatnie si³y, chc±c spe³niæ sen... Mimo to, zdolna by³a siê obroniæ, energia z Sword of Dark stworzy³a nad ni± kopu³ê z r±k, mog±cych zaatakowaæ drug±, chocia¿ by³o to bezsensowne... Tanuki i No-Tanuki by³y niczym Jing i Jang. Dobro i z³o. ¦wiat³o i ciemno¶æ. Mi³o¶æ i nienawi¶æ...
-Bach w jednej chwili Pojedynek w niematerialnym ¶wiecie siê zakoñczy³.
Dobra Tucia odzyska³a kontrole nad cia³em. Wszystkie staty wracaj± do normalnych warto¶ci.
W realnym ¶wiecie natomiast..
-Wiesz malutka ja Cie ca³y czas obserwowa³em i wiem, ze masz kilka nowych sztuczek..
Poczu³a¶ jak w nogi wbijaja Ci siê Makibishi. Poczu³a¶ wielki ból i opad³as na ziemie.. Wtedy te¿ Dobra Tuncia powróci³a jako w³±¶cicielka cia³a i przez to straci³a kontakt z rzeczywisto¶ci± (na chwilkê.)
-Ale... Co... - nogi Tanuki bola³y j± niczym roz¿arzone wêgle, przy³o¿one do cia³a. -Przestañ ! - krzyknê³a z bólu, bólu, który odczuwa³a w trzech wymiarach... W fizycznym, w psychicznym, czê¶æ z³ej strony tkwi³a gdzie¶ jeszcze w ¶rodku dziewczyny... -Przestañ, przestañ mówiê ! - pokrêci³a g³ow±, próbuj±c uwolniæ siê od tego czego¶, co wbija³o siê jej w nogi... -Przestañ, b³agam ! - zaczê³a p³akaæ, ³zy, niczym najdro¿sze kamienie skapywa³y na ziemiê, pokrywaj±c jej haori, czyni±c je szlachetniejszym... Poczu³a, ¿e dobra strona wraca, ¿e traci panowanie nad cia³em... Mocne zawroty g³owy zmusi³y j± do próby przytrzymania siê czegokolwiek...
Ten moment wykorzysta³ Senkai
-Shunshin pojawi³ siê za Tob± i wykona³ szybkie i bardzo slne uderzenie w ty³ g³owy.. Poczu³a¶ jak odp³ywasz. Ponownie zosta³a¶ wys³ana do krainy snów..

SEN
Ubrana by³a¶ w sk±pa ale i bardzo gustown± odzie¿ podszed³ do CIebie z daleka go¶ciu.. Najpierw nie pozna³as go w koñcu jednak zobaczy³a¶ bardzo wyra¼nie jego twarz..

Siemasz skarbie, bardzo tañczysz ³adnie, nie za bardzo ³apiê krok, wiec mo¿e zatañczysz dla mnie co¶? Albo chod¼, widzê bar, przejrza³em ciê na wskro¶ Kasiu, Gosiu, czy jako¶ tam...

Co za go¶ciu?

¯aden cham, co z³ego to nie ja, mam delikatny plan, Waco juz czeka w furze, Jêdker ko³uje cos na górze, wró¿e ze bedzie dobrze, ju¿ nie muszê ciê namawiaæ d³u¿ej... Kole¿anki co siê usmiechaj± pieknie we¼, was jest trzy, nas jest trzech. Wtem! Jêdker tez z góry schodzi z trzema. Czy to pech? Jeszcze pecha w tej historii nie ma. Razy sze¶æ dobry wdech, ¶niada cera, nagie prawie a i tak chêtne dalej sie rozbieraæ. Pa tera, tera pa, zoba mnie i Jêdkera i sze¶æ sztuk. Biorê dwie, on dwie, Waco tez dwie zabiera... Wtem! O, nie... Chwile, na przeciw mnie, patrzy siê... Jak mog³em zapomnieæ ¿e mam dziewczynê?

A dziewczyna podesz³a i zaczê³a waliæ Senkaia po twarzy..
Po tej akcjii .. Obraz zamieni³ siê w pustkê.. Czerñ.. Nie by³o nic..
S³ysza³a¶ tylko g³os chóru, który spiewa³ nastêpuj±ca pie¶ñ..

Mêcz±, lub daj± odpocz±æ - s± twoje. Czasem ukojenie, czasem paranoje. Sny, nawet gdy s± z³e, to siê budzisz... Mo¿esz w nich kochaæ lub mordowaæ ludzi. Krzywe odbicie w witrynie twego ducha. S± twoje - tajne, nie jawne jak ¿ycie. Tu wszystko dzieje siê naprawde.
-Co to za tani hip hop ? W ogóle mi siê to nie podoba ! - krzyknê³a, kr±¿±c w ciemno¶ci... W ciemno¶ci, w której by³a tylko ona, a chcia³a jeszcze kogo¶ zale¼æ, deskê ratunku, Boga, ukojenie... Wierzy³a w karmê, szuka³a wyj¶cia z tej pu³apki, ale je¶li to by³ jej sen, jak mog³a siê obudziæ ? -Do¶æ tego snu, koniec, chcê z tym skoñczyæ, co siê dzieje ? - obraca³a siê wokó³ w³asnej osi, nie widz±c nic, mrok, ciemno¶æ, s³ysz±c g³osy...
Powoli powraca³as do rzeczywisto¶ci. Twój pomys³ by³ genialny i prosty zarazem. Trafi³a¶ w samo sedno. Przebudzi³a¶ siê na ³awce w parku.. Co to ma znaczyæ pomy¶la³a¶
/Nastêpny post park, ³awka tam gdzi zaczynalismy misje ::)/
Wszed³em z ch³opcem do ¦wi±tyni Ksiê¿yca która znajdowa³a siê w jaskini. Wej¶cie do jaskini by³o nie obstawione. Przygotowa³em sobie kunai w pogotowiu na wszelki wypadek , ale wiem ¿e ducha nie zabijê kunaiem. Widzia³em u ch³opca lêk i niepokój , sam nie wiem to ja bym zrobi³ jak by mi porwali jaki¶ bliskich. Moim zdaniem ch³opak jest bardzo silny psychicznie.
Tak wiêc doszed³e¶ do ¶wi±tyni ksiê¿yca. Ca³e to miejsce przera¿a³o Ciê, a zarazem wzbudza³o respekt. Nagle zauwa¿y³e¶ jak±¶ postaæ, która stanê³a przed wrotami ¶wi±tyni.
- Id¼cie st±d, albo zginiecie. To miejsce nie jest dla takich jak wy- powiedzia³a owa istota, po czym zniknê³a we wrotach. Musisz i¶æ... obieca³e¶ dzieciakowi.
Poszed³em dalej poniewa¿ obieca³em ch³opakowi. Przerazi³a mnie postaæ która sta³a we wrotach. Dos z³em z ch³opcem do wrót , by³em przera¿ony ale z³apa³em za klamkê i otworzy³em wrota. Ciê¿ko siê otwiera³o wrota musia³em poprosiæ o pomoc ch³opca. Po kilku minutach ruszy³y siê , przy otwieraniu skrzypia³y. Nareszcie wiêcej ni¿ kilka minut otworzy³em drzwi z ch³opcem.
Nagle przed tob± po raz kolejny pojawi³a siê ta sama postaæ. Có¿.. mówi³a, ¿eby¶ nie wchodzi³, a wszed³e¶.
- Mówi³am Ci, aby¶ tutaj nie wchodzi³ nie pos³ucha³e¶ mnie, spotka Ciê za to kara!- powiedzia³a dziewczyna, po czym drzwi od ¶wi±tyni ksiê¿yca zamknê³y siê. Nagle oczy dziewczyny siê zapali³y, niczym pochodnie, a z sufitu spad³o dwóch ludzi... widocznie bandziory, uzbrojeni byli w pa³ki. Wygl±dali na do¶æ napakowanych, a tak¿e g³upich. Musisz stoczyæ z nimi pojedynek. Dzieli was jakie¶ 10m.

//Proszê o ³adny opis ruchów jakie u¿ywasz podczas walki//
Wyci±gne³em kanaie z ekwipunku , rzuczi³em po dwa kunai w ich stronê i odskoczy³em. Pózniej rzuczi³em na nich moje jutsu Hitei Mushou- Technika polegaj±ca najpierw na z³o¿eniu odpowiedniej pieczêci, a potem wypuszczeniu malutkich igie³ ze swoich ust. Te ostrza zmieniaj± siew czasie lotu w gwo¼dzie , nastêpnie unosz± siê w powietrzu. W tym momencie u¿ytkownik mo¿e je dowolnie kontrolowaæ, mo¿e napu¶ciæ atak tymi przedmiocikami na swojego przeciwnika i powodowaæ, ¿e bêd± one go goni³y, dopóki nie trafi± celu.
Koszt : 150 PCH
Dobra robota, wiedzia³e¶, ¿e Ci bandyci nie s± zbyt do¶wiadczeni i wykorzysta³e¶ ich s³abo¶æ. Kiedy rzuci³e¶ po dwa kunai'e w ka¿dego, jeden z nich oberwa³ prosto w brzuch, przebijaj±c w±trobê, przez co zgon by³ natychmiastowy, a drugi unikn±³ ataku. Jednak twoja technika podzia³a³a i przebi³a go w kilku miejscach. Nagle zapad³a ciemno¶æ, nie widzia³e¶ niczego, oprócz pal±cych siê pochodni, a z dala rozja¶nia³o siê jakie¶ ¶wiat³o. Mo¿e tam w³a¶nie powiniene¶ siê udaæ?

//Proszê, o dok³adniejsze opisy walki, bez opisów technik, bo je znam. Wiêcej szczegó³ów bym poprosi³, jako, ¿e to twoja pierwsza misja, to odpuszczam trochê.//
Wykrzykno³em "tak uda³o siê" z rado¶æi pokonania bandytów. Zobaczy³em rozja¶nia³e siê jakie¶ ¶wiat³o , bez zamys³y uda³em siê wprosto do ¶wiat³a . Po drodzê wyci±gne³em kunai w pogotowiu , poniewa¿ nie wiadomo czy spotkam jakiego¶ bandyte. Znajdowa³em siê po³owie drogi do ¶wiat³a , przys³owi do g³owy ¿eby zawróciæ ale szed³em dalej. Wreszczie doszed³em do cel.
Tak wiêc doszed³e¶ do celu. Przed tob± ukaza³a siê ogromna sala, wype³niona by³a ona drewnianymi ³awkami i wieloma piêknymi rze¼bami. Jednak najwiêksz± twoj± uwagê przyku³a bardzo dziwna rzecz, mianowicie ogromna twarz, wykonana ze ska³y, a w jej buzi jaki¶ dziwny puchar. Nie wiedzia³e¶ co to, ale nagle ch³opiec powiedzia³ do Ciebie:
- Patrz, patrz.. widzisz to? To puchar jaki mia³ ze sob± jeden z duchów kiedy porwali moich rodziców. Mo¿e tam jest jaka¶ wskazówka?!- po tych s³owach zauwa¿y³e¶, ¿e by³y na tym pos±gu liczne pu³apki, mnóstwo drutów naoko³o pos±gu, jedyna czê¶æ która nie by³a przez nie zas³oniêta to góra.. mo¿e jako¶ tam siê dostaniesz?
Rozmy¶la³em chwileczkê po kilku minutkach przyszed³ mi do g³owy pomys³. ¯eby biegn±æ ¶cian± a potem sufitem i zeskoczyæ na pomnik , oczywi¶cie przy pomocy chakry. Dobra rozbieg³em siê jak mia³em to w planie za pierwszym razie przewróci³em siê. Za drugim , trzecim nie uda³a siê ale za pi±ty uda³a siê. Skoczy³em na pomnik i zabra³em puchar i zeskoczy³em na dó³.
Tak wiêc uda³o Ci siê zdobyæ puchar. Teraz postanowi³e¶ go przeczytaæ, a tam by³a zawarta nastêpuj±ca notka:

Cytat: Ciemno¶æ, ¶mieræ, nienawi¶æ.. wszystko to mówi³y mi duchy, kiedy tu przyby³am. Nie wiedzia³am, ¿e jest tutaj tak strasznie. Mam nadziejê, ¿e mój syn jest zdrowy i znajdzie rodziców.. oby tylko tu nie wszed³

Tak, to z pewno¶ci± pisa³a matka tego ch³opca. Wiêc to naprawdê duchy ich wziêli? Nie wiadomo! Nagle za twoimi i ch³opca plecami pojawili siê dwie postacie. Jedna ubrana w ¿ó³t± sukienkê, a drugi w garnitur. Ch³opcowi ³zy polecia³y po policzku i powiedzia³:
- Mama! Tata!- pobieg³ w ich kierunku, jednak oni rzucili mu pod stopy kunai'e i shurikeny. Nagle powiedzieli:
- Jeste¶my opêtani przez duchy, uciekajcie! - po tych s³owach ruszyli w wasz± stronê, musisz pokonaæ ich, jednak nie zabijaæ.
Krzykn±³em do ch³opca uciekaj bardzo g³o¶no i donio¶le. Wiedzia³em ze muszê ich pokonaæ nie zabijaj±c ich. U¿y³em na nich mojego jutsu Doku Kiri. Ma³ej ilo¶ci poniewa¿ nie chcê zabiæ przeciwnika tylko powaliæ go . Z³apa³em ch³opca i odskoczy³em razem z nim od przeciwnika 20 metrów , powiedzia³em ch³opcu ¿eby siê nie wmiesza³ w walkê.
Nagle puchar zacz±³ bardzo mocno ¶wieciæ, kiedy pokona³e¶ rodziców ch³opca. Blask pucharu spad³ na nich, a oni otrze¼wieli i by³o widaæ, ¿e ju¿ s± sob±. ¦wi±tynia zaczê³a siê bardzo dziwnie ¶wieciæ jakby do eksplozji, dlatego we czwórkê uciekli¶cie z tego miejsca. Po wyj¶ciu ze ¶wi±tyni przemówi³ ojciec ch³opca:
- Dziêkuje Ci wspania³y shinnobi, proszê oto twoja nagroda.- po tych s³owach wyci±gn±³ sakiewkê i poda³ Ci, nastêpnie poszed³ w kierunku ¿ony i ch³opaka i powêdrowali w swoje strony.

MISJA RANGI "C" -> 10Pch / + 5 do rozdysponowani na Si³ê/zrêczno¶æ/celno¶æ/szybko¶æ + 120Y.

//GRATULUJÊ//
Po¿egna³em siê z ch³opcem i jego rodzicami. Wyruszy³em do mojego domu , z u¶miechem na twarzy. Poniewa¿ wykona³em moj± pierwsz± misjê , i wszystko siê dobrze skoñczy³o. Teraz my¶la³em tylko o powrocie do domu i nawet sporych kilometrach do pokonania. Mówi siê trudno jak to mawia³ mój stary znajomy i wyruszy³em.

<NMM>
Przyszed³em do miejsca zwanym ¶wi±tyni± ksiê¿yca. Piêkna budowla wzniesiona na szczycie ogromnej góry. Spojrza³em swoimi krwistymi oczyma na t± posiad³o¶æ. Rozejrza³em siê dooko³a. Dok³adnie przygl±da³em siê mojemu otoczeniu. Po kilkudziesiêciu minutach postanowi³em ruszyæ dalej w drogê, na razie mia³em wiele spraw do za³atwienia i do pomy¶lenia. Znik³em za horyzontem. <NMM>