ďťż

grueneberg

Zanim złożysz zapis upewnij się, że spełniasz podane tu warunki. Nagminne ich lekceważenie będzie karane ostem.
Cytat:
1) Imię:
2) Wioska:
3) Ranga:
4) Historia zostania Wyznawcą Jashina (minimum 4 strony A4 czcionką 11 czystego tekstu (nie licząc spacji między słowami, prace w których każde zdanie będzie zaczynane od nowej linijki zostaną skrócone do formy czystego tekstu i na tej zasadzie ocenione)

Wyznawca staje się nieśmiertelny tylko po użyciu Tokoshi podczas walki. (przed śmiertelną raną)


Imię: Yoshimitsu
Wioska: Konoha
Ranga: Chuunin
Historia:
- Mały żyjesz? – do mojej głowy dochodziły pewne słowa
Nagle na moją twarz polała się zimna woda. Gdy się ocknąłem na de mną stał starszy mężczyzna z wiadrem w ręku. Patrząc na niego powiedziałem:
- Kim Pan jest? – owe pytanie z moich ust zabrzmiało dziwacznie, jednak od razu usłyszałem odpowiedź:
- Moje imię jest nieważne w tej chwili. Ja jednak znam Ciebie Yoshimitsu, i to nawet lepiej niż byś chciał. -
W mojej głowie pojawiły się różne obrazy, przypominające wygląd pewnego mężczyzny, który był podobny do osobnika stojącego prze de mną. Nieśmiało zapytałem:
- Wujek Yokushi? -
Jego reakcja była natychmiastowa, a jego uśmiech na twarzy sprawił iż wiedziałem że mam rację. Wujek, który tak nagle znikną z naszego świata, a plotki w rodzinie mówiły, że został wyznawcą Jashina. Moje przemyślenia przerwał jego upadek i kaszel. Podbiegając do niego usłyszałem słowa skierowane w moją stronę.
- Nie podchodź poradzę sobie! -
Po tych słowach na jego twarzy pojawiła się złość oraz nienawiść. Ten widok przestraszył mnie dlatego stanąłem w miejscu i czekałem, aż sam wstanie. Gdy już był na nogach wyraźnym ruchem ręki wskazał abym poszedł za nim. Jak się okazało prowadził mnie do swojego miejsca zamieszkania, które okazało się małym drewnianym domkiem. Gdy byliśmy już w środku ugościł mnie ciepłą herbatą i po chwili zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Po około trzydziestu minutach z wyraźnym niesmakiem na twarzy powiedział:
- Posłuchaj mnie Yoshimitsu. Jestem już co raz starzy i potrzebuję swojego następcy w pewnej sprawie. Muszę to powierzyć dla zaufanej osoby, a tylko Tobie ufałem z całej rodziny. –
- Słucham Cię wujku -
- Pogłoski iż stałem się wyznawcą Jashina to niestety prawda. Więc moje pytanie jest takie, czy chciałbyś zostać moim uczniem, następcą i przy okazji wyznawcą Jashina? –
Owe słowa zaskoczyły mnie bardzo. Na samym początku nie wiedziałem co powiedzieć. Wujek widząc moje zawahanie wytłumaczył mi wszystkie rzeczy za i przeciw. Słysząc to wyraźnym gestem głowy pokazałem, że się zgadzam. Moja zgoda widocznie ucieszyła Yokushiego, ponieważ na chwilę stanął przed regałami z książkami i podał mi notatki sporządzone przez samego siebie. Jak się później okazało był to spis technik z dokładną nauką każdej jak i bardzo ważnych i potrzebnych rzeczy dla Jashinistów. Od razu zagłębiłem się w lekturę, moją uwagę przykuła pierwsza potrzebna rzecz, a dokładnie była to pieczęć wyznawców, która składała się z trójkąta równobocznego znajdującym się w środku okręgu. Nie mogłem się wziąć od razu do roboty gdyż musiałem odzyskać wszystkie siły. Więc z tego powodu resztę dnia spędziłem na wypoczynku oraz przyglądając całej przyrodzie wokół.
Gdy wstałem następnego dnia, moją uwagę przykuła sterta kartek oraz informacja od Yokushiego, który dał mi do zrozumienia, że mam jak na razie poćwiczyć rysowanie pieczęci na czystych kartkach papieru. Zastanawiając się gdzie może się on podziewać podszedłem do miski z zimną wodą by przemyć nieco swoją twarz, po czym wziąłem się do treningu. Niestety nie było to tak łatwe jak myślałem, ponieważ narysowanie trójkąta równoboczne składa się z wielu aspektów technicznych owego rysunku. Zacząłem od razu od podstawy trójkąta aby potem wyliczyć jej połowę oraz wyznaczyć punkt złączenia się dwóch ramion. Gdy już wszystko było gotowe wysunąłem kartkę przed siebie i przyglądając się mojemu dziełu w myślach stwierdziłem jedno „Okropne.” Stwierdziłem tak, ponieważ rysunek w żadnym aspekcie nie przypominał trójkąta równobocznego. To podstawa była krzywa bądź jedne z ramion było dłuższe od drugiego. Gniotąc kartkę w ręku wziąłem się do dalszej roboty. Tym razem starałem się wykonać wszystko powoli i dokładnie. Po raz kolejny rysunek nie wyglądał tak jak oczekiwałem. Miałem już powoli dość owego rysowania mimo tego iż wykonałem dopiero dwa rysunki. Nie zwlekając dłużej wziąłem się do kolejnego rysowania. Wiedząc iż rysuje na pustej kartce starałem się poszukać dwóch punktów, które mogły by wyznaczyć mi za prostą podstawę. Następnym etapem było znalezienie punktu złączenia tak jak w poprzednich rysunkach. Wykonując złączenie dwóch ramion patrzyłem na efekty własnej pracy i byłem nawet zadowolony oprócz tego, że ramiona znowu nie pasowały do siebie długością. Za każdym razem wybierałem zły punkt złączenia pozostałych części. Natomiast co do podstawy nie mogłem narzekać bo było prosta i bez żadnych zarzutów. Ciesząc się, że choć jedna część była w porządku zrobiłem sobie małą przerwę w celu napicia się wody jak i lekkiego odpoczynku. Szklanka zimnej wody odświeżyła mnie na tyle, że z coraz większym zapałem wziąłem się do kolejnego rysowania. Na pierwszy ogień poszła po raz kolejny podstawa trójkąta. Wyliczając środek podstawy trójkąta uniosłem rękę powoli do góry w celu znalezienie punktu połączenia dwóch pozostałych ramion. Nachylając kartkę w odpowiednim kącie aby bez żadnych problemów narysować jedno z ramion a po nim następne. Gdy już wszystko było gotowe po raz kolejny zacząłem się przyglądać swojemu rysunkowi. Niestety, po raz kolejny nic mi się nie udało. Z złości wziąłem się za kolejny rysunek i nie czekając dłużej postanowiłem narysować kolejny rysunek. Biorąc pustą kartkę jak i również ołówek do ręki zacząłem powoli nakreślać każde oddzielne ramie centymetr po centymetrze starając się narysować za każdym razem prostą i równą linię aby wyszedł z niego równy i bardzo ładny trójkąt równoboczny, który był początkiem owej pieczęci potrzebnej do każdej innej techniki związanej z Jashinem. Następne próby narysowania znaku przychodziły mi coraz łatwiej co powodowało, że wszystko szło mi coraz szybciej i sprawniej. Przy jednej z następnych prób szło mi już idealnie gdyby nie nagłe wtargnięcie wujka do domu z wyraźną złością na twarzy. Widząc mnie za biurkiem uspokoił się i wytłumaczył mi, że wiele razy mnie wołał, lecz nie słysząc mojej odpowiedzi zezłościł się, ponieważ myślał że sobie poszedłem. Gdy już wszystko się uspokoiło narysowałem prawdopodobnie już idealny znak trójkąta równobocznego. Gdy okazało się że wszystko jest z nim w porządku dorysowałem tylko koło i na czystej kartce miałem równy i idealnie wykonany znak Jashina. Szczerze mówiąc to czułem się tak jakbym wyczuł całe zdarzenie gdyż miałem jeszcze dużo czasu by potrenować nad następnym aspektem a dokładnie nad przepływem chakry w pieczęci. Będąc na podwórku okazało się, że do narysowania znaku Jashina będzie potrzebna własna krew. Wykonując cięcie kunaiem na opuszku palca poczekałem aż odpowiednia ilość krwi spłynie na broń zacząłem kreślić na ziemi odpowiednie znaki. Gdy już wszystko było gotowe przyjąłem odpowiednią pozycję pokazaną przez wujka, która miała zwiększyć koncentrację nad przepływem chakry w moim ciele. Składając ręce za pomocą medytacji którą miałem opanowaną praktycznie do perfekcji zacząłem kumulować w sobie chakre znajdującą się w moim ciele. Gdy już czułem, że jestem gotowy na następny krok zacząłem skupiać się na pieczęci aby zacząć przepływ energii. Gdy wszystko się rozpoczynało poczułem nagłą utratę sił witalnych co spowodowało, że zostałem nagle zwalony z nóg. Po krótkiej chwili straciłem przytomność. Gdy się przebudziłem czułem się już o wiele lepiej, a na de mną stał wujek patrząc na mnie z zatroskaną miną. Po zjedzeniu pożywnego śniadania Yokushi wytłumaczył mi gdzie popełniłem podstawowy błąd w wykonywaniu owej techniki. Powód był prosty, nie kontrolowałem przepływu energii co doprowadziło do gwałtownej utraty chakry. Po odzyskaniu odpowiedniej ilości energii wziąłem się do kolejnych ćwiczeń nad przepływem chakry. Przyjmując odpowiednią pozycję znowu zacząłem powoli kumulować chakrę w swoim ciele aby w późniejszym etapie ćwiczeń rozpocząć przepływ energii do pieczęci. Podczas koncentracji jak i również kumulacji poczułem wspaniałe uczucie ciepła, które towarzyszy przy tego typach reakcji. Czując iż cała chakra jest gotowa do rozpoczęcia transportu za pomocą swojego umysłu starałem się powoli i bardzo porządnie rozpocząć przepływ energii na pieczęć skupiając się na niej bardzo uważnie. W pewnej chwili zauważyłem jak na znaku Jashina widać falowanie powietrza co mogło oznaczać iż chakra zaczyna się powoli zbierać w odpowiednim miejscu. Widząc to wszystko moje ciało ogarnęła fala podniecenia co sprawiło nagłą dekoncentrację jak i szybkie przerwanie całego treningu polegającego na skupieniu swojej całej chakry jak i również następnie rozpoczęcie kolejnej ważnej rzeczy. Będąc złym na samego siebie postanowiłem trochę się uspokoić za pomocą medytacji. Przyjmując odpowiednią pozycję usiadłem na ziemi i starając się uspokoić własne ciało i duszę wgłębiłem się w własne myśli. Gdy poczułem, że jestem już gotowy do dalszych ćwiczeń stanąłem w środku pieczęci i składając ręce po raz któryś z rzędu postanowiłem skupić całą chakrę w swoim ciele. Czując, że teraz wszystko mi się uda powolutku zacząłem skupiać się na pieczęci Jashina co powodowało mozolny i bardzo długi przepływ energii z mojego ciała na pieczęć. Po upływie paru minut wszystko wyglądało pięknie i ładnie. Po dezaktywacji techniki postanowiłem poćwiczyć nad szybszym przepływem energii. Po raz kolejny koncentrując się i skupiając się na pieczęci starałem się zwiększyć ilość przepływanej chakry z mojego ciała do pieczęci. Parę następnych prób, które wykonywałem sprawiły iż przepływ chakry z ciała do pieczęci wychodził mi co raz szybciej aż doszedłem do takiego momentu, że zajęło mi to zaledwie parę sekund. Będąc zadowolonym z całej zaistniałej sytuacji zacząłem powoli dochodzić do siebie. W tej samej chwili wujek wyszedł z domku i widząc moje postępy z uśmiechem na twarzy zawołał mnie do środka. Gdy już byłem w domu dostałem wytyczne zadanie porządnego wypoczynku na jutrzejszy dzień, ponieważ nie dość, że będzie bardzo ciężki to jeszcze bardzo bolesny z powodu tak zwanej „próby bólu”, która polega na zadawaniu porządnego bólu dla zdającego owy egzamin. Słuchając się zadania poszedłem od razu spać aby porządnie wypocząć i przygotować się mentalnie na czekające mnie zadanie. Po pobudce wyszedłem na podwórko aby się umyć a moim oczom ukazał się straszny jak i zarazem dziwny widok. Przed domkiem stała pionowa drewniana bala z okuciami na nogi i ręce a obok niej stół z różnymi rodzajami broni. Idąc w stronę owego miejsca tortur cały czas przygotowywałem się mentalnie. Gdy byłem już na miejscu, miałem pewien wybór, czy ciosy będą zadawane w plecy czy w brzuch. Szczerze mówiąc wolałem brzuch, ponieważ gdyby ciosy padały w plecy mógłby zostać uszkodzony kręgosłup, przez co nie mógłbym się ruszać bądź byłbym sparaliżowany. Gdy zostałem przypięty do drewnianego pala przygotowałem się na najgorsze. Jak się okazało miałem rację ponieważ chwilę później dostałem dużą drewnianą pałką prosto w brzuch. Po tym uderzeniu z moich ust wydarł się krzyk który przeszył cały las powodując iż wszystkie ptaki znajdujące się w pobliżu uciekły. To niestety nie był koniec, ponieważ chwilę później poleciała kolejna seria uderzeń tylko, że co chwila z innej broni. To z normalnego kija, to po raz kolejny z drewnianej pałki. Po jednym z owych uderzeń poczułem ogromny ból w brzuchu, lecz z moich ust nie wydobył się żaden odgłos. Nie wiedziałem czym było to spowodowane. Czy tym, że przyzwyczaiłem się do owego bólu, czy być może tym, że nie miałem już siły na wydawanie z siebie żadnego głosu. Kolejny cios był dla mnie na tyle bolesny, że z moich ust wydobyła się krew razem z kaszlnięciem. Po tym zdarzeniu łańcuchy nagle puściły a ja z dużym hukiem wylądowałem na ziemi co chwila plując krwią. Nagle zostałem odwrócony na plecy i po chwili usłyszałem jakieś słowa na de mną. Raptownie poczułem się lepiej, lecz nadal byłem osłabiony. Mamrocząc powiedziałem, że chce kontynuować dalej, ale poczułem jak ktoś mnie podnosi i prawdopodobnie zanosi do domu do łóżka. Co dalej się działo nie pamiętam, ponieważ prawdopodobnie zasnąłem bądź straciłem przytomność. Gdy się natomiast przebudziłem okazało się, że jest już następny dzień. Czując w sobie wczorajsze wydarzenie wyszedłem na podwórko i moim oczom po raz kolejny ukazał się drewniany pal. Robiąc to samo co wczoraj podszedłem do niego czekając aż zostanę do niego przypięty, jednak nic się nie stało. Nie wiedząc o co chodzi zacząłem krzyczeć iż chce kontynuować ową próbę bólu. Nagle zza krzaków wyłonił się Yokushi i patrząc na mnie powiedział:
- Skoro chcesz, więc niech tak będzie –
Po tych słowach po raz kolejny zostałem przypięty do drewnianego pala za pomocą łańcuchów. Od samego początku starałem skupić się na czymś przyjemnym aby pierwsze uderzenia nie sprawiały mi takiego bólu jaki powinien być. Było to idealne posunięcie, ponieważ nie odczuwałem tego tak bardzo jak ostatnio. Po krótkiej chwili zaprzestałem tego sposobu chcąc zobaczyć jak będzie naprawdę. Efekty były wspaniałe, przy pierwszych uderzeniach odczuwałem jeszcze ból, lecz przy kolejnych następnych wszystko wyglądało już o wiele lepiej. Wszystkie ciosy, które dochodziły do mojego ciała nie sprawiały mi już takiego bólu jak poprzednio nawet mimo tego iż za każdym razem uderzenia były co raz mocniejsze od poprzednich. W pewnej chwili po raz kolejny zalałem się krwią jednak nadal kontaktowałem i widziałem wszystko co się wokół mnie dzieje. Chwilę później zostałem odpięty lecz wyraźnym ruchem głowy dałem znać, że jestem w stanie kontynuować próbę. Dlatego więc znowu wylądowałem w żelaznych kajdanach przyjmując na siebie mordercze uderzenia. Gdy powoli dochodziło do punktu kulminacyjnego stało się coś czego nawet sam po sobie bym się nie spodziewał. Podczas ostatniego uderzenia napiąłem mięśnie brzucha na tyle, że kij który uderzył brzuch połamał się w połowie. Po tym wydarzeniu zostałem puszczony z kajdan i leżąc na ziemi ciężko oddychałem. Wujek podchodząc do mnie poklepał mnie po ramieniu. Gdy on sam poszedł do domku ja o własnych siłach chwiejnym krokiem stawiając prawą jak i lewą stopę powoli na ziemi ruszyłem w stronę mojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Będąc w środku rzuciłem się na łóżko pogrążając się w śnie. Owej nocy nawiedziły mnie dziwne a zarazem straszne sny. Śniło mi się iż jestem zalany w krwi z szyderczym śmiechem na ustach, a wokół mnie cały stos trupów. Obudziłem się w środku nocy cały zalany potem, a obok łóżka siedział Yokushi przyglądając się mi.
- Idealny moment i pora, chodź za mną. –
Po tych słowach wycierając ręką cały pot z czoła wyszedłem za Yokushim podążając za nim krok po kroku. Zaprowadził mnie w gęstwinę leśną, lecz jak się później okazało zaprowadził mnie do miejsca stworzonego przez niego samego. Był to specjalny ołtarz wykonany dla Jashina, na którym jak mi sam wytłumaczył składał swoje ofiary i modlił się do swojego boga gdy walczył niedaleko tego miejsca. Jednak gdy walka była w odległym miejscu robiło się to w taki sposób, że pieczęć Jashina rysowało się na ziemi uzupełniało się je chakrą i składając swoją ofiarę w pieczęci zacząć składać modły do Boga. Następna nauka było bardzo prosta, musiałem nauczyć się słów modlitwy do Boga za pomocą których musiałem się modlić za każdym razem gdy zabiję kogoś i złoże ową osobę na pieczęci w ofierze. Również za pomocą tych słów musiałem modlić się codziennie do Jashina, żeby cały czas mieć u niego przychylność. Siadając zgodnie z zaleceniami wujka przyjąłem odpowiednią postawę, którą mi sam pokazał. Następnie zaczął mnie uczyć każdego słowa związanego z modlitwą do Jashina. Na moje szczęście były to proste słowa więc ich nauka nie trwała zbyt długo, dlatego też po paru powtórzeniach znałem słowa już na pamięć. Po tym wszystkim został mi wytłumaczony każdy dokładny aspekt rytuału po każdej walce. Po wysłuchaniu go jak i również powtórzeniu i zapamiętaniu owych rzeczy Yokushi nagle znikną mówiąc żebym zaczekał na niego w tym miejscu. Nie wiedziałem ile to może potrwać dlatego też zająłem się medytacją aby owy czas skrócić. Jak się później okazało był to dłuższy okres czasu, po którym wydarzyło się coś co zaskoczyło mnie w negatywnym znaczeniu tego słowa. Otóż po pojawieniu się wujka zobaczyłem u niego czarny worek z którego wystawały nogi. Otwierając go wyłonił się mój własny rodzony brat. Jak się później okazało był to kolejny egzamin, tak zwany „egzamin dojrzałości”, który polegał na zabiciu w walce bliskiej sobie osoby jak i złożenie go w ofierze Jashinowi. Wiedząc co się święci lekko się zawahałem, lecz żeby zostać wyznawcą Jashina zdanie owego egzaminu było potrzebne więc nie miałem wyboru, ponieważ zadeklarowałem się, że chce nim zostać. Zanim rozpoczęliśmy walkę musieliśmy go ocucić i wprowadzić do stanu, w którym mógłby walczyć. Jak na złość trwało to parę bitych godzin co sprawiało, że moja inicjacja stania się wyznawcą przeciągała się i to bardzo. Gdy w końcu chłopak się przebudził na mojej twarzy wylądowała maska a w ręku katana. Po zrobieniu wszystkich potrzebnych rzeczy rzuciłem się na niego z ostrzem skierowanym ku niemu. Za nim chłopak zorientował się co się dzieje mój miecz leciał już w jego stronę. Na szczęście był dość szybki aby uniknąć ciosu, a być może nawet go powstrzymać jednak postanowił wykonać tą pierwszą opcję. Czekając na dalszy rozwój sytuacji schowałem katanę do pochwy i położyłem ją na ziemie, a sam starałem się wykończyć mojego wroga pięściami a potem dobić go za pomocą katany. Na moje nieszczęście był on dość doświadczonym wojownikiem co sprawiło, że walka była o wiele cięższa niż się spodziewałem.
Ruszając do ataku postanowiłem zająć się jego ścięgnami, gdyż po każdym przecięciu ścięgna owa część ciała była niezdolna do ruchu. Dzierżąc kunaie w obydwu rękach ruszyłem z całym impetem na mojego przeciwnika. Podczas biegu starałem się zmusić mojego przeciwnika żeby przyjął pojedynek na krótkim dystansie, co mogłem w późniejszym czasie wykorzystać. Zbliżając się do niego zwiększyłem jeszcze bardziej swoją prędkość dzięki czemu mój przeciwnik nie będzie miał żadnego czasu na reakcję dzięki której mógłby uciec z owego miejsca. Stało się to na co liczyłem. Mój brat wiedząc, że nie zdąży uciec wziął do ręki kunaie i przyjął postawę obronną. Korzystając z okazji rzuciłem się do pełnego natarcia nie pozwalając w jakikolwiek sposób skontrować mojemu przeciwnikowi. W jaskini raz po raz dało się usłyszeć odgłosy uderzającej o siebie stali kunai. W pewnym momencie stało się coś czego bym się nie spodziewał. Z mojej strony nastąpiło małe zawahanie, które mogło być wynikiem długiego i ciężkiego treningu. Po tym wydarzeniu, to ja musiałem się bronić, jednak miało to również swoje zalety. Jedną z owych zalet było to, że podczas obrony z każdym następnym uderzeniem wiedziałem co raz więcej na temat stylu walki mojego przeciwnika. Gdy już wiedziałem wystarczająco dużo postanowiłem przejść do kontrataku. Podbijając jedną z rąk okrążyłem mojego przeciwnika przecinając przy okazji ścięgno dzięki, któremu mógł ruszać lewą ręką. Po tym wszystkim została mu już tylko prawa ręka jak i również obydwie nogi. Chwilę później wykonując kolejny piruet wokół przeciwnika przeciąłem ścięgno u prawej ręki, dzięki czemu również i jej nie mógł już wykorzystać. W tej samej chwili postanowiłem pomęczyć trochę mojego przeciwnika i krążąc wokół niego jak osa raz po raz dźgałem go końcem kunai zadając mu cały czas ogromny ból. Gdy wymęczyłem go już na tyle, że nie miał nic do powiedzenia postanowiłem zakończyć sprawę i przecinając ścięgna znajdujące się u nóg zwaliłem go na ziemię. Był już jak roślinka, nie mógł się ruszać tylko mówić i myśleć. Zaciągając go w środek pieczęci Jashina poszedłem po katanę, która miała służyć za broń rytualną. Wbijając ją prosto w brzuch przeciwnika sprawiłem, iż w ciągu następnych paru sekund wydobył z siebie ostatni dech w jego życiu. Wiedząc iż jest na pewno martwy zacząłem odmawiać słowa modlitwy skierowane do Jashina. Gdy już wszystko zakończyłem poczułem przepływ ogromnej ilości energii jak i również otaczającą mnie mroczną siłę. Nim się spostrzegłem ciała już nie było a od pieczęci Jashina biło krwistym blaskiem. Po chwili w jaskini pojawił się wujek Yokushi. Widząc co się stało i, że wykonałem powierzone mi zadanie podszedł do mnie i wyprowadzając mnie z jaskini wręczył do ręki naszyjnik w kształcie znaku Jashina. Dzięki temu wiedziałem, iż jestem prawdopodobnie wyznawcą Jashina, lecz jeszcze długa droga prze de mną, ponieważ wiedziałem, że będę musiał zgłębić wiedze związaną z technikami wyznawców jak i również musiałem uważać, by nie zdradzić kim jestem, ponieważ mogło by się to spotkać z wielkimi nieprzyjemnościami dla mnie i być może ludzi związanych z moją skromną osobą. Powoli kierowałem się ku krańcu lasu aby wyjść z owej szaty roślinnej. Jednak za nim to zrobiłem podziękowałem wujkowi za wszystko z wielką nadzieją w sercu, że to właśnie dzięki mnie wyznawcy Jashina nadal będą istnieć w owych czasach jak i również tych następnych. Gdy wyszedłem już z lasu postanowiłem udać się ku swojej wiosce, którą była Konoha ukrywając przy okazji bardzo dokładnie pod bluzą jak i płaszczem swój medalion, aby nikt inny nie mógł go zobaczyć, ponieważ również to mogłoby przynieść niemałe kłopoty z tym związane.
Oki Akcept ;]
Witamy Panie nieśmiertelny
1) Imię: Hein
2) Wioska:Ame
3) Ranga:Genin
4) Historia: Hein pochodził z biednej, jego rodzice zostali zamordowani na jego oczach przez Nina w czarnym płaszczu. Załamany chłopak postanowił się zabić, lecz w próbie samobójstwa przeszkodziła mu młoda kobieta. Chłopiec postanowił zemścić się na mordercy rodziców. Hein postanowił zamieszkać na ulicy gdzie kradł i wdawał się w bójki. Jego serce było przepełnione nienawiścią, chęcią zemsty oraz smutkiem, lecz nie przeszkadzało mu to w samodzielnym treningu. Po paru dniach spędzonych na ulicy chłopca przygarnęło małżeństwo sklepikarzy. Hein zamieszkał z nimi pomagał im w sklepi gdzie pomagał właściciela a zarazem swoim nowym rodzicom a w wolnym czasie uczył się walczyć. Chłopiec nadal był pochłonięty chęcią zemsty. Chłopiec często pakował się w bójki by sprawdzić czy staje się silniejszy. Życie chłopca niebyło usłane różami niemiał przyjaciół, bo chęć zemsty i trening pochłaniał cały jego wolny czas. Przez parę lat żył w miarę szczęśliwie ze swoją nową rodziną. Pewnego razu, gdy wraca z dostawą do sklepu zauważa dym. Okazuje, że bandyci zniszczyli sklep gdzie chłopiec mieszkał, wszyscy sklepikarze zostali pozabijani chłopiec był w takim szoku, że przez pewien czas nie mógł się ruszać. Kiedy już wyszedł z szoku był tak bardzo zdenerwowany, że wziął katanę, którą ukrył koło sklepu i poszedł walczyć z osiedlowymi gangami. Wybrał się do największego gangu w okolicy, okazało się ze to ci bandyci zniszczyli sklep. Chłopiec wyzwał lidera gangu na pojedynek, który z góry był dla niego przegrany. Lecz chłopiec nie chciał się poddać i cały czas walczył wiedział, że jak ich nie pokona to nie wygra z zabójcą swoich rodziców. Chłopiec przegrał i stracił przytomności. Obudził się w jakimś nieznanym domu koło niego siedziała kobieta. Była to kobieta, która powstrzymała go od samobójstwa, ona również uratowała go przed śmiercią z ręki lidera gangu. Chłopiec Niechciał się pogodzić z przegraną zamkną się w sobie, nic nie jadł i do nikogo się nie odzywał, ale dziewczyna z całych sił starała się do niego zbliżyć. Pewnego gwieździstego wieczoru chłopiec wyszedł do ogrody żeby pooglądać gwiazdy nagle zauważył jak dziewczyna pojawia się koło wielkiego drzewa wiśni. Ona również go zauważyła i podeszła nic nie mówiąc, chwyciła go za głowę i się uśmiechnęła. Hein spojrzał na nią i zawołał
- Dlaczego mnie uratowałaś.
- A jak myślisz? – Odpowiedziała z uśmiechem na twarzy
-Nie wiem – odpowiedział spuszczając
-A, dlaczego miał byś ginąć??
- To już moja sprawa – Wykrzyczał chłopiec
Wtedy dziewczyna podeszła do niego i go przytuliła i powiedziała
- Nie chcę żeby dzieci ginęły bez powodu. A teraz idź już spać
Dziewczyna postanowiła pozwolić chłopcu zostać u siebie. Hein poszedł do niej z pewną prośbą, wszedł od Sali treningowej koło domu dziewczyny, podszedł do niej ukląkł i powiedział
- Błagam naucz mnie walczyć kataną.
- Dlaczego chcesz umieć walczyć??
- Gdyż chcę obronić moich bliskich, moich nakama*
Dziewczyna się uśmiechnęła i powiedziała
- Chcesz chronić swoich nakama, tak?
-tak – odpowiedział chłopiec
- Jesteś tego pewien?
-tak
- A przypadkiem niechżesz się zemścić na zabójcy rodziców?
-Już nie – Odpowiedział chłopiec ze łzami w oczach
- więc dobrze, trenujmy
Spokojne dni nie trwały długo, chłopiec zaczął traktować dziewczynę jak swoją starszą siostrę, razem trenowali, razem się śmiali, razem płakali oraz razem przeżywali smutek oraz przezwyciężali przeciwności losu, lecz pewnego dnia pojawił się tajemniczy morderca, dziewczyna zaczęła z nim walczyć, lecz niemiała szans. Kobieta została zabita Hein w szale rzucił się na zabójcę, który go tylko ogłuszył i powiedział, pewnego dnia będziemy ze sobą walczyć, więc przygotuj się, stań się silniejszy i odszukaj mnie” po tych słowach zabójca rzucił koło niego katanę i odszedł. Chłopiec po śmierci i objawieniu się w jego głowie okropnych wizji nie wiedział, co z sobą zrobić gdyż każdy go odrzucał. Chłopiec chciał popełnić samobójstwo, lecz przypomniał sobie swoją ,, siostrę”. Hein postanowił poszukać jakiejś pracy. Znalazł prace, jako posłaniec sklepu z jedzeniem. Chłopiec postanowił się już nigdy więcej przywiązywać do kogoś, ale tym razem miał paru przyjaciół, po pracy sklepie ćwiczył i spotykał się ze znajomymi. Pewnego razu jak sprzątał w sklepie weszli do niego paru członków gangu i zmuszali właściciela sklepu do zapłaty haraczu, lecz chłopiec obronił szefa. W tym czasie do sklepu wszedł boss gangu. Była to osoba odpowiedzialna za zabicie małżeństwa, które go przygarnęło. Hein dysząc powiedział
- To ty zabiłeś moich nakama ze sklepu.
- Aaa to ten smarkacz, który mieszkał w sklepie Ojaka – odpowiedział szypersko boss gangu
- Tak to ja i teraz cię pokonam
Chłopiec wziął kij od miotły złapał go jak katanę i rzucił się na szefa gangu. Boss chciał go uderzyć z pięści, lecz Hein zrobił unik i uderzył go kijem w brzuch a następnie wywrócił go na ziemię i powiedział:
- Teraz nie jesteś dla mnie przeciwnikiem.
-dlaczego mnie nie zabijesz? – Odpowiedział boss gangu
- Bo komuś coś obiecałem, a teraz się stąd wynoś!!- Krzykną Hein z łzami w oczach
Szef gangu wraz z członkami uciekł. Chłopiec naprawił miotłę i zaczął sprzątać.
Chłopak żył szczęśliwie zaczął chodzić do akademii miał coraz więcej znajomych oraz coraz więcej spraw na głowie.
Hein codziennie chodził na grób swojej Siostry gdzie z nią rozmawiał.
koło grobu leżała katana, którą dostał od mordercy
Pewnego dnia doszły go słuchy, że zabójca jego biologicznych rodziców pojawił się w mieście i zabił kolejne małżeństwo. Hein starał się dowiedzieć czegoś o tym wydarzeniu, lecz został odtrącony gdyż nie był jeszcze Shinobi.
Chłopiec pewnego dnia zauważył kwiaty leżące na grobie siostry, zastanawiał się, kto je przyniósł.
Następnego dnia zauważył koło groby pewnego młodego mężczyznę.
Tajemnicy mężczyzna podszedł do niego i powiedział
- To dla ciebie zgięła moja siostra??
- Co masz na myśli?
- Nie jesteś nawet wart śmierci z mojej ręki
- Co???!!!- Krzykną Hein ze łzami w oczach
- To, co słyszałeś, nie opłaca mi się tracić czasu na ciebie
- Dlaczego tak mówisz?? – Zapytał Chłopiec
- Ponieważ jesteś beznadziejnym dzieciakiem, który zawsze ucieka od problemów
-Nieprawda!!! – Krzykną chłopak
-To udowodnij to – Powiedział mężczyzna
Wtedy Hein wziął katanę i rzucił się w stronę mężczyzny, lecz on bez problemu unikną ataku Hein’a i przeciął mu rękę.
Chłopiec leżąc na ziemi powiedział
- Dlaczego mnie nie zabijesz??
- Bo Nielubie zabijać dzieciaków
Po tych słowach mężczyzna znikną a Hein został koło groby siostry.
Po pewnym czasie wrócił do sklepu ze skaleczoną ręką. Właściciel sklepu zabrał Hein'a do szpitala a tam opatrzyli jego rany.
Parę dni potem Hein spotkał zabijce swoich rodziców wychodzącego z wioski chłopiec pobiegł za nim. Hein Miał przy sobie katanę, kiedy już dogonił zabijce wyjaśnił mu, kim jest i wyzwał go na pojedynek.
Zabójca atakował go wręcz chłopiec niemiał szans, lecz gdy został rzucony na ziemie poczuł przypływ mocy, czuł się silniejszy wydawało mu się że ktoś do niego przemawia! Wtedy wstał wziął katanę i zaatakował zabijce a on musiał wyciągnąć swoja katanę. Wymiana ciosów była długa katana Heina została zniszczona, i w tym Momocie zabójca powiedział
- Jesteś taki sam jak twoi rodzice. Czyli beznadziejny!!!
-Zamknij się – krzykną Hein
I wbił zepsutą katanę w serce przeciwnika.
Właśnie tego dnia Hein wiedział, że w jego ciele ukryta jest moc.
Następny rok życia Hein’a wyglądał niezbyt ciekawie. Chłopiec cały czas podróżował po świecie licząc, że spodka mordercę siostry. Pewnego dnia zawitał do wioski Konoha.
************************************
Po spotkaniu zabójcy moich rodziców i za równo drugim doznaniu sadystycznych wizji postanowiłem opanować tajemniczą moc. Wiedziałem, że w moim ciele spoczywa wielka moc, lecz nie wiedziałem skąd ona jest i jak jej używać. Mój trening odbywał się niedaleko Konoha-gargune, wiedziałem, że jeżeli opanuję przypływ mocy stanę się o wiele potężniejszy i będę mógł pomścić moją siostrę
Dzień pierwszy
Zacząłem od treningu szybkości.
Żeby zwiększyć moją szybkość zacząłem biegać z obciążeniem zacząłem od trzech, trzy kilogramowych cegieł, które znajdowały się w plecaku. Gdy już plecak z obciążeniem był gotowy zacząłem biegać dookoła mojego miejsca treningowego. Biegałem tak przez trzy godziny, po czym postanowiłem odpocząć i się napić wody, w tym Momocie zaczął padać deszcz. Po pięciu minutach, gdy już odpocząłem zacząłem znowu biegać. Mój pierwszy dzień treningu skończył się po następnych trzech godzinach biegania. Po ciężkim treningu całkowicie zmęczony postanowiłem coś zjeść, więc poszedłem do baru. Po zjedzeniu Ramen w barze postanowiłem odpocząć, więc wróciłem do pokoju, który wynająłem i poszedłem spać.
Dzień drugi
Drugą fazą mojego treningu był trening siły.
Włożyłem po cztery, trzy kilogramowe cegły do dwóch plecaków i używałem ich jak hantli.
Po paru godzinach dołożyłem piątą cegłę i kontynuowałem swój trening. Godzinę po dołożeniu piątej cegły spotkałem obiednego handlaża, który miał zamiar zatrzymać się w wiosce Konoha. Podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy tak przez godzinę, po czym on wyruszył w stronę wioski a ja wróciłem do treningu.
Następne dni
Każdego dnia, gdy trenowałem przychodził do mnie podróżny handlarz przynosząc mi wodę i coś do jedzenia a ja w zamian byłem jego ochroniarzem.
Piątego dnia handlarz przedstawił mi swoją córkę Anai i poprosił mnie żebym jej popilnował gdyż jakaś banda bandytów chce ją złapać. Tak, więc córka handlarza towarzyszyła mi w treningu każdego dnia. Pomagała mi w treningu przynosiła jedzenie i picie.
Każdego dnia siedziała ze mną, pomagała mi w treningu dopatrzała mnie. Lecz ten spokój nie trwał długo, na siódmym dniu już się nie pojawiła, początkowo myślałem, że ma mnie już dość wiec się tym zbytnio nie przejąłem i trenowałem dalej, ale po paru godzinach przybiegł od mnie starszy mężczyzna, który był cały posiniaczony i ranny.
- Czy ty jesteś Hein – zapytał się mężczyzna
- Tak jestem, ale teraz nie czas na rozmowy muszę cię opatrzyć – odpowiedziałem zaczynając rozrywać ręcznik żeby opatrzyć jego rany.
W tym Momocie pojawiła się mała banda bandytów a widocznie ich lider powiedział:
- To ty jesteś ten Hein?
- Ooooo stałem się dosyć sławny – odpowiedziałem z drwiną w głosie śmiejąc się
- Nie powinieneś z nich drwić chłopcze – odpowiedział staruszek
- Widzisz ten staruch dobrze mówi nie powinieneś z nami zaczynać – Lider grupki powiedział te słowa, po czym zaczął się śmiać wraz ze swoją grupą.
- Oji-san nie martw się nie dam się tym mrówka – odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy gdyż była to kolejna okazja do treningu.
-Więc skoro chcesz to ciebie też załatwimy – krzykną lider bandy
- Mnie też?? – Zapytałem nie wiedząc, o czym on mówi
- Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi – krzykną boss
- Bo nie wiem – odpowiedziałem zastanawiając się o co może chodzić
-Chodzi mi o tego staruszka handlarza i o jego córkę – odpowiedział zdenerwowany boss
- Co zrobiliście Anaii. Mów szybko – Odpowiedziałem gniewnym głosem
-Aaa chodzi ci o tę smarkulę, nasz szef zabrał ją do siebie
-Więc powiedz mi gdzie on jest, jeżeli nie to cię zabiję – Powiedziałem w wielkimi nerwami
-A, co chcesz ją odzyskać smarkaczu?? – Powiedział zarozumiale lider grupki
-Tak chcę ją odzyskać a teraz gadaj mi gdzie on jest!! – Cały czas dawałem się ponieść emocja i tylko krzyczałem i groziłem
-Kryjówka szefa znajduje się w jaskini 10 kilometrów stąd – odpowiedział boss
-Ale pierw będziesz musiał przejść przez nas – powiedział jeden z podwładnych tamtego człowieka
-Więc niech tak będzie, pokonam was za wszelką cenę. Staruszku uciekaj stąd- Wypowiadając te słowa chwyciłem kij, którego używałem do ćwiczeń kendo i ruszyłem na rywali.
Biegłem po łuku w stronę przywódcy bandy, gdy już do niego podbiegłem uderzyłem go z całych sił w brzuch kijem. Po czym wyskoczyłem w powietrze, wylądowałem koło moich plecaków z cegłami, wyciągnąłem jedną cegłę i rozbiłem ją na kawałki, którymi rzuciłem w stronę reszty bandy. Każdego członka tej grupy trafił odłamek cegły, nim się zorientowali ja znalazłem się koło nich i każdego mocno uderzyłem kijem, wszyscy stracili przytomność, po czym ja skierowałem się w stronę kryjówki szefa bandy.
Podczas podróży napotykałem wielu bandytów, którzy chcieli mnie powstrzymać przed dojściem do siedziby bossa bandy. Lecz nie mieli ze mną szans pokonywałem ich jeden po drugim widząc rezultaty treningu.
W końcu dotarłem do kryjówki bandy gdzie znajdowała się Anai.
Wszedłem do kryjówki bandytów i co nie dziwne spotkałem ich tam całą wielką bandę i zacząłem z nimi wałczyć, jeden po drugim upadali na ziemię, w końcu dostałem się do Sali gdzie był ich szef, lecz jak na złość coś musiało mi stanąć na drodze. Tuż przed drzwiami stał osobisty ochroniarz bossa gangu.
Zapytałem z lekką złością w głosie:
-Czy tu ukrywa się wasz szef??
-Może tak, Może nie – odpowiedział irytującym głosem
-Wiec mnie przepuść- Krzyknąłem do niego
-Dlaczego miałbym to zrobić?? – Zapytał z głupkowatym wyrazem twarzy.
-Bo chcę odzyskać dziewczynę, którą porwaliście
-Uuuu Romeo przyszedł po swoją Julię – odpowiedział drwiącym głosem
-Stul się i mnie przepuść – wypowiadając te słowa ruszyłem w stronę przeciwnika.
W biegu wziąłem zamach chciałem go trafić prosto w brzuch, lecz on zrobił unik, lecz ja nie pozwolę się lekceważyć jak najszybciej podbiegłem do niego i zalałem go gradem ciosów, lecz on je wszystkie odbił i w końcu mnie zaatakował prosto w twarz z pięści. Otarłem usta z krwi i znów ruszyłem z szarżą na rywala zasypując go gradem ciosów, ale tym razem nie udało mu się obronić przed wszystkimi. Po tym gradzie uderzyłem go z całej siły w głowę.
Po walce z tym gościem byłem trochę wycieńczony, ale i tak wszedłem do pokoju szefa gangu. Wchodząc krzyknąłem:
-Oddawaj Anaii
-O proszę, kto nas odwiedził czy to nie ten sławny Hein?? – Spytał się szef gangu z drwiącym głosem.
-Tak to ja i przyszedłem tu po dziewczynę!! Więc mi ją oddaj!!
-Proszę bardzo tam jest – wypowiadając te słowa boss bandytów pokazał ścianę, do której została przybita dziewczyna z brzuchem poprzebijanym kunajami.
Byłem w takim szoku, że nie mogłem wydusić z siebie słowa, lecz wiedziałem, że muszę zabić bossa gangu wtedy poczułem moc wydawało mi się tak jakby świat zwolniał wydawało mi się, że wszystko porusza się wolniej. Wtedy popatrzałem na bossa gangu i powiedziałem:
-Teraz zapłacisz mi za to, co zrobiłeś
Wypowiadając te słowa ruszyłem w stronę przeciwnika z wściekłością i chęcią zemsty utopioną w zabójstwa. Walka nie trwała długo po paru chwilach wbiłem mu kunaj w gardło, po czym zabrałem zwłoki dziewczyny i pochowałem ją koło grobu ojca. Właśnie wtedy zrozumiałem, że mogę używać tej mocy dzięki chęci mordu. Po tym wydarzeniu kręciłem się bez celu między wioskami, i pewnego dnia pewien mężczyzna przyciągną jego uwagę a w szczególności medalion na jego szyi. Podszedłem do mężczyzny nie wiedząc jak zareaguje i powiedziałem:
-Masz ciekawy medalion
-Naprawdę tak uważasz – Odparł mężczyzna
-Słyszę z niego jakieś dziwne głosy – powiedziałem będąc w stanie, który przypominał trans.
-Naprawdę?
-Taa – W tym momencie myślałem, że mężczyzna uzna mnie za wariata, lecz on odparł
-A może chciałbyś przystąpić do nas
-Do, jakich was – zapytałem z zaciekawieniem
-Jesteśmy wyznawcami Jashina
-Kto to Jashina – zapytałem z ciekawością
-Jest to nasz bóg, który przemówił do ciebie, a ten medalion to jego symbol.
-Naprawdę mogę!!
-Tak
Właśnie w tym momencie wyruszyłem do miejsca gdzie miałem zostać wyznawcą Jashina.
Gdy tam już dotarliśmy otrzymałem specjalny medalion i zacząłem praktykować ich wiarę.
Pod koniec moich praktyk otrzymałem rytualny kolek I kosę


Cytat: - Wymagana historia na minimum 4 strony A4 czcionką 11 w której zostanie opisane jak postać została wyznawcą Jashina i dlaczego. Cytat:
Już poprawiłem oto historia jak zostałem sługa Jashina:
Krążyłem między wioskami nie wiedząc, co ze sobą zrobić zastanawiając się, co za tajemnicze głosy dochodzą do mnie, gdy walczę. Pewnego dnia zawitałem do Ame, wszedłem do karczmy by wynająć pokój i właśnie wtedy zauważyłem mężczyznę z wielką kosą i dziwnym medalionem. Wydawało mi się, że medalion do mnie przemawia i skądś znałem ten głos. Lecz gdy chciałem podejść do mężczyzny to on znikną. Podszedłem do właściciela:
- Dzień dobry
- Witaj – Odpowiedział mężczyzna
- Wie pan, kim był ten człowiek, który właśnie znikną?? – Zapytałem wskazując miejsce gdzie ów mężczyzna siedział.
- Przykro mi dziś widziałem go pierwszy raz
- Dziękuję, w takim razie poproszę pokój
- Dobrze – Po wypowiedzeniu tych słów mężczyzna dał mi klucz.
Wszedłem do pokoju, i teraz zacząłem się zastanawiać, kim był ten człowiek, jego postać nie dawała mi spokoju, musiałem się dowiedzieć, kim jest, co miał na szyi.
Następnego dnia postanowiłem poszukać tajemniczego mężczyzny. Dzień był ponury cały czas padał deszcz a ja włóczyłem się po całej wiosce mając nadzieję, że w końcu go spotkam, lecz niestety nadal go nie spotkałem. Gdy już miałem się poddać nagle mroczny głos przemówił do mnie:
,,Chcesz być silniejszy oraz niepokonany? Jeśli tak to mnie odnajdź”
Po tych słowach zemdlałem. Obudziłem się w wioskowym szpitalu, nagle zobaczyłem mężczyznę, którego szukam stojącego w drzwiach pokoju, lecz on nagle zniknął.
Po przebadaniu mnie przez lekarzy postanowiłem jeszcze raz rozejrzeć się po wiosce, lecz to nic nie dało, po poszukiwaniach postanowiłem coś zjeść i w tedy zobaczyłem mojego ,,Poszukiwanego” wychodzącego z wioski. Zacząłem biec za nim i go wołać, lecz on mnie ignorował. Przy rozstaju dróg zatrzymał się i wskazał mi wioskę Kaze. Po czym znikną z lekkim uśmiechem na twarzy. Ja jak najszybciej wróciłem do karczmy po moje rzeczy i zapłaciłem właścicielowi za pokój, następnie pobiegłem do bramy i wyruszyłem w stronę wioski Kaze. Idąc w stronę wioski znów usłyszałem głos, który kazał mi podejść do drzewa, i tak zrobiłem. Do drzewa była przybita kartka z dziwnym symbolem, był to trójkąt równoboczny zapisany w okręgu. A na drugiej stronie było napisane:
,, Poćwicz rysowanie tego symbolu a następnie odnajdź mnie.”
Zabrałem ze sobą kartkę i ruszyłem w dalszą drogę, po pewnym czasie już pod wieczór zatrzymałem się żeby przenocować. Postanowiłem poćwiczyć rysowanie symbolu, z pozoru wydawało się być łatwe, lecz niestety okazało się trudne. Postanowiłem, że pierw opanuję rysowanie okręgu.
Pierwsza, próba była całkowitą porażką, to, co narysowałem nawet nie przypominało koła, druga próba również okazała się porażką, choć wyszła lepiej niż poprzednia. Nie mogłem się poddać cały czas próbowałem narysować idealny okrąg, lecz niestety nie udawało mi się, ale na szczęście robiłem małe postępy. Następnego dnia rano postanowiłem trochę poćwiczyć, rysowałem około godziny i w końcu udało się narysowałem idealny okrąg, a teraz przyszła pora na trójkąt równoramienny.
Zacząłem od narysowania podstawy, lecz wyszła mi krzywa, Narysowałem kolejną linię, która także była krzywa, byłem już zmęczony tym rysowaniem, więc postanowiłem wyruszyć w drogę.
Gdy szedłem cały czas się zastanawiałem jak narysować prostą linię i nagle usłyszałem głos, który kazał mi ćwiczyć rysowanie. Postanowiłem go nie słuchać tylko iść dalej, lecz w tedy w mojej głowie rozniósł się przeraźliwy ogłuszający krzyk, więc nie miałem innego wyboru jak ćwiczyć rysowanie.
Schowałem się w cieniu drzewa postanowiłem pierw się napić a następnie wyciągnąłem kartkę i ołówek i na wyszlifowanym kawałku deski zacząłem rysować odcinek, który był już prostszy od poprzednich, lecz nie idealny. Siedziałem z kartką i ołówkiem w ręce przez cały dzień i w końcu udało mi się narysować idealnie prosty odcinek. Teraz zostało tylko narysować dwa idealne boki. To było chyba najtrudniejsze zadanie siedziałem nad nim całą noc i nie robiłem postępów, boki były idealnie proste, lecz nie równe. Po kolejnej godzinie nieudanego rysowania zrobiłem postęp, lecz to jeszcze nie było perfekcyjne, siedziałem i rysowałem jeszcze do południa i w końcu udało mi się narysować idealny trójkąt równoboczny. Teraz postanowiłem połączyć te dwa elementy i wyszedł mi identyczny symbol jak na kartce pozostawionej na drzewie. Teraz postanowiłem odpocząć by następnego ranka ruszyć w kolejną podróż. I tak właśnie zrobiłem, z samego rana ruszyłem w stronę wioski Kaze.
Droga minęła mi spokojnie do momentu, gdy wszedłem na pustynię, tam znów usłyszałem głos w mojej głowie:
,,Czekaj na objawienie przy bramie, ona będzie miejscem gdzie siebie znajdziemy i poznasz drogę mojej siły.”
Nie wiedziałem, co te słowa mogą oznaczać, lecz zbytnio nie przejmowałem się tym i postanowiłem iść dalej. W końcu doszedłem do bramy wioski, Kaze i zacząłem czekać na objawienie. Siedziałem tam bezczynnie dwie godziny i gdy już miałem się zbierać podszedł do mnie mężczyzna, który miał na szyi symbol, którego uczyłem się rysować. I właśnie wtedy dostałem objawienia już wiedziałem, o co chodziło głosowi w mojej głowie.
- To ty!!!! – Krzyknąłem pokazując na niego
- Co ma znaczyć,,To ty!”? – Zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie
-To ty do mnie mówiłeś cały czas!
- Przecież po raz pierwszy cię widzę – Odparł z lekką irytacją
-Ale ten symbol na amulecie, kazałeś mi nauczyć się go rysować! – Krzyknąłem pokazując amulet
-Więc to ty. – Odpowiedział z powagą w głosie
-Ja?? – Zapytałem z dziwieniem
-Możesz pójść ze mną – Zapytał będąc dalej poważny
-Taaa
I tak wyruszyliśmy w stronę pustyni i szliśmy jakąś godzinę i doszliśmy do jakiegoś odludzia i w tedy on powiedział:
-On do ciebie przemówił?? – Zapytał cały czas będąc poważnym
-Jaki on?? – Zapytałem całkowicie rozkojarzony
- Sam Jashin
- Mówisz o bogu bólu??
- Tak – Odparł będąc śmiertelnie poważny – Więc mam pytanie
-Słucham – Odpowiedziałem
-Czy chcesz stać się silniejszy?
-TAK – odpowiedziałem zdecydowanie
-W takim razie czy przyjmiesz wiarę Jashina?
-T-tak – Odpowiedziałem z lekkim zakłopotaniem
-Na pewno? – Znowu zapytał z powagą w głosie.
-TAK! – Tym razem odpowiedziałem pewnie
-W takim razie zbieraj się i pójdziemy do mojej małej świątyni Jashina
Po tych słowach mężczyzna zabrał się i zaczął iść w stronę Ame.
Pod wieczór zatrzymaliśmy się w lesie by poćwiczyć i odpocząć. On usiadł sobie na pniu drzewa i powiedział:
-Jak masz na imię?
-Hein – Odpowiedziałem stanowczym głosem
-A ja jestem Zachai, więc teraz powiem ci, co będziesz ćwiczył. Będzie to Jashin Maru.
-A, co to?? – Zapytałem
- Jest to podstawowa technika wyznawców, jest to w pewnym stopniu oddanie czci naszemu bogowi. Technika ta polega na narysowaniu krwią na ziemi symbolu Jashina i wypełnieniu go charą.
Byłem lekko przerażony tym, że do techniki potrzebna jest własna krew, lecz musiałem to zrobić, więc zaciąłem sobie opuszek palca i czekałem aż krew skropli się na kunaj. Gdy już była na nim odpowiednia ilość krwi zacząłem rysować symbol Jashina. Gdy już go narysowałem stanąłem wewnątrz niego i przyjąłem pozycję, z którą najłatwiej jest skupić, charę i zacząłem kumulować chakre we własnym ciele następnie zacząłem stopniowo skupiać się i przenosić charę na symbol. Nagle wszystko znikło, nade mną stał Zachi z beztroskim wyrazem twarzy, pytając się:
-Młody żyjesz??
-Jakoś – Odpowiedziałem masując się po głowie
-Żeby coś takiego się więcej nie powtórzyło musisz bardziej kontrolować swoją chakrę.
Po tych słowach wstałem i postanowiłem coś zjeść nim Bruce do treningu mojej pierwszej techniki.
Gdy już zregenerowałem moją energię witalną postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tak wiec jeszcze raz rozciąłem sobie palec i narysowałem symbol Jashina, następnie stanąłem w nim i zacząłem skupiać chakrę wewnątrz mojego ciała a następnie zacząłem przenosić charę z ciała do symbolu z krwi.
Wtedy spostrzegłem przepływ chakry na znaku Jashina i właśnie w tedy poczułem przypływ mocy Jashina. Postanowiłem poćwiczyć tą technikę jeszcze parę razy by opanować technikę do perfekcji.
Po tym treningu postanowiliśmy się przespać a z samego rana znów wyruszyć w drogę. Szliśmy cały dzień a wieczorem postanowiliśmy potrenować. Mój mistrz kazał mi dziś pomedytować a następnie kazał mi dobrze wypocząć na jutrzejszy dzień. Następnego dnia mój nauczyciel powiedział ze dziś spędzę dzień na trenowaniu mojej odporności na ból. Przed treningiem wytrzymałości pomedytowałem trochę aż sensei nie powiedział, że czas zacząć trening.
Sensej kazał mi iść za sobą i zauważyłem kajdanki na ręce i nogi przymocowane do drzewa. Mój nauczyciel kazał mi wykonać rytuał Jashin Maru i z godnie z jego poleceniem zrobiłem to. Następnie Zakuł mnie w kajdanki i z uśmiechem na twarzy wziął długą gałąź i uderzył mnie prosto w brzuch, poczułem rozrywający ból na całym ciele i nim doszedłem do siebie posypała się następna seria ciosów. Byłem tak bity przez cały dzień aż w końcu przestałem już czuć ból, lecz mój nauczyciel nie chciał dąć mi spokoju i kazał mi dezaktywować Jashin Maru. I z powrotem zaczął mnie walić w brzuch bez opamiętania, po wyłączeniu rytuału uderzenia Sprawiały mi ból, byłem tak bity przez całą noc i także się przyzwyczaiłem do tego bólu. Gdy zostałem odpięty natychmiastowo zemdlałem z powodu dużej straty krwi obudziłem się następnego dnia rano znów zostałem przypięty do drzewa na początku bez rytuału zacząłem obrywać kijem. Po godzinie rozgrzewki Zachi wyciągną miecz, którym po aktywowaniu Jashin Maru zaczął mnie nacinać mieczem, pomimo tego, że rytuał był aktywowany to nacięcia sprawiały mi piekielny ból, lecz szybko do niego przywykałem ten trening trwał dwa dni po półtora godziny dziennie aż w końcu przyzwyczaiłem się do bólu, lecz nie trenowałem tego bez rytuału. Znów zemdlałem z powodu utraty zbyt dużej ilości krwi, lecz teraz spałem całe dwa dni, gdy się obudziłem stal nade mną Zachi, który powiedział:
-Wstawaj musimy już iść
-Dlaczego? – Zapytałem lekko zaspany
-Już nadszedł czas abyś poznał nasze zwyczaje, modlitwy i rytuały. A do tego jest mi potrzebna moja świątynia.
Po tych słowach bez zwłocznie wstałem i ruszyłem, czym prędzej za sensei’em. W trakcie podróży uczył mnie różnych modlitw tłumaczył jak mają wyglądać rytuały i jakie są ważne zwyczaje wyznawców Jashina. W końcu dotarliśmy do świątyni, która była pod ziemią. Znajdował się tam wielki ręcznie wykonany ołtarz oraz trzy mieszkalne pokoje. Kazał mi zostawić moje rzeczy w jednym z nich a następnie przyjść pod ołtarz. Zrobiłem to, co kazał a on wtedy kazał mi się modlić do, Jashina który miał przychylić do mnie ów boga. Potem kazał mi powtórzyć wszystkie rytuały i modlitwy następnie powiedział, że musimy przejść w końcu do praktyk i kazał mi złożyć ofiarę z zwierzęcia. Z tego powody wyruszyliśmy na łowy, włóczyłem się po lecie z drewnianym kijem, którym miałem ogłuszyć zwierzę i nie musiałem szukać długo gdyż spotkałem dwa wilki polujące na zwierzynę, które nie były świadome, że to one będą moimi ofiarami. Walka była zacięta wilki zaczęły krążyć wokół mnie gotowe do ataku. Pierwszy uderzył od frontu a zaś drugi od tyłu przed pierwszym udało mi się obronić, lecz drugi zranił mnie w plecy, ale nie czułem aż taki wielkiego bólu. Po tym ataku ruszyłem z szarżą na wilka, który mnie ranił i ogłuszyłem go, drugi wilk wtedy uciekł. Podszedłem do ciała ogłuszonego wilka i zacząłem się modlić. Po czym zaniosłem zwłoki do świątyni gdzie na mnie czekał sensei z workiem, z którego wystawała ręka. Po czym powiedział ze pokarze mi jak ma wyglądać uroczyste złożenie ofiary. Po czym wyciągną czarny długi metalowy kołek i przebił ofierze serce, teraz była moja kolej tylko musiałem to zrobić ze zwierzęciem. Ułożyłem ofiarę na ołtarzu wilka następnie wziąłem do rąk prosty długi nóż i zrobiłem szybkie pchniecie w serce wilka.
Czułem lekkie podniecenie, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje, spojrzałem na senseia a on spojrzał mi w oczy uśmiechając i powiedział:
-Widzę, że spodobało ci się
-Sam jeszcze nie wiem – Powiedziałem to patrząc na moje zakrwawione ręce
Po moich słowach Zachi gestem nakazał mi iść za sobą do jego pokoju. Gdy wszedłem do pomieszczenia od razu zauważyłem na położoną na piedestale kosę i czarny długi żelazny kołem.
Nauczyciel obrócił się w moją stronę i powiedział: ,,Gdy będziesz gotowy dostaniesz właśnie te artefakty Jashina”. Czułem się zaszczycony i już nie mogłem się doczekać aż stanę się pełnoprawnym wyznawcą wiary Jashina. Pewnego dnia po porannych modlitwach Zachi powiedział, że to już czas bym złożył ofiarę z człowieka. Tak, więc ruszyłem do małej osady w lesie by znaleźć ów ofiarę, wtedy mój wzrok przyciągną wojownik z wielkim mieczem na plecach. Coś mi mówiło, że to on będzie wspaniałą ofiarą. Podszedłem do mężczyzny zadyszany i zacząłem prosić go o pomoc, która w rzeczywistości była pretekstem do wyciągnięcia go z wioski. Po paru minutach proszenia w końcu się zgodził i wyruszyliśmy w stronę lasu. Doszli my do polany gdzie kazałem mężczyźnie poczekać, po czym narysowałem pieczęć Jashina własną krwią i zacząłem się modlić. Wojownik nie wiedział, co powiedzieć, więc zaczął nacierać na mnie. Widziałem na jego twarzy grymas lęku, chyba wiedział, kim jestem. Uniknąłem jego pierwszego ataku, po czym wyjąłem z pochwy katanę i ruszyłem jak szalony na przeciwnika, lecz moje ataki nie odnosiły skutku. Postanowiłem wrócić do symbolu Jashina i aktywować Jashin Maru, Gdy to zrobiłem postanowiłem czekać na mojego rywala, który przygotowywał się do wykonania jakiejś techniki. Widząc to uśmiechnąłem się i z wyzywająco wzruszyłem ramionami. Przeciwnik wykonał Goukakyuu no Jutsu, wielka kula ognia leciała w moja stronę, lecz ja zacząłem uciekać w lewą stronę. Wielka kula rozbiła się na symbolu Jashina, a ja postanowiłem zaatakować rywala od lewej franki, lecz niestety zdążył zrobić unik. Od razu po zrobieniu uniku rywal ruszył w moją stronę robiąc potężny zamach w moją stronę, zrobiłem unik, lecz trochę za późno ostrze miecza lekko rozcięło mi brzuch. Na mojej twarzy nie pojawił się ból, rywal był raczej zdziwiony tym, co zauważył i się z dekoncentrował, postanowiłem to wykorzystać by narysować symbol Jashina i raz jeszcze aktywować Jashin Maru. Gdy rytuał był gotowy to wszedłem do niego czekając na atak rywala. Rywal nie chciał dać mi odetchnąć i zrobił potężne cięcie z nad głowy, lecz chybił ostrze wbiło się w ziemie, postanowiłem wykorzystać ten moment i wbiłem moje ostrze w udo rywala. Przeciwnik zwijał się z bólu na ziemi wtedy podszedłem do niego i przeciąłem kataną ścięgna na rekach i nogach. Wtedy nagle pojawił się mój nauczyciel z para kos i kołków oraz z dodatkowym medalionem Jashina.
-Widzę, że znalazłeś godną ofiarę – Powiedział patrząc ma wojownika
-Mam nadzieję, że tak – Odparłem
-Więc zaczynaj – Po tych słowach wręczył mi czarny długi metalowy kołem, na razie schowałem kołek do torby żeby ułożyć ciało mojej ofiary na symbolu Jashina. Gdy ciało było gotowe wyciągnąłem kołek i rozłożyłem go, po czym przebiłem nim serce ofiary. Krąg zaczął się świecić na czarno a ciało człowieka zaczęło powoli znikać po pewnym czasie znikło a ja wszedłem do pieczęci i poczułem przypływ wielkiej negatywnej energii. Zachi popatrzał na mnie i powiedział:
-Od teraz jesteś pełnoprawnym wyznawcą Jashina, – po czym wręczył mi kosę oraz medalion – Pamiętaj, że nie możesz zdradzić nikomu, kim naprawdę jesteś.
-Dlaczego? – Zapytałem
-Ponieważ możesz mieć duże kłopoty – odparł z powaga w głosie.
- Rozumiem, więc co teraz mam robić? – Zapytałem z powagą w głosie
- Cóż teraz powinniśmy się rozstać, lecz pierw przekaże ci moje notatki gdzie są spisane wszystkie potrzebne techniki wyznawców wielkiego Jashina.
Gdy wracaliśmy do świątyni panowała nie zręczna cisza, Gdy byliśmy już przy ołtarzu Zachi wyciągną 5 ksiąg w czarnej okładce, w których były opisane wszystkie rytuały, techniki, modlitwy i zwyczaje. Schowałem je bardzo dokładnie w plecaku razem z kołkiem, kosę zaś owinąłem pierw śpiworem a następnie bandażem żeby nie było widać, co w niej jest. Ostatni raz się pomodliłem przed ołtarzem i wyruszyłem w drogę. Postanowiłem ruszyć w stronę wioski Ame. Pewnej spokojnej nocy postanowiłem złożyć ofiarę jashinowi, więc siedziałem przy głównej ulicy na jakiegoś przechodnia
Który niebawem szedł. Podszedłem do niego i poprosiłem żeby pomógł mi przenieść pewną rzecz
Szliśmy w głąb lasu i nagle mój towarzysz spostrzegł symbol jashina na ziemi. Po czym przeraźliwie krzykną i zaczął biec w moją stronę. Krzycząc żebym uciekał, lecz na jego nieszczęście to ja przygotowałem ten symbol. Gdy mężczyzna podbiegł do mnie to ogłuszyłem go jednym silnym ciosem w głowę i umieściłem na aktywowanym symbolu Jashina. Wędrowiec ockną się, lecz nie mógł się ruszyć gdyż miał przybite ręce do ziemi, mógł tylko patrzeć jam szykuję rytuał ofiarny. Ofiara zaczęła krzyczeć, lecz nikt go nie mógł usłyszeć, ponieważ byliśmy w samym smrodku lasu.
W końcu przygotowania do złożenia ofiary skończyły się, chwyciłem żelazny kołek obiema rękami i przebiłem mu serce. Po czym ciało zaczęło znikać a ja poczułem przypływ mocy Jashina.
Po wykonaniu rytuału poświęcenia postanowiłem się przespać. Tej nocy miałem dziwny sec mianowicie:
Byłem cały czarny z wymalowanymi na biało kośćmi a w ręku trzymałem kosę i kołek. Przede mną leżała wielka góra ludzkich zwłok na aktywnym symbolu jashina. I nagle usłyszałem głos:
-Teraz jesteś moim sługą a ja będę twoim patronem. W zamian za ofiary będę cię obdarzał nadludzką mocą oraz umiejętnościami. Tylko musisz całkowicie oddać się mnie twojemu Panowi JASHINOWI
Gdy się obudziłem byłem cały zalany potem a ręce pokryte miałem krwią. Po godzinie uspokajania się wróciłem do snu a rano wyruszyłem w dalszą podróż.
Dużo enterów, i niezbyt porywająca. Ale nie mam serca odsyłać graczy po 5 razy żeby poprawiali.

Niech będzie. Ranga Genin
techniki:
Jashin Maru
Gairaishuu Kaiatari
Denki Kai
Raiseishi
1) Imię:Balatex
2) Wioska:Suna
3) Ranga:Genin
4) Historia zostania Wyznawcą Jashina: Więc to było dawno temu, kiedy rodzice Balatexa zginęli.Chłopak nie wiedział gdzie ma się podziać, błąkał się aż natrafił na bardzo dziwnego człowieka, to było gdzieś w zimę, gdzie ludziom dopiekał zwykle największy głód, oraz z temperaturą minusową umierało najwięcej ludzi.Kiedy chłód dotykał ludzi a zwierzyny nie było co raz więcej ludzi uchodziło z życiem.Aż pewnego dnia chłopak o imieniu Balatex trafił do pewnej małej wioski, która nazywała się Karilora, ludzie w tej wiosce nie mieli żywności młody głodny chłopak, spotkał młodą śliczną dziewczynę, która straciła też swych rodziców pod czas tej zimy, chłopak był ubrany w zwykłe brudne, obdarte sandały, oraz spodnie skórzane, podziurawione charakterystycznie w różnych rozmaitych miejscach, a na jego barkach spoczywały gąbki, które jak to młody chłopak zwał, ochraniacze. Wolnym krokiem młody Białowłosy chłopak podszedł do dziewczynki, wyjmując z kieszeni kawałek suszonego mięsa, po czym porwał, go na dwie połówki jedną włożył sobie do ust, lecz drugą do ust młodej dziewczyny, w pewnym momencie dziewczyna zerwała się z miejsca pokazując teatralnym ruchem ręki że chłopczyk ma za nią podążać. Balatex miał nadzieje że dziewczyna zna jakieś przytulne miejsce, gdzie można by się zdrzemnąć oraz schować przed takim zimnem.Pod czas szybkiego zwinnego biegu, jedyne co mógł chłopak dostrzec, to szczury, które w raz z tempem biegu uciekały w przeróżne dziury które prowadziły do kanalizacji, ściany były pokryte grzybami, wszędzie w okół była wilgoć śmierdziało żulami którzy sikali w każdym koncie, oraz łapali szczury by się nimi móc pożywić.Kiedy tylko chłopak dobiegł na miejsce z dziewczyną, ta mu pokazała pewną sale, i wyjście jak przeżyć te wszystkie ciężkie chwile za wszelką cenę, lecz nie od razu z czasem wszystko miało się rozwijać. Pomieszczenie było podzielone na dwie części, przez które przechodził mały kanał oddzielający te pomieszczenie, strasznie z niego śmierdziało lecz trzeba było przystosować się do tych rozkwitających warunków, nie raz nie można było już wytrzymać przez ten odór który dobiegał z kanału. Pewnego dnia kiedy chłopak polował na szczury, znalazł jedną ze starych książek która nosiła tytuł *Wyznawca Jashina* to nie była zwykła książka, była ona sklejona taśmą oraz napisana ręcznie, przez jakiegoś biednego chłopaka, który wychował się w tym oto pomieszczeniu oraz kanale. Kiedy Białowłosy chłopak otworzył książkę, zaczął ją czytać i się edukować chciał ją pojąć, chłopiec pamiętał jak się czytało bowiem jego świętej pamięci ojciec, nauczył go tego za życia, co mu mogło w obecnej chwili bardzo się przydać. Książka zaciekawiła biednego chłopaka wydawała mu się realistyczna, gdyby było to możliwa to z chęcią by się przeniósł do czasu w którym została ona napisana.Kiedy chłopak skończył ją czytać na ostatniej stronie, była pewna rymowanka, chłopak pomyślał jak już czytam wszystko to wszystko.* Jeśli ją przeczytałeś to wiarę uzyskałeś, jeśli łza poleciała to ochrzciła cię ona cała, lecz jak wszystko pojąłeś to Jashina do swego serca przyjąłeś.* Chłopak zastanawiał się co to ma znaczyć, w pewnym momencie wbiegła mała dziewczynka, lecz kiedy tylko zobaczyła chłopczyka z tą książką z jej płuc wylękło się jedno słowo- NIE !! Wystraszony chłopak gwałtownie wyrzucił tą księgę z swoich rąk, po czym cofnął się swoim ciałem pod ścianę. Był w szoku bowiem pierwszy raz od dłuższego czasu dziewczyna wydobyła z siebie słowo, przez cały ten czas Białowłosy podejrzewał że ona jest głucho niema, lecz pozory mylą. Chłopak jak siedział tak siedział dalej, lecz nadal nie wiedział co złego zrobił, minęło jakieś trzydzieści sekund, nagle w pomieszczeniu zrobiło się zimno, księga zaczęła unosić się w powietrzu, wyglądało to tak jak by ktoś z czakrą fuutonu manipulował tą że księgą. Lecz to nie było to, księga była magiczna wybrała swojego wyznawcę, w pewnej chwili z księgi wydobył się srebrzysto świecący pył zmierzający w stronę chłopaka. Balatex poczuł mrowienie w brzuchu po czym wstał niczym bezwładna lalka, bez blasku w oczach i ruszył w stronę srebrnego pyłu, który w pewnym momencie ułożył się na ziemi w jakiś trójkąt z początku chłopak nie wiedział co to za symbol, lecz po pewnym czasie chłopakowi przyszła myśl, widziałem ten znak.. to jest....Balatex bał się dokończyć wypowiedzi, lecz kiedy wziął głęboki oddech wymówił. To to jest....trójkąt równoboczny... to jest znak Jashina Boga nieśmiertelności.Kiedy już chłopak wymówił te słowa, dziewczynie która już nic nie mówiła stała jak wryta spadło jedne ramiączko z brudnej koszuli w odcieni ciemnej zieleni. Pył uniósł się ku górze przenikając w ciało chłopaka.Dziewczyna która stała spojrzała się dobitym ciemnym wzrokiem w stronę chłopak po czym wymajaczyła- I po co ci to było...miałeś wybór mogłeś jej nie czytać lecz teraz jesteś skazany na składanie ofiar, lecz to jeszcze nie wszystko musisz zabić osobę i złożyć ja w ofierze. Chłopak zaśmiał się głośno po czym odpowiedział.-Chyba dzisiaj nie srałaś..... nikogo nie muszę zabijać a to wszystko to bełkot..... nagle chłopak nie mógł zapanować nad swoim ciałem, szybkim zwinnym ruchem przebił dziewczynę swą ręką na wylot, z palców zwisały falki brzuszne. Dziewczynie poleciały łzy oraz słowa.-Czemu mi to zrobiłeś..... ja ci pomogłam przygarnęłam opiekowałam a ty mnie zabiłeś.Chłopak zaniósł się żalem, płakał jak nigdy do tond nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli, w płaczu zaczął wykrzykiwać zdartym już głosem.-To nie ja wybacz mi!! nie chciałem.... na twarzy chłopaka pojawiać zaczęły się dziwne symbole. Chłopak położył delikatnym ruchem dziewczynę na ziemię, wiedział że zostało jej mało czasu spakował księgę po czym wyszedł na zewnątrz. Szybkim zwinnym ruchem namalował trójkąt równoboczny na ziemi, w okół niego różne symbole, po czym położył w nim dziewczynę, lecz brakowało mu czegoś, pewnego przedmiotu którym mógł by się przebić przez swoje ciało, jedyne co było pod ręką to gruba naostrzona gałąź, sami się pewnie już domyślacie co Balatex ma zamiar zrobić. Wielki rytuał się zaczyna, wszystko tak jak zostało opisane w książce, chłopak położył dziewczynę w trójkącie, wiedział że nie było innego wyjścia by ją uratować.Białowłosy wszedł do trójką-tu, złapał za gałąź wymawiając słowa-Będę Wyznawcą, lecz kiedy wszystkie tobie oddane duszę wygasną, wrócę do stanu w którym byłem a dla tej kobiety swe życie powierzyłem.W tym właśnie momencie gałąź trzymana przez Balatexa przebiła jego brzuch na wylot, cieknąca krew podążała Trójkątem równobocznym w okół dziewczyny.Trójkąt równoboczny wychodził mi dziwo, idealnie lecz chyba z tego względu że już od dziecka miałem talent do malowania rożnego rodzaju znaków.Każda przedstawiająca się technika oraz opisana w mej księdze którą posiadłem w raz z mocą Jashina składa się z Trójkąta równobocznego.Kiedy dziewczynie zostało przywrócone życie... moje życie zostało mi odebrane. Już nie będę żył w harmonii lecz będę podążał za znakami zła i próbował ich niszczyć by dobrych osób nie zabijać, równowaga mojego życia została załamana.Dziewczyna w pewnym momencie wstała jedyne co usłyszałem to-Dziękuje tobie. Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona, nie wiedziała co mnie czeka, nie zdawała sobie sprawy z tego co będę musiał czynić, jaką krzywdę będę musiał wyrządzać ludziom. Nie chciałem jej martwić oraz by nie miała wyrzutów sumienia, z tego oto właśnie powodu nie chciałem jej nic powiedzieć. Właśnie tak życie jest bardzo ciężkie i czasem nawet ciężko przystosować się do zbiegu wydarzeń, acz kol wiek lepiej mówiąc, płynąć rzeką nam nie pisną, która zawsze zbacza ze swej nudnej topiącej drogi życia. Kiedy wszystko się uspokoiło, musiałem ruszyć jak najdalej od tego miejsca, spakowałem swoje rzeczy a oszczędności swojego życia podarowałem młodej dziewczynie, która została sama, a wiec kierowałem się w stronę Suny gdzie zamordowano moje wspomnienia oraz mojego ojca. Pod czas kiedy szedłem przed siebie, czytałem techniki oraz szkoliłem się w wyznawcy Jashina. Kiedy tylko szedłem przez pustynie postanowiłem spocząć oraz pouczyć się tego i owego. A więc przysiadłem i otworzyłem księgę no i zacząłem się edukować, musiałem się nauczyć jak kontrolować czakrę, która wpływa do Symbolu Jashina, przez długi czas nie wiedziałem od czego zacząć, lecz zacząłem od modlitwy, przez dwa dni oraz, dwie noce, uczyłem się ruchów, oraz słów jak się modlić do Boga zła.Przez pewny czas nie wiedziałem czy robię to dobrze, bowiem byłem samoukiem nie miał mnie kto nauczyć i oceniać czy robię to dobrze lub źle.Ale co mi tam wóz albo przewóz chłopak wziął się w garść, kiedy już nauczył się na pamięć słów modlitwy, zaczął pod czas modlenia się koncentrować i tym samym zbierać czakrę w swym ciele, po czym musiał ją uwolnić, lecz trochę mu to jednak zajmie za nim opanuje całkiem tak ot trudną rzecz. Minie dużo czasu za nim chłopak to opanuje, kiedy tylko pogoda się polepszyła chłopak spakował swój namiot i ruszył ku dalszym przygodom przed siebie.Po jakimś dwu dniowym spacerze przed siebie, chłopak dotarł do pewnego siedliska na środku pustyni, chłopak nie wiedział już sam czy pomylił drogi czy do cholery ktoś sobie z niego jaja robi, bez zastanowienia zaszedł do pierwszego lepszego baru, prawie wszystkie budynki były opuszczone wyglądało to wszystko jak opuszczone miasto, każdy spał tam gdzie się znalazł jego zadek, po pewnym czasie dojrzałem pewny bar, wolnym krokiem z rękoma w kieszeni zacząłem się ku niemu zbliżać, w pewnej chwili łapiąc za klamkę poparzyłem sobie dłoń pod wpływem słońca na pustyni, które musiało ją do takiego aż stopnia nagrzać.Byłem głodny lecz musiałem sobie jakoś radzić, oczywiście kiedy wszedłem do Baru, zawinąłem jakiemuś pijakowi kasę z kieszeni. Zawsze próbowałem swoje czyny usprawiedliwiać myślą: ja to przejem a on to przepije, a jego szare komórki zaczną ginąć a facet stanie się jeszcze głupszy niż jest w obecnym pijackim stanie. Zamówiłem sobie duża porcje frytek, a do tego dwie pyszne kiełbasy, dawno nie jadłem takiego przysmaku, zwykle to śmieci albo resztki lecz jak dużo osób lubi mówić odpady po innych. Lecz taka kiełbaska to już był rarytas w mych ustach. Kiedy tylko już się pożywiłem wynająłem sobie jeden pokój, by choć raz przespać się jak cywilizowany człowiek, lecz w takim miejscu to też chyba raczej mało cywilizowane, lecz jak mówiła moja matka: Jak sobie pościelisz tak się wyśpisz. Pod wpływem mocnego szarpnięcia, skrzypiące drzwi otworzyły się, chłopak mógł wejść do swojego wynajętego pokoju, pierwsze co wpadło mu w oko to stare zakurzone meble ,stojące tuz przy oknie...liczyły one pewnie już ze sto lat, no i nie zapominając o wiernych przyjaciołach człowieka czyli pająkach, które w każdym rogu pokoju tkały swoje małe domki. Chłopak postanowił się umyć zrzucił z siebie swoje brudne ciuchy i ruszył w stronę łazienki, która wyglądała już nie co przyzwoicie, chociaż o higienę tu dbają:pomyślał, bo jeśli chodzi o styl i kolorystykę to dużo by się tu uczyć.Kiedy tylko chłopak się umył, wziął się od razu do pracy, zaczął modlić się do Jashina przy czym koncentrował czakrę, przed twarzą lewitowała święta księga Jashina. Nieśmiertelny Jashinie to dla ciebie żyje.., po pewnym czasie czakrę można było dostrzec gołym okiem, lecz sam Balatex o tym nie wiedział, siedział skoncentrowany z zamkniętymi powiekami. Wyglądało na to że chyba jest na bardzo dobrej drodze by opanować tą sztukę do perfekcji. Chłopak postanowił trochę odpocząć zamkną swe piękne powieki po czym zapadł w sen po tak wyczerpującej oraz długiej drodze. Nastał ranek, podniosłem się z wyra głowa bolała mnie nadal po wczorajszej modlitwie, chłopak zdawał sobie sprawę że jego nauka nie przebiega systematycznie, ale kto miał mu to pokazać.. nikt. Czas ruszać dalej pomyślał, a wiec spakował swoje rzeczy i zszedł schodami na dół z powrotem do Baru, chyba trzeba coś wrzucić na ruszt przed dalszą wyprawą.Kiedy Białowłosy prostak zjadł wolnym krokiem wyszedł z baru zamykając za sobą drzwi.Ehh znowu pustynia, i ten ciężki piasek, nogi Balatexa wlekły się przez całą drogę za nim, lekki wiatr wiał, ziarenka piasku chlastały jego niewinną twarzyczkę, chusta chroniła jego oczy przed piaskiem, co jakieś 100 metrów chłopak polewał swoją głowę wodą by nie dostać udaru słonecznego, w oddali można było dostrzec burze piasku, która zbliża się z każdym krokiem chłopaka, a wiec postanowił zrobić przerwę, tym samym rozłożył swój namiot umacniając go wbitymi czterema kunaiami na każdym jego rogu, kiedy wszystko przygotował schował się w środku swojego namiotu, w namiocie miał zapaloną lampkę co mu ułatwiało naukę oraz studiowanie księgi Jashina. Następnym postojem było użycie własnej krwi do stworzenia, trójką-tu równo ramiennego. Chłopak siedząc zastanawiał się jak to robić, hmm jeśli mam dużo czasu to kciukiem a najlepiej to stopami. Kiedy burza się tylko uspokoiła, Balatex wyszedł z namiotu, wyciągnął swój wielkie miecz po czym przeciął sobie szybkim ruchem stopę ku dole nogi. Szybkim tanecznym ruchem namalował pod sobą znak Jashina lecz znów zaczynały się schody, no już się uczyłem przecież przepływu czakry do pieczęci. Chłopak był zakłopotany próbował rozgryźć ową zagadkę. Minęły jakieś dwie godziny, chłopak siedział po turecku w swoim narysowanym trójkącie, próbował przesłać w nią czakrę lecz jakoś miernie mu to wychodziło, siedząc oraz modląc się w tej pozycji, musiał robić jakieś postępy, lecz wiadomo że jest to trochę ciężkie, nagle chłopak wstał kiedy się z orientował że nic to nie da w pozycji siedzącej, a więc przełożył się do pozycji leżącej, i tak w kółko w te i we wte, nic mu nie mogło pomóc kiedy już miał się poddać wpadła mu pewna myśl, hmm... przecież potrafiłem już przelać odpowiednią ilość czakry do pieczęci lecz ta pieczęć nie była z własnej krwi. Nikt nie chyba nie świecił taką mizerną błyskotliwością jak sam Balatex hehe. Cały czas.. wszystko źle robiłem ehh..ale czemu wtedy w zimę udało się, nagle z księgi wydobył się pewny głos-Bo to ja cie wybrałem, nie miałeś przyszłości. Nigdy więcej już z księgi żaden głos się nie wydobył. Chłopak wiedział że jest przeklęty od tamtej pory kiedy powierzył swoją prawdziwą drogę ninja za dziewczynę. Bez zastanowienia powstałem i próbowałem dalej nie poddając się, czułem po pewnej chwili wielką chęć krwi oraz podniecenia, wszystko u mnie przychodziło stopniowo oraz po czasie, muszę się bardziej postarać pomyślałem i w tym momencie w okół mojego ciała można było widać gołym okiem ładunki czakry które buchały niczym wulkan, też symbol na ziemi świecił się na czerwono, jak psu jajca. Chłopak był szczęśliwy, że sam do czegoś doszedł też widział juz to tym że po każdej walce musi złożyć ofiarę dla boga Jashina by zostać nieśmiertelnym ninja.Po pewnym czasie wydawało mu się to wszystko już rutyną i należało do jego życia codziennego dziwne szaty, lecz brakowało tu jeszcze pewnej rzeczy chyba medalionu nie wiedział jak skończyć trening, w raz z końcem treningu pojawia się medalion u wyznawcy Jashina lecz ten owy medalion się nie pojawił u samego Balatexa. Kiedy chłopak trafił do pewnej siedziby dochodził powoli do Suny, jakieś 20 km brakowało do wioski, lecz kiedy siedział w barze na ostatnim swoim przystanku do Suny napotkał pewnego bandytę, szybkim zwinnym ruchem wykonał cięcie na swej stopie po czym narysował trójkąt swą świętą krwią, po czym przelał czakrę do swego znaku, tym samym przygotowując sie do dalszej bity, u chłopaka na szyi pojawił się medalion Wyznawcy Jashina zesłany przez samego boga zła, na twarzy Balatex zawitał kure... uśmieszek.
1) Imię: Hizan
2) Wioska: Wychował się w świątyni jeśli o to chodzi.
3) Ranga:
4) Historia zostania Wyznawcą Jashina:
Historia tutaj
Fajna karta, ciekawie się ją czytało.
Ranga podstawowa chunin, ranga Jashina: Mistrz zakonu. Wielkiego Mistrza Ci nie dam żeby Cię nie uziemiać w zakonie.

techniki:
Tokoshi
Jashin Maru
Chishio Nomimono Suji
Kawarimi
Kai
Denki Kai

Witamy w grze nowego Jashinistę.
Estariol Ravel
Ranga podstawowa prosilbym o chuunina ranga w Zakonie w gesti administracji.
Wioska:Taki gakure
Kp-http://shinnobi.cba.pl/viewtopic.php?t=6135&sid=c98267a8d0c1a7f17e5dce0bbb7e86e3
Na moich kartka wyszlo szesc stron. Nie mam pojecia ile w komuterze ale przepuszczam ze mniej. Tu wychodzi moje koslawe pismo.
Techniki:
Tokoshi
Podstawowa zdolość wyznawców Jashina nadająca nam nieśmiertelność na czas walki. Warunkiem utrzymania nieśmiertelności jest po każdym morderstwie złożenie siebie w ofierze Jasinowi. Rytuał trwa 5h, podczas niego Jashinista musi leżeć w obrębie pieczęci Jashina. Przerwanie rytuału równoznaczne jest z odrzuceniem wiary, co wiąże się ze śmiercią. Dlatego dobrze, by jashinista nie podróżował sam i miał towarzysza, który na czas rytuału popilnuje go, by nikt nie wykorzystał chwili słabości by go zabić. Zdolność nie wymaga aktywacji. Jest trwała od momentu jej nauczenia.
Ranga techniki: E
koszt : 0

Jashin Maru
Ranga : D
Technika wyjściowa do wszystkich innych polega ona na narysowaniu własną krwią pieczęci na ziemi i włożenie w nią własnej chakry co powoduje ze miejsce wewnątrz pieczęci obdarzone jest mocą Jashina.
Te jutsu posiada się na starcie.
koszt : 20 za każdy post

Chishio Nomimono Suji
Technika polegająca na połączeniu własnego losu z losem przeciwnika. Każde obrażenie jakie otrzymamy otrzyma również nasz przeciwnik i na odwrót. Technika posiada 2 wady : należy przebywać w pieczęci Jashina oraz polizać krew wroga z którym chcemy związać nasz los.
Ranga techniki: B
koszt : 500 + 200 za każdy post

Gairaishuu Benkaisen
Technika polegająca na bardzo szybkim wymachiwaniu bronią przez co nad shinobim tworzy się jakby kopuła która jest w stanie posiekać wszystko.
Ranga techniki: A
koszt : 350

Kai

Kawarimi
Karta postaci nie jest zachwycająca i niestety za krótka ma nieco pomad 2 str. Dopisz proszę, do niej jeszcze.