grueneberg

jest to luksosowy apartament ze wszelkimi wygodami

Dodane po 2 minutach:

wszedlem i polozylem sie na sofie


Przyszed³em do Richarde.
Pukam w drzwi.

Dodane po 9 minutach:

Nikt nie otwiera to idê.

Dodane po 34 sekundach:

nmm
Przyszed³em z Richarde na plecach i po³o¿y³em go na ³ó¿ku.
-Bardzo dobrze walczy³e¶.-powiedzia³em.-Je¶li bedziesz czego¶ potrzebowa³ powiedz.-rzek³em i wyszed³em zamykaj±c drzwi.
nmm
wyciongnolem z ogromnym bulem wrencz krzyczac ziola i nalozylem na rany

Dodane po 3 minutach:

w myslach muwie sobie wygralbym gdyby nie ta jebana czakra demona

Dodane po 2 godzinach 41 minutach:

po pewnym czasie rany sie goja a ja odzyskuje czensc czakry lecze sie technika i pisze kartke dla amy

kartka : amy postanowilem odejsc z druzyny . moze sie jeszcze kiedys zobaczymy ale narazie zegnaj .

poczym wyszedlem
NMM


pukam do drzwi

Dodane po 1 minutach:

nie ma zadnej odpowiedzi wiec odchodze
Rzuci³a siê na ³ó¿ko, zêbami zniszczy³a poduszki, ko³drê. Zagryz³a wszystko.
[nmm]
gdy sie obydzilem wstaje i wychodze a klucz zostawiam w zamku.

NMM
Po opuszczeniu jad³odalni, skierowa³ swe kroki poprzez hol, a¿ do niezwykle przyci±gaj±cej uwagê recepcji. Mimo, i¿ zostawi³ za Sob± pomieszczenie, zabra³ jednak baga¿ s³ów, które zosta³y tam wypowiedziane. Nie by³o ju¿ sensu udawaæ, i¿ nic siê nie sta³o, gdy¿ by³by to uk³on w stronê fa³szywo¶ci, której przecie¿ tak bardzo pragn±³ unikn±æ. Tak czy owak, spokojnym krokiem, podszed³ do owego przybytku, gdzie zasta³ wiern± i gotow± obs³ugê hotelow±. U¶miechaj±c siê zalotnie, po czym postukuj±c paluszkiem o blat sto³u, poprosi³ o wygodny, wszechstronny jeden Jedyny pokój. Nastêpnie otrzymawszy kluczê (czy kartkê- nie wiem, jak to tutaj dzia³a), podziêkowa³ oraz nagrodzi³ ekspedientkê kolejnym u¶miechem, po czym bezg³o¶nie uda³ siê w stronê Windy (czy te¿ schodów)...

***

Po dotarciu na górê, ostatecznie uwolni³ d³oñ Sakue. To piêtro, by³o wyj±tkowo puste, a i znajdowa³o siê tutaj niewiele pokoi. To te¿ odnalezienie apartamentu, nie okaza³o siê wiêkszym problemem. Zatrzymawszy siê przed odpowiednimi drzwiami, opar³ siê o ¶cianê na przeciwko nich, po czym niewysoko podrzucaj±c, poda³ klucze zmêczonej osóbce. W powietrzu, wyda³y uroczy brzêk po czym wyl±dowa³y w d³oni, mo¿liwie speszonej dziwnym postêpem sytuacji, ksiê¿niczki. Nastêpnie, po prostu sta³ i czeka³, jakby chc±c siê upewniæ, czy aby na pewno, Jego towarzyszka, wejdzie do odpowiedniego pokoju. Ciszê, po raz kolejny, przerwa³o Jego, mo¿e i tak ju¿ niepotrzebne pytanie: -" Czy... ¯yczysz, Sobie czego¶ Jeszcze?"- , przy czym b³±dz±c oczyma po czerwonym dywanie znów wydawa³ siê pogr±¿yæ gdzie¶ w¶ród w³asnych my¶li...

(Nie bawi³em siê w pisanie w Holu, Recepcji, Korytarzu, z oczywistych powodów- we¼ to potem szukaj).
Przemierzaj±c upiornie mroczne, s³abo o¶wietlone jedynie ¶wiat³em ¶wiecy korytarze, weszli wreszcie na jedno z piêter, którego pod³oga wy¶cie³ana by³a miêkkim, przyjemnym dla oczu czerwonym dywanem... Zatrzyma³a siê, po stosunkowo d³ugiej wycieczce, przed drzwiami apartamentu. Odbieraj±c od ch³opaka klucze, z cichym szczêkniêciem, podesz³a zwiewnie i godnie do dêbowej bramy, wsadzaj±c metalowy znaczek do zamka. Przekrêci³a. Z cichym stukniêciem zawiasy pu¶ci³y, ods³aniaj±c wej¶cie do piêknego pokoju... Domowy wystrój, te same kryszta³owe ¿yrandole, kominek, ciep³o, szafy, balkon... Po prostu niczym pa³acyk z jakiej¶ bajki. Sta³a wiêc, w otwartych na o¶cie¿ drzwiach, wpatruj±c siê w niezwyk³a magiê, jak± prezentowa³ sob± ca³okszta³t tego miejsca...
-Nie, nie - zaprzeczy³a, odwracaj±c siê do Hiei'a. -To wszystko, ten pokój to wszystko, czego czego bym chcia³a.
Jego wzrok, dalej gdzie¶ b³±dzi³ po czerwonej ¶cie¿ce. S³ysz±c odpowied¼, nawet nie podniós³ g³owy, tylko znacz±co pokiwa³. Nastêpnie, bez u¿ycia r±k, odepchn±³ siê od ¶ciany po czym utrzymuj±c równowagê, wyprostowa³ siê. Po tej niewielkiej akrobacji, przekrzywi³ g³owê nieco w lewo, oraz u¶miechn±³ siê, w przypominaj±cy maskê sposób. Nastêpnie, rozpoczynaj±c miêkko zdanie, rzek³ tylko: -"Mi³ej Nocy"- po czym wykona³ praw± rêk±, co¶ na wzór niestarannego machniêcia, czy te¿ po¿egnania, udaj±c siê dalej, wg³±b, tym samym korytarzem. Po krótkiej podró¿y czerwonym dywanem, dotar³ do okna, stanowi±cego równie¿ wyj¶cie z pomieszczenia. ¯wawym ruchem wyskoczy³ przez drewniane przej¶cie, po czym uda³ siê na dach tego budynku. Bêd±c ju¿ na szczycie, usiad³ wygodnie, nieco nad krawêdzi±, jednak wci±¿ zachowuj±c idealny widok czy to na têtni±ce ¿yciem nocnym miasto, czy równie roz¶wietlone przez Gwiazdy Niebo. Po chwili, uk³adaj±c d³onie za g³ow±, po³o¿y³ siê szukaj±c gdzie¶ tam w górze srebrzystego gada, który z pewno¶ci± czuwa³. Odruchowo chwyci³ w d³oñ, tzw. Radyjko, po czym przyjrza³ Mu siê dok³adnie. Od d³u¿szego czasu zdawa³o siê milczeæ, a to nie wró¿y³o nic dobrego. Postanowi³ wiêc nie przerywaæ ciszy nocnej, i skierowa³ Swe oczy ku górze, przeszywaj±c martwym wzrokiem gwiazdy, topi±c siê po raz kolejny, w jakim¶ odleg³ym wspomnieniu...
Wzdychaj±c, najwidoczniej sama do siebie, wesz³a do pokoju. Kieruj±c siê do ³azienki, a bior±c szybki prysznic, nie my¶l±c, a przynajmniej staraj±c siê nie my¶leæ, zmy³a ze swych w³osów resztki lepkiego kremu... Wycieraj±c cia³o, rozgrzana ju¿ strumieniem wody, wyczy¶ci³a sukniê, wk³adaj±c j± ponownie. Widaæ nie zamierza³a zasn±æ... Nie. Stanowczo nie zamierza³a teraz spaæ. By³a na to zbyt smutna, zbyt wiele smutku przepe³nia³o jej serce... Szybko przesz³a przez apartament, d±¿±c do marmurowego balkonu. Wysz³a na zewn±trz, a widz±c, i¿ tak¿e tutaj niebo jest ugwie¿d¿one, poczu³a siê jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej siê za³ama³a... Czemu? Ahh, taki kryzys. Po prostu do³ek psychiczny, którego temat Tanuki wraz z Sakue mia³y na wy³±czno¶æ. Któ¿ bowiem, oprócz nich, przejmowa³by siê losem jakiego¶ brutala, jakiego¶ mordercy, nosiciela demona lodu? To przecie¿ takie g³upie! Ona nie wierzy³a w sam± siebie, ale ludzie wokó³ w ni± wierzyli, ba, ¿±dali od niej czego¶ wiêcej, ni¿ samego jej bytu! Sama kiedy¶ stwierdzi³a, ¿e nikogo wiêcej, oprócz siebie samej, nie potrzebuje. Mo¿e i dziwne, ale teraz odczuwa³a co¶ znacznie innego. Ca³y ¶wiat zacz±³ wirowaæ jej przed oczami... Kolory szat, gwiazd, latarni gdzie¶ w oddali - sta³y siê tylko niesk³adnymi, lecz uporczywymi plamami. G³owa j± bola³a, oczy piek³y, skronie przepe³nia³ jaki¶ dziwny ból... Co mog³a powiedzieæ? ¯e by³o jej przykro, ¿e on nie ¿yje?! ¯e bêdzie teraz to rozpamiêtywaæ do kresu swych dni?! A mo¿e powinna zakomunikowaæ ¶wiatu, ¿e siê zabije, i ¿e chce mieæ ³adny grobowiec i wspania³y pogrzeb w pochmurny, jesienny dzieñ?! Co¶ jeszcze, czy mog³a co¶ jeszcze powiedzieæ ¶wiatu, który i tak i tak jej zupe³nie nie zrozumie, jak Atsui i jego awatar, Hiei?! Nie mog³a nic na to poradziæ, nie mog³a nic poradziæ na fakt, ¿e teraz zosta³a sama, sama ze sob±, bez przyjació³, bez narzeczonego, w brutalnym, nikczemnym ¶wiecie... Opieraj±c siê o szczebelki, odgradzaj±ce wisz±c± nad ziemi± platformê od pustego eteru, skuli³a siê, rêkami przyci±gaj±c do siebie nogi i po raz kolejny zaszlocha³a. Tym razem g³o¶no. By³a przecie¿ pewna, ¿e nikt jej nie us³yszy. Choæ ta pewno¶æ na stan rzeczywisty niekoniecznie musia³a siê przek³adaæ... Tak wiele problemów, tak wiele stanów psychiki i cia³a, które dadz± siê, które nale¿y naprawiæ, rozwi±zaæ... Dlaczego wiêc przybra³a tak pasywn± rolê, po prostu p³acz±c i w tych ³zach wylewaj±c ca³y swój smutek, skoro smutek ten mo¿na okazaæ na tysi±c ró¿nych, innych, o wiele bardziej subtelniejszych sposobów... ?
Pomy¶leæ jak ¶wie¿e powietrze, oraz kawa³ek wolnej przestrzeni, mo¿e dzia³aæ usypiaj±co. Mimo i¿ pozosta³o jeszcze tak wiele dzikich i nieoswojonych my¶li, tyle samo wspomnieñ wo³aj±cych o chwilê uwagi, to jednak ciê¿kie powieki zdecydowanie bra³y nad tym wszystkich górê, powoli spowijaj±c i tak zm±cony wzrok w ciemno¶æ. Ha, boska ironia! Jak¿e czêsto, nawet i Uchiha musieli pozwoliæ Sobie na chwilê ¶lepoty. A wraz z ni±, na b³ogi stan odprê¿enia, powolne i kontrolowane oddechy. Nawet przyjemnie by³o nie widzieæ ju¿ nic, ani kolorowych ¶wiate³ek migaj±cych tu i tam. Ani wszechobecnych gwiazd, czy te¿ ksiê¿yca w¶cibsko spogl±daj±cego na ziemski padó³. A brak jakiegokolwiek widoku, nagrodzony psotami figlarnego umys³u. W³a¶nie za takie nie¶mieszne ¿arty, potraktowa³ cichy szloch, dobiegaj±cy tu¿ zza ostrej krawêdzi bezpiecznego dachu. Jednak, mimo otwarcia oczu i zderzenia siê z rzeczywisto¶ci±, takowe nie ustawa³y. Zaintrygowany tak± sytuacj±, bezg³o¶nie wsta³, po czym zbli¿y³ siê do krawêdzi, przygl±daj±c siê niecodziennemu zjawisku. Mo¿e i obraz, który zauwa¿y³, wcale go nie zaskoczy³, to jednak wprawi³ w pewnego rodzaju os³upienie. Zwyczajnie, nie zrozumia³ tego co widzia³, w dalszym ci±gu, sk³aniaj±c siê ku sennej marze. Z pewno¶ci±, nie tak wygl±da³ odpoczynek. No i ³zy. Niewa¿ne, ile razy zmuszony by³by je ogl±daæ, nie móg³by nigdy przywykn±æ do ich widoku. Nie, nie budzi³y u Niego ¿adnej fascynacji, po prostu ich nie akceptowa³. W ka¿dej chwili, móg³ siê przecie¿ wycofaæ, zrobiæ jeden... dwa, mo¿e trzy kroki w ty³, po czym udawaæ, ¿e nic nie widzia³. Ale do g³osu, dosz³aby z³o¶liwa ¶wiadomo¶æ. Tak, ¶wiadomo¶æ, a nie sumienie. Pchniêty wiêc, przez wewnêtrzny dyskomfort, bezszelestnie (chocia¿, czy ma to jakie¶ znaczenie? I tak by³ zbytnim detalem, aby we w³a¶ciwy sposób, zwrócono Mu uwagê), zsun±³ siê nieco ni¿ej, zajmuj±c miejsce, gdzie¶ w rogu marmurowej twierdzy. Nastêpnie, równie¿ siê opar³, nieopatrznie znacznie siê wychylaj±c, po czym spojrza³ g³êboko w dó³. Zdawa³ siê nie wiedzieæ, dna. Cichutko wzdychaj±c, i ju¿ nie zwa¿aj±c czy wypada przerwaæ "chwilê relaksu" Sakue, zauwa¿y³:-" Odpoczynek, Ci nie s³u¿y..."- nie podnosz±c nawet g³owy. Mo¿e ju¿ Sama jego obecno¶æ, oka¿e siê na tyle krêpuj±ca, aby powstrzymaæ znienawidzone ³zy...
Tkniêta dziwnym uczuciem zimna, które przys³oni³o gor±co ³ez p³aczu, unios³a do góry g³owê, zamieraj±c. Patrzy³a ¶lepo, mo¿e nawet i g³upio, na majestatyczn± postaæ ch³opaka, znajduj±cego siê przy czym¶, co, mo¿na by by³o, bez wahania zreszt±, nazwaæ gzymsem. Oczy, zaczerwienione, zmru¿y³y siê, by schowaæ resztê ³ez, które przygotowa³y na t± noc... Nieprzytomny wzrok lekko dr¿a³, jakby nie chc±c zaakceptowaæ, ¿e znajduje siê tu kto¶ poza ni±... Jednak ta akceptacja by³a teraz potrzebna. Mo¿e nawet poczu³aby siê dziêki niej lepiej. Na tyle lepiej, by wej¶æ do ¶rodka mieszkania, rzuciæ siê na ³ó¿ko i zacz±æ. Ale owej akceptacji nie by³o... Siedzia³a wiêc na zimnym kamieniu, prostuj±c szyjê, s³uchaj±c jego s³ów... A s³owa wymagaj± odpowiedzi. -My¶la³am, ¿e jestem tu sama... - stwierdzi³a, byæ mo¿e i z pewnym wyrzutem, lecz bardziej maj±c na uwadze fakt ³ez... Fakt, i¿ najprawdopodobniej nie da³aby ujrzeæ Hiei'owi siebie w takim ¶wietle, ¿e jest to tylko sytuacja przypadkowa, zupe³nie przez ni± nieprzewidziana. -Ciekawa jestem, co teraz my¶lisz... - u¶miechnê³a siê krzywo, kiepsko, mo¿e i ironicznie... - ...co teraz my¶lisz, tak tutaj stoj±c w t± jak¿e piêkn±, letni± noc, widz±c tak ¿a³osn± osobê, jak± jestem, w tak ¿a³osnym stanie, i stwierdzaj±c, ¿e odpoczynek mi nie s³u¿y... Ahh, i... Prawdê powiedziawszy, nic by mi teraz nie s³u¿y³o... ¯adne miejsce. ¯adna rzecz...
Mimo i¿ po, mo¿e i nieco z³o¶liwym komentarzu, nie unosi³ g³owy, w dalszym ci±gu wpatruj±c siê gdzie¶ tam w pustkê, wyra¼nie czu³ i¿ nie by³ tutaj po¿±danym go¶ciem. Przez tak krótk± chwilê, wzbudzi³ ju¿ pewne pretensje czy ¿ale. Krótkie wyznanie, ¶wiadcz±ce o chwili wymaganej samotno¶ci, nie zdziwi³o go. Przecie¿ to w³a¶nie tak zinterpretowa³ pro¶bê, wniosek, czy te¿ konieczny wymóg o odpoczynek. Przemilcza³ t± wypowiedzieæ, nie bardzo wiedz±c có¿ takiego mia³by odpowiedzieæ. Usta, zeszpecone przez grymas, a g³owie jedna ironiczna my¶l:-"Tanuki! Co ja mam z Tob± zrobiæ... Prosisz o chwilê samotno¶ci, aby tylko szkodziæ Samej Sobie..."- której jednak nie wypowiedzia³, a skomentowa³ jedynie cichym wypuszczeniem powietrza. Kolejna wypowiedziana fraza, wed³ug Niego, by³a ju¿ ca³kowicie nie na miejscu. Znów pokrêci³ przewrotnie g³ow±, tym razem nie pozostaj±c a¿ tak biernym. Wk³adaj±c du¿y wysi³ek, jakbym z pewno¶ci± by³ uwolnienie siê od wygodnego skrawka balkonu, zrobi³ krok w ty³, i utrzyma³ równowagê. Nastêpnie, mo¿e zupe³nie ca³kowicie ignoruj±c przekaz pierwszego zdania, przybli¿y³ siê, po czym przykucn±³, samemu zbli¿aj±c siê do lodowatej kamiennej pod³ogi. Nastêpnie, aby ca³kowicie zatraciæ gdzie¶ ca³y tragizm sytuacji, uj±³ delikatnie jej podbródek, czy to te¿, aby skupiæ ca³± uwagê, tej¿e "piêknej letniej nocy", na Sobie, czy te¿ aby dok³adnie siê przyjrzeæ owalnym policzkom, po których niedawno jeszcze ciek³y ³zy. Nastêpnie, mimo i¿ w ogóle nie nale¿a³o, odpowiedzia³ na to pytanie:-"Wydajê Mi siê, ¿e po prostu dalej ¶niê"- po czym, widocznie dalece niezadowolony z ca³ej wypowiedzi, zmarszczy³ w formie pospolitego grymasu, wpierw nos, a potem brwi. Znowu wypu¶ci³ powietrze, równocze¶nie uwalniaj±c g³adki podbródek, postanowi³ ostatecznie wyja¶niæ pewn± nieprzyjemn± kwestiê. Opieraj±c ³okcie na kolanach, przybra³ nieco smutniejszy wyraz twarzy, niezwykle cicho pytaj±c:-"Dlaczego dalej tak uwa¿asz?"- wypowiedziane ju¿ nieco znudzonym tonem, chocia¿ w dalszym ci±gu, niecierpi±cym pomy³ki. Lecz Hiei, wcale nie zamierza³ czekaæ na odpowied¼. Zreszt±, mimo ciep³ej nocy, nie uwa¿a³ i¿ lodowata, kamienna posadzka, by³a odpowiednim miejscem do takich przemy¶leñ. Dlatego te¿, nie czekaj±c na odpowied¼, uj±³ drobn±, znajduj±cej siê w niemal embrionalnej pozycji dziewczynê, po czym bez wiêkszego trudu, j± podniós³. Nie zrazi³ go ewentualny protest, i prawdê powiedziawszy, nie zostawi³ równie¿ nañ dostatecznie du¿o czasu. Nastêpnie, nios±c na rêkach t± skromn± osóbkê, przekroczy³ próg balkonu, nie zamykaj±c za Sob± drzwi. Bêd±c ju¿ w ¶rodku, przystan±³ na moment, szukaj±c odpowiedniego obiektu, na jakim ta M³oda Dama, mog³aby siê usadowiæ, znacznie wygodniej ni¼li skalnej posadzce...
Spokojnym, majestatycznym wrêcz krokiem podszed³ do niej, ukucn±³. Mo¿e i przestraszona, choæ bardziej oczekuj±ca teraz jakiego¶ gwa³townego ruchu, zmru¿ywszy powieki jeszcze bardziej, wrêcz je zamykaj±c, poczu³a na swym podbródku dotyk d³oni, ostro¿ny dotyk... Otwieraj±c wiêc oczy, a zawodz±c siê na w³asnych, nieomylnych, jak do tej pory my¶la³a, przekonaniach, spojrza³a na znajduj±cego siê przed jej osob± m³odzieñca. Marszczy³ brwi, krzywi³ nos w podobny zreszt± sposób, jak i ona czasami, prezentuj±c ¶wiatu swoje niezadowolenie... Widok ten szczególnie wi±za³ siê z pewn± sytuacj±, czy mi³±, czy te¿ zupe³nie odwrotnie, nie mi oceniaæ, a samej Tanuki... A mo¿e ju¿ tylko Sakue, jej przybranej osobie? Czuj±c na swej twarzy delikatny ci±g powietrza, unios³a, w ca³ym tym zapuchniêciu oczów, smutku i ogólnej chêci do p³aczu, nie wielce k±cik ust ku górze... Nieznacznie i tylko chwilowo. Bowiem po wspomnianej moment przedtem "chwili" nast±pi³o w niej dziwne wra¿enie unoszenia siê. Faktycznie, czarnooki podnosi³ j±. A¿ dziwnym by³o, ¿e pocz±tkowo wydawa³o jej siê, ¿e lata, nie opieraj±c cia³a swego na ¿adnej, nawet najmniejszej rzeczy... Rêkami, mimo ca³kowitej pewno¶ci, i¿ nic jej siê nie stanie, pod¶wiadomie upiê³a siê jego r±k, rêkawów, po³y jego szaty... Ostro¿nie kroczy³ w kierunku balkonowych szyb, z ni± na ramionach... W pomieszczeniu, wcze¶niej ciep³ym, teraz zapanowa³ ch³ód, lecz nie doskwieraj±cy... P³omienie w kominku, niczym ogniste salamandry, wcze¶niej ko³ysz±ce drewienkami, teraz jako¶ zgas³y, znik³y, pozostawiaj±c za sob± jedynie popió³, i nieprzyjemny zapach spalenizny... ¯ar ¶wiec, daj±cych o¶wietlenie, w¶ród kryszta³u ¿yrandola, przycich³, jednak nie gasn±c. Ca³o¶æ komnaty spowita by³a w tajemniczym pó³mroku, niczym ogród, labirynt rzeczy, w którym poszukiwany jest niewiadomy przedmiot... Zatrzyma³ siê, z ni± na rêkach, niedaleko porty na "powietrzn± werandê". Drzwi do ów ganku, bêd±c otwartymi, "czu³ym" wiatrem ci±gnê³y w sw± stronê atramentowe zas³ony, wraz z prze¼roczystymi wrêcz firanami o z³otym szyciu... Tak. Szuka³ czego¶ wzrokiem, przetrz±saj±c swymi oczyma ca³y pokój. Wodzi³ spojrzeniem po meblach, wodzi³a wiêc i ona swym, mimo usytuowania, okoliczno¶ci, podejrzanie skrupulatnie to czyni±c, przypuszczalnie i z tego zabawê sobie czyni±c, chocia¿ dok³adnie wiedzia³a, i¿ nie powinna...
Wnêtrze pomieszczenia, wcale nie prezentowa³o siê tak imponuj±co, jakby tego oczekiwa³. Nazwa "apartament" nadana by³a najwidoczniej omy³kowo, poprzez ba³agan panuj±cy w recepcji. Owszem, by³o tutaj wszystko co wymagane do godnego ¿ycia... ale ani granulka materii wiêcej. Prawdê mówi±c, Iva nie doros³a jeszcze do Swych dawnych standardów, prezentuj±c jedynie cieñ Swojej dawnej chwa³y. I tak z pewno¶ci± wyolbrzymionej. Szczerze mówi±c, wnêtrze, prezentowa³ siê jako¶ "nijako" w porównaniu do "Piêknej Ciep³ej Letniej" nocy. Mimo wszystko, po chwili postoju, podczas którego ciep³e powietrze, z ka¿dym oddechem, obija³o siê od g³adkiej twarzy Ksiê¿niczki. Oprócz powietrza, po chwili niezwykle cicho, zosta³y wypuszczone tak¿e i s³owa: -"Dlaczego, Ty Jedyna, nie potrafisz dostrzec Swej urody, osobowo¶ci oraz innych cech czy te¿ talentów"- wrêcz wyszepta³ cicho, tak aby nikt inny nie móg³ tego us³yszeæ. Nastêpnie, do¶æ lekkim krokiem, przedziera³ siê przez ca³e pomieszczenie, omijaj±c krzes³a, sto³y czy te¿ inne napotkane przeszkody. Owszem, móg³by równie dobrze przeskoczyæ, ale wcale nie czu³ siê jak uskrzydlony Pegaz. Tak czy owak, ju¿ po chwili znalaz³ siê przy najwygodniejszej alternatywie dla skutej lodowatym marmurem posadzce- wielkim i miêkkim ³o¿u. Przynajmniej to ono, by³o na wysokim poziomie. Delikatnie, u³o¿y³ Bia³± Damê, staraj±c siê uczyniæ to w taki sposób, aby nawet nie poczu³a, i¿ stoi na twardym gruncie. Nastêpnie, podnosz±c wzrok, z odrobin± trudu wykrzesa³, jedn± niewielk± iskierkê w kominku, powoduj±c i¿ ten znów nabra³ ciep³ego i Mi³ego blasku. Nastêpnie, znów przykucn±³, i przechylaj±c g³owê leciutko w prawo, czeka³ na odpowied¼...
Kolejna ciep³a si³a musnê³a jej twarz, otulaj±c j± pozornym uczuciem przyjemno¶ci... A pó¼niej s³owa. Równie mi³e, równie przyjemne, ciche, wymówione szeptem, wyra¼nie przeznaczone dla niej, wyra¼nie przeznaczone dla niej, by zastanowi³a siê nad odpowiedzi± dla nich... Nieznacznie obróci³a g³owê... "slalomem", chocia¿ mo¿e to najgorsze z mo¿liwych s³ów, które mo¿na by³oby tutaj zastosowaæ, minêli meble; stoliki, sofê, szafy, pó³ki, kominek... Ona, trzymaj±ca siê ramion Hiei'a, i owszem, kurczowo. Hiei, on za¶, niczym przewodnik ¶lepej istotki, zdanej na jego ³askê i nie³askê, brn±cy przez ten istny labirynt rzeczy, zawalidróg... Wreszcie, wnosz±c j± do du¿ego pomieszczenia, które s³u¿yæ mog³o za sypialniê, niczym jaki¶ drogocenny klejnot, jak±¶ zamorsk±, wyj±tkowo delikatn± ksiê¿niczkê, po³o¿y³ na poduszkach, z istnym wyczuciem, by poczu³a jak najmniej niedogodno¶ci... Uklêkn±³ przy niej, pierwotnie wpatruj±cej siê w sufit, teraz za¶, ju¿ po tym, jak w kominku na nowo buchn±³ ogieñ, przekrêcona na bok, widocznie skupiona na jego osobie... Przekrêci³ g³owê. Dziwne uczucie, tkniête jak±¶ wewnêtrzn± ³agodno¶ci±, wymaga³o od niej odpowiedzi... By³a ona, jak wydawa³o siê bia³ow³osej, w pewnym sensie i problemem... Rozpogodzi³a siê nieznacznie, a przynajmniej nie okazuj±c tego rozpogodzenia, praw± d³oñ, zaciskaj±c odruchowo na brzegu ³ó¿ka...
-Ja... Ja... - zaczê³a niesk³adnie, jakby z trudem przypominaj±c sobie s³owa, wyuczone od dzieciñstwa, a tak trudno teraz przychodz±ce. Przygryz³a wargê... -Ja... Nie wiem... - wyszepta³a, wpatruj±c siê, smutna dalej, w oblicze m³odzieñca... - ...nie wiem... Tak nagle... Poczu³am siê zupe³nie sama...
Zanim jeszcze us³ysza³ odpowied¼, dotar³o do Niego, i¿ niepotrzebnie jej oczekuje. Jakie tak naprawdê mia³a znaczenie? Jeden z niewielu przypadków, w których to skutek, jest nawet dziesiêciokrotnie bardziej wa¿ny, ni¼li przyczyna. Dlatego te¿, wdziêczny by³ za otrzyman± odpowied¼. I tym bardziej wdziêczny, widz±c z jakim problemem, przesz³a ona przez gard³o. Pokiwa³ tylko g³ow±, by zapewniæ drobn± Osóbkê, i¿ zrozumia³. Ca³y czas, by³o mu jednak niezwykle przykro. Heh, ale prostolinijnie i ³agodnie to brzmi, ale có¿ wiêcej mo¿na o nim powiedzieæ? I¿ czu³ siê winny? Upowa¿niony? Zobowi±zany za³ataæ ranê, któr± zreszt± On sam stworzy³?-wtedy o tym jednak nie my¶l±c. Rzadko zdarza siê, i¿ jedno bezmy¶lnie pchniêcie, siêga dwóch osób. Po raz kolejny, czu³ siê nie tyle bezbronny, co bezradny. Typowe. Móg³by tylko zapytaæ, kolejne "dlaczego", kolejne pytanie, "Dlaczego nie powiedzia³a?", chocia¿ równie dobrze i to mog³o zostaæ by bez ¿adnej odpowiedzi. Albo co gorsza, napotkaæ na niewinny i prosty kontratak "Dlaczego siê nie domy¶li³?!". Ironiczne, jak bardzo nieswojo czu³ siê w takich sytuacjach. Dlatego te¿, zamiast w dalszym ci±gu, próbowaæ dociekaæ niepotrzebnej nikomu prawdy, delikatnie uniós³ praw± d³oñ po czym z gracj± owin±³ buntowniczy kosmyk woko³o w³asnego palca, psuj±c tak starannie i pochlebnie u³o¿on± fryzurê. Nastêpnie, kiedy ju¿ "ukrêci³", co¶ na wzór loku, staraj±c siê nie szarpaæ, delikatnie zsun±³ rêkê w¶ród reszty w³osów, po czym zewnêtrzn± stron± palców pog³adzi³ Ksiê¿n±, po wilgotnym policzku. Prosty, mo¿na powiedzieæ, ¿e nawet mimowolny gest, wykonany jednak z tak wielk± staranno¶ci±, zosta³ powtórzony jeszcze kilkukrotnie. Nastêpnie, wcale nie z politowania, czy poczciwego widoku, uniós³ k±ciki ust do góry, oraz równocze¶nie unosz±c na chwilê ramiona, w znak nieporadno¶ci, oraz prymitywnej logiki, stwierdzi³: -"Có¿, to Bêdê Tu."- po czym stara³ siê przed³u¿yæ ³agodny u¶miech, spokojnym, przeci±ganym mrugniêciem.
Skrêci³ z jej w³osów niesforny lok, a pó¼niej j± pog³aska³... Kilka razy przetoczy³ swe palce po jej obliczu, po policzku, muskaj±c go uspokajaj±ca, ³agodnie... Tak, bez wzglêdu na wszystko, mi³e gesty ³agodzi³y wewnêtrzne chlipanie, jakby mia³y jak±¶ magiczn± moc, nadan± im przez samego cz³owieka, nikogo wiêcej... Któ¿ bowiem je wykonywa³? ¯aden bóg, ¿aden heros, nikt oprócz cz³owieka, a gesty te przewy¿szaj± ka¿de s³owa wszystkim, a nawet, je¶li pó¼niej persona ta bêdzie na ciebie z³a, bêdzie krzyczeæ, pamiêæ, ¿e tak wcze¶niej nie by³o, ¿e kto¶ ciê uspokaja³ i ci pomaga³, pozostanie. Jakie¶ wyrazy, które jej umys³ sklepi³ w zdanie, wypowiedziane z u¶miechem, szczerym; nie wa¿y³a siê kwestionowaæ jego pozycji. Zostanie... I u¶miech. Tym razem na jej twarzy. Bezszelestny ruch d³oni, wcze¶niej przecie¿ tak nerwowo ¶ciskaj±cej drewniany kant, przesuwaj±cej siê w stronê g³owy. Wysunê³a siê naprzód, dotykaj±c ramienia ch³opaka, ostro¿nie, jakby boj±c siê w³asnego czynu, choæ... Czy by³ on niew³a¶ciwy, z³y?
-Dziêkujê - szepnê³a miêkko, patrz±c, jak br±zowow³osy nieznacznie unosi swe barki... - ...¿e zostaniesz - po raz kolejny skupi³a na nim sw± w³a¶ciw± uwagê, teraz ju¿ w ca³o¶ci, tak jak powinna od samego pocz±tku; problemem dla tego, wtedy, by³a jednak niemoc, wywo³ana p³aczem, którego teraz ju¿ nie by³o...
Ka¿de mrugniêcie, tak jak oddech, stawa³o siê coraz d³u¿sze, coraz spokojniejsze. G³owa, wa¿y³a wiêcej, ni¿by mog³o siê naprawdê wydawaæ. Ogieñ w kominku, weso³o skaka³ pomiêdzy kawa³kami drewna, potrzaskuj±c, oraz niestety z braku odpowiedniego materia³u, powoli przygasaj±c. Prawie jak ¶wiadomo¶æ. Kiedy odczu³, ciep³y dotyk na ramieniu, gwa³townie otworzy³ oczy, bêd±c przekonanym o tym, ¿e co¶ siê sta³o. Martwe oczy, przez krótki moment, mia³y ogromne trudno¶ci z kontemplacj± otoczenia, a w³a¶ciwie, ze zrozumieniem go. Dopiero po chwili, zatroskane zwierciade³ka dostrzeg³y ca³± sytuacjê, na Jego twarzy zawita³ rozlu¼niaj±cy u¶miech. Taki lekki, spokojny, bo niespodziewany. Wróciwszy ca³kowicie do ¶wiata ¿ywych, powtórzy³ poprzedni gest jeszcze dwa-trzy razy, za ka¿dym ponowieniem os³abiaj±c i tak delikatny dotyk. Nastêpnie podniós³ drug± woln± d³oñ, po czym równie¿ po³o¿y³ j± na Swoim ramieniu, pokrywaj±c niewielk± r±czkê Hime. Nastêpnie, znów, niewinnie i p³ytko siê u¶miechaj±c przekrzywi³ g³owê, opieraj±c j± przez chwilê, na tym charakterystycznym splocie. Nie mówi³ ju¿ nic, zreszt±, i tak ju¿ chyba nie musia³...
Nies³yszalnie westchnê³a, przez chwilê jeszcze wiedz±c, czuj±c dotyk na twarzy, pó¼niej za¶ na d³oni, któr± subtelnie u³o¿y³a niedaleko szyi Hiei'a, widz±c, jak k³adzie na utworzonym "po³±czeniu" sw± g³owê, opiera j±, na chwilê, u¶miecha siê, pierwiej jakby by³ mo¿e i zaskoczony, pó¼niej za¶ ³agodnie, jak i wcze¶niej... W wyra¼nie poprawionym nastroju, pozwalaj±c po raz kolejny zatrzepotaæ d³ugim rzêsom, przymkn±æ powieki, oddaæ siê w jaki¶ stan, przypominaj±cy, byæ mo¿e, pó³-sen, marzenie senne na jawie - gdy¿, no przecie¿, ca³y czas by³a przytomn± - czy te¿ po prostu nie chc±c mêczyæ ju¿ ¶lepi, które, przypominaj±ce wêgielki, co jaki¶ czas, jeszcze chwilê wcze¶niej, odbija³y ¶wiat³o ognia, mieni±c siê, przypuszczaæ by³oby wolno, ¿e i rado¶nie... Za¶ sama bia³ow³osa, odziana w t± sam±, zwiewn± sukniê, teraz mo¿e i trochê st³amszon±, ale dalej prezentuj±c± siê nienagannie rzecz mo¿na, wyswobadzaj±c swoj± rêkê z ów splotu, delikatnie, wstrzemiê¼liwie, nadal nie podnosz±c ocznych zas³on przybranych w kaftan z d³ugich rzês, wzruszaj±c palcami, miêkko i jego twarz tykaj±c, nastêpnie jednak, jakby z jakim¶ przestrachu, który odbi³ siê na jej twarzyczce zmarszczeniem brwi, pozwalaj±c rêce opa¶æ na pos³anie...
Jeszcze przez chwilê podziwia³ podziwia³ obraz, le¿±cej tu¿ na przeciwko Niego Sakue, lecz gdy poczu³ przyjemny dotyk, spowodowany mu¶niêciem miêkkich opuszków samych palców, Jego powieki, prawie niczym za dotkniêciem czarodziejskiej ró¿d¿ki, sta³y siê niewyobra¿alnie ciê¿kie. Momentalnie zakry³y czarne, niewyraziste oczy, odbieraj±c mu niesamowity obraz. Otuli³y go g³uch± czerni±, gdy¿ nawet odg³os weso³ych p³omyczków przeskakuj±cych z drewienka na drewienko, zdawa³y siê zamilkn±æ. Ciê¿ka g³owa, pos³usznie, choæ mo¿e trochê wbrew przewodniczce, pos³usznie pod±¿y³a za ³agodn± d³oni±, aby zupe³nie bez gracji czy jakiegokolwiek taktu upa¶æ na pos³anie. Zadziwiaj±cy widok! Wygl±da³ teraz niczym, niczym pielgrzym, wyznawca a mo¿e nawet kap³an, przy o³tarzu Piêknej Nimfy, Etny, czy Pitys. A mo¿e wrêcz przeciwnie?- Przy o³tarzu Samej Lilith? Ale dlaczego to Hiei ostatecznie przegra³ ze Snem? Suma piêciu dni? Zmêczenie, skumulowane przez tak d³ugi czas, w momencie powierzchownego ciep³a czy bezpieczeñstwa, dosz³o do g³osu, ostatecznie powalaj±cy m³odzieñca? Czy mo¿e po prostu, to by³ jego wybór, móc zasn±æ, maj±c przed oczyma tak± sztukê? Odpowied¼ na to pytanie, zabra³ ze Sob± wprost do Krainy Sennych marzeñ, ostatecznie decyduj±c i¿ nigdy jej nie ujawni...
I ona, chwilê pó¼iej, chwilê po ch³opaku, zapad³a w b³ogostan, nazywany snem. Choæ mo¿e to by³by b³±d? Przecie¿ nie zawsze sny s± przyjazne, przecie¿ nie zawsze cz³owiek budzi siê wypoczêta, ba, czasem nawet na jego czole spoczywaj± krople potu, przyt³oczone przez senne mary, przez ich wspomnienia... Tym razem, rzec mo¿na, i¿ przeciwne do nocy poprzedniej, jej marzenia senne by³y... Pozytywne. Przyjemne. Nie by³o w nich przemocy, z³a, nie podkre¶la³y walorów dobra, a mia³y wyd¼wiêk neutralny... Taki, jakiego teraz pragnê³a. Ciemna kotara, przys³oniwszy niebo, minê³a szybko, w sposób bezpieczny i bez incydentów...

Pierwsze promienie s³oneczne, pad³szy na jej blade lico, tworz±c pod powiekami wielobarwne plamy, kr±¿±ce po jakiej¶ niewiadomej prostej, zbudzi³y jej umys³... Na pocz±tku by³a my¶l. O poranku, kojarzenie faktów, gdzie jest, dlaczego... Pó¼niej obudzi³o siê cia³o. Otworzywszy oczy, a le¿±c w pozycji identycznej jak we wczorajszy wieczór "odp³ywa³a", przekrêciwszy siê lekko na bok, uwagê jej przyci±ga³ Hiei, którego g³owa spoczywa³a obok niej... Pokornie, nie wielce unios³a k±ciki ust, i, postanawiaj±c, i¿ postara siê go wzglêdnie nie budziæ, podnosz±c siê zarazem, usiad³a na ³o¿u, d³oni± jeszcze, spoczywaj±c± obok ch³opaka, jakby trochê z³o¶liwie, trochê mimowolnie, znów, jak i wczorajszego wieczora, tykaj±c pojedynczym ruchem jego twarzy...
Miêkkie pos³anie pod g³ow± ch³opca, zmieszane wraz z delikatnym zapachem myd³a, skutecznie uniemo¿liwia³y szybki powrót do rzeczywisto¶ci. Jednak co¶ jeszcze musia³o trzymaæ go w krainie snów. Kiedy przez Sen poczu³ mi³y dotyk, ³agodnie u¶miechn±³ siê. Widocznie ciep³a d³oñ, podzia³a³a na Niego koj±co. Mo¿e nawet za bardzo, ni¿ chcia³by to pokazaæ, ujawniæ. Lecz teraz i tak nie mia³ na to ¿adnego wp³ywu, przecie¿, ni to Jego cia³o, ni to Jego dusza, nale¿a³y do Niego samego. Dlatego jakby na ciche wezwanie, podniós³ d³oñ, ujmuj±c skromn± r±czkê, tañcz±c± wraz z promieniami s³oñca na jednym z profili. Niestety, nie trwa³o to d³ugo, gdy¿ wkrótce po tak zuchwa³ym akcie, przebudzi³ siê, oraz zastaj±c Siebie w tak niefortunnej sytuacji, niemal¿e zerwa³ siê na równe nogi. Nastêpnie przy pomocy zaspanych oczu, wpatrywa³ siê dalej rozmarzonym wzrokiem, ni to przed Siebie, ni to w Sakue, choæ z ca³± pewno¶ci±, ta takiej uwagi by³a godna. Ostatecznie, d³ugo i intensywnie mrugaj±c, zacz±³ rzeczywi¶cie zbieraæ informacje z otoczenia. Ciep³e i przytulne pomieszczenie. Na jednej, ¿e ¶cian zgaszony kominek, wci±¿ emanuj±cy resztki energii. Na twarzy odci¶niête by³o piêtno nocy, albo te¿ miêkkiego pos³ania. Coraz bardziej rozumiej±c, albo raczej kontynuuj±c wyimaginowanie niezrêczno¶ci tej¿e sytuacji, ledwie roztwar³ usta próbuj±c cokolwiek powiedzieæ. A raczej wyt³umaczyæ. Tak, bo to w³a¶nie takich s³ów szuka³- jakiego¶ rozs±dnego t³umaczenia, czy kilku s³ów wyja¶nieñ. Zaskoczenie, ca³kowicie wybi³o mu z g³owy, my¶l i¿ wpierw, nale¿a³oby z mi³ym u¶miechem, powiedzieæ "Dzieñ Dobry"...
Zanim zd±¿y³a "wycofaæ" sw± d³oñ, ta przytrzymana zosta³a przez... Hiei'a. Nie skomentowa³a tego ¿adnym s³owem, ¿adnym nowym ruchem... Gdy za¶ kilka sekund pó¼niej zerwa³ siê, staj±c przed ni±, na pocz±tku do¶æ rozmarzonym wzrokiem przypatruj±c siê nieokre¶lonemu punktowi, pó¼niej za¶ mrugaj±c oczami, lustruj±c sytuacjê, zmru¿y³a oczy... Widz±c zdziwienie, mo¿e nawet i zaniepokojenie na jego twarzy, spowodowane z pe³nym przekonaniem przez jej pierwotny czyn, i ona zmiesza³a siê, poniek±d maskuj±c to nag³ym odwróceniem uwagi od jego osoby. Bêd±c dalej mêczon± przez niemi³osiernie ¶wiat³o, wpadaj±ce teraz ju¿ strugami przez otwór okienny, wsta³a, bez s³owa mijaj±c towarzysza, podchodz±c nie do koñca równomiernym krokiem, ku zas³onom, ci±ganych przez lekki wietrzyk ku porcie, na któr± ci±gle przecie¿ drzwi by³y otwarte. Precyzyjnym ruchem zaci±gaj±c storê, ograniczaj±c zarazem dop³yw blasku gwiazdy, wchodz±cej ju¿ na arkadiê przestworzy, pozby³a siê nieprzyjemnego pieczenia w okolicach skroni... Odwracaj±c siê do br±zowow³osego, pocz±tkowo z do¶æ nieokre¶lonym wyrazem twarzy, spróbowa³a siê u¶miechn±æ...
"Poranne Zamotanie". O tak, patrz±c z perspektywy czasu (któr± z pewno¶ci± by³o to kilka sekund), mo¿na tak sklasyfikowaæ ca³e to wydarzenie. Wszystkie w±tpliwo¶ci jednak, ust±pi³y wraz z poka¼nym ziewniêciem, które Hiei, ledwo ledwo zd±¿y³ zamaskowaæ, zakrywaj±c d³oni± twarz. Widok skromnej osóbki, mijaj±cej go w bliskiej odleg³o¶ci, po czym zajmuj±cej siê dra¿liwymi promieniami s³onecznymi, spowodowa³ chêæ wyra¿enia aprobaty, niewielkim u¶miechem. Nastêpnie, zaaferowany cisz±, bo przecie¿ od samego momentu rozbudzenia, takowa Im towarzyszy³a, leniwie przeczesa³ lew± d³oni± swe w³osy, znajduj±c resztkê lepkiej substancji. Wzruszy³ tylko ramionami, po czym usadowi³ na miêciutkim ³ó¿ku, tym razem ju¿ ca³± Swoj± osobê. Mo¿e liczy³ na znak protestu, który ostatecznie przerwie to niezno¶ne milczenie. Czuj±c jednak, i¿ pos³anie, jest o wiele milsze, ni¼li siê spodziewa³, wiêc niemal natychmiastowo zdecydowa³, aby skosztowaæ nieco wiêcej wygody, k³ad±c siê na wznak poka¼nego ³o¿a. Tak, oczywi¶cie, ¿e by³o ono znacznie wygodniejsze, ni¿ wy³o¿ona miêkk± wyk³adzin± pod³oga, na której przysz³o mu spêdziæ noc. Oraz jeszcze ten mi³y zapach, którym po czê¶ci zosta³o naznaczone. Teraz ju¿ tylko widok dostarczany k±tem oka, ratowa³ go od ponownego zanurzenia siê w krainie snów...
Widz±c, jak k³adzie na pos³aniu, zajê³a miejsce na jednym z foteli podbitych niebieskim materia³em, skierowanym w stronê dogasaj±cego kominka. Przewieszaj±c rêce, pozwalaj±c im spokojnie opa¶æ, przez jego oparcie, wspieraj±c na nim swój podbródek, a wiêc "siedz±c" niew³a¶ciwie, ty³em do paleniska, zdawa³a siê dumaæ nad miejscem na ¶cianie, w które wycelowany by³ jej wzrok. Ahh, có¿ z tego, ¿e lokalizacja ta nie mog³a byæ ¶ci¶lej okre¶lona! Momentalnie jednak, potrz±saj±c bia³± otoczk±, uwagê jej przyku³ ponownie Hiei. Choæ mo¿e bardziej chodzi³o o otoczenie, w jakim¶ siê znajdowa³? Unios³a nieznacznie brwi, w spokojny, ³agodny sposób próbuj±c przyswoiæ swym oczom widok poduszek, po¶cieli, pó³mroku, który zapanowa³ w komnacie po zas³oniêciu kotar... Nastêpnie, powoli i z jak±¶ utopi±, okazywan± na bladym licu, zwróci³a siê w³a¶ciwy wzgl±d na jegomo¶cia Hiei-samê. Wch³aniaj±c poka¼n± dawkê powietrza, a nastêpnie wolno, cicho j± wydychaj±c, przesunê³a kapkê g³owê ku przodowi. Milcz±c jednak, mo¿e i nie chc±c przerywaæ tak idealnej ciszy, patrza³a tylko, w pewnej kontemplacji na jego twarz, nie maj±c w tym najmniejszego celu, jak wydawaæ by siê mog³o na pierwszy rzut oka... Ale czy osoba niewprawiona i nieznaj±ca jej, mia³aby prawo wydawaæ najmniejszy os±d... ? Z pewno¶ci± nie by³oby to w porz±dku. Z pewno¶ci±...
Miêkko¶æ ³o¿a, stosy poduszek i kobiecy zapach unosz±cy siê w powietrzu, pozwoli³ Mu tak naprawdê siê odprê¿yæ. Mimo i¿ pocz±tkowo wydawa³o Mu siê, i¿ nie móg³ ju¿ le¿eæ wygodniej, bardzo szybko poj±³ jak bardzo siê myli³, kiedy to ju¿ z czystego przyzwyczajenia, czy faktu zag³êbienia w b³ogim lenistwie, podniós³ do góry jedn± nogê, po czym wrêcz teatralnie za³o¿y³ j± na drug±. Teraz ju¿ rozp³ywa³ siê w luksusie i bur¿uazji. Delektowanie siê takimi wygodami, przerwa³ Mu widok Sakue, wpatruj±cej siê na ca³± t± sytuacjê. Sposób w którym usiad³a na fotelu, oraz pewna têsknota, któr± k±tem ujrza³, a raczej zrozumia³ w jej oczach, przypomnia³a Mu, i¿ to miejsce wcale nie nale¿y do Niego. Tak w³a¶ciwie skrad³ Jej Je, po czym bardzo okazjonalnie siê na nim wy³o¿y³. B³ogos³awione Miejsce. Po chwili jednak, zrozumia³ i¿ dziewczyna wcale nie patrzy tylko na mebel, ale równie¿ i na Niego. Mia³ co¶ na twarzy? Resztki kremu wplecione we w³osy? A nawet je¶li? Mo¿e to i lepiej? Takie niewymagane zainteresowanie, bardzo go intrygowa³o. Z drugiej jednak strony, postanowi³ podroczyæ siê jeszcze trochê, samemu chc±c przerwaæ ciszê, lecz nie w pierwszej osobie. Dlatego przez krótki moment mru¿±c oczy, szybciutko przeanalizowa³ ca³± sytuacjê, my¶l±c nad kolejnym podstêpnym planem, tym razem wydobycia d¼wiêku. Widocznie jednak, nic konkretnego Mu nie przysz³o do g³owy, gdy¿ jedynie coraz to bardziej, ku akompaniamencie wzorku Sakue, zag³êbi³ siê w¶ród puszystej po¶cieli. Bêd±c w takim b³ogostanie, porozumiewawczo mrugn±³, zapraszaj±c towarzyszkê do... no w³a¶nie, do czego? Do wspólnej, jak¿e dziecinnej zabawy?
Mrugniêcie. Porozumiewawcze? Có¿... W³a¶nie tak je odebra³a. Leniwie, mozolnie przek³adaj±c sukniê przez co¶, co wolno by³oby nazwaæ "bokami" foteliku, niczym kot, z gracj±, opad³a na biel dywanu... Wpatruj±c siê jeszcze w gasn±cy ogieñ, ponownie wzdychaj±c, niby têskni±c za jego odg³osem i ciep³em, które dawa³ w wieczór, obróci³a siê, po czym, na suknach, tak cicho i godnie, sun±c, niczym nad ziemi± fruwaj±c, w stronê ³o¿a, przysiadaj±c dos³ownie na jego skraju, opieraj±c siê o krawêd¼ rêkoma...
Kolejny promieñ, mimo przys³ony okiennej balustrady, wdar³ siê do pomieszczenia, tworz±c na pod³odze mozaikê... Zauwa¿ywszy to, wcze¶niej o do¶æ obojêtnym, znów zamy¶lonym obliczu, jakby kr±¿±c po orbitach cia³ niebieskich, teraz u¶miechnê³a siê, serdecznie... Znów milcz±c, ha, milcz±c ca³y czas wrêcz, ju¿ nie nie chc±c, a po prostu boj±c siê zburzyæ spokój tego poranka, brzasku s³onecznego, który rozes³a³ po firmamencie z³ocist± niæ, profilem obrócona ku cia³u Hiei'a, siêgnê³a rêkami swych w³osów, ponownie wyjmuj±c z nich per³ow± spinkê, pozwalaj±c, ³agodnie, fali¶cie, zaj±æ im miejsce na dekolcie, pozwalaj±c im opa¶æ w ty³, jeszcze oprzeæ siê na sukni, teraz nieco niedocenianej, bowiem mrokiem przykrytej, lecz w promienistym dniu i obliczu gwiazdy, tak samo piêknej i urokliwej, jak i wcze¶niej, tañcz±c na wietrze z li¶æmi, zapachem kwiecia, mieni±cymi siê niæmi babiego lata, paj±czków ma³ych, wêdruj±cych na swych skromnych, przytulnych domkach o formie prostej, tak delikatnej i podatnej na obra¿enia, ¿e istniej±cej tylko drobn± chwilê, do momentu, gdy silniejszy podmuch nie zmieni kierunku lotu, nie skarze na niemoc wobec nadchodz±cej ¶mierci...
Niewielki Gest. Zazwyczaj wykonywany przypadkowo, nieumy¶lnie, wtedy pomijany czy niezauwa¿any. Za to niewielkie mrugniêcie, Hiei, te¿ nie odpowiada³. A mo¿e raczej, nie bezpo¶rednio. Win±, za takie zachowanie, obarczyæ mo¿na Jego nawyki, niedojrza³± i przero¶niêt± Pewno¶æ Siebie, lub po prostu jak±¶ tam niewielk± cz±stkê, która usilnie pragnê³a skoncentrowaæ na Siebie ca³± mo¿liw± uwagê. I o dziwo, to w³a¶nie ta cz±stka najbardziej zamilk³a, kiedy jej niewielki krzyk zosta³ us³yszany. I to w³a¶nie ta malutka czê¶æ, zosta³a najbardziej wprawiona w zachwyt, kiedy to z nale¿yt± i pe³n± gracj±, urocza Osóbka, przyodziana w piêkn± sukniê, doskonale podkre¶laj±c± poka¼n± ilo¶æ gabarytów, ksi±¿êcym ruchem zsunê³a siê z oliwkowego oparcia, po czym sun±c w powietrzu, zdaj±c siê w ogóle nie dotykaæ bos± nog± bia³ego dywanu. Sk±d w tym zamkniêtym i ciemnym pomieszczeniu, wziê³a siê bryza, tak delikatnie unosz±ca zarówno materialne odzienie, jak i Sam± Sakue zdaj±c± siê lewitowaæ. Idealne, rzeczywiste odbicie Snu, wizji Minionej nocy, kiedy to w³a¶nie w takiej formie dostrzeg³ Tanuki. Przez krótki moment, a¿ siê wzdrygn±³, prawie znów wracaj±c do pozycji czysto siedz±cej. Jednak skryta ochota, kontynuowania... zabawy, spowodowa³a i¿ kurczowo chwyci³ siê poduszki, a nastêpnie po³o¿y³ siê na brzuchu, podpieraj±c ciê¿k± g³owê obiema rêkoma, ³okciami zapieraj±c siê w miêciutkim puchu. W ten sposób, móg³ dalej napawaæ siê widokiem, i jak siê chwilê potem okaza³o, by³o warto. Przemierzywszy, jak na ¿yczenie t± niewielka odleg³o¶æ, Istota zajê³a miejsce na skraju ³o¿a, po czym w magicznym ge¶cie, spowodowa³a istn± lawinê bia³ych jak ¶nieg w³osów. Bujne loki, piêkniejsze ni¿ te nale¿±ce do samej Amaretasu, spowi³y blad± sylwetkê, powoduj±c u cichego, poniek±d zauroczonego obserwatora cichy jêk. Rozpuszczaj±c t± srebrzyst± pajêcz± niæ, rozpylona zosta³a równie¿ cudowna woñ, któr± Hiei poniek±d czu³ równie¿ na pos³aniu. Nie ¶mi±c nawet drgn±æ podczas takiego spektaklu, jedynie wyszepta³ Jej imiê, nie domykaj±c nawet ust. Po czym powoli wysuwaj±c do przodu wskazuj±cy palec. Ten, ca³y dr¿±cy, zgi±³ siê wskazuj±c poniek±d ku niebu, wykonuj±c ju¿ drugi, bezwarunkowy gest. Ten, by³ ju¿ jednoznaczny, oraz nakazywa³, a raczej prosi³, o nachylenie siê, cichutkie zbli¿enie, tak jak to niewinnie czyni± dzieci, chc±c Sobie przekazaæ jaki¶ niewielki sekret....
Ruch. Wybrany k±tem oka spo¶ród wielu innych. Znów u¶miech, tym razem pochlebiaj±cy, wdziêczny, lecz tak¿e zmieszany. Rozpu¶ciwszy ju¿ w³osy, poprawiaj±c je teraz tylko, przyg³adzaj±c, przeci±gaj±c po bladej szyi rêkê, a przekrêcaj±c lekko g³owê, wpatrywa³a siê ju¿ w le¿±cego, w pewnym stopniu kontempluj±c jego osobê "od stóp do g³ów", z wahaniem, na ³agodnej twarzy pozwalaj±c odbiæ sobie jakie¶ dziwaczne zapatrzenie... Nieznacznie przemie¶ci³a siê, zarazem pochylaj±c siê, opieraj±c siê o jasn± po¶ciel... Bêd±c jeszcze wysoko, znacznie wy¿ej ani¿eli "zaczyna³o siê" ³o¿e, ani¿eli znajdowa³ siê ch³opak, aczkolwiek znacznie bli¿ej jego g³owy, zni¿y³a swe lico, by bia³ymi w³osmi utworzyæ, niby na wzór faluj±cej halki, na wzór firany, na wzór mlecznego nieba, ¶nie¿nej sukni nad towarzyszem... Sun±c d³oñmi, marszcz±c ko³drê, bli¿ej, bli¿ej, znacznie bli¿ej jego cia³a... Przygryz³a wargê. Ahh. Czy¿by nie chcia³a pope³niæ b³êdu? Czy¿by nie chcia³a zostaæ dopisana do serii b³êdów Erraty jako faux pas, problem kulminacyjny? Nie¶mia³o, pozwalaj±c Hiei-samie poczuæ delikatno¶æ, mo¿e i czu³o¶æ swego oddechu, muskaj±cego jego lico, pog³aska³a je... Och. Kolejny b³±d? Czy¿by a¿ tak bardzo potrzebowa³a, chcia³a tej nêdznej, ludzkiej czu³o¶ci, jak¿e tkliwej, ale zarazem... Piêknej, jak¿e opiewanej przez ¶redniowiecznych bardów, o tej czu³o¶ci, o której marzy ka¿dy, bez wzglêdu na stan majêtno¶ci, stan spo³eczny... ? Nie, zbytnio by sobie "pozwoli³a". A mo¿e, mo¿e jednak... ?
Ka¿da sekunda trwa³a niewyobra¿alnie d³ugo. Zabawne, jak¿e subiektywny mo¿e byæ bezlitosny czas. Lecz tym razem, z³o¶liwy los, u¶miechn±³ siê do Hiei'a, pozwalaj±c mu napawaæ siê t± chwil±, tak jakby w³a¶nie zawisn±³ w czasie i przestrzeni. Jakby te dwa czynniki w ogóle nie istnia³y. Ile¿ to mo¿na zamkn±æ w sekundzie?- dzieñ? rok? ca³± wieczno¶æ? W dodatku, z ka¿d± tak± jednostk± czasu, niebezpiecznie, choæ po¿±danie, zmniejsza³ siê dziel±cy ich dystans. A wraz z nim, gwa³townie przy¶piesza³ i oddech, staj±c siê coraz bardziej p³ytki. Przez moment, jego wzrok zaton±³ gdzie¶ po¶ród bielistego niebosk³onu, który dodatkowo zdobi³y cienkie smugi ¶wiat³a. Piêkna woñ, stawa³a siê coraz silniejsza, a Hiei, coraz bardziej siê w niej zatraca³. Topi±c siê w ciep³ym i otaczaj±cym oddechu, nawet nie zauwa¿y³ kiedy delikatna i g³adka d³oñ, zbli¿y³a siê na tyle, aby móc nie¶mia³o tkn±æ jego policzek. Jednak doskonale poczu³, moment w którym tego dokona³a, gdy¿ wraz z ni± ogarnê³a go przyjemna fala ciep³a, jak i mro¿±cy dreszcz. Cichy jêk, wydobyty gdzie¶ ze ¶rodka, doskonale skomentowa³ obecny stan rzeczy. Zagubienie, wrog± mu ¶wiadomo¶æ, z jednej strony, przegrywaj±ce z magnetyzmem, pokus±, której nigdy nie móg³ siê oprzeæ. Rozdarcie. I nie tylko on Jemu podlega³. Mocnym szarpniêciem, przedar³ niewinn± poduszkê, któr± jeszcze moment temu, tak kurczowo trzyma³, po czym spowodowa³ i¿ morze pierzu wpierw unios³o siê gwa³townie do góry, a potem zaczê³o delikatnie opadaæ, niczym pierwsze wstydliwe p³atki ¶niegu. Czê¶æ z nich, ju¿ teraz spoczê³a na bladej sylwetce Sakue, doskonale uzupe³niaj±c bia³± zas³onê stworzon± z w³osów. On za¶, powoli zsun±³ siê, staraj±c siê przybraæ bardziej siedz±c± postawê, po czym lew± d³oni± obejmuj±c niewielk± r±czkê b³±dz±c± gdzie¶ ko³o jego twarzy, ³akn±³ jakby wiêcej ¶mia³o¶ci, wiêcej powierzchni mi³ego dotyku. Praw± koñczyna, powêdrowa³a gdzie¶ w górê, przedzieraj±c siê pomiêdzy gêst± burz± bia³ych w³osów, spoczê³a gdzie¶ w dolnej czê¶ci ko¶ci policzkowej, koniuszkiem palców b³±dz±c gdzie¶ za op³atkiem ucha. Niewielki zabieg, maj±cy na celu, g³ównie dostrze¿enie pary l¶ni±cych oczu. Próba, dostrze¿enia w nich jakichkolwiek obaw, lêków, w±tpliwo¶ci, oraz odpowiedzi, na niedaj±ce mu spokoju pytanie... "-Za czym, tak najbardziej têskni³a?"-...
Ruch... Ruch wybrany z po¶ród wielu innych... Ruch, lecz tym razem gwa³towny... Wraz z nim pierzasta chmura unios³a siê w górê, niczym na ¿yczenie jednego z bogów, a pó¼niej, zaczynaj±c opadaæ, ukoronowa³a sw± obecno¶ci± jej g³owê... Pióra, zapadaj±c siê w pustkê eteru, roz¿arzone ¶wiat³em, delikatnie, wykonuj±c ruch ko³owy, pokrywaæ zaczê³y wszystko, ca³± najbli¿sz± mu i jej okolicê, niczym drobne p³atki kwiatów, kiedy kwiatostany musz± siê ich pozbyæ, ukazuj±c owoc, tworz±c na chodzikach jedwabiste, pachn±ce ró¿em czy czeremch± dywany... Uj±³ jej d³oñ w przyjaznym, przyjemnym ge¶cie. Bia³ow³osa za¶, palcami, "objê³a" i jego rêkê, by stworzyæ co¶ na wzór splotu... Zaraz potem, tykaj±c jej blad± skórê, pocz±³ wodziæ ni± niedaleko swoistego "zakoñczenia" szyi, zarazem szukaj±c odpowiedzi w jej oczach na sobie znane pytanie... Có¿ móg³ w nich ujrzeæ? Niepewno¶æ. Tak, niepewno¶æ, spowodowana nat³okiem wcze¶niejszych wydarzeñ, po czê¶ci i tych zupe³nie niezwi±zanych z ¿adnym znanym epizodem z jej ¿ycia, po czê¶ci i z problemów, których rozwi±zanie nie istnia³o... A przynajmniej nie by³o na tyle racjonalne, aby móc je przyj±æ, zaakceptowaæ... Gdzie¶ czai³a siê równie¿ nuta ¶mierci, chyba nawet w tym urokliwym blasku têczówek, jak¿e przyci±gaj±cym mêski wzrok... Czy¿by pozosta³o¶æ po informacji, która wywo³a³a u niej deszcz ³ez? Strach. Przed tym, i¿ je¶li pope³ni b³±d, mo¿e spotkaæ j± surowa kara. I na koñcu, najwidoczniejsza zreszt±... Têsknota. Têsknota za ciep³em, mi³o¶ci± i szczero¶ci±, w tak brutalny sposób jej dzieciêcej osobowo¶ci odebrane! Pytacie, przez kogo? Tylko i wy³±cznie przez nikczemny los! Co wydawa³o siê jawne, klarowne i zrozumia³e, wcale tego nie akceptowa³a... I niczym ma³a, zagubiona dziewczynka szuka³a u niego, u towarzysza, tej zagubionej przyjemno¶ci, któr± tak polubi³a, której tak chcia³a swym egoistycznym pragnieniem, ¿eby zaspokoiæ samotno¶æ, tak¿e bij±c± od jej spojrzenia...
Têsknota, strach, niepewno¶æ i niemoc pogodzenia siê z koñcem ostatecznym, ¶mierci±, Armagedonem, dniem pañskim... A wszystko to, zmieszane, tworzy³o w niej wybuchow± mieszankê, która jednak, przy odpowiednim patrzeniu, okazywa³a siê jednak tylko przykrywk±, by ukryæ prawdziw±, jedyn± chêæ przywrócenia tego, co odebra³ jej nikczemny los...
Powiadaj± ¿e oczy s± zwierciad³em duszy. ¯e z wiekiem, do¶wiadczeniem, mo¿na ukryæ niepotrzebne nerwowe gesty, nabyæ, b±d¼ straciæ przyzwyczajenia, lub po prostu zamaskowaæ je. Jednak oczy, zawsze pozostan± takie same. A w tych, Hiei ju¿ jaki¶ czas temu bezpowrotnie siê zatopi³. Co w nich odnalaz³? Mo¿e po prostu niczego nie szuka³, tylko podziwia³ zmienno¶æ, przepiêknie mieni±cych siê barw, które tañczy³y przed Nim jak widok w kalejdoskopie. Tak zaaferowany, naprawdê nie by³ w stanie nic wyczytaæ, a wrêcz dziwne, i¿ w ogóle próbowa³! Mimo wszystko, mimo i¿ przepiêknie opadaj±cy pierz, wrêcz boskie jaskrawe w³osy, oraz blada cera idealnie pasowa³y do koloru b³yszcz±cych oczu, to i tak pozostawa³y tylko t³em. Zachwycaj±c± i poci±gaj±c±, ale wci±¿ jedynie poboczn± sceneri±. Mimo i¿ ciep³y dotyk g³adkiej skóry, w zupe³no¶ci wystarczy³, aby niemal ca³kowicie straci³ zmys³y, che³pi±c siê przyjemnym stanem odurzenia, to jednak co¶ spowodowa³o i¿ zapragn±³ odrobinê wiêcej. Zmniejszy³ dystans, a zawi±zany chwilê wcze¶niej splot, umo¿liwi³ to bez potrzeby opuszczenia wzroku. I znów prawa d³oñ, która która wcze¶niej spoczê³a na godnym miejscu, znów musia³a zatopiæ siê w jedwabistych ko³tunach, tym razem, aby odsun±æ je na plecy, nie¶miale toruj±c drogê do równie bladego co i reszta cery, op³atka ucha. Samemu tymczasem nachyli³ siê, po czym bezd¼wiêcznie wypowiedzia³ ustami Jej imiê... A mo¿e tylko tak mu siê wydawa³o? Mo¿e po prostu, taka my¶l zawirowa³a gdzie¶ po¶ród okie³znanej ¶wiadomo¶ci, ca³kowicie dope³niaj±c t± komediê pomy³ek? Czy by³ chocia¿ tego wszystkiego ¶wiadomy? Odurzony niecodziennym piêknem, pe³nym swobody lecz i nale¿ytej gracji zachowaniem, zniewalaj±cym zapachem, który niczym narkotyk towarzyszy³ mu od pewnego czasu, ale g³ównie, g³ównie... chyba ca³okszta³tem. Czaruj±c± mieszank±, kilku magicznych cech, zebranych razem, które niczym potê¿ny i niezawodny eliksir, wywo³a³ w³a¶nie taki wp³yw. A Jego efekt, teraz niczym kotwica, coraz g³êbiej i g³êbiej, wci±ga³ go ku mrocznej toni...
Czuj±c, jak przysuwa siê bli¿ej, zbli¿a siê do niej, nieznacznie mocniej ¶cisnê³a jego d³oñ, insynuowaæ mo¿na, ¿e dla w³asnej wygody, mo¿e dla jakiego¶ g³êbszego poczucia, nieokre¶lonego bli¿ej, ale dla niej, teraz, w tej chwili, tak bardzo potrzebne... Przymknê³a oczy, gdy rozgarn±³ jej w³osy, odsuwaj±c w ty³ ¶wietlist± falê, pozwalaj±c prawie idealnie spa¶æ jej na plecy, gdzie czeka³o na ni± ju¿ w³a¶ciwe, obrane du¿o wcze¶niej miejsce... Dziewczyna za¶ pozwoli³a sobie do samego sedna zauroczyæ siê w Hiei'u, w jego osobie... Gor±co, które targnê³o ni± tak nagle, tylko chwilê temu, teraz, kr±¿±c w ¿y³ach, nape³nia³o jej usta s³odko¶ci±, a umys³... Poczuciem satysfakcji, ¿e zosta³a zauwa¿ona, doceniona? Tak, zdecydowanie... On? On, po¶ród w³asno¶ciowych rozmy¶lañ bia³ow³osej, nachyli³ siê nad ni±, i¶cie delikatnie i powoli... Serce zaczê³o biæ szybciej, przyt³aczaæ krwi± my¶li w³a¶ciwe, i tak ju¿ wyra¼nie st³amszone przez kobiece pragnienia romantyczno¶ci i czu³o¶ci, które, nagle obudzone, pozwala³y odwzorcowaæ zachowania, od dawna zagubione, pozwala³y siê jej rozlu¼niæ i, co prawda nie¶mia³o, powoli, zapominaæ siê, zapominaæ o tym, kim jest, sk±d jest, jak siê nazywa... Zapominaæ o reszcie ¶wiata, widzieæ tylko towarzysza, czuæ tylko jego gesty, patrzeæ wy³±cznie w jego oczy, nie zwa¿aæ na opinie innych, brn±æ w to... Bagno, które sama sobie zrobi³a, jednocze¶nie nie zag³êbiaj±c siê na tyle, aby oszaleæ... Podnosz±c powieki, wysz³a z zamkniêcia w³asnych my¶li, by wolno zbli¿yæ swe wargi do twarzy ch³opca, kornie, jak¿e subtelnie musn±æ jego policzek, w ciep³ym ge¶cie poca³unku, zarazem momentalnie na jego ramieniu opieraj±c swoje czo³o, sylwetkê sw± pogr±¿aj±c natomiast w ubraniu, w odzieniu, które Hiei na sobie mia³... Ot, ufnie, mo¿e i nazbyt ufnie, przytuli³a siê do niego, ch³on±c przyjazno¶æ, poczucie bezpieczeñstwa, którymi, wed³ug, jakiej¶ ukrytej, nieprzemo¿onej my¶li, która wci±¿ i wci±¿ kr±¿y³a wokó³, wrêcz emanowa³, emanowa³a jego osoba, niby pokazuj±c, ¿e mo¿e czê¶æ z nich sobie wzi±æ, zabraæ, ponapawaæ siê...
Jeszcze przez chwilê, mia³ wra¿enie jakby d¼wiêczne imiê, wypowiedziane ciszej ni¼li sam oddech, gdzie¶ kr±¿y³o po¶ród opadaj±cych powoli na pos³anie pojedynczych piórek. Taka blisko¶æ spowodowa³a, i¿ czu³ szybko¶æ z jak± kr±¿y³a krew, s³ysza³ cichutkie, lecz nieco przy¶pieszone bicie serca. Chwilê potem, dozna³ ciep³ego, wrêcz wrz±cego niewielkiego mu¶niêcia, po czym poczu³ ciê¿ar delikatnej i skromnie przylegaj±cej do Niego, Sakue. Rêka, która chwile wcze¶niej, odsunê³a kremowe w³osy, teraz, jakby staraj±c siê nadaæ rytm spokojnego oddechu, wodzi³a po nich, z góry na dó³, nie zaprzeczaj±c ich kszta³tom. Krótka refleksja, i¿ jakim prawem kto¶ tak blady i niepozorny, mo¿e w ogóle wytwarzaæ i magazynowaæ, tyle ciep³a. Oraz dlaczego owe, udziela³o siê tak¿e i jemu. Nie zaprz±taj±c siê ju¿ tym, pochyli³ siê nieznacznie do przodu, opieraj±c podbródek, gdzie¶ pomiêdzy bujn± bia³± czupryn±, prawie na samym ¶rodku g³owy. Niemal równocze¶nie z tym, lekko siê zako³ysa³, wydaj±c cichy odg³os, przypominaj±cy nieco szum wiatru, b±d¼ wodospadu. Albo po prostu niepotrzebnie ha³asowa³, i to akurat Jego wyobra¼nia podsunê³a mu podobny pomys³. Ha!-ile razy, zwyczajne ludzkie wyobra¿enie, mo¿e zarówno uczyniæ ¿ycie piêkniejszym jak i perfidnie je skomplikowaæ. Jakkolwiek by nie dzia³a³a, to w³a¶nie ona spowodowa³a, i¿ na twarzy Hiei'a, z pewn± czu³o¶ci± wtopionego w bujne w³osy, pojawi³ siê niewielki, rozczulaj±cy u¶miech...
Wtulona, niczym delikatna, cicha nimfa, ws³ucha³a siê w delikatny szum, podda³a siê ko³ysaniu... Czu³a siê jak stoj±c na pla¿y, maj±c przed sob± toñ morsk±. W ciep³y, urokliwy dzieñ. Fale, chluszcz±ce o wybrze¿e, ¶wist wiatru w uszach, promienie s³oneczne padaj±ce na twarz, pieszcz±ce j±, niczym czu³y dotyk... Wzdychaj±c cicho, jedn±, woln± d³oni±, nie zaprz±tniêt± u¶ciskiem, przeci±gnê³a przez jego ramiê, przez barki Hiei'a, zginaj±c j±, zakrzywiaj±c na jego szyi... ¦wiat z niej tak koszmarnie kpi³, tak koszmarnie kpi³, raz po raz pokazywa³, ¿e jest nierozumna, ¿e nie umie prawdziwie ¿yæ, ¿e ma jakie¶ chore, wybujane wyobra¿enia na jego temat.. A mimo to, ona, podnosi³a siê, by oddaæ siê w objêcia kolejnego b³êdu... Nie kalkulowa³a jeszcze, nie oblicza³a jeszcze, ile kosztowaæ bêdzie j± ta blisko¶æ, wiedzia³a jednak, ¿e jej chcia³a... Unios³a pokornie g³owê, patrz±c w g³êbiê oczu Hiei'a... Na moment wstrzyma³a oddech, delektuj±c siê ca³ym jego obliczem, faktem, i¿ przed chwil± wtulony by³ w jej loki, delektuj±c siê jego u¶miechem...
Przez krótki moment, ch³on±c przyjemn± woñ, On sam, zapomnia³ siê, ton±c w marzeniach, niczym ¿aglówka w bezkresnym oceanie. Z postoju, wyci±gn±³ go jedynie bardzo ciep³y, wrêcz wrz±cy ale wci±¿ delikatny u¶cisk oplataj±cy siê woko³o jego szyi. Jedyn± zauwa¿aln± reakcj±, by³o d³u¿sze mrugniêcie, podczas to którego, odrobinkê cofn±³ g³owê, spogl±daj±c nieco w dó³. I znów to poch³aniaj±ce zwierciad³o duszy. Natrafiaj±c na skryte pomiêdzy grubymi rzêsami, l¶ni±ce oczy, zdawa³o Mu siê i¿ wypad³ z ¿aglówki, zatapiaj±c siê w ich toni. Ta scena, identyczna jak w wielu filmach. Kluczowy moment, w którym napiêcie podnosi³a wpadaj±ca ³atwo do ucha, wolna, delikatna muzyka. I w rzeczywisto¶ci, on te¿ odczuwa³ to napiêcie. Udziela³o Mu siê w ka¿dy z mo¿liwych sposobów, czy te¿ jako przy¶pieszone bicie serca, p³ytki oddech, wysoka temperatura. U¶miech, który chwilê wcze¶niej odwa¿nie zdobi³ jego twarz, teraz zmala³ oraz niemal¿e gdzie¶ znik³ po¶ród rozwartych ust. A Sam Hiei? Tylko nieznacznie przekrêci³ g³owê w lew± stronê, przy czym ca³y czas delikatnie g³askaj±c bia³e w³osy, wyszepta³: -"Chcia³aby¶ Mnie znienawidziæ?"- a s³owa te, przeszy³y powietrze niczym piorun, choæ nie by³y g³o¶ne. Te¿ nie musia³y, z racji na du¿± blisko¶æ. A oczy? Te zawiera³y odrobinkê przebieg³o¶ci, mo¿e te¿ niewielk± iskierkê, gdzie¶ tam weso³o podskakuj±c± po¶ród mroku. Dojrzeæ mo¿na by³o bardzo wiele, pocz±wszy od ¿alu, rozczarowania, a mo¿e rozczulenia, poprzez ciekawo¶æ, wrêcz chytro¶æ a¿ na wnikliwo¶ci, podekscytowaniu czy zaabsorbowaniu koñcz±c. Zreszt± zawsze, jako malutkie zwierciade³ka, powinny wyra¿aæ dos³ownie ca³o¶æ, dzier¿±cej Je persony...
S³owa, zwi±zek s³ów, niczym strza³a przeszywaj±cy ociê¿a³y, nagrzany eter. Poczu³a nag³±, niespodziewan±, nieprzyjemn± sucho¶æ w ustach... Co¶ na wzór zgrozy, zdziwienia, choæ nie by³o to do koñca ¿adne z nich... Oddech, delikatnie nabierany, teraz przygas³, znów zamieraj±c. Same jej cia³o zatrzyma³o siê, zatrzyma³a siê krew w ¿y³ach, zatrzyma³y siê my¶li... A pó¼niej jeden punkt. Jedno zdanie. Có¿ za sadyzm. - wysyczane przez alter ego, poirytowane, bowiem ono, i tylko ono mog³o mówiæ do dziewczyny - a przynajmniej takowe prawo sobie przyzna³o - w podobny, niejasny, dwuznaczny sposób... W³a¶ciwe "ja", spogl±daj±c na jego lico, w przestrachu przenios³o wzrok na ciemne têczówki Hiei'a, a mo¿e ju¿ tylko Atsui'ego... ? Nieprzewidywalne. Czai³o siê w nich... Wiele, o wiele za du¿o mieszanych uczuæ. Te, chc±c nie chc±c, udzieli³y siê tak¿e i jej. Niczym wirus przenios³y siê na ni±, pora¿aj±c uk³ad nerwowy, powoduj±c parali¿ nie tyle cia³a, co samej duszy... Zbieraj±c siê w sobie, a zatapiaj±c siê w ciszy, która powsta³a nagle, niczym z grobu, ciszy przed burz±, odnalaz³a wreszcie swój g³os. Zagubiony, nie do koñca w³a¶ciwy, lecz by³a pewn±, i¿ nale¿a³ do niej...
-Tak - zdoby³a siê na wydobycie jednego, krótkiego s³owa. A mo¿e po prostu je wyartyku³owa³a, bezg³o¶nie poruszaj±c wargami? Nie wa¿ne, nie wa¿ne. Jak¿e ¶miesznie odwa¿nie zabrzmia³o w jej ustach! Jak¿e pewnie! A¿ prosi³o siê o dopowiedzenie tego i owego... !
-Tak, chcia³abym... - dokoñczy³a, znienacka wrêcz...
Czy¿by na ten krótki moment czas siê zatrzyma³? Pozbawione jasno¶ci, puste oczy, przeszywa³y czy te¿ to ¶wiat, czy te¿ podejmuj±c± w³a¶nie decyzjê dziewczynê. Oddech zanik³, powoli zanika³o równie¿ i têtno... Ale wcale nie zwolni³o! Ka¿da up³ywaj±ca cz±stka czasu, by³a od razu zapomniana, jak i zapomniane sta³y siê tak nieistotne drobiazgi. A Sam obserwowany ¶wiat? Mimo wczesnej pory, nawet promienie S³oñca wyda³y siê poddaæ i zaniechaæ wszelakich prób dostania siê w g³±b pomieszczenia. Jakby wiedzia³y, i¿ te znajduj±ce siê w ¶rodku, wystarcz± a¿ nadto. I ucich³y równie¿ d¼wiêki, pochodz±ce z zewn±trz. G³êbok± ciszê, raz po raz przerywa³ odchodz±cy w niepamiêæ czy to stukot serca, czy ¶wist wypuszczanego powietrza z ust. A Hiei? W tym czasie byæ mo¿e On sam, te¿ byæ mo¿e popad³ w nie³aski Swojego umys³u, lecz w ¿adnym wypadku zdrowego rozs±dku. Czy by³y to obrazy wspomnieñ, przedstawiaj±ce minion± Noc? Mo¿e jeszcze wcze¶niejsz±? Lub Niezapomnian±, t± Najwa¿niejsz±? Cokolwiek? Zabawê? Mi³± chwilê? A mo¿e ju¿, niczym wspomniana ¿aglówka, targana przez gniewny ocean, odp³ynê³y w przysz³o¶æ? Niedalek±, jutrzejsz±, dalek±? Albo kr±¿y³y woko³o tera¼niejszo¶ci, pochopnie oceniaj±c sytuacjê? Ten letarg, zosta³ przerwany, przez jedyny od d³u¿szej chwili ruch, ruch warg, któremu towarzyszy³ niewielki st³umiony odg³os. By³a to odpowied¼, na pytanie, które zreszt± nie wiadomo dlaczego zada³. Odpowied¼ ta jednak, nie by³a kompletna, ani za pierwszym, ani za drugim razem. Pocz±tkowa próba, zosta³a urwana, przez... brak pewno¶ci? Braku ostateczno¶ci, podjêtej decyzji? Jednak ponowne, podej¶cie, do wypowiedzenia tego samego zdania, zosta³o przerwane, ju¿ niezale¿nie od Niej. Ju¿ podczas jej trwania, d³oñ czule g³askaj±ca w³osy, zatrzyma³a siê tu¿ nad wysoko¶ci± szyi, zapl±tuj±c w ¶nie¿ne loki, kiedy to druga d³oñ ¶cisnê³a wplecion± towarzyszkê. Jednak jeszcze zanim Sakue, zd±¿y³a na jednym tchu zakoñczyæ zdanie, Hiei, czy te¿ mo¿e Atsui?- zach³annie wype³ni³ Jej usta. Nienasycony, mo¿na by rzecz i¿ nawet agresywny poca³unek, którym bezkarnie i bezdennie smakowa³ Jej drobnych usteczek. Szczyt arogancji, który je¿eli w ogóle mia³ prawo zaistnieæ, to trwa³ zbyt krótko. Zosta³, po prostu urwany, prawie tak samo jak zdanie które przerwa³. A zaraz po tym, miejsce roz¿arzonych warg, zajê³o wrêcz lodowate powietrze, kiedy to niepewnie odsun±³ g³owê nieco w ty³, opuszczaj±c powoli wzrok i wodz±c gdzie¶ nim daleko w bok. Znów pogr±¿y³ siê w przemy¶leniach, tak jakby dotar³o do Niego, to co siê w³a¶nie sta³o?
To, co chcia³a powiedzieæ, chcia³a, bo nie dokoñczy³a, by³o tylko preludium. Swoistym pocz±tkiem do d³u¿szego, znacznie bardziej konkretnego epilogu. Prolog, epilog... Czy¿by zgubi³a gdzie¶ sam ¶rodek, rzecz najwa¿niejsz±, czy¿by zapomnia³a o niej? Nie. Po prostu nagle sta³o siê co¶, co zaburzy³o równowagê. Czego, byæ mo¿e, nie spodziewa³a siê w tak nag³ej i... Dzikiej wrêcz formie. Nag³o¶æ. Tak, z pewno¶ci± czynno¶æ t± cechowa³a nag³o¶æ. Nag³o¶æ i dziwno¶æ, która zburzy³a jej postrzeganie ¶wiata. Poca³unek. ¦ci¶niêcie d³oni... Pozwoli³a sobie zatopiæ siê w jego usta, jak¿e gwa³townie tykaj±ce jej ust... Zdecydowanie, zdecydowanie teraz nie my¶la³a. By³o to... Po prostu... Niemo¿liwe. I tak by³yby to niesk³adne wyrazy, wyrwane spo¶ród wielu innych... Krótki moment, krótka chwila. A pó¼niej ch³ód powietrza. Jakby otrze¼wiaj±cy. Jakby specjalnie, by wywo³aæ lodowaty deszcz, grad, który spad³ na ni± jednak w postaci tylko i wy³±cznie drobnego maczku, wiosennego kapu¶niaczku, zimnych kropli beznamiêtnych idei, bezmy¶lnych ja¼ni... Patrzy³a, jak odsuwa siê, chowa swój wzrok w¶ród mebli, obrazów dni minionych... Dalej otaczaj±c rêk± jego szyjê, przysuwaj±c siê, przysuwaj±c swoje wargi, prawie muskaj±c nimi ucho ch³opaka...
-Tak - zaczê³a szeptaæ, ³agodnie i uspokajaj±co, zarazem szybko jakby wierz±c, ¿e dziêki temu wróci do niej uwaga wzroku Hiei'a... - tak, lecz czy wiesz, czemu? Czy wierzysz, ¿e gdybym Ciê nienawidzi³a, pogardza³a Tob±, by³oby Ci lepiej? Mo¿e ³atwiej? £atwiej mnie pó¼niej zostawiæ, opu¶ciæ... ?
Jego wzrok, b³±dzi³ gdzie¶ byæ mo¿e po pomieszczeniu, byæ mo¿e zag³êbi³ siê znów gdzie¶ w przesz³o¶ci, byle tylko nie widzieæ sytuacji, by tylko unikn±æ pogardy dla Samego Siebie. Jednak rêka, delikatnie obejmuj±ca jego szyjê, zupe³nie inaczej ni¿ p³ócienny sznur zawi±zuj±cy siê na karku skazañca. Ciep³y oddech, raz po raz uderzaj±cy o rysy Jego twarzy, z ka¿d± nastêpn± chwil± zwiêkszaj±cy Swe natê¿enie. Lecz to w koñcu prawie nies³yszalnie wypowiedziane s³owa, przyku³y Jego uwagê, powoduj±c i¿ zdecydowa³ "zawróciæ" wzrok, który z pocz±tku zasta³ jedynie pachn±ce bia³e w³osy. Kolejna porcja cichego szeptu, spowodowa³a przyjemny dreszcz, czy to swoj± tematyk±, czy te¿ sposobem w jaki zawita³a na ten ¶wiat. W Swojej odpowiedzi, nie tylko skupi³ siê wzrokiem na Jej osobie, ale ju¿ po raz kolejny odgarn±³ ¶nie¿ne loki, przechylaj±c g³owê w bok. Nast±pi³a równie¿ odpowied¼ werbalna, równie cicha i skierowana wprost do do obna¿onego ucha:-"Wiesz, ¿eObie te rzeczy, s±... nieuniknione"- wypowiedzia³ dr¿±cym g³osem. Nastêpnie cofn±³ nieco g³owê, próbuj±c odnale¼æ gdzie¶ zagubiony Sakue. Wtedy, pochyli³ g³owê do przodu, zbli¿aj±c siê jeszcze bardziej, chyba, ¿eby tylko powtórzyæ: -"Obie...Ale to wcale nie Mi powinno byæ ³atwiej..."- wypuszczone powietrze, gdzie¶ zawirowa³o. Mimo i¿ g³os, wydawa³ siê byæ na granicy s³yszalno¶ci, po¶ród panuj±cej woko³o ciszy, by³ doskonale s³yszalny. Albo mo¿e raczej, w ogóle niechciany?
Seria wypowiedzi, wyj±tkowo nie pasuj±cych do ca³ej tej ponurej i nudnej scenerii. Przekrzywi³ nieco g³owê, z ca³ych si³ staraj±c siê ukryæ na twarzy zdziwienie. Nie czêsto zdarza³o siê, aby naprawdê niewiele rozumia³, lecz przecie¿, w ¿adnym wypadku, czy to jako Hiei, czy jako Atsui, nie by³by w stanie siê do tego przyznaæ. Nag³a zmiana sytuacji, obudzi³a równie¿ pewne zaintrygowanie, wrêcz niezdrow± ciekawo¶æ któr± zdecydowa³ pog³êbiæ. Jeszcze ten zadziwiaj±cy mi³y u¶miech, automatycznie wywo³a³ u Niego podobn± reakcjê. Znaczenie s³ów, dotar³o do Niego dopiero po krótkiej chwili, oraz zdecydowanie nie wró¿y³o nic dobrego. Nie Tanuki? Czy¿by chodzi³o tutaj o niedawn± metamorfozê, której i on siê podda³? Zainteresowany, prawie tak samo bezmy¶lnie jak æma ¶wiat³em, ujmuj±c delikatnie d³oñ, zapyta³:-"Nie Tanuki? Wiêc Sakue?"- i te s³owa zabrzmia³y do¶æ nietaktownie, bo przecie¿, "dawno", to nie tylko zagrywka literacka...
Seria wypowiedzi, wyjatkowo nie pasujacych do calej tej ponurej i nudnej scenerii. Przekrzywil nieco glowe, z calych sil starajac sie ukryc na twarzy zdziwienie. Nie czesto zdarzalo sie, aby naprawde niewiele rozumial, lecz przeciez, w zadnym wypadku, czy to jako Hiei, czy jako Atsui, nie bylby w stanie sie do tego przyznac. Nagla zmiana sytuacji, obudzila równiez pewne zaintrygowanie, wrecz niezdrowa ciekawosc która zdecydowal poglebic. Jeszcze ten zadziwiajacy mily usmiech, automatycznie wywolal u Niego podobna reakcje. Znaczenie slów, dotarlo do Niego dopiero po krótkiej chwili, oraz zdecydowanie nie wrózylo nic dobrego. Nie Tanuki? Czyzby chodzilo tutaj o niedawna metamorfoze, której i on sie poddal? Zainteresowany, prawie tak samo bezmyslnie jak cma swiatlem, ujmujac delikatnie dlon, zapytal:-"Nie Tanuki? Wiec Sakue?"- i te slowa zabrzmialy dosc nietaktownie, bo przeciez, "dawno", to nie tylko zagrywka literacka...
~
W dalszym ci±gu bacznie przys³uchiwa³ siê ka¿demu z wypowiedzianych s³ów, jedynie mru¿±c oczy- w ¿adnym wypadku mrugaj±c. To tak, jakby ka¿de kolejne mrugniêcie, mia³o oznaczaæ ostatecznie przerwanie rozmowy, zgubienie w±tku, czy co gorsza osi±gniêcie statusu ca³kowitego niezrozumienia. Które zreszt± i tak ju¿ od pewnego czasu siêga³o zenitu. Kiedy ju¿ powiedziane zosta³o wszystko co powiedziane byæ mia³o, intuicyjnie przytakn±³, staraj±c siê zebraæ wszystko w nieco sensowniejsze wyrazy:-"Wiêc mam rozumieæ, i¿ ta... "przemiana"-" stwierdzi³ po chwili przemy¶lenia, chocia¿ bardziej sk³ania³ siê ku s³owie "kamufla¿"-"nie tylko spe³nia Swoj± rolê, ale równie¿ Ci siê podoba, tak?"- mo¿e nieco pochopny wniosek, wyci±gniêty na podstawie pierwszej czê¶ci zdania. Jednak taka zabawa, w ¿adnym wypadku nie powinna zastêpowaæ ¿ywej persony, co te¿ wyrazi³ nastêpuj±co:-" Lecz tak czy owak, pozostanie tylko jednym z wielu wcieleñ, owej... Tanuki, nie bêd±c nigdy na tyle samodzielnym i wystarczalnym."- s³owa, maj±ce po czê¶ci zabrzmieæ równie tajemniczo, oraz g³ównie nie zdradziæ, i¿ tak naprawdê nasz biedny rozmówca, pogubi³ siê w toku ca³ej wypowiedzi...
~
Znów zmru¿y³ oczy. Ka¿da sekunda rozmowy, czy chocia¿by towarzystwa tego... "Tworu", sprawia³a i¿ zdawa³ siê pojmowaæ mechanikê ni± rz±dz±c±. Jak¿e arogancki i g³upi punkt widzenia- Ha, cz³owiek "zdaj±cy siê rozumieæ". Przynajmniej wiedzia³, któr± strunê wystarczy tkn±æ, aby wywo³aæ ciekawy efekt. Ca³o¶æ, przekszta³ci³a siê w swego rodzaju... zabawê. Dlatego te¿, wykona³ pó³kulisty ruch g³ow±, wznosz±c oczka do góry, jakby wyj±tkowo nie zgodzi³ siê z tak± opini±, robi±c to w sposób równie dziecinny, co przedmówczyni. Ca³o¶æ dope³ni³ odrobinkê zniecierpliwionym g³osem, o zakrzywionej tonacji:-"Niee...Nie wydajê Mi siê, aby... "jakie¶", pomniejsze wcielenie, by³o w stanie przej±æ nad ni± kontrolê..."- zakoñczy³ wypowied¼, w której to przeci±ga³ samog³oski, aby nadaæ ca³ej prowokacji, jeszcze bardziej niewinny p³aszczyk. Nastêpnie prze³kn±³ cichutko ¶linkê, wiedz±c i¿ bardzo ³atwo o niewielki b³±d, o ca³kowicie nieprzewidywalnych skutkach, kontynuowa³:-" No bo przecie¿, czy Tanuki jest tak bardzo spragniona ¿ycia, aby posun±æ siê a¿ tak daleko? Aby zostaæ jedynie cichutkim i pokornym widzem?"- a po s³owach, na jego twarzy zago¶ci³ grymas, oznaczaj±cy pytanie...
~
Niewielkie rozko³ysanie g³owy, mog³o sprawiæ i¿ Hiei zdawa³ siê aprobowaæ ten pomys³. Dlaczego mia³by siê tym martwiæ? Przecie¿ Przyjació³ka Tanuki, wiedzia³a co bêdzie dla Niej dobre! No Ba, jeszcze jakby pyta³a siê Jego Samego o zgodê! Równie pozytywnie zacz±³ ca³± wypowied¼:-" Niewinna zabawa, powiadasz? Wiêc czemu Nie?"- a na Jego twarzy zawita³ weso³y u¶miech, podobny do tego jakim swych go¶ci wita³ Pan Domu. Szybko jednak okaza³o siê, i¿ by³a to najwy¿ej kpina:-" Wiêc czemu Nie pozwolisz Tanuki, Samej zaj±æ siê tym cia³em? Dlaczego nie pozwolisz Jej, byæ Sakue?"- po czym pochyli³ g³owê do przodu, staraj±c siê popatrzyæ na obraz rozbawionej dziewczynki, jakby od do³u, wysoko unosz±c brwi. S³odki i niewinny wyraz twarzy, sugerowa³... odrobinkê sprytu? Dociekliwo¶ci? Wytyka³ zazdro¶æ-"Boisz siê, i¿ zmarnuje "taaaak±" okazjê? Nie podo³a zadaniu? A mo¿e po prostu Sama, uwa¿asz i¿ nale¿y siê ona w³a¶nie Tobie?"- spyta³ wci±¿, bez mrugniêcia...
~
"-Powinna... albo jest s³uszne"- wzruszy³ ramionami, ujawniaj±c i swój punkt widzenia. Jednak zaraz, urwa³ zdanie, jakby wy¿sze idea³y, nie mia³y w tym momencie ¿adnego znaczenia. Nastêpnie wys³ucha³ ju¿, bez wtr±cania siê dalszej wypowiedzi, obserwuj±c uwa¿nie opuszczon± g³owê. W tym momencie, obj±³ drobn± osóbkê ramieniem, jakby wieszaj±c siê na niej, po czym weso³o rozko³ysa³, czy te¿ w celu poprawienia nastroju, czy ponownego zwrócenia na Siebie calusieñkiej uwagi. Nastêpnie, jakby wpatruj±c siê w dal, rozpocz±³ wywód:-"Có¿... Mo¿e i Tanuki rzeczywi¶cie jest trochê...nieporadna i.... zagubiona. Ale to nie oznacza, i¿ nale¿y j± zepchn±æ gdzie¶ w cieñ, odebraæ ostatnie ¶wiate³ka nadziei, uhm?"- po czym przytakn±³ jakby Samemu Sobie. I chyba, mimo i¿ tego do koñca nie zauwa¿y³, po raz pierwszy wyrazi³ siê o Tanuki w trzeciej osobie, jakby zapominaj±c z kim w³a¶nie rozmawia.
~
Biernie i pasywnie wys³uchiwa³ kolejnych czê¶ci wypowiadanych zdañ. Owe zdania, zawiera³y w Sobie tyle sensu, i¿ powoli siê w takowych zacz±³ siê gubiæ, zataczaæ. Przez moment nawet zw±tpi³ w sens swych w³asnych! I wtedy... znów niespodziewanie poczu³ smak Jej ust, przez pewien krótki moment nie¶wiadomo¶ci, delektuj±c siê nimi. Jak to zabawnie musia³o wygl±daæ, kiedy w jego oczach zawita³a nie¶mia³o¶æ zmieszana z zagubieniem. Owe cechy spowodowa³y gwa³towny ruch- wycofanie siê, ucieczkê, czyli krótki odskok w g³±b wygodnego mebla. Przez jedn± krótk± chwilê, z ³owcy zamieni³ siê w sp³oszon± zwierzynê, teraz ju¿ wiedz±c jak tu¿ przed chwil± musia³a siê poczuæ Tanuki. Do roztrzêsionych oczy, do³±czy³ jeszcze niepewny, wci±¿ dr¿±cy g³os:-" Ona... chyba tego nie chcia³a..."- po cichu wymamrotane s³owa, straci³y poprzedni± ¶wietno¶æ, a ukryta pomiêdzy wierszami pewno¶æ Siebie, gdzie¶ up³ynê³a, czy te¿ ulotni³a siê...
~***~

Kilka kontrolnych chwil, na z³apanie oddechu. Przystosowanie siê do nowej, nietypowej sytuacji, która zreszt± moment temu go przeros³a. Jednak z ka¿dym minionym momentem, choæ stan rzeczy wcale nie uleg³ zmianie, to jednak zmienia³ siê jego oczy. Sta³y siê spokojnie, stara³y siê obudziæ, wy³apaæ niedawno utracon± pewno¶æ Siebie. Ju¿ teraz wy³apa³y, i¿ bielista postaæ, poczê³a mówiæ w... pierwszej osobie. Odmiana, mog±ca oznaczaæ a¿ za du¿o, bo albo powrót, albo odej¶cie. Brak, jakiegokolwiek stanu po³owicznego. Wci±¿ pozostaj±c bardzo intryguj±c±. Pozostaj±c wiêc, zabarykadowanym po ¶rodku miêkkiego mebla, opu¶ci³ nieco wzrok, i z pewn± chytro¶ci± zapyta³:-" A... naprawdê chcia³aby¶?"- ciekawsko, dociekliwie, mo¿e wrêcz i nietaktownie, chc±c sprawdziæ Swoj± uzdolnion± rozmówczyniê. Plan sprytny, wrêcz genialny, jednak¿e wbrew pozorom, wcale nie zak³ada³ mo¿liwo¶ci jakiejkolwiek odpowiedzi...
Ciep³y wyraz twarzy tkwi³ z ni± nadal, prowadz±c j± niczym ¶lepca przez ¶wiat... Uwa¿nie przygl±daj±c siê ch³opaczkowi, z istnym zainteresowaniem w jasnych, pogodnych oczach, nieprzes³onionych ¿adn± zmor± chmur burzowych... Krêc±c loki ze swych króciutkich, cudnych w³osów, u¶miecha³a siê potakuj±co, pob³a¿liwie, s³uchaj±c zarazem odpowiedzi, ju¿ bardziej pewnej i jak¿e bardziej do niego pasuj±cej! Mo¿e to by³ jaki¶ plan...? Jednak ona, w swym wyj±tkowo dzieciêcym zachowaniu, nie mog³a przecie¿ wyczuæ, ¿e niekoniecznie potrzebna by³a tutaj odpowied¼... Tak czy siak, ta nast±pi³a szybko. Bez jakich¶ wewnêtrznych przemy¶leñ...
-Nie zrobi³abym tego, je¶li bym nie chcia³a... Smuci mnie jednak Twoja reakcja... - przygryz³a s³odko wargê, z niewinnym wyrazem twarzy, ufnym, lecz te¿ nagle posmutnia³ym, poszarza³ym...
Mrugniêcie. Pierwsze od d³u¿szego czasu mrugniêcie. Spowodowane zdziwieniem, a mo¿e tylko zwyczajn± ludzk±, fizjologiczn± potrzeb±. A zaraz po nim, kolejny naturalny gest- palec wskazuj±cy, wskazuj±cy czy to zaintrygowan± twarz, czy te¿ ogólnie ca³± osobê, która to te¿ w rytm ca³ego gestu, niewiele siê pochyli³a. I równie¿ inkantacja werbalna, towarzysz±ca ca³emu opisanemu procesowi-"Moja reakcja?"- zakoñczona niezwykle szybko, pytaj±cym i ³agodnym tonem. Zaraz po Niej, nast±pi³ jednak g³os sprzeciwu, poniek±d niemog±cy pogodziæ siê z faktem, i¿ jakikolwiek czyn zosta³ mu wytkniêty:-"Co¶ z ni± nie-tak?"- kolejne pytanie, wykonane tym razem ju¿ nie takim ³agodnym tonem. Ca³y efekt dope³nia³y przymru¿one oczy, niezwyk³a mieszanka wymienionego ju¿ wcze¶niej zdziwienia, z zaciekawieniem...
Jeszcze bardziej dziecinny u¶miech - jedyna widoczna go³ym okiem reakcja. Ot, tylko u¶miech... Czy¿by pozorny? Czy¿by móg³ skrywaæ co¶... Co¶ jeszcze... ?
-Twoja reakcja by³a tak... Tragicznie w³a¶ciwa, ¿e a¿ siê przestraszy³am - przyzna³a pochlebczo, kontynuuj±c prawie natychmiast, tak samo naiwnie i s³odko: -My¶la³am, ¿e sta³o siê co¶ powa¿nego... Co¶ gro¼nego... Jednak wcale tak nie by³o, wcale tak nie jest. Wcale na to nie wygl±da - ponownie zaczê³a krêciæ z w³osów loki, lecz nie nerwowo, wrêcz przeciwnie! - podejrzanie przymilnie, ze stylem, gracj± w ruchach. Jakby ta sytuacja ani trochê jej nie mêczy³a, nie nudzi³a - a przecie¿ tak mog³o byæ i pewnie by by³o...
-Czy... - zaczê³a nagle, nie¶mia³o, by chwilê pó¼niej, nabieraj±c rozpêdu, zasypaæ siedz±cego przed ni± lawin± pytañ... : -Czy waha³e¶ siê? Czy waha³e¶ siê, gdy mnie ca³owa³e¶? Mo¿e waha³e¶ siê pó¼niej? Co czu³e¶, i dlaczego? - ...a nastêpnie zach³annie, niewinnie dodaæ, za¿±daæ: -Chcê wiedzieæ.
Odrobina ofensywy przynios³a efekt, bardziej lub mniej, po¿±dany. Owy, w postaci kolejnego niezrozumienia, mimo rozprzestrzeniania siê w powietrzu, malowa³ siê równie¿ na twarzy ch³opca. Kiedy s³ucha³ pokrêtnego t³umaczenia, tylko udawa³, kiwaj±c pozytywnie od czasu do czasu g³ow±, gdy¿ tak naprawdê rozumia³ jednie zlepki s³ów, niekoniecznie ich przekaz. Stanowi³o to jednak mi³± odmianê od presji, jaka zosta³a na Nim przed chwil± wywarta. S³ysz±c pytanie, oraz nastêpuj±ce po nim ¿±danie, znów poczu³ siê wyprowadzony z równowagi, wrêcz zaskoczony. Dlatego te¿ pochopnie postanowi³ w dalszym ci±gu trzymaæ siê poprzedniej strategii, licz±c i¿ tym razem równie¿ przyniesie ona jakikolwiek przychylny rezultat. Do¶æ gwa³townie przechyli³ g³owê do przodu, samemu za¶ opieraj±c siê na rêkach, u³o¿y³ na brzuchu, oraz wysuwaj±c do przodu doln± wargê, przyj±³ do¶æ dziecinn± pozê. Równie infantylnie, przekrzywiaj±c g³ówkê nieco w prawo, zapyta³:-"Za pierwszym czy za drugim razem?"- pytanie, a raczej ca³e zachowanie, uros³o z rangi dziecinnego, do szczeniackiego. Celowe? A mo¿e tylko s³u¿±ce roz³adowaniu napiêcia , przed w³a¶ciwym pytaniem. Na owe postanowi³ równie¿ odpowiedzieæ: -" Co ja poczu³em? Hmm..."- przy czym uniós³ lekko g³ówkê, jakby w zamy¶leniu, my¶lami wracaj±c do tamtej chwili... Nie opuszczaj±c ani g³owy, ani wzroku recytowa³: -"Odczucie.... generalnie przyjemne, choæ mog³o byæ odrobinê lepiej. Mnóstwo s³odyczy, zmieszanej z nutk± goryczy, niczym... czekolada? Element zaskoczenia. Rozkoszny gest, ukryty za typow± nie¶mia³o¶ci± i delikatno¶ci±..."- co przypomina³o raczej definicjê, ale do¶æ dok³adnie oddawa³o Jego my¶li. Po chwili, znów opu¶ci³ g³owê, i wskazuj±c bielist± postaæ palcem, niewinnie mrugaj±c, zapyta³:-" A Ty?"-
Siadaj±c "po turecku", a [cenzura] siê w jego s³owa, traktuj±ce jako odpowied¼ na pytanie, które tak, podsumowuj±c, nagle, niew³a¶ciwie zada³a, pozwalaj±c sobie na "niegrzeczno¶æ" i tak prostoliniowe, zarazem nieprzewidywalne zachowanie, przys³oni³a lekko blask oczu powiekami. Widzia³a jednak, jak i s³ysza³a, doskonale wrêcz. I dlatego, s³owa, które wypowiada³, traktowa³a powa¿nie, choæ wydawa³o jej siê, ¿e ¶ni na jawie. Powa¿nie... ? Nie, mo¿e to a¿ nazbyt oficjalne wyra¿enie. Stanowczo uwa¿a³a, ¿e s± odpowiedzi±, choæ by³y... ¦miesznie szczegó³owe. Niczym wypowied¼ z encyklopedii! A pó¼niej, po skoñczeniu owej wypowiedzi - palec, wycelowany w jej osobê. I pytaj±cy ton, namawiaj±cy do udzielenia siê, udzielenia siê, rozwa¿enia pytania... Ostatniego pytania. Pierwsze bowiem instynktownie zignorowa³a...
-Na pocz±tku... Czu³am gor±co. Takie niezno¶ne gor±co, które pojawia siê, gdy cz³owiek zrobi co¶ g³upiego, co zarazem jest dla niego bardzo... przyjemne. To co¶, co mo¿na nazwaæ ¶wietno¶ci±, zapomnieniem, s³odycz±... I wieloma innymi przymiotnikami... Jednak potem... Pó¼niej... By³am smutna. Wyj±tkowo... - i tu dziewczêca wypowied¼ urwa³a siê wraz z cichym westchniêciem, i równie cichym, kolejnym ju¿ pytaniem w tej rozmowie bez dna: -...dlaczego to przerwa³e¶... ? Dlaczego nie chcia³e¶... ? Nie lubisz... Czekolady?
"-Poniewa¿..."- wypowied¼ przerwa³a siê równie szybko jak zaczê³a. Nie zawiera³a jednak ani krzty odpowiedzi. Tak w³a¶ciwie, z racji na swoj± d³ugo¶æ, prawie nie istnia³a. Jak sztuczne pierwiastki, albo jak piana. Tak czy owak, w³a¶nie teraz Hiei, zda³ Sobie sprawê i¿ nie zna odpowiedzi. Odrobinê zbyt pó¼no, co nawet wykluczy³o mo¿liwo¶æ przeci±gania, czy zmanipulowania samym pytaniem. Powoli, jakby nieco wstydliwie cofn±³ palec, opieraj±c g³owê na wewnêtrznych czê¶ciach d³oni. Po chwili intensywnej ciszy, w której Bia³a Dama, oczekiwa³a odpowiedzi, w koñcu po raz drugi rozwar³ usta, ostatecznie odpowiadaj±c:-" Nie wiem. "- Kropka. Najprostsza linia obrony, zas³anianie siê niewiedz±. Czyn, tak niegodny i¿ momentalnie po nim, postanowi³ siê jako¶ wyt³umaczyæ. Ha! Ale dziecinne pobudki sterowa³y Nim w tym momencie! Znów nie¶mia³o podniós³ g³owê, staraj±c siê sformu³owaæ jakie¶ sensowne zdania:-"Mo¿e przestraszy³em siê tej nag³o¶ci? Tego przyjemnego gor±ca, o którym tak ³adnie mówisz? Lub to by³a sama niepewno¶æ dotycz±ca mo¿liwych powik³añ czy konsekwencji..."- zakoñczy³ skromny wywód, w dalszym ci±gu jednak nie bêd±c pewnym czy wypowiedziane s³owa, mia³y jaki¶ g³êbszy sens, czy po prostu lepiej nie by³o zatrzymaæ siê na s³odkiej niewiedzy...
Chwila ciszy. Pó¼niej? Pó¼niej krótkie "Nie wiem". Jaka¶ jej czê¶æ mia³a ochotê wybuchn±æ ¶miechem. Jaka¶ jej cze¶æ próbowa³a jej wmówiæ, ¿e takie zabawne t³umaczenie powinno zostaæ nagrodzone ¶miechem... Najlepiej g³o¶nym. Takim, który ukazywa³by rozbawienie, darzone przez jedn± z cz±steczek. Lecz to by³a... To by³a tylko cz±stka. Reszta osobowo¶ci, rozwa¿nie zreszt±, ws³uchiwa³a siê w ciszê, by uzyskaæ kolejn± gar¶æ s³ów. Jak¿e lepsz±, jak¿e bardziej konkretn±! Du¿o w³a¶ciwsz±... Mimo i¿ niewiele d³u¿sz±, to jak wiele mówi±c±, jak wiele przypuszczeñ potrafi±c± podkre¶liæ, jak wiele przypuszczeñ co do motywów poniektórych dzia³añ, czynów, celów... Lecz jej, czy mo¿e tylko jego... ? Mêtlik w g³owie nie pozwala³ na szczegó³owe rozwa¿anie, jedynie na odpowied¼...
-Nag³o¶æ... Gor±co... I konsekwencje - zaczê³a miêkko i równie miêkko kontynuowa³a, podsumowuj±c wypowied¼ ni to Hiei'a ni to Atsui'ego. -Nag³o¶æ i gor±co... S± nie do unikniêcia. Konsekwencje... Równie¿. Lecz nie w negatywnym znaczeniu... Mog± to byæ tylko wspomnienia. Uwa¿asz, ¿e mog³abym przez niewinny poca³unek zobowi±zaæ Ciê do czego¶... ?
Przez Moment, zmru¿y³ oczy, wyra¿aj±c nie tyle gniew, co irytacjê czy sam± niestosowno¶æ, zaistnia³ego niezrozumienia. Z³ego odebrania znaczenia Jego s³ów. Ca³o¶æ pogr±¿y³a go i tak ju¿ w tej niepewnej sytuacji. I to pewnie dlatego te¿, od razu zaprzeczy³, staraj±c siê byæ przy tym bardziej zrozumia³ym:-"Nie... Nie s±dzê. Niemniej jednak, to mo¿e Ja nie potrafi³bym ju¿ Ci odmówiæ?- przez chwilê na jego oczy wkroczy³a pewna my¶l, przes³aniaj±c mu widok. Czy¿by w³a¶nie próbowa³ wyobraziæ Sobie tak± sytuacjê?-Nieistotne, gdy¿ widocznie zmartwiony niepowodzeniem, szybko zaprzesta³, kontynuuj±c wypowied¼:-" A czy Ty...Dla Nag³ej Chwili Gor±ca, nie boisz siê zaryzykowaæ podobnych zobowi±zañ, w stosunku do Mnie?"- zapyta³. Choæ mo¿e nie do koñca chcia³ znaæ odpowied¼? Przecie¿ niewprawny obserwator, [cenzura] siê tej rozmowie, od razu stwierdzi³by, i¿ polega ona jedynie na odbijaniu pi³eczki, uciekaniu od konkretnych czynów, pytañ czy odpowiedzi. Bardziej przypomina³o to dzieciêc± zabawê, porównywaln± do dwóch zwierz±t- Kota i Myszy. A w tej pasjonuj±cej wymianie zdañ, które z Nich, mia³o zostaæ my¶liwym, a które zwierzyn±?
Oczêtami, i tak wcze¶niej nierozumnymi, zbyt rozmarzonymi, nie zauwa¿a³a ju¿ nic, prócz bieli. Oczy straci³y sw± warto¶æ, gdy mózg pracowa³... W¶ród umys³owych nici prostodusznie stwierdzi³a, ¿e... Nie umia³ rozmawiaæ. Nie umia³ z ni± rozmawiaæ. Lecz my¶l ta nie nale¿a³a do niej. Jakby... Jej dzieciêce, maleñkie, wyj±tkowo egoistyczne rozumowanie operowa³a jaka¶ inna, zupe³nie obca osobowo¶æ. Czym wiêc by³a dla niej ta ca³a nonsensowna sytuacja? Czy¿by to tylko ¿art, upojony w ³adne s³ówka i cudown± oprawê, tylko z nieco pokrêtnym scenariuszem? I kto tu by³ re¿yserem - ona, czy te¿ on? A mo¿e oboje byli... Tylko aktorami, nie¶wiadomymi marioneteczkami innej si³y? Kto by³ kamerzyst±, a kto zwyk³ym widzem?! Dla kogo, do licha, by³o to wszystko krêcone?!
...najprawdopodobniej dla satysfakcji której¶ z nich. A by³o ich kilka. I ka¿da teraz, w ten sam sposób patrzy³a na... Na kogo? Kim¿e on by³? Równie¿ zastanawiaj±ce. Wcze¶niej przetacza³ siê w¶ród neuronów jako zlepek s³ów "on-Hiei-Atsui". Którym teraz mog³a, mog³y, go okre¶liæ? Kto do nich przemawia³... ? Pytanie pozosta³o pytaniem postawionym, nie udoskonalonym odpowiedzi±. I to w³a¶nie zaczyna³o je stresowaæ. Nie denerwowaæ, to by by³o zbyt irracjonalne. By³y... Zestresowane. Tak! to, co on mówi³, coraz bardziej m±ci³o w jednej g³owie o nieskoñczenie wielu obliczach! Co¶ na wzór szoku, zestresowania osoby przes³uchiwanej. Cia³o zastanawia³o siê, có¿ zrobi³o, by znosiæ katusze w³asnych ja¼ni...
Jeszcze kilka s³ów. Uk³adaj±cych siê w kolejn± w±tpliwo¶æ, jakie¶ chore sprawdzenie, co¶ co powoli zaczyna³o wprowadzaæ j± w stan ogólnego napiêcia. "Kole¿anki", znajome g³osy, zesz³y na bok...
Prychnê³a. Co¶ na pograniczu kaszlniêcia, kichniêcia, poprzedzone preludium efektywnego potrz±¶niêcia czupryn± w kolorze przedniego marmuru, idealnego wrêcz kobierca konwalii, mieni±cego siê zapachem stokroci... Piêkny spektakl. A jednak - na Jahwe, to by³o prychniêcie! Dosadnie komentowa³o problem, który przed ni± postawi³. Problem wymagaj±cy responsu. Nie potrafi³a jednak go udzieliæ s³ownie. Nie w takiej formie, jakiej pragnê³a. Prychniêcie. Krótkie, mo¿e i rozjuszone. Tyle znaczeñ! A w³a¶ciwe... Które najbardziej pasowa³o do jej osoby? A do jej osoby... Teraz? W tej, dok³adnie tej chwili? Krzywi±c siê, jakby zjad³a wyj±tkowo niesmaczn± czekoladkê, której opakowanie wrêcz zachêca³o do "poch³oniêcia" zawarto¶ci, zaczê³a zbieraæ s³owa do kolejnego monologu... Wspania³a czekoladka, tak, tak, a jednak okaza³a siê bezwarto¶ciowa. Jak¿e niew³a¶ciwe proporcje musia³y byæ dobrane w jej sk³adnikach!
-Ja? Czy ja mam prawo obawiaæ siê czegokolwiek, je¶li teraz... Jestem tutaj? I dalej... ¯yjê?
~
Po wypowiedzianych przez Siebie s³owach, z niewielkim opó¼nieniem, wrêcz nadobnie zamkn±³ usta. Po wypowiedzi, nadszed³ czas obserwacji, s³uchania. Czas refleksji. Jednak w ¿adnym wypadku, nie móg³ siê choæ na chwilê porz±dnie skupiæ, skoncentrowaæ, tak jak wymaga³aby tego sytuacja. Po g³owie kr±¿y³o Mu uczucie dumy, skromnego zwyciêstwa, a wrêcz nawet niezdrowego podziwu dla Samego Siebie! Dlaczego? Gdy¿ o to, po d³u¿szym dialogu, uda³o Mu siê odpowiedzieæ, a nawet zadaæ pytanie, które sk³oni³o Kobietê tê, do namy¶leñ. Ach, gdyby tylko móg³ zobaczyæ t± scenê z zewn±trz, jako skromny spektator, a nastêpnie po Jej zakoñczeniu zadowolonym krokiem podej¶æ i dumnie u¶cisn±æ rêkê re¿yserowi jak i graj±cym w nim aktorom. Kolejn± rzecz± i ostatni± rzecz±, która w danym momencie kry³a siê gdzie¶ tam w¶ród Jego my¶li, by³ w³a¶nie jeden z aktorów. Nadobny, piêkny, zacny twór, czy te¿ Bo¿y, czy te¿ Jego wyobra¼ni. Oraz gra, jak± z nim prowadzi³. Wymiana podstêpnych zdañ, w dodatku w takiej scenerii, Kto by siê tego spodziewa³! Ca³± t±, nie da siê ukryæ, powierzchown± refleksjê, dotycz±c± tematów wa¿nych, b±d¼ i mniej, przerwa³o... gwa³townie wypuszczone powietrze. Prychniêcie. Niczym kamieñ rzucony w szybê, rozbi³o lustro jego z³udzeñ. Ca³y kunszt, zdolno¶ci które Sobie przyw³aszczy³, okaza³y siê byæ warte nie aplauzu, a... prychniêcia. Oznaka gniewu, za skradziony czas, utracone si³y i ¶rodki. Oznaka braku szacunku, dla drugiej osoby, wrêcz wy¶miania jej umiejêtno¶ci. Gor±ce powietrze, które owia³o Jego twarz, zadzia³a³o jak zimny prysznic, powoduj±c równocze¶nie oburzenie i brak zrozumienia. A zaraz po nich, kilka wypowiedzianych s³ów, zlepek wyrazów, jak¿e celnych i trafnych! Prze³ykaj±c ¶linê, oraz du¿± czê¶æ powietrza, podniós³ siê nieco do góry, opieraj±c siê na rêkach, po czym podci±gn±³ nieco nogi. Na Jego twarzy, malowa³o siê niezadowolenie, spowodowane... czym? W³a¶nie czym? Mo¿e winnym by³a z³a recenzja, która sprowadzi³a go na ziemiê? Lub brak chocia¿by docenienia jego starañ? Albo po prostu, niczym insekt, paso¿yt, po¿ytkowa³ siê tym uczuciem, bo tylko ono by³o Mu naprawdê znane? Tylko tego siê nie obawia³, bo zna³ jego konsekwencje? Pozna³ je na wylot? To dlaczego innych, bli¼niaczych, musi siê wci±¿ uczyæ? Pozostawiaj±c pytania bez odpowiedzi, gwa³townie przysun±³ siê, przechylaj±c trochê czo³o do przodu. Mierz±c tak od góry do do³u, w ca³kowitym bezruchu, jakby oceniaj±c j±, po to, aby wydaæ skazuj±cy wyrok. Nastêpnie, prawie wyszepta³:-"Mnie?"- co mimo pytaj±cego tonu, mia³o byæ odpowiedzi±, czego tak naprawdê powinna siê baæ. Wraz, z niewielk± iskierk±, wstêpuj±c± na jego lico, symbolizuj±c± ani pob³a¿liwo¶æ, ani rozbawienie, pojawi³y siê i kolejne s³owa:- Nie znasz Moich ¿±dañ, ani Moich Intencji..."- dalej mówi³ szeptem, miêkko odbijaj±cym siê po pomieszczeniu, kiedy tylko zaakcentowa³ s³owo "Moich"...Nikomu jednak, nie by³o dane napawaæ siê echem, gdy¿ zaraz nast±pi³ kolejny szept:-"Czy brak pewno¶ci, niewiedza, niemo¿no¶æ przewidzenia przysz³o¶ci, zarazem tak intryguj±ce jak niepoprawne, nie powinny nape³niaæ Ciê trwog±?"- zakoñczy³, chyba ostatecznie t± wypowied¼, nie unosz±c tonu, a jedynie nieco Swe oblicze...
~
Z przyjemno¶ci±, wrêcz mo¿e nieco sadystyczn±, obserwowa³ jak to na bia³ym licu, znów zawita³ u¶miech, symbolizuj±cy czy to zadowolenie, czy te¿ uznanie dla Jego toku my¶lenia, umiejêtno¶ci, ze Strony Bia³ej damy. To prawie, tak, jakby w³a¶nie zosta³ nagrodzony! Ot, skromna drobnostka, zaspokojony kaprys, udobruchana pró¿no¶æ. S³uchaj±c s³ów, jak¿e prawdziwych, przez g³owê przelecia³a mu My¶l, zbiór s³ów, nie Jego, bardziej miêkkich, nadobnych..."Prócz mojego ¿ycia, nie ma dla mnie niczego cennego" -co z kolei spowodowa³o w³adczy u¶miech. Wyci±gn±³ delikatnie d³oñ do przodu, trzema palcami, obejmuj±c niewielki podbródek. Nastêpnie wypowiadaj±c, zimno, jakby nieco sztucznie czy mechanicznie:-"Ale¿ Ma Droga, Nikt tutaj nie mówi³ o ¶mierci...-, uniós³ jej oblicze nieco wy¿ej jakby chc±c dodaæ mu odwagi, pewno¶ci Siebie, odrobinkê szlacheckiego zaciêcia. Po czym gwa³townie cofn±³ d³oñ, weso³o mrugaj±c, wrêcz ciesz±c siê i¿ znalaz³ w tym wszystkim nielogiczn± lukê:-"A czy Tobie... nie zale¿a³o przypadkiem, na przyjemnym uczuciu gor±ca, obezw³adniaj±cym zmys³y cieple?"-
~
Ws³[cenzura]±c siê w ciszê, licz±c i¿ szybko zostanie przerwana przez czyny, b±d¼ te¿ s³owa, nawet nie drgn±³, nie mrugn±³. W porównaniu do pocz±tkowego bezruchu, mla¶niêcie które wyda³ z Siebie s³ysz±c o poprawie Jego s³ów, wyda³o siê byæ czynem rze¶kim i gwa³townym. Po czym znów zamar³, jak pos±g, gargulec. Mierz±c wzrokiem skulon± postaæ, coraz bardziej gubi³ siê w tym dialogu... Nie, gubi³ siê ju¿ w ca³ej tej sytuacji. Tak na dobr± sprawê, nie wiedzia³ ju¿ gdzie dok³adnie jest, z kim tak naprawdê rozmawia, oraz czemu mia³oby to wszystko s³u¿yæ. Po chwil g³êbszej zadumy i wpatrywania siê w ow± "kulkê", zwyczajnie, nie szukaj±c ju¿ z³o¶liwo¶ci czy ¿adnej luki, odpar³ wrêcz ludzko!, odpar³:-"Dlaczego?"- przy czym wyda³ siê bezradny, niesk³onny do odmowy czy do jakiejkolwiek innej decyzji. Po chwili, znów ponowi³ pytanie: -"Skoro dalej potrzebujesz... chcesz, to dlaczego reszta ma mieæ jakiekolwiek znaczenie?"- zamiast decyzji, czy stwierdzenia... kolejne pytanie. Mo¿e retoryczne, mo¿e zawiera³o odpowied¼ Samo w Sobie, zdecydowanie jednak bezradne i pos³uszne. Znowu.
~
W dalszym ci±gu, jedynie uwa¿nie przygl±da³ siê skulonemu stworzeniu, uwa¿nie s³uchaj±c i obwiniaj±c Siebie czy te¿ za zbyt agresywne, odwa¿ne poprzednie reakcje, czy te¿ za ogólny stan rzeczy. Z dalszego punktu widzenia, wszystko przypomina³o Hu¶tawkê. Tak, najzwyklejsz± hu¶tawkê. Kiedy Jedno z Nich, stara³o siê odbiæ ku górze, by odzyskaæ dobre samopoczucie, wtedy drugie automatycznie spada³o do czelu¶ci, zag³êbiaj±c siê w smutku, rozpaczy, przera¿eniu. Dlatego te¿ po czê¶ci zrezygnowany, upar³ siê o drewniane zdobienie meblu, po czê¶ci samemu te¿ opuszczaj±c g³owê. Kolejna zmiana pozycji, w tak krótkim czasie. Wierci³ siê. W koñcu unosz±c niewiele g³owê, zapyta³:- Nie od Ciebie? To w takim razie, jakie jest Twoje Pragnienie?"- mo¿e przewidywalnie, mo¿e nieco zrezygnowanie. Có¿¿e innego móg³ uczyniæ?
~
Znów s³ucha³ jak kolejne s³owa przerw± pustkê. Tym razem, mimo i¿ coraz bardziej pogr±¿a³y go w niewiedzy, s³owa by³y jakie¶... milsze. Otwarte wyznanie, i¿ to od Niego tak wiele zale¿a³o... Nie sam fakt, i¿ poczu³ siê naprawdê potrzebny, bo przecie¿ On, Sam, Nigdy nie ¶mia³ w±tpiæ w Swoj± przydatno¶æ o ile urzeczywistnienie tego. Widoczny, namacalny obraz. Scena, mo¿liwa do namalowania, uwiecznienia. Poczu³ siê... natchniony? Mo¿e to w³a¶nie, nie przewidzia³ konsekwencji, nie przemy¶la³ Swych nastêpnych s³ów:-"Spe³niê Ka¿d± Twoj± zachciankê."- krótkie zdanie, wypowiedziane na bezdechu, w ciemno, nie pozostawiaj±ce ¿adnych ograniczeñ. Mo¿e takie, jakie w³a¶nie chcia³aby us³yszeæ? Mo¿e nieco naiwne, zbyt licz±ce na dobr± wolê, lecz zdecydowanie wywo³ane chwil±, gdy¿ to w³asnie ani na przesz³o¶ci, ani na przysz³o¶ci, lecz to w³a¶nie na Niej, postanowi³ siê skoncentrowaæ.
~
Gwa³towne poruszenie, zreszt± jak ³atwe do przewidzenia. I jak ³atwo mo¿na by³o temu zapobiec, gdyby tylko nie by³ a¿ tak bardzo za¶lepiony. Dopiero teraz zrozumia³, jak¿e inaczej zabrzmia³y Jego s³owa, od ich rzeczywistego znaczenia. Dopiero teraz, na Jego twarz wst±pi³y obawy, mo¿e te¿ odrobina zaprzeczenia. Wszystko jednak, niczym okruszki na stole, zosta³o wyrzucone, zast±pione przez poczucie obowi±zku. Dlatego te¿, mi³o siê u¶miechn±³, przytakuj±c g³ow±, wypowiedzia³ tylko s³odkie:-"Oczywi¶cie"-, po czym korzystaj±c z blisko¶ci uj±³ nadobn± r±czkê i ca³y czas patrz±c siê w czarne oczy, delikatnie musn±³ j± ustami. Nastêpnie nieco oddali³, prezentuj±c na Swej twarzy dziecinni, wrêcz przebieg³y u¶miech. A wraz z nim, ka¿de wypuszczone powietrze, zdawa³o siê zamieniæ w prost± odpowied¼:-"Proszê..."
~
¦miech, ¶miech który przerwa³ jego wypowied¼! Jakim prawem mia³ czelno¶æ w ogóle zaistnieæ! A teraz... A teraz dokoñczenie wcze¶niejszego zdania, nie ma najmniejszego sensu! Ale najbardziej chyba bola³ fakt, i¿ on nie by³ w stanie w ¿aden sposób zrozumieæ tego nieokie³znanego wybuchu. Owszem, niewielkie zwyciêstwo, albo mo¿e nawet i ¿art móg³ spowodowaæ perfidny u¶mieszek, ale nie wybuch maniakalnego ¶miechu. Z Niewielk± irytacj±, obserwowa³ jak Ona bezszelestnie zsunê³a siê z ³ó¿ka, wykona³a kilka kroków i czeka³a, jakby stwarzaj±c okazjê. K±tem oka rzuci³ na okno, dostrzegaj±c nie ca³e oblicze S³oñca, a jedynie kilka smug ¶wiat³a, które wpuszcza³y ¿aluzje. Piêkny widok, równocze¶nie smutno przypominaj±cy o rannej porze. Sam, nie wydaj±c najmniejszego odg³osu wsta³ (ironia, jak to praca potrafi przenie¶æ siê siê do ¿ycia "codziennego"), po czym podkrad³ siê do rozmy¶laj±cej damy, i pochylaj±c tu¿ nad Jej ramieniem, szeptem zapyta³:-"Mam rozumieæ, i¿ to by³a Twoja..."-przygryz³ wargi, jakby na znak czego¶ z³ego i nie¶mia³ego zarazem-"Ostatnia Zachcianka..."- pozwalaj±c, aby na twarzy pozosta³ ten sam, niewielki u¶miech,
~
Z ca³kowitym spokojem przyj±³ niezbyt ciêt± ripostê, niewiele siê prostuj±c i znów spogl±daj±c za okno. ¦wiat³o które jeszcze niedawno by³o zbyt upierdliwe, by je znosiæ, teraz dzia³a³o uspokajaj±co i koj±co, tak jakby ka¿dy niewielki promyczek przynosi³ weso³± nowinê. S³ysz±c pytanie, nieco uniós³ g³owê do góry, symbolizuj±c i¿ stara siê w ten sposób my¶leæ, czy te¿ powa¿nie rozwa¿yæ zagadnienie. Pozwoli³ Sobie te¿ na niewielki spacerek, aby ostatecznie wygodnie oprzeæ siê o framugê i za³o¿yæ na siebie rêce. Czy¿by znów szuka³ definicji? Definicji jej skromnej osoby? Po chwili rozmy¶lañ, odpowiedzia³... tylko jednym s³owem:-"Nietypowo."- oraz niewielkim gestem-ciep³ym u¶miechem, powi±zanym ze skiniêciem...
~
W dalszym ci±gu opieraj±c siê o framugê, wyrzuci³ z Siebie zdanie, czyni±c to niczym rozpuszczone dziecko, tyle ¿e nie krzycz±c i nie tupi±c nog±:-"Znów nie da³a¶ Mi dokoñczyæ." po czym w dalszym ci±gu, symuluj±c Minê obojêtn±, a wrêcz nawet komicznie obra¿on±, wpatrywa³ siê w wdzieraj±ce do pomieszczenia Smugi ¦wiat³a. I prawdê mówi±c, ju¿ straci³ nawet ochotê, by to uczyniæ. Czy to z racji i¿, Bia³a Ksiê¿niczka, mog³aby przypadkowo usn±æ czy po prostu nie chc±c wzbudzaæ nieszczerego zainteresowania. Nie¶mia³y kosmyk w³osów, Jego w³osów, który przypadkiem wszed³ w Jego pole widzenia, przypomnia³ Mu czego tak naprawdê potrzebowa³. Kawy. Smacznej mieszanki, o br±zowym kolorze, po czê¶ci zatapiaj±cym siê nawet w g³êbok± czerñ, ach, istny powód marzeñ...
~
Niewielkie pochylenie g³owy. Ot, niewielkie. I kolejny szept. Czy¿by po to, aby utrzymaæ t±... Atmosferê? Atmosferê owian± wrêcz tajemniczo¶ci±? Jakim¶ urokiem? Cukierek... Najwyra¼niej zosta³ ju¿ prze³kniêty. Powróci³ bowiem u¶miech. Mo¿e ¼dziebko zakrawaj±cy na wyraz twarzy szaleñca, trzymaj±cego detonator bomby. Ach, jak bardzo to, co on mówi³, by³o ekscytuj±ce! Jak du¿o rzeczy sugeruj±ce... ! Tak bardzo namawiaj±ce do dalszej konwersacji, przekonuj±ce do swoich racji, nadaj±ce przeciêtny tok my¶lenia przeciêtnemu cz³owiekowi! Przeciêtnemu. Ona, w ¿adnym procencie nie mog³a zaliczaæ siê do szarej masy. Acz zbyt du¿o by³o w niej mieszanych uczuæ, wygl±du, zachowañ, aby j± pod to podpisaæ...
-Boj± siê tylko Ci, którym na czym¶ tam zale¿y... Na jakiej¶ w³asnej, nietrwa³ej rzeczy, przedmiocie... Albo te¿ na ¿yciu. Swoim czy kogo¶ innego... Które i tak siê skoñczy... A ja... - zatrzyma³a siê; z wewnêtrzn± rozkosz± przeci±gnê³a chwil± ciszy oczekiwanie na dalsz± wypowied¼. I¶cie fascynuj±ce, jak mog³a byæ ta przerwa odebrana... !
-...tylko stwierdzi³am, ¿e przed w³asn± ¶mierci± nie warto siê baæ... To tak bardzo... Och, jak bardzo, komplikuje ¿ycie...
~~**~~
Uniesienie podbródka. I znów te same, nierozumne oczy, patrz±ce na "dyskutanta". ¦mieræ. Zaprzeczy³, aby wspomina³ o ¶mierci. Faktycznie - zrobi³a to ona. I tylko ona wiedzia³a, ¿e nie chodzi tu u ¶mieræ z jego rêki ani z rêki nikogo innego, prócz niej samej. Taka my¶l. Wspomnienie o rzeczach, które przyt³acza³y jej umys³, gdy p³aka³a. P³aka³a, skulona, na balkonie w¶ród wielu typów ciemno¶ci... Tej materialnej jak i nie.
W³a¶ciwie to... To powinna mu podziêkowaæ. Podziêkowaæ, ¿e po¶wiêca jej czas... Ale czy nie zosta³oby to odczytanie jako s³abo¶æ? S³abo¶æ, która mo¿e okazaæ siê g³êbsza, sk³onna do powiêkszania powsta³ych ju¿ ran... ?
Mia³ racjê. Nie zna³a jego intencji, jednak nie przejmowa³a siê tym zanadto. Nierozumne oczy wype³ni³y siê nagle odpowiedzi±. Beznamiêtnym tonem, wy³aniaj±cym siê z pytania. A mo¿e w³a¶nie od niego zale¿±cym... ?
-Nie zale¿a³o... Chcia³am - poprawi³a, jakby to mia³o jakie¶ znaczenie. Wiêksze znaczenie. -Chcia³am... Chcê. Lecz... Chcê równie¿, by¶ Ty chcia³... - wypowiedzia³a szeptem, podkulaj±c nogi, k³ad±c na nich sw± g³owê...
~~**~~
Spowa¿nia³a. Mo¿e i... Posmutnia³a. Optymizm i dzieciêco¶æ zamieni³y siê nagle miejscami z jej star± osob±. T± ponur±, pesymistyczn±... Zastanawia³a siê, jakim cudem sytuacja mog³a siê a¿ tak zmieniæ, niczym sceny w aktach, epizody przewijane przez podest, og³aszane dzwonami...
-Bo... - zaczê³a, gani±c siebie za tak prostacki pocz±tek - ...spe³nienie mojego pragnienia... nie zale¿y ode mnie.
Szybkie s³owa, gubi±ce siê gdzie¶ w¶ród bia³ej sukni. Ciche, a zarazem mocne. Wypowiedziane od siebie. Z towarzyszem - uciekaj±cym spojrzeniem. Powêdrowa³o gdzie¶ daleko, rozkojarzone, ju¿ nie rozmarzone, o czarnych têczówkach... Nag³e wahania humorów. Z euforii prawie ¿e po skraj za³amania. Z rado¶ci do ³ez. Nie mog³a nad nimi zapanowaæ. Nie potrafi³a, choæ wci±¿ próbowa³a. Na pró¿no. Jakby to komu¶ s³u¿y³o, jakiej¶ innej... Choæ, czy jej smutek, mo¿e za¿enowanie, mo¿e zgorszenie, nie powinny je tak samo raniæ, tak samo doskwieraæ... ?
~~**~~
-To jest tylko i wy³±cznie moja chêæ... - powtórzy³a ju¿ po raz kolejny, wzdychaj±c zarazem w duchu. Tak po prostu, wzdychaj±c, wypuszczaj±c jakie¶ k³êby prza¶nych my¶li, zupe³nie nielogicznych, irracjonalnych, niezwyk³ych zarazem!
-To jest wy³±cznie moja chêæ, od Ciebie zale¿y jej spe³nienie - formu³ka. Kolejna wypowiedziana formu³ka, jakby z jakiej¶ ksi±¿ki dla dzieci o smokach, rycerzach i piêknych królewnach z nadw±tlon± psychik±. Zdecydowanie wszystko i tam i tu by³o nieprawdopodobne, wyidealizowane mo¿e nieco na przekór losowi, przez co nijakie. Nieokre¶lone. Zarazem poci±gaj±ce. Tajemnicze. Przecie¿ uznaæ mo¿na by³o, ¿e ka¿de jej s³owo jest wpisywane miêdzy karty ba¶ni, która zakoñczy siê... No w³a¶nie: czym? Czym mog³a zakoñczyæ ten chory spektakl... ? Czu³a siê coraz gorzej w obliczu stawianych pytañ. Przecie¿ by³y takie oczywiste! Tak jak i ich odpowiedzi!
-Wiêc... Spe³nisz j±? - kolejne naiwne pytanie, oczekuj±ce responsu, znów postawione, tym razem przez ni± sam±...
~~**~~
Impuls.
Kruche s³owa. Kruche s³owa, które zarazem tak wiele znaczy³y... Dla trzech osób. Trzech osób w jednym ciele... Kolejne, ulotne zreszt±, s³owa. A jednak pozwoli³y jej unie¶æ twarzyczkê. Wraz z grzeczniutkim, pokornym u¶miechem, który na niej wykwit³, pozwoli³y bia³ow³osej momentalnie zmieniæ pozycjê, przysun±æ siê ku ch³opakowi...
-Ka¿d±... - wyszepta³a, rêkami opieraj±c siê o ³ó¿ku, tworz±c swym cia³em co¶ na wzór mostu. -Ka¿d±... - powtórzy³a, przymykaj±c oczy, patrz±c na dziedzica Uchiha spod czarnych rzês... To by³ wrêcz tik, obrany w ³adny g³os... !
-Ka¿d±? - po raz ostatni wymówi³a ju¿ to s³owo, tym razem wyra¼nie "zagaduj±c". Retorycznie jednak, co mo¿na by³o wywnioskowaæ po fakcie, ¿e zaraz nast±pi³o ¿±danie. Jak¿e ¶mieszne... Jak¿e dzieciêce... Jak¿e niewinne na pozór, a grzeszne zarazem...
-Poca³uj mnie wiêc...
~~**~~
¦miech, spowodowany impulsem.
¦mia³a siê delikatnym, ³agodnym, lecz donios³ym ¶miechem. Tym razem nie powstrzymywa³a siê nawet chwilê przed nag³± weso³o¶ci±. Spowodowan±... Rzecz± nieokre¶lon±. Rzec wolno, i¿ wieloma czynnikami... Mo¿e tym, co ujrza³a? Kto¶ by powiedzia³, ¿e siê zawiod³a. ¯e liczy³a na co¶ innego. Acz na co? Na co ona tak naprawdê liczy³a? Mog³a byæ w¶ciek³a, a wcale by tego nie zauwa¿y³. Mog³a byæ szczê¶liwa, a roniæ ³zê za ³z±. A teraz siê... ¦mia³a! G³o¶no, przera¼liwie coraz bardziej! Jakby mia³a z czego!
A nie mia³a.
Subtelnym, lecz zdecydowanym ruchem cofnê³a d³oñ, ze¶lizguj±c siê na pod³ogê, stawiaj±c na niej pierwsze kroki bosymi stopami. Dziwaczny, szaleñczy wrêcz odg³os powoli zostawa³ st³umionym... Stoj±c po prostu, delektuj±c siê tward± powierzchni±, obrócona plecami do m³odziana, wydawa³a siê na co¶ oczekiwaæ. A mo¿e tylko têczówkami bada³a przypuszczalne drogi, które mog³a teraz obraæ, i pozostawa³a w zamy¶leniu... ?
~~*~~
Lekko drgnê³a, powoli, mozolnie wrêcz przekrêcaj±c g³owê, a i tak wzroku swego nie ukierunkowuj±c na... Atsui'ego. Zreszt±, kosztowa³oby j± to sporo wysi³ku. By znów na niego spojrzeæ... Mimo do¶æ niekomfortowego poczucia, dalej lekko rozbawiona w³asnymi my¶lami, w³asn± g³upot±, pe³nym tonem zaprzeczy³a: -Nie... - dodaj±c natychmiast, zarazem prostuj±c w³asne zdania - ...mam ich jeszcze kilka...
Kilka... Kilka, a mo¿e kilkana¶cie? Nie sprecyzowa³a. Przypuszczalnie by³o ich... Sporo. Sporawo. Czy móg³ je "spe³niæ", wype³niæ, zaspokoiæ, rzecz ju¿ inna. Ach, czy¿by nawet chcia³? Po tym ataku ¶miechu? Powinna siê speszyæ. I tak siê te¿ sta³o. Rado¶æ gwa³townie z niej wyparowa³a, pozostawiaj±c such± skorupkê. Zdoln± zapytaæ siê o jeszcze jedn±, istotn± rzecz...
-Atsui-dono... - zaczê³a, w chwili otrze¼wienia umys³u, a zarazem dobrze zdaj±c sobie sprawê ze swego wcze¶niejszego zachowania - ...jak to jest... Przebywaæ w mojej obecno¶ci?
~~*~~
Jedno s³owo odbi³o siê o ¶ciany, nie tworz±c jednak echa. Choæ mo¿e... ? Kto wie? U¶miech odwzajemniony zosta³ u¶miechem. Z jej strony. Bladym i niewyra¼nym.
-Dziêkujê... - wymamrota³a, niby po czê¶ci rozumiej±c t± krótk± odpowied¼, jednak¿e boj±c siê j± zaakceptowaæ do koñca. Kilka kroków wprost, w stronê kominka, by znalaz³a siê w miejscu, które niedawno opu¶ci³a. Fotel. Du¿y, potê¿ny fotel. Jak najwygodniej siê na nim uk³adaj±c, zamieniaj±c siê w jednolit± bia³± powierzchniê, ponownie przymknê³a oczy. Nie, wcale nie mia³a zamiaru odp³yn±æ w krainê marzeñ sennych, choæ i na to wygl±da³o! Wrêcz przeciwnie. Intensywnie my¶la³a. Logika, odstawiona jeszcze przed chwil± na bok, teraz cieszyæ siê mog³a jej uznaniem. Logiczne fakty, logiczne zestawienia, logiczne intencje, logiczne dzia³ania, logiczna ona, logiczny on... Nie. To wszystko by³o do tej pory zbyt irracjonalne, by teraz przyj±æ wszystko w inny sposób... W sposób w³a¶ciwy.
~~**~~
Znów. Znów co¶ zrobi³a, czego zrobiæ nie chcia³a i o czego zrobieniu - przez siebie sam±, ha! - nawet nie wiedzia³a. A do tego nie potrafi³a znale¼æ dla siebie miejsca w¶ród at³asu fotela. Delikatne wierzgniêcie, i znów stanê³a. Oblicze, zerkaj±ce ku Atsui'emu, prezentowa³o niezadowolenie. G³êbokie i dosadne. Obrzuci³a przedmiot znienawidzonym wzrokiem, gani±c go za brak dostosowania siê do jej osoby, które wcze¶niej przecie¿ zaistnia³o, sukniê zbieraj±c za¶ momentalnie w fa³dy.
Balkon, wci±¿ otwarty, kusi³ ¶wie¿o¶ci± powietrza, ponêtnym wichrem, zapachami, ³un± s³oneczn±, ciep³em... Machinalnie, wraz ze sw± teatraln± poz±, ruszy³a w stronê drzwiczek na "podest zawieszony nad ziemi±". Stanê³a w ich progach. W ich framugach. Patrz±c na zewn±trz, na kamienny ¶wiat, mia³a dziwne wra¿enie, i¿ on powoli upada. Rozsypuj±ce siê budyneczki, smutek na twarzach ludzi... A ona? Ona jeszcze niedawno chcia³a siê temu przyczyniæ. Zadziwiaj±ce, jak sytuacja potrafi siê zmieniæ w ci±gu kilku dni, nieprawda¿, czytaj±cy...?
Delikatnie wpadaj±ce do pomieszczenia promyki ¶wiat³a, bardzo pozytywnie nastawia³y m³odego Uchiha. Wraz ze spadkiem napiêcia, poczu³ siê on bardzo rozlu¼niony, a sk±pany w ¶wietle wdzieraj±cych siê do pomieszczenia promyczków, doszed³ do ostatecznego wniosku i¿ czarny, po¿ywny p³yn, kulturalnie i umownie zwany "kaw±", oka¿e siê zbêdny. Koj±co zadzia³a³ równie¿ widok niesfornej Sakue, która zgramoli³a siê z fotela, po czym obrzuci³a ca³y, z pewno¶ci± winny ¶wiat, oburzon± min±. Ca³a czynno¶æ, spowodowa³a a Atsui'a, weso³e parskniêcie powi±zane ze wzruszeniem ramionami. Nastêpnie, czy te¿ z racji znudzenia i braku innych zajêæ, czy mo¿e fascynacji, kontemplowa³ uwa¿nie jej czyny, tym bardziej i¿ równie¿ i ona stanê³a we framudze, topi±c siê beznamiêtnie gdzie¶ w widoku. Ten owszem, móg³ siê podobaæ, lecz jednak nie by³ na tyle spektakularny aby zatopiæ siê w nim na tak d³ugo. Przez chwilê postanowi³ nie przerywaæ, tego intryguj±cego momentu, licz±c byæ i mo¿e na uwiecznienie go. Niestety, po krótkiej chwili, ludzka cecha, pierwszy stopieñ do piek³a, jak¿e zgubna ciekawo¶æ, pchnê³a go do przodu. Staraj±c siê nie przerwaæ tego dziwnego transu, wrêcz koj±cym tonem g³osu, zapyta³:-" Królestwo, za Twe my¶li..."- co jak¿e by³o do Niego niepodobne! Interesowaæ siê, wnikaæ w czyje¶ osobiste przemy¶lenia, jakby nie posiada³ do¶æ i w³asnych. Tak czy owak, chyba rzeczywi¶cie zdawa³ siê czekaæ na odpowied¼...
Zawiesi³a wzrok, prowadz±c go gdzie¶ w bok, gdzie¶ daleko, daleko w bok... Nie by³ on jednak smutny, ni radosny, raczej wyra¿a³ g³êbokie zamy¶lenie dziewczynki, dziewczyny, kobiet± jej nazwaæ bym nie mog³a. Chwila ciszy, przerwana g³êbokim i dosadnym westchniêciem, skomentowaniem zaokiennych pejza¿y...
-Wspominam... - zawaha³a siê, by znów, wzdychaj±c, dodaæ - ...me plany co do... Tego miejsca.
Jak¿e dosadnie powiedziane! Plany. Wyd¼wiêk niby neutralny, a jednak pod¶wiadomo¶æ mówi³a o czym¶... Zupe³nie innym. Zreszt±, tak czy siak nie doda³aby nic wiêcej. Po prostu, tak jakby, zabrak³o jej g³osu w gardle... Z otwartymi ustami, w nieokre¶lonym stanie, wspomina³a dalej, nie wy³±czaj±c jednak na ¿aden konkretny tor, pozwalaj±c swym my¶lom byæ... Wolnymi...
-To takie... - mruknê³a, niby kontynuuj±c - ...nieprzyjemne uczucie...
S³ysz±c odpowied¼, niepewnie zamilk³. Có¿, mo¿e rzeczywi¶cie nie powinien pytaæ o cudze my¶li? A nawet je¶li, to chocia¿ w czê¶ci wypada³oby byæ gotowym na ich formê. Hiei wyra¼nie nie by³. Na chwilê znieruchomia³, zastyg³ znów jak kamieñ, niepewnie staraj±c siê potwierdziæ to co w³a¶nie niefortunnie us³ysza³:-"P...Plany?"- po czym prze³kn±³ ¶linê, wymuszaj±c na Sobie powrót do pozornej normalno¶ci. Uczyni³ to przez parskniêcie, pozwalaj±c aby przez moment powietrze zape³ni³a cisza. Nastêpnie do¶æ reprezentacyjnie wzruszy³ ramionami, po czym z w³a¶ciwym Sobie cynizmem skomentowa³ ca³± zaistnia³± sytuacjê:-" A to nieprzyjemne uczucie poniewa¿... plany nie odnios³y skutku?"- dope³niaj±c wszystko jak¿e ironicznym u¶miechem. Jednak patrz±c to raz na stoj±c± w oknie osóbkê, raz na ciekawi±cy j± widok, mo¿na by stwierdziæ i¿ przybra³ minê, nawet niezadowolon±. Czym? Zaskoczeniem? Trosk±, o to jak¿e nieistotne miejsce? Nie, skromnym faktem, i¿ takie w³a¶nie wspomnienia, podczas wakacji nie by³y mile widziane. Jednak nic z tym nie zrobi, nie mo¿na przecie¿ nikomu odebraæ wspomnieñ, prawda?
Suchy cynizm, krytycyzm, z³o¶liwo¶æ. Prychniêcie. G³uchy sygna³... Zacisnê³a zêby, by po chwili beznamiêtnym g³osem, niby niewzruszona, stwierdziæ, uci±æ krótko rozmowê... -Odpowiedzia³e¶ sam sobie.
Krok do przodu, by bosymi stópkami stan±æ na marmurze, pozwoliæ sukni sun±æ po kamieniu... Pochyli³a siê, wychyli³a lekko za zabezpieczenie, patrz±c w dó³, licz±c piêtra, coraz bardziej pozwalaj±c na zawroty g³owy... Mocno zmru¿y³a oczy, palce zamykaj±c wrêcz cholerycznie, nerwowo, na barierce, tr±c o jej powierzchniê paznokciami, szyjê wyci±gaj±c w przód, tam jeszcze, w dó³, kieruj±c sw± uwagê... S³oñce, przyjemne, stawaæ zaczê³o teraz coraz bardziej na linii zenitu, rani±c...
Znowu to zrobi³a! Umy¶lnie czy te¿ nie, zosta³a mu odebrana jakakolwiek szansa dokoñczenia b±d¼ rozwiniêcia w±tku. Tym razem jednak, postanowi³ zostawiæ to dla Siebie, wydobywaj±c z Siebie niewielki jêk, sykniêcie. Nastêpnie uniós³ wysoko g³owê, odchylaj±c j± do ty³u i opieraj±c na framudze. Rêce, w akcie niewyra¿onej irytacji, splot³y siê gdzie¶ na wysoko¶ci klatki piersiowej, a wzrok zwróci³ siê gdzie¶ w okolicê bezchmurnego nieba, ozdobionego tylko jedn± widoczn± gwiazd±. Postanowi³ pozostaæ tutaj, w samym przeci±gu, delektuj±c siê ¶wie¿ymi i rze¶kimi uderzeniami powietrza. Dzienny widok, nie dorównywa³ temu nocnemu, oraz ogólnie bêd±c niewiele fascynuj±cym nie przyku³ Jego uwagi. Czê¶ciowo, choæ i równie¿ trochê niechcianie uczyni³a to sama Sakure, igraj±c na pograniczu balkonu. W odwecie, jedynie zacisn±³ z±bki, udaj±c i¿ wcale, a wcale tego nie widzi.
Momentalnie cofnê³a siê, rozmasowuj±c skronie. Blask, odbijaj±cy siê w oczach, uderza³ w nie z si³± rozpêdzonego tira. Wrêcz zakrêci³o jej siê w g³owie... Ach, có¿ za ironia losu. Z tak blad± cer± mog³a spokojnie awansowaæ na przydro¿nego wampira, a teraz jeszcze ten ból, niby efekt wystawienia siê na pastwê promieni... Chc±c nie chc±c, odwróci³a siê, by unikn±æ kolejnego spojrzenia s³oñca, jak na z³o¶æ wschodz±cego akurat od strony okiennic tego¿ miejsca...
Dalej trzymaj±c palce u nasady nosa, bezmy¶lnie prawie ¿e ocenia³a pó³mrok w ¶rodku apartamentu i porównuj±c go z brzaskiem na zewn±trz, jakby nie mog±c siê zdecydowaæ, czy lepsza jest obecno¶æ rani±cych promieni, czy te¿ z³o¶liwca w personie Atsui'ego...
Ani te¿ kilka niewielkich radiacji wysy³anych przez t± ogromn± kulê ciep³a, zwan± "S³oñcem", ani te¿ ruch powietrza wcale nie wp³yn±³ koj±co na Jego samopoczucie. Wcale te¿ nie podsyca³ jego nie tyle gniewu, gdy¿ to stanowczo jest zbyt ostre, mocne, oraz w ogóle nie³adne s³owo, o ile irytacji czy poddenerwowania. By³y po prostu neutralne, nieistotne, w tego jego malutkim teatrzyku jak¿e dziecinnych emocji. Widz±c i¿ Sakue, wykona³a krok w ty³, nieco siê uspokoi³, w dalszym jednak ci±gu ewentualne ewentualno¶ci dzia³a³y na Niego dra¿ni±co. Dlatego te¿ postanowi³ Jej owe miejsce, zgrabnie obrzydziæ. O tak, w niewielkim akcie s³odkiej zemsty. Odpychaj±c siê bez u¿ycia r±k, od framugi, samemu podszed³ do barierki wpierw odwa¿nie siê na niej opieraj±c, jakby chc±c sprawdziæ wytrzyma³o¶æ, po czym jednym susem... j± przeskoczy³, usadawiaj±c siê na Niej. A Autor? Nawet nie mo¿e znale¼æ s³ów, jak dziecinnie musia³ wygl±daæ, kiedy to "ma³y" Uchiha, macha³ nó¿kami w powietrzu...
Ocknê³a siê. Znów, k±tem oka, jakby nie by³o to dla niej do¶æ ciekawe, obserwowa³a "poczynania" dziedzica Czerwonych Ocz±t, staraj±c siê jednak, by by³a to rzecz jak najmniej zauwa¿ona, niewidoczna wrêcz. Jak¿e z³o¶liwe, niemi³e, pod³e z jego strony by³o przerwaæ jej trans, jak¿e by³ z³o¶liwy, niemi³y, pod³y! Mog³a siê oburzyæ, marszcz±c brwi. Mog³a wydaæ ciêt± odpowied¼, pierwsz± ostr± od do¶æ dawnego czasu. Mog³a wej¶æ do ¶rodka, nic sobie z jego osoby nie czyni±c.
Jednak¿e... Jednak¿e delikatnie przekrzywiaj±c g³owê, spojrza³a za siebie, obrzucaj±c ni to Hiei'a ni to Atsui'ego znudzonym, a przynajmniej na pocz±tku takowym, "tonem" têczówek. Na pocz±tku, niby na pozór, bowiem widz±c tak dziecinny gest, nie mog³a powstrzymaæ siê od nik³ego, serdecznego jednak u¶miechu...
I ten skromny u¶miech, równie¿ nie uszed³ niezauwa¿ony. Mimo ca³ego, rzec by mo¿na "Focha", bia³± niewiastê obserwowa³o znacznie wiêcej ni¼li k±cik oka. Oby³o siê jednak bez ciep³ej reakcji w postaci szerokiego u¶miechu. Prawdê powiedziawszy, jedyn± reakcj± by³o wpierw odwrócenie g³owy w przeciwn± stronê, wysoko w górê, jakby jak najdalej. Po tym jednorazowym ge¶cie, przepe³niona dzieciêcym tchnieniem g³ówka, wróci³a na swoj± nominaln± pozycjê, powoduj±c i¿ Hiei w dalszym ci±gu... wpatrywa³ siê w swoje dyndaj±ce buciki. I jak¿e uroczo, musia³y siê przedstawiaæ dwa malutkie trzewiczki, na tle kilku...kilkunastu, mo¿e nawet kilkuset metrowej przepa¶ci, na dole wype³nionej ró¿nokolorowymi ludzikami. Zjawisko o tyle dziwne, i¿ jeszcze wczoraj, jeszcze tej nocy, ta przegródka, bo tak wygl±da³a z tej wysoko¶ci, wygl±da³a na niezwykle pust±. I tak te¿ pozosta³, dzielnie i uparcie walcz±c o Swoje. Ha!
U¶miech pozosta³ na jej ustach, jeszcze chwilê, by ust±piæ miejsca s³owom, jakby wypowiedzianym z wymuszenia, z pewno¶ci± jednak przygotowanych odpowiednio, przemy¶lanych... Albo i nie. -Tutaj jest... Zbyt spokojnie - ni stwierdzi³a, ni powiedzia³a ot tak sobie, ni zapyta³a. Marszcz±c nos, wch³onê³a nieco zapachów, dochodz±cych z do³u, jak±¶ woñ kwiatów, sprowadzonych z pewno¶ci± z daleka... Przecie¿, na takiej wysoczy¼nie, na takich kamieniach, ma³o co mog³o rosn±æ z ozdóbek, którymi szczyci³y siê ogrody Konohy... Zapach ten przypomnia³ jej ów dom, porzucony. Dom, do którego za nic nie mia³a zamiaru wracaæ. W my¶lach poprawi³a siê machinalnie. Ona? Ona by³a Sakue. Tanuki... Gdzie¶ odp³ynê³a. Tego nale¿a³o siê trzymaæ. Lecz czy potrafi³a? Mo¿e powinna w tym sobie samej jako¶... Pomóc... ?
Na d¼wiêk jakichkolwiek s³ów, Atsui sowicie, wygodnie oraz naprawdê szeroko przeci±gn±³ siê, cudem zachowuj±c tylko pozorn± równowagê. Odrobina ryzyka, sprowokowa³a te¿ niewielki u¶miech, taki szczery, wrêcz g³upawy. Nie wyjawi³ równie¿ Swej pierwszej my¶li. Nie wypada³o przecie¿ nikomu zdradziæ i¿ to miejsce, zreszt± jak ka¿de inne na tym padole, mo¿e polec pod gradami lodowych od³amków czy apokaliptycznych ognistych kul. To by³o a¿ zbyt oczywiste. Wci±¿ nie odwracaj±c g³owy, po czê¶ci skomentowa³, po czê¶ci stara³ siê utrzymaæ umieraj±cy dialog:-" Zbyt spokojne... mam rozumieæ, nudne?"- po czym pokiwa³ znacz±co g³ow±, co mia³o oznaczaæ wyci±gniêcie prawdopodobnie ju¿ ostatecznych wniosków. Nastêpnie, jakby dalej badaj±c towarzyszkê, stara³ siê niezwykle zwiê¼le zapytaæ o jej preferencjê, wspomniane ju¿ zachcianki, mo¿e pragnienia. I owszem, uda³o Mu siê zamkn±æ to wszystko w jednym skromnym i niewinnym pytaniu:-"Sugestie?"- wypowiedziane delikatnym, choæ i mo¿e nieco dociekliwym tonem, poszukuj±cym czego¶ na wzór z³udnej nadziei.
Machinalnie, teatralnie przekrêci³a g³owê, by, s³ysz±c pierwsze s³owa odpowiedzi, wtr±ciæ swoje krótkie...
-Nie - ...swoje "krótkie" zaprzeczenie z w³a¶ciw± jakiemu¶ wyimaginowanemu stanowi, który teraz postanowi³a przyj±æ, obojêtno¶ci±. -Po prostu zbyt spokojne.
Krótkie, acz wypowiedzi± sw±, osch³± i ogólnie niesromotn±, poczu³a siê usatysfakcjonowana. Przynajmniej na tyle, aby wysiliæ sw± nêdzn±, ostatnimi czasy wyj±tkowo ograniczon± wyobra¼niê, nik³e zal±¿ki umys³u, i móc dodaæ:
-Za¶ je¶li chodzi o pomys³y... Jest pewne miejsce, w którym wyj±tkowo dawno nie by³am... Mianowicie - wstrzyma³a na chwilê oddech - Wioska wszelkiej broni, orê¿a, lecz tak¿e spokoju... Tetsu no Kuni.
Chocia¿ i pokiwa³ g³ow±, to i tak podjêta wcze¶niej decyzja, nie pozwoli³a Mu nie tyle uwierzyæ, co przyj±æ takowy fakt do wiadomo¶ci. Mo¿na wrêcz powiedzieæ, i¿ psychicznie wypar³ nawet tak± mo¿liwo¶æ, jakby chcia³ powiedzieæ "Nudne i kropka!". Nastêpnie spojrza³ wyczekuj±c interesuj±cej sugestii, któr± okaza³o siê byæ jeszcze bardziej skryte i niedostêpne Tetsu no Kuni. Przygryzaj±c wargê, niemal¿e bezd¼wiêcznie powtórzy³ nazwê tego miejsca, co spowodowa³o nieoczekiwany i niechciany powrót wspomnieñ. Mo¿e i niechc±cy znów odwróci³ g³owê, spogl±daj±c tym razem ju¿ nie na Swoje obuwie, lecz gdzie¶ tam daleko w dó³. Przez lu¼no opad³e w³osy, niemo¿na by³o dostrzec beznamiêtnie martwych oczu, przegl±daj±cych ju¿ nie tyle widok, zarejestrowany przez ¼renice, co kilka obrazów widzianych ju¿ wcze¶niej. Przesz³o¶æ, jakakolwiek by ona nie by³a, z³a, mroczna, cukierkowa czy czaruj±ca, i tak zostanie Jego w³asn± i Tylko Jego. Dlaczego jednak, niektóre wydarzenia, mimo i¿ spe³nione, zajê³y go a¿ tak bardzo, i¿ nie udzieli³ ¿adnej odpowiedzi?
G³ucha cisza. Niczym w jakim¶ borze, zasysaj±cym wszelkie d¼wiêki lub wrêcz przeciwnie - oddaj±cym je z niespodziewan± precyzj± w formie echa, odbijaj±cego siê od drzew i kr±¿±cego wokó³ zielonych zaro¶li, gdzie nawet wiatr swym dudnieniem nie siêga... G³ucha cisza. Czy niepokoj±ca? Nie zmartwi³a siê, nie okaza³a najmniejszego uczucia. Zastyg³a w portretowej pozie, nie ruszaj±c siê, nawet nie mrugaj±c okiem. G³ucha cisza. G³ucha cisza przynosi³a ze sob± wiele informacji, wiele skojarzeñ. Z pewno¶ci± rozmy¶la³, tego mog³a byæ pewna. Szykowa³ odpowied¼, co¶ mu j± utrudni³o? Mo¿e jakie¶ s³owo, niew³a¶ciwe, wyp³ynê³o z jej ust, wprowadzaj±c go w trans?
A mo¿e stwierdzi³, i¿ odpowied¼ nie jest tu wymagana? Moment zastanowienia. Jakby bicia siê ze sam± sob±, stawiania wszystkich za i przeciw. A pó¼niej, bezg³o¶nie wrêcz wypowiadaj±c jego imiê, w jakiej¶ straszliwej, trwo¿nej formie, z braku zaufania do w³asnych ust zaakcentowa³a, nag³o¶ni³a zaledwie przyrostek, koñcówkê...
-...-dono... ?
Zapominaj±c o ca³ym realnym ¶wiecie, nawet nie wiedz±c jak d³ugo b³±dzi³ gdzie¶ w¶ród wspomnieñ. Tetsu no Kuni, pierwsze miejsce w którym...- z zamy¶lenia wyrwa³ go inny d¼wiêk, wydobywaj±cy siê chyba z samej jamy brzusznej. Pierwsza reakcj±, niekontrolowan±, by³ obrót i pojedynczy st³umiony jêk, st³umione:-"Uhm?"-, dok³adnie takie jakie powinno byæ w reakcji na w³asne imiê czy przydomek. Nastêpnie odrobinê zmieszany, i¿ w ogóle pozwoli³ Sobie odp³yn±æ w tak dalek± podró¿, szeroko, uprzejmie, lecz poniek±d i fa³szywie siê u¶miechn±³, równocze¶nie mrugaj±c potwierdzi³ swoj± obecno¶æ:-" Dobrze, udamy siê wiêc do... Tetsu no Kuni"- s³owa pe³ne przekonania, jak i uczciwo¶ci samych intencji. S³owa, które po raz kolejny wypowiedziane, wprawi³y Go w poniek±d hipnozê, tym razem jednak bardziej rozdrapuj±c stare rany ni¼li tworz±c nowe. A to by³ stan, które tym bardziej powinien unikaæ, delikatnie balansuj±c nad... przepa¶ci±?
Kiwniêcie g³ow±, w powierzchownym zrozumieniu, przytakniêciu responsowi, który "wreszcie" otrzyma³a... Nie wymaga³ odpowiedzi. Zreszt±, có¿ mog³aby powiedzieæ? Mo¿e przypadkowo ponownie by urwa³a jego monolog, mo¿e znów zrobi³aby co¶ nieodpowiedniego? Znów chowaj±c twarz przed promieniami s³onecznymi, powoli przekroczy³a granice ram drzwi, by wsun±æ siê w cieñ pomieszczenia, w jego ch³ód, wype³niony pojedynczymi mozaikami, tworzonymi przed kurz, drobinki powietrza, unosz±ce siê, a filtrowane niby o¶wietlane przez nik³e promienie, wdzieraj±ce siê przez nieszczeln± ju¿, niestety, kotarê zas³on, ¶wietli¶cie i przyjemnie jedwabnych w dotyku...
Jeszcze raz, jakby ukochaj±c sobie to miejsce, z³o¿y³a swe cia³ko w wielkim, at³asowym fotelu, têpo wpatruj±c siê w kominek, w my¶lach odliczaj±c ziarenka piasku, przesypuj±ce siê przez klepsydrê nico¶ci... Nie ¶pieszy³o siê jej nigdzie, nie mia³a siê bowiem ¶pieszyæ ju¿ dla kogo.
Otoczka wspomnieñ. I zwi±zane z ni± niewyt³umaczalne, otulaj±ce ciep³o. Nieporównywalne, dalece subiektywne. Dla jednych niczym ciep³a pierzynka, przyjemne nakrycie, dla innych niczym ¿ywy ogieñ, czy te¿ wrêcz roz¿arzony wêgiel na z³o¶æ przyk³adany do skóry. W którym rodzaju wspomnieñ, p³ywa³... p³ywa³ Atsui?- bo przecie¿, Hiei... chyba nawet nie mia³ przesz³o¶ci. Nie wiadomo. Równie¿, niejawne by³o jak d³ugo to czyni³, lecz wystarczaj±co trwale w czasie, aby po "przebudzeniu", twardym powrocie do rzeczywisto¶ci... nie zastaæ nikogo. Odrobinka rzeczywistej samotno¶ci. Po ostatnich wydarzeniach, jak¿e krepuj±ce uczucie. A mo¿e po prostu... równie¿... nietypowe? Negatywne z pewno¶ci± by³y jednak Jego przyczyny. Czy¿by okaza³ siê na tyle nudny i niegrzeczny, i¿ Sakue postanowi³a opu¶ciæ werandê? Mo¿e nawet, wypada³oby przeprosiæ za ten skromny moment zapomnienia? Albo wrêcz przeciwnie, usilnie zabawiaæ damê swym towarzystwem? Mo¿e... ale jeszcze na pewno nie teraz. Po¶piech by³ niewskazany. A ta chwila, powinna trwaæ tak d³ugo, jak d³ugo zagubiony bohater, jej ca³kowicie nie zrozumie...