ďťż

grueneberg

3.11.2007
Super Express

http://www.se.com.pl/se/i...ticle_id=171361

Mirek, wzywa cię świat
Fani zespołu Universe nie mogą uwierzyć w tę tragiczną śmierć

Na miejsce śmierci muzyk wybrał klatkę schodową przed własnym mieszkaniem

W pożegnalnym liście nie napisał, dlaczego to zrobił. Przeprasza tylko rodzinę, że musiał ją zostawić.

Mirek Breguła, lider zespołu Universe, nie żyje. Powiesił się na klatce schodowej przed drzwiami swojego mieszkania. Miał 43 lata. Noc z czwartku na piątek. Dochodzi godzina 3. Mirosław Breguła cicho otwiera drzwi swojego mieszkania. Niczym skazaniec wypala ostatniego papierosa. Zaciska pasek od spodni na szyi, drugi koniec wiąże na rurce gazowej nad drzwiami. Nikt nie słyszy, kiedy wydaje ostatnie tchnienie.

Ciało gwiazdora muzyki disco znajduje kilka godzin później sąsiad, który wracał z nocnej zmiany do domu. Na ratunek jest już za późno.

Spotka się z Lennonem
Rodzina i przyjaciele są wstrząśnięci nagłą śmiercią Mirka.

- Zawsze tyle mówił o Johnie Lennonie, to był jego idol - mówi łamiącym się głosem Grażyna Leszczyńska (50 l.), jedna ze znajomych Mirka. - Myślę, że nareszcie się spotkali. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że to się stało. W czwartek w nocy rozmawialiśmy. Mirek był wyjątkowo pogodny, uśmiechnięty - dodaje pani Grażyna.

Lider Universe zostawił pożegnany list. Przeprasza w nim wszystkich bliskich - obecną partnerkę, ale także żonę i dwóch synów. Jednak powodów tragicznej decyzji nie tłumaczy.

Znajomi podejrzewają, że Breguła zabił się z powodu choroby. Rok temu wykryto u niego narośl na krtani.

- Przez ostatni sezon zastępowałem Mirka na scenie, bo coraz trudniej było mu śpiewać - potwierdza Henryk Czich, współzałożyciel Universe. - Mówił, żebyśmy się o niego nie martwili, bo to nie jest rak. Teraz, gdy o tym pomyślę, to pewien nie jestem. Mirek był bardzo skryty.

Jego przyjaciółka twierdzi, że choroba Mirka była jednak o wiele poważniejsza.

- Miał nowotwór gardła - mówi Grażyna Leszczyńska.

Ostatni koncert
Breguła ostatni raz wystąpił dla publiczności w niedzielę. Grał w chorzowskim Teatrze Rozrywki. Po koncercie zebrał gromkie brawa.

- Wyglądał na szczęśliwego, nie było po nim widać, żeby coś go trapiło - mówi załamanym głosem Ryszard Sadłoń, kolega Mirka, który organizował koncert. - Mieliśmy jeszcze tyle planów. Wszystko przepadło...

Rozgoryczeni są także członkowie grupy Mirka.

- Przygotowywaliśmy już kolejne koncerty, mieliśmy zagrać w Opolu - kręci głową Henryk Czich. - A tymczasem przyjdzie nam zagrać nie tylko bez Mirka, ale już w hołdzie dla niego.

Był zakochany w Beatlesach
Mirosław Breguła - ( 43 l.) razem z Henrykiem Czichem założył w 1981 r. zespół muzyczny. Wokalista był tak zafascynowany Beatlesami, że nazwał go Universe (od kompozycji Lennona i McCartneya "Across the Universe"). Nagrał nawet piosenkę "Mr. Lennon", która z miejsca stała się jednym z największych przebojów grupy.

Breguła ma na koncie 11 płyt i wiele przebojów, m.in. "W taką ciszę", "Tacy byliśmy" i piosenkę w duecie z Beatą Kozidrak "Tyle chciałem ci dać".


http://www.netsprint.pl/s...u%C5%82a&rpp=20
http://tychy.naszemiasto.pl/wydarzenia/785599.html

Mirek Breguła z zespołu Universe nie żyje

W poezji pokazywał siebie i własne przeżycia. Twórczość Mirka Breguły była przesycona nostalgią - pisze Teresa Semik.

W zaduszkową noc Mirek Breguła z zespołu Universe odebrał sobie życie, zostawiając pożegnalny list. Kto Go znał, wie, w jak strasznej musiał być rozpaczy, by nagle porzucić to, co było sensem jego trwania - miłość, muzyka, marzenia. Żył zaledwie 43 lata.

Najwięcej szczęścia przyniosła mu piosenka "Mr. Lennon" o eksbeatlesie i jego przedwczesnej śmierci. "Skąd więc brać wiarę w lepsze dni/ Kto wie/ Czy warto dalej żyć?" Johnny, czy mam tu zostać sam, nie!" - śpiewał przez 26 lat tym samym przejmującym głosem, a jego twórczość była oazą spokoju i nostalgii.

- Nic nie zapowiadało takiego nieszczęścia! Mieliśmy tyle planów - mówi rozżalony Henryk Czich, który od 1981 roku tworzył z nim niepowtarzalny duet. - Byliśmy znów na prostej, zespół odzyskał brzmienie i wydawało się, że zaczniemy zdobywać góry, a tu taki dramat. Jeszcze kilka dni temu namawiałem Go, by wziął udział w mszy dla chorych, za uzdrowienie.

Mirek miał kłopoty z kolanem i ból był dokuczliwy. Tydzień temu wyznaczono mu termin operacji, ale nie dotarł na czas jakiś specjalista i zabieg przesunięto na inny termin. - Gdyby wszystko działo się zgodnie z planem, pewnie teraz przechodziłby rekonwalescencję w szpitalu i żył. Gdyby... - spekulują jego przyjaciele. Ostatnio śpiewał z trudem z powodu dolegliwości gardła, ale czy Mirek mógł się przestraszyć choroby? Henryk Brumer, animator życia muzycznego na Śląsku, nie chce w to wierzyć. - Jeszcze w tym roku planowaliśmy dwa koncerty zespołu w Rudzie Śląskiej. Mówiliśmy o specjalnym wieczorze z kolędami.

Gdy po raz pierwszy z Heńkiem Czichem przyjechali na opolski festiwal, musieli pokazywać dowody osobiste, udowadniając, że faktycznie są muzykami, a nie małolatami, które chcą wkręcić się na lewo do amfiteatru. Był rok 1983. Poznali się dwa lata wcześniej w katowickim Studiu Piosenki w nieistniejącym już klubie przy ul. Pocztowej. Zadebiutowali w chorzowskim klubie "Kuźnik" w 1982 roku. Chwilę przed wejściem na scenę uświadomili sobie, że nawet nie ustalili nazwy zespołu. Mirek podpowiedział: Universe w nawiązaniu do piosenki "Across the Universe" Beatlesów, których zawsze uwielbiał. "Mr. Lennon" to także efekt tej fascynacji. Nastrojowa piosenka utorowała im drogę do kariery. Muzykami zachwyciła się wówczas Katarzyna Gaertner i nie szczędziła publicznego uznania. Zespół szybko zdobywał uznanie szerokiej publiczności, wylansował "Blues na wpół do piątej rano", "Tacy byliśmy", zdobył nagrodę w systemie audiotele dla piosenki premierowej "Daj mi wreszcie święty spokój" (Opole 1992 rok). Z Beatą Kozidrak Mirek nagrał piękną piosenkę "Tyle chciałem ci dać".

- Od razu wiedzieliśmy, że to będzie wielki przebój. Mirek był bardzo twórczy, przyjemnie było z nim pracować - wspomina gwiazda zespołu Bajm. - Nie radził sobie tylko z problemami dnia codziennego.

Mirek był człowiekiem ogromnie wrażliwym i czułym. Nie potrafił przejść obojętnie koło żebraka, cierpiał na widok biednych i nieszczęśliwych dzieci, ale jednocześnie przerastały go chwile, kiedy powinien zachować się jak mężczyzna i być ojcem, mężem, menedżerem. Nie znalazł przewodnika. Uciekał przed kłopotami i rozterkami, a drogi tej ucieczki miały rozmaity charakter. Upadki przeżywał zawsze mocno. Potem piął się w górę, nagrywał kolejną płytę, by za jakiś czas znów stracić równowagę.

Był człowiekiem niezwykle wrażliwym. Teksty, które pisał, są bardzo osobiste, refleksyjne, mocno dotykają sfery duchowej. W poezji pokazywał siebie i własne przeżycia. "Chciałem siebie odnaleźć/ lecz nie ma mnie" - napisał w utworze "Tyle chciałem ci dać".

- Muszę jeszcze raz je uważnie przeczytać, na pewno zostawił nam jakieś wskazówki - mówi Heniek Czich.

Przemijanie, odchodzenie, śmierć często przewijają się w jego piosenkach. Dominuje nostalgia i refleksja. Choć łatwo wpadają w ucho, są bardziej do zadumy niż do podrygiwania. Jeden z internautów napisał, dzięki tej poezji zrozumiał, iż "czarne nie zawsze jest czarne, a białe nie zawsze lśni".

Na scenie Mirek był wyciszony i sentymentalny, na co dzień wydawał się być pogodny i radosny.

- Zapamiętałem go właśnie jako bardzo wesołego człowieka. Jak coś go rozbawiło, śmiał się na całe gardło - mówi Aleksander Trzaska z Klubu Masztalscy. - Przez blisko dziesięć lat razem pokonywaliśmy wspólne trasy koncertowe i w czasie drogi układali skojarzynki. Najbardziej mnie ubawiły te dotyczące konia: "końkordat, flakoń, końtrabas". Mirek miał głowę pełną pomysłów.

Kiedy zbliżały się lata transformacji i na rynku muzycznym było coraz trudniej, Mirek rzucił granie, bo przestało przynosić radość i pieniądze. Zaczął przerzucać paczki na poczcie, najmował się do różnych prac fizycznych, by zarobić na rodzinę. Czuł się do czegoś zobowiązany. Na kilka lat obydwaj muzycy zwolnili tempo, by oddać czas zabrany rodzinie. Henryk Czich doczekał się dwóch córek, Mirek Breguła - dwóch synów. Starszego Tomka uczył muzyki, zapraszał na scenę.

W przeddzień dwudziestej rocznicy śmierci eksbeatlesa w 2000 roku ukazała się dziesiąta płyta zespołu zatytułowana "Mr Lennon" z premierowymi piosenkami. Jego utwory zawsze utrzymane były w nurcie muzyki środka - pop, nastrojowe ballady i blues. Mirek dbał o swoje rozpoznawalne brzmienie nawiązujące do lat sześćdziesiątych.

Zespół zawsze kojarzono ze Śląskiem.

- Mirek opowiadał świetne kawały w gwarze. Ślązakiem był z krwi i kości - wspomina Janek "Kyks" Skrzek. - Najbardziej podobał mi się jego metaliczny głos - ostry i czysty. Szkoda chłopa.

Czuł się chorzowianinem i mieszkał w tym mieście. W 2001 roku, w swoje dwudziestolecie, duet Universe otrzymał nagrodę prezydenta Chorzowa.

- Niewiele jest na świecie zespołów takich jak nasz, które występują nieprzerwanie 20 lat, a żaden z muzyków nie nagrał solowej płyty - mówił Breguła w 2002 roku. - Wspólnie z Heńkiem ustaliliśmy, że taką płytę solową ja nagram.

Zatytułował ją przewrotnie: "Kto ci jeszcze wierzy" i zamieścił takie piosenki, jak: "Syn wyklęty", "Gdzie jest mój Bóg". Płyta nie przyniosła mu sukcesu rynkowego.

Zawsze podobał się kobietom. Strzelał zaczepnie oczami i uśmiechał się do nich szelmowsko. Po sukcesie piosenki nagranej z Beatą Kozidrak pragnął nagrać duety z innymi polskimi wokalistkami. Żadna firma fonograficzna nie przystała na tę propozycję. Zrażały go niepowodzenia. Czuł, że pozostaje coraz dalej na prowincji.

- Warszawa zawsze hołubiła tych, którzy o nią sami zabiegają, bywają w towarzystwie, są na miejscu - mówi Leszek Winder, gitarzysta rockowy z Chorzowa. - Mirek na pewno był rozżalony, że tak trudno mu się teraz do tej stolicy dobić. Szkoda człowieka, szkoda artysty.

Co dalej z zespołem Universe? Henryk Czich nie chce prorokować.

- W czerwcu w Częstochowie zagraliśmy bez Mirka, bo był w szpitalu. Na scenie stała tylko jego gitara akustyczna - wspomina Czich. - Fani byli rozżaleni i pytali: A gdzie jest Breguła?

Mirek był zaprzyjaźniony z naszą gazetą, chętnie dzielił się swoimi osiągnięciami. W czasie jednej z ostatnich rozmów powiedział:

- Cieszę się z każdej próby, z każdego koncertu. Choć po raz tysięczny śpiewam z publicznością "W taką ciszę", śpiewanie nadal sprawia mi radość.

"W taką ciszę wszystkie gwiazdy na niebie wyliczę,

Ciebie wołam, ale cisza i pustka dookoła".
"SWIAT I LUDZIE"-8.LISTOPADA.2007r.




http://miasta.gazeta.pl/k...19,4660768.html
http://tygodniki.press.pl...horzowianin.jpg

Wołanie przez ciszę

Samobójcza śmierć Mirosława Breguły wywołała szok. Kompozytor, wokalista, lider grupy Universe nie obnosił się ze swoimi kłopotami. Znajomi muzyka, jego koledzy z zespołu, podkreślają, że nic nie wskazywało na to, by miał się zdecydować na taki krok. Dziś, 7 listopada, o godz. 11.00 w kościele pw. św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym rozpoczną się uroczystości pogrzebowe tragicznie zmarłego artysty. Mirosław Breguła miał 43 lata.

Ciało muzyka znalazł nad ranem 2 listopada sąsiad wracający z nocnej zmiany do domu. Breguła powiesił się na klatce schodowej przed drzwiami swojego mieszkania, w jednej z kamienic przy chorzowskiej ul. Wandy, gdzie mieszkał od kilku lat. Pozostawił list pożegnalny, który przekazano prokuraturze, nie ujawniając publicznie treści. Jeszcze kilka dni wcześniej, 28 października, Mirek Breguła w dobrym humorze pojawił się na scenie Teatru Rozrywki. Jako gość zespołu "PIN" zaśpiewał wspólnie z Andrzejem Lampertem piosenkę "Niby bracia" z repertuaru Universe. Był na przepustce ze szpitala, gdzie czekała go operacja kolana. Mówiło się, że choruje na nowotwór krtani, media rozdmuchały sprawę jego problemów alkoholowych, uznając sprawę za temat bardziej chwytliwy, od znaczącego dorobku muzycznego.
Nie da się zaprzeczyć, że mimo iż piosenki Universe wiele razy święciły triumfy na listach przebojów, w licznych plebiscytach, a także na festiwalach, a zespół miał rzesze wiernych fanów, przebieg kariery grupy nie był do końca zgodny z ambicjami i oczekiwaniami Mirka. Dość przypomnieć, jak długo Universe musiało czekać na nagranie pierwszej płyty. Kolejnym poczynaniom zespołu brakowało właściwej promocji. Trudno było muzykom przebić się ze swoimi projektami, także solowy krążek Mirka "Kto Ci jeszcze wierzy?" z roku 2001 nie okazał się być wielkim sukcesem. A artystyczna dusza Mirosława Breguły była bardzo wrażliwa. "Za bardzo przejmuje się opiniami innych" - można znaleźć w charakterystyce artysty na oficjalnej stronie zespołu.
Czuł się chorzowianinem, tutaj się urodził, tu mieszkał, często można go było spotkać na ulicy czy w sklepie. Był w mieście lubiany i szanowany. W roku dwudziestolecia Universe (2001) grupa wyróżniona została nagrodą prezydenta miasta w dziedzinie kultury. Przez ten swój bardzo emocjonalny związek z Chorzowem Mirek nie chciał wyjeżdżać na stałe z miasta, nawet dla kariery. - Spędził trochę czasu w Kanadzie, współpracował z internetowym abcradio w Toronto, mógł tam zostać na stałe, ale kiedy tylko pojawiły się w kraju plany koncertowe Universe, natychmiast wrócił - wspomina Henryk Czich, współzałożyciel Universe. - Ponieważ Mirek przyznawał się do Chorzowa niemal na każdym kroku, a i ja nigdy nie wstydziłem się ani nie ukrywałem związków ze Śląskiem, mieliśmy poczucie, że niektóre rozgłośnie wstydzą się Universe, nie chcą puszczać naszych piosenek. A teraz, po śmierci Mirka, nagle okazało się, że można było nas grać nawet w największych rozgłośniach - zauważa z żalem.
Universe miało bogate plany na przyszłość, zespół szykował się do świętowania z niewielkim poślizgiem, swojego ćwierćwiecza. Teraz muzycy myślą tylko, jak godnie upamiętnić postać Mirosława Breguły.
2 listopada, wkrótce po tym, jak pojawiły się pierwsze informacje o śmierci muzyka, w księdze gości na oficjalnej stronie internetowej Universe zaczęło w zawrotnym tempie przybywać wpisów. W ciągu kilku dni swój smutek w związku z tą tragedią wyraziło ponad 2500 osób. W jednej chwili wielu ludzi uświadomiło sobie, ile spośród piosenek Mirka wryło im się w podświadomość: "Blues na wpół do piątej", "Mr. Lennon", "Wołanie przez ciszę", "Tacy byliśmy", "Daj mi wreszcie święty spokój"...
Gorąco było także na oficjalnym forum internetowym fanów Universe. Za wszystkie słowa wystarczą dwa wyjęte stamtąd zdania: "Musiałeś umrzeć, żeby znowu było o Tobie głośno...Nigdy w to nie uwierzę".
Koledzy z zespołu pożegnali się z Mirkiem 5 listopada w jednej z chorzowskich kaplic, przed przewiezieniem ciała do krematorium.
Na płycie Universe "Bahama Yellow" Breguła śpiewa:
"Tak musi być/ Choć trochę mi żal/ Znów po zimie przyjdzie wiosna/ Znowu będzie maj!/
Bo tak musi być/ Po nocy jest dzień/ Każda zła i dobra chwila/ Kiedyś kończy się.
Jest jak jest/ Los dał ile chciał/ Obym tylko wiarę w cuda/ Aż do końca miał/
Któryś wiatr/ Zabierze i mnie/ Chciałbym godnie świat zostawić/ Chociaż boję się". Tego głosu nie usłyszymy już "live". Pozostały nagrania.

Krzysztof Knas
http://katowice.naszemias...nia/785599.html

Mirek Breguła z zespołu Universe nie żyje
03.11.2007
W poezji pokazywał siebie i własne przeżycia. Twórczość Mirka Breguły była przesycona nostalgią - pisze Teresa Semik.

W zaduszkową noc Mirek Breguła z zespołu Universe odebrał sobie życie, zostawiając pożegnalny list. Kto Go znał, wie, w jak strasznej musiał być rozpaczy, by nagle porzucić to, co było sensem jego trwania - miłość, muzyka, marzenia. Żył zaledwie 43 lata.

Najwięcej szczęścia przyniosła mu piosenka "Mr. Lennon" o eksbeatlesie i jego przedwczesnej śmierci. "Skąd więc brać wiarę w lepsze dni/ Kto wie/ Czy warto dalej żyć?" Johnny, czy mam tu zostać sam, nie!" - śpiewał przez 26 lat tym samym przejmującym głosem, a jego twórczość była oazą spokoju i nostalgii.

- Nic nie zapowiadało takiego nieszczęścia! Mieliśmy tyle planów - mówi rozżalony Henryk Czich, który od 1981 roku tworzył z nim niepowtarzalny duet. - Byliśmy znów na prostej, zespół odzyskał brzmienie i wydawało się, że zaczniemy zdobywać góry, a tu taki dramat. Jeszcze kilka dni temu namawiałem Go, by wziął udział w mszy dla chorych, za uzdrowienie.

Mirek miał kłopoty z kolanem i ból był dokuczliwy. Tydzień temu wyznaczono mu termin operacji, ale nie dotarł na czas jakiś specjalista i zabieg przesunięto na inny termin. - Gdyby wszystko działo się zgodnie z planem, pewnie teraz przechodziłby rekonwalescencję w szpitalu i żył. Gdyby... - spekulują jego przyjaciele. Ostatnio śpiewał z trudem z powodu dolegliwości gardła, ale czy Mirek mógł się przestraszyć choroby? Henryk Brumer, animator życia muzycznego na Śląsku, nie chce w to wierzyć. - Jeszcze w tym roku planowaliśmy dwa koncerty zespołu w Rudzie Śląskiej. Mówiliśmy o specjalnym wieczorze z kolędami.

Gdy po raz pierwszy z Heńkiem Czichem przyjechali na opolski festiwal, musieli pokazywać dowody osobiste, udowadniając, że faktycznie są muzykami, a nie małolatami, które chcą wkręcić się na lewo do amfiteatru. Był rok 1983. Poznali się dwa lata wcześniej w katowickim Studiu Piosenki w nieistniejącym już klubie przy ul. Pocztowej. Zadebiutowali w chorzowskim klubie "Kuźnik" w 1982 roku. Chwilę przed wejściem na scenę uświadomili sobie, że nawet nie ustalili nazwy zespołu. Mirek podpowiedział: Universe w nawiązaniu do piosenki "Across the Universe" Beatlesów, których zawsze uwielbiał. "Mr. Lennon" to także efekt tej fascynacji. Nastrojowa piosenka utorowała im drogę do kariery. Muzykami zachwyciła się wówczas Katarzyna Gaertner i nie szczędziła publicznego uznania. Zespół szybko zdobywał uznanie szerokiej publiczności, wylansował "Blues na wpół do piątej rano", "Tacy byliśmy", zdobył nagrodę w systemie audiotele dla piosenki premierowej "Daj mi wreszcie święty spokój" (Opole 1992 rok). Z Beatą Kozidrak Mirek nagrał piękną piosenkę "Tyle chciałem ci dać".

- Od razu wiedzieliśmy, że to będzie wielki przebój. Mirek był bardzo twórczy, przyjemnie było z nim pracować - wspomina gwiazda zespołu Bajm. - Nie radził sobie tylko z problemami dnia codziennego.

Mirek był człowiekiem ogromnie wrażliwym i czułym. Nie potrafił przejść obojętnie koło żebraka, cierpiał na widok biednych i nieszczęśliwych dzieci, ale jednocześnie przerastały go chwile, kiedy powinien zachować się jak mężczyzna i być ojcem, mężem, menedżerem. Nie znalazł przewodnika. Uciekał przed kłopotami i rozterkami, a drogi tej ucieczki miały rozmaity charakter. Upadki przeżywał zawsze mocno. Potem piął się w górę, nagrywał kolejną płytę, by za jakiś czas znów stracić równowagę.

Był człowiekiem niezwykle wrażliwym. Teksty, które pisał, są bardzo osobiste, refleksyjne, mocno dotykają sfery duchowej. W poezji pokazywał siebie i własne przeżycia. "Chciałem siebie odnaleźć/ lecz nie ma mnie" - napisał w utworze "Tyle chciałem ci dać".

- Muszę jeszcze raz je uważnie przeczytać, na pewno zostawił nam jakieś wskazówki - mówi Heniek Czich.

Przemijanie, odchodzenie, śmierć często przewijają się w jego piosenkach. Dominuje nostalgia i refleksja. Choć łatwo wpadają w ucho, są bardziej do zadumy niż do podrygiwania. Jeden z internautów napisał, dzięki tej poezji zrozumiał, iż "czarne nie zawsze jest czarne, a białe nie zawsze lśni".

Na scenie Mirek był wyciszony i sentymentalny, na co dzień wydawał się być pogodny i radosny.

- Zapamiętałem go właśnie jako bardzo wesołego człowieka. Jak coś go rozbawiło, śmiał się na całe gardło - mówi Aleksander Trzaska z Klubu Masztalscy. - Przez blisko dziesięć lat razem pokonywaliśmy wspólne trasy koncertowe i w czasie drogi układali skojarzynki. Najbardziej mnie ubawiły te dotyczące konia: "końkordat, flakoń, końtrabas". Mirek miał głowę pełną pomysłów.

Kiedy zbliżały się lata transformacji i na rynku muzycznym było coraz trudniej, Mirek rzucił granie, bo przestało przynosić radość i pieniądze. Zaczął przerzucać paczki na poczcie, najmował się do różnych prac fizycznych, by zarobić na rodzinę. Czuł się do czegoś zobowiązany. Na kilka lat obydwaj muzycy zwolnili tempo, by oddać czas zabrany rodzinie. Henryk Czich doczekał się dwóch córek, Mirek Breguła - dwóch synów. Starszego Tomka uczył muzyki, zapraszał na scenę.

W przeddzień dwudziestej rocznicy śmierci eksbeatlesa w 2000 roku ukazała się dziesiąta płyta zespołu zatytułowana "Mr Lennon" z premierowymi piosenkami. Jego utwory zawsze utrzymane były w nurcie muzyki środka - pop, nastrojowe ballady i blues. Mirek dbał o swoje rozpoznawalne brzmienie nawiązujące do lat sześćdziesiątych.

Zespół zawsze kojarzono ze Śląskiem.

- Mirek opowiadał świetne kawały w gwarze. Ślązakiem był z krwi i kości - wspomina Janek "Kyks" Skrzek. - Najbardziej podobał mi się jego metaliczny głos - ostry i czysty. Szkoda chłopa.

Czuł się chorzowianinem i mieszkał w tym mieście. W 2001 roku, w swoje dwudziestolecie, duet Universe otrzymał nagrodę prezydenta Chorzowa.

- Niewiele jest na świecie zespołów takich jak nasz, które występują nieprzerwanie 20 lat, a żaden z muzyków nie nagrał solowej płyty - mówił Breguła w 2002 roku. - Wspólnie z Heńkiem ustaliliśmy, że taką płytę solową ja nagram.

Zatytułował ją przewrotnie: "Kto ci jeszcze wierzy" i zamieścił takie piosenki, jak: "Syn wyklęty", "Gdzie jest mój Bóg". Płyta nie przyniosła mu sukcesu rynkowego.

Zawsze podobał się kobietom. Strzelał zaczepnie oczami i uśmiechał się do nich szelmowsko. Po sukcesie piosenki nagranej z Beatą Kozidrak pragnął nagrać duety z innymi polskimi wokalistkami. Żadna firma fonograficzna nie przystała na tę propozycję. Zrażały go niepowodzenia. Czuł, że pozostaje coraz dalej na prowincji.

- Warszawa zawsze hołubiła tych, którzy o nią sami zabiegają, bywają w towarzystwie, są na miejscu - mówi Leszek Winder, gitarzysta rockowy z Chorzowa. - Mirek na pewno był rozżalony, że tak trudno mu się teraz do tej stolicy dobić. Szkoda człowieka, szkoda artysty.

Co dalej z zespołem Universe? Henryk Czich nie chce prorokować.

- W czerwcu w Częstochowie zagraliśmy bez Mirka, bo był w szpitalu. Na scenie stała tylko jego gitara akustyczna - wspomina Czich. - Fani byli rozżaleni i pytali: A gdzie jest Breguła?

Mirek był zaprzyjaźniony z naszą gazetą, chętnie dzielił się swoimi osiągnięciami. W czasie jednej z ostatnich rozmów powiedział:

- Cieszę się z każdej próby, z każdego koncertu. Choć po raz tysięczny śpiewam z publicznością "W taką ciszę", śpiewanie nadal sprawia mi radość.

"W taką ciszę wszystkie gwiazdy na niebie wyliczę,

Ciebie wołam, ale cisza i pustka dookoła".

dziennik zachodni 3 11 2007



Życie na gorąco 15.11.2007
Pięknie o nim piszą ..tylko dlaczego dopiero teraz.................gdy już jest za późno ...............czy w tej naszej " kochanej " Polsce musi dojśc do nieszczęścia ,zeby ktokolwiek i cokolwiek zaczął robic?????????
Dwa dni temu w jednej w ogólnopolskiej gazecie pojawił sie ten artykuł.W jakiej gazecie to zagadka.Poszperajcie troche np po Empiku.



Dwa dni temu w jednej w ogólnopolskiej gazecie pojawił sie ten artykuł.W jakiej gazecie to zagadka.Poszperajcie troche np po Empiku.



to jest w tyg angora.
Bardzo smutny artykul -a raczej wywiad z Henkiem Czichem.
Zagadka rozwiazana.Tak smutne,jest napisane równiez o tym co Mirek dokładnie napisał w liscie pozegnalnym.Co napisał do zony,co do synów,a co do partnerki.
Czy mogę ten artykuł z angory przeczyta gdzieś w necie? Jeśli nie to podajcie, proszę, numer angory.możre gdzieś zdobędę
Jest to nr 47 z dn.25 listopada.Ja kupowałam przedwczoraj,ale powinien jeszcze być dostępny.
Bardzo prosze jezeli ktos ma do tego dostep to moze mugłby ktos wkleic to na forum......
ja sprobuje jutro zlokalizowac ten numer angory i wpisze tresc tego artykułu
dzięki Haniu!! mam nadzieję, że dostanę jutro.

Zagadka rozwiazana.Tak smutne,jest napisane równiez o tym co Mirek dokładnie napisał w liscie pozegnalnym.Co napisał do zony,co do synów,a co do partnerki.

Nie miałem okazji przeczytać jeszcze ale jeśli to prawda że jest napisane co zawiera ten list to jest już przegięcie. Są sprawy które powinny pozostać w gronie najbliższych lub osób do których był ten list adresowany. Debilizm skończony!!!!!!!!!!!
O ile wiem to numer Angory jest jeszce do kupienia ....a pro po wczesniejszych wypowiedzi...powiem tylko tyle jest to JEDEN z bardzo dobrze,dojrzale i madrze, napisanych wywiadow! w przeciwienstwie do inych kolorowych szmatlawcow...tytulow nie wymieniam ...I polecam tym ktorzy nie czytali... z calego serca
A debilizm to do kogo było?
Do tego co napisał artykuł czy do mnie?

Czy mogę ten artykuł z angory przeczyta gdzieś w necie? Jeśli nie to podajcie, proszę, numer angory.możre gdzieś zdobędę
Podaj maila to wyślę ci ten artykuł

A debilizm to do kogo było?
Do tego co napisał artykuł czy do mnie?


Witam
Po pierwsze napisałem chyba zrozumiale że nie miałem możliwości przeczytania tego artykułu i oparłem się tylko i wyłącznie na Twoim cytacie. Myśląc o debiliźmie miałem na myśli oczywiście tego który by to napisał, bo napisałem " JEŚLI TO PRAWDA " Poprostu z Twojej wypowiedzi można było wywnioskować że nabazgrali jakieś bzdury. Lecz po przeczytaniu zgadzam się z tym że jest to dobrze napisany artykuł, a zawarte w nim treści odnośnie listu są już wszystkim bardzo dobrze znane. Pozdrawiam
Można kliknąć na stronę Angory w necie i wykupić sobie dostęp do tego numeru. Płacić można smsem 3,66 z Vat
Hej, mogłabym prosić o ten artykuł z Angory??podaje maila:kasiacza_20@wp.pl Z góry dziekuje bardzo!
dołączam się do prośby, prześlijcie i mi ten artykuł --> blu.lozowski@gmail.com
Pięknie dziękuje
Agaa27 dzięki za chęci! Kupiłam dziś angorę.
czy ja tez mogłabym prosić o ten artykuł na pocztę syrenka_lublin@wp.pl z góry dziekuję
Witam jeśli byłaby możliwośc , to ja również poprsze ten artykuł. Wszędzie szukałam , ale u nas nie ma już. :(
slonko2843@wp.pl

ślicznie dziękuję.......

IDOLU WRAżLIWYCH SERC ....TWóJ FAN ODDAJE CI CZEśC....
Witam, jak to możliwe to ja bym też chetnie przeczytałabym ten artykuł, jak można to proszę o przesłanie go na adres czkolka@gmail.com z góry dziekuję

proszę o przesłanie go na adres .... z góry dziekuję

Wystarczy SMS za kilka złotych by to przeczytać samemu. Nie proście o wysyłanie na maila.

Instrukcja dla wszystkich, którzy chcą przeczytać ten ciekawy artykuł:
Artykuł o Mirku (wywiad z Heniem)
znajduje się w numerze 47/2007.

1. Wchodzisz na stronę www.angora.pl

2. Jeśli nr 47/2007 jest numerem bieżącym, to klikasz:
http://www.angora.com.pl/...ml?paper=angora
wysyłasz SMSa zgodnie z instrukcją i po podaniu kodu masz dostęp do artykułu. UWAGA: numer może być już w archiwum , więc patrz niżej

3. Jeśli numer 47/2007 jest w archiwum (co sprawdzamy klikając tutaj: http://www.angora.com.pl/.../?y=2007&part=1 ) to w tym momencie klikamy na link z numerem 47/2007 i wysyłamy SMSa zgodnie z instrukcją.

Artykuł jest tam dostępny w pliku PDF.
http://netfan.pl/modules/...udzien_2007.pdf

Odszedł Mirosław Breguła...

Mirosław Breguła – współzałożyciel i wokalista zespołu Universe – urodził się 10 lutego
1964 roku. Od najmłodszych lat jego życie związane było ze Śląskiem co sam artysta
często podkreślał. Swoją sceniczną przygodę rozpoczął w 1981 roku kiedy to wespół z
Henrykiem Czichem utworzył zespół znany do dziś dzień jako Universe. Nazwę
zaczerpnięto z jednego z najlepszych utworów The Beatles „Across The Universe”. Sam
Breguła nigdy zresztą nie ukrywał swej wielkiej fascynacji „Fab Four”. Na pierwsze sukcesy
nie trzeba było długo czekać, bowiem już w 1983 roku grupa ta zwyciężyła na
Młodzieżowym Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki we Wrocławiu. W 1992 zespół silnym
akcentem zaznaczył swoją obecność na festiwalu w Opolu, zdobywając nawet jedną z
nagród. Kiedy w Polsce następował proces transformacji politycznej zmieniła się również
koniunktura w muzyce. Wiele cenionych dotąd zespołów traciło swą pozycję. Nie inaczej
było również z „Universe”. Breguła na kilka lat przestał poważnie zajmować się muzyką,
imał się różnych prac fizycznych. Więcej czasu poświęcał rodzinie (doczekał się 2
synów).Nie oznaczało to bynajmniej całkowitego wycofania się z branży muzycznej czy
fot. universe.pl rozpadu grupy.
Choć popularności lat 80-tych formacji nigdy nie udało się ponownie zdobyć, to w niektórych kręgach była oceniana zarówno
na koniec XX jak i na początku XXI wieku. Mirosław Breguła zdecydował się również na wydanie jedynego solowego albumu
nazwanego "Kto Ci jeszcze wierzy?". Niestety, życie ludzi rzucać kłody pod nogi i gdy wydawało się, że wszystko jest w
porządku, lekarze zdiagnozowali u wokalisty Universe nowotwór krtani. Choć nie miał on większego wpływu na stan psychiczny
twórcy, to stopniowo postępować zaczęła depresja, którą muzyk starał się maskować. 2 listopada bieżącego roku artysta
zdecydował się na drastyczny i zupełnie niespodziewany krok. Popełnił on samobójstwo wieszając się na klatce jednej z
chorzowskich kamienic, w której na co dzień mieszkał. Jego ciało zostało odnalezione przez sąsiada, a wiadomość o nagłej
śmierci wstrząsnęła zarówno ludźmi z najbliższego otoczenia artysty, jak i środowiskiem jego fanów. „Nie potrafiłam od razu
napisać, musiało to do mnie dotrzeć...Mirek Breguła lider zespołu UNIVERSE nie żyje...” – takie i podobne reakcje można było
zauważyć wśród sympatyków grupy.
Jak go zapamiętano?
Jeszcze za życia koledzy zwykli o nim mówić jako o człowieku o pogodnym usposobieniu. Wszyscy członkowie zespołu cenili
go za pracowitość, dokładność i zaangażowanie. Zwracali uwagę na jego wielką charyzmę i sposób w jaki próbował
mobilizować innych. Zdaniem muzyków „Universe” realizował motyw „sztuki dla sztuki”, w przeciwieństwie do większości
nigdy nie ulegał komercyjnym trendom. "Najzdolniejszy, najpracowitszy. Za bardzo przejmuje się opiniami innych. Prawdziwy
artysta myśli artystycznie - nie ekonomicznie" – tak mówił o nim Henryk Czich. Jego przyjaciele zwracają uwagę na to, że
nigdy nie wstydził się swego śląskiego pochodzenia i z dumą opowiadał gwarą zabawne dowcipy. Za jego główne hobby –
poza muzyką oczywiście – uznaje się sport. Mój idol z lat młodzieńczych. Mój idol teraz.....Na jego piosenkach wyrosłam, z
jego piosenkami poznałam pierwszą miłość....Jego piosenki pozwalały mi marzyć i wierzyć w spełnienie marzeń, ON już nie
zaśpiewa...Pozostanie w naszej pamięci, w sercach na zawsze....Niedoceniony.... a dla mnie najlepszy wokalista i kompozytor
od lat 80....Mirku dzięki Twoim piosenkom żyłam lepszym życiem, dziękuje.” – wspomina artystę na internetowym blogu
jedna z fanek grupy.
„Ból istnienia”
Mirosław Breguła to kolejny przykład tego, że refleksyjna i artystyczna natura to nie tylko wewnętrzne piękno, ale i swoiste
przekleństwo. To często życie w samotności, choć dookoła ma się wielu oddanych fanów. To uśmiech na twarzy, ale i głęboko
skrywany smutek, nieopisana tęsknota. Wokalista Universe podążył przetartym już szlakiem. Dołączył do innych wielkich
muzyków, którzy sami postanowili skrócić rozstać się z życiem na własne życzenie (że wspomnę choćby o Ian’ie Curtisie z
Joy Division, który powiesił się w wieku zaledwie 23 lat). Breguła był z pewnością człowiekiem niesamowicie wrażliwym.
Wrażliwość ta przechodziła stopniowo w egzaltację, co miało odbicie w poetyckich, pełnych nostalgii tekstach. Nieobce były
mu zagadnienia śmierci, przemijania, tematy, które rzadko kiedy mogą doprowadzić do pozytywnych wniosków. Bardzo
często podmiot liryczny utożsamiany był z samym wokalistą, który nie wahał się wyrażać w sposób emocjonalny swych
własnych przeżyć. Melancholię twórcy pogłębiała z pewnością jego poważna choroba – rak krtani. Pomimo tego nie jest łatwo
zrozumieć co skłoniło muzyka do podjęcia decyzji o samobójczej śmierci. W każdym bądź razie snucie przypuszczeń nie ma
większego sensu i godzi w dobre imię Breguły. W swoim liście pożegnalnym artysta nie wyjawia powodów swojej decyzji.
Formułuje jedynie przeprosiny skierowane do swojej rodziny. Pozostaje nam więc jedynie uszanować tę decyzję i pamiętać.
Pamiętać przede wszystkim o tym kim był Mirosław Breguła za życia, jakim był twórcą , a nie o tym jak umarł.
Ostatnie pożegnanie
Pogrzeb artysty odbył się w środę 7 listopada w Chorzowie, na cmentarzu przy kościele pod wezwaniem świętej Marii Magdaleny.
W ostatniej drodze zmarłemu towarzyszyła najbliższa rodzina, przyjaciele, koledzy z zespołu, a także – a może przede
wszystkim – setki fanów, którzy do Chorzowa przyjechali z najdalszych zakątków Polski. Muzycy Universe w trakcie
nabożeństwa oddali hołd zmarłemu, w sposób w jaki mogli to zrobić najlepiej – zagrali koncert. „Mirku, dlaczego? Wielu z
nas zadaje sobie to pytanie. Nie jestem rzecznikiem Pana Boga, ale mogę zastanowić się, jak On zareagowałby na taką
śmierć. Bóg jest miłosiernym Ojcem” – mówił w homilii, celebrujący Mszę Świętą ks. Klemens. Gdy ciało zostało złożone na
wieczny spoczynek, monolog pożegnalny wygłosił współzałożyciel formacji Henryk Czich. Podziękował on Bregule za
kilkuletnią współpracę i owocną twórczość. Czich podkreślił również, że lider Universe w ostatnim czasie wiele wycierpiał,
między innymi na skutek wspomnianej wcześniej choroby nowotworowej. O „chorobie duszy” kolegi wypowiedział się w
słowach: "To jak bardzo cierpiała Twoja dusza oddają słowa jednej z piosenek, którą napisałeś "Mijam jak deszcz". Ceremonia
miała bardzo wzruszający charakter, wiele osób nie kryło łez. Część osób twierdziła, że Mirosław Breguła dołączył do
swojego wielkiego idola – Johna Lennona i wraz z nim gra… Tam, na Górze…
Przemysław Pustelnik
dziekuje yw