ďťż

grueneberg

Jest to duży budynek, mieści się w nim kilka sal położniczych i operacyjnych, uwijają się tu pielęgniarki i lekarze. Jest tu bardzo głośno, bo pacjentów zawsze jest dużo z powodu trudnej pogody.

Dziewczynę wniesiono do szpitala, potem zajął się nią lekarz. Ona mało co pamiętała, była bardzo słaba.


Gdy cie wniesiono zaraz przybieglo dwuch medykow i pielegniarka. Zaczeli cie opatrywac i uzywac medycznych jutsu by wyleczyc cie z obecnego stany na poczatek z twojej twazy zniknol wyraz bylu a po okolo trzech godzinkach bylas juz zdrowa lecz nadal nieprzytomna . po skonczonej pracy wszyscy wyszli i zostawili cie sama .
//sama zdecyduj kiedy chcesz sie obudzic mozesz wyjsc chocby zaraz//
Dziewczyna czuła się na siłach, jednak nie chciała wstawać, wolała poleżeć, czekała na kogoś, choć, wiedziała, ze ten ktoś nie przyjdzie.
Dziewczyna wstała i wyszła ze szpitala.

[NMM]


Nagle po trzech dniach siê ockn¹³em i rozejrza³em. "Hmm chyba trochê tu le¿a³em" pomyœla³em sobie. Wzi¹³em ciuchy, ubra³em siê, umy³em i skierowa³em siê do wyjœcia. Wyszed³em ze szpitala rozejrza³em na ulicy i poszed³em w stronê w³asnego domu. <nmm>
Weszła do szpitala, przechodząc przez drzwi wejściowe. Prześlizgnęła spojrzeniem błękitnych oczu po ludziach, którzy kłębili się w szpitalu; przystanęła na chwilę, opierając się o ścianę. Wciąż czuła wszechogarniające zmęczenie, rany na przegubach rąk doskwierały jej. Nie chciała jednak marnować przedmiotów które otrzymała od nieznajomego chłopaka, który z niewiadomych powodów jej pomógł. Miała wszakże nadzieję, że ktoś ze szpitala jej pomoże; w końcu przeto pracowali tu lekarze i pielęgniarki, leczenie obywateli Yuki to ich obowiązek.
Omiotła jeszcze raz wzrokiem pomieszczenie, po czym zsunęła się na jakieś krzesło stojące pod ścianą, gdyż wciąż jej brakło sił. Była nieco zła, że walka, co tu owijać w bawełnę, nie była jakimś specjalnym popisem jej umiejętności; wręcz przeciwnie, Tenshi dostała potężnie w kość. Ściągnęła brwi, a na jej ustach pojawił się lekki, prawie niedostrzegalny grymas niezadowolenia. Cóż, podsumowała w myślach, czego mogła się spodziewać po swoich umiejętnościach? W końcu jeśli chodzi o starcia między wrogimi shinobi, ona w tym była całkowitym laikiem. To, co się stało, będzie dla niej nauczką, może nauczy się lepiej oceniać sytuację na polu walki. I nabierze umiejętności.
Założyła kosmyk brązowych włosów za ucho, z powrotem przybierając na twarz obojętny, nieodgadniony wyraz. Wpiła spojrzenie w przechodzące pielęgniarki i lekarzy, czekając aż ktoś z medyków sam dostrzeże, że w ich szpitalu przebywa ranna obywatelka Yuki. Dziewczyna sądziła, że już każdy w wiosce powinien wiedzieć o ataku, tak więc nie widziała żadnych problemów jeśli chodzi o tłumaczenie się, skąd wzięły się jej obrażenia.
Siedziała samotnie na krześle, czekając na pomoc. Nieco zatopiona w myślach, wciąż wracała do swojej odbytej walki, do kompanów, którzy zostali przy brami i o do swojego tajemniczego wybawiciela. Głowę miała lekko przechyloną, z kurtyną ciemnych włosów opadających na ramię.
Tenshi:

Pielęgniarki, oraz lekarze przechodzili obok ciebie, nie pytając zupełnie o nic. Wyłapałaś kilka spojrzeń, były one jednak tak krótkie, że równie dobrze mogły wydać ci się jedynie desperacką nadzieją na choćby odrobinę zainteresowania ze strony jakiegokolwiek medyka. Wszyscy uwijali się wokół, albo faktycznie byli czymś szalenie zajęci, albo doskonale udawali.
W końcu po jakimś czasie ktoś szedł w twoją stronę. Jednakże tuż przed tobą skręcił nieco w bok i ujął pod łokieć siedzącą obok ciebie kobietę. Trzymała się za brzuch i wstała tylko dzięki pomocy lekarza, ale właściwie rzecz biorąc nie wyglądała na bardziej poszkodowaną od ciebie. Mężczyzna nawet zaszczycił cię spojrzeniem, zatrzymał wzrok na dłuższą chwilę na plamach krwi. Zmarszczył brwi i mruknął coś pod nosem, ale nie powiedział nic, tylko odszedł ze swoją pacjentką. Obok przeszły kolejne pielęgniarki.
Kolejny mężczyzna. Jego fartuch jednak nie świadczył o profesji lekarza. Otóż, był to pielęgniarz. Nikt inny nie zwracał na ciebie większej uwagi, musiałaś się więc zadowolić facetem w babskim wdzianku.
Stanął nad tobą i uśmiechnął się ciepło, pocieszająco. Zgarnął delikatnie twoje włosy, ażeby odsłonić ci twarz. Wyciągnął z kieszeni latareczkę i pomachał ci nią wolno przed nosem.
- Chwilę poświęcę ci w oczy - ostrzegł przyjaznym tonem, po czym uczynił tak, jak powiedział. Skinął zadowolony głową, stwierdzając, iż nie masz wstrząśnienia mózgu.
- Pomogę ci wstać i przejdziemy do pokoju, gdzie będziesz mogła się wygodnie położyć, dobrze? - Mimo iż wypowiedź miała formę pytającą, nie czekał na odpowiedź. Podniósł twoją rękę i wsunął pod twoje ramię swoje, a gdy już poczułaś, jak twoje ciało się unosi, objął cię w talii. Był dość silny, a ruchy jego były pewne, toć już nie raz prowadził rannych pacjentów. Nawet jeśli nie potrzebowałaś pomocy, wszak do szpitala doszłaś sama, on ewidentnie nie brał innej opcji pod uwagę. Zaprowadzi cię i koniec.
Znaleźliście się w niewielkim pomieszczeniu, gdzie mieściły się dwa łóżka. Warunki wyborowe, tym bardziej, że w pokoju nikogo nie było. Pielęgniarz puścił cię, upewniając się, iż nie upadniesz, po czym szybko zgarnął koce i pomógł ci ułożyć się na łóżku. W swej pociesznej dobroci poprawił nawet poduszkę.
- Poczekaj sekundkę, kochaniutka, poproszę tutaj lekarza. - Nim wyszedł puścił ci jeszcze oczko. Nie zaczepne, a ot, przyjazne.
Nie czekałaś długo, po chwili zjawił się ten sam mężczyzna wraz z medykiem. Człowiek W Bieli nie zagadywał cię i zdecydowanie brakowało mu nastawienia pielęgniarza. A może po prostu był zmęczony po całym dniu pracy. Badał cię, pomrukując coś niezrozumiałego. Koniec końców, zebrał chakrę w dłoniach i skupił się na zranionych przegubach. Czułaś przyjemną ulgę, lekki chłodek na rękach, aż w końcu ból całkowicie ustąpił. Potem lekarz obmył drobniejsze zadrapania, zaklejając je plastrami. Dziecięce ranki najwidoczniej postanowił wyleczyć metodami tradycyjnymi. Wyrzucił do kosza brudne waciki i w końcu zwrócił się do pacjentki:
- Nie musisz zostawać na obserwacji, twoje rany zostały wyleczone. Jeśli nie czujesz się na siłach, by wyjść samodzielnie, to odpocznij tutaj. Dobrze by było, jakbyś kupiła witaminy na wzmocnienie. Ale co ja tam mogę, wy shinobi nie dbacie o takie niuanse. A byle się dobić w walce, hah. - Ostatnie dwa zdania wymówił już odwrócony plecami i wychodząc z sali. Mówił więc bardziej do siebie, niźli kogoś konkretnego.
Pielęgniarz uśmiechnął się do ciebie, jakby przepraszając za narzekania lekarza, po czym pomachał ci wesoło na pożegnanie i również wyszedł.
Dziewczyna obserwowała przechodzących się tu i tam medyków, którzy niemalże z wrodzoną pasją ignorowali obecność jej osoby w tymże, pożal się boże, miejscu, które śmiało się nazywać szpitalem. Wypuściła przez wargi nieco powietrza, co nie było objawem zmęczenia czy bólu spowodowanego ranami, lecz raczej rosnącej irytacji i niebezpiecznego wręcz poziomu niezadowolenia.
Przymknęła na chwilę powieki, pozwalając, by matowa czerń zasłoniła jej pole widzenia. Musiała wyglądać nieco niecodziennie, skryta za burzą czekoladowych loków, z zamkniętymi oczyma, lecz musiała na chwilę odgrodzić się od jaskrawych kolorów szpitalnego korytarza. Przesuwające się przed jej ślepiami białe kitle były wręcz odstręczające, zaczęła się zastanawiać, czy przyjście tu miało jakikolwiek sens. Wszelako czuła się, jakby była tylko elementem otoczenia, ot, zwykłym meblem czy innym przedmiotem.
Niespodziewanie wzdrygnęła się w i wyprostowała błyskawicznie, wyczuwając na swoich oczach, przenikające przez zamknięte powieki ostre światło. Zamrugała oczyma, nieco zaskoczona, próbując dostroić źrenice do nagłej zmiany światła.
Jej oczom ukazała się twarz jakiegoś mężczyzny, lecz pierwsze, na co zwróciła uwagę, to szeroki, wręcz drażniący uśmiech. Nie lubiła tego typu uśmiechów, były one nad wyraz irytujące, przypominały naiwne słówka skierowane do małego dziecka.
Dodatkowo nie umknął jej uwadze fakt, że facet jest pielęgniarzem. W jej mniemaniu zawód pielęgniarza zawsze kojarzył jej się z płcią piękną, lecz najwidoczniej była w błędzie. Cóż, i to jakim - nawet nie wiedziała, że kiedyś po Konosze wędrował sobie pewien pan ubrany w kobiece ciuszki pielęgniarki...
Nie miała chęci wybierać się na spacerki z męską pielęgniarką, lecz gość był zwyczajnie namolny, po za tym dosyć silny, więc dała się pociągnąć za rękę, z lekką rezygnacją odmalowaną na twarzy. W końcu pielęgniarz jest poniekąd pewnym substytutem lekarza, możliwe, że zdoła jej pomóc.
Przyjęła widok nowego pomieszczenia z dosyć obojętną miną, z cierpliwością czekając na doktorka, po którego wyszedł jej nowy znajomek. Całkowicie zignorowała przyjazne oczko, najwyraźniej nie uznała za stosowne zacieśniać jakiegokolwiek głębszego stosunku uczuciowego z tymże osobnikiem.
Przyglądała się z uwagą, jak medyk wprawnie wyleczył jej rany; była niezwykle zadowolona, lecz nie dała tego po sobie poznać, okazywanie wdzięczności nie leżało w jej naturze. Kiwnęła jedynie głową, ot, nieco beznamiętnie, mogło to być zarówno odpowiedzią na słowa lekarza, jak i reakcją na wesolutkie machanie pielęgniarza i jego opuszczenie gabinetu.
Po chwili wstała, wyprostowała ręce, zgięła je i znów wyprostowała. Czuła, że jej ręce znów są całe i zdrowe, na jej ustach zagościł nawet leciutki uśmiech, który uniósł delikatnie kąciki warg.
Opatuliła się szczelnie płaszczem, spowijając się dokładnie bielą jego materiału, po czym miękkim, wręcz tanecznym krokiem opuściła szpital.

NMM.