ďťż

grueneberg

Wyschnięte jezioro w głębi lasu.

***

Już z daleka dostrzegalna jest wolna przestrzeń. Gdy tylko dotrzeć bliżej, oczom ukazuje się z początku płytka, piaszczysta niecka, pogłębiająca się każdym metrem. To pozostałość jeziora, które było tutaj przed laty. Dostrzec można jeszcze osmalone resztki przybrzeżnych roślin, ostre niczym brzytwy, gotowe wbić się w nogę nieostrożnego wędrowca. W piasku natomiast można ujrzeć szkielety ryb, oraz innych wodnych stworzeń. Chodzi pogłoska, że podczas pożaru lasu temperatura była tak wysoka, że cała woda wyparowała, lecz ile jest w tym prawdy, nie wiadomo.


Szukałem wody do picia.NIc tutaj nie znalazłem.Ruszyłem dalej.

[zt]
wyladowałam ciężko na ziemi
"zdecydowanie moje tchniki pochłaniają zbyt wiele czakry"-wziełam kilka głębzych oddechów rozglądając się po okolicy
-zrobimy tutaj postój, nie ma co po ciemku pchać się w łapy akatsuki, pozatym zmęczyłam się tym lotem--powiedziałam

Dodane po 9 minutach:

usiadłam na trawie wypakowując torbe
-szkoda że nie zabraliśmy resztek sarny-przeliczyłam prowiant i podzieliłam na porcje-bierzcie-wskazałam na suchary
WylÂądowaÂłem. Piach z powrotem znalazÂł siĂŞ w gurdzie.
-Co z TobÂą? Wszystko w porzÂądku?-zapytaÂłem siadajÂąc obok.


-taa-powiedzia³am podaj¹c mu prowiant-nie dostosowa³am trochê odleg³oœci do wytrzyma³oœci-skrzywi³am siê bo mi sie tekst zrymowa³-muszê odpocz¹Ì
-W porzÂądku. DziĂŞki za suchary. MoÂże wody?-zapytaÂłem.
wzieÂłam butelkĂŞ
-dziêki-napi³am siê-trzeba odpocz¹Ì juto czeka nas ciê¿ki dzieù-powiedzia³am-bêdziesz wstanie zapanowaÌ nad demonem by nie ujawnia³ siê przy Akatsuki?
-BĂŞdĂŞ siĂŞ staraÂł, póki nie wiedzÂą nic o moim demonie tym lepiej dla nas.-powiedziaÂłem.
-MogĂŞ pilnowaĂŚ okolicy i tak nie bĂŞdĂŞ spaÂł.-dodaÂłem.
-dobrze-zgodzi³am siê k³ad¹c na ziemi z rêkami za³o¿onymi pod g³owê-mimo to jak byœ chcia³ odpocz¹Ì to mi powiedz-powiedzia³am patrz¹c w niebo
-Nie chodzi o to, Âże ja nie chce spaĂŚ. Ja po prostu spaĂŚ nie mogĂŞ.-powiedziaÂłem.
zamkneÂłam oczy
-aha
-PrzeÂśpij siĂŞ.-powiedziaÂłem. "Najlepiej za mnie teÂż, chciaÂłbym kiedyÂś móc spokojnie zasn¹Ì."
RozglÂądam siĂŞ po okolicy, jestem skoncentrowany i nie skupiam uwagi na jednym punkcie przez zbyt dÂługi czas. Co pozwala szybciej dostrzec jakieÂś ruchy.
obudziÂłam siĂŞ. UsiadÂłam na trawie przecierajÂąc piĂŞÂściami oczy
-dzieĂą dobry-ziewnĂŞÂłam-wszystko w porzÂądku?-zapytaÂłam przeciÂągajÂąc siĂŞ kuszÂąco. ZamrugaÂłam oczami nie do koĂąca jeszcze obudzona i rozejrzaÂłam siĂŞ po okolicy-Richarde i Jedi nie dotarli jeszcze?
-DzieĂą dobry, tak wszystko w porzÂądku.-odparÂłem.-Jeszcze nie dotarli, musimy chyba poczekaĂŚ?-dodaÂłem.
"Hmm... to przeciÂągniĂŞcie chyba byÂło jakieÂś celowe"-pomyÂślaÂłem.
-aha-ziewnĂŞÂłam-nie powinniÂśmy ich samych tu zostawiaĂŚ. Za blisko do Akatsuki, zbyt niebezpiecznie-zaczĂŞÂłam przetrzÂąsaĂŚ torbĂŞ w poszukiwaniu jedzenie-gezzz... musimy zatrzymaĂŚ sie w Oto by zapasy uzupeÂłniĂŚ
witam dogonilem was wkoncu
odwróciÂłam siĂŞ w stronĂŞ Richarde
-oh witaj wkoĂącu-ucieszyÂłam siĂŞ-gÂłodny?-podsuneÂłam mu jego porcje z kolacji-jedz
wstaÂłam przeciÂągajÂąc sie ponownie
-zaraz wrócĂŞ-wziĂŞÂłam z ziemi butelkĂŞ Gaary-poszukam wody
>NMM<
nie dzienki niejestem glodny ja mam troche wody jak chcesz
wróciÂłam po chwili caÂłkowicie juÂż obudzona, usiadaÂłam na ziemi oddajÂąc butelkĂŞ Gaarze.
-najrozsÂądniej chyba bĂŞdzie jeÂśli udamy siĂŞ do Yuki-gakure a stamtÂąd wyÂślemy nasze klony na zwiady.-powiedziaÂłam wyrywajÂąc bezmyÂślnie trawĂŞ-nie moÂżemy ryzykowaĂŚ by Aka nas zÂłapaÂło, a tak bĂŞdziemy mieli szanse na ochronĂŞ ze strony ksiĂŞÂżniczki Hiebie-powiedziaÂłam-myÂślĂŞ Âże w razie jakby poszÂło coÂś nie tak moÂżemy liczyĂŚ na ochronĂŞ z jej strony. OczywiÂście moÂżemy wróciĂŚ tÂą drogÂą co przyszliÂśmy albo iœÌ przez kraj Âśniegu dÂźwiĂŞku -wyrzyciaÂłam trawĂŞ- wybór naleÂży do Was

Dodane po 3 minutach:

-zjedz- powiedziaÂłam z naciskiem musisz mieĂŚ siÂłe kolacji nie jadÂłeÂś
uÂśmiechneÂłam siĂŞ
-dobrze to jak robimy?-zapytaÂłam
no dobra i zaczolem jesc

Dodane po 3 minutach:

no dobra i zaczolem jesc
-Ja bym tylko chciaÂł przypomnieĂŚ, Âże nie mogĂŞ stworzyĂŚ Âżadnego klona.-powiedziaÂłem.

SiedzĂŞ zamyÂślony.

Dodane po 22 minutach:

"IœÌ tam samemu? MoÂże tak by byÂło lepiej...Czy iœÌ z grupÂą? W koĂącu jedna osoba jest mniej dostrzegalna niÂż caÂły konwój. Albo wpadniemy razem, albo sam...no nie wiem."-myÂślaÂłem.
nie bÂądÂź gÂłupi, chyba nie chcesz zgin¹Ì, nie zaspokoiÂłeÂś mojej ¿¹dzy krwi niewinnych ludzi, ta wioska, którÂą beznamiĂŞtnie zniszczyÂłeÂś to za maÂło
W AMY IMIENIU PISZE:
ze cos tam cos tam zrobila z tym pajakiem (zapieczetowala)
i zendlala, i ze jej uczniowie maja sie nia opiekowac, az wroci jej net.
<Shi moÂżesz mnie nie straszyĂŚ? Ale ok w porzÂądku juÂż my siĂŞ zajmiemy>. ;]
<btw. "tym pajÂąkiem" tzn. którym?>
<dobra nie waÂżne, coÂś zaimprowizujĂŞ ;] >

Dodane po 17 minutach:

"Podstawowa wiedza dla Hunter ninja....hmm, pierwsza pomoc przy zemdleniach... jak to byÂło?"-szukam w pamiĂŞci "CzĂŞÂściej uÂżywam wiedzy do zabijania, a nie ratowania Âżycia."
PodchodzĂŞ do Amy ukÂładam jÂą na plecach. Sprawdzam czy nie miaÂła czegoÂś w ustach Âżeby siĂŞ tym nie zadusiÂła. ZdejmujĂŞ swojÂą koszulĂŞ, zwijam jÂą w coÂś na rodzaj waÂłka, po czym ukÂładam to pod szyjÂą Amy, powoduje to uÂłatwienie oddychania. Po czym, unoszĂŞ jej koĂączyny do góry (rĂŞce, nogi). "Mam nadziejĂŞ, Âże nie jest w ci¹¿y "-pomyÂślaÂłem.
Rozpinam jej koÂłnierzyk, Âżeby uÂłatwiĂŚ oddychanie. Co jakiÂś czas sprawdzam tĂŞtno i oddech.
-Tylko niech nikomu nie wpadnie do g³owy polewanie wod¹, bo zabijê!-mrukn¹³em.-Tego siê nie robi doda³em, bo osoba w stanie omdlenia mo¿e siê utopiÌ, a i klepanie po twarzy te¿ odpada.
I czekam, aÂż siĂŞ obudzi.
"Mam nadziejĂŞ, Âże szybko siĂŞ ocknie, bo jeÂśli nie to ÂświadczyĂŚ bedzie o powaÂżniejszym urazie."

<dobrze, Âże kurs pck przeszedÂłem ;] nigdy nie wiadomo kiedy siĂŞ moÂże przydaĂŚ >
- No jestem w koùcu. - Powiedzia³em ze zmêczeniem w twarzy.- Poproszê o jak¹œ wode jak macie bo strasznie piÌ mi siê chce.
-WeÂź mojÂą, leÂży na ziemi w butelce. Ja nie mogĂŞ siĂŞ w tej chwili ruszaĂŚ.-powiedziaÂłem.

Dodane po 48 sekundach:

-MuszĂŞ trzymaĂŚ Amy dopóki siĂŞ nie obudzi.-dodaÂłem.

Dodane po 7 minutach:

Co jakiÂś czas sprawdzam funkcje Âżyciowe Amy.

Dodane po 5 minutach:

PowinieneÂś jÂą zabiĂŚ póki tak leÂży
"Zamknij siĂŞ i nie przeszkadzaj"
uwaÂżaj na sÂłowa nĂŞdzna czÂłeczyno

Dodane po 1 godzinach 4 minutach:

_________________________________
BĂŞdĂŞ póÂźniej. IdĂŞ po wpis do indeksu ;]
- O dziĂŞki.- OdpowiedziaÂł po czym wypiÂł do poÂłowy.
NMM

Dodane po 1 godzinach 32 minutach:

PodszedÂł do Amy.
- Co siĂŞ z niÂą staÂło. KtoÂś tu byÂł? MoÂże akatsuki??- PowiedziaÂł do Gaary.
-No nie wiem w³aœciwie dlaczego straci³a przytomnoœÌ. To chyba z powodu arachnofobii, ale pewien nie jestem. Z Akatsuki nikogo nie by³o.-powiedzia³em.
- Ohh to dorze. PrzestraszyÂłem siĂŞ juÂż. Co teraz robimy? Czemkamy aÂż Amy oprzytomnieje??- SpytaÂł siĂŞ.
-Chyba nie mamy wyboru. Nie mo¿emy jej tu zostawiÌ samej. A z kolei przedzieraÌ siê przez teren Akatsuki kiedy jest nieprzytomna to zbyt du¿e ryzyko. W zasadzie zastanawia³em siê nad tym czy iœÌ samemu szpiegowaÌ Akatsuki.-odpar³em.
- Samemu iœÌ nie mo¿esz. Jest to zbyt niebezpieczne. Jak Ciê z³api¹ to masz zgona na miejscy.- Odpowiedzia³
-Czekanie tutaj teÂż nie jest zbyt bezpieczne, poczekamy zatem jeszcze trochĂŞ, a póÂźniej siĂŞ zobaczy.-powiedziaÂłem.
"[I see you!]..."
Ok
NMM
"Najgorzej jak siĂŞ szybko nie obudzi i dostanie wyziĂŞbienia organizmu." ;/-pomyÂślaÂłem.
- Pomyœlmy. Mo¿e ty okryj j¹ piaskiem , ja go nawil¿ê i stworzy siê skorupa. ( ;p).- Zaproponowa³,
-Mokry piach musi schn¹Ì jakiœ czas. Zanim wyschnie, wilgoÌ spowoduje hipotermiê, a to mo¿e doprowadziÌ do zgonu. Samym piachem te¿ nie mo¿na jej przysypaÌ, to nic nie da, bo i tak jest zimny.-odpar³em.

Dodane po 8 minutach:

-Ale jest coÂś mogĂŞ zrobiĂŚ. MogĂŞ zabezpieczyĂŚ jÂą od wiatru robiÂąc dookoÂła mur z piachu.-dodaÂłem po chwili.-To powinno spowolniĂŚ wyziĂŞbienie organizmu.-zakoĂączyÂłem.
RobiĂŞ doœÌ wysoki mur z piachu dookoÂła Amy i siebie, który nie przepuszcza wiatru. Sprawdzam takÂże procesy Âżyciowe.
- Hmmm. ja moge w koÂło muru wylaĂŚ gorÂącÂą wode. Wode ocieple za pomocÂą czakry.
-MoÂże to coÂś da, spróbuj, tylko mi piachu nie podmyj..
-Ogniska teÂż nie moÂżemy rozpaliĂŚ, bo wtedy Akatsuki Âłatwo nas znajdÂą.-pomyÂślaÂłem na gÂłos.
- Dobrze. Bakusui Shouha. - PowiedziaÂłem, po czym z ust wylaÂła mi siĂŞ fala wody, która otoczyÂła mur. Ta technika pozwala manipulowaĂŚ strumieniem wody, (wiem bo czytaÂłem )wiĂŞc nie uszkodziÂła muru.
- MoÂże jeszcze zrobiĂŞ mgÂłe dla kamuflaÂżu?- ZapytaÂł
-Hmm mg³a...mg³a zazwyczaj jest zimna, bo s¹ to krople wody albo kryszta³ki lodu. Te¿ mo¿e byÌ nie tak.-Stwierdzi³em.- Mamy problem niestety z tym kamufla¿em. Ale mo¿e jakby tak siê ga³êziami zas³oniÌ, liœÌmi, traw¹ na pewno bêdzie trudno nas dostrzec.-powiedzia³em.
"Mog³aby siê ju¿ ockn¹Ì."-pomyœla³em.
- No to nie wiem.
"PrzydaÂłby siĂŞ ÂżywioÂł chakry Katon."
-Na razie to co robimy powinno wystarczyĂŚ, w koĂącu nie jest w wodzie gdzie temperatura spada znacznie szybciej niÂż w powietrzu. OsÂłoniĂŞta jest od wiatru, to teÂż daje sporo. No i ogrzewasz wodĂŞ chakrÂą. Na razie chyba tyle moÂżemy zrobiĂŚ.-powiedziaÂłem.-Mam tylko nadziejĂŞ, Âże szybko siĂŞ obudzi.
- Lepiej niech szybko siĂŞ ocknie, bo dÂługo tak nie wytrzymam.- PowiedziaÂł.
( spadam )
NMM
-Szkoda, Âże nie moÂżemy zrobiĂŚ nic wiĂŞcej, pozostaje czekaĂŚ.-powiedziaÂłem niezbyt zadowolony.
"Moja chakra teÂż nie jest niewyczerpana i kiedyÂś siĂŞ skoĂączy, wtedy bĂŞdzie potrzebna ta od demona."
-Amy budÂź siĂŞ..-powiedziaÂłem.

Dodane po 14 minutach:

"MoÂże powinienem ogrzaĂŚ jÂą sobÂą? Jakby siĂŞ obudziÂła, to bym miaÂł problem."-pomyÂślaÂłem.
Net mi oÂżyÂł chawaÂła wszystkim inforamtykom!!!
Ale Shi twórcza jest juz siĂŞ baÂłam Âże mi doniczkĂŞ na gÂłowĂŞ zrzuci
Cytat: Rozpinam jej koÂłnierzyk przyjrzyj sie mojemu avatarowi widzisz tam gdzieÂś koÂłnierzyk? Sama wymyÂśliÂłam to ubranie i jakÂś nie przewidziaÂłam go tam
_____________________________________________
"gezzz ten wielki pajÂąk miaÂł prawie 2mm" oprzytomniaÂłam lekko obserwujÂąc otoczenie z pod wpóÂł przymkniĂŞtych powiek "coÂś tu jakoÂś tak dziwnie"
otworzyÂłam oczy i zamrugaÂłam kilkakrotnie
-co do chole...-zaczĂŞÂłam, ale nagle zobaczyÂłam nad sobÂą GaarĂŞ "to mo¿ê jeszcze chwilĂŞ tak zostanĂŞ "-eee... co siĂŞ staÂło?-zapytaÂłam lekko zaÂżenowana-czy mógÂł byÂś mnie puÂściĂŚ?-poprosiÂłam cicho czujÂąc jak policzki zaczynajÂą mnie paliĂŚ -czujĂŞ siĂŞ doœÌ niezrĂŞcznie
witam co tu sie wyprawia i to bezemnie
przekrĂŞciÂłam gÂłowĂŞ i spojrzaÂłam na Richarde
-dobre pytanie myÂślaÂłam Âże Ty mi na nie odpowiesz-powiedziaÂłam czujÂąc siĂŞ coraz bardziej gÂłupio "szkoda Âże umiem pÂływaĂŚ moÂżna by kiedyÂś zapozorowaĂŚ topienie siĂŞ, skoro taÂł Âładnie siĂŞ mnÂą opiekuje "
co Ty kombinujesz?
"ja nic "
zamrugaÂłam oczami caÂłkowicie juÂż przytomniejÂąc
-przepraszam bardzo czy dÂługo masz zamiar jescze mnie tak trzymaĂŚ bo... eee... no wiesz moja spódniczka...
oj to gaara i jedi ja nic niezrobilem
-zrobi³em? s³ucham?-zdziwi³am siê-eee.. spojrza³am zdziwiona na Gaarê-jakieœ wyjaœnienia-poprosi³am-i puœÌ mnie wreszcie no chyba ¿e tak Ci siê moja bielizna spodoba³a-powiedzia³am do szczêtnie ju¿ zawstydzona

Dodane po 1 godzinach 5 minutach:

"nie ¿eby mi Ÿle by³o czy coœ ale nogi mi cierpn¹..."-pomy³œa³am
-A tak juÂż, juÂż puszczam...-powiedziaÂłem wyrwany z zamyÂślenia.
"Szkoda"...
-dziĂŞki-powiedziaÂłam siadajÂąc na trawie-to co siĂŞ wÂłaÂściwie staÂło?-zapytaÂłam
-Sam chcia³bym wiedzieÌ, chyba straci³aœ przytomnoœÌ.-powiedzia³em.
"No chyba ju¿ mogê wzi¹Ì moj¹ koszulê."-pomyœla³em.
rozejrzaÂłam siĂŞ
-wiesz tu byÂł taki oooolbrzymi pajÂąk-powiedziaÂłam-a ja bojĂŞ siĂŞ pajÂąków...-wyznaÂłam-a le mniejsza o to wszystko z wami w porzÂądku, nikt was nie atakowoaÂł?
-Z nami wszystko w porzÂądku.-powiedziaÂłem, zabierajÂąc koszulĂŞ z ziemi.
-to dobrze-powiedziaÂłam patrzÂąc kÂątem oka na GaarĂŞ -to chyba powinniÂśmy ruszaĂŚ, straciliÂśmy duÂżo czasu przezemnie
-No to ruszajmy.-powiedziaÂłem.
"CoÂś siĂŞ flegmatycznie zachowujĂŞ dzisiaj, powinienem juÂż pomyÂśleĂŚ Âżeby siĂŞ ubraĂŚ." ZakÂładam koszulĂŞ. Zabieram butelkĂŞ z wodÂą.
wstaÂłam z ziemi rozglÂądajÂąc siĂŞ w koÂło
-aha chodÂźmy-ruszyÂłam przed siebie rozgladajÂąc siĂŞ uwaÂżnie czy nie ma wkoÂło pajÂąków
i widzisz jak siĂŞ nie wyrzywasz na ludziach od razu jes przyjemniej
"powiedzmy"
RuszyÂłem za Amy w milczeniu.
"Co siĂŞ staÂło, Âże siĂŞ zmieniÂła trochĂŞ."
-tak spobie pomyÂślaÂłam Âże powinieneÂś nauczyĂŚ sie nowej techniki-powiedziaÂłam zatrzymujÂąc siĂŞ raptownie i odwracajÂąc-jakieÂś propozycje

Dodane po 3 minutach:

przechyliÂłam gÂłowĂŞ na bok patrzÂąc na GaarĂŞ
"coÂś myÂślenie mu cieÂżko idzie, moÂże coÂś piÂł?"zamyÂśliÂłam siĂŞ
-coÂś nie tak?
-Wszystko w porzÂądku.-powiedziaÂłem.
-To juÂż siĂŞ namyÂśliÂłem Gokusamaisou, to by siĂŞ przydaÂło, tak sÂądzĂŞ.
-ok-ucieszyÂłam siĂŞ-no cikawa technika tylko nie prubój jej na mnie-poprosiÂłam-wiĂŞc tak ona wymaga sporo czakry i koncentracji-pieczĂŞci sÂą takie-pokazaÂłam mu-no i próbój-odskoczyÂłam kawaÂłek do tyÂłu
Dlaczego uwaÂżasz, Âże miaÂłbym wypróbowaĂŚ jÂą na Tobie?-zapytaÂłem.
PopatrzyÂłem na Amy jak wykonywaÂła pieczĂŞci. PowtórzyÂłem wszystko to samo i uÂżyÂłem duÂżo chakry.
PojawiÂły siĂŞ ruchome piaski...
"nie byÂło takie trudne, to dziwne."
"to byÂł by dobry sposób Âżeby siĂŞ odegraĂŚ za mój charakter"-przemilczaÂłam pytanie Gaary
-dobrze-pochwaliÂłam-spróbuj je utrzymaĂŚ przez chwilĂŞ-powiedziaÂłam
- A wiĂŞc tu jesteÂście!- PowiedziaÂłem.- Nowa technika? Ja teÂż chce.( Âżal )
-przyjdzie i na ciebie kolej-uÂśmiechnĂŞÂłam sie do Jediego-Gaara tylko nie przesadzaj Âżeby Ci czakry wystarczyÂło
-W porzÂądku.-powiedziaÂłem zdobywajÂąc siĂŞ na uÂśmiech.
Przez jakiÂś czas udaÂło mi siĂŞ utrzymaĂŚ tÂą technikĂŞ.
-Wystarczy?-zapytaÂłem.-MuszĂŞ zachowaĂŚ chakrĂŞ w razie ewentualnego ataku.-dodaÂłem.
-tak tak -zgodzi³am siê "uœmiechn¹³ siê!!!"-chodŸmy-ruszylam
>NMM<
droga[/url]
- Fajna technika. - PowiedziaÂł. -Przyda nam siĂŞ w razie ewentualnego ataku aka.
-Dziêki. Mam nadziejê, ¿e Aka jednak mimo wszystko siê nie przyczepi¹.-powiedzia³em i pod¹¿y³em za Amy.
<NMM>
Hmm...To wyschniĂŞte jezioro jest prawie takie jak w Sunie.
<NMM<
-Nie ma czego tu szukac-pomyÂślaÂłem i poszedÂłem dalej

[nmm]
poprawiÂła pÂłaszcz na ramionach

mia³a ochotê coœ zjeœÌ

<NMM>
HM! biegÂła szybko jak mogÂła.
[nmm]
Hisaki biegÂł trzymajÂąc siostrĂŞ na plecach jak najszybciej mógÂł.
[NMM]
SzÂła w stronĂŞ Suny niosÂąc zakrwawionÂą Amy. MiaÂła nadziejĂŞ, Âże jak wróci, jej pokój jeszcze bĂŞdzie istniaÂł.

NMN
Gdy juÂż dotarÂłem do wyschniĂŞtego jeziora byÂłem nieco zmĂŞczony. Po rozejÂżeniu siĂŞ po okolicy wróciÂłem tÂą samÂą drogÂą którÂą tu dotarÂłem.
SzÂła z trudem.

NMM.
Przychodze tuna chwile by troche odpocz¹Ì i pomyœleÌ o pewnych sprawach. <NMM>
WracaÂł do AKa.

[nmm].
Pojawila sie. i W sumie zapomniala po co tu przyszla. Czekala na malenka HM!. ale w sumi enie mogla czekac na nia. bo to ona wlasnie ja gonila.

Pijana Shi zatoczyla kolko i usiadla na ziemi.
PrzylazÂł powolnym krokiem za nimi zastanawiajÂąc siĂŞ czy w ogule jest im potrzebny..
-Shi wstawaj chcicia³¹œ zaatakowaÌ Kuse,a tam jest karczma,wiêc ruszajmy.-Powiedzia³a HM!
Gdy uslyszala slowo "karczma" wstala natychmiast. W sumie doszla do wniosku, ze trzezwieje.
- ruszajmy. ale gdzie zapodzial sie ten rudy chlopak?
"z rszta nie wazne, jak bedzie chcial to dogoni nasza trojke" - chodzmy dalej.

i poszla, nie spieszac sie, zeby nie okazywac HM! , ze ma mocniejsza glowe od liderki.
Nmm
PoszedÂł leniwym krokiem za nimi .
[nmm]
HM! poszÂła za Shi
nmm
Lee przebiegaÂł kierujac sie wstrone Oto a deszcz obÂływaÂł mu twarz (NMM)
PrzeskakiwaÂł z ga³êzi na ga³¹Ÿ w lesie obok wyschniĂŞtego jeziora. PostanowiÂł iÂż zatrzyma siĂŞ na chwilkĂŞ. NapiÂł siĂŞ trochĂŞ wody, usiadÂł, zapaliÂł papierosa, i po jakimÂś czasie znów zacz¹³ biec, a po chwili juÂż znów przeskakiwaĂŚ z ga³êzi na ga³¹Ÿ kierujÂąc siĂŞ w stronĂŞ... pewnego miejsca <nmm>
SzedÂł spokojnie przez wyschniĂŞte jezioro, niezbyt zwracajÂąc uwagĂŞ na deszcz, który kompletnie przemoczyÂł mu wÂłosy.
TrochĂŞ zirytowaÂło go, Âże nie moÂże zapaliĂŚ papierosa, wiĂŞc przyÂśpieszyÂł kroku, by jak najszybciej opuÂściĂŚ ten teren.

[nmm].
PrzyszedÂłem tutaj Âżeby potrenowaĂŚ mojÂą technike. Staje wykonuje znak i uÂżywam kilka razy mojego jutsu. Gdy skoĂączyÂła mi siĂŞ chakra odchodze.
Raishiro - Nowy Raikage wioski Kumo - przesiadywa³ przed wyschniêtym jeziorem. Patrzy³ na ten pusty ju¿ zbiornik wody i westchn¹³ ciê¿ko.
-Akatsuki nieÂźle namieszaÂło... - mrukn¹³ do siebie -A z tego co widzĂŞ nasi sprzymierzeĂący za duÂżo to nie robiÂą. CóÂż...trzeba coÂś z tym zrobiĂŚ...a Âłatwo nie bĂŞdzie...
Po tych sÂłowach wstaÂł i otrzepaÂł spodnie. ChwilĂŞ potem oddaliÂł siĂŞ, caÂłkowicie zostawiajÂąc wyschniĂŞte jezioro.
[zt]
Przeskakuje z ga³êzi na ga³¹Ÿ.Postanowi³ siê zatrzymaÌ przy wyschniêtym jeziorku.Zszed³ z drzewa,usiad³.Nie przeszkadza³ mu deszcz.Po chwili wsta³ i ruszy³ dalej.

<nmm>
Przeskakiwa³ z ga³êzi na ga³¹Ÿ nie zatrzymuj¹c siê przy wyschniêtym jeziorku.

<nmm>
Jak to na mnie przysta³o pojawi³em siê. Nie mo¿na by³o dostrzec ¿adnego ruchu, jedynie moje brwi drga³y, od czasu do czasu. Wyszed³em na œrodek jeziora, po czym skupi³em chakre na swoich koùczynach. Moje ruchy natychmiast zwiêkszy³y swoj¹ szybkoœÌ, a ja wykona³em pieczêcie. Technika natychmiastowo siê aktywowa³a a ja tylko cicho mrukn¹³em:
- Powtórki sÂą nudne.
<NMM>
WracajÂąc, zatrzymaÂła siĂŞ przy wyschniĂŞtym jeziorze. UsiadÂła gdzieÂś na "brzegu", nastĂŞpnie odÂłoÂżyÂła parasolkĂŞ na bok. OdetchnĂŞÂła a nastĂŞpnie poÂłoÂżyÂła siĂŞ na ziemi wpatrujÂąc w niebo. W jeden rĂŞce trzymaÂła Kunai, podniosÂła go do góry, zasÂłaniajÂąc nim sÂłoĂące.
Kruk przycupn¹³ na samym œrodku wyschniêtego jeziora. Przygl¹da³ siê chwilê dziewczynie, ale zmaterializowa³ siê w blondyna. Risen spojrza³ na dziewczynê badawczym wzrokiem, po czym powoli podszed³ do niej, uœmiechn¹³ siê i wyci¹gn¹wszy rêkê w jak¿e przyjaznym geœcie powitania, przedstawi³ siê:
- Risen
CzekaÂł na reakcjĂŞ dziewczyny, gdyÂż zdawaÂła mu siĂŞ dziwna obecnoœÌ jej samotnej w miejscu, które okreÂślaÂł jako "oazĂŞ spokoju".
PodniosÂła siĂŞ, siedzÂąc na kolanach, nastĂŞpnie podniosÂła wzrok lekko zmieszana na nowo przybyÂłego shinobi. WstaÂła, nastĂŞpnie podaÂła mu rĂŞkĂŞ.
-K-Khaineris. Albo Khai. MiÂło pana spotkaĂŚ.
Nastêpnie uk³oni³a siê doœÌ nisko.
Blondyn spojrza³ uwa¿nie na dziewczynê. Uœmiechn¹³ sie, gdy tylko us³ysza³ jej imiê, ale gdy ta siê sk³oni³a, natychmiast zmusi³ j¹ do powstania.
- Dziewczynie nie wypada kÂłaniaĂŚ siĂŞ przed chÂłopakiem.
Po tych sÂłowach omiótÂł otoczenie jeszcze raz. NastĂŞpnie skupiÂł wzrok na dziewczynie:
- W pobliÂżu nie ma Âżywej duszy...Co tutaj robisz sama ?
-Huh? To miejsce wydaje mi siĂŞ spokojnie. A przebywam tu sama bo...
Tutaj urwaÂła. Po chwili milczenia dodaÂła.
-Ja od zawsze byÂłam sama...
NastĂŞpnie lekko odwróciÂła wzrok. Nie byÂła dobra w maskowaniu emocji, a to Âże byÂła wstydliwa moÂżna byÂło wyczuĂŚ na kilometr.
Siwooki spojrzaÂł na Khai uwaÂżnym wzrokiem. ZÂłapaÂł jÂą delikatnie za podbródek, odwróciÂł jej twarz ku swojej. Po chwili, przemówiÂł gÂłosem jakby nie nale¿¹cym do niego samego:
- Nie gadaj gÂłupot...Nikt nie jest od poczÂątku sam. Ale dlaczego teraz jesteÂś sama ? - ostatnie pytanie zadaÂł z nutÂą bólu mieszanÂą z ciekawoÂściÂą. Zawsze byÂł upierdliwy. CóÂż wiĂŞc mógÂł zrobiĂŚ ? Nie pytaĂŚ ?
-Po prostu... Mój ojciec, Khain Akaroze, zdradziÂł wioskĂŞ i zostaÂł za to zabity.
Stara³a siê unikaÌ bezpoœredniego kontaktu wzrokowego. Gdy ch³opak jej dotkn¹³, sta³a jak sparali¿owana. Mia³a ju¿ w swojej naturze by siê baÌ wszystkiego i wszystkich.
-Przez zÂłe imiĂŞ rodziny w wiosce ludzie mnie unikajÂą...
DodaÂła po chwili.
Akaroze...Znam to nazwisko
ChÂłopak leciutko siĂŞ uÂśmiechn¹³ widzÂąc zakÂłopotanie dziewczyny. KombinowaÂł doœÌ dÂługo z róÂżnymi pozycjami gÂłowy, aÂż w koĂącu trafiÂł na takÂą, która pozwalaÂła mu spojrzeĂŚ dziewczynie w oczy:
- Wiêc musisz pochodziÌ z Kumo. Podobnie jak ja - stwierdzi³ ch³opak uœmiechniêty z powodu pierwszej rzeczy jaka ich ³¹czy. Po chwili jednak uœmiech rozprys³ siê, a na jego miejsce wkroczy³a powaga:
- Powiedz mi...Co byÂło POTEM ? - chÂłopak baÂł siĂŞ, Âże przekroczy granice. Nie kaÂżdy musiaÂł mu opowiadaĂŚ na pierwszym spotkaniu historie swojego Âżycia...Ale ta dziewczyna. CzuÂł, Âże ona musi to komuÂś powiedzieĂŚ.
-P-potem? Ja nie wiem... To znaczy nie pamiĂŞtam. ByÂłam wtedy bardzo maÂła, jedyne co wiem to tyle, ile mi opowiedziano... Ale od tamtego czasu wszyscy byli do mnie negatywnie nastawieni. Nawet mój dom przeniesiono poza wioskĂŞ. WiĂŞc Âżyje sama... OdkÂąd tylko pamiĂŞtam.
WÂłaÂściwie sama nie wiedziaÂła czemu to mówi, miaÂła ochotĂŞ zasÂłoniĂŚ swoje usta ale nie drgnĂŞÂła, staÂła prosto patrzÂąc siĂŞ w oczy chÂłopaka w lekkim rumieĂącem na twarzy. W okolicy lekki wiatr wiaÂł jej w plecy, przez co jej suknia zahaczaÂła o Risen'a, byÂła z naprawdĂŞ bardzo lekkiego materiaÂłu.
- Ale wyros³aœ... - Risen jak to mia³ w zwyczaju niemal wci¹³ siê w s³owo zaczynaj¹c odpowiedŸ tu¿ po Khai. Po chwili zdaj¹c ju¿ sobie z tego sprawê powiedzia³ nieco mniej "hardym" g³osem:
- ...wiêc, czy nie uznali za stosowne powiedzenia Ci prawdy. Przecie¿ mia³aœ do tego prawo. - po chwili jednak blondyn ugryz³ siê w ten d³ugi jêzor. Spojrza³ na zarumienione policzki dziewczyny, po czym puœci³ jej twarz. Dokoùczy³ delikatnym tonem patrz¹c siê dziewczynie g³êboko w oczy:
- ByÂłaÂś maÂła...Czy ta zdrada...MogÂła byĂŚ prawdÂą ? Twój ojciec...Jakim byÂł czÂłowiekiem ? Jakiego go pamiĂŞtasz ?
Khai tylko pokrĂŞciÂła gÂłowÂą.
-Wcale go nie pamiĂŞtam. JedynÂą naszÂą rozmowĂŞ jakÂą pamiĂŞtam to... Gdy powiedziaÂł "tutaj siĂŞ rozstajemy, Roshin-do". Potem wyszedÂł z domy i juÂż nigdy nie wróciÂł.
Znów staraÂła opuÂściĂŚ wzrok, co jej lekko nie wyszÂło.
-Ja... Nie wiem dlaczego nic nie pamiêtam. Mo¿e to by³o zbyt bolesne aby to pamiêtaÌ. Albo po prostu chcia³am o tym zapomnieÌ by iœÌ dalej...
- Rozumiem - odparÂł blondyn zamyÂślony. UsiadÂł nieÂśmiaÂło obok Khai, po czym z lekkim rumieĂącem na twarzy powiedziaÂł:
- Zawsze myÂślaÂłem, Âże tylko ja lubiĂŞ to miejsce...Tak cicho...Tak spokojnie. Czasami uwaÂżano mnie za dziwaka, gdyÂż lubiÂłem byĂŚ sam. - sÂłowo "sam" blondyn wymówiÂł nieco smutniejszym tonem. ZrezygnowaÂł z podpierania siĂŞ rĂŞkami, w zwiÂązku z czym poÂłoÂżyÂł siĂŞ na dawnej plaÂży mówiÂąc pod nosem:
- Co czujesz, gdy o nich myÂślisz ? Bo ja pustkĂŞ.
Blondyn uœmiechn¹³ siê pod nosem:
- Rodzina dla mnie nigdy nie byÂła niÂą naprawdĂŞ. Nigdy nie myÂślaÂłem o nich po Âśmierci. Ale ty...Masz jeszcze jakieÂś chĂŞci przekazania czegoÂś im ?
-PokazaÌ... Jedyne co chce, to oczyœciÌ imiê swojej rodziny swoimi czynami, by nie os¹dzano mnie o b³êdy mojego ojca.
UsiadÂła nieÂśmiaÂło obok niego.
-Nie myÂślĂŞ o przeszÂłoÂści. Do niczego to nie prowadzi. Trzeba myÂśleĂŚ o tym, co jest i co bĂŞdzie.
PrzytaknĂŞÂła sama sobie, a nastĂŞpnie spojrzaÂła siĂŞ na chÂłopaka, lecz natychmiast odwróciÂła wzrok. Nadal rumieniÂąc siĂŞ dodaÂła.
-J-Ja teÂż bardzo lubiĂŞ to miejsce... Jest to bardzo spokojnie.
Siwooki powróciÂł do pozycji siedzÂącej. SpojrzaÂł siĂŞ Khai prosto w oczy, po czym powiedziaÂł:
- Twój ojciec wcale nie musiaÂł popeÂłniĂŚ b³êdu...Czasem i najgorsze zbrodnie wykonywane sÂą "dla innych". Twój ojciec nie byÂł zÂły...Nie wierzĂŞ w to. Ale na pewno byÂł lepszy ode mnie. - blondyn nagle zmarkotniaÂł. SpojrzaÂł z minÂą zbitego psa w ziemiĂŞ i cicho zapytaÂł nieÂśmiaÂłym gÂłosem:
- A czy teraz....Czujesz siĂŞ samotna ?
-T-teraz?
Nie wiedziaÂła za bardzo jak na to odpowiedzieĂŚ po chwili jednak dodaÂła...
-Teraz przynajmniej jest ktoÂś z kim mogĂŞ porozmawiaĂŚ i wcale nie jest do mnie wrogo nastawiony.
UÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ lekko w nadziei, Âże ta odpowiedÂź starczy, ale szybko uÂśmiech znikÂł z jej twarzy i powróciÂł rumieniec, znacznie g³êbszy.
Blondyn spojrzaÂł na dziewczynĂŞ z zaskoczeniem w oczach:
- Od teraz juÂż nikt nie bĂŞdzie do Ciebie Âźle nastawiony. Obiecuje. - ostatnie sÂłowo wypowiedziaÂł z radoÂściÂą w gÂłosie. SpojrzaÂł ponownie jej w oczy, z dziwnÂą iskrÂą w oczach:
- Masz mnie...Nie jesteÂś juÂż sama. Poza tym, nie uwierzĂŞ, Âże nie ma innej osoby prócz mnie, która...- Risen przerwaÂł na chwilĂŞ, starajÂąc siĂŞ dobraĂŚ odpowiednie sÂłowa, nie sugerujÂące zbyt wiele - darzy ciĂŞ uczuciem innym niÂż niechĂŞĂŚ. - ostatnie sÂłowa byÂły zaakcentowane nutÂą...miÂłoÂści. Trudno byÂło to inaczej nazwaĂŚ.
SÂłyszÂąc to osÂłupiaÂła caÂłkowicie. Po chwili lekko siĂŞ uÂśmiechnĂŞÂła i wydusiÂła z siebie.
-A-Arigato...
Nastêpnie pod niewiadomo jakim impulsem skuli³a siê. Przez chwile panowa³a cisza, jednak nastêpnie by³o doœÌ wyraŸnie s³ychaÌ rozpaczliwe szlochanie dziewczyny, trzyma³a siê za kolana, chowaj¹c za nimi g³owê. Nie wiadomo czemu, po prostu nagle siê rozp³aka³a.
Risen spojrzaÂł z troskÂą na dziewczynĂŞ. Kucn¹³ przy niej, po czym delikatnie "rozwiÂązaÂł" rĂŞce dziewczyny, które zawiÂązaÂły siĂŞ przy jej nogach. Po chwili równie delikatnie, podniósÂł jej podbródek i po raz kolejny zatopiÂł siĂŞ w jej oczach. Powoli otarÂł jej twarz z Âłez i wyszeptaÂł:
- Dlaczego pÂłaczesz ?
OdwróciÂła wzrok, sama nie wiedziaÂła dlaczego siĂŞ rozpÂłakaÂła, w pewnym momencie po prostu odpowiedziaÂła bez zastanowienia.
- ÂŻale, które sÂą przez dÂługi okres uciszane, w koĂącu kiedyÂś dajÂą o sobie znaĂŚ.
NastĂŞpnie znów opuÂściÂła wzrok. Nadal szlochajÂąc przetarÂła oczy. Po prostu wszystko co tak dÂługo w sobie dusiÂła, wyszÂło na zewnÂątrz za sprawÂą jednej, a raczej pierwszej takiej rozmowy.
- Jeœli to "tego" typu ¿ale...To wyzb¹dŸ siê ich. Przy mnie. - blondyn przysun¹³ niezauwa¿alnie twarz Khai bli¿ej. Odleg³oœÌ miêdzy nimi wynosi³a oko³o 10cm. Spojrza³ jej prosto w oczy, zag³êbiaj¹c siê, jakby czegoœ w nich szukaj¹c. Drug¹ rêk¹ podpar³ siê o piasek za Neri. ChodŸ by³a noc, ca³a ta scena by³a œwietnie widoczna za spraw¹ ksiê¿yca, rzucaj¹cego œwiat³o na dolinkê jeziora.
Gdy poleciaÂła ostatnia Âłza, wpatrywaÂła siĂŞ w chÂłopaka, rumieniec natychmiast powróciÂł i z kaÂżdÂą sekundÂą przybieraÂł na sile. CzuÂła jak serce zaczĂŞÂło jej biĂŚ w szalonym tĂŞpiĂŞ. ChciaÂła coÂś wydusiĂŚ z siebie, ale jedyne co mogÂła zrobiĂŚ to otworzyĂŚ usta, bez wydania Âżadnego dÂźwiĂŞku.
ÂŚwiatÂło ksiĂŞÂżyca piĂŞknie odbijaÂło siĂŞ od jej biaÂłej jedwabnej sukni oraz jej tak samo jak jedwab delikatnej oraz bladej cery, na krótkÂą chwile zamknĂŞÂła oczy by postaraĂŚ siĂŞ jakoÂś uspokoiĂŚ...
Risen spojrzaÂł niepewnie na Neri. Ale to byÂło tylko chwilowe "niepewnie". UniósÂł lekko jej podbródek, po czym wpatrujÂąc siĂŞ Neri w oczy, zamkn¹³ je na chwilĂŞ, zostawiajÂąc na wargach Khai delikatny pocaÂłunek.
Serce zaczê³a mu ³omotaÌ. Bia³ow³osa mog³a spokojnie je us³yszeÌ. Po chwili obj¹³ Neri i przed³u¿y³ tamt¹ chwilê o "jeszcze chwilkê".

//Powolne papatki...JuÂż zasypiam na siedzÂąco \\
Khai byÂła lekko zszokowana. DziÂś wydarzyÂło siĂŞ dla niej zbyt wiele naraz, odchyliÂła siĂŞ do tyÂłu, popatrzyÂła na chÂłopaka a nastĂŞpnie delikatnie dotknĂŞÂła dÂłoniÂą jego policzka. NastĂŞpnie zmruÂżyÂła oczy i upadÂła na niego nieprzytomna. Raczej nie powinno byĂŚ to duÂżym problemem, ona sama byÂła drobniutka.

//Ja teÂż juÂż padam ^^ Co prawda od kilku dni siĂŞ z ÂłóÂżka nie ruszam ale cii >.< / Dobranocka ^^\\
Ch³opak trzyma³ Neri podczas poca³unku, to i teraz nie mia³ zamiaru puœciÌ . Pocz¹tkowo zastanawia³ sie, czy nie jest to spowodowane jego umiejêtnoœciami w dziedzinie ca³owania, ale z racji, ¿e te by³y dosyÌ wysokie, natychmiast odrzuci³ od siebie tê myœl. Wsta³ powoli, maj¹c Neri na rêkach. Po chwili jednak, znikn¹³.
<NMN>

Tutaj
SzedÂłem wolnym korkiem przez wielki krater w którym jeszcze nie dawno pÂłynĂŞÂło jezioro, nie chciaÂłem iœÌ na okoÂło bo to by mi zabraÂło tylko czasu. Wiec zdecydowalem ze przejdĂŞ sobie Âśrodkiem. ZatrzymaÂłem siĂŞ na chwile pod koniec kratery opierajÂąc siĂŞ plecami i odpoczywajÂąc.
SiedziaÂłeÂś patrzÂąc na dwa walczÂące robaczki. To najprawdopodobniej byÂły Âżuki. Nie byÂłeÂś tego pewien gdyÂż nigdy nie byÂłeÂś specjalistÂą od biologi. NaglĂŞ zobaczyÂłeÂś cieĂą czÂłowieka który spowodowaÂł, ze znalazÂłeÂś siĂŞ w cieniu..
- Witaj chÂłopcze... wydajesz mi siĂŞ odpowiedni do tego zadania. Mam dla Ciebie robótkĂŞ. MoÂżna to nazwaĂŚ brudnÂą robótka, ale... jaka opÂłacalnÂą. Zgadzasz siĂŞ? Nie wyjawiĂŞ Ci wiĂŞcej. Najpierw zgódÂź siĂŞ, albo nie. Wtedy odejdĂŞ.
Od razu odwróciÂłem gÂłowĂŞ lekko w bok patrzÂąc na obcego czÂłowieka.
- JeÂżeli chodzi o prace w budowie to zapomnij ... jeÂżeli chodzi i jakieÂś walki to czemu nawet nie. OdpowiedziaÂłem lekko uÂśmiechajÂąc siĂŞ i zaciekawiony odpowiedziaÂł starca.
- Wiec? Odepchn¹³em siê od ziemia stajaÌ na proste nogi chowaj¹c jedna rêkê do kieszeni.
- Na budowie? ÂŻartujesz sobie? Dobra do rzeczy... w Kumo jest pewien sklep. MoÂżna powiedzieĂŚ, nawet, Âże sÂą dwa sklepy. jeden naleÂży do mnie. Drugi do mojego odwiecznego rywala. Zawsze jakoÂś nam siĂŞ ukÂładaÂło i mieliÂśmy po 50 % klientów, ale ostatnio on zabraÂł mi jakieÂś moje 80 % pozostaÂłych. Mam same start, i proszĂŞ CiĂŞ o to abyÂś spowodowaÂł, aby jego sklep, miaÂł mniejsze obroty. Zrób co chcesz, ale nie nisz go, ani nikogo nie zabijaj. Spowoduj tylko aby nie miaÂł klientów. Kiedy Ci siĂŞ to udaj siĂŞ pod bramy Kumo. WynagrodzĂŞ ci wtedy sowicie, dostaniesz 100% zapÂłaty po robicie.
- A mógÂłbyÂś mi jeszcze powiedzieĂŚ jaki to sklep? co sprzedajÂą w nim? muszĂŞ w koĂącu coÂś wymyÂśliĂŚ ... zapytaÂłem.
Uwa¿a³em to trochê za dziwna misje, lecz potrzebowa³em kasy wiec zdecydowalem podj¹Ì siê temu zadaniu. Wyj¹³em rêce z kieszenie i czeka³em na odpowiedz.
- Zaprowadzisz mnie tam?
- Nie mogĂŞ CiĂŞ tam zaprowadziĂŚ. Chodzi wÂłaÂśnie o to aby podejrzenia nie padÂły na mnie. Ten sklep to sklep z artykuÂłami elektrycznymi. Sprzedaje radia, krótkofalówki, telewizory, magnetowidy... takie tam.
MĂŞÂżczyzna usmiechaÂł sie do ciebie. WidaĂŚ chyba miaÂł problem z znalezieniem kogoÂś takiego jak ty.
- Jare jare ... niech ci bĂŞdzie ... podrapaÂłem siĂŞ za gÂłowĂŞ. Zacz¹³em wiec czekaĂŚ na kolejna instrukcje o mojej misji, nie wiedziaÂłem gdzie to siĂŞ znajduje czekaÂłem przynajmniej Âżeby mi wskazaÂł który to sklep bo ich jest od groma.

//Podaj link gdzie dalej bĂŞdĂŞ pisaĂŚ//
-Znajdziesz ten sklep bez przeszkód. Jest niedaleko rezydencji Raikage. Nad wejÂściem wisi wielki ÂżóÂłty bilbord z japoĂąskimi znakami. Na pewno znajdziesz. Ale pamiĂŞtaj nie znamy siĂŞ. Po wykonaniu roboty podejdÂź pod bramĂŞ. Najlepiej zmieĂą wyglÂąd o ile potrafisz... no chyba, ze wymyÂślisz coÂś bÂłyskotliwego czym nie bĂŞdzie interesowaÂła siĂŞ policja. Powodzenia.
Kiedy mĂŞÂżczyzna poÂżegnaÂł siĂŞ poszedÂł w stronĂŞ Kumo, ale nie do gÂłównego wejÂścia tylko do tego mniejszego na tyÂłach miasta.

// DojdÂź do Kumo i wejdÂź do sklepu, tam czekaj na mój post
http://www.shinnobirpg.rp...139187#139187//
- Dobrze wiec ... postaram sie znalesc. Gdy czÂłowiek odszedl zrobiÂłem dokÂładnie to samo co on ... ruszylem w stronĂŞ wioski której jeszcze nie znalem i nigdy nie odwiedziÂłem. Lecz zawsze musi byĂŚ ten pierwsze raz. PodrapaÂłem siĂŞ za gÂłowĂŞ i schowaÂłem jedna dÂłoĂą do kieszenie po czym ruszylem przed siebie. NMM
Armor zboczyła nieco z kursu w drodze do OtoGakure. Zrobiła to z całkowitą premedytacją. Musiała gdzieś na chwilę przycupnąć i pozbierać swoje zagmatwane myśli. Robiła głębokie, systematyczne oddechy. Przymknęła oczy, pozwalając by wiatr omywał jej postać, niczym miał by zabrać ze sobą złe myśli, targając delikatnie włosy. Odpoczywała.
Spokój, cisza... typowy błogostan, jaki ogarnął Armor był tym, czego potrzebowała. Ptaki ćwierkały, słoneczko świeciło... i byłoby tak spokojnie, gdyby nie...
Ziemia za Armor zaczęła się powoli ruszać... jakby się wybrzuszała bezszelestnie. Niektóre kamienne, inne błotne górki zaczęły przypominać kształtami ludzi... po chwili za Jouninką stało 5 ludzi... obdartuchy, nieregularna banda. Bez żadnego dźwięku powoli podeszli do dziewczyny od tyłu... i atak!
Najpierw dwóch ludzi, trzymających łańcuch zaczęło ją wiązać... byli bardzo szybcy, białowłosa nie miała szans na obronę. Potem kolejny, już trzeci zaczął ją podduszać własnym łańcuchem, a pozostała dwójka pilnowała, aby nie stawiała za dużego oporu.
Wszyscy byli za nią, nie widziała napastników! Co się działo?! To wszystko trwało zaledwie kilka sekund.
- Nie stawiaj się, to włos z głowy Ci nie spadnie... - warknął jeden z nich, trzymając łańcuch wokół szyi przedstawicielki klanu Sabataya.

_____________________

Sytuacja wygląda prosto: Siedzisz na kamieniu, związana łańcuchem od wysokości bioder prawie do obojczyków. Poza tym ktoś pilnuje, abyś nie oddychała zbyt głęboko. Jesteś pilnowana także z większej odległości przez dwójkę bandziorów, gotowych trzasnąć Cię ich prowizoryczną bronią obduchową.

Zasady? Jesteś dużą dziewczynką, w dodatku ogarniętą itd. Wymienianie zasad chyba jest stratą czasu

Powodzenia
Nie spodziewała się ataku. Pochwycona, zachowała cały spokój, otwierając swe szkarłatne oczy, spoglądała na przeciwników za nią, używając swego DouJutsu. Nie pragnęła walki, chwilowo oceniała sytuację. -Nie rozumiem, musiała zajść jakaś pomyłka. Dlaczego mnie atakujecie?- Zapytała nieco naiwnie swoich napastników. Jednak wierzyła że może faktycznie z kimś ją pomylili. Jej położenie nie było zbyt dobre. Czekała na rozwój wydarzeń. Liczyła na swoją jak dotychczas, niezawodną obronę w postaci Sakura Kai. Puki nic nie robiła, wedle słów jednego z nich, nic jej nie powinno się stać, dlatego dostosowała się do żądań.
- Grzeczna dziewczynka - odparł niegrzecznym, obleśnym, lekceważącym tonem Stojący za nią mężczyzna, ubrany w skórzaną, wytartą kamizelkę, spodnie i klapki. Wszyscy wyglądali mniej więcej podobnie.. stare ubrania, prosta broń.
- A teraz pójdziesz z nami! - dodał szybko niskim, tubalnym głosem największy z nich, łysy, ciemnoskóry. Nie uwzględniając żadnych norm moralnych, nie patrząc, że to kobieta, nie patrząc, że to żywa istota, "pomogli" jej wstać. Jej oczy zostały zawiązane i zaczęli iść. Ostre kamienie, błoto, patyki.. potem miękka ziemia, trawa, liście. Takie oto bodźce wyczuć mogła uprowadzona Sabataya. Po dość długim marszu, podczas którego brudasy rozmawiały między sobą na tyle cicho i niewyraźnie, prawdopodobnie, posługując się swoim slangiem, aby dziewczyna ich nie zrozumiała.
W końcu dotarli do jakiejś wielkiej skały, być może skalnego wzgórza o pionowych ścianach, na którym stał piękny, elegancki , wytworny budynek, strzelisty, a mimo to sprawiający pozory niezdobytej, ciężkiej fortecy w kolorze szarości. Zatrzymali się przed skałą.. niby taką, jak inne, ale jeden z oprychów nacisnął ukryty guzik, ujawniając tajne przejście. Labirynt korytarzy, oświetlanych jedynie przez pochodnie, nierówny teren, przez który Armor wiele razy by się wywróciła, podtrzymywana mocno przez łańcuchy. W końcu, wystrój wnętrz zmienił się na bardziej ingerowany przez człowieka. Zimne, nieczułe ściany i lochy. W każdym z więzień siedzieli mężczyźni. Sponiewierani, zaniedbani, brudni. Z ich oczu bił ból, tęsknota, strach i głód.
Schody.
Kolejne piętra były mijane, w pewnym momencie wielka brama z drewna z metalowymi okuciami z ostrymi ćwiekami... na pewno brama główna. kolejne piętra, aż dotarli do pięknie przyozdobionych mozaikami z kolorowych kamyków korytarzy cudnego pałacu. Jeszcze ze dwa zakręty...
Jeden ze zbirów przekręcił klucz w pięknych, dość dużych, drewnianych drzwiach i po zdjęciu łańcuchów natychmiast wepchnął do środka kobietę, zamykając za nią drzwi na klucz. W środku na poduszkach, pufach, fotelach siedziało mnóstwo innych kobiet najróżniejszej urody, ubrane w różne piękne, kolorowe ubrania. Fontanna pośrodku, zapach kadzideł wokoło. Wszystkie siedziały cicho, patrząc z ubolewaniem, smutkiem na nowa lokatorkę.
Armor zdjęła z oczu tę wstrętną przepaskę, która ani trochę nie spełniała swojego zadnia, a to za sprawą jej szkarłatnych oczu. Zgromadzone tu kobiety nie dodały jej otuchy. Dłonią przejechała w miejscach gdzie skrępowana była łańcuchami. Jej delikatna skóra nie przywykła do takiego traktowania. -Co to za miejsce? Czego oni chcą?- Zapytała zgromadzone tu kobiety. Wszystko to przypominało jej jakiś harem albo inne tego typu miejsca gdzie wykorzystuje się kobiety... Liczyła na ich odpowiedź i pomoc, w przeciwnym wypadku, będzie zdana na samą siebie. Nie miała czasu by tu siedzieć.
Smutne kobiety dalej milczały. Patrzyły jedna na drugą, aż w końcu jedna, ciemnowłosa piękność o zielonych oczach, ubrana w lekkie, zielone, zwiewne ciuchy, osłaniające nogi, zostawiając brzuch goły i wyżej zasłaniające, co powinny. Piękne ubranie, ale w oczach kobiet nie było to nic innego, jak więzienny mundurek. Siedziała na brzegu fontanny, wyłożonej różnego odcienia błękitnymi kafelkami i patrzyła w jakiś martwy punkt na ziemi.
- Pałac Ketarashi. To byli zwykli łowcy niewolników na usługach Lorda Keratashi... my... - wskazała wzrokiem całą salę i po chwili... jakby zamyślenia, smutnej refleksji, jednej z wielu odwróciła się ponownie do Armor - My jesteśmy jego niewolnicami, jego własnością. Jego słowo jest dla nas rozkazem. Na jego skinienie udajemy się razem z jego gośćmi do ich pałacu, jako zakupiony towar, bądź... - nie dokończyła. Odwróciła głowę w stronę wody... chłodnej, krystalicznie czystej wody o łamiącej światło tafli.
Wszystkie inne kobiety rozmawiały cichutko między sobą, nie chcąc przerywać tej żałobnej ciszy w tym więzieniu przepychu. Miały tu wszelakie luksusy! A jednak nie dawały im żadnej radości... kobiet było chyba z 50... każda jedna piękniejsza od poprzedniej, a jednak żadna nie ustępowała drugiej.
Nagle, klucz w zamku ponownie się przekręcił, wrota się otwarły i na salę wbiegło czterech strażników, ubranych w luźne spodnie, o łososiowym kolorze, oraz tylko i wyłącznie głowy były owinięte tego samego koloru materiałem, dając miejsce tylko na oczy. Dobrze zbudowani, uzbrojeni w włócznie. Zaraz potem, echem niósł się lekki stukot, powolnego, spokojnego kroku. W drzwiach ukazał się średniego wzrostu mężczyzna, po budowie wyglądający, jakby miał za dużo pieniędzy i spoglądając w ziemię swoich stóp by nie widział. Długa, siwiejąca broda, lekki makijaż oczu i wykwintny, biało-błękitny strój z turbanem, ozdobionym pięknym, czerwonym piórem. Do jego wykwintnej, majestatycznej osoby nie pasował pewien szczegół... Parasol.
Parasol dobrze znany białowłosej, bo jej własny. Wtedy zorientowała się, ze nie ma przy sobie sprzętu... ale kiedy? Jak? Tamta hołota znała się na sztuce kradzieży z tego wynika... nawet nie zauważyła, jak oni to wszystko chowali.
- Shinnobi. - skomentował krótko. - no, jesteś najjaśniejszą perłą w moim haremie, moja droga. - stwierdził prosto. Ludzie jego pokroju nie przebierali w słowach, rozmawiając ze swoją własnością. Nie bał się? Pewno mógł się nie bać, nawet widząc tutaj ninja.
Pstryknął palcami, a dwie kobiety niemal rzuciły się na szafy, pudła i innego rodzaju schowki na ubrania, dobierając piękne szaty, pasujące do nowej kobiety.
- Szykuj się. Masz ładnie wyglądać na kolacji. - stwierdził, wyszedł, a straże za nim, zamykając drzwi na klucz. Kobiety zaś niemal usilnie rozbierały damę, chcąc ubrać ją w wybrane ciuchy. Typowy efekt strachu... biedne kobiety.
Wysłuchała słów kobiety, cała otoczka, tego złudnego piękna, była tylko iluzją dla piekła jakie się tu działo. Ale Armor nie była głupia, chciała najpierw zebrać więcej informacji. Gdy weszli mężczyźni, nie odezwała się do nich słowem. Uśmiechnęła się tylko lekko, serdecznie, lecz była to tylko poza nie szczery uśmiech. Gdy odeszli Armor, pozwoliła kobietą dać się przebrać. Zostawiła tutaj większość swojego sprzętu, łuk, strzały, shurikeny, zwoje, zestaw medyczny i inne. Nie była głupia, zostawiła tu całą broń, oni spodziewali się podstępu ze strony Kunoichi, a ta postanowiła zagrać w ich grę. Widząc reakcję, zretoryzowanych kobiet, im również nie mogła ufać. Były zastraszone, uległe i złamano im ducha walki. Nie miała czasu szukać tu sojuszniczek, bo w tym licznym gronie i tak znalazła by się jedna, która zniszczyła by całą rebelie, wy zdradziła by podstęp. Tak więc Sabataya była zdana na własne siły. Gdy była już obrana, wyszykowana, ręką przeczesywała swoje długie, śnieżnobiałe włosy. Swe ubranie poskładała i złożyła wraz ze sprzętem, w miarę bezpiecznym koncie. Przybrała maskę, bez uczuciowej wojowniczki, a jej szkarłatne oczy nadal płonęły wewnętrznym blaskiem, blaskiem, którego mieszkańcy Wioski Ukrytej Mgły bali się jak diabła.
Przebrana Armor czekała... bo co miałaby innego robić? Minęło może 20 minut, gdy nagle klucz się przekręcił. Kobiety odruchowo się wzdrygnęły, ale nie Armor. o, nie! To baba z jajami, jak to się mówi i czekała. Do pokoju po raz kolejny weszło 4 strażników i... ktoś też bogato ubrany, ale nie Ketarashi.
- Czcigodny Pan Ketarashi oczekuje Ciebie, białowłosa. - ukłonił się, obwieszczając cel wizyty kulturalnie, lecz na tym się grzeczności skończyły. Posłał dwóch strażników, wskazując dziewczynę palcem, a oni złapali ją mocno za ręce i wyprowadzili z pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Prowadzili ją do innych, ładniejszych drzwi... otwarły się, a oczom Sabatayi ukazał się bogato obłożony różnymi smakołykami stół... niezbyt długi. Na jednym z końców na pięknym fotelu siedział Ketarashi, odziany jeszcze dostojniej w biel.
- Ach! Jesteś! Wyglądasz uroczo, siadaj proszę - wskazał miejsce naprzeciw niego. Oczywiście w męczącej czynności chodzenia wyręczyli ją strażnicy, niemal sadzając na uboższym, ale ładnym i wygodnym miejscu.
- Częstuj się. - powiedział, biorąc się za jedzenie. Dwóch strażników nie opuszczało Armor, pilnując, aby "nie robiła nic głupiego" a kolejna dwójka pilnowała drzwi.
- Wiesz.. - zaczął, przełykając kawałek kuropatwy... nawyki przy stole miał dobre.. dobrze wychowany szlachcic... szkoda, że świnia. - Takiej kobiety, jak Ty jeszcze nie widziałem. Jesteś na prawdę najciekawszą osobą w moim haremie. Urzekła mnie twa uroda, konkubino. - nie ma to, jak do pięknego komplementu zawieśniaczyć, aby ukazać swoją wyższość nad kimś innym. - zastanawiałem się... i nadal zastanawiam... bo jest kilka opcji. Albo sprzedam cię komuś i jemu będziesz niewolnicą, albo pozostaniesz u mnie i będziesz spełniać moje zachcianki... albo mnie poślubisz, będziesz panią domu, zrodzisz mi wspaniałych potomków i... będziesz żyła, jak królowa. - stwierdził otwarcie. - ale wszystko w swoim czasie. Jak cię zwą, kobieto? - spytał, opierając się łokciem o stół i przeżuwając kolejny kawałek soczystego mięsa. Dziwny był z niego gość. Zawsze wszystko miał, to czemu miałby być grzeczny? Czekał niecierpliwie na odpowiedź, a straż stała, jak kamienne posągi.
Piękny pokój, jasno oświetlony dużymi oknami był przestronny, ozdobny i pełny zieleni. Prawie jak ogródek w budynku. Palmy, fikusy, krzaki, drzewka... a zapach pokoju był urzekający. Nie brak mu pieniędzy, to na pewno.
Armor wprowadzona dość brutalnie do sali, posadzona na krześle nie czuła się jak dama. Wszak nikt jej w życiu jeszcze tak nie potraktował, tak przedmiotowo. Spojrzała na suto zastawiony stół. Nie była jednak głodna, zrobiła kilka małych łyków, czerwonego wina, w subtelny i kobiecy sposób pozwalając by jej kobiece wdzięki, atuty i uroda przemawiały za nią. Ujęła w ręce jedwabną chustkę wycierając sobie w dość teatralny sposób usta. -Zwą mnie Armor, Armor z domu Sabataya.- Oznajmiła krótko melodyjnym głosem młoda białowłosa. Obejrzała obydwu strażników kącikiem oczu, jednak była to tylko marna pokazówka, oni nie wiedzieli że widzi "wszystko". -Uwierz mi że zrobisz co zechcesz, ale najpierw, skoro sprzyjają nam tak urocze warunki do rozmowy, może opowiesz coś o sobie Panie Ketarashi?- Nie była puki co negatywnie nastawiona, bawiła ją ta cała sytuacja. Dawno nie jadła posiłku w takich warunkach, właściwie to nigdy. Arystokracja miała swoje plusy.
Ketarashi nie ukrywał zadowolenia zachowaniem Armor, acz... nie tego się spodziewał. Odetchnął szybciej, chaotyczniej, ale wrócił do siebie.
- No, proszę... nie wiedziałem, że z ciebie takie ziółko! - zaczął z entuzjazmem, po czym spoważniał nagle, wstał, opierając się o stół - jednak nie takiego zachowania oczekiwałem od przyszłej żony. Wyglądałaś na skromną, grzeczną, elegancką i dostojną kobietę. Nie jesteś taka, jak mi się zdawało... - wtedy minę rozluźnił, przybierając niemal olewający wygląd - Ale... - machnął ręką - nieważne. Dla tak urodziwej kobiety też się znajdzie miejsce... których mam tu wiele - skończył, siadając i zabierając się za jedzenie. - póki co, smacznego. - dodał i zabrał się w ciszy za jedzenie. Po krótkim czasie jęknął, jakby mu się coś przypomniało.
- A, właśnie! Pytałaś o mnie, więc opowiem ci. Jak już wiesz, jestem Ketarashi, Jituo Ketarashi. - wstał i rozłożył ręce - to! Ten zamek, wszystkie jego bogactwa i wszystko, oraz wszyscy wewnątrz są moją własnością! Moje bogactwo sięga wyżej, niż niejedna wioska Shinnobi! Moja wola jest rozkazem na całym świecie, moje słowa są muzyką dla wszystkich słuchaczy, mój byt jest nagrodą i darem dla świata od istot boskich! - określił krótko długobrody mężczyzna, po czym wskazał na białowłosą - ty też należysz od teraz do mnie, moja wola jest twoją wolą. - dodał, siadając z powrotem. Lubił pojeść. Już milczał, jednak czekał na słowa nowej konkubiny, co jakiś czas na nią spoglądając.
Armor oparła łokcie o blat stołu, opierając podbródek o własne dłonie. Wysłuchała wszystkiego z uwaga, na koniec wywracając niezauważalnie oczyma. Nie jednego "boga" już w swym życiu spotkała, a mimo to on nie dorastał im do pięt. -Zapomniałeś dodać że jestem dobrą aktorka, ale nie ważne.- Oznajmiła lekko szyderczym acz niesamowicie naturalnym głosem. Bardzo ją bawiło to całe przedstawienie. W szczególności gdy spotyka się szaleńca o tak rozbujanym ego. -Widzisz, mimo że jesteś tak wszechmocny, obawiasz się mnie, bo po co była by Ci ta cała straż, czyhająca na każdy mój ruch? Nie umiesz również zabiegać o względy kobiety, dlatego żadna nie będzie z tobą szczęśliwa chodź byś i obsypywał je perłami i brylantami całego świata.- Odpowiedziała poważnym tonem, wyprostowała się, robiąc kolejny łyk czerwonego wina. Nasłuchała się już dość o jego potędze i władzy. A mimo to chciała mu zrobić na złość. -Nie zrozum mnie źle, ale porwałeś się z motyką na słońce. Twoja wola nic dla mnie nie znaczy. Jestem Sage trzech wiosek Shinobi, posiadam więcej wpływów i znajomości niż Ci się może wydawać, maluszku. Konoha, Suna, Kumo, Kiri, Iwa, Kusa, Taki, Oto, wszystkie te wioski stoją po mojej stronie, znam osobiście wszystkich sage i kage tych wiosek, więc jaką wartość ma twoje bogactwo, wobec niezwierzonej potęgi militarnej, wobec shinobi, ty marny człowieczku? Chodź byś miał cały świat, my możemy go obrócić w perzynę, nim zdążysz mrugnąć. To by było na tyle odnoście twej władzy. Ja sama, jestem tu, bo mi to puki co nie przeszkadza, taka jest prawda, o niesamowity.- Och ile radości dały jej te słowa, jak mogła zmieszać z błotem jednego małego człeczynę. W razie jakiegokolwiek Ataku Armor, zastosuje swą niezawodną technikę Sakura Kai dzięki której rozpadnie się na setki małych, białych płatków wiśni, odradzając się w dowolnym miejscu bez szwanku. Cały czas również ma aktywne swoje DOUJUTSU, więc jeśli miało by dojść do walki, ona będzie miała czas na reakcję. (Tano, jeżeli dojdzie do walki Taj, proszę daj mi ją opisać w następnym poście, to zależy czy oni coś zrobią czy nie, ale Armor w razie ich inicjatywy, będzie się broniła jak Lwica. ).
Oj tak... ten jegomość nie znosił sprzeciwu. Mimika jego twarzy, ciała... każdy jego mięsień aż wrzeszczał w pragnieniu zatłuczenia kobiety. Machnął nerwowo, energicznie ręką, patrząc zawistnie na białowłosą, a dwóch strażników zamachnęli się, chcąc ją uderzyć. Jednak w chwili, gdy tylko ich ciała dotknęły skóry Sabatayi, ona rozsypała się na płatki wiśni, które skupiły się pod ścianą. pomiędzy stołem, a wejściem.
Straże wyciągnęły automatycznie broń i co jakiś czas spoglądali na szefa.
- No co tak sterczycie? Przynieść mi jej głowę! Już! - ryknął, wskazując obiekt nienawiści, intruzja w jego ogrodzie rozkoszy. Czterech brutali wyciągnęło miecze.. podobne do maczet, toporne, jednak czyste i eleganckie... i rzucili się na Armor.
Pierwszy z jej lewej chciał zaatakować od zewnętrznej, kolejny na prawo chciał ją rozpłatać z góry na dół, trzeci nabić na ostrze, a czwarty, jak lustrzane odbicie pierwszego.
Armor nie czekała ani chwili, pierwsza ruszając do ataku. Była pozbawiona swych broni, nie miała również czasu na stosowanie GenJutsu czy NinJutsu, tak więc zdała się całkowicie na ruchy TaiJutsu. Podbiegła do pierwszego strażnika od swojej lewej strony, który był jej najbliżej, wykonując Konoha Shoufuu, czyli proste kopnięcie z dołu ku gorze, za pomocą wyprostowanej nogi, ma to na celu wybicie broni ów przeciwnika wysoko do góry, pozbawiając go oręża. Zaraz po tym, błyskawicznie atakuje go Hando Ouda, czyli uderzeniem za pomocą, dwóch otwartych dłoni. Pozornie słabe uderzenie, w rzeczywistości, skupiona w dłoniach energia, odrzuca przeciwnika na kilka metrów, może połamać mu żebra, jak również spowodować problemy z oddychaniem. Użyła to by pchnąć rywala na stojącego za nim, kompana. Trwało to może kilka sekund tak więc, wskoczyła szybkim susem na wysoki sufit, kucając na nim. Ponieważ jest to około 7 metrów, nie powinni jej dosięgnąć mieczami. W razie ataków, ze strony rywali, Armor gotowa jest wykonać uniki i odskoki, w ostateczności, wycofa się od razu na sufit.

Chakra: 2890-800=2090.
Piękny atak, udany w stu procentach... szkoda tylko zwiewnych, ślicznych, białych, jedwabnych spodni, naciętych przez wojownika stojącego obok, który trafił w ubranie podczas odskoku. Armor stała na ścianie. Gdy jeden z wojowników rzucił mieczem, a potrafił rzucać, odskoczyła, a miecz wbił się w ścianę. Następni szykowali się do rzutu.
- Nie uciekniesz! - krzyknął gruby, wzywając posiłki pilotem. Patrząc przez ściany, dziewczyna zauważyła, ze z całego pałacu zbierają się wszyscy strażnicy... około 50 chłopa!
Musiała działać szybko.
Armor nie miała czasu do stracenia. Rzuciła się do biegu po ścianie, tak by nie trafili jej kolejnymi mieczami. Składała wówczas pieczęci, (aż trzy ), po których nastąpiła rzecz niesamowita w tej sali. Ogromnie ilości wody, pojawiły się zupełnie znikąd (tak tak to technika drugiego Hokage). Suijinheki Suiton w istocie przyzywało niesamowite wręcz ilości wody, która w budynku, miała nie tyle spełniać funkcję ściany wody do obrony, co zmycia i zatopienia wszystkich w niej znajdujących się. Armor, mocno skupiwszy chakrę w stopach, trzymała się jak najwyżej, by samej nie dać się porwać fali wody, którą stworzyła. Gotowa do uników i obrony jak zawsze.
Żaden atak ochrony się nie sprawdził. Ponadto Shinnobi dźwięku z korzeniami w Kiri, która pokochała RaiKage, a RaiKage pokochał ją użyła Suitonu, aby się bronić. Gdy tylko Wykonała Jutsu, drzwi do pokoju się otwarły, wlewając żołnierzy... ale... natknęli się na wylewającą wodę. Hektolitry wody, które chciały się wydostać na zewnątrz. Woda porwała wszystkich, wylewając się drzwiami i oknami, jednocześnie utrzymując niezmienny poziom wody w pomieszczeniu, dzięki któremu Armor była bezpieczna.
- AAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaa...! - usłyszała... to krzyk Ketarashi wypływającego przez okno... ostatnie jego tchnienie. Okna pożarły też 7 jego strażników. Woda zdmuchnęła wszystko z pokoju, a na korytarzu przed pokojem leżeli zwijający się, wstający strażnicy... było ich ponad 40. W ścianę były wbite piękne, lśniące i ostre, jak brzytwa miecze... Jatagany. Dobra broń, lekka, szybka i mordercza. A przeciwników sporo, którzy wstawali i czuli się coraz lepiej.
Armor nie miała ani czasu, ani ochoty babrać się z tymi człowieczkami, splunęła więc na swe dłonie, a ślina na nich, zmieniła się w wielkie wodne kule, które krótko po tym, przeistoczyły się w wodne bestie, węże, o wodnistej strukturze, jednak śmiertelnie niebezpieczne ze względu na ostre zęby jak i wysoką wytrzymałość. -Skoro woda nie zmyła waszych grzechów, czas a sąd boży! Jeżeli przeżyjecie, to znak od boga, że taka jego wola!- To powiedziawszy, napuściła na niegodziwców, cztery swe bestie. Sama zaś wyjęła wbitą broń ze ściany i ruszyła w pościg, za wielkim panem, który, niechcący wypadł jej przez okno.

Chakra: 2090-200=1890; 1890-4*250=890.

Suishuu Gorugon [ Suiton ]
Ta technika pozwala nam na wytworzenie sporej ilości wody i przekształceniu jej w bestie przypominającą węża. Ten że wąż ma ostre kły , szybko się porusza oraz automatycznie się regeneruje po zwykłych uderzeniach , ma dwie wady , może atakować tylko jeden cel na raz oraz natychmiastowo znika trafiony ognistą techniką.
Wężowate stwory zaatakowały bez wahania na niespodziewających się takiego widoku, spanikowanych, osłupiałych wojowników. To trwało sekundy... bestie z wody uderzyły z impetem, kompletnie rozrywając ciała niektórych, niektórych pozbawiając kończyn, uosabiając tym samym ich fatum, ich kata. Śmierć i pożoga. Nikt nie przeżył ataku.
W tym samym momencie Armor chwyciła za broń i doskoczyła do okna. już miała wyskoczyć, kiedy zobaczyła, że od ziemi dzieli ją chyba z 200 metrów. Dojrzała na samym dole, na niegościnnych, twardych, starych i gładkich skałach zakrwawionego, martwego Ketarashi. Zimny trup. Mokry pokój, mokra podłoga... ciągle było słychać kapiącą wodę po spustoszonym pomieszczeniu. Co teraz? Mogła się wydostać... ale kobiety! A ci biedni mężczyźni w lochach? Pomoże im, czy zostawi?
Straż została rozgromiona, tak samo jak ich wszechmocny władca. Armor, szybkim biegiem wróciła do komnaty gdzie były przetrzymywane kobiety. Oczywiście była cały czas czujna, zwarta i gotowa do ataków i ewentualnych uników/obrony. Miała dość tego miejsca. Puściła swe wężowe twory przodem, co by ewentualnie dokończyły dzieła, które rozpoczęły lub podobijały niedobitków i konających. Chciała znaleźć swoje ubranie i rzeczy, przebrać się. Uwolnić wszystkich więźniów, jak również, złupić co się dało po drodze. Małe pamiątki nie zaszkodzą. Przygarnęła również ów ostrze, które obecnie ściskała pewnie w dłoni. Jeżeli wszystko zostanie wykonane bez większych komplikacji, to zwyczajnie opuści to miejsce, wracając do domu.
Otwarła drzwi do pokoju, gdzie przetrzymywane były kobiety... były wolne. Udały się za Armor, będąc cicho, aby nie zwołać nikogo... na wszelki wypadek. Nie odstępowały jej na krok. Po drodze znalazła zbrojownię, gdzie znalazła swój sprzęt, który nie został jeszcze schowany do kasetek... nie było czasu na otwieranie ich... ktoś mógł tu przyjść.
Szły dalej, aż do wyjścia głównego. Białowłosa dzięki swym oczom dostrzegła przed bramą dwóch strażników. Wtem, jedna z kobiet ją zaczepiła, szepcząc.
- Proszę... uwolnij nasze rodziny... ojcowie, mężowie, bracia... są wszystkim, co mamy... nie wiemy, gdzie ich trzymają, ale na pewno gdzieś nisko... proszę, pomóż nam - błagalny, rozpaczliwy ton jej głosu był swego rodzaju urzekający. Jeszcze tańczące w jej oczach łzy... Co zrobi Sabataya?
Armor ulitowała się nad kobietą jak również nad pozostałymi. Nic nie powiedziała, tylko skinęła lekko głową, na znak zgody. Najpierw chciała się rozeznać w terenie. Skupiła swój krwisto czerwony wzrok, zaglądając na niższe poziomy, na wszystkie podziemne kondygnacje. Celem rozeznania się, gdzie znajdują się rodziny tych kobiet, czy są tam jacyś strażnicy lub inne przeszkody. Gdy już to zrobiła, zeszła na dół pozostawiając kobiety w bezpiecznym miejscu.
Sprawa wyglądała prosto. Przy lochach, które już wcześniej mijała... siedziało pięciu zbirów, którzy ją tutaj porwali. W celach siedzieli zmarnowani mężczyźni, pogodzeni ze swoim losem.
Widząc już co i jak, nakazała kobietom zostać tu i być cicho, a sama powoli schodziła na dół. Tuż przed wejściem do niegościnnych, zimnych lochów stanęła i miała chwilę, aby pomyśleć, co dalej.
Armor zakradła się cicho, bezszelestnie jak to tylko shinobi wioski ukrytej we mgle potrafili. Gdy jej rywale byli już w zasięgu rażenia, ta wyjęła jeden kunai z przygotowaną wybuchową notką. Cisnęła nią w zbirów chowając się, by jej nie namierzyli. Obserwowała ich swoimi szkarłatnymi oczyma cały czas. Gotowa do obrony i ataku jak zawsze, w dłoni pewnie ściskała miecz.
Łapserdaki siedziały sobie spokojnie, gadając luźno między sobą, kiedy nagle usłyszeli świst przecinanego powietrza, a siedzący tyłem do dziewczyny hultaj po chwili zobaczył, jak obok jego głowy leci kunai z notką wybuchową. Dla niego te ułamki sekund trwały całymi godzinami. Niczym w zwolnionym tempie, zdążył tylko rozszerzyć przerażone oczy i syknąć:
- Ku...! - nie dokończył, gdyż notka została zdetonowana, a on i jego kompan, stojący obok przy ścianie zostali pochłonięci przez ogień...
Armor po dłuższej chwili wystawiła głowę zza winkla i zobaczyła, jak sprawa wygląda... dwa trupy wśród oprawców i ciężko ranny więzień. Nie przemyślała chyba do końca swojego działania... ale zaraz... tylko 2? Było ich przecież 5!
Wtem zobaczyła za sobą wyskakującego ze ściany mężczyznę, warczącego wściekle, który chciał ją pochwycić. To samo nad nią! A spod ziemi wyskoczyły ręce, które pochwyciły ją za nogi.
Miała może kilka sekund na obronę.
Armor nie widząc innego wyjścia przygotowała się na najgorsze [cenzura] mieczem w ręce które ją trzymały z podziemi. Chciała mu uciąć te paskudne łapska. Jeśli jej się to uda, to rzuci się do przodu, padem, by uniknąć zderzenia lub pochwycenia z pozostałą dwójką. Jeśli jej się to uda, to po wykonaniu fikołka, szybko staje, wyjmując X shurikenów i rzuca nimi w rywali. Pamięta cały czas o standardowych unikach, odskokach i machaniu mieczem. W razie potrzeby zastosuje również Sakura Kai.
Jak zapewne już wiesz, od teraz to jest moje konto MG.

Prosty plan. Pocięcie rąk nie było trudne, przez co szybko uwolniła się z uchwytu i rzuciła w przód. Niestety, wrogowie byli zbyt blisko i padli na jej nogi, przez co upadła na ziemię, przygnieciona dwoma Shinnobi.
Wtem, jeden z nich wyciągnął kastety bojowe i naładował je chakrą fuutonu... miał najwyraźniej także tą chakrę. Gdy tylko zadał cios... Armor rozsypała się na płatki wiśni i zmaterializowała za nimi... nie wiedzieli, co się działo! Ponadto, wrzeszczący zbir bez dłoni wyszedł z ziemi, patrząc na ranne ręce i krzycząc boleśnie. To była wielka szansa!
Armor ścisnęła rękojeść miecza z całej siły, robiąc szeroki zamach, cięcie, które miało pozbawić rywala głowy. Następnie jej celem było przebicie go mieczem. Te same czynności miała wykonać z pozostałą dwójką. Mężczyzna bez rąk, powinien stanowić najmniejszy problem, natomiast dwaj leżący na ziemi to inna bajka, ale równie bezbronni jak dzieci przeciwko ostrzu w rękach kunoichi!
Pierwszy przeciwnik padł martwy, bezgłowy, przebity na ziemi. W tym samym czasie, pozostała dwójka szybko zbierała się z ziemi, aby móc walczyć. Niestety, to była tylko hołota, wywalona z akademii ninja w Kumo. Samouki z jednego chyba klanu, które liczyły, że dzięki ich dotonowi nic im się nie stanie. Obaj zginęli szybko. Pierwszy, turlając się w bok natknął się na ostry miecz, a drugi skończył z tym ostrzem wbitym w plecy, gdy próbował wejść w grunt.
Niczym excalibur, zdobyte ostrze stało w skalnej formie, przypominającej człowieka. Bylo po wszystkim. Armor nie widziała już kogokolwiek, kto by jej zaszkodził, ale trzeba było jeszcze uwolnić rodziny i się stąd wydostać! Najlepiej główną bramą...
Armor uwolniła wszystkich więźniów, następnie zaprowadziła do ich kobiet. Tak tak, happy end, szczęśliwe spotkania. Jej uwadze nie umknęły również dwa kastety, które mogły przysporzyć jej tyle biedy, zabrała je ze sobą, chowając do kieszonki na kunaie. Gdy była już na miejscu u góry, przygotowała trzy kunai z notkami, ciskając je u podstawy bramy. Oczywiście wszystko wykonała w bezpiecznej odległości od ludzi, zatrzymując ich by nie podeszli do bramy, jak również by samej nie oberwać. Wybuch powinien zniszczyć bramę jak również "zdmuchnąć" dwóch strażników jej pilnujących.
...

KA-BUM!

Po straszliwym wybuchu rodziny wybiegły z zamku, depcząc ciała konających strażników, skracając ich cierpienia, mimo, że ostatnie sekundy życia były koszmarne.
W zamku została tylko Armor... zrelaksowana po tych ciężkich godzinach... westchnęła i powoli wychodziła, gdy... grunt zaczął się trząść... Gdy kawałki skał spadały z budynku, wyskoczyła z zamku, udając się na bezpieczną odległość.
Zamek zaczął się walić, pochłaniając ciała wszystkich strażników. Ostatnie, co widziała, to Ketarashi, gnieciony kawałkami własnej warowni, która w istocie była olbrzymem na glinianych nogach... niedługo to trwało, kiedy zamek zniknął z powierzchni ziemi.

_______________________________

40Pch + 4 pkty do stat + 2 kastety = pula nagród z przygody. Liczę, że się podobało. Było to banalne zadanie rangi C.

Dziękuję i do miłego
Armor podziwiała walącą się budowlę z bezpiecznej odległości. Była to żywa metafora tego, jak kruche i niestałe są ludzkie władze na ziemi. Człowiek, który szczycił się niemal boskim mianem, teraz, był pochowany w gruzach swojej niegdyś wspaniałej potęgi. Armor wyjęła swój parasol, ruszając spacerowym krokiem do domu. Do OtoGakure, gdzie czekał na nią jej mężczyzna, córeczka, wraz z resztą cudownej rodziny. [nie ma mnie!]
Atsui już wiedział co go czeka. Właśnie dlatego postanowił przygotować się, już podczas trwania tej długiej podróży. A może po prostu chciał nie myśleć nad ostatnimi wydarzeniami? Wraz z kolejnym smokiem, przywołany został ekwipunek. Wpierw założył zwyczajną koszulę, którą następnie przykrył koszulką kolczą, pozwalając się opleść drutowi. Następnie założył numer większą kamizelkę, aby dodatkowo chroniła górne partię ciała. Teraz przyszedł czas na ochraniacze dłoni, skrzętnie skryte pod rękawiczkami. A na końcu cudo techniki- najlżejsza, ale i najlepiej wykonana zbroja. Czuł się prawie nieśmiertelnie. Nie chciał jednak być nieruchomym celem, dlatego zdjął ciężarki. Ostatnie co zostało, to narzucić imitację płaszcza akatsuki, ignorując założone wcześniej bandaże. Nie krępują ruchów, a uchronią ścięgna. Następnie przesiadł się na większego, czy to srebrnego czy błękitnego smoka, wskazując palcem tylko jeden cel... Kumo.

[nmm]
Wędrowała przez tą nieprzystępną okolicę, wpatrując się krytycznym wzrokiem w cóż tu długo ukrywać, niezbyt piękny krajobraz. Wyschnięta, popękana ziemia chrzęściła nieprzyjemnie pod butami dziewczyny. Miki raz po raz spoglądała na tą jałową glebę, kręcąc głową. Niezbyt podobało jej się to miejsce, lecz musiała przebyć tą okolicę, by dostać się do Kiri Gakure. Nie sądziła, że wędrówka może być taka męcząca i nieciekawa. Zastanawiała się, kto może chcieć żyć w tak nieinteresujące, pustej i brzydkiej okolicy... Przyroda tutaj wydawała się całkowicie martwa, jakby wszystko zamarło dawno temu w bezruchu.
Jedynie ona, niewielka istotka ubrana w pomarańcz o zielonych włosach, szła dziarsko przez wyschnięte jezioro, stawiając energicznie kroki. Zawsze gotowa dotrzeć do celu, bez względu na przeszkody.
NMM.