grueneberg
W jednym z loków sklnych znaleziono wąską szczelinę. Kiedy wszeszliśmy głebiej oazało się że przeobraża się w olbrzymią jaskinię, mogącą pomieścić kilka osób. Mimo że na zewnątrz temperatura dawno przekroczyła 40 stopni, grube ściany skalnego bloku dawały miły chłód. Wspaniałe miejsce na schronienie podczas piaskowej zamieci, albo połodnia.
wszed³em do jasklini i zacze³êm swuj trening
Dodane po 28 minutach:
Kage Bunshin no Jutsu
Chce siĂŞ nauczyĂŚ tej techniki
Przemierzaj¹c pustynie pomyœla³em ze to ju¿ najwy¿szy czas aby rozpocz¹Ì trening
Wesz³am wiec do jaskini i rozpocz¹³em trening
Najpierw dla rozgrzewki zrobiĂŞ kilka set pompek i tyle samo przysiadów po czym odrzuciÂłem koszulkĂŞ na bo i zacz¹³em powaÂżny trening
Moja twarz byÂła spokojna miĂŞsnie graÂły mi pod skóra koncentrowaÂłem siĂŞ i zbieraÂłem potrzebna czakre . W caÂłkowitej ciszy nagle krzykiem
- Kage Bunshin no Jutsu- Lecz nic siĂŞ nie wydarzyÂło
*Nie poddam siĂŞ –pomyÂślaÂłem *
SkoncentrowaÂłem siĂŞ zebraÂłem czakre i
- Kage Bunshin no Jutsu. Znowu nic jedynie maÂły dreszcz przesiedl mi po plecach.
Tak mijaÂły mi godziny lecz mimo Âże dawaÂłem z siebie wszystko nie mogÂłem opanowaĂŚ tej techniki
-Musze siĂŞ bardziej postaraĂŚ” dla chcÂącego nie ma nic trudnego Lee” tak zawsze mi powtarzaÂł Gai sensej. *Nie zawiodĂŞ ci Gai Sense zostanĂŞ najwiĂŞkszym Nina-pomyslaÂłem*
Na zewnÂątrz Jaskini zaczĂŞÂło siĂŞ robiĂŚ juÂż ciemno lecz ja tego nie zauwaÂżyÂłem byÂłem caÂłkowicie pochÂłoniĂŞty treningiem . Moje miĂŞsnie byÂły zlane caÂłe potem a moja czakra byÂł na wyczerpaniu
-Jeszcze raz uda mi siĂŞ… wiem ze teraz siĂŞ uda. Kage Bunshin no Jutsu
W moich oczach pojawiÂły siĂŞ Âłzy gdy i ta próba siĂŞ nie powiodÂła
-Nie ma wyjœcia moje miêsnie ju¿ mnie nie s³uchaj¹ i czakry tez ju¿ nie mam musze odpocz¹Ì.
PadÂłem na ziemi i poÂłoÂżyÂłem siĂŞ spaĂŚ aby zregenerowaĂŚ swoje siÂły
Lecz dÂługo nie spaÂłem gdyÂż drĂŞczyÂły mnie koszmary senne iÂż nie jestem godny aby siĂŞ nazywaĂŚ Nina .jeszcze na jawie sÂłyszaÂłem gÂłosy Amidamaru oraz Gaary „jestes Lee wielkie zero” ,”tacy jak ty to chanba dla wioski” „lepiej by byÂło gdybyÂś nigdy siĂŞ nie urodzil cieniasie”
Zacz¹³em szukaĂŚ swojego szczĂŞÂśliwego Kunaj aby jakoÂś odsun¹Ì od siebie te myÂśli lecz nie mogÂłem go znaleŸÌ. ByÂłem tak zmĂŞczony i przejĂŞty treningiem ze caÂłkowicie zapomniaÂłem ze daÂłem go” Hard Mambie!”
Moim oczÂą ukazaÂła siĂŞ wizja maÂłej dzielne dziewczynki z kunaj w dÂłoni i nagle wszystkie gÂłosy znikÂły
WstaÂłem zamkn¹³em oczy widziaÂłem tylko ta dziewczynkĂŞ z kunaj stojÂącÂą na przekór wszystkiemu
SkoncentrowaÂłem siĂŞ tak jak jeszcze nigdy moje myÂśli byÂły czyste od jakich kolwiek uczuĂŚ prócz wiary w siebie i w tom maÂła istotkĂŞ
Czu³em jak w moich p³ucach zbiera siê powietrze poczym wykrzykn¹³em
-Kage Bunshin no Jutsu. Nie odwozyÂłem oczy od razu ale zanim jeszcze to zrobiÂłem to wiedziaÂłem Âże mi siĂŞ powiodÂło
Powieki siĂŞ uniosÂły a moim oczÂą ukazaÂł siĂŞ widok
Setki klonów identycznych do mnie samego KaÂżdy uÂśmiechniĂŞty od ucha do ucha
-Ju chu udaÂło mi siĂŞ naprawdĂŞ mi siĂŞ udaÂło!!!
Poczym padÂłem nie z wyczerpania lecz z braku wody poniewaÂż przez caÂły swój trening nie myÂślaÂłem o jedzeniu ani o piciu
MG : 9pkt
WchodzĂŞ do jaskini rozgladam sie i wychodze
WchodzĂŞ do jaskini.RozglÂądam siĂŞ.Nie zauwarzyÂłem nic co byÂło godne uwagi wiĂŞc wyszedÂłem
<NMM>
WszedÂłem do jaskini i oparÂłem siĂŞ o skaÂły.
wylÂądowaÂłam na skraju jaskini w obÂłoku piasku. ZneutralizowaÂłam skrzdÂła
-Gaara co Ci odbiÂło?!-podbiegÂłam do niego
-To nie waÂżne...
gg mi padÂło
____________________
-jak to nie waÂżne... dla mnie waÂżne... dla mnie jest wszysto waÂżne co dotyczy Ciebie...-powiedziaÂłam cicho ze Âłzami w oczach-dlaczego tak sie zachowujesz...
ide za amy
-richarde?-spojrzaÂłam na niego-proszĂŞ Cie zostaw nas na chwilĂŞ
Nic siê nie odzywam. Zamkn¹³em oczy.
nie wyleczÂą ciĂŞ, nie wiedzÂą jak
no dobra ide nara
NMM
"Wiem o tym Feroxie"-powiedziaÂłem w myÂślach do demona.
podeszÂłam do Gaary
-Gaara ja nie wiem co robiĂŚ-spuÂściÂłam wzrok-chciaÂłabym Ci pomóc ale nie wiem jak... co mam zrobiĂŚ? ZrobiĂŞ wszysto dla Ciebie tylko nie poddawaj siĂŞ demonowi...
-ByÂło dziesiĂŞĂŚ pieczĂŞci, które powstrzymywaÂły demona. ZostaÂły dwie, osiem wytarÂłem. ZrobiÂłem to z wÂłasnej woli, nie kÂłóciÂłem siĂŞ z Feroxem.
Dodane po 2 minutach:
-Wiem co moÂżesz dla mnie zrobiĂŚ. ChodÂźmy do domu. Nie chciaÂłbym przez jakiÂś czas widzieĂŚ Âżadnych goÂści.
-ale dlaczego... dlaczego Âścierasz te pieczĂŞci...-nie wytrzymaÂłam i przytuliÂłam go-Âźle Ci jest tak jak byÂło do tej pory... przecieÂż masz niemal wszystko... czego jeszcze chcesz?
Dodane po 1 minutach:
-aha...-wezwaÂłam MgÂłe-gdzieÂś Ty pijusie siĂŞ po drodze zgubiÂł?-przywitaÂłam go
-kierunki mi siĂŞ pomyliÂły parsknÂą koĂą
pokrĂŞciÂłam gÂłowÂą
-chodÂź Gaara...
WstaÂłem opierajÂąc siĂŞ o skaÂły i poszedÂłem.
wskoczyÂłam na MgÂłe wyciÂągajÂąc rĂŞkĂŞ do Gaary
-chodÂź
Wszed³em jakimœ sposobem. Krew wci¹¿ p³ynê³a z ramienia.
>NMN<
Przychodzi i patrzy w dal, na pustynie.
UsiadÂł po skosie od dziewczyny i obserwowaÂł skaÂły jakby coÂś tam go zaciekawiÂło.
wesz³a do jaskini, by na chwilê odpocz¹Ì od s³oùca
- hey... - przywitaÂła obecnych opierajÂąc siĂŞ o ÂścianĂŞ
po dÂłuÂższej chwili w kobiecie rozpoznaÂła jej nastĂŞpczyniĂŞ, kolejnÂą Kazekage
rzuciÂła jej pogardliwe, zaciekawione spojrzenie i wyszÂła
<NMM>
Wychodzi znudzona
<NMM>
TakÂże wychodzi
<NMM>
wszedÂł do jaskini
widzÂąc Âże nic siĂŞ nie dzieje poszedÂł
WpadÂłem z moim kotem przelotnie w drodze do Iwy.
<NMN>
zajÂżaÂłam do jaskin
"nie ma go tu" wybiegÂłam >NMM<
W samym kocu ciemnej jaskini siĂŞdzi mezczyzna z wielkim dwurecznym mieczem wksztaÂłcie Âłzy na jego klindze widnieje wizerunek kostuch a rekojesic jest zrobiona z kosci ludzkich.
Podbiegam do jaskini i zaczynam siĂŞ skradaĂŚ... Pe³¿nĂŞ po Âścianie tak, aby zbieg w Âżadnym wypadku nie mógÂł mnie zauwaÂżyĂŚ... podkradam siĂŞ do niego w ciemnoÂśc...
Postc wstaÂł i dobyÂła miecza.
-Nie skradaj siĂŞ widze cie ... ale ty nie jestes Lee gdzie sie podziewa ten cienias ??SpytaÂł z drwina w gÂłosie.
-Nie nazywaj Lee cieniasem. Nie dorastasz mu nawet do piĂŞt. MusiaÂł zostaĂŚ w wiosce aby jej pomóĂŚ. A ty masz za zadanie zginÂąc... a ja mam ciĂŞ zabiĂŚ.
Postac wybuchla Smiechem poczym spowaznial .
-To sprubuj cieniasi.postac Stanel w pozycji obronnej
-Zobaczysz jak to umieraĂŚ... kage Bunshin no jutsu!
obok mnie pojawiÂły siĂŞ cztery klony (800ch).
OkrÂązamy przeciwnika i naraz rzucamy siĂŞ do ataku. KaÂżdy z nas wybija siĂŞ i leci z wyciÂągniĂŞtym przed siebie Kunai. Ja i klon który staÂł naprzeciwko mnie krzyczymy "Kaze no yaiba!" i z palca strzelamy silnymi podmuchami (2x150=300).
Po sparowaniu ataku przez zbiega kaÂżdy z nas atakuje w innÂą czêœÌ ciaÂła aby nie mógÂł siĂŞ obroniĂŚ. Prawdziwy ja atakuje ÂściĂŞgno na nodze...
-niezle maÂły .Twuj przeciwnik stowzy dwie tarcze calkowicie go osÂłaniajace tarcze
-Barrera . Twoje postacie udezyÂł w tarcze z tak siÂł ze je rzowaliÂły lecz staÂł siĂŞ coÂś dziwnego z zniszczonych tarczey strzeliÂły pioruny niszczac twoje klony a ciebie raniac w lewe rami. Czujesz iÂż to trafienie nie byÂł dokÂładne bo gdyby tak byl juz byÂś nie zyÂł
Zrzucam bÂłyskawicznie ciĂŞzarki które lekko zapadajÂąsiĂŞ w miĂŞkki piasek.
BiegnĂŞ w stronĂŞ mojego przeciwnika z duÂżo wiĂŞkszÂą niÂż wczeÂśniej prĂŞdkoÂściÂą. TuÂż przed nim pamietajÂąc o Barriera no jutsu, rzucam trzy kunaie w jego kierunku z trzecim skaczĂŞ na niego aby wbiĂŚ mu go w krtaĂą.
Obie tarcze znikÂły twuj przeciwnik obronil sie przed twoim atakiem kunaj odbijajac je mieczem poczy zamachnoÂł sie w mniejse gdzie wydawal mu sie zĂŞ nadejdziesz lecz sie pomyliÂł zraniÂłes go lecz to byÂł tylko drasniecie.Poczym on odpowiedziaÂł ci poteznym kobnieciem prze dktorym ze swoja predkoscia udal ci sie uchylic lecz musiaÂłes zmienic pozycje gdyÂż twuj przeciwnik szykowal sie juz do kolejnego ataku.
Ju¿ w czasie jego kolejnego zamachu wybijam siê w powietrze tak, ¿eby o w³os omin¹Ì jego miecz. Kiedy znajdujê siê tu¿ nad jeg³o d³oni¹ dzier¿¹c¹ broù kopiê j¹ z ca³ej si³y odbijam siêod niej i rzucam wœiekle z kunaiem w stronê szyji.
Twuj przeciwnik nie spodziewaÂł siĂŞ ataku z taka predkoscia i zwinoÂścia .Twuj kunaj juz mnial wbic sie w jego szyje kiedy w ostatniej chwili napstnik zÂłapaÂł kuaj w dÂłon tym samym przebijajac sobie jedna reke odskoczyÂł do tyÂłu .
-Brawo smarkaczu nie spodziewaÂłem siĂŞ tego... ale to juz koniec zabawy.PodzuciÂł wysoko miecz ktory zrobiÂł kilka mÂłynków w powietrzy poczym wyladowaÂł w jego pochwie na jego plecach.
-Relampago Subterraneo .Deiw przyklada reke do ziemi poczym wypuszcza do nie blyskawice przez co ziemi oraz skaÂły zostaja roz sadzone i leca w twoja strone. Lecz to nie koniec Daei wiedzial Âże jedyna ucieczka przed fala ziemi jest powietrze wiec .Dewi wyskoczyÂł wgore nadajac sobie ruch obrotowy i wykrzyknoÂł.
-Sen Denki Dekiru .Trzy dyski elektryczne zaczely wirowac i polecialy z duza predkoscia w strone Hyuta.Jedna z nich udezyÂł w sicane i zawaliÂł siĂŞ strop zamykajac obu walczacych w jaskini.
Dodane po 12 minutach:
Lee przybyÂł jak najszybciej mugÂł lecz zauwazyÂł Âże wejscie do jaskini jest za blokowane .
*CoÂś jest nie tak -pomyslaÂłem*
-Hyuta jestes tam ... Hyuta!!!!.KrzyczaÂł Lee lecz nie byÂł zadnej odpowiedzi Lee zaczoÂł odsuwac gÂłzy aby sie dostac do srodka .
"JeÂśli trafiÂłbym celnie w te dyski to kunai'e przejeÂłyby czêœÌ Âładunku elektrycznego... nastĂŞpnie mógÂłbym spróbwaĂŚ wykoaĂŚ ten triczek.... okej"
Kage Bunshin no jutsu!
TworzĂŞ dwa klony (1100 + 400= 1500)
KaÂżdy z nas dokÂładnie wyskakuje wysoko w powietrze. NastĂŞpnie kaÂżdy celuje w jeden dysk i bierze poprawkĂŞ na jego ruch. Rzucamy kilkanaÂście centymetórw przed dyskami. Zgrzyt i skrzypanie, jakby kunaiem o ÂścianĂŞ oÂświadczyÂły mi, Âże shurikeny speÂłniÂły cel. Spojrza³êm w stronĂŞ dysków. LeciaÂł juÂż tylko jeden a i to niezbyt silny (shurikeny, przejĂŞÂły jego energiĂŞ elektrycznÂą przynajmniej wystarczajÂącÂą jej czêœÌ aby dysk rozpadÂł siĂŞ i pozostawiÂł po sobie tylko naelektryzowane powietrze). Jeden z klonów rzuciÂł siĂŞ na resztkĂŞ dysku, Âżeby nie oszoÂłomiÂł mnie.
-Zamkn¹³eÂś sobie jedynÂą drogĂŞ ucieczki cieniasie.- MowiĂŞ stojÂąc z klonem na Âścialnej póÂłce. - to twój koniec.
Wybijam siĂŞ ze skalnej póÂłki z ca³¹ swojÂą si³¹ aby uzyskaĂŚ jak najwiĂŞksze przyÂśpieszenie, oraz aby wykorzystaĂŚ do szybszego ataku si³ê grawitacji. Mój klon leci tuÂż przede mnÂą. Najpierw atakuje on, uderzajÂąc go w rĂŞkĂŞ i wyciÂągajÂąc z jego pochwy na plecach miecz i odskakujÂąc kilka kroków. NastĂŞpnie atakujĂŞ ja, najpierw z lewej piĂŞÂści w twarz, a nastĂŞpnie rĂŞkÂą z kunai próbujĂŞ rozpruĂŚ mu brzuch. StajĂŞ na ziemi i uderzam go z barku, aby straciÂł przez chwilkĂŞ równowagĂŞ. Mój klon podbiega do zawaliska z mieczem zbiega i odskakuje. Teraz ja popycham zbiega do zawaliska i rzucam w jego stronĂŞ ostatnie trzy kunai. Oskakuje... "KoleÂś ma piĂŞĂŚ, cztery..." odliczam z uÂśmiechem sekundy do wybuchu wybuchowej notki.
Dwa pozostaÂłe dyski trafiaja twoje klony nie spodziewa³œ siĂŞ iÂż Sen Denki Dekiru jest az tak potezne.Twuj przeciwnik dostaÂł w twaÂż lecz nic mu to nie zribiÂł zdozyÂł w osttniej chwili odsunaĂŚ sie na taka odlegÂłoœÌ aby ominac twuj drugi atak wycelowany w jego brzuch.Lecz przez to iÂż podeszÂłeÂś tak blisko odsÂłniÂłeÂś siĂŞ Deiw z³¹paÂł cie za rekw w której trzymaÂłeÂś kunaj obriciÂł cie i zÂłamaÂł ci rekw w nadgarstku poczym zuciÂł ciĂŞ wstrone rumowiska ostre krawedzie skaÂły poraniÂły twoja twaÂż ale nie powaznie.
-ty smarkaczu..myslaÂłeÂś Âże dam siĂŞ na coÂś takiego nabraĂŚ.Diew splunoÂł w twoja strone.
Deiw wykrzyknoÂł
-Cueronus Nanami no Jutsu .Poczym pad na zimeie jagdby sie przewruciÂł.
-Tak Âłatwo mnie nie nabierzesz... - ból rĂŞki bardzo mi doskwiera...
Zamykam oczy... "ciemnoœÌ, ciemnoœÌ... pustka..." staram siê odci¹Ì przep³yw chakry. Walczê z Genjutsu i zaczyna migaÌ mi stoj¹ca postaÌ zbiega... jeszcze odrobina skupienia... koniec widze prawdziwego zbiega. Rêka ju¿ mi spuch³a ca³y jestem we krwi.
-ZGINIESZ! ! !
BiegnĂŞ na niego z goÂłymi piĂŞÂściami. Uderzam go lewÂą rĂŞkÂą "Ból dodaje mi siÂł! Nie czujĂŞ nic oprócz furii... gniew mojÂą osÂłonÂą ÂśmierĂŚ moim przyjacielem!". KopiĂŞ go prawÂą nogÂą z caÂłej siÂły ideanlnie w kostkĂŞ i obracam siĂŞ aby wykonaĂŚ wykop lewÂą nogÂą z póÂł obrotu w kolano przeciwnika. NastĂŞpnie schylam siĂŞ i wykonujĂŞ pÂłynnÂą sekwencjĂŞ ruchów: najpierw uderzam w brzuchpodcinam nogi podnoszĂŞ siĂŞ i wyskakujĂŞ kopiÂąc po drodze w twarz. Kiedy przeciwnik odzyskuje równowagĂŞ i zaczyna siĂŞ obracaĂŚ w lewo kopiĂŞ z prawej nogi prosto w ÂłokieĂŚ. nastĂŞpnie podbiegam i uderzam go z haka i kopiĂŞ kolanem w wyskoku w podbródek. Odbijam siĂŞ i lÂądujĂŞ metr lub dwa od przeciwnika znów wyskujĂŞ nad niego i oboma nogami uderzam mu w klatkĂŞ piersiowÂą. Nastepnie odskakujĂŞ i chowam siĂŞ za gÂłazem ciĂŞÂżko dyszÂąc... "Gniew nie na dÂługo dostarcza siÂł..."
Twuj przeciwnik zachwiaÂł siĂŞ i udal na zimei Lecz po chwili szybko wstaÂł od bijajac siĂŞ rekoma od zimei jakim CUDEM udaÂł ci siĂŞ przez wyciezyĂŚ genjutsu.Z nie samowitÂą predkosciÂą wyciagnaÂł swuj miecz i jeszcze w locie zuciÂł nim w ciebie z tak duz predksci ze nie mogÂłeÂś sie uchulic miecz przebil ci reke która wczesneij mniales z³¹mana tracisz duÂżo krwi..Diew podszedÂł do ciebie kiedy byÂłeÂś przygwozdzony i udezyÂł cie z caÂłe siÂł w lewe oko rana byÂła powazna najpierw zobaczyÂłeÂś Âże wszystko z lewej strony zaczyna sie rozmywac puzniej wszystko zaszlo mgÂła .Diw szadzac ze to juz koniec odwrucil sie do ciebie plecami .
ByÂłem zamroczony bólem... by³êm wÂściekÂły byÂłem na skraju Âżycia. Ale... Ale ÂżyÂłem. ZÂłapaÂłem miecz za rĂŞkojeœÌ lewÂą rĂŞkÂą. ZĂŞbami wyszarpaÂłem wybuchowÂą kartĂŞ którÂą poÂłoÂżyÂłem za sobÂą miaÂłem kilka sekund... Wyszarpn¹³e miecz i rzuciÂłem siĂŞ z ca³¹prĂŞdkoÂściÂą na przeciwnika zamachnÂąlem siĂŞ mieczem...
-GNIEW JEST MOJÂĄ SIÂŁÂĄ SÂŁABEUSZU!
i ci¹³em szeroko tnÂąc równo, na wysokoÂści gÂłowy, tak, aby przeciwnik umarÂł od razu i aby jego gÂłowa potoczyÂła siĂŞ w prochu. Po tym skoku uklĂŞknÂąlem i przyczepiÂłem sobie miecz do pleców... chwilĂŞ po tym upadÂłem na ziemiĂŞ bez czucia...
Twuj przeciwnik nie spodziewaÂł siĂŞ teakiego obrotu sytulacji dzieki swojej szybkosci i wytzymaÂłasic zabiles go. Jego ciaÂł podaÂł na podÂłoge jaskini bez waldnie.Pochwili za tobÂą rumowisko zaczeÂł sie osuwac i zobaczyÂłeÂś ÂświatÂł oraz jakas postac lecz nie rzopoznaÂłs jej gdyÂż juz zemdlaÂłes.
Dodane po 5 minutach:
Lee wkancu dostaÂł siĂŞ do jaskini lecz byÂł juz za puzno szybko podbiegnoÂł do Hyuta sprawdziÂł mu puls byÂł sÂłaby lecz wycuwalny obandazowaÂł go swoim bandazami z rak aby powstrzymac krwawienie.Poczym podszedÂł do ciaÂł Deiwa i wciagnaÂł mu coÂś z kieszeni maÂły zÂłoty pierscien.
Lee dodnius³ Hyuta zazuci³ go sobie na plecy poczym siegnol po miecz z³¹pa³ go w wolna reke i ruszy³.Ca ³y czas muwiac do Hyuta.
-ByÂłeÂś Âświetny ..ale teraz nic nie mow zaraz bĂŞdziemy w szpitau.(NMM)
nareÂście doszÂłemdo jaskini i teraz jÂą pozwiedzam i wracam do domu
PrzebiegaÂł przed jaskiniom i biegÂł dalej w swojÂą stronĂŞ.
PrzechodziÂł nieopodal jaskini z trudem znoszÂąc ten nieznoÂśny upaÂł.
[nmm]
IdÂąc obok jaskini postanowiÂł wejœÌ na parĂŞ chwil, by odpocz¹Ì. UsiadÂł w Âśrodku na jakimÂś kamieniu, oparÂł siĂŞ Âłokciami o nogi i podparÂł gÂłowĂŞ skierowanÂą twarzÂą w dóÂł.
WstaÂł i wyszedÂł z jaskini, po czym rozpÂłyn¹³ siĂŞ jakby w burzy piaskowej która akurat nadeszÂła <nmm>
SzedÂł przez pustynie i coÂś go nagle zastopowaÂło "jaskinia na Âśrodku pustynii!?" wszedÂł do niej na chwile i odpoczoÂł tu kilka minut poczym wyszedÂł
Zylam gleboko , w najdalszej czesci jaskini , za ukrytym przejsciem , przez 5 lat , jedynym pozywieniem byly szczury , a jedynym napojem byla szczurza krew. Zostalam opetana przez jakies nieznane genjutsu , dlatego to az tak dlugo trwalo .
Ale dzisiejszego dnia cos sie stalo , genjutsu przestalo dzialac!
Czy te genjutsu bylo okreslone na jaki czas ma mnie przetrzymywac?
A moze osoba ktora mnie w nim uwiezila nie zyje?!
Ale jak ja tu sie znalazlam? Czy "on" wymazal mi pamiec? dlaczego?
Co ja mam teraz zrobic? Chyba wyrusze przed siebie , byle nie zostac w tym okropnym miejscu.
W ukrytej jaskini zostawilam piekny oltarzyk , moze ktos kiedys tu zajrzy i dowie sie jakie tu cierpienia przezylam....
IdÂąc po Âśladach stóp jakiegoÂś czÂłowieka byÂłem coraz bardziej zmĂŞczony a picie siĂŞ koĂączyÂło. Nagle zauwaÂżyÂłem jak¹œ jaskiniĂŞ. ByÂła ona niewielka ale daÂł siĂŞ w niej odpocz¹Ì. Ledwo do niej podbiegÂłem i sobie usiadÂłem. Zdj¹³em plecak i rozgoÂściÂłem siĂŞ w miejscu które naleÂżaÂło do... nikogo:D. Gdy minĂŞÂło jakieÂś póÂł godziny wstaÂłem, zaÂłoÂżyÂłem plecak i szedÂłem w stronĂŞ muru Âżeby odejœÌ.
<NMM>
Zaciągnęła Kroza i Kargotha do jaskini. Odzipnęła zmęczona i wycofała się z niej. Skierowała się prosto w stronę suny, i szybkim krokiem oddaliła się od pokonanych chłopaków. Nie była z siebie zadowolona, ale cóż poradzić. Taki już ma charakter. Żarty żartami, do czasu, a potem... a potem uważajcie bo Amy jest zła.
>NMM<
Kroz wstał, otrzepał się nie wiedział gdzie dokładnie się znajduję. Po chwili zobaczył obok siebie Kargotha, któremu krwawiła noga, podszedł i opatrzył jego rany, mając smutek w oczach że nie mogą być przyjaciółmi lub normalnymi braćmi. Jego oczom nie ukazała się blondynka przy której boku walczył. Wstał i wyszedł przed jaskinie, obejrzał się jeszcze by zobaczyć brata, widział jego piekielne rany które krwawiły przez cały czas, gdyby nie to że to są piekielne rany zginą już by dawno. Kroz rozprostował skrzydła i wybił się w górę w stronę Suny.
{NMM}
Qiuzo wszedł do jaskini odpocząć, natkną się na Anioła całego zakrwawionego, nie robiło to na nim wrażenia, wbił katanę obok głowy czarnego anioła i czekał aż ten łaskawie się obudzi, widać było że oddycha, patrzył się na jego skrzydła i miał ochotę je odciąć, ale widział też że jego rany nie są zwykłe, dotkną dwoma palcami ran na klatce piersiowej i powąchał krew, nie pachniała, nie miała zapachu ani chakry w sobie. Więc postanowił że zostanie z aniołem do puki mu tego nie wyjaśni.
Usłyszałem wbijanie metalu w ziemie i poczułem dotyk dłoni na swojej klatce piersiowej, zerwałem się od razu i moimi oczami spojrzałem się na postać która siedziała koło mnie, był to biało włosy chłopak o kocich oczach, spojrzałem się na niego i nie wiedziałem co powiedzieć. Ale po chwili odzyskałem język i nabluzgałem mu.
- Co ty [I see you!] sobie robisz? Nie widzisz że jestem zmęczony, zrozum że czasami dotykanie ran sprawia ból. A po za tym za kogo się uważasz że tak przyszedłeś se i dotykasz chłopaka który przed chwilą stoczył walkę he?
Nie byłem zadowolony a po za tym gościu mnie denerwował, to jego spojrzenie... "Czemu ja zawsze muszę trafić na jakiegoś frajera."
Qiuzo wstał i wyciągną katanę z ziemi, nie powiedział ani słowa, spojrzał się na anioła i powiedział prosto z mostu.
- Jestem Qiuzo Avelkor. A ty kim jesteś że nie pokazujesz własnej kultury osobistej i na dodatek nie wiesz z kim rozmawiasz mogę cię zabić od razu nie jesteś w stanie chodzić widząc po twojej ranie na stopie!!
Qiuzo stał i nie wiedział co anioł odpowie czół do niego niechęć i złość, trzymał mocno katanę chciał go zabić ale czół że może mu się przydać, wierzył że spotkanie go nie było zwykłe.
Gościu przesadził, wstałem i od razu zacząłem na niego się drzeć. " Nie pozwolę by mieszał w to moją kulturę."
- Ejj, dziadka w to nie mieszaj! Po pierwsze jestem od ciebie 100 razy silniejszy niż ty ode mnie po drugie myślisz że tym scyzorykiem coś mi zrobisz? A po trzecie masz rację jestem ranny ale nie aż tak bardzo, więc teraz powiedz co tu robisz, jakiej jesteś rangi i co robi opaska oto na twoim ramieniu? Po za tym jestem Kargoth Sakori T. Jounin.
Zadawałem byle jakie pytania, nie chciało mi się z nim gadać do puki nie zobaczyłem opaski oto na jego ramieniu, i suny na drugim. Nie wiedziałem czy jest podwójnym agentem czy samobójcą.
Qiuzo staną i pomyślał. " Boże on jest Jouninem a zachowuję się jak małe dziecko które trzeba uczyć pisać."
- Jestem może geninem ale znam wiele potężnych technik, teraz pewna sprawa. Jestem z SO a ty jesteś z suny, albo się przyłączasz albo giniesz? Wybieraj, wóz albo przewóz.
Qiuzo wiedział że może lider się nie zgodzić na przyjęcie Kargotha ale czół ze może się przydać SO, jeżeli wszystko pójdzie z godnie z planem.
No, w końcu zaproponował coś fajnego. Nareszcie moja rozmowa będzie się z nim kleić, więc podszedłem do niego to tego Qiuzo czy jak mu tam. Podałem dłoń i powiedziałem.
- To lecimy tam gdzie zaprowadzisz mnie, będziemy razem tworzyć drużynę, może mieliśmy spięcie ale sorrki, teraz będę cię traktował z należytym ciebie szacunkiem. Po za tym ładnie cię ktoś poharatał na twarzy, i tak w nawiasie, zajebista katana.
Musiałem się mu podlizać by mnie przyjął do tej swojej organizacji, więc teraz mam nadzieje ze będzie bez spięć i dobrze będzie.
Odwróciłem się bez słowa, schowałem swoją katanę i krzyknąłem pełnym nienawiści głosem do swojego towarzysza drogi. Machnąwszy ręką na znak pośpiechu.
- Za mną.
Nie miał zamiaru marnować czasu na takiego obiboka, szczególnie że dawno nie był w siedzibie SO, a teraz tym bardziej mogło się coś zmienić od ostatniej wizyty w lesie z Orochimaru.
<NMM>
Boże co za dziwak, biegne za tym w płaszczu, nie wiem gdzie mnie prowadzi ale wiem po co i mogę się domyślać, chce jak najszybciej przyjąć się do organizacji i mnie to wszystko za sobą. Krzyczałem po drodze.
- Idę, idę.
Biegłem co sił, dobijało mnie to, kierowaliśmy się w stronę pustyni, choć nie wiedziałem dokładnie gdzie będziemy dalej iść.
<NMM>
Po kilku godzinach wędrówki, nie wiedziałem dokładnie po ilu bo straciłem rachubę znalazłem się w okolicach Suna-Gakure. W powietrzu unosił się piasek, i był bardzo mocny wiatr. Dlatego to miasto nosiło nazwę wioska Piasku, ponieważ wszędzie znajdowały się owe ziarenka. Szedłem przez pustynię, było dość upalnie, ale nie aż tak abym można było mieć zawroty głowy. Wędrowałem przez ową piaskownice i poszukiwałem jaskini o której wspomniała owa księga. Podobno to tam powinna się znajdować opaska z numerem siódmym. Jednak jak na razie nie widziałem niczego co by miało przykuć moją uwagę. Wszędzie było widać piasek i nic po za tym, w niektórych miejscach były rzadkie ilości roślinności.
Coś mi się zdaje że znalezienie tutaj jaskini graniczy z cudem. Nic tutaj nie widać, wszędzie gdzie patrzy, na prawo, na lewo, w przód czy też w tył jest taki sam krajobraz, niczym jakbym się znajdował w sześcianie który wewnątrz jest pomalowany na taki sam kolor. Musze znaleźć tą jaskinię, nie po to tyle siedziałem w bibliotece aby teraz tracić nadzieje na początku moich poszukiwań, muszę dążyć dalej, choćby nie wiem jakie przeciwności miałbym na drodze. Jeśli chce uratować ten świat od tych przeklętych opasek to muszę od czegoś zacząć, a wtedy to już pójdzie z górki.
Po tej krótkiej chwili namysłu podążałem dalej przed siebie bacznie obserwując otoczenie, mając nadzieję że znajdę wreszcie tą jaskinię w której zginął owy shinobi z opaska z numerem siódmym.
Piasek, piasek, parę karłowatych roślin, do których jeszcze nie dotarło, że nie mają prawa tu być. Wydma za wydmą, a za tą kolejna, nie bez przyczyny nazywają tę pustynię największą. Spod stóp umyka piasek, zapadasz się przy każdym kroku, marsz jest męczący. Najpierw godziny w bibliotece, teraz to. Przydałoby się nieco odpocząć, w jakimś odrobinę mniej nasłonecznionym miejscu. Ale nie... słońce niedługo przestanie być takim problemem, ale to jeszcze kilka godzin. Wtedy zapadnie noc i zrobi się zdecydowanie chłodniej, ale póki co podróż trwa. Słońce praży, powiewy wiatru wcale nie chłodzą, są jak żar z otwartego pieca, czuć zapach... może to zwykły omam, ale chyba zacząłeś wyczuwać zapach piasku, smak również, dostawał się do ust, oczu, zlepiał się z ciałem w mieszaninie z potem. Dostawał się do wszystkich załomów w ubrani, butów.
Powłócząc nogami potknąłeś się o coś, to nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez poprzednie godziny nic takiego Ci się nie przytrafiło. Był to kamień, nieruchomy... a może to była skała? Kolejnych parę kroków, które zaprowadziły Cię na szczyt wydmy dało odpowiedzi. Krajobraz się zmienił, pokazały się skały. Nie wyglądało to może tak, jak można się było spodziewać, ale gnany wiatrem piasek potrafi w parę godzin zmienić krajobraz. Dostrzegłeś już pierwsze formacje skalne, a także otwory w nich, wygląda to na jaskinie, których szukałeś. Czyżby czas na eksploracje? Tylko czego, w jakiej kolejności, czym się kierować? Sam musiałeś sobie na to odpowiedzieć, bo w końcu nikogo tu z Tobą nie było. Wiadomo tylko, że jeśli to te jaskinie... to ich sieć jest rozległa, tworząca zabójczą plątaninę pod piaskami pustyni. Już ginęli tu ludzie i to nie byle jacy jeśli wierzyć słowom zapisanym na stronicach książek. Zatem...
Po dość długiej wędrówce w upalnym słońcu i po gorącym piasku, temperaturze która sprawiała że czułem się coraz gorzej bo było to niezbyt przyjemne wreszcie dotarłem na jaskini, a raczej kompleksu jaskiń. był on ogromny, nie spodziewałem się takiego miejsca na tym odludziu. Po woli zszedłem z wydmy na której się znajdowałem i zbliżyłem się do wejścia które było najbliżej. Muszę być bardzo ostrożny bo nie wiadomo co się może tam kryć. Zamknąłem moje oczy na chwile, po czym po chwili je otworzyłem. Po tym czynie w moich oczowodach było widać Sharingan, niezwykle doujutsu klanu Uchiha. Teraz mogę wejść do jaskini, będę się czuł bezpieczniej z aktywowanym moim doujutsu. Wyjąłem prawą ręka kunai i skierowałem lekko przed siebie i zacząłem iść wgłąb jaskini. Uważnie obserwowałem na czym stąpam i co się znajduje wokół całej mojej osoby. Nigdy nie wiadomo co spowodowało śmierć shinobi którzy tutaj przybyli. Za pomocą mojego sharingana zacząłem zapamiętywać drogę jaką wszedłem do jaskini, wszystko opierało się na matematycznych obliczeniach struktury jaskini, długości marszu, ilości kroków jakie dałem a także kątu nachylenia stoku jaskini w danym miejscu. Do tego jeszcze zacząłem kopiować obrazy jaskini do pamięci, dzięki tym właśnie czynnością będę mógł bezpiecznie wrócić do miejsca z którego przybyłem. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć, jeśli jednak nie jestem w stanie to aktywuje kawarimi i pojawiam się w bezpiecznej odległości.
Pierwsze kroki w głąb jaskini i na tym się skończyło, zasypana zupełnie. Trzeba było spróbować tuż obok, jednak w tym miejscu również piasek uczynił przeszkodę nie do przebycia. Dopiero trzecia wydała się przystępniejsza, a co najważniejsze nie zasypana piachem. Wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku i w pierwszej chwili uchronił Cię od pierwszego niebezpieczeństwa. Tuż, tuż, w cieniu jednego z wolno stojących głazów uwił swoje posłanie wąż. Zwinięty, jego łeb lekko uniesiony. Korzystał z ukrycia przed słońcem i pewnie wystarczyłaby chwila nieuwagi i postawiona w złym miejscu stopa, by zostać ukąszonym. W tym wypadku jednak wystarczyło ominąć go i ruszyć dalej.
Niestety, po kilkunastu krokach w głąb jaskini mogłeś stwierdzić ze stu procentową pewnością, że po następnych kilku metrach będziesz widział tylko i wyłącznie ciemność. Bez źródła światła nawet Sharingan jest bezużyteczny, a niebezpieczeństwa tylko na to czekają.
W jaskini, w miejscu, w którym przebywałeś panował półmrok, który dalej przeradzał się już w ciemność. Ściany wyglądały na kruche, jakby miały w każdej chwili się zawalić. Pod nogami odłamki piaskowej skały trzeszczały i rozpadały się w pył. Panował tu miły chłód, będący miłą odmianą od skwaru pustyni. Aż dziw bierze, jak wcześniejsi badacze jaskiń radzili sobie w tych miejscach i czym się kierowali.
Podążałem wzdłuż jaskini, robiło się coraz ciemniej, w takim tempie zaraz nie będę nic widział, niestety ale mój sharingan nie jest w stanie widzieć w tych warunkach. Jeśli zaraz nie wykombinuję jak stworzyć jakieś światło to będę w bardzo nieciekawej sytuacji. Eh..że też muszę się przechadzać po jakiś ciemnych miejscach, dlaczego by nie mogło być to w na powierzchni a nie w strasznej i ciemnej jaskini. Wyjąłem drugi kunai moja wolną ręką. Wystawiłem oba przed siebie zarazem zatrzymując się w miejscu. Po czym powiedziałem
-Raiseishi
Po tych słowach chakra raitonu pojawiła się na moich rękach, następnie wpuściłem ją do moich dwóch kunai. Po chwili owe bronie zaświeciły elektrycznym światłem, wokół kunai widniała chakra raitonu, która we zetknięciu z czymś mogła spowodować spore obrażenia. Teraz wokół mojej osoby po tym czynie zaczęła się rozświetlać powłoka światła, była ona na tyle dostateczna że mogłem bez trudu dalej podążać w głąb jaskini.
Ciekawe jak głęboka jest ta jaskinia, wygląda na taką jakby nikt od wieków w niej nie był. Może to być plus i minus. Pozytywem jest to że raczej życie w tej jaskini jest niemożliwe więc nie powinienem spotkać żadnych przeszkód ale ostrożności nigdy za wiele. Minusem jest to że wygląda na taką jakby miała zaraz się rozpaść, a to by nie było zbyt dobre dla mojej osoby ponieważ jestem wewnątrz niej. Eh...mam nadzieję że niedługo znajdę ta opaskę i będę mógł opuścić tą jaskinię
Dalej podążał po jaskini, zarazem kontynuując działanie mojego skaringana, który zaczynał się przyzwyczajać do tych warunków, analityczne obliczenia pozwalały mi idealnie określać odległość od półek skalnych i wystających przedmiotów przede mną. Muszę uważać bo nigdy nie wiadomo co może mnie tutaj napotkać. W razie jakiegoś ataku na moją stronę próbuję odskoczyć w bok aby go uniknąć, bądź też schylić się bądź [podskoczyć. W razie niemożności jeszcze jest możliwość zblokowania go za pomocą moich raitonowych kunai. Jeśli żaden z tych sposobów nie będzie miał szans na udanie się, to aktywuje kawarimi i pojawię się w bezpiecznej odległości od całego zdarzenia
Zimny, blady blask pochodzący z żywiołu raiton rozlał się po ścianach jaskini. Używając przewodzącej go broni jako pochodni, mogłeś zapuścić się głębiej w tunele wyryte pod piaskami wielkiej pustyni. Korytarz prowadził przez jakiś czas prosto, cienie rzucane przez załomy skalne przesuwały się wraz z poruszającym się źródłem światła. Powodowało to nieprzyjemne wrażenie, że ściany to w istocie żywe stworzenia poruszające się nerwowo, jakby gotowe do ataku. Niski sufit potęgował klaustrofobiczne uczucie towarzyszące tej eskapadzie. Często musiałeś iść zgarbiony, bądź przeciskać się pomiędzy wąskimi formacjami piaskowca. Oprócz chrzęszczącego pod stopami piasku i przemykającymi w cieniach robakami, oraz paroma zagubionymi skorpionami, które było bezpieczniej ominąć, nie znalazłeś kompletnie nic. Przyszedł w końcu moment, który w podróżnikach grotołazach wzbudza największe emocje, otóż tunel się rozwidlał. Jedna z odnóg podążała starym torem, czyli opadała delikatnie w dół pod niewielkim kątem i nadal korytarz był całkiem szeroki, choć już nie tak wysoki. Korytarzyk po prawej, kończył się po paru metrach gwałtownym spadkiem w dół pod sporym kątem. Natomiast ten po lewej stronie miał formę owalną, mało przypominającą dzieło natury. Trzeba by poruszać się w nim czołgając się. Przyszedł czas na wybór, tylko jak go dokonać i dokąd prowadzą tunele. Możliwe, że wszystkie donikąd, w końcu to tylko jaskinia.
W powietrzu nie czuć już było tej suchości, pył nie wciskał się już do ust przy każdym oddechu, śluzówka nosa mogła przez moment odpocząć. Nawet piasek pod stopami był bardziej zwięzły, nie unosił się zbytnio, gdy szedłeś. W powietrzu czuć było jednak zaduch, może nutka wilgoci, lecz nieznaczna.
-150pch
Charka= 1515 - 150 =1365
Po kilkunastu minutach drogi wszedłem do miejsca w którym były trzy możliwości wyboru drogi którą miałem teraz podążać. Musiałem teraz idealnie skoncentrować moje zmysły by wybrać właściwą drogę. Zamknąłem oczy i wytężyłem mój węch. Wiadome było że skąd będzie leciał powiew najczystszego powietrza to będzie oznaczało że prowadzi ta droga do wyjścia z jaskini. W takiej jaskini na pewno łatwo jest wyczuć coś takiego zwłaszcza że teraz powietrze tutaj jest świeże i mniej w nim pyłków, co oznacza że tutaj musi jakiś wiatr je przeganiać i sprawiać właśnie ten fakt. Pierwszym z czynników przy wyborze drogi był węch. Kolejnym jest wzrok. Otworzyłem oczy i spojrzałem moim sharinganem na wszystkie odstępne mi drogi. Jedna z dróg prowadziła tym samym torem. Droga była podobna do tej co szedłem cały czas, jakby to była kontynuacja jej. Kolejna droga jest podobna do dziury zrobionej przez kreta. Tylko jak coś takiego jest możliwe w jaskini. Tam miałbym słabe możliwości obrony w takim tunelu. Dlatego ta opcja odpada. Ostatnia z dróg kończy się i nie ma jakiejkolwiek możliwości zejścia tam. Dlatego po analizie wszystkich możliwych dróg wybrałem drogę pierwszą, która była kontynuacją drogi z której przybyłem. Prowadzi ona do tego lekko w dól więc oznacza to że bee schodził niżej w tej jaskini, a to właśnie jest moim celem. Idę wzdłuż ścian bacznie obserwując całe otoczenie po którym się przemieszczam i uważając na jakiekolwiek pułapki na tym teranie jak wystające kamienie, pułki skalne zaostrzone na swoich bokach itp. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć poprzez odskoczenie bądź wykonanie manewru moim ciałem. Gdyby owa czynność jednak nie udała mi się to aktywuje Kawarimi i pojawiam się w bezpiecznym dystansie od zagrożenia. Cały czas mam aktywowany sharingan który już po takim czasie przystosował się do całego otoczenia. Powinno mi teraz być łatwiej obliczyć odległość od zagrożenia albo też wykorzystać ukształtowanie terenu by się przed nim schronić.
Wszystko wskazywało na to, że kontynuacja drogi, którą podążałeś do tej pory jest najlogiczniejsza i z pozoru najbezpieczniejsza. Korytarz raz był wąski, innym razem szeroki, strop obniżał się i opadał, ale ciągle wiódł w dół, zwiększając kąt, pod którym opadał. Ledwo zauważalnie skręcał w prawo. Mijałeś niewielkie wnęki w skale, widocznie dzieło pęknięcia jej i rozsypania się w pył. We wnękach nie kryły się jednak żadne niebezpieczeństwa, ale sama ich obecności, tych głębszych cieni niepokoiła. W pewnym miejscu korytarz nieoczekiwanie wznosił się do góry, a sufit wędrował w dół. Przed Tobą tunel zmieniał się w wąską, poziomą szczelinę. Było tam tak wąsko, że w pierwszej chwili można było ocenić, że człowiek, który tego spróbuje, na pewno tam utknie. Jednak szczelina nie była równa na całej długości i odpowiednio się przemieszczając, nie powinno być większego problemu z przedostaniem się dalej. I właśnie przy próbie ocenienia szans przejścia dostrzegłeś pierwsze, wyraźne ślady czyjejś bytności. Były to podłużne wgłębienia wyryte w skale, jakby ktoś przepychał, lub ciągnął coś za sobą w głąb tej szczeliny. Doszły jeszcze do tego strzępki materiału pozostawione na chropowatej skale, jakieś włókna na krawędzi, prawdopodobnie pozostałe po obcieraniu się liny. Tędy musiał już ktoś podróżować. Wzrok nie sięgał do końca owej szczeliny, ale można było przepuszczać, że zmieni się ona potem, albo w jakąś jaskinie, albo dalszą część korytarza. Do sprawdzenia zachęcał jakby lekki, niemal niewyczuwalny powiew, jakby przeciąg obiecujący wyjście, lub chociaż jakieś połączenie ze światem zewnętrznym.
Po dotarciu do owej szczeliny zauważyłem że ktoś już tutaj był. Wyglądało na to jakby nie był sam. Ciekawiło kogo może tutaj sprowadzać. Myślałem że ta jaskini jest opuszczona. Myliłem się jednak do tego. Skoro dana osoba tędy przechodziła to oznacza że nie powinno być żadnych pułapek w tym przejściu. Na pewno nie spodziewa się jeszcze że ktoś może iść ta jaskinia, a wogóle się tutaj znajdować. Był to dla mnie wielki plus bo mogłem niezauważalnie przejść i zobaczyć dokąd prowadzi owy korytarz. Uważnie pochyliłem moje ciało i począłem przemierzać przez owy otwór w skale trzymając przed sobą moje raitonowe kunai. nigdy nie wiadomo czy dana osoba będzie przyjaźnie nastawiona bądź przeciwnie, dlatego trzeba uważnie iść tędy. Po pewnej chwili zatrzymałem się. Odwróciłem się na plecy i wykonałem technikę o nazwie Gakure no Jutsu. Po tym czynie moje ciało razem z brońmi przybrało kolory otoczenia. Ten zabieg bardzo przyda mi się przy infiltracji tego pomieszczenia i sprawienia że będę niezauważalny dla każdego. Teraz nie muszę się bądź jakiegoś ataku na moja osoba. W czasie wędrówki uważam na wycięcia w skale i wystające elementy. W razie gdybym natknął się na jakaś pułapkę bądź atak próbuje go uniknąć ale jeśli mi się to nie uda to wykonuje Kawarimi no Jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości.
Pełznięcie w tak wąskiej szczelinie nie należało do najprzyjemniejszych. Dominowało uczucie, że ledwo parę centymetrów nad Twoją twarzą znajduje się tony skał i pustynnej ziemi, które mogą oberwać się w każdej chwili i Cię zgnieść jak robaka. Klaustrofobiczne uczucia wzmagały się w chwilach, gdy zaczepiałeś ubraniem o skałę i nie mogłeś się ruszyć. Wystarczał ułamek sekundy, by przed oczami pojawiały się obrazy zwiastujące utknięcie i powolną śmierć z głodu i pragnienia. W jednym z luźniejszych miejsc zastosowałeś technikę kamuflującą. Koncentracja potrzebna do niej, osłabiła już aktywną, rozświetlającą Ci drogę. Nie uda Ci się przez długi czas utrzymać obu aktywnych technik. Posuwałeś się jednak dalej i w końcu po kilkunastu metrach męczącego przeciskania się pomiędzy masywnymi skałami, wydostałeś się na wolną przestrzeń. Dystans, który zwykle piechotą pokonuje się w ciągu paru sekund, wydawał się trwać wieczność, gdy pełzło się w takich warunkach.
Przed Tobą wyrastała sporej wielkości jaskinia. Tutaj nawet najroślejsi nie musieliby się schylać. Sklepienie ginęło gdzieś wysoko ponad Twoją głową, poza blaskiem rzucanym przez technikę. Środkiem biegło wyżłobienie po spływającej niegdyś wodzie, w miejscu, w którym stałeś musiała się kiedyś gromadzić. Gładkie ściany wskazywały na to, że mogło tu być kiedyś podziemne jezioro. Wystarczyło parę kroków, by Twoim oczom ukazał się koszmar wyboru. Otóż w ścianie kończącej tą jaskinię znajdowało się sześć identycznych otworów. Pod Twoimi stopami znajdował się sypki piasek, w którym Twoje ślady odznaczały się bardzo wyraźnie.
Maskowanie byłoby idealne, byłoby... gdyby nie fakt, że blask jaki rzucały Twoje bronie czynił z Ciebie w tych ciemnościach to, czym jest latarnia morska dla statków podczas bezksiężycowej nocy. Piasek się poruszył... jego wielkie grudki zafalowały... nie, drobinki piasku nie mają odnóży. Mrówki... zupełnie niewielkie, w barwie piasku po którym się poruszały, ciągnęły do Ciebie dziesiątkami, niczym ćmy przyciągane jasnym blaskiem świecy. Głównym pytaniem było, czy te mrówki należały do tych, które zjadały okruszki po biwaku, czy jednak obgryzały do kości samych biwakowiczów. Ciągnęły w Twoim kierunku lejem uczynionym przez spływającą wodę, samym środkiem groty.
Po wyjściu z jaskini znalazłem się w dość sporym pomieszczeniu. Po pokonaniu kilku metrów zobaczyłem sześć otworów do których można było wejść co niezbyt spodobało mi się. Było sześć różnych dróg, lecz która prawdziwa. Po chwili piasek zaczął się poruszać, lecz kiedy bliżej się temu przyjrzałem to zauważyłem że to nie był piasek, lecz mrówki które legły w moim kierunku. Nie miałem innego wyboru jak wyrzucenie moich elektrycznych kunai w stronę mrówek. Jako iż powinny się one znajdować obok siebie to łańcuchowo taka dawka elektryczności powinna ich unieszkodliwić. Ja tymczasem odskoczyłem na jakaś pobliską skale, aby nie znajdować się na piasku. nie wiadomo co może się tam jeszcze czaić. Teraz bacznie obserwowałem za pomocą mojego sharingana to co się dzieje. W miedzy czasie kiedy oddalałem się od mrówek zapamiętałem miejsce dokąd prowadziły stopy osoby która była przede mną. W końcu na tym piasku powinno to być bardzo widoczne i nie powinienem mieć z tym żadnych problemów.
Ślady stóp były rzeczywiście widoczne, prowadziły wprost do otworu po prawej stronie, tego najbardziej przy ziemi. Dzięki sharinganowi bez trudu oszacowałeś odległość i teren po jakim przyjdzie Ci się poruszać. Cisnąłeś kunaiami w kierunku mrówek, broń wbiła się w piasek, a wokół rozeszły się elektryczne wyładowania. Przeskakujące iskry przemknęły po nich, słychać było skwierczenie i głuche puknięcia, gdy ich odwłoki pękały. Plan udał się znakomicie, jednak wokół Ciebie zapadła ciemność. Miałeś jedynie dwa miejsca, do których mogłeś udać się z niemal bezbłędną dokładnością. W pierwszym tkwiły Twoje dwa kunaie pośród podsmażonych mrówek, drugim był otwór w skale, do którego prowadziły ślady stóp. Zanim wzrok ponownie przystosuje się do ciemności minie sporo czasu, a i wtedy niewiele pomoże w tak nieprzyjaznych, pozbawionych światła warunkach.
Słychać było tylko przesypujący się piasek z miejsc, w których stanąłeś, stukot drobnych kamyczków poruszonych przy tym ruchu i bicie Twojego własnego serca. Będąc w całkowitych ciemnościach, potęgowanych jedynie tym, że przed chwilą owe światło zgasło, nie w sposób było być czegoś pewnym. Sprzyjało to dreszczom przechodzącym po plecach, dużo łatwiej było walczyć z żywym przeciwnikiem, niż błądzić za kimś po nieznanych sieciach jaskiń. Tylko kto mógł być taki odważny, a może tak głupi, by się tu zapuścić.
Nie miałem zbyt dużo czasu, wiedziałem że na pewno nie mogę zostać w tym miejscu. Jedyną opcją jaka mi została było skierowanie się w otwór do którego prowadziły ślady stóp na podłożu. Zacząłem biec po piasku w jak największej odległości od miejsca w którym znajdowały się kunai i także owe mrówki. Biegłem na maksymalnej szybkości aby jak najszybciej dotrzeć do owej dziury. Kiedy to zrobiłem to szybko wcisnąłem się tam i zacząłem poruszać się w tym tunelu tak szybko jak było to możliwe. Nie mogłem robić tego po woli ob nigdy nie wiadomo co się stało z tymi mrówkami. W czasie przemieszczania unikam wystających kawałków skalnych. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć a jeśli mi się to nie uda to aktywuje karawimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości. Wszystko obserwuje za pomocą mojego sharingana uważnie oceniając odległość od każdej przeszkody i ukształtowanie skały w jakiej się przemieszczałem.
Nie miałem zbyt dużo czasu, wiedziałem że na pewno nie mogę zostać w tym miejscu. Jedyną opcją jaka mi została było skierowanie się w otwór do którego prowadziły ślady stóp na podłożu. Zacząłem biec po piasku w jak największej odległości od miejsca w którym znajdowały się kunai i także owe mrówki. Biegłem na maksymalnej szybkości aby jak najszybciej dotrzeć do owej dziury. Kiedy to zrobiłem to szybko wcisnąłem się tam i zacząłem poruszać się w tym tunelu tak szybko jak było to możliwe. Nie mogłem robić tego po woli ob nigdy nie wiadomo co się stało z tymi mrówkami. W czasie przemieszczania unikam wystających kawałków skalnych. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć a jeśli mi się to nie uda to aktywuje karawimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości. Wszystko obserwuje za pomocą mojego sharingana uważnie oceniając odległość od każdej przeszkody i ukształtowanie skały w jakiej się przemieszczałem.
Dopadłeś do otworu, który musiał być tym, w który weszła osoba przed Tobą. Był na tyle duży, by nie trzeba było się schylać. Prowadził może przez jakieś pięć metrów na wprost, jednak w pewnej chwili gwałtownie opadał. Pewnie gdyby nie ciemności dostrzegłbyś to. Niestety, zupełny brak źródła światła, oraz pośpiech nie sprzyjały uwadze. W pewnej chwili noga natrafiła w pustkę. Straciłeś równowagę, próbując się czegoś chwycić, wyciągnąłeś ręce na boki. Jedna natrafiła na pustkę, drugą chwyciłeś się wystającej skały. Była ona niestety tak krucha, że została Ci w ręku. Runąłeś w dół, uderzyłeś głową w chropowatą skałę, spadłeś obijając się o ściany. Lądowanie na szczęście nie było twarde, upadłeś na piaskową hałdę. Mimo wszystko upadek wybił Ci powietrze z płuc. Leżałeś zatem zagrzebany w piachu, miałeś go pełno w nosie, ustach, w głowie kręciło się od uderzenia, czułeś wilgoć we włosach, ciało było lekko poobijane. Wokół było ciemno bez zmian, wokół Ciebie nie było żadnych dźwięków oprócz sypiących się z góry drobinek skał, które poruszyłeś spadając.
W sumie -300pch
Rozcięta skóra głowy i parę otarć - (-3) czasowa kara do atrybutów.
Dwa kunaie pozostawione.
Wędrowałem tylko chwilę owym otworem gdy nagle nie spostrzegłem tego że nie ma przede mną już przestrzeni i spadłem na ziemię. Byłem w lekkim szoku ale szybko się ocknąłem. Pokiwałem głową w lewo i prawo aby pozbyć się pisku w uszach. Wysmarkałem piasek w nosie i przetarłem oczy. Nie bylem teraz w dobrym położeniu. Nic nie widziałem i bylem lekko poobijany. Jak ja kocham takie wędrówki po jaskiniach. Nie ma nic ciekawszego niż iść sobie jaskinią i ścigać jakiegoś psychola który także zapragnął tutaj przyjść. Wyciągnąłem dwa kunai i wykonałem ponownie technikę o nazwie Raiseishi . Po chwili w moich dłoniach pokazała się elektryczna chakra raitonu. Po chwili skierowałem ja w stronę moich broni i stała się jasność. W zależności od tego co ujrzę to napisze w kolejnym poście co robie.
Chwila i stała się jasność, na powrót... przez chwilę sam siebie oślepiłeś, lecz po paru chwilach zacząłeś dostrzegać szczegóły. Byłeś w kolejnym korytarzu, na czymś w rodzaju półpiętra, jakieś dwa metry przed Tobą schody stromo opadały w dół. Za Tobą była chropowata ściana z wykutymi miejscami na ręce i nogi. Spadłeś z ponad dwóch metrów. Na szczęście nikt nie usunął piasku powstałego z odłupywania fragmentów piaskowca.
Blady blask chakry raitonu rozświetlał korytarz i schody biegnące w dół. Teraz miałeś stuprocentową pewność, że człowiek maczał swoje palce w ich powstaniu, lub chociaż dostosował je do swoich potrzeb. Szansa, że trafiłeś do odpowiedniej sieci jaskiń była coraz bardziej realna. Jednak czy był to powód do radości, czy do niepokoju. Dotąd jedynie natura stawiała na Twojej drodze przeszkody, teraz dojdą te stworzone ręką ludzką. Na szczęście nie widać było żadnych mrówek, ani innego robactwa. Przyszedł czas na kolejne decyzje i działania. Przez jakiś czas niedawny upadek będzie o sobie przypominał, ale nie było to nic na tyle groźnego, by uniemożliwić dalszą eksploracje. Zresztą zaszedłeś już i tak daleko.
//-450pch
Nie miałem innego wyjścia jak iść dalej i zobaczyć dokąd prowadzą owe schody. Wystawiłem przed sobą moje raitonowe kunai i zacząłem iść w dół. Kiedy zobaczyłem że będę się zbliżał do wyjścia to zasłonie raitonowe kunai moim ciałem by nie dawały takiego blasku. Potem delikatnie wyjże za ową skałę i zobaczę co się tam znajduje. W czasie wędrówki uważam na każde wystające elementy skał i patrzę po czym stąpam aby znowu nie wpaść w jakąś pułapkę. W razie jakiegokolwiek ataku odskakuje i próbuje go uniknąć, gdyby mi się to nie udało to próbuje się obronić za pomocą moich raitonowych kunai. W ostateczności aktywuje kawarimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości od celu.
Schody okazały się wyjątkowo strome i na dodatek wydawały się nie mieć końca. Ich budowa musiała zająć doprawdy sporo czasu. W pewnym momencie dostrzegłeś, że kolejne schodki przed Tobą wykonane są zupełnie z innego materiału. Nie był to kruchy piaskowiec, a twardy kamień i to na dodatek pełen niewielkich otworów. Wyglądało to dosłownie tak, jakby ktoś poprzebijał kamień gwoździami. Co ciekawe, na suficie dostrzegłeś połyskujący w blasku kunai dysk. Był on wielkości dłoni, wykonany z polerowanego, czarnego kamienia, który chyba nawet drgnął gdy tylko zbliżyłeś się o krok. Charakterystyczny trzask obracającej się zębatki oznajmił, że coś zaczyna się dziać. Jesteś jednak pewien, że nie nastąpiłeś na nic podejrzanego, stoisz ciągle na kruszącym się stopniu z piaskowca. Kilka metrów dalej na suficie znajdował się kolejny, identyczny dysk, a odrobinę dalej dziwne schody kończyły się, a zastępowały je na powrót kruche i niepewne stopnie wykonane w piaskowcu. Cały sufit, nie licząc dysków był gładki, jednak przyglądając się bardziej można było dostrzec drobne dziurki, jakby coś ostrego odbiło się od powierzchni, zostawiając po sobie ślad.
Spojrzałem na dziwne zjawisko przede mną, wyglądało to na jakaś pułapkę lub coś w tym rodzaju. aktywowany sharingan pomógł mi obliczyć jaka odległość dzieliła mnie od owych dysków. Postanowiłem coś sprawdzić. Wyjąłem inny kunai i podskoczyłem po czym rzuciłem w kierunku owego podłoża przede mną kunai i czekałem na to co się stanie. Chciałem zobaczyć jak reaguje owy mechanizm i jak będzie można go obejść. Aktywowany sharingan powinien mi pomóc uważnie zaobserwować wszystko co się stanie po opuszczeniu mojej broni.
Wiadome było, że lepiej sprawdzić, niż potem żałować, bądź nie mieć nawet takiej możliwości. Pierwszy dysk znajdował się w prostej linii od Ciebie około dwóch metrów, kolejny od pierwszego półtora, zatem dzieliło Cię od niego około cztery i pół metra, Chwyciwszy dwoma palcami inny kunai od tych, które trwały rozżarzone chakrą raitonu, cisnąłeś go na podejrzane schody. Broń brzdęknęła i odbiła się od nich, spadła po schodach na dół. Nie stało się absolutnie nic, a przecież mogłeś przysiąc, że coś niepokojącego się zaczęło dziać, jak tylko zbliżyłeś się na skraj schodów.
Schody były idealnie widoczne, otwory w nich również, dwa dyski umieszczone na suficie były nieskazitelnie wręcz czyste. Miejsce wyglądało na starannie utrzymane, zatem ktoś musiał się nim opiekować. Schody nie były w żaden sposób zamaskowane, co mogło być wskazówką, a może tak właściwie to Ci się wydawało? Może tak naprawdę nie ma żadnego zagrożenia, a jedynie niepokój i niegościnne jaskinie spowodowały omamy słuchowe?
Co za dziwna pułapka, nie ma innego wyjścia jak sprawić nią na własnej skórze. Jednak nie ma co robić to powoli, trzeba zrobić o bardzo szybko. Odsunąłem się na kilka kroków od owego miejsca, po czym zacząłem biec i spróbowałem przeskoczyć jak najwięcej schodów i ponownie odbić się i dalej lecieć. Dzięki idealnym obliczeniom matematycznym nie powinno to być dla mnie problemem. Sharingan powinien bez trudu ocenić odległości i wysokość, a także prędkość. W razie gdybym został zaatakowany przez coś, to próbuje sparować atak za pomocą elektrycznych kunai, jednak jeśli nie ee w stanie tego zrobić, to spróbuje go uniknąć, a jeśli to się także nie uda to aktywuje kawarimi i pojawię się w bezpiecznym miejscu. Jeśli pokonam przeszkodę to idę dalej z zachowaniem jak największej ostrożności.
Chwila skupienia, ocena odległości, krótki rozbieg, choć właściwie o nim nie może być za bardzo mowy, schody uniemożliwiają wykonanie tego w sposób, w jaki byłby najlepszy w tym wypadku. Wybiłeś się mocno i... w chwili, gdy byłeś w początkowej fazie lotu, usłyszałeś głośny trzask. W tej samej chwili powietrze wokół Ciebie zamigotało od cienkich igieł podobnych do senbonów. Większość z nich uderzyła w sufit, posypał się pył. Poczułeś jednak parę bolesnych ukłuć, jak ostre igły wbijają się w ciało. Niektóre z igieł połamały się uderzając w sufit, były bardzo kruche. Pył z sufitu, oraz odłamki igieł posypały się na twarz, przeszkodziły w udanym lądowaniu. Kostka wykrzywiła się boleśnie, a Ty runąłeś po chropowatych schodach na dół.
Pojawia się pytanie, co z podmianą. Nie miałeś z czym się podmienić, brak tu było obiektów dostatecznej wielkości.
Skutki tej próby nie wyglądają zbyt zachęcająco. Dwie igły w prawej łydce, jedna z tyłu w lewym udzie, kolejne dwie w prawym przedramieniu. Kolejne trzy wbiły się w brzuch, na twarzy masz parę niegroźnych ran ciętych po odłamkach. Upadek po schodach sprawił, że wszystkie igły w Twoim ciele się połamały. Dodatkowo poobijałeś się o chropowate schody, kostka boli dosyć mocno, chyba nie jest złamana, ale może być skręcona - nie wygląda to dobrze. Kunaie wypadły z dłoni, chakra się rozproszyła, maskowanie również przestało już działać. Na chwilę obecną masz mocno ograniczone możliwości manewru. Leżysz w ciemnościach, chyba na samym dole schodów. Parę metrów od Ciebie widać jednak jakiś blask, migoczący jakby jego źródłem była pochodnia. To wygląda na jakieś drzwi.
Kolejne - 7 do statystyk(łącznie (-10)). Trudności z chodzeniem ze względu na uszkodzoną kostkę (lewą). Przy każdym ruchu czuć ból powodowany przez igły tkwiące w ciele. Ze względu na swoją łamliwość, każdy gwałtowniejszy ruch może mieć swoje konsekwencje. Nie są one wbite na tyle głęboko, by spowodować zagrożenie życia, jednak ogólne wyczerpanie organizmu już daje Ci się we znaki.
Eh.. co za niefortunny wypadek. Nie ma sensu na razie się ruszać z tego miejsca. Moja kostka nie wygląda zbyt dobrze. Lepiej poczekać aż odzyskam siły, wtedy będę mógł ruszyć dalej. Jak na razie zostanę w tym miejscu i poczekam tutaj. Nie ma tutaj żadnego zagrożenia wiec nie mam czego się martwić. Nie zaobserwowałem tego w czasie kiedy widziałem jeszcze coś, wiec nie mam czego się martwic.
To było rozsądne zachowanie, musiałeś dojść do siebie, bo poruszanie się w tak opłakanym stanie sprawiłoby więcej problemów niż korzyści. Tkwiące w ciele kawałki igieł, szczególnie te wbite w brzuch, sprawiały ból nawet przy oddychaniu. Ich odłamane końcówki lewo wystawały ponad powierzchnie skóry, czułeś je pod palcami, bo w tych ciemnościach trudno było cokolwiek zobaczyć. Ból w kostce powoli przechodził, może nie była jednak skręcona.
Niedaleko natomiast coś musiało się dziać. Blask padający z zapewne płonącej pochodni, drżał na ścianie korytarza, wpadając przez otwór drzwiowy. Wtem ciszę rozproszył dźwięk przesuwania, jakby ktoś przesuwał ciężki kamień kamień po równie kamienistym podłożu, trzeszczał piasek. Rozchodziło się ono echem, jakby była tam jakaś większa sala.
Kara do statystyk zmniejszyła się do -9
Po krótkim okresie czasu moje kostka przestała mnie już tak boleć. Postanowiłem spróbować delikatnie wstać. Złapałem się za kawałek skały, sięgając i szukając właśnie takiego wypuklenia, poi czym podniosłem moje obolałe i zranione ciało. Następnie zacząłem bardzo po woli podążać w kierunku owego światła. Szedłem bardzo powoli i po cichu, by nie zostać usłyszanym przez kogoś kto tam się znajdował. Aktywowałem mojego sharingana, w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Nie wiedziałem co może się tam czyhać. Wolałem być przygotowany. Złapałem się za obolałe miejsce i kierowałem się w stronę światła. Miałem przygotowany kunai aby w razie czego rzucić go szybko bok i podmienić się z nim poprzez użycie Kawarimi no Jutsu. Nie mogłem robić żadnych uników w takim stanie wiec została mi tylko taka opcja obrony.
Ruszyłeś, zahaczając stopą o swój kunai, który wypadł Ci z dłoni po upadku. Po paru krokach udało Ci się pokonać odległość dzielącą Cię od otworu w ścianie, wspierałeś się o skałę, było dzięki temu lżej chodzić. Czułeś jak przy każdym kroku igły poruszają się, powodują ból. Jeśli ich nie wyciągniesz, mogą wejść jeszcze głębiej, lub nawet popękać powodując rozległe krwawienie.
Wyjrzałeś przez drzwi, to co dostrzegłeś mogło zaniepokoić. Była to ogromna sala. Zaraz za drzwiami opadały szerokie schody na dół, po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowało się identyczne wejście i schody. Światło padało z pochodni umieszczonej na kolumnie wspierającej strop, jakieś trzy metry nad ziemią. Łącznie kolumn było sześć, jedna na wprost Twoich drzwi, dwie pozostałe odpowiednio po lewej i prawej w równych odległościach około piętnastu metrów. Na każdej kolumnie paliła się pochodnia, a dodatkowo na ścianach paliły się następne, było tu całkiem jasno. Wokół walało się sporo gruzu, jakby pozostałości po roztrzaskanych posągach, jednak jeden z nich był cały. Był to posąg klęczącego mężczyzny. W podstawie miał sześcian o boku około dwóch metrów. Kamienny człowiek był zwykłych rozmiarów, w dłoniach przed sobą trzymał klepsydrę, piasek znajdował się w dolnej części. Szczegóły posągu były zatarte. Wokół posągu nie było zupełnie piasku, jakby ktoś go posprzątał, zamiast tego były wyryte ślady, jakby ktoś, coś przesuwał, ślady te niknęły pod podstawą posągu. W pomieszczeniu nikogo nie było.
Po chwili zobaczyłem bardzo spore pomieszczenie w której znajdowały się kolumny i jeden ocalały wielki posąg. Postanowiłem zanim cokolwiek zrobię wyjąc igły z mojego ciała, wiedziałem że spowoduje to ból, ale nie miałem innego wyjścia, szybki i energicznym ruchem wyjąłem owe przedmioty z mojej skóry. Po tym czynie chwile odpocząłem aby zregenerować siły, następnie po woli zacząłem przemieszczać się w stronę miejsca w którym były widoczne ślady. Po tym jak tam się znalazłem zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu czegoś co mogło by stanowić wskazówkę dla mnie. Przecież dana osoba nie mogła rozpłynąć się w powietrzu. Musiała coś zrobić, uważnie obserwowałem wszystko za pomocą mojego sharingana i szukałem jakiegokolwiek znaku.
Igły było trudno chwycić, były dosyć śliskie, wyślizgiwały się z palców. W końcu jednak udało Ci się je wyciągnąć, parę z nich było popękanych i pewnie niewiele brakowało, by odłamki utkwiły w Twoim ciele. Wtedy pomogłaby jedynie interwencja medyka. Straciłeś trochę krwi, ale ból zdecydowanie się zmniejszył i chociaż byłeś osłabiony, odczułeś wyraźną poprawę.
Podszedłeś do posągu, niewiele zostało z pierwotnej postaci. Jedynie jej zarys, oraz dłonie trzymające klepsydrę. A była ona o dziwo zwyczajna, nie była zrobiona z kamienia, lecz z drewnianej podstawki, oraz szklanej obudowy. Rysy na podłodze wskazywały, jakby ktoś odsuwał posąg, aż nie chciało się wierzyć, że ktoś mógłby sam go odsunąć, a dla Ciebie nawet w pełni sił byłoby to niewykonalne. Widać było jedynie przesypaną do końca klepsydrę, oraz drugie wyjście z pomieszczenia, identyczne jak to, którym do niego wszedłeś. Na pewno osoba ta nie zniknęła, tylko co się z nią stało?
Kara do statystyk zmniejszyła się do -6
Poczułem wielką ulgę po tym jak wyjąłem igły z mojego ciała. Po tym jak doszedłem do posągu to zauważyłem ze osobnik musiał albo wyjść drugim wyjściem albo umiał rozprysnąć się w powietrzu. Wtedy to spojrzałem na posąg. Jedyne oc zwróciło moją uwagę to była klepsydra. Podszedłem do niej i spróbowaniem ja odwrócić by piasek zaczął ponownie się sypać i odszedłem na kilka kroków po czym patrzyłem czy coś się dzieje. byłem gotowy do jakiejkolwiek obrony w razie ataku. Miałem nadzieje że to co przed chwila zrobiłem wykona odpowiedni efekt i przesunie ten posąg, w końcu jakoś musiał się dostać niżej tamtej osobnik, a słyszałem w korytarzu przesuwanie jakby posągu wiec to musiała być ta figura.
To był dobry trop, odwrócona klepsydra musiała posiadać jakieś właściwości, które dały znać mechanizmowi uruchamiającemu posąg. Zaczął ze zgrzytem odsuwać się na bok, właśnie w taki sposób, jak wskazywały na to rysy w kamieniu, dźwięk również się zgadzał z tym, który słyszałeś jeszcze niedawno. Zostało odsłonięte wejście do dalszej części podziemi. Jednocześnie z odsłonięciem dotarł do Ciebie dziwny zapach, jakby naraz płonęło mnóstwo świec. Swąd ten dochodził z otworu, dodatkowo dobiegały do Ciebie równomierne uderzenia, jakby ktoś kuł skałę. Gdy już posąg zatrzymał się, zaczął powoli wracać do swojej pierwotnej pozycji. Mogłeś ocenić za pomocą swojego Sharingana, że jak piasek przesypie się do końca, posąg wróci na swoje miejsce. Patrząc na to logicznie, musiał być jakiś sposób otwarcia tego od środka, inaczej wchodzenie tam nie miało sensu. Do zamknięcia się otworu miałeś około trzech minut. Było czasu akurat na tyle dużo, by zajrzeć tam bezpiecznie. Korytarz był niżej od poziomu podłogi o jakieś trzy metry, schodziło się po schodkach. Po około dwudziestu metrach kończył się korytarz, widać było światło pochodni, w powietrzu unosił się pył, pewnie pochodził z kucia skały.
Po chwili zauważyłem jak posąg się poruszył kiedy przewróciłem klepsydrę i piasek zaczął się przesypywać. Postanowiłem zejść na dól i zobaczyć co kryje owe ukryty miejsce. Wszędzie były pochodnie wiec nie musiałem się martwić o to że będzie tam ciemno. Wyjąłem kunai prawa ręką aby być przygotowanym w razie ataku. Nie wiedziałem jeszcze jak wrócę ale byłem pewien ze skoro ktoś tam wszedł to musi umieć wyjść. Zacząłem po woli schodzić po schodkach w dół kierując się w stronę pomieszczenia które tam się znajdowało. W razie uaktywnienia jakiejś pułapki spróbuje uniknąć ja, jęli jednak się to mi nie uda to wyrzucam szybko kunai w bok i podmieniam się z nim.
Idąc korytarzem uważnie rozglądałeś się w celu uniknięcia ewentualnej pułapki. Parę wystających z podłogi kamieni wyglądało podejrzanie. Były wysunięte na ponad centymetr i w całym korytarzu były ułożone w rządkach co dwa, trzy, oddalone były one od siebie co około pół metra, przesunięte jednak o kilkanaście centymetrów w lewą, lub w prawą, by kamienie zazębiały się, czyniąc drogę wręcz naszpikowaną nimi.
Nie było trudno je ominąć jak szło się dosyć wolno i ostrożnie. Doszedłszy do końca korytarza poczułeś w ustach pył, unosił się w powietrzu i ograniczał pole widzenia. Wyjrzałeś zza rogu, była to spora sala, wielkości mniej więcej połowy poprzedniej, była jednak prawie kompletnie zagruzowana, przynajmniej tyle było widać. Ściany popękane, kości odziane w skrawki szmat będące pozostałością ubrań leżały przygniecione przez gruz. Musiało tu się stać coś wyjątkowo strasznego, strop był w pewnym miejscu zupełnie zawalony. Dostrzegłeś postać człowieka z kilofem w dłoni, oświetlał sobie miejsce pochodnią wiszącą na ścianie. Kuł wielki fragment gruzu, przestał na chwilę, otarł pot z czoła. W tej właśnie chwili w korytarzu rozeszło się tąpnięcie, odgłos mechanizmu zamykającego wejście do podziemi. Odwrócił się gwałtownie, twarz miał usmarowaną potem i pyłem. Był ubrany jak typowy, pustynny podróżnik w luźne szaty, obok leżała reszta jego rzeczy w tym plecak ze stalowym stelażem.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - zapytał przestraszonym głosem, chwycił kilof w obie dłonie stając w pozycji obronnej.
Szedłem korytarzem aż wreszcie dotarłem od końce niego, po chwili zobaczyłem że na końcu jego jest niewielkie pomieszczenie. Uważnie obserwowałem to co się w nim znajduje, nagle spostrzegłem pewnego osobnika z kilofem. spojrzałem na niego, po czym odpowiedziałem na jego pytania
-Witaj nieznajomy, jestem poszukiwaczem przygód, szukam opaski która ma numer siódmy. Może nie widziałeś takiej gdzieś tutaj? Pozwolisz że się spytam co tu robisz tutaj sam na takim bezludziu?
Po tych słowach obserwowałem niego i czekałem na jego odpowiedz, było to bardzo dziwne, że ktoś tutaj kuł coś w skale.
- J-ja... ja tu tylko... szukam kosztowności - patrzył na Ciebie wzrokiem pełnym obawy - Jak tu trafiłeś? - przez chwilę stał z otwartymi szeroko oczami - Ja nie jestem sam! - zaznaczył bardzo gwałtownie, jakby te słowa miały zagwarantować mu bezpieczeństwo - Moi towarzysze niebawem tu przyjdą - można było przypuszczać, że kłamie, chociaż drżenie głosu mogło pochodzić ze zwyczajnego zdenerwowania.
- Opaska? Co Wy z tą opaską? - ton świadczył o tym, że jest już rozdrażniony tym tematem - Była, ale już jej tu nie ma. Kupił ją pewien człowiek, dobrze zapłacił. Czym jest ta opaska? - zapytał - Znaleźliśmy ją przypadkiem przy trupie przygniecionym przez blok skalny. Nie wyglądała na cenną, to odrzuciliśmy ją na bok. Leżała parę tygodni na stercie złomu, aż tydzień temu przybył kupiec. Pokazał pieniądze, a my wzięliśmy się do roboty. Wczoraj przypadkiem odkryliśmy, że ten bezużyteczny śmieć jest właśnie tym, czego on poszukuje. To tyle, zapłacił i odszedł - zakończył, chyba mając nadzieję, że to Ci wystarczy.
Uważnie słuchałem słów owego mężczyzny, który widocznie bardzo się teraz bał, pewnie nie spodziewał się że ktoś tutaj przyjdzie. Kiedy wspomniał o opasce to w moich oczach zabłysła nutka ciekawości. Po tym jak skończył powiedziałem
-Gdzie mogę znaleźć osobę która kupiła tą opaskę, jest to dla mnie bardzo ważne. Ta opaska jest pamiątka po moim dziadku, została ona skradziona przez pewnego ninja. Szukałem jej bardzo długo aż wreszcie trop zaprowadził mnie w to miejsce. Jestem już zmęczony tym ciągłym poszukiwaniem, mam nadzieje ze pomożesz mi znaleźć osobnika którą ja kupił
Po tych słowach spojrzałem na starca, mając nadzieje że wyzna on mi prawdę i powie gdzie się znajduje osobnik który kupił tą opaskę. Nie mógł on się dowiedzieć że kłamie.
- Jeszcze wczoraj obozował w skalnej niecce, tuż obok wyjścia z jaskini ze strony wschodniej. Tam po raz ostatni go widziałem. Nie wiem nic więcej, jestem tylko poszukiwaczem, nic mi do tego kto, co zbiera i po co mu to. Nie sądzę by ją oddał, skoro tak długo jej szukał - wzruszył ramionami - Nie wiem, nic więcej nie wiem... - oblizał suche wargi - Chociaż, chociaż mogę Cię zaprowadzić w tamto miejsce - uśmiechnął się trochę niepewnie - Nie wyglądasz najlepiej... - stwierdził widząc Twoje rany - Mogę Ci się przydać... ten człowiek był taki podejrzany... grupą byliśmy, to się nie odważył ręki podnieść, ale pewnie jakbyś sam tak do niego... - chyba wyczuł okazje do zarobienia jakichś pieniędzy.
Słuchałem tego co mówił owy mężczyzna, złożył mi ciekawą propozycje, w sumie moje rany nie wyglądały zbyt dobrze, do tego jeszcze nie znałem tych okolic a on na pewno wiedział gdzie znajduje się miejsce w którym ostatnio widziano osobnika z opaska. Po chwili przemówiłem
-Dobrze, z przyjemnością przyjmę twoja pomoc, proszę pokaz miejsce w którym ostatnio widziałeś tego mężczyznę.
Po tych słowach zacząłem podążać za tym mężczyzna. Miałem nadzieje że jak najszybciej znajdę tego osobnika i uda mi się zdobyć tą opaskę.
Skinął do Ciebie głową i pozbierał swoje rzeczy, kilof zostawił na stercie gruzu. Założył plecak na ramię i podszedł do jednej z pochodni wiszących na ścianie, zdjął ją i podał Tobie. Drugą wziął dla siebie, podszedł jeszcze do kolejnej, ale zamiast ją zdjąć, to naparł na nią. Trzymający ją stelaż przekrzywił się, zgrzytnął mechanizm i z korytarza, z którego właśnie wyszedłeś dotarł do Ciebie odgłos przesuwającego się głazu.
- Uważaj pod nogi - mruknął do Ciebie, idąc przodem omijał wystające z podłogi kamienie. Po chwili byliście już w sali z posągiem. Twój przewodnik skierował się ku wyjściu z niej, tego którym tu nie przybyłeś.
- Jeśli... cokolwiek komu się stanie - zaczął trochę niepewnie - Jemu już pieniądze nie będą potrzebne... wtedy możemy się podzielić - Ruszył po schodach do wyjścia. Prowadził Cię długim korytarzem, minęliście dwie odnogi, potem wyrastała przed Wami pionowa studnia, na szczęście była tu drabina. Mężczyzna zaczął wspinać się po niej jako pierwszy. Potem musieliście przejść na kolejną półkę skalną i ruszyć następną drabiną na po przeciwnej stronie studni.
Znaleźliście się na górze w jaskini o sklepieniu w kształcie kopuły. Otwór, z którego wyszliście był w samym jej centrum. Pod ścianami rozłożone były jakieś tobołki, powiązane sznurem worki. Pokazał Ci, byś szedł za nim. Oświetlając sobie drogę pochodniami ruszyliście jednym pięciu korytarzy wychodzących z jaskini, potem było rozgałęzienie na kolejne trzy z czego wybrał środkowy i po jakimś czasie i paru zakrętach pojawił się blask słońca, chłód jaskini zastąpił pustynny skwar.
Byliście w czymś w rodzaju wąwozu, ponad Wami pięła się pionowa skała, wy staliście na półce skalnej. Pod Wami było może z pięćdziesiąt metrów od ziemi. Prowadziła stamtąd ścieżka, schodząc na sam dół wąwozu.
- Tam - wskazał ręką jedno z wyjść z wąwozu - Widzisz dym? - wskazał na unoszącą się smugę na bezchmurnym niebie - Jeszcze musi tam być. Ja zajdę od drugiej strony i będę Cię ubezpieczał - wskazał na drugie wyjście z wąwozu. Czekał na Twoją decyzję.
Poczekałem aż mój przewodnik zbierze cały swój sprzęt i ruszymy w drogę. Po tym jak to się stało wyszliśmy z owego pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy. Po chwili owy mężczyzna powiedział dziwne słowa, tak jakby wiedział co może się stać z osobnikiem który ma ta opaskę. Był bardzo chytry na pieniądze. Jednak teraz mnie ot nie interesowało. Szedłem za owym mężczyzną. Po chwili po długiej wędrówce wyszedłem z tego miejsca. Pojawiłem się na powierzchni. następnie spostrzegłem dym który unosił się na dole, po chwili powiedziałem do mężczyzny
-Dobrze, niech tak będzie
Po tych słowach zacząłem po woli schodzić na dól i kierować się w stronę unoszącego siew powietrzu dymu. Byłem gotowy do obrony w razie jakiegoś ataku. Zanim jednak zszedłem to aktywowałem sharingan by mieć lepszy obraz na całą sytuacje. W razie niemożności obronienia się przed atakiem ot podmieniam się z jakimś kamieniem bądź patykiem za pomocą kawarimi i pojawiam siew bezpiecznym miejscu. Po podejściu do miejsca w którym wydobywał się dym patrze kto tam się znajduje i oceniam ryzyko nieubezpieczenia w tym terenie i towarzyskie jakim się zaraz znajdę.
Mężczyzna skinął głową i udał się w kierunku przeciwnym do Twojego, ku drugiemu wyjściu.
Schodząc krętą ścieżką mogłeś ocenić rozmiar wąwozu, oraz mnogość wejść do jaskiń. W tym miejscu, osłoniętym od piasku i wiatru, jaskinie odsłaniały swoje prawdziwe oblicze. Z pewnością można było błądzić w nich całymi dniami. Podążając ku wyjściu z wąwozu obserwowałeś okolicę. Była ona skalista, przypominała nieco opuszczony kamieniołom, jednak stojących wolno skał było tu jak na lekarstwo. W tym miejscu kamienie różniły się od kruchego piaskowca i z pewnością miały swoją wartość.
Wąskie wyjście z wąwozu było znakomitym miejscem na pułapkę, jednak w tym momencie wyglądało bezpiecznie.
Na formacjach skalnych zbierał się piasek, z daleka z pewnością wyglądały jak zwyczajne wydmy, z tym, że ogromne. Dostrzegłeś kolejną, o wiele mniejszą skałę w kształcie podkowy. Wejściem była skierowana w stronę, z której zwykle nie wiały wiatry pustynne, więc uniknęła zasypania. Stamtąd właśnie dobywał się dym. Wokół powrócił pustynny krajobraz, tony piasku, w którym zapadały się stopy i palące słońce chylące się powoli ku zachodowi. Słońce grzało Ci w plecy, wydłużało cienie. Już z daleka dostrzegłeś postać w szarych szatach typowych dla pustynnych beduinów, która pochylała się nad ogniskiem, nad którym coś się piekło. Człowiek skierowany był twarzą w Twoim kierunku, jednak skupiony był na doglądaniu piekącego się jedzenia. Niedaleko niego stał wielbłąd z pyskiem schowanym w worku z obrokiem. Wokół walały się niewielkie tobołki gotowe do zapakowania na grzbiet wierzchowca. Zapewne czekał, aż się ściemni, by nie podróżować w upale. Świadczył o tym brak większej ilości materiału na opał. Przy wielbłądzie przytroczony był pałasz w skórzanej pochwie. Sam mężczyzna nie miał chyba przy sobie broni, choć jego szaty sprzyjały ukryciu jej ze względu na liczne fałdy materiału, maskując przy okazji szczegóły budowy nieznajomego.
Szedłem wzdłuż wąwozu i obserwowałem jak ot natura ukształtowała skały w tym terenie. piasek idealnie zespajał się z skalinkami. Po chwili zobaczyłem wielka podkowę która nie została zasypana przez piasek, tam to właśnie znajdował się cle mojej wizyty. W oddali ujrzałem mężczyznę który był zajęty patrzeniem na swoje jedzenie. Podszedłem do niego spokojnie nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów. czułem ból wydobywający się z miejsc w których niedawno były igły. Po tym jak już stałem przed mężczyzna to odrzekłem
-Witaj, przepraszam ze ci przeszkadzam ale zdaje się ze masz coś co nienależny do ciebie. Otóż niedawno przybyłeś tutaj i nabyłeś opaskę na której widniała cyfra siedem. Byłbym wdzięczny gdybyśmy się jakoś dogadali w sprawie wymiany za nią. Na pewno podsiadam coś cennego co mogło by ciebie zainteresować.
W moich oczach było widać piękne doujutsu mojego klanu czyli sharingan, patrzyłem mu prosto w oczy i obserwowałem każdy jego ruch, zarazem patrząc czy gdzieś nie ma tej opaski. Byłem przygotowany do obrony, bo nie mogłem wiedzieć jak on zareaguje na moje słowa.
Nad ogniem skwierczała jakaś wysuszona jaszczurka, mężczyzna żuł powoli kawałek placka. Podniósł wzrok w momencie, jak ujrzał Twój cień, który uprzedził go o Twoim przybyciu. Popatrzył na Ciebie mrużąc oczy, promienie słońca padające zza Ciebie raziły go w oczy.
Skórę miał ciemną, spaloną słońcem, chociaż pod oczami miał dwie jasne blizny w kształcie liter iks. Przesłonił oczy dłonią robiąc z niej daszek, w spokoju żuł dalej swój kawałek chleba. Mógł mieć około trzydziestu lat, wyglądał na osobę, która dużo czasu spędziła na pustyni.
- Po co Ci ten kawał blachy, co? - zapytał mrukliwie, dziwnie rozkładał akcent, przez co jego głos brzmiał obco - Nie masz nic, czego nie mógłbym wziąć sobie z Twojego trupa, odejdź - rzekł wstając powoli. Dzieliło Was od siebie pięć metrów, oraz ognisko. Stał wpatrzony w Ciebie, miał poważną minę, wyglądał na skupionego. Wyglądał na twardego i nieustępliwego faceta, mówił spokojnie i nie robił żadnych gwałtownych ruchów. Dym z ogniska cuchnął wielbłądzim łajnem.
Po usłyszeniu odpowiedzi mężczyzny spojrzałem w ziemie. Wtedy przez chwile przypomniała mi se sytuacja z mojego dzieciństwa, kiedy to straciłem oboje rodziców, nie mogłem pozwolić by taka osoba stałam i na drodze. Poniewierany klan uchiha musi wreszcie zostać odbudowany, musi wreszcie pokazać swoja potęgę. Po chwili uniosłem wzrok na owego mężczyznę który wpatrywał siew mnie po czym powiedziałem
-Skoro nie mam niczego co mógłbyś wziąć ode ciebie to w takim razie odejdę...
Po tych słowach moje oczy zaczęły aktywować technikę mojego klanu. Ja w tym czasie jako że maiłem wolne ręce rzuciłem trzy shurikeny w owego mężczyznę, jako stał ode mnie blisko to nie powinienem mieć problemów z trafieniem w niego. Pierwszy z nich celowałem w głowę, ogólnie w twarz, drugi leciał w kierunku szyi, trzeci leciał w korpus. Leciały one jeden pod drugim. Ja od razu po rzuceniu shurikenów aktywowałem Seppaku no Jutsu. Otoczenie wokół mojego przeciwnika stało się czarne, po chwili pojawiła się ogromna sylwetka mojej osoby, z ciemnosci zaczęły wyłaniać się oczy, było w nich widać sharingan, okrążały jego osobę powiększając jego strach. W tym momencie moje shurikeny powinny bez trudu dolecieć do mojego przeciwnika i go trafić. Ja w tym czasie po aktywowaniu tej techniki w błyskawicznym tępię zacząłem biec w kierunku mojego przeciwnika, zarazem wyciągając kunai jedna i drugą ręką. Wiedziałem ze rany mogą osłabić moja prędkość ale dzięki technice powinienem mieć jeszcze czas na ty by do niego podbiec i zaatakować. Po pojawieniu się przed jego osobą wykonałem ciecie w kierunku jego szyi aby podciąć mu gardło albo chociaż je naciąć, sprawiając że nie będzie w stanie nic mówić a jego drogi oddechowe zostaną zablokowane. Natomiast drugi kunai powędrował w kierunku jego serca. Ten cios był wywołany silniejszą ręką ponieważ potrzebowałem siły by przebić się przez jego powłokę i wbić moją broń w jego serce. Po tym czynie jak przeciwnik będzie zdezorientowany to jeśli nadal żyje wykonuje kolejne ciecie w kierunku jego głowy wbijając kunai w nią. Po tym ostatecznym ciosie kopie ciało na ziemię, które powinno bezwładnie opaść na nią. Po tym czynie przeszukuje ciało i wielbłąda w poszukiwaniu jakiś cennych rzeczy.
Gdybyś szybkością był w stanie nadrobić wszystkie pozostałe braki, pewnie by się wszystko znakomicie udało. Samo dobycie shurikenów, a co więcej wycelowanie nimi, a nie ciśnięcie byle trafić było w Twojej sytuacji ledwo wykonalne. Nie bez powodu człowiek ten był taki spokojny i z taką uwagą śledził Twoje ruchy, by dać się zaskoczyć. Owszem, już na pierwszy rzut oka byłeś od niego szybszy, jednak on musiał przeczuwać kłopoty od chwili, gdy zjawiłeś się w jego obozowisku. Może gdyby atak z zaskoczenia, uniknąłbyś tego ataku. Wyrzucony przez Ciebie shuriken w końcowej fazie leciał jak w zwolnionym tempie, czułeś wzmagający się niezwykle szybko wiatr na twarzy. Zepchnięty pocisk trafił w okolice ramienia, ale nie wiadomo z jakim skutkiem. Ręka sięgająca po kolejny shuriken została przyciśnięta do ciała, fragmenty ogniska i wzmocniony siłą wiatru płomień pomknęły w Twoim kierunku. W piachu ciężko było zaprzeć się nogami i zostałeś wypchnięty z ogromną siłą ze skalnej podkowy. W końcowej fazie zostałeś powalony na ziemię. Skóra piekła od powierzchownych oparzeń, piasek niesiony wiatrem dostał się do oczu, było to uderzenie porównywalne z bardzo silną burzą piaskową. Jak przez mgłę widziałeś swojego przeciwnika stojącego w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było ognisko. Byłeś w doprawdy opłakanym stanie. Gdyby nie to, że ognisko było stosunkowo niewielkie, pewnie byś był poparzony o wiele mocniej. Może trafienie shurikenem pozwoliło osłabić przygotowany przez niego atak. Tymczasem od lewej dobiegły Cię okrzyki, sylwetki wielbłądzich jeźdźców wyłoniły się zza wydmy i zmierzały w kierunku obozowiska. Było ich jak dobrze dostrzegłeś pięciu. W tej chwili dzieliło Cię od przeciwnika piętnaście metrów, a zbliżający się ludzie będą za kilkanaście sekund.
Łączna kara do statystyk -10, słaniasz się na nogach, ciężko Ci się skupić nie wspominając o używaniu zaawansowanych technik. Szybkość to jedyny atut jaki Ci pozostał, chociaż mało Ci on pomoże, skoro nie masz siły, by go wykorzystać. Sytuacja jest tragiczna.
Po moim ataku zostałem wypchnięty przez fale wiatru, której nawet nie zdążyłem zauważyć ponieważ już unosiłem się w powietrzu. Następnie znalazłem się w trochej większej odległości od mojego przeciwnika. Sytuacja była krytyczna, moje ręce , jak również ciało było poparzone, do tego moja widoczność była mocno osłabiona.
Czyżby to był mój koniec, tak miało się zakończyć moje życie? Tak właśnie miałem umrzeć, nie dokonując nawet zemsty na moim ojcu.
Piasek okalał moja poparzoną twarz, słońce grzało moje poobrywane kawałki ubrania, na twarzy czułem powiew wiatru. miałem jedne wyjście, wykonać tą technikę, jedyne co mi zostało. Prawą ręka wykonałem pieczęć do Gakure no Jutsu po czym aktywowałem tą technikę. Nie wiedziałem czy uda mi się ją wykonać. Musiałem spróbować bo co innego mi zostało. Jeśli udało mi się wykonać jutsu to próbuje się przemieścić w bezpieczne miejsce aby nie zostać zauważonym przez mojego przeciwnika. Jeśli jednak nie to wyciągam resztkami sił kunai i chowie go za plecami, po czym patrze na zbliżającego się przeciwnika i czekam aż podejdzie. Kiedy będzie na tyle blisko że sięgnę go moim kunai to wbijam go w jego szyję, myślę że na więcej akcji nie mogę sobie pozwolić
Skupienie do wykonania techniki wcale nie było takie proste, chakra była ciężka do opanowania, jednak udało Ci się ją wykonać i wtopić w pustynne tło. Nie jest to owszem niewidzialność, jednak w tak jednolitym środowisku i drżącym od gorąca powietrzu zauważenie Cię nie było takie oczywiste. Wykonałeś tę technikę na oczach tego człowieka, więc gdyby nie oderwał wzroku, pewnie by nie miał problemów z namierzeniem Cię. W tym czasie jednak dotarła rozwrzeszczana grupa. Twój niedawny przewodnik jechał na końcu. Pierwszy z nich zeskoczył zwinnie rozpryskując piasek. Szczęście Ci sprzyjało, bo zatrzymali się dokładnie między Tobą, a posiadaczem upragnionej opaski.
- Jeszcze żyjesz naznaczony? - zwrócił się kpiąco do człowieka, który przed chwilą odrzucił Cię swoją techniką - Widzę, że ukąsił cię żelazem... - zadrwił. To musiało oznaczać, że jednak Twój pocisk go dosięgnął. Obraz przesłaniały Ci teraz wielbłądy. Widziałeś jak ich jeźdźcy dobywają broni. Widziałeś od czasu do czasu obu mężczyzn stojących naprzeciw siebie.
- Ta twoja znajda się nie sprawdziła - usłyszałeś głos tego, który jako jedyny zszedł z wierzchowca. Twój niedawny przewodnik po jaskini machnął tylko ręką, więc pewnie do niego były skierowane słowa.
- Odejdźcie, bo pozabijam jak psy. Przeklęte hieny cmentarne... - warknął mężczyzna z bliznami pod oczami - Uchiha! - krzyknął głośno, musiał rozpoznać Twój klan po oczach ujawnionych na drobną chwilę - Jesteś z tymi szubrawcami?! Jeśli masz choć krztę honoru, zabijmy tych psów! - krzyknął na tyle głośno, byś bez trudu dosłyszał.
- Oszalałeś naznaczony? - krzyknął jeden z jeźdźców, potężny mężczyzna w turbanie. W głosie drżał mu jednak niepokój, rozglądał się na boki - Nikogo tu przecież nie ma! - to świadczyło o tym, że pozostałeś niezauważony przez nich. Miałeś szansę na ucieczkę, bądź na inne działania. Chwila względnego bezpieczeństwa pozwoliła ochłonąć, pozbierać myśli. O ile technika klanowa użyta wobec wyszkolonemu ninja w tym momencie pewnie by zawiodła, to jednak mogłeś nią obronić się przed przypadkowymi opryszkami.
-600pch
Kiedy już myślałem ze to koniec, wykonałem ostatnia deskę ratunku czyli Gakure no Jutsu. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się je wykonać. Mo przeciwnik szedł w kierunku mnie gdy nagle stanął, ponieważ pojawiły się nowe osoby. Zaczęli miedzy sobą rozmawiać, oznaczało to ze teraz żadna z danych osób nie wiedziała gdzie się znajduje. Było ro bardzo korzystne dla mnie. Podszedłem do osobnika który był moim przewodnikiem. Znajdowałem się za jego plecami w tym momencie jak podszedłem do niego. W czasie marszu wydobyłem kunai moją prawą ręką. Po tym jak przed moimi oczami znalazła się postura przewodnika wykonałem potężne ciecie wzdłuż jego szyi podcinając mu gardło. Nie mógł się spodziewać tego ataku ponieważ byłe dla niego niewidoczny. Po tym czynie szybko odbiegłem od tego miejsca aby nikt z owych osobników nie wiedział gdzie się znajduje. Potem tym czynie podszedłem na bezpieczną odległość do następnej osoby, po czym rzuciłem w kierunku jego głowy trzy shurikeny. Wszystkie były wycelowane w jego twarz. Stałem tak blisko że moje bronie bez trudu doleciały w mgnieniu oka do kolejnego przeciwnika. Potem ponownie zmieniłem moją lokacje aby nikt nie wiedział gdzie się znajduję. Na koniec rzuciłem kunai w jedno ze zwierząt które było prowadzone przez osobnik, zwierze po dostaniu owa bronią powinno wywołać bardzo poważne zamieszanie i rozproszyć kolejne zwierzęta które były prowadzone. Ja w czasie tego zamieszania podkradam się do kolejnego opryszka i przedziurawiam go kunai na wylot, po czym ponownie zmieniam moje miejsce w którym byłem. Po tym czynie czekam na reakcje reszty opryszków którzy powinni się nieźle zdziwić owa sytuację.
Wzrok wszystkich był skierowany w kierunku najbardziej realnego zagrożenia, czyli mężczyzny będącego w posiadaniu opaski z numerem siódmym.
- Uciekł jak pies! - wykrzyknął Twój niedawny przewodnik - Hardy był tylko w gębie! A teraz cię pokroimy i weźmiemy co masz! - odgrażał się, pochylając się na grzbiecie swojego wielbłąda. Musiał poczuć się pewnie widząc, że mężczyzna jest nawet lekko ranny i, że wzywa pomoc. Dostrzegłeś jeszcze, że ninja, z którym jeszcze chwilę temu walczyłeś składa ze sobą wyprostowane palce. Chyba był przygotowany do odparcia ataku tych ludzi. Wtedy byłeś już w odpowiedniej odległości, wystarczyło lekko podskoczyć i przeciągnąć ostrzem po boku szyi. Kolejne wypadki potoczyły się w zastraszającym tempie, bo cios nie poderżnął gardła, jednak sikająca krew wskazywała, że trafiłeś w żyłę główną. Mężczyzna ryknął jak zwierze, zamachał rękoma i przycisnął je do rany. Wielbłąd, na którym siedział spłoszył się i wierzgnął, niemal trafiając Cię przy tym, Twój niedawny przewodnik zwalił się na piasek brocząc obficie krwią. Reszta mężczyzn skierowała swój wzrok ku swojemu towarzyszowi. W dłoni obcego ninja, a właściwie wokół wyprostowanych palców powietrze zawirowało, wykonał ruch, jakby ciął nimi coś, wprost w mężczyznę stojącego przed nim. Trysnęła krew, gdy powietrzny dysk przeciął go niemal na pół, stojące tuż obok zwierze nie miało szczęścia i dysk przeorał również je. Rozległ się przeraźliwy kwik. Reszta wielbłądów wpadła w panikę, zaczęła się miotać pod bezradnymi jeźdźcami. Jeden, ten, który zrzucił z siebie człowieka ze zranioną szyją, wpadł pomiędzy resztę. W powietrze wzbił się pył, niebezpiecznie było się zbliżyć, groziło to stratowaniem. Cisnąłeś shurikenami w najbliższego człowieka, był w ruchu, a na dodatek nic nie sprzyjało temu rzutowi łącznie z Twoim stanem, jednak jeden z pocisków drasnął jego ramię, kolejny chybił, a następny wbił się za uchem, mężczyzna zachwiał się i padł w siodle, a spłoszony już do końca wierzchowiec uderzył w bok tego stojącego obok. Teraz tylko dwóch siedziało ciągle w siodłach, próbując zapanować nad spłoszonymi zwierzętami. Pierwsze zaskoczenie minęło, obaj dobyli niewidocznych dotąd pałaszy, które skryte były pod obfitymi szatami, pośród niesionych przez wielbłądy pakunków. Jeden z nich pociągnął mocno za uzdę i zwrócił wielbłąda w Twoim kierunku, był tak blisko, że chyba dostrzegł coś świadczącego o Twojej obecności, wzniósł pałasz do góry i wrzasnął, uderzając piętami w boki wierzchowca. Dzieliło Was zaledwie parę metrów. Nieopodal znieruchomiało ciało przewodnika, który wykrwawił się błyskawicznie na pustynny piasek, jego głowa była dziwnie przekrzywiona, chyba dostał na dodatek kopytem spłoszonego wielbłąda. Drugi z jeźdźców ruszył na tamtego ninja.
Cała sytuacja wyglądała jak jedno wielkie zamieszanie. Mój atak się połowicznie udał który wykonałem na przewodniku, wtedy wszystko się zaczęło, nie wiedziałem co robić w tym momencie, były to ułamki sekundy. Wtedy to się zorientowałem że pędzi na mnie jeden z oprychów który miał w ręku pałasza. Wiedziałem że to co zrobię sprawi że stracę prawie wszystkie siły, jednakże musiałem zareagować tylko w taki sposób. Wyciągnąłem trzy shurikeny w błyskawicznym tempie i rzuciłem je w kierunku pędzącego z wielką silą wierzchowca, dokładnie pod jego odnóża, nie musiałem wcale rzucić mocno, ponieważ z taka prędkością jaką na mnie nacierał sam się wbił w ową pułapkę. Wtedy dzięki obliczeniom matematycznym za pomocą mojego sharingana oceniłem miej więcej miejsce w którym upadania na ziemie wielbłąd. W tym czasie ja wbiłem siew powietrze i aktywowałem Sepakku no jutsu, mężczyzna nagle zobaczył całkowicie co innego, wszystko zniknęło, jego osoba była tak mała jak mrówka a ja wielki jak człowiek, wtedy to wziąłem jego moja ręką i zacząłem się z niego śmiać, on był bezsilny w tym czasie. Ja tymczasem w czasie aktywowania zrobiłem tylko jeden ruch a mianowicie wyciągnąłem przed siebie kunai który trzymałem obiema rękoma, dzięki shairnganowi oceniłem miejsce w którym musiałem się znaleźć aby nadziać się dosłownie na znajdującego się na wielbłądzię mężczyznę, a raczej, lecącego do przodu po tym jak owe zwierze runie na ziemie. Wszystko opierało się na mocy mojego sharingana. Po tym czynie w locie spróbuję obrócić owego mężczyznę aby on zniwelował mój upadek. Po tym wyjmie kunai kolejną ręką jeśli owy przeciwnik będzie dalej żył i poderżnę mu gardło. Powinien być oszołomiony ze względu na upadek i ową ranę która mu spowodowałem. Po całej sytuacji wstaję i patrze co się stało z opryszkiem który zakatował osobnika z siódma opaską.
Co było powodem lawiny zdarzeń, które nastąpiły dosłownie chwilę później? Złe rozplanowanie? A może skomplikowana moc Sharingana nie potrafi zastąpić prostoty działań i w pewnym momencie wyimaginowany łańcuch przyczynowo skutkowy miał słabsze ogniwo? Rzut shurikenami pod kopyta wielbłąda miałby większy sens, gdyby to nie były shurikeny, a tak zwane pajączki. Co więcej, nawet wtedy płaskie kopyta wielbłąda mogłyby go uchronić przed obrażeniami. Głównym jednak błędem było myślenie o tym, że wbite w piach shurikeny będą stanowiły dostateczny opór i wbiją się w wielbłądzie nogi. Zresztą nawet jakby się to zdarzyło, fizyka raczej nie pozwoliłaby wielbłądowi wyhamować, czy upaść w ten sposób, w jaki to sobie wymyśliłeś. Nie będąc jeszcze świadomym swojego błędu i nie czekając na efekt swoich poczynań, postanowiłeś uczynić coś, co pewnie nie udałoby się artystom cyrkowym podczas występu, a oni dysponowali na pewno większą zręcznością niż Ty na co dzień, a co dopiero w tym stanie.
I aktywacja techniki przy wyskoku... to było wyzwanie, pewien jednak swoich trafnych decyzji, wykonałeś to. Reszta zdarzeń była prosta do przewidzenia, ostrza wbitych w piasek shurikenów niegroźnie połaskotały kopyta wielbłąda, które wepchnęły je w piasek. Złapałeś wtedy człowieka w swoją technikę i... wielbłądzie cielsko wpadło na Ciebie z całym impetem wybijając powietrze z płuc. Usłyszałeś jeszcze jak za mgłą przeraźliwy kwik zwierzęcia i to, jak Twoje ciało upada w piasek jak szmaciana lalka. Następne uderzenie było porównywalne, jakby zwalił się na Ciebie cały świat, szkoda, że był nim przewracający się wielbłąd, którego spłoszyłeś. Łaskawa ciemność spowiła Twój mały świat, straciłeś przytomność.
Sytuacja widziana z boku była klarowna, wielbłąd wpadł na Ciebie z całym impetem i uderzeniem głowy niemal wbił w podłoże. Co więcej, złapany w klanową technikę człowiek gwałtownie ściągnął wodze spinając wierzchowca, a w połączeniu tego z tym, że samo uderzenie go spłoszyło, przewrócił się przygniatając Cię swoim ciężarem. A było tyle możliwości... a wybrałeś jedną z gorszych.
Chwile, gdy miałeś chwilowe przebłyski świadomości wiązały się z przejmującym bólem, jaskrawym światłem, oraz wielbłądzim smrodem i wszechobecnym piaskiem. Na szczęście chwile świadomości nie były zbyt częste.
Gdy się zbudziłeś świat wokół przybrał wygląd sali typowej dla szpitali. Ciało było unieruchomione, obolałe, pochylała się nad Tobą pielęgniarka.
- Proszę się nie ruszać, ma Pan pogruchotane kości, to potrwa aż Pan stanie na nogi... - przy każdym oddechu ból w żebrach był dojmujący. Bandaż wpijał się w ciało, prawa noga była unieruchomiona, rwała dosyć nieprzyjemnie, ból w prawym łokciu doskwierał przy najmniejszym ruchu, głowa była poobijana, każdemu wypowiedzianemu przez nią słowu towarzyszył Ci w niej ból. Twoje rzeczy, które miałeś przy sobie w trakcie feralnego zdarzenia, a właściwie to zderzenia, leżą obok na krześle. Pielęgniarka odeszła zostawiając Cię samego. Ciężko było cokolwiek powiedzieć, bo nawet szczęka była obolała. Miałeś szczęście, że w ogóle żyjesz. Jak się tu dostałeś możesz się jedynie domyślać.
Misja rangi B nie została zaliczona. Otrzymujesz jednak 20pch i 2pkt statystyk do rozdania w związku z doświadczeniem zdobytym podczas jej trwania.
W ciągu misji straciłeś: 5xkunai, 7xshuriken.
Chakra zregeneruje się w ciągu 48godzin.
Odzyskasz pełną sprawność 20 kwietnia, na chwilę obecną masz - 12 do wszystkich statystyk oprócz szybkości, w niej masz - 20.
Dodatkowa interwencja medyka (pod nadzorem mg) pozwoli skrócić czas rehabilitacji. Obecnie znajdujesz się w szpitalu Suny.
Lina otarła swój policzek.
-Ała- jęknęła i zaczęła otrzepywać z piachu ubrania i przerażoną papugę.
Rozejrzała się dokładnie po jakini. Dziwne dźwięki trochę ją zaniepokoiły. Weszła jescze głębiej jaskini. Olimpia słysząc chrapanie zaskrzeczała:
-Ręce do góry!! Kra!! Spodnie w dół!! Pieniądze na stół!! Ćwir!!
-ŚŚŚŚ!!!!- uciszyła ją Lina.
Na wszelki wypadek zaczęła gromadzić chakrę w dłoniach i stopach gotowa do ataku, ucieczki lub obrony.
Jaskinia nie była duża i po wejściu do niej od razu Go zauważyłaś. Spał sobie jak gdyby nigdy nic. Obok niego leżała torebka. Krzyk papugi od razu zbudził go ze snu. Co jest?! Wykrzyknął zdziwiony, wstając. Spojrzał na Ciebie. Z kieszeni wyjął shuriken i kunai. Kim jesteś i czego tutaj szukasz? Zapytał Cię zdziwiony i zdenerwowany. Nie długo czekał na odpowiedź. Odległość jaka was dzieliła to było około pięć metrów. Sytuacja była napięta. Facet spoglądał na Ciebie groźnym wzrokiem. Był ubrany jak zwykły shinnobi. Był bardzo niezadbany. Brudna od piasku twarz, poszarpane włosy. Na jego nogach zauważyłaś rany cięte. Nie wyglądał na uczciwego człowieka. A bycie nieuczciwym jest czasami trudne, więc jego wygląd nie przyprawiał o zdziwienie. Ciężko było przewidzieć czy walka będzie niezbędna. Skupiony przeciwnik czekał na twoją odpowiedź. Wyglądał na bardzo niecierpliwego. Nie czekał długo. Rzucił się na Ciebie jak wściekły lew z zamiarem zjedzenia zwierzyny, która wpadła na jego terytorium. Zbliżył się kulawym krokiem, bo na niewiele pozwalały mu jego bardzo poszarpane dłonie. Życie, które zapewne wiódł niosło za sobą ogromne ryzyko, którego skutki teraz widzisz. Sylwetkę miał, daj Boże każdemu niesamowicie wysportowaną. Umięśnione ciało było bardzo przystosowane do sytuacji, w której się obecnie znajdował. Zetknięcie się w zwarciu z takim przeciwnikiem może być bardzo trudne. Za sobą usłyszałaś głosy staruszki. Co tam się dzieje?! Powiedziała głośno przerażona. Nie zamierzała się jednak zbliżyć. Atakującemu zajmie kilkanaście sekund zanim zbliży się do Ciebie. Wyglądał na bardzo ambitnego i starał się jak mógł, aby się zbliżyć. Od tego w końcu zależy strata wysokiego zarobku z tego co mówiła staruszka na temat pieniędzy, które ukradł.
Lina natychmiast wyjęła ze swoich kieszeni kilka kunai. Przy okazji przygotowywała już ręce, które miały ochronić ją przez shurikenami i kunaiami przeciwanika dzięki ochraniaczom dłoni. Olimpia przestraszyła się i gdzieś poleciała. Zniknęła po prostu. Lecąc zrobiła oczywiście wielką kupę.
Lina prychnęła pogardliwie na tchórzliwe zwierzę.
-Oddaj torebkę draniu, póki jeszcze masz ząbki...- warknęła Catalina. Bo co się będzie z żulem cackać.
Chakra zaczęła w niej buzować. Miała kilka możliwości... Hm... Ale to narazie zostanie tajemnicą
Powoli ale zdecydowanie odeszła kilka malutkich kroczków od przeciwnika. Namierzyła cel i rzuciła jeden kunai w ścięgno Achillesa wrogiego shinnobi. Od razu rzuciła następny kunai prosto w kępkę małych stalaktytów wiszących nad głową przeciwnika. Kilka z nich ukruszyło się i zaczęło spadać na niego. Lina nie miała pojęcia czy to wystarczy, i miała wielkie wątpliwości co do tego. Wiedziała że koleś od razu rzuci w nią masą kunaiów i shurikenów i nie wiadomo czym jeszcze, więc profilaktycznie skryła się za niezbyt dużą skałę. Chakra znów wezbrała i zaczęła się burzyć.
~Uh, może być niefajnie...~ pomyślała i zaczęła zastanawiać się co będzie jeśli tamten zajdzie ją od tyłu albo cudem uniknie jej mizernych ataków...
wszed³em do jasklini i zacze³êm swuj trening
Dodane po 28 minutach:
Kage Bunshin no Jutsu
Chce siĂŞ nauczyĂŚ tej techniki
Przemierzaj¹c pustynie pomyœla³em ze to ju¿ najwy¿szy czas aby rozpocz¹Ì trening
Wesz³am wiec do jaskini i rozpocz¹³em trening
Najpierw dla rozgrzewki zrobiĂŞ kilka set pompek i tyle samo przysiadów po czym odrzuciÂłem koszulkĂŞ na bo i zacz¹³em powaÂżny trening
Moja twarz byÂła spokojna miĂŞsnie graÂły mi pod skóra koncentrowaÂłem siĂŞ i zbieraÂłem potrzebna czakre . W caÂłkowitej ciszy nagle krzykiem
- Kage Bunshin no Jutsu- Lecz nic siĂŞ nie wydarzyÂło
*Nie poddam siĂŞ –pomyÂślaÂłem *
SkoncentrowaÂłem siĂŞ zebraÂłem czakre i
- Kage Bunshin no Jutsu. Znowu nic jedynie maÂły dreszcz przesiedl mi po plecach.
Tak mijaÂły mi godziny lecz mimo Âże dawaÂłem z siebie wszystko nie mogÂłem opanowaĂŚ tej techniki
-Musze siĂŞ bardziej postaraĂŚ” dla chcÂącego nie ma nic trudnego Lee” tak zawsze mi powtarzaÂł Gai sensej. *Nie zawiodĂŞ ci Gai Sense zostanĂŞ najwiĂŞkszym Nina-pomyslaÂłem*
Na zewnÂątrz Jaskini zaczĂŞÂło siĂŞ robiĂŚ juÂż ciemno lecz ja tego nie zauwaÂżyÂłem byÂłem caÂłkowicie pochÂłoniĂŞty treningiem . Moje miĂŞsnie byÂły zlane caÂłe potem a moja czakra byÂł na wyczerpaniu
-Jeszcze raz uda mi siĂŞ… wiem ze teraz siĂŞ uda. Kage Bunshin no Jutsu
W moich oczach pojawiÂły siĂŞ Âłzy gdy i ta próba siĂŞ nie powiodÂła
-Nie ma wyjœcia moje miêsnie ju¿ mnie nie s³uchaj¹ i czakry tez ju¿ nie mam musze odpocz¹Ì.
PadÂłem na ziemi i poÂłoÂżyÂłem siĂŞ spaĂŚ aby zregenerowaĂŚ swoje siÂły
Lecz dÂługo nie spaÂłem gdyÂż drĂŞczyÂły mnie koszmary senne iÂż nie jestem godny aby siĂŞ nazywaĂŚ Nina .jeszcze na jawie sÂłyszaÂłem gÂłosy Amidamaru oraz Gaary „jestes Lee wielkie zero” ,”tacy jak ty to chanba dla wioski” „lepiej by byÂło gdybyÂś nigdy siĂŞ nie urodzil cieniasie”
Zacz¹³em szukaĂŚ swojego szczĂŞÂśliwego Kunaj aby jakoÂś odsun¹Ì od siebie te myÂśli lecz nie mogÂłem go znaleŸÌ. ByÂłem tak zmĂŞczony i przejĂŞty treningiem ze caÂłkowicie zapomniaÂłem ze daÂłem go” Hard Mambie!”
Moim oczÂą ukazaÂła siĂŞ wizja maÂłej dzielne dziewczynki z kunaj w dÂłoni i nagle wszystkie gÂłosy znikÂły
WstaÂłem zamkn¹³em oczy widziaÂłem tylko ta dziewczynkĂŞ z kunaj stojÂącÂą na przekór wszystkiemu
SkoncentrowaÂłem siĂŞ tak jak jeszcze nigdy moje myÂśli byÂły czyste od jakich kolwiek uczuĂŚ prócz wiary w siebie i w tom maÂła istotkĂŞ
Czu³em jak w moich p³ucach zbiera siê powietrze poczym wykrzykn¹³em
-Kage Bunshin no Jutsu. Nie odwozyÂłem oczy od razu ale zanim jeszcze to zrobiÂłem to wiedziaÂłem Âże mi siĂŞ powiodÂło
Powieki siĂŞ uniosÂły a moim oczÂą ukazaÂł siĂŞ widok
Setki klonów identycznych do mnie samego KaÂżdy uÂśmiechniĂŞty od ucha do ucha
-Ju chu udaÂło mi siĂŞ naprawdĂŞ mi siĂŞ udaÂło!!!
Poczym padÂłem nie z wyczerpania lecz z braku wody poniewaÂż przez caÂły swój trening nie myÂślaÂłem o jedzeniu ani o piciu
MG : 9pkt
WchodzĂŞ do jaskini rozgladam sie i wychodze
WchodzĂŞ do jaskini.RozglÂądam siĂŞ.Nie zauwarzyÂłem nic co byÂło godne uwagi wiĂŞc wyszedÂłem
<NMM>
WszedÂłem do jaskini i oparÂłem siĂŞ o skaÂły.
wylÂądowaÂłam na skraju jaskini w obÂłoku piasku. ZneutralizowaÂłam skrzdÂła
-Gaara co Ci odbiÂło?!-podbiegÂłam do niego
-To nie waÂżne...
gg mi padÂło
____________________
-jak to nie waÂżne... dla mnie waÂżne... dla mnie jest wszysto waÂżne co dotyczy Ciebie...-powiedziaÂłam cicho ze Âłzami w oczach-dlaczego tak sie zachowujesz...
ide za amy
-richarde?-spojrzaÂłam na niego-proszĂŞ Cie zostaw nas na chwilĂŞ
Nic siê nie odzywam. Zamkn¹³em oczy.
nie wyleczÂą ciĂŞ, nie wiedzÂą jak
no dobra ide nara
NMM
"Wiem o tym Feroxie"-powiedziaÂłem w myÂślach do demona.
podeszÂłam do Gaary
-Gaara ja nie wiem co robiĂŚ-spuÂściÂłam wzrok-chciaÂłabym Ci pomóc ale nie wiem jak... co mam zrobiĂŚ? ZrobiĂŞ wszysto dla Ciebie tylko nie poddawaj siĂŞ demonowi...
-ByÂło dziesiĂŞĂŚ pieczĂŞci, które powstrzymywaÂły demona. ZostaÂły dwie, osiem wytarÂłem. ZrobiÂłem to z wÂłasnej woli, nie kÂłóciÂłem siĂŞ z Feroxem.
Dodane po 2 minutach:
-Wiem co moÂżesz dla mnie zrobiĂŚ. ChodÂźmy do domu. Nie chciaÂłbym przez jakiÂś czas widzieĂŚ Âżadnych goÂści.
-ale dlaczego... dlaczego Âścierasz te pieczĂŞci...-nie wytrzymaÂłam i przytuliÂłam go-Âźle Ci jest tak jak byÂło do tej pory... przecieÂż masz niemal wszystko... czego jeszcze chcesz?
Dodane po 1 minutach:
-aha...-wezwaÂłam MgÂłe-gdzieÂś Ty pijusie siĂŞ po drodze zgubiÂł?-przywitaÂłam go
-kierunki mi siĂŞ pomyliÂły parsknÂą koĂą
pokrĂŞciÂłam gÂłowÂą
-chodÂź Gaara...
WstaÂłem opierajÂąc siĂŞ o skaÂły i poszedÂłem.
wskoczyÂłam na MgÂłe wyciÂągajÂąc rĂŞkĂŞ do Gaary
-chodÂź
Wszed³em jakimœ sposobem. Krew wci¹¿ p³ynê³a z ramienia.
>NMN<
Przychodzi i patrzy w dal, na pustynie.
UsiadÂł po skosie od dziewczyny i obserwowaÂł skaÂły jakby coÂś tam go zaciekawiÂło.
wesz³a do jaskini, by na chwilê odpocz¹Ì od s³oùca
- hey... - przywitaÂła obecnych opierajÂąc siĂŞ o ÂścianĂŞ
po dÂłuÂższej chwili w kobiecie rozpoznaÂła jej nastĂŞpczyniĂŞ, kolejnÂą Kazekage
rzuciÂła jej pogardliwe, zaciekawione spojrzenie i wyszÂła
<NMM>
Wychodzi znudzona
<NMM>
TakÂże wychodzi
<NMM>
wszedÂł do jaskini
widzÂąc Âże nic siĂŞ nie dzieje poszedÂł
WpadÂłem z moim kotem przelotnie w drodze do Iwy.
<NMN>
zajÂżaÂłam do jaskin
"nie ma go tu" wybiegÂłam >NMM<
W samym kocu ciemnej jaskini siĂŞdzi mezczyzna z wielkim dwurecznym mieczem wksztaÂłcie Âłzy na jego klindze widnieje wizerunek kostuch a rekojesic jest zrobiona z kosci ludzkich.
Podbiegam do jaskini i zaczynam siĂŞ skradaĂŚ... Pe³¿nĂŞ po Âścianie tak, aby zbieg w Âżadnym wypadku nie mógÂł mnie zauwaÂżyĂŚ... podkradam siĂŞ do niego w ciemnoÂśc...
Postc wstaÂł i dobyÂła miecza.
-Nie skradaj siĂŞ widze cie ... ale ty nie jestes Lee gdzie sie podziewa ten cienias ??SpytaÂł z drwina w gÂłosie.
-Nie nazywaj Lee cieniasem. Nie dorastasz mu nawet do piĂŞt. MusiaÂł zostaĂŚ w wiosce aby jej pomóĂŚ. A ty masz za zadanie zginÂąc... a ja mam ciĂŞ zabiĂŚ.
Postac wybuchla Smiechem poczym spowaznial .
-To sprubuj cieniasi.postac Stanel w pozycji obronnej
-Zobaczysz jak to umieraĂŚ... kage Bunshin no jutsu!
obok mnie pojawiÂły siĂŞ cztery klony (800ch).
OkrÂązamy przeciwnika i naraz rzucamy siĂŞ do ataku. KaÂżdy z nas wybija siĂŞ i leci z wyciÂągniĂŞtym przed siebie Kunai. Ja i klon który staÂł naprzeciwko mnie krzyczymy "Kaze no yaiba!" i z palca strzelamy silnymi podmuchami (2x150=300).
Po sparowaniu ataku przez zbiega kaÂżdy z nas atakuje w innÂą czêœÌ ciaÂła aby nie mógÂł siĂŞ obroniĂŚ. Prawdziwy ja atakuje ÂściĂŞgno na nodze...
-niezle maÂły .Twuj przeciwnik stowzy dwie tarcze calkowicie go osÂłaniajace tarcze
-Barrera . Twoje postacie udezyÂł w tarcze z tak siÂł ze je rzowaliÂły lecz staÂł siĂŞ coÂś dziwnego z zniszczonych tarczey strzeliÂły pioruny niszczac twoje klony a ciebie raniac w lewe rami. Czujesz iÂż to trafienie nie byÂł dokÂładne bo gdyby tak byl juz byÂś nie zyÂł
Zrzucam bÂłyskawicznie ciĂŞzarki które lekko zapadajÂąsiĂŞ w miĂŞkki piasek.
BiegnĂŞ w stronĂŞ mojego przeciwnika z duÂżo wiĂŞkszÂą niÂż wczeÂśniej prĂŞdkoÂściÂą. TuÂż przed nim pamietajÂąc o Barriera no jutsu, rzucam trzy kunaie w jego kierunku z trzecim skaczĂŞ na niego aby wbiĂŚ mu go w krtaĂą.
Obie tarcze znikÂły twuj przeciwnik obronil sie przed twoim atakiem kunaj odbijajac je mieczem poczy zamachnoÂł sie w mniejse gdzie wydawal mu sie zĂŞ nadejdziesz lecz sie pomyliÂł zraniÂłes go lecz to byÂł tylko drasniecie.Poczym on odpowiedziaÂł ci poteznym kobnieciem prze dktorym ze swoja predkoscia udal ci sie uchylic lecz musiaÂłes zmienic pozycje gdyÂż twuj przeciwnik szykowal sie juz do kolejnego ataku.
Ju¿ w czasie jego kolejnego zamachu wybijam siê w powietrze tak, ¿eby o w³os omin¹Ì jego miecz. Kiedy znajdujê siê tu¿ nad jeg³o d³oni¹ dzier¿¹c¹ broù kopiê j¹ z ca³ej si³y odbijam siêod niej i rzucam wœiekle z kunaiem w stronê szyji.
Twuj przeciwnik nie spodziewaÂł siĂŞ ataku z taka predkoscia i zwinoÂścia .Twuj kunaj juz mnial wbic sie w jego szyje kiedy w ostatniej chwili napstnik zÂłapaÂł kuaj w dÂłon tym samym przebijajac sobie jedna reke odskoczyÂł do tyÂłu .
-Brawo smarkaczu nie spodziewaÂłem siĂŞ tego... ale to juz koniec zabawy.PodzuciÂł wysoko miecz ktory zrobiÂł kilka mÂłynków w powietrzy poczym wyladowaÂł w jego pochwie na jego plecach.
-Relampago Subterraneo .Deiw przyklada reke do ziemi poczym wypuszcza do nie blyskawice przez co ziemi oraz skaÂły zostaja roz sadzone i leca w twoja strone. Lecz to nie koniec Daei wiedzial Âże jedyna ucieczka przed fala ziemi jest powietrze wiec .Dewi wyskoczyÂł wgore nadajac sobie ruch obrotowy i wykrzyknoÂł.
-Sen Denki Dekiru .Trzy dyski elektryczne zaczely wirowac i polecialy z duza predkoscia w strone Hyuta.Jedna z nich udezyÂł w sicane i zawaliÂł siĂŞ strop zamykajac obu walczacych w jaskini.
Dodane po 12 minutach:
Lee przybyÂł jak najszybciej mugÂł lecz zauwazyÂł Âże wejscie do jaskini jest za blokowane .
*CoÂś jest nie tak -pomyslaÂłem*
-Hyuta jestes tam ... Hyuta!!!!.KrzyczaÂł Lee lecz nie byÂł zadnej odpowiedzi Lee zaczoÂł odsuwac gÂłzy aby sie dostac do srodka .
"JeÂśli trafiÂłbym celnie w te dyski to kunai'e przejeÂłyby czêœÌ Âładunku elektrycznego... nastĂŞpnie mógÂłbym spróbwaĂŚ wykoaĂŚ ten triczek.... okej"
Kage Bunshin no jutsu!
TworzĂŞ dwa klony (1100 + 400= 1500)
KaÂżdy z nas dokÂładnie wyskakuje wysoko w powietrze. NastĂŞpnie kaÂżdy celuje w jeden dysk i bierze poprawkĂŞ na jego ruch. Rzucamy kilkanaÂście centymetórw przed dyskami. Zgrzyt i skrzypanie, jakby kunaiem o ÂścianĂŞ oÂświadczyÂły mi, Âże shurikeny speÂłniÂły cel. Spojrza³êm w stronĂŞ dysków. LeciaÂł juÂż tylko jeden a i to niezbyt silny (shurikeny, przejĂŞÂły jego energiĂŞ elektrycznÂą przynajmniej wystarczajÂącÂą jej czêœÌ aby dysk rozpadÂł siĂŞ i pozostawiÂł po sobie tylko naelektryzowane powietrze). Jeden z klonów rzuciÂł siĂŞ na resztkĂŞ dysku, Âżeby nie oszoÂłomiÂł mnie.
-Zamkn¹³eÂś sobie jedynÂą drogĂŞ ucieczki cieniasie.- MowiĂŞ stojÂąc z klonem na Âścialnej póÂłce. - to twój koniec.
Wybijam siĂŞ ze skalnej póÂłki z ca³¹ swojÂą si³¹ aby uzyskaĂŚ jak najwiĂŞksze przyÂśpieszenie, oraz aby wykorzystaĂŚ do szybszego ataku si³ê grawitacji. Mój klon leci tuÂż przede mnÂą. Najpierw atakuje on, uderzajÂąc go w rĂŞkĂŞ i wyciÂągajÂąc z jego pochwy na plecach miecz i odskakujÂąc kilka kroków. NastĂŞpnie atakujĂŞ ja, najpierw z lewej piĂŞÂści w twarz, a nastĂŞpnie rĂŞkÂą z kunai próbujĂŞ rozpruĂŚ mu brzuch. StajĂŞ na ziemi i uderzam go z barku, aby straciÂł przez chwilkĂŞ równowagĂŞ. Mój klon podbiega do zawaliska z mieczem zbiega i odskakuje. Teraz ja popycham zbiega do zawaliska i rzucam w jego stronĂŞ ostatnie trzy kunai. Oskakuje... "KoleÂś ma piĂŞĂŚ, cztery..." odliczam z uÂśmiechem sekundy do wybuchu wybuchowej notki.
Dwa pozostaÂłe dyski trafiaja twoje klony nie spodziewa³œ siĂŞ iÂż Sen Denki Dekiru jest az tak potezne.Twuj przeciwnik dostaÂł w twaÂż lecz nic mu to nie zribiÂł zdozyÂł w osttniej chwili odsunaĂŚ sie na taka odlegÂłoœÌ aby ominac twuj drugi atak wycelowany w jego brzuch.Lecz przez to iÂż podeszÂłeÂś tak blisko odsÂłniÂłeÂś siĂŞ Deiw z³¹paÂł cie za rekw w której trzymaÂłeÂś kunaj obriciÂł cie i zÂłamaÂł ci rekw w nadgarstku poczym zuciÂł ciĂŞ wstrone rumowiska ostre krawedzie skaÂły poraniÂły twoja twaÂż ale nie powaznie.
-ty smarkaczu..myslaÂłeÂś Âże dam siĂŞ na coÂś takiego nabraĂŚ.Diew splunoÂł w twoja strone.
Deiw wykrzyknoÂł
-Cueronus Nanami no Jutsu .Poczym pad na zimeie jagdby sie przewruciÂł.
-Tak Âłatwo mnie nie nabierzesz... - ból rĂŞki bardzo mi doskwiera...
Zamykam oczy... "ciemnoœÌ, ciemnoœÌ... pustka..." staram siê odci¹Ì przep³yw chakry. Walczê z Genjutsu i zaczyna migaÌ mi stoj¹ca postaÌ zbiega... jeszcze odrobina skupienia... koniec widze prawdziwego zbiega. Rêka ju¿ mi spuch³a ca³y jestem we krwi.
-ZGINIESZ! ! !
BiegnĂŞ na niego z goÂłymi piĂŞÂściami. Uderzam go lewÂą rĂŞkÂą "Ból dodaje mi siÂł! Nie czujĂŞ nic oprócz furii... gniew mojÂą osÂłonÂą ÂśmierĂŚ moim przyjacielem!". KopiĂŞ go prawÂą nogÂą z caÂłej siÂły ideanlnie w kostkĂŞ i obracam siĂŞ aby wykonaĂŚ wykop lewÂą nogÂą z póÂł obrotu w kolano przeciwnika. NastĂŞpnie schylam siĂŞ i wykonujĂŞ pÂłynnÂą sekwencjĂŞ ruchów: najpierw uderzam w brzuchpodcinam nogi podnoszĂŞ siĂŞ i wyskakujĂŞ kopiÂąc po drodze w twarz. Kiedy przeciwnik odzyskuje równowagĂŞ i zaczyna siĂŞ obracaĂŚ w lewo kopiĂŞ z prawej nogi prosto w ÂłokieĂŚ. nastĂŞpnie podbiegam i uderzam go z haka i kopiĂŞ kolanem w wyskoku w podbródek. Odbijam siĂŞ i lÂądujĂŞ metr lub dwa od przeciwnika znów wyskujĂŞ nad niego i oboma nogami uderzam mu w klatkĂŞ piersiowÂą. Nastepnie odskakujĂŞ i chowam siĂŞ za gÂłazem ciĂŞÂżko dyszÂąc... "Gniew nie na dÂługo dostarcza siÂł..."
Twuj przeciwnik zachwiaÂł siĂŞ i udal na zimei Lecz po chwili szybko wstaÂł od bijajac siĂŞ rekoma od zimei jakim CUDEM udaÂł ci siĂŞ przez wyciezyĂŚ genjutsu.Z nie samowitÂą predkosciÂą wyciagnaÂł swuj miecz i jeszcze w locie zuciÂł nim w ciebie z tak duz predksci ze nie mogÂłeÂś sie uchulic miecz przebil ci reke która wczesneij mniales z³¹mana tracisz duÂżo krwi..Diew podszedÂł do ciebie kiedy byÂłeÂś przygwozdzony i udezyÂł cie z caÂłe siÂł w lewe oko rana byÂła powazna najpierw zobaczyÂłeÂś Âże wszystko z lewej strony zaczyna sie rozmywac puzniej wszystko zaszlo mgÂła .Diw szadzac ze to juz koniec odwrucil sie do ciebie plecami .
ByÂłem zamroczony bólem... by³êm wÂściekÂły byÂłem na skraju Âżycia. Ale... Ale ÂżyÂłem. ZÂłapaÂłem miecz za rĂŞkojeœÌ lewÂą rĂŞkÂą. ZĂŞbami wyszarpaÂłem wybuchowÂą kartĂŞ którÂą poÂłoÂżyÂłem za sobÂą miaÂłem kilka sekund... Wyszarpn¹³e miecz i rzuciÂłem siĂŞ z ca³¹prĂŞdkoÂściÂą na przeciwnika zamachnÂąlem siĂŞ mieczem...
-GNIEW JEST MOJÂĄ SIÂŁÂĄ SÂŁABEUSZU!
i ci¹³em szeroko tnÂąc równo, na wysokoÂści gÂłowy, tak, aby przeciwnik umarÂł od razu i aby jego gÂłowa potoczyÂła siĂŞ w prochu. Po tym skoku uklĂŞknÂąlem i przyczepiÂłem sobie miecz do pleców... chwilĂŞ po tym upadÂłem na ziemiĂŞ bez czucia...
Twuj przeciwnik nie spodziewaÂł siĂŞ teakiego obrotu sytulacji dzieki swojej szybkosci i wytzymaÂłasic zabiles go. Jego ciaÂł podaÂł na podÂłoge jaskini bez waldnie.Pochwili za tobÂą rumowisko zaczeÂł sie osuwac i zobaczyÂłeÂś ÂświatÂł oraz jakas postac lecz nie rzopoznaÂłs jej gdyÂż juz zemdlaÂłes.
Dodane po 5 minutach:
Lee wkancu dostaÂł siĂŞ do jaskini lecz byÂł juz za puzno szybko podbiegnoÂł do Hyuta sprawdziÂł mu puls byÂł sÂłaby lecz wycuwalny obandazowaÂł go swoim bandazami z rak aby powstrzymac krwawienie.Poczym podszedÂł do ciaÂł Deiwa i wciagnaÂł mu coÂś z kieszeni maÂły zÂłoty pierscien.
Lee dodnius³ Hyuta zazuci³ go sobie na plecy poczym siegnol po miecz z³¹pa³ go w wolna reke i ruszy³.Ca ³y czas muwiac do Hyuta.
-ByÂłeÂś Âświetny ..ale teraz nic nie mow zaraz bĂŞdziemy w szpitau.(NMM)
nareÂście doszÂłemdo jaskini i teraz jÂą pozwiedzam i wracam do domu
PrzebiegaÂł przed jaskiniom i biegÂł dalej w swojÂą stronĂŞ.
PrzechodziÂł nieopodal jaskini z trudem znoszÂąc ten nieznoÂśny upaÂł.
[nmm]
IdÂąc obok jaskini postanowiÂł wejœÌ na parĂŞ chwil, by odpocz¹Ì. UsiadÂł w Âśrodku na jakimÂś kamieniu, oparÂł siĂŞ Âłokciami o nogi i podparÂł gÂłowĂŞ skierowanÂą twarzÂą w dóÂł.
WstaÂł i wyszedÂł z jaskini, po czym rozpÂłyn¹³ siĂŞ jakby w burzy piaskowej która akurat nadeszÂła <nmm>
SzedÂł przez pustynie i coÂś go nagle zastopowaÂło "jaskinia na Âśrodku pustynii!?" wszedÂł do niej na chwile i odpoczoÂł tu kilka minut poczym wyszedÂł
Zylam gleboko , w najdalszej czesci jaskini , za ukrytym przejsciem , przez 5 lat , jedynym pozywieniem byly szczury , a jedynym napojem byla szczurza krew. Zostalam opetana przez jakies nieznane genjutsu , dlatego to az tak dlugo trwalo .
Ale dzisiejszego dnia cos sie stalo , genjutsu przestalo dzialac!
Czy te genjutsu bylo okreslone na jaki czas ma mnie przetrzymywac?
A moze osoba ktora mnie w nim uwiezila nie zyje?!
Ale jak ja tu sie znalazlam? Czy "on" wymazal mi pamiec? dlaczego?
Co ja mam teraz zrobic? Chyba wyrusze przed siebie , byle nie zostac w tym okropnym miejscu.
W ukrytej jaskini zostawilam piekny oltarzyk , moze ktos kiedys tu zajrzy i dowie sie jakie tu cierpienia przezylam....
IdÂąc po Âśladach stóp jakiegoÂś czÂłowieka byÂłem coraz bardziej zmĂŞczony a picie siĂŞ koĂączyÂło. Nagle zauwaÂżyÂłem jak¹œ jaskiniĂŞ. ByÂła ona niewielka ale daÂł siĂŞ w niej odpocz¹Ì. Ledwo do niej podbiegÂłem i sobie usiadÂłem. Zdj¹³em plecak i rozgoÂściÂłem siĂŞ w miejscu które naleÂżaÂło do... nikogo:D. Gdy minĂŞÂło jakieÂś póÂł godziny wstaÂłem, zaÂłoÂżyÂłem plecak i szedÂłem w stronĂŞ muru Âżeby odejœÌ.
<NMM>
Zaciągnęła Kroza i Kargotha do jaskini. Odzipnęła zmęczona i wycofała się z niej. Skierowała się prosto w stronę suny, i szybkim krokiem oddaliła się od pokonanych chłopaków. Nie była z siebie zadowolona, ale cóż poradzić. Taki już ma charakter. Żarty żartami, do czasu, a potem... a potem uważajcie bo Amy jest zła.
>NMM<
Kroz wstał, otrzepał się nie wiedział gdzie dokładnie się znajduję. Po chwili zobaczył obok siebie Kargotha, któremu krwawiła noga, podszedł i opatrzył jego rany, mając smutek w oczach że nie mogą być przyjaciółmi lub normalnymi braćmi. Jego oczom nie ukazała się blondynka przy której boku walczył. Wstał i wyszedł przed jaskinie, obejrzał się jeszcze by zobaczyć brata, widział jego piekielne rany które krwawiły przez cały czas, gdyby nie to że to są piekielne rany zginą już by dawno. Kroz rozprostował skrzydła i wybił się w górę w stronę Suny.
{NMM}
Qiuzo wszedł do jaskini odpocząć, natkną się na Anioła całego zakrwawionego, nie robiło to na nim wrażenia, wbił katanę obok głowy czarnego anioła i czekał aż ten łaskawie się obudzi, widać było że oddycha, patrzył się na jego skrzydła i miał ochotę je odciąć, ale widział też że jego rany nie są zwykłe, dotkną dwoma palcami ran na klatce piersiowej i powąchał krew, nie pachniała, nie miała zapachu ani chakry w sobie. Więc postanowił że zostanie z aniołem do puki mu tego nie wyjaśni.
Usłyszałem wbijanie metalu w ziemie i poczułem dotyk dłoni na swojej klatce piersiowej, zerwałem się od razu i moimi oczami spojrzałem się na postać która siedziała koło mnie, był to biało włosy chłopak o kocich oczach, spojrzałem się na niego i nie wiedziałem co powiedzieć. Ale po chwili odzyskałem język i nabluzgałem mu.
- Co ty [I see you!] sobie robisz? Nie widzisz że jestem zmęczony, zrozum że czasami dotykanie ran sprawia ból. A po za tym za kogo się uważasz że tak przyszedłeś se i dotykasz chłopaka który przed chwilą stoczył walkę he?
Nie byłem zadowolony a po za tym gościu mnie denerwował, to jego spojrzenie... "Czemu ja zawsze muszę trafić na jakiegoś frajera."
Qiuzo wstał i wyciągną katanę z ziemi, nie powiedział ani słowa, spojrzał się na anioła i powiedział prosto z mostu.
- Jestem Qiuzo Avelkor. A ty kim jesteś że nie pokazujesz własnej kultury osobistej i na dodatek nie wiesz z kim rozmawiasz mogę cię zabić od razu nie jesteś w stanie chodzić widząc po twojej ranie na stopie!!
Qiuzo stał i nie wiedział co anioł odpowie czół do niego niechęć i złość, trzymał mocno katanę chciał go zabić ale czół że może mu się przydać, wierzył że spotkanie go nie było zwykłe.
Gościu przesadził, wstałem i od razu zacząłem na niego się drzeć. " Nie pozwolę by mieszał w to moją kulturę."
- Ejj, dziadka w to nie mieszaj! Po pierwsze jestem od ciebie 100 razy silniejszy niż ty ode mnie po drugie myślisz że tym scyzorykiem coś mi zrobisz? A po trzecie masz rację jestem ranny ale nie aż tak bardzo, więc teraz powiedz co tu robisz, jakiej jesteś rangi i co robi opaska oto na twoim ramieniu? Po za tym jestem Kargoth Sakori T. Jounin.
Zadawałem byle jakie pytania, nie chciało mi się z nim gadać do puki nie zobaczyłem opaski oto na jego ramieniu, i suny na drugim. Nie wiedziałem czy jest podwójnym agentem czy samobójcą.
Qiuzo staną i pomyślał. " Boże on jest Jouninem a zachowuję się jak małe dziecko które trzeba uczyć pisać."
- Jestem może geninem ale znam wiele potężnych technik, teraz pewna sprawa. Jestem z SO a ty jesteś z suny, albo się przyłączasz albo giniesz? Wybieraj, wóz albo przewóz.
Qiuzo wiedział że może lider się nie zgodzić na przyjęcie Kargotha ale czół ze może się przydać SO, jeżeli wszystko pójdzie z godnie z planem.
No, w końcu zaproponował coś fajnego. Nareszcie moja rozmowa będzie się z nim kleić, więc podszedłem do niego to tego Qiuzo czy jak mu tam. Podałem dłoń i powiedziałem.
- To lecimy tam gdzie zaprowadzisz mnie, będziemy razem tworzyć drużynę, może mieliśmy spięcie ale sorrki, teraz będę cię traktował z należytym ciebie szacunkiem. Po za tym ładnie cię ktoś poharatał na twarzy, i tak w nawiasie, zajebista katana.
Musiałem się mu podlizać by mnie przyjął do tej swojej organizacji, więc teraz mam nadzieje ze będzie bez spięć i dobrze będzie.
Odwróciłem się bez słowa, schowałem swoją katanę i krzyknąłem pełnym nienawiści głosem do swojego towarzysza drogi. Machnąwszy ręką na znak pośpiechu.
- Za mną.
Nie miał zamiaru marnować czasu na takiego obiboka, szczególnie że dawno nie był w siedzibie SO, a teraz tym bardziej mogło się coś zmienić od ostatniej wizyty w lesie z Orochimaru.
<NMM>
Boże co za dziwak, biegne za tym w płaszczu, nie wiem gdzie mnie prowadzi ale wiem po co i mogę się domyślać, chce jak najszybciej przyjąć się do organizacji i mnie to wszystko za sobą. Krzyczałem po drodze.
- Idę, idę.
Biegłem co sił, dobijało mnie to, kierowaliśmy się w stronę pustyni, choć nie wiedziałem dokładnie gdzie będziemy dalej iść.
<NMM>
Po kilku godzinach wędrówki, nie wiedziałem dokładnie po ilu bo straciłem rachubę znalazłem się w okolicach Suna-Gakure. W powietrzu unosił się piasek, i był bardzo mocny wiatr. Dlatego to miasto nosiło nazwę wioska Piasku, ponieważ wszędzie znajdowały się owe ziarenka. Szedłem przez pustynię, było dość upalnie, ale nie aż tak abym można było mieć zawroty głowy. Wędrowałem przez ową piaskownice i poszukiwałem jaskini o której wspomniała owa księga. Podobno to tam powinna się znajdować opaska z numerem siódmym. Jednak jak na razie nie widziałem niczego co by miało przykuć moją uwagę. Wszędzie było widać piasek i nic po za tym, w niektórych miejscach były rzadkie ilości roślinności.
Coś mi się zdaje że znalezienie tutaj jaskini graniczy z cudem. Nic tutaj nie widać, wszędzie gdzie patrzy, na prawo, na lewo, w przód czy też w tył jest taki sam krajobraz, niczym jakbym się znajdował w sześcianie który wewnątrz jest pomalowany na taki sam kolor. Musze znaleźć tą jaskinię, nie po to tyle siedziałem w bibliotece aby teraz tracić nadzieje na początku moich poszukiwań, muszę dążyć dalej, choćby nie wiem jakie przeciwności miałbym na drodze. Jeśli chce uratować ten świat od tych przeklętych opasek to muszę od czegoś zacząć, a wtedy to już pójdzie z górki.
Po tej krótkiej chwili namysłu podążałem dalej przed siebie bacznie obserwując otoczenie, mając nadzieję że znajdę wreszcie tą jaskinię w której zginął owy shinobi z opaska z numerem siódmym.
Piasek, piasek, parę karłowatych roślin, do których jeszcze nie dotarło, że nie mają prawa tu być. Wydma za wydmą, a za tą kolejna, nie bez przyczyny nazywają tę pustynię największą. Spod stóp umyka piasek, zapadasz się przy każdym kroku, marsz jest męczący. Najpierw godziny w bibliotece, teraz to. Przydałoby się nieco odpocząć, w jakimś odrobinę mniej nasłonecznionym miejscu. Ale nie... słońce niedługo przestanie być takim problemem, ale to jeszcze kilka godzin. Wtedy zapadnie noc i zrobi się zdecydowanie chłodniej, ale póki co podróż trwa. Słońce praży, powiewy wiatru wcale nie chłodzą, są jak żar z otwartego pieca, czuć zapach... może to zwykły omam, ale chyba zacząłeś wyczuwać zapach piasku, smak również, dostawał się do ust, oczu, zlepiał się z ciałem w mieszaninie z potem. Dostawał się do wszystkich załomów w ubrani, butów.
Powłócząc nogami potknąłeś się o coś, to nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez poprzednie godziny nic takiego Ci się nie przytrafiło. Był to kamień, nieruchomy... a może to była skała? Kolejnych parę kroków, które zaprowadziły Cię na szczyt wydmy dało odpowiedzi. Krajobraz się zmienił, pokazały się skały. Nie wyglądało to może tak, jak można się było spodziewać, ale gnany wiatrem piasek potrafi w parę godzin zmienić krajobraz. Dostrzegłeś już pierwsze formacje skalne, a także otwory w nich, wygląda to na jaskinie, których szukałeś. Czyżby czas na eksploracje? Tylko czego, w jakiej kolejności, czym się kierować? Sam musiałeś sobie na to odpowiedzieć, bo w końcu nikogo tu z Tobą nie było. Wiadomo tylko, że jeśli to te jaskinie... to ich sieć jest rozległa, tworząca zabójczą plątaninę pod piaskami pustyni. Już ginęli tu ludzie i to nie byle jacy jeśli wierzyć słowom zapisanym na stronicach książek. Zatem...
Po dość długiej wędrówce w upalnym słońcu i po gorącym piasku, temperaturze która sprawiała że czułem się coraz gorzej bo było to niezbyt przyjemne wreszcie dotarłem na jaskini, a raczej kompleksu jaskiń. był on ogromny, nie spodziewałem się takiego miejsca na tym odludziu. Po woli zszedłem z wydmy na której się znajdowałem i zbliżyłem się do wejścia które było najbliżej. Muszę być bardzo ostrożny bo nie wiadomo co się może tam kryć. Zamknąłem moje oczy na chwile, po czym po chwili je otworzyłem. Po tym czynie w moich oczowodach było widać Sharingan, niezwykle doujutsu klanu Uchiha. Teraz mogę wejść do jaskini, będę się czuł bezpieczniej z aktywowanym moim doujutsu. Wyjąłem prawą ręka kunai i skierowałem lekko przed siebie i zacząłem iść wgłąb jaskini. Uważnie obserwowałem na czym stąpam i co się znajduje wokół całej mojej osoby. Nigdy nie wiadomo co spowodowało śmierć shinobi którzy tutaj przybyli. Za pomocą mojego sharingana zacząłem zapamiętywać drogę jaką wszedłem do jaskini, wszystko opierało się na matematycznych obliczeniach struktury jaskini, długości marszu, ilości kroków jakie dałem a także kątu nachylenia stoku jaskini w danym miejscu. Do tego jeszcze zacząłem kopiować obrazy jaskini do pamięci, dzięki tym właśnie czynnością będę mógł bezpiecznie wrócić do miejsca z którego przybyłem. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć, jeśli jednak nie jestem w stanie to aktywuje kawarimi i pojawiam się w bezpiecznej odległości.
Pierwsze kroki w głąb jaskini i na tym się skończyło, zasypana zupełnie. Trzeba było spróbować tuż obok, jednak w tym miejscu również piasek uczynił przeszkodę nie do przebycia. Dopiero trzecia wydała się przystępniejsza, a co najważniejsze nie zasypana piachem. Wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku i w pierwszej chwili uchronił Cię od pierwszego niebezpieczeństwa. Tuż, tuż, w cieniu jednego z wolno stojących głazów uwił swoje posłanie wąż. Zwinięty, jego łeb lekko uniesiony. Korzystał z ukrycia przed słońcem i pewnie wystarczyłaby chwila nieuwagi i postawiona w złym miejscu stopa, by zostać ukąszonym. W tym wypadku jednak wystarczyło ominąć go i ruszyć dalej.
Niestety, po kilkunastu krokach w głąb jaskini mogłeś stwierdzić ze stu procentową pewnością, że po następnych kilku metrach będziesz widział tylko i wyłącznie ciemność. Bez źródła światła nawet Sharingan jest bezużyteczny, a niebezpieczeństwa tylko na to czekają.
W jaskini, w miejscu, w którym przebywałeś panował półmrok, który dalej przeradzał się już w ciemność. Ściany wyglądały na kruche, jakby miały w każdej chwili się zawalić. Pod nogami odłamki piaskowej skały trzeszczały i rozpadały się w pył. Panował tu miły chłód, będący miłą odmianą od skwaru pustyni. Aż dziw bierze, jak wcześniejsi badacze jaskiń radzili sobie w tych miejscach i czym się kierowali.
Podążałem wzdłuż jaskini, robiło się coraz ciemniej, w takim tempie zaraz nie będę nic widział, niestety ale mój sharingan nie jest w stanie widzieć w tych warunkach. Jeśli zaraz nie wykombinuję jak stworzyć jakieś światło to będę w bardzo nieciekawej sytuacji. Eh..że też muszę się przechadzać po jakiś ciemnych miejscach, dlaczego by nie mogło być to w na powierzchni a nie w strasznej i ciemnej jaskini. Wyjąłem drugi kunai moja wolną ręką. Wystawiłem oba przed siebie zarazem zatrzymując się w miejscu. Po czym powiedziałem
-Raiseishi
Po tych słowach chakra raitonu pojawiła się na moich rękach, następnie wpuściłem ją do moich dwóch kunai. Po chwili owe bronie zaświeciły elektrycznym światłem, wokół kunai widniała chakra raitonu, która we zetknięciu z czymś mogła spowodować spore obrażenia. Teraz wokół mojej osoby po tym czynie zaczęła się rozświetlać powłoka światła, była ona na tyle dostateczna że mogłem bez trudu dalej podążać w głąb jaskini.
Ciekawe jak głęboka jest ta jaskinia, wygląda na taką jakby nikt od wieków w niej nie był. Może to być plus i minus. Pozytywem jest to że raczej życie w tej jaskini jest niemożliwe więc nie powinienem spotkać żadnych przeszkód ale ostrożności nigdy za wiele. Minusem jest to że wygląda na taką jakby miała zaraz się rozpaść, a to by nie było zbyt dobre dla mojej osoby ponieważ jestem wewnątrz niej. Eh...mam nadzieję że niedługo znajdę ta opaskę i będę mógł opuścić tą jaskinię
Dalej podążał po jaskini, zarazem kontynuując działanie mojego skaringana, który zaczynał się przyzwyczajać do tych warunków, analityczne obliczenia pozwalały mi idealnie określać odległość od półek skalnych i wystających przedmiotów przede mną. Muszę uważać bo nigdy nie wiadomo co może mnie tutaj napotkać. W razie jakiegoś ataku na moją stronę próbuję odskoczyć w bok aby go uniknąć, bądź też schylić się bądź [podskoczyć. W razie niemożności jeszcze jest możliwość zblokowania go za pomocą moich raitonowych kunai. Jeśli żaden z tych sposobów nie będzie miał szans na udanie się, to aktywuje kawarimi i pojawię się w bezpiecznej odległości od całego zdarzenia
Zimny, blady blask pochodzący z żywiołu raiton rozlał się po ścianach jaskini. Używając przewodzącej go broni jako pochodni, mogłeś zapuścić się głębiej w tunele wyryte pod piaskami wielkiej pustyni. Korytarz prowadził przez jakiś czas prosto, cienie rzucane przez załomy skalne przesuwały się wraz z poruszającym się źródłem światła. Powodowało to nieprzyjemne wrażenie, że ściany to w istocie żywe stworzenia poruszające się nerwowo, jakby gotowe do ataku. Niski sufit potęgował klaustrofobiczne uczucie towarzyszące tej eskapadzie. Często musiałeś iść zgarbiony, bądź przeciskać się pomiędzy wąskimi formacjami piaskowca. Oprócz chrzęszczącego pod stopami piasku i przemykającymi w cieniach robakami, oraz paroma zagubionymi skorpionami, które było bezpieczniej ominąć, nie znalazłeś kompletnie nic. Przyszedł w końcu moment, który w podróżnikach grotołazach wzbudza największe emocje, otóż tunel się rozwidlał. Jedna z odnóg podążała starym torem, czyli opadała delikatnie w dół pod niewielkim kątem i nadal korytarz był całkiem szeroki, choć już nie tak wysoki. Korytarzyk po prawej, kończył się po paru metrach gwałtownym spadkiem w dół pod sporym kątem. Natomiast ten po lewej stronie miał formę owalną, mało przypominającą dzieło natury. Trzeba by poruszać się w nim czołgając się. Przyszedł czas na wybór, tylko jak go dokonać i dokąd prowadzą tunele. Możliwe, że wszystkie donikąd, w końcu to tylko jaskinia.
W powietrzu nie czuć już było tej suchości, pył nie wciskał się już do ust przy każdym oddechu, śluzówka nosa mogła przez moment odpocząć. Nawet piasek pod stopami był bardziej zwięzły, nie unosił się zbytnio, gdy szedłeś. W powietrzu czuć było jednak zaduch, może nutka wilgoci, lecz nieznaczna.
-150pch
Charka= 1515 - 150 =1365
Po kilkunastu minutach drogi wszedłem do miejsca w którym były trzy możliwości wyboru drogi którą miałem teraz podążać. Musiałem teraz idealnie skoncentrować moje zmysły by wybrać właściwą drogę. Zamknąłem oczy i wytężyłem mój węch. Wiadome było że skąd będzie leciał powiew najczystszego powietrza to będzie oznaczało że prowadzi ta droga do wyjścia z jaskini. W takiej jaskini na pewno łatwo jest wyczuć coś takiego zwłaszcza że teraz powietrze tutaj jest świeże i mniej w nim pyłków, co oznacza że tutaj musi jakiś wiatr je przeganiać i sprawiać właśnie ten fakt. Pierwszym z czynników przy wyborze drogi był węch. Kolejnym jest wzrok. Otworzyłem oczy i spojrzałem moim sharinganem na wszystkie odstępne mi drogi. Jedna z dróg prowadziła tym samym torem. Droga była podobna do tej co szedłem cały czas, jakby to była kontynuacja jej. Kolejna droga jest podobna do dziury zrobionej przez kreta. Tylko jak coś takiego jest możliwe w jaskini. Tam miałbym słabe możliwości obrony w takim tunelu. Dlatego ta opcja odpada. Ostatnia z dróg kończy się i nie ma jakiejkolwiek możliwości zejścia tam. Dlatego po analizie wszystkich możliwych dróg wybrałem drogę pierwszą, która była kontynuacją drogi z której przybyłem. Prowadzi ona do tego lekko w dól więc oznacza to że bee schodził niżej w tej jaskini, a to właśnie jest moim celem. Idę wzdłuż ścian bacznie obserwując całe otoczenie po którym się przemieszczam i uważając na jakiekolwiek pułapki na tym teranie jak wystające kamienie, pułki skalne zaostrzone na swoich bokach itp. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć poprzez odskoczenie bądź wykonanie manewru moim ciałem. Gdyby owa czynność jednak nie udała mi się to aktywuje Kawarimi i pojawiam się w bezpiecznym dystansie od zagrożenia. Cały czas mam aktywowany sharingan który już po takim czasie przystosował się do całego otoczenia. Powinno mi teraz być łatwiej obliczyć odległość od zagrożenia albo też wykorzystać ukształtowanie terenu by się przed nim schronić.
Wszystko wskazywało na to, że kontynuacja drogi, którą podążałeś do tej pory jest najlogiczniejsza i z pozoru najbezpieczniejsza. Korytarz raz był wąski, innym razem szeroki, strop obniżał się i opadał, ale ciągle wiódł w dół, zwiększając kąt, pod którym opadał. Ledwo zauważalnie skręcał w prawo. Mijałeś niewielkie wnęki w skale, widocznie dzieło pęknięcia jej i rozsypania się w pył. We wnękach nie kryły się jednak żadne niebezpieczeństwa, ale sama ich obecności, tych głębszych cieni niepokoiła. W pewnym miejscu korytarz nieoczekiwanie wznosił się do góry, a sufit wędrował w dół. Przed Tobą tunel zmieniał się w wąską, poziomą szczelinę. Było tam tak wąsko, że w pierwszej chwili można było ocenić, że człowiek, który tego spróbuje, na pewno tam utknie. Jednak szczelina nie była równa na całej długości i odpowiednio się przemieszczając, nie powinno być większego problemu z przedostaniem się dalej. I właśnie przy próbie ocenienia szans przejścia dostrzegłeś pierwsze, wyraźne ślady czyjejś bytności. Były to podłużne wgłębienia wyryte w skale, jakby ktoś przepychał, lub ciągnął coś za sobą w głąb tej szczeliny. Doszły jeszcze do tego strzępki materiału pozostawione na chropowatej skale, jakieś włókna na krawędzi, prawdopodobnie pozostałe po obcieraniu się liny. Tędy musiał już ktoś podróżować. Wzrok nie sięgał do końca owej szczeliny, ale można było przepuszczać, że zmieni się ona potem, albo w jakąś jaskinie, albo dalszą część korytarza. Do sprawdzenia zachęcał jakby lekki, niemal niewyczuwalny powiew, jakby przeciąg obiecujący wyjście, lub chociaż jakieś połączenie ze światem zewnętrznym.
Po dotarciu do owej szczeliny zauważyłem że ktoś już tutaj był. Wyglądało na to jakby nie był sam. Ciekawiło kogo może tutaj sprowadzać. Myślałem że ta jaskini jest opuszczona. Myliłem się jednak do tego. Skoro dana osoba tędy przechodziła to oznacza że nie powinno być żadnych pułapek w tym przejściu. Na pewno nie spodziewa się jeszcze że ktoś może iść ta jaskinia, a wogóle się tutaj znajdować. Był to dla mnie wielki plus bo mogłem niezauważalnie przejść i zobaczyć dokąd prowadzi owy korytarz. Uważnie pochyliłem moje ciało i począłem przemierzać przez owy otwór w skale trzymając przed sobą moje raitonowe kunai. nigdy nie wiadomo czy dana osoba będzie przyjaźnie nastawiona bądź przeciwnie, dlatego trzeba uważnie iść tędy. Po pewnej chwili zatrzymałem się. Odwróciłem się na plecy i wykonałem technikę o nazwie Gakure no Jutsu. Po tym czynie moje ciało razem z brońmi przybrało kolory otoczenia. Ten zabieg bardzo przyda mi się przy infiltracji tego pomieszczenia i sprawienia że będę niezauważalny dla każdego. Teraz nie muszę się bądź jakiegoś ataku na moja osoba. W czasie wędrówki uważam na wycięcia w skale i wystające elementy. W razie gdybym natknął się na jakaś pułapkę bądź atak próbuje go uniknąć ale jeśli mi się to nie uda to wykonuje Kawarimi no Jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości.
Pełznięcie w tak wąskiej szczelinie nie należało do najprzyjemniejszych. Dominowało uczucie, że ledwo parę centymetrów nad Twoją twarzą znajduje się tony skał i pustynnej ziemi, które mogą oberwać się w każdej chwili i Cię zgnieść jak robaka. Klaustrofobiczne uczucia wzmagały się w chwilach, gdy zaczepiałeś ubraniem o skałę i nie mogłeś się ruszyć. Wystarczał ułamek sekundy, by przed oczami pojawiały się obrazy zwiastujące utknięcie i powolną śmierć z głodu i pragnienia. W jednym z luźniejszych miejsc zastosowałeś technikę kamuflującą. Koncentracja potrzebna do niej, osłabiła już aktywną, rozświetlającą Ci drogę. Nie uda Ci się przez długi czas utrzymać obu aktywnych technik. Posuwałeś się jednak dalej i w końcu po kilkunastu metrach męczącego przeciskania się pomiędzy masywnymi skałami, wydostałeś się na wolną przestrzeń. Dystans, który zwykle piechotą pokonuje się w ciągu paru sekund, wydawał się trwać wieczność, gdy pełzło się w takich warunkach.
Przed Tobą wyrastała sporej wielkości jaskinia. Tutaj nawet najroślejsi nie musieliby się schylać. Sklepienie ginęło gdzieś wysoko ponad Twoją głową, poza blaskiem rzucanym przez technikę. Środkiem biegło wyżłobienie po spływającej niegdyś wodzie, w miejscu, w którym stałeś musiała się kiedyś gromadzić. Gładkie ściany wskazywały na to, że mogło tu być kiedyś podziemne jezioro. Wystarczyło parę kroków, by Twoim oczom ukazał się koszmar wyboru. Otóż w ścianie kończącej tą jaskinię znajdowało się sześć identycznych otworów. Pod Twoimi stopami znajdował się sypki piasek, w którym Twoje ślady odznaczały się bardzo wyraźnie.
Maskowanie byłoby idealne, byłoby... gdyby nie fakt, że blask jaki rzucały Twoje bronie czynił z Ciebie w tych ciemnościach to, czym jest latarnia morska dla statków podczas bezksiężycowej nocy. Piasek się poruszył... jego wielkie grudki zafalowały... nie, drobinki piasku nie mają odnóży. Mrówki... zupełnie niewielkie, w barwie piasku po którym się poruszały, ciągnęły do Ciebie dziesiątkami, niczym ćmy przyciągane jasnym blaskiem świecy. Głównym pytaniem było, czy te mrówki należały do tych, które zjadały okruszki po biwaku, czy jednak obgryzały do kości samych biwakowiczów. Ciągnęły w Twoim kierunku lejem uczynionym przez spływającą wodę, samym środkiem groty.
Po wyjściu z jaskini znalazłem się w dość sporym pomieszczeniu. Po pokonaniu kilku metrów zobaczyłem sześć otworów do których można było wejść co niezbyt spodobało mi się. Było sześć różnych dróg, lecz która prawdziwa. Po chwili piasek zaczął się poruszać, lecz kiedy bliżej się temu przyjrzałem to zauważyłem że to nie był piasek, lecz mrówki które legły w moim kierunku. Nie miałem innego wyboru jak wyrzucenie moich elektrycznych kunai w stronę mrówek. Jako iż powinny się one znajdować obok siebie to łańcuchowo taka dawka elektryczności powinna ich unieszkodliwić. Ja tymczasem odskoczyłem na jakaś pobliską skale, aby nie znajdować się na piasku. nie wiadomo co może się tam jeszcze czaić. Teraz bacznie obserwowałem za pomocą mojego sharingana to co się dzieje. W miedzy czasie kiedy oddalałem się od mrówek zapamiętałem miejsce dokąd prowadziły stopy osoby która była przede mną. W końcu na tym piasku powinno to być bardzo widoczne i nie powinienem mieć z tym żadnych problemów.
Ślady stóp były rzeczywiście widoczne, prowadziły wprost do otworu po prawej stronie, tego najbardziej przy ziemi. Dzięki sharinganowi bez trudu oszacowałeś odległość i teren po jakim przyjdzie Ci się poruszać. Cisnąłeś kunaiami w kierunku mrówek, broń wbiła się w piasek, a wokół rozeszły się elektryczne wyładowania. Przeskakujące iskry przemknęły po nich, słychać było skwierczenie i głuche puknięcia, gdy ich odwłoki pękały. Plan udał się znakomicie, jednak wokół Ciebie zapadła ciemność. Miałeś jedynie dwa miejsca, do których mogłeś udać się z niemal bezbłędną dokładnością. W pierwszym tkwiły Twoje dwa kunaie pośród podsmażonych mrówek, drugim był otwór w skale, do którego prowadziły ślady stóp. Zanim wzrok ponownie przystosuje się do ciemności minie sporo czasu, a i wtedy niewiele pomoże w tak nieprzyjaznych, pozbawionych światła warunkach.
Słychać było tylko przesypujący się piasek z miejsc, w których stanąłeś, stukot drobnych kamyczków poruszonych przy tym ruchu i bicie Twojego własnego serca. Będąc w całkowitych ciemnościach, potęgowanych jedynie tym, że przed chwilą owe światło zgasło, nie w sposób było być czegoś pewnym. Sprzyjało to dreszczom przechodzącym po plecach, dużo łatwiej było walczyć z żywym przeciwnikiem, niż błądzić za kimś po nieznanych sieciach jaskiń. Tylko kto mógł być taki odważny, a może tak głupi, by się tu zapuścić.
Nie miałem zbyt dużo czasu, wiedziałem że na pewno nie mogę zostać w tym miejscu. Jedyną opcją jaka mi została było skierowanie się w otwór do którego prowadziły ślady stóp na podłożu. Zacząłem biec po piasku w jak największej odległości od miejsca w którym znajdowały się kunai i także owe mrówki. Biegłem na maksymalnej szybkości aby jak najszybciej dotrzeć do owej dziury. Kiedy to zrobiłem to szybko wcisnąłem się tam i zacząłem poruszać się w tym tunelu tak szybko jak było to możliwe. Nie mogłem robić tego po woli ob nigdy nie wiadomo co się stało z tymi mrówkami. W czasie przemieszczania unikam wystających kawałków skalnych. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć a jeśli mi się to nie uda to aktywuje karawimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości. Wszystko obserwuje za pomocą mojego sharingana uważnie oceniając odległość od każdej przeszkody i ukształtowanie skały w jakiej się przemieszczałem.
Nie miałem zbyt dużo czasu, wiedziałem że na pewno nie mogę zostać w tym miejscu. Jedyną opcją jaka mi została było skierowanie się w otwór do którego prowadziły ślady stóp na podłożu. Zacząłem biec po piasku w jak największej odległości od miejsca w którym znajdowały się kunai i także owe mrówki. Biegłem na maksymalnej szybkości aby jak najszybciej dotrzeć do owej dziury. Kiedy to zrobiłem to szybko wcisnąłem się tam i zacząłem poruszać się w tym tunelu tak szybko jak było to możliwe. Nie mogłem robić tego po woli ob nigdy nie wiadomo co się stało z tymi mrówkami. W czasie przemieszczania unikam wystających kawałków skalnych. W razie jakiegoś ataku próbuje go uniknąć a jeśli mi się to nie uda to aktywuje karawimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości. Wszystko obserwuje za pomocą mojego sharingana uważnie oceniając odległość od każdej przeszkody i ukształtowanie skały w jakiej się przemieszczałem.
Dopadłeś do otworu, który musiał być tym, w który weszła osoba przed Tobą. Był na tyle duży, by nie trzeba było się schylać. Prowadził może przez jakieś pięć metrów na wprost, jednak w pewnej chwili gwałtownie opadał. Pewnie gdyby nie ciemności dostrzegłbyś to. Niestety, zupełny brak źródła światła, oraz pośpiech nie sprzyjały uwadze. W pewnej chwili noga natrafiła w pustkę. Straciłeś równowagę, próbując się czegoś chwycić, wyciągnąłeś ręce na boki. Jedna natrafiła na pustkę, drugą chwyciłeś się wystającej skały. Była ona niestety tak krucha, że została Ci w ręku. Runąłeś w dół, uderzyłeś głową w chropowatą skałę, spadłeś obijając się o ściany. Lądowanie na szczęście nie było twarde, upadłeś na piaskową hałdę. Mimo wszystko upadek wybił Ci powietrze z płuc. Leżałeś zatem zagrzebany w piachu, miałeś go pełno w nosie, ustach, w głowie kręciło się od uderzenia, czułeś wilgoć we włosach, ciało było lekko poobijane. Wokół było ciemno bez zmian, wokół Ciebie nie było żadnych dźwięków oprócz sypiących się z góry drobinek skał, które poruszyłeś spadając.
W sumie -300pch
Rozcięta skóra głowy i parę otarć - (-3) czasowa kara do atrybutów.
Dwa kunaie pozostawione.
Wędrowałem tylko chwilę owym otworem gdy nagle nie spostrzegłem tego że nie ma przede mną już przestrzeni i spadłem na ziemię. Byłem w lekkim szoku ale szybko się ocknąłem. Pokiwałem głową w lewo i prawo aby pozbyć się pisku w uszach. Wysmarkałem piasek w nosie i przetarłem oczy. Nie bylem teraz w dobrym położeniu. Nic nie widziałem i bylem lekko poobijany. Jak ja kocham takie wędrówki po jaskiniach. Nie ma nic ciekawszego niż iść sobie jaskinią i ścigać jakiegoś psychola który także zapragnął tutaj przyjść. Wyciągnąłem dwa kunai i wykonałem ponownie technikę o nazwie Raiseishi . Po chwili w moich dłoniach pokazała się elektryczna chakra raitonu. Po chwili skierowałem ja w stronę moich broni i stała się jasność. W zależności od tego co ujrzę to napisze w kolejnym poście co robie.
Chwila i stała się jasność, na powrót... przez chwilę sam siebie oślepiłeś, lecz po paru chwilach zacząłeś dostrzegać szczegóły. Byłeś w kolejnym korytarzu, na czymś w rodzaju półpiętra, jakieś dwa metry przed Tobą schody stromo opadały w dół. Za Tobą była chropowata ściana z wykutymi miejscami na ręce i nogi. Spadłeś z ponad dwóch metrów. Na szczęście nikt nie usunął piasku powstałego z odłupywania fragmentów piaskowca.
Blady blask chakry raitonu rozświetlał korytarz i schody biegnące w dół. Teraz miałeś stuprocentową pewność, że człowiek maczał swoje palce w ich powstaniu, lub chociaż dostosował je do swoich potrzeb. Szansa, że trafiłeś do odpowiedniej sieci jaskiń była coraz bardziej realna. Jednak czy był to powód do radości, czy do niepokoju. Dotąd jedynie natura stawiała na Twojej drodze przeszkody, teraz dojdą te stworzone ręką ludzką. Na szczęście nie widać było żadnych mrówek, ani innego robactwa. Przyszedł czas na kolejne decyzje i działania. Przez jakiś czas niedawny upadek będzie o sobie przypominał, ale nie było to nic na tyle groźnego, by uniemożliwić dalszą eksploracje. Zresztą zaszedłeś już i tak daleko.
//-450pch
Nie miałem innego wyjścia jak iść dalej i zobaczyć dokąd prowadzą owe schody. Wystawiłem przed sobą moje raitonowe kunai i zacząłem iść w dół. Kiedy zobaczyłem że będę się zbliżał do wyjścia to zasłonie raitonowe kunai moim ciałem by nie dawały takiego blasku. Potem delikatnie wyjże za ową skałę i zobaczę co się tam znajduje. W czasie wędrówki uważam na każde wystające elementy skał i patrzę po czym stąpam aby znowu nie wpaść w jakąś pułapkę. W razie jakiegokolwiek ataku odskakuje i próbuje go uniknąć, gdyby mi się to nie udało to próbuje się obronić za pomocą moich raitonowych kunai. W ostateczności aktywuje kawarimi no jutsu i pojawiam się w bezpiecznej odległości od celu.
Schody okazały się wyjątkowo strome i na dodatek wydawały się nie mieć końca. Ich budowa musiała zająć doprawdy sporo czasu. W pewnym momencie dostrzegłeś, że kolejne schodki przed Tobą wykonane są zupełnie z innego materiału. Nie był to kruchy piaskowiec, a twardy kamień i to na dodatek pełen niewielkich otworów. Wyglądało to dosłownie tak, jakby ktoś poprzebijał kamień gwoździami. Co ciekawe, na suficie dostrzegłeś połyskujący w blasku kunai dysk. Był on wielkości dłoni, wykonany z polerowanego, czarnego kamienia, który chyba nawet drgnął gdy tylko zbliżyłeś się o krok. Charakterystyczny trzask obracającej się zębatki oznajmił, że coś zaczyna się dziać. Jesteś jednak pewien, że nie nastąpiłeś na nic podejrzanego, stoisz ciągle na kruszącym się stopniu z piaskowca. Kilka metrów dalej na suficie znajdował się kolejny, identyczny dysk, a odrobinę dalej dziwne schody kończyły się, a zastępowały je na powrót kruche i niepewne stopnie wykonane w piaskowcu. Cały sufit, nie licząc dysków był gładki, jednak przyglądając się bardziej można było dostrzec drobne dziurki, jakby coś ostrego odbiło się od powierzchni, zostawiając po sobie ślad.
Spojrzałem na dziwne zjawisko przede mną, wyglądało to na jakaś pułapkę lub coś w tym rodzaju. aktywowany sharingan pomógł mi obliczyć jaka odległość dzieliła mnie od owych dysków. Postanowiłem coś sprawdzić. Wyjąłem inny kunai i podskoczyłem po czym rzuciłem w kierunku owego podłoża przede mną kunai i czekałem na to co się stanie. Chciałem zobaczyć jak reaguje owy mechanizm i jak będzie można go obejść. Aktywowany sharingan powinien mi pomóc uważnie zaobserwować wszystko co się stanie po opuszczeniu mojej broni.
Wiadome było, że lepiej sprawdzić, niż potem żałować, bądź nie mieć nawet takiej możliwości. Pierwszy dysk znajdował się w prostej linii od Ciebie około dwóch metrów, kolejny od pierwszego półtora, zatem dzieliło Cię od niego około cztery i pół metra, Chwyciwszy dwoma palcami inny kunai od tych, które trwały rozżarzone chakrą raitonu, cisnąłeś go na podejrzane schody. Broń brzdęknęła i odbiła się od nich, spadła po schodach na dół. Nie stało się absolutnie nic, a przecież mogłeś przysiąc, że coś niepokojącego się zaczęło dziać, jak tylko zbliżyłeś się na skraj schodów.
Schody były idealnie widoczne, otwory w nich również, dwa dyski umieszczone na suficie były nieskazitelnie wręcz czyste. Miejsce wyglądało na starannie utrzymane, zatem ktoś musiał się nim opiekować. Schody nie były w żaden sposób zamaskowane, co mogło być wskazówką, a może tak właściwie to Ci się wydawało? Może tak naprawdę nie ma żadnego zagrożenia, a jedynie niepokój i niegościnne jaskinie spowodowały omamy słuchowe?
Co za dziwna pułapka, nie ma innego wyjścia jak sprawić nią na własnej skórze. Jednak nie ma co robić to powoli, trzeba zrobić o bardzo szybko. Odsunąłem się na kilka kroków od owego miejsca, po czym zacząłem biec i spróbowałem przeskoczyć jak najwięcej schodów i ponownie odbić się i dalej lecieć. Dzięki idealnym obliczeniom matematycznym nie powinno to być dla mnie problemem. Sharingan powinien bez trudu ocenić odległości i wysokość, a także prędkość. W razie gdybym został zaatakowany przez coś, to próbuje sparować atak za pomocą elektrycznych kunai, jednak jeśli nie ee w stanie tego zrobić, to spróbuje go uniknąć, a jeśli to się także nie uda to aktywuje kawarimi i pojawię się w bezpiecznym miejscu. Jeśli pokonam przeszkodę to idę dalej z zachowaniem jak największej ostrożności.
Chwila skupienia, ocena odległości, krótki rozbieg, choć właściwie o nim nie może być za bardzo mowy, schody uniemożliwiają wykonanie tego w sposób, w jaki byłby najlepszy w tym wypadku. Wybiłeś się mocno i... w chwili, gdy byłeś w początkowej fazie lotu, usłyszałeś głośny trzask. W tej samej chwili powietrze wokół Ciebie zamigotało od cienkich igieł podobnych do senbonów. Większość z nich uderzyła w sufit, posypał się pył. Poczułeś jednak parę bolesnych ukłuć, jak ostre igły wbijają się w ciało. Niektóre z igieł połamały się uderzając w sufit, były bardzo kruche. Pył z sufitu, oraz odłamki igieł posypały się na twarz, przeszkodziły w udanym lądowaniu. Kostka wykrzywiła się boleśnie, a Ty runąłeś po chropowatych schodach na dół.
Pojawia się pytanie, co z podmianą. Nie miałeś z czym się podmienić, brak tu było obiektów dostatecznej wielkości.
Skutki tej próby nie wyglądają zbyt zachęcająco. Dwie igły w prawej łydce, jedna z tyłu w lewym udzie, kolejne dwie w prawym przedramieniu. Kolejne trzy wbiły się w brzuch, na twarzy masz parę niegroźnych ran ciętych po odłamkach. Upadek po schodach sprawił, że wszystkie igły w Twoim ciele się połamały. Dodatkowo poobijałeś się o chropowate schody, kostka boli dosyć mocno, chyba nie jest złamana, ale może być skręcona - nie wygląda to dobrze. Kunaie wypadły z dłoni, chakra się rozproszyła, maskowanie również przestało już działać. Na chwilę obecną masz mocno ograniczone możliwości manewru. Leżysz w ciemnościach, chyba na samym dole schodów. Parę metrów od Ciebie widać jednak jakiś blask, migoczący jakby jego źródłem była pochodnia. To wygląda na jakieś drzwi.
Kolejne - 7 do statystyk(łącznie (-10)). Trudności z chodzeniem ze względu na uszkodzoną kostkę (lewą). Przy każdym ruchu czuć ból powodowany przez igły tkwiące w ciele. Ze względu na swoją łamliwość, każdy gwałtowniejszy ruch może mieć swoje konsekwencje. Nie są one wbite na tyle głęboko, by spowodować zagrożenie życia, jednak ogólne wyczerpanie organizmu już daje Ci się we znaki.
Eh.. co za niefortunny wypadek. Nie ma sensu na razie się ruszać z tego miejsca. Moja kostka nie wygląda zbyt dobrze. Lepiej poczekać aż odzyskam siły, wtedy będę mógł ruszyć dalej. Jak na razie zostanę w tym miejscu i poczekam tutaj. Nie ma tutaj żadnego zagrożenia wiec nie mam czego się martwić. Nie zaobserwowałem tego w czasie kiedy widziałem jeszcze coś, wiec nie mam czego się martwic.
To było rozsądne zachowanie, musiałeś dojść do siebie, bo poruszanie się w tak opłakanym stanie sprawiłoby więcej problemów niż korzyści. Tkwiące w ciele kawałki igieł, szczególnie te wbite w brzuch, sprawiały ból nawet przy oddychaniu. Ich odłamane końcówki lewo wystawały ponad powierzchnie skóry, czułeś je pod palcami, bo w tych ciemnościach trudno było cokolwiek zobaczyć. Ból w kostce powoli przechodził, może nie była jednak skręcona.
Niedaleko natomiast coś musiało się dziać. Blask padający z zapewne płonącej pochodni, drżał na ścianie korytarza, wpadając przez otwór drzwiowy. Wtem ciszę rozproszył dźwięk przesuwania, jakby ktoś przesuwał ciężki kamień kamień po równie kamienistym podłożu, trzeszczał piasek. Rozchodziło się ono echem, jakby była tam jakaś większa sala.
Kara do statystyk zmniejszyła się do -9
Po krótkim okresie czasu moje kostka przestała mnie już tak boleć. Postanowiłem spróbować delikatnie wstać. Złapałem się za kawałek skały, sięgając i szukając właśnie takiego wypuklenia, poi czym podniosłem moje obolałe i zranione ciało. Następnie zacząłem bardzo po woli podążać w kierunku owego światła. Szedłem bardzo powoli i po cichu, by nie zostać usłyszanym przez kogoś kto tam się znajdował. Aktywowałem mojego sharingana, w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Nie wiedziałem co może się tam czyhać. Wolałem być przygotowany. Złapałem się za obolałe miejsce i kierowałem się w stronę światła. Miałem przygotowany kunai aby w razie czego rzucić go szybko bok i podmienić się z nim poprzez użycie Kawarimi no Jutsu. Nie mogłem robić żadnych uników w takim stanie wiec została mi tylko taka opcja obrony.
Ruszyłeś, zahaczając stopą o swój kunai, który wypadł Ci z dłoni po upadku. Po paru krokach udało Ci się pokonać odległość dzielącą Cię od otworu w ścianie, wspierałeś się o skałę, było dzięki temu lżej chodzić. Czułeś jak przy każdym kroku igły poruszają się, powodują ból. Jeśli ich nie wyciągniesz, mogą wejść jeszcze głębiej, lub nawet popękać powodując rozległe krwawienie.
Wyjrzałeś przez drzwi, to co dostrzegłeś mogło zaniepokoić. Była to ogromna sala. Zaraz za drzwiami opadały szerokie schody na dół, po przeciwnej stronie pomieszczenia znajdowało się identyczne wejście i schody. Światło padało z pochodni umieszczonej na kolumnie wspierającej strop, jakieś trzy metry nad ziemią. Łącznie kolumn było sześć, jedna na wprost Twoich drzwi, dwie pozostałe odpowiednio po lewej i prawej w równych odległościach około piętnastu metrów. Na każdej kolumnie paliła się pochodnia, a dodatkowo na ścianach paliły się następne, było tu całkiem jasno. Wokół walało się sporo gruzu, jakby pozostałości po roztrzaskanych posągach, jednak jeden z nich był cały. Był to posąg klęczącego mężczyzny. W podstawie miał sześcian o boku około dwóch metrów. Kamienny człowiek był zwykłych rozmiarów, w dłoniach przed sobą trzymał klepsydrę, piasek znajdował się w dolnej części. Szczegóły posągu były zatarte. Wokół posągu nie było zupełnie piasku, jakby ktoś go posprzątał, zamiast tego były wyryte ślady, jakby ktoś, coś przesuwał, ślady te niknęły pod podstawą posągu. W pomieszczeniu nikogo nie było.
Po chwili zobaczyłem bardzo spore pomieszczenie w której znajdowały się kolumny i jeden ocalały wielki posąg. Postanowiłem zanim cokolwiek zrobię wyjąc igły z mojego ciała, wiedziałem że spowoduje to ból, ale nie miałem innego wyjścia, szybki i energicznym ruchem wyjąłem owe przedmioty z mojej skóry. Po tym czynie chwile odpocząłem aby zregenerować siły, następnie po woli zacząłem przemieszczać się w stronę miejsca w którym były widoczne ślady. Po tym jak tam się znalazłem zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu czegoś co mogło by stanowić wskazówkę dla mnie. Przecież dana osoba nie mogła rozpłynąć się w powietrzu. Musiała coś zrobić, uważnie obserwowałem wszystko za pomocą mojego sharingana i szukałem jakiegokolwiek znaku.
Igły było trudno chwycić, były dosyć śliskie, wyślizgiwały się z palców. W końcu jednak udało Ci się je wyciągnąć, parę z nich było popękanych i pewnie niewiele brakowało, by odłamki utkwiły w Twoim ciele. Wtedy pomogłaby jedynie interwencja medyka. Straciłeś trochę krwi, ale ból zdecydowanie się zmniejszył i chociaż byłeś osłabiony, odczułeś wyraźną poprawę.
Podszedłeś do posągu, niewiele zostało z pierwotnej postaci. Jedynie jej zarys, oraz dłonie trzymające klepsydrę. A była ona o dziwo zwyczajna, nie była zrobiona z kamienia, lecz z drewnianej podstawki, oraz szklanej obudowy. Rysy na podłodze wskazywały, jakby ktoś odsuwał posąg, aż nie chciało się wierzyć, że ktoś mógłby sam go odsunąć, a dla Ciebie nawet w pełni sił byłoby to niewykonalne. Widać było jedynie przesypaną do końca klepsydrę, oraz drugie wyjście z pomieszczenia, identyczne jak to, którym do niego wszedłeś. Na pewno osoba ta nie zniknęła, tylko co się z nią stało?
Kara do statystyk zmniejszyła się do -6
Poczułem wielką ulgę po tym jak wyjąłem igły z mojego ciała. Po tym jak doszedłem do posągu to zauważyłem ze osobnik musiał albo wyjść drugim wyjściem albo umiał rozprysnąć się w powietrzu. Wtedy to spojrzałem na posąg. Jedyne oc zwróciło moją uwagę to była klepsydra. Podszedłem do niej i spróbowaniem ja odwrócić by piasek zaczął ponownie się sypać i odszedłem na kilka kroków po czym patrzyłem czy coś się dzieje. byłem gotowy do jakiejkolwiek obrony w razie ataku. Miałem nadzieje że to co przed chwila zrobiłem wykona odpowiedni efekt i przesunie ten posąg, w końcu jakoś musiał się dostać niżej tamtej osobnik, a słyszałem w korytarzu przesuwanie jakby posągu wiec to musiała być ta figura.
To był dobry trop, odwrócona klepsydra musiała posiadać jakieś właściwości, które dały znać mechanizmowi uruchamiającemu posąg. Zaczął ze zgrzytem odsuwać się na bok, właśnie w taki sposób, jak wskazywały na to rysy w kamieniu, dźwięk również się zgadzał z tym, który słyszałeś jeszcze niedawno. Zostało odsłonięte wejście do dalszej części podziemi. Jednocześnie z odsłonięciem dotarł do Ciebie dziwny zapach, jakby naraz płonęło mnóstwo świec. Swąd ten dochodził z otworu, dodatkowo dobiegały do Ciebie równomierne uderzenia, jakby ktoś kuł skałę. Gdy już posąg zatrzymał się, zaczął powoli wracać do swojej pierwotnej pozycji. Mogłeś ocenić za pomocą swojego Sharingana, że jak piasek przesypie się do końca, posąg wróci na swoje miejsce. Patrząc na to logicznie, musiał być jakiś sposób otwarcia tego od środka, inaczej wchodzenie tam nie miało sensu. Do zamknięcia się otworu miałeś około trzech minut. Było czasu akurat na tyle dużo, by zajrzeć tam bezpiecznie. Korytarz był niżej od poziomu podłogi o jakieś trzy metry, schodziło się po schodkach. Po około dwudziestu metrach kończył się korytarz, widać było światło pochodni, w powietrzu unosił się pył, pewnie pochodził z kucia skały.
Po chwili zauważyłem jak posąg się poruszył kiedy przewróciłem klepsydrę i piasek zaczął się przesypywać. Postanowiłem zejść na dól i zobaczyć co kryje owe ukryty miejsce. Wszędzie były pochodnie wiec nie musiałem się martwić o to że będzie tam ciemno. Wyjąłem kunai prawa ręką aby być przygotowanym w razie ataku. Nie wiedziałem jeszcze jak wrócę ale byłem pewien ze skoro ktoś tam wszedł to musi umieć wyjść. Zacząłem po woli schodzić po schodkach w dół kierując się w stronę pomieszczenia które tam się znajdowało. W razie uaktywnienia jakiejś pułapki spróbuje uniknąć ja, jęli jednak się to mi nie uda to wyrzucam szybko kunai w bok i podmieniam się z nim.
Idąc korytarzem uważnie rozglądałeś się w celu uniknięcia ewentualnej pułapki. Parę wystających z podłogi kamieni wyglądało podejrzanie. Były wysunięte na ponad centymetr i w całym korytarzu były ułożone w rządkach co dwa, trzy, oddalone były one od siebie co około pół metra, przesunięte jednak o kilkanaście centymetrów w lewą, lub w prawą, by kamienie zazębiały się, czyniąc drogę wręcz naszpikowaną nimi.
Nie było trudno je ominąć jak szło się dosyć wolno i ostrożnie. Doszedłszy do końca korytarza poczułeś w ustach pył, unosił się w powietrzu i ograniczał pole widzenia. Wyjrzałeś zza rogu, była to spora sala, wielkości mniej więcej połowy poprzedniej, była jednak prawie kompletnie zagruzowana, przynajmniej tyle było widać. Ściany popękane, kości odziane w skrawki szmat będące pozostałością ubrań leżały przygniecione przez gruz. Musiało tu się stać coś wyjątkowo strasznego, strop był w pewnym miejscu zupełnie zawalony. Dostrzegłeś postać człowieka z kilofem w dłoni, oświetlał sobie miejsce pochodnią wiszącą na ścianie. Kuł wielki fragment gruzu, przestał na chwilę, otarł pot z czoła. W tej właśnie chwili w korytarzu rozeszło się tąpnięcie, odgłos mechanizmu zamykającego wejście do podziemi. Odwrócił się gwałtownie, twarz miał usmarowaną potem i pyłem. Był ubrany jak typowy, pustynny podróżnik w luźne szaty, obok leżała reszta jego rzeczy w tym plecak ze stalowym stelażem.
- Kim jesteś? Co tu robisz? - zapytał przestraszonym głosem, chwycił kilof w obie dłonie stając w pozycji obronnej.
Szedłem korytarzem aż wreszcie dotarłem od końce niego, po chwili zobaczyłem że na końcu jego jest niewielkie pomieszczenie. Uważnie obserwowałem to co się w nim znajduje, nagle spostrzegłem pewnego osobnika z kilofem. spojrzałem na niego, po czym odpowiedziałem na jego pytania
-Witaj nieznajomy, jestem poszukiwaczem przygód, szukam opaski która ma numer siódmy. Może nie widziałeś takiej gdzieś tutaj? Pozwolisz że się spytam co tu robisz tutaj sam na takim bezludziu?
Po tych słowach obserwowałem niego i czekałem na jego odpowiedz, było to bardzo dziwne, że ktoś tutaj kuł coś w skale.
- J-ja... ja tu tylko... szukam kosztowności - patrzył na Ciebie wzrokiem pełnym obawy - Jak tu trafiłeś? - przez chwilę stał z otwartymi szeroko oczami - Ja nie jestem sam! - zaznaczył bardzo gwałtownie, jakby te słowa miały zagwarantować mu bezpieczeństwo - Moi towarzysze niebawem tu przyjdą - można było przypuszczać, że kłamie, chociaż drżenie głosu mogło pochodzić ze zwyczajnego zdenerwowania.
- Opaska? Co Wy z tą opaską? - ton świadczył o tym, że jest już rozdrażniony tym tematem - Była, ale już jej tu nie ma. Kupił ją pewien człowiek, dobrze zapłacił. Czym jest ta opaska? - zapytał - Znaleźliśmy ją przypadkiem przy trupie przygniecionym przez blok skalny. Nie wyglądała na cenną, to odrzuciliśmy ją na bok. Leżała parę tygodni na stercie złomu, aż tydzień temu przybył kupiec. Pokazał pieniądze, a my wzięliśmy się do roboty. Wczoraj przypadkiem odkryliśmy, że ten bezużyteczny śmieć jest właśnie tym, czego on poszukuje. To tyle, zapłacił i odszedł - zakończył, chyba mając nadzieję, że to Ci wystarczy.
Uważnie słuchałem słów owego mężczyzny, który widocznie bardzo się teraz bał, pewnie nie spodziewał się że ktoś tutaj przyjdzie. Kiedy wspomniał o opasce to w moich oczach zabłysła nutka ciekawości. Po tym jak skończył powiedziałem
-Gdzie mogę znaleźć osobę która kupiła tą opaskę, jest to dla mnie bardzo ważne. Ta opaska jest pamiątka po moim dziadku, została ona skradziona przez pewnego ninja. Szukałem jej bardzo długo aż wreszcie trop zaprowadził mnie w to miejsce. Jestem już zmęczony tym ciągłym poszukiwaniem, mam nadzieje ze pomożesz mi znaleźć osobnika którą ja kupił
Po tych słowach spojrzałem na starca, mając nadzieje że wyzna on mi prawdę i powie gdzie się znajduje osobnik który kupił tą opaskę. Nie mógł on się dowiedzieć że kłamie.
- Jeszcze wczoraj obozował w skalnej niecce, tuż obok wyjścia z jaskini ze strony wschodniej. Tam po raz ostatni go widziałem. Nie wiem nic więcej, jestem tylko poszukiwaczem, nic mi do tego kto, co zbiera i po co mu to. Nie sądzę by ją oddał, skoro tak długo jej szukał - wzruszył ramionami - Nie wiem, nic więcej nie wiem... - oblizał suche wargi - Chociaż, chociaż mogę Cię zaprowadzić w tamto miejsce - uśmiechnął się trochę niepewnie - Nie wyglądasz najlepiej... - stwierdził widząc Twoje rany - Mogę Ci się przydać... ten człowiek był taki podejrzany... grupą byliśmy, to się nie odważył ręki podnieść, ale pewnie jakbyś sam tak do niego... - chyba wyczuł okazje do zarobienia jakichś pieniędzy.
Słuchałem tego co mówił owy mężczyzna, złożył mi ciekawą propozycje, w sumie moje rany nie wyglądały zbyt dobrze, do tego jeszcze nie znałem tych okolic a on na pewno wiedział gdzie znajduje się miejsce w którym ostatnio widziano osobnika z opaska. Po chwili przemówiłem
-Dobrze, z przyjemnością przyjmę twoja pomoc, proszę pokaz miejsce w którym ostatnio widziałeś tego mężczyznę.
Po tych słowach zacząłem podążać za tym mężczyzna. Miałem nadzieje że jak najszybciej znajdę tego osobnika i uda mi się zdobyć tą opaskę.
Skinął do Ciebie głową i pozbierał swoje rzeczy, kilof zostawił na stercie gruzu. Założył plecak na ramię i podszedł do jednej z pochodni wiszących na ścianie, zdjął ją i podał Tobie. Drugą wziął dla siebie, podszedł jeszcze do kolejnej, ale zamiast ją zdjąć, to naparł na nią. Trzymający ją stelaż przekrzywił się, zgrzytnął mechanizm i z korytarza, z którego właśnie wyszedłeś dotarł do Ciebie odgłos przesuwającego się głazu.
- Uważaj pod nogi - mruknął do Ciebie, idąc przodem omijał wystające z podłogi kamienie. Po chwili byliście już w sali z posągiem. Twój przewodnik skierował się ku wyjściu z niej, tego którym tu nie przybyłeś.
- Jeśli... cokolwiek komu się stanie - zaczął trochę niepewnie - Jemu już pieniądze nie będą potrzebne... wtedy możemy się podzielić - Ruszył po schodach do wyjścia. Prowadził Cię długim korytarzem, minęliście dwie odnogi, potem wyrastała przed Wami pionowa studnia, na szczęście była tu drabina. Mężczyzna zaczął wspinać się po niej jako pierwszy. Potem musieliście przejść na kolejną półkę skalną i ruszyć następną drabiną na po przeciwnej stronie studni.
Znaleźliście się na górze w jaskini o sklepieniu w kształcie kopuły. Otwór, z którego wyszliście był w samym jej centrum. Pod ścianami rozłożone były jakieś tobołki, powiązane sznurem worki. Pokazał Ci, byś szedł za nim. Oświetlając sobie drogę pochodniami ruszyliście jednym pięciu korytarzy wychodzących z jaskini, potem było rozgałęzienie na kolejne trzy z czego wybrał środkowy i po jakimś czasie i paru zakrętach pojawił się blask słońca, chłód jaskini zastąpił pustynny skwar.
Byliście w czymś w rodzaju wąwozu, ponad Wami pięła się pionowa skała, wy staliście na półce skalnej. Pod Wami było może z pięćdziesiąt metrów od ziemi. Prowadziła stamtąd ścieżka, schodząc na sam dół wąwozu.
- Tam - wskazał ręką jedno z wyjść z wąwozu - Widzisz dym? - wskazał na unoszącą się smugę na bezchmurnym niebie - Jeszcze musi tam być. Ja zajdę od drugiej strony i będę Cię ubezpieczał - wskazał na drugie wyjście z wąwozu. Czekał na Twoją decyzję.
Poczekałem aż mój przewodnik zbierze cały swój sprzęt i ruszymy w drogę. Po tym jak to się stało wyszliśmy z owego pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy. Po chwili owy mężczyzna powiedział dziwne słowa, tak jakby wiedział co może się stać z osobnikiem który ma ta opaskę. Był bardzo chytry na pieniądze. Jednak teraz mnie ot nie interesowało. Szedłem za owym mężczyzną. Po chwili po długiej wędrówce wyszedłem z tego miejsca. Pojawiłem się na powierzchni. następnie spostrzegłem dym który unosił się na dole, po chwili powiedziałem do mężczyzny
-Dobrze, niech tak będzie
Po tych słowach zacząłem po woli schodzić na dól i kierować się w stronę unoszącego siew powietrzu dymu. Byłem gotowy do obrony w razie jakiegoś ataku. Zanim jednak zszedłem to aktywowałem sharingan by mieć lepszy obraz na całą sytuacje. W razie niemożności obronienia się przed atakiem ot podmieniam się z jakimś kamieniem bądź patykiem za pomocą kawarimi i pojawiam siew bezpiecznym miejscu. Po podejściu do miejsca w którym wydobywał się dym patrze kto tam się znajduje i oceniam ryzyko nieubezpieczenia w tym terenie i towarzyskie jakim się zaraz znajdę.
Mężczyzna skinął głową i udał się w kierunku przeciwnym do Twojego, ku drugiemu wyjściu.
Schodząc krętą ścieżką mogłeś ocenić rozmiar wąwozu, oraz mnogość wejść do jaskiń. W tym miejscu, osłoniętym od piasku i wiatru, jaskinie odsłaniały swoje prawdziwe oblicze. Z pewnością można było błądzić w nich całymi dniami. Podążając ku wyjściu z wąwozu obserwowałeś okolicę. Była ona skalista, przypominała nieco opuszczony kamieniołom, jednak stojących wolno skał było tu jak na lekarstwo. W tym miejscu kamienie różniły się od kruchego piaskowca i z pewnością miały swoją wartość.
Wąskie wyjście z wąwozu było znakomitym miejscem na pułapkę, jednak w tym momencie wyglądało bezpiecznie.
Na formacjach skalnych zbierał się piasek, z daleka z pewnością wyglądały jak zwyczajne wydmy, z tym, że ogromne. Dostrzegłeś kolejną, o wiele mniejszą skałę w kształcie podkowy. Wejściem była skierowana w stronę, z której zwykle nie wiały wiatry pustynne, więc uniknęła zasypania. Stamtąd właśnie dobywał się dym. Wokół powrócił pustynny krajobraz, tony piasku, w którym zapadały się stopy i palące słońce chylące się powoli ku zachodowi. Słońce grzało Ci w plecy, wydłużało cienie. Już z daleka dostrzegłeś postać w szarych szatach typowych dla pustynnych beduinów, która pochylała się nad ogniskiem, nad którym coś się piekło. Człowiek skierowany był twarzą w Twoim kierunku, jednak skupiony był na doglądaniu piekącego się jedzenia. Niedaleko niego stał wielbłąd z pyskiem schowanym w worku z obrokiem. Wokół walały się niewielkie tobołki gotowe do zapakowania na grzbiet wierzchowca. Zapewne czekał, aż się ściemni, by nie podróżować w upale. Świadczył o tym brak większej ilości materiału na opał. Przy wielbłądzie przytroczony był pałasz w skórzanej pochwie. Sam mężczyzna nie miał chyba przy sobie broni, choć jego szaty sprzyjały ukryciu jej ze względu na liczne fałdy materiału, maskując przy okazji szczegóły budowy nieznajomego.
Szedłem wzdłuż wąwozu i obserwowałem jak ot natura ukształtowała skały w tym terenie. piasek idealnie zespajał się z skalinkami. Po chwili zobaczyłem wielka podkowę która nie została zasypana przez piasek, tam to właśnie znajdował się cle mojej wizyty. W oddali ujrzałem mężczyznę który był zajęty patrzeniem na swoje jedzenie. Podszedłem do niego spokojnie nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów. czułem ból wydobywający się z miejsc w których niedawno były igły. Po tym jak już stałem przed mężczyzna to odrzekłem
-Witaj, przepraszam ze ci przeszkadzam ale zdaje się ze masz coś co nienależny do ciebie. Otóż niedawno przybyłeś tutaj i nabyłeś opaskę na której widniała cyfra siedem. Byłbym wdzięczny gdybyśmy się jakoś dogadali w sprawie wymiany za nią. Na pewno podsiadam coś cennego co mogło by ciebie zainteresować.
W moich oczach było widać piękne doujutsu mojego klanu czyli sharingan, patrzyłem mu prosto w oczy i obserwowałem każdy jego ruch, zarazem patrząc czy gdzieś nie ma tej opaski. Byłem przygotowany do obrony, bo nie mogłem wiedzieć jak on zareaguje na moje słowa.
Nad ogniem skwierczała jakaś wysuszona jaszczurka, mężczyzna żuł powoli kawałek placka. Podniósł wzrok w momencie, jak ujrzał Twój cień, który uprzedził go o Twoim przybyciu. Popatrzył na Ciebie mrużąc oczy, promienie słońca padające zza Ciebie raziły go w oczy.
Skórę miał ciemną, spaloną słońcem, chociaż pod oczami miał dwie jasne blizny w kształcie liter iks. Przesłonił oczy dłonią robiąc z niej daszek, w spokoju żuł dalej swój kawałek chleba. Mógł mieć około trzydziestu lat, wyglądał na osobę, która dużo czasu spędziła na pustyni.
- Po co Ci ten kawał blachy, co? - zapytał mrukliwie, dziwnie rozkładał akcent, przez co jego głos brzmiał obco - Nie masz nic, czego nie mógłbym wziąć sobie z Twojego trupa, odejdź - rzekł wstając powoli. Dzieliło Was od siebie pięć metrów, oraz ognisko. Stał wpatrzony w Ciebie, miał poważną minę, wyglądał na skupionego. Wyglądał na twardego i nieustępliwego faceta, mówił spokojnie i nie robił żadnych gwałtownych ruchów. Dym z ogniska cuchnął wielbłądzim łajnem.
Po usłyszeniu odpowiedzi mężczyzny spojrzałem w ziemie. Wtedy przez chwile przypomniała mi se sytuacja z mojego dzieciństwa, kiedy to straciłem oboje rodziców, nie mogłem pozwolić by taka osoba stałam i na drodze. Poniewierany klan uchiha musi wreszcie zostać odbudowany, musi wreszcie pokazać swoja potęgę. Po chwili uniosłem wzrok na owego mężczyznę który wpatrywał siew mnie po czym powiedziałem
-Skoro nie mam niczego co mógłbyś wziąć ode ciebie to w takim razie odejdę...
Po tych słowach moje oczy zaczęły aktywować technikę mojego klanu. Ja w tym czasie jako że maiłem wolne ręce rzuciłem trzy shurikeny w owego mężczyznę, jako stał ode mnie blisko to nie powinienem mieć problemów z trafieniem w niego. Pierwszy z nich celowałem w głowę, ogólnie w twarz, drugi leciał w kierunku szyi, trzeci leciał w korpus. Leciały one jeden pod drugim. Ja od razu po rzuceniu shurikenów aktywowałem Seppaku no Jutsu. Otoczenie wokół mojego przeciwnika stało się czarne, po chwili pojawiła się ogromna sylwetka mojej osoby, z ciemnosci zaczęły wyłaniać się oczy, było w nich widać sharingan, okrążały jego osobę powiększając jego strach. W tym momencie moje shurikeny powinny bez trudu dolecieć do mojego przeciwnika i go trafić. Ja w tym czasie po aktywowaniu tej techniki w błyskawicznym tępię zacząłem biec w kierunku mojego przeciwnika, zarazem wyciągając kunai jedna i drugą ręką. Wiedziałem ze rany mogą osłabić moja prędkość ale dzięki technice powinienem mieć jeszcze czas na ty by do niego podbiec i zaatakować. Po pojawieniu się przed jego osobą wykonałem ciecie w kierunku jego szyi aby podciąć mu gardło albo chociaż je naciąć, sprawiając że nie będzie w stanie nic mówić a jego drogi oddechowe zostaną zablokowane. Natomiast drugi kunai powędrował w kierunku jego serca. Ten cios był wywołany silniejszą ręką ponieważ potrzebowałem siły by przebić się przez jego powłokę i wbić moją broń w jego serce. Po tym czynie jak przeciwnik będzie zdezorientowany to jeśli nadal żyje wykonuje kolejne ciecie w kierunku jego głowy wbijając kunai w nią. Po tym ostatecznym ciosie kopie ciało na ziemię, które powinno bezwładnie opaść na nią. Po tym czynie przeszukuje ciało i wielbłąda w poszukiwaniu jakiś cennych rzeczy.
Gdybyś szybkością był w stanie nadrobić wszystkie pozostałe braki, pewnie by się wszystko znakomicie udało. Samo dobycie shurikenów, a co więcej wycelowanie nimi, a nie ciśnięcie byle trafić było w Twojej sytuacji ledwo wykonalne. Nie bez powodu człowiek ten był taki spokojny i z taką uwagą śledził Twoje ruchy, by dać się zaskoczyć. Owszem, już na pierwszy rzut oka byłeś od niego szybszy, jednak on musiał przeczuwać kłopoty od chwili, gdy zjawiłeś się w jego obozowisku. Może gdyby atak z zaskoczenia, uniknąłbyś tego ataku. Wyrzucony przez Ciebie shuriken w końcowej fazie leciał jak w zwolnionym tempie, czułeś wzmagający się niezwykle szybko wiatr na twarzy. Zepchnięty pocisk trafił w okolice ramienia, ale nie wiadomo z jakim skutkiem. Ręka sięgająca po kolejny shuriken została przyciśnięta do ciała, fragmenty ogniska i wzmocniony siłą wiatru płomień pomknęły w Twoim kierunku. W piachu ciężko było zaprzeć się nogami i zostałeś wypchnięty z ogromną siłą ze skalnej podkowy. W końcowej fazie zostałeś powalony na ziemię. Skóra piekła od powierzchownych oparzeń, piasek niesiony wiatrem dostał się do oczu, było to uderzenie porównywalne z bardzo silną burzą piaskową. Jak przez mgłę widziałeś swojego przeciwnika stojącego w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było ognisko. Byłeś w doprawdy opłakanym stanie. Gdyby nie to, że ognisko było stosunkowo niewielkie, pewnie byś był poparzony o wiele mocniej. Może trafienie shurikenem pozwoliło osłabić przygotowany przez niego atak. Tymczasem od lewej dobiegły Cię okrzyki, sylwetki wielbłądzich jeźdźców wyłoniły się zza wydmy i zmierzały w kierunku obozowiska. Było ich jak dobrze dostrzegłeś pięciu. W tej chwili dzieliło Cię od przeciwnika piętnaście metrów, a zbliżający się ludzie będą za kilkanaście sekund.
Łączna kara do statystyk -10, słaniasz się na nogach, ciężko Ci się skupić nie wspominając o używaniu zaawansowanych technik. Szybkość to jedyny atut jaki Ci pozostał, chociaż mało Ci on pomoże, skoro nie masz siły, by go wykorzystać. Sytuacja jest tragiczna.
Po moim ataku zostałem wypchnięty przez fale wiatru, której nawet nie zdążyłem zauważyć ponieważ już unosiłem się w powietrzu. Następnie znalazłem się w trochej większej odległości od mojego przeciwnika. Sytuacja była krytyczna, moje ręce , jak również ciało było poparzone, do tego moja widoczność była mocno osłabiona.
Czyżby to był mój koniec, tak miało się zakończyć moje życie? Tak właśnie miałem umrzeć, nie dokonując nawet zemsty na moim ojcu.
Piasek okalał moja poparzoną twarz, słońce grzało moje poobrywane kawałki ubrania, na twarzy czułem powiew wiatru. miałem jedne wyjście, wykonać tą technikę, jedyne co mi zostało. Prawą ręka wykonałem pieczęć do Gakure no Jutsu po czym aktywowałem tą technikę. Nie wiedziałem czy uda mi się ją wykonać. Musiałem spróbować bo co innego mi zostało. Jeśli udało mi się wykonać jutsu to próbuje się przemieścić w bezpieczne miejsce aby nie zostać zauważonym przez mojego przeciwnika. Jeśli jednak nie to wyciągam resztkami sił kunai i chowie go za plecami, po czym patrze na zbliżającego się przeciwnika i czekam aż podejdzie. Kiedy będzie na tyle blisko że sięgnę go moim kunai to wbijam go w jego szyję, myślę że na więcej akcji nie mogę sobie pozwolić
Skupienie do wykonania techniki wcale nie było takie proste, chakra była ciężka do opanowania, jednak udało Ci się ją wykonać i wtopić w pustynne tło. Nie jest to owszem niewidzialność, jednak w tak jednolitym środowisku i drżącym od gorąca powietrzu zauważenie Cię nie było takie oczywiste. Wykonałeś tę technikę na oczach tego człowieka, więc gdyby nie oderwał wzroku, pewnie by nie miał problemów z namierzeniem Cię. W tym czasie jednak dotarła rozwrzeszczana grupa. Twój niedawny przewodnik jechał na końcu. Pierwszy z nich zeskoczył zwinnie rozpryskując piasek. Szczęście Ci sprzyjało, bo zatrzymali się dokładnie między Tobą, a posiadaczem upragnionej opaski.
- Jeszcze żyjesz naznaczony? - zwrócił się kpiąco do człowieka, który przed chwilą odrzucił Cię swoją techniką - Widzę, że ukąsił cię żelazem... - zadrwił. To musiało oznaczać, że jednak Twój pocisk go dosięgnął. Obraz przesłaniały Ci teraz wielbłądy. Widziałeś jak ich jeźdźcy dobywają broni. Widziałeś od czasu do czasu obu mężczyzn stojących naprzeciw siebie.
- Ta twoja znajda się nie sprawdziła - usłyszałeś głos tego, który jako jedyny zszedł z wierzchowca. Twój niedawny przewodnik po jaskini machnął tylko ręką, więc pewnie do niego były skierowane słowa.
- Odejdźcie, bo pozabijam jak psy. Przeklęte hieny cmentarne... - warknął mężczyzna z bliznami pod oczami - Uchiha! - krzyknął głośno, musiał rozpoznać Twój klan po oczach ujawnionych na drobną chwilę - Jesteś z tymi szubrawcami?! Jeśli masz choć krztę honoru, zabijmy tych psów! - krzyknął na tyle głośno, byś bez trudu dosłyszał.
- Oszalałeś naznaczony? - krzyknął jeden z jeźdźców, potężny mężczyzna w turbanie. W głosie drżał mu jednak niepokój, rozglądał się na boki - Nikogo tu przecież nie ma! - to świadczyło o tym, że pozostałeś niezauważony przez nich. Miałeś szansę na ucieczkę, bądź na inne działania. Chwila względnego bezpieczeństwa pozwoliła ochłonąć, pozbierać myśli. O ile technika klanowa użyta wobec wyszkolonemu ninja w tym momencie pewnie by zawiodła, to jednak mogłeś nią obronić się przed przypadkowymi opryszkami.
-600pch
Kiedy już myślałem ze to koniec, wykonałem ostatnia deskę ratunku czyli Gakure no Jutsu. Ku mojemu zdziwieniu udało mi się je wykonać. Mo przeciwnik szedł w kierunku mnie gdy nagle stanął, ponieważ pojawiły się nowe osoby. Zaczęli miedzy sobą rozmawiać, oznaczało to ze teraz żadna z danych osób nie wiedziała gdzie się znajduje. Było ro bardzo korzystne dla mnie. Podszedłem do osobnika który był moim przewodnikiem. Znajdowałem się za jego plecami w tym momencie jak podszedłem do niego. W czasie marszu wydobyłem kunai moją prawą ręką. Po tym jak przed moimi oczami znalazła się postura przewodnika wykonałem potężne ciecie wzdłuż jego szyi podcinając mu gardło. Nie mógł się spodziewać tego ataku ponieważ byłe dla niego niewidoczny. Po tym czynie szybko odbiegłem od tego miejsca aby nikt z owych osobników nie wiedział gdzie się znajduje. Potem tym czynie podszedłem na bezpieczną odległość do następnej osoby, po czym rzuciłem w kierunku jego głowy trzy shurikeny. Wszystkie były wycelowane w jego twarz. Stałem tak blisko że moje bronie bez trudu doleciały w mgnieniu oka do kolejnego przeciwnika. Potem ponownie zmieniłem moją lokacje aby nikt nie wiedział gdzie się znajduję. Na koniec rzuciłem kunai w jedno ze zwierząt które było prowadzone przez osobnik, zwierze po dostaniu owa bronią powinno wywołać bardzo poważne zamieszanie i rozproszyć kolejne zwierzęta które były prowadzone. Ja w czasie tego zamieszania podkradam się do kolejnego opryszka i przedziurawiam go kunai na wylot, po czym ponownie zmieniam moje miejsce w którym byłem. Po tym czynie czekam na reakcje reszty opryszków którzy powinni się nieźle zdziwić owa sytuację.
Wzrok wszystkich był skierowany w kierunku najbardziej realnego zagrożenia, czyli mężczyzny będącego w posiadaniu opaski z numerem siódmym.
- Uciekł jak pies! - wykrzyknął Twój niedawny przewodnik - Hardy był tylko w gębie! A teraz cię pokroimy i weźmiemy co masz! - odgrażał się, pochylając się na grzbiecie swojego wielbłąda. Musiał poczuć się pewnie widząc, że mężczyzna jest nawet lekko ranny i, że wzywa pomoc. Dostrzegłeś jeszcze, że ninja, z którym jeszcze chwilę temu walczyłeś składa ze sobą wyprostowane palce. Chyba był przygotowany do odparcia ataku tych ludzi. Wtedy byłeś już w odpowiedniej odległości, wystarczyło lekko podskoczyć i przeciągnąć ostrzem po boku szyi. Kolejne wypadki potoczyły się w zastraszającym tempie, bo cios nie poderżnął gardła, jednak sikająca krew wskazywała, że trafiłeś w żyłę główną. Mężczyzna ryknął jak zwierze, zamachał rękoma i przycisnął je do rany. Wielbłąd, na którym siedział spłoszył się i wierzgnął, niemal trafiając Cię przy tym, Twój niedawny przewodnik zwalił się na piasek brocząc obficie krwią. Reszta mężczyzn skierowała swój wzrok ku swojemu towarzyszowi. W dłoni obcego ninja, a właściwie wokół wyprostowanych palców powietrze zawirowało, wykonał ruch, jakby ciął nimi coś, wprost w mężczyznę stojącego przed nim. Trysnęła krew, gdy powietrzny dysk przeciął go niemal na pół, stojące tuż obok zwierze nie miało szczęścia i dysk przeorał również je. Rozległ się przeraźliwy kwik. Reszta wielbłądów wpadła w panikę, zaczęła się miotać pod bezradnymi jeźdźcami. Jeden, ten, który zrzucił z siebie człowieka ze zranioną szyją, wpadł pomiędzy resztę. W powietrze wzbił się pył, niebezpiecznie było się zbliżyć, groziło to stratowaniem. Cisnąłeś shurikenami w najbliższego człowieka, był w ruchu, a na dodatek nic nie sprzyjało temu rzutowi łącznie z Twoim stanem, jednak jeden z pocisków drasnął jego ramię, kolejny chybił, a następny wbił się za uchem, mężczyzna zachwiał się i padł w siodle, a spłoszony już do końca wierzchowiec uderzył w bok tego stojącego obok. Teraz tylko dwóch siedziało ciągle w siodłach, próbując zapanować nad spłoszonymi zwierzętami. Pierwsze zaskoczenie minęło, obaj dobyli niewidocznych dotąd pałaszy, które skryte były pod obfitymi szatami, pośród niesionych przez wielbłądy pakunków. Jeden z nich pociągnął mocno za uzdę i zwrócił wielbłąda w Twoim kierunku, był tak blisko, że chyba dostrzegł coś świadczącego o Twojej obecności, wzniósł pałasz do góry i wrzasnął, uderzając piętami w boki wierzchowca. Dzieliło Was zaledwie parę metrów. Nieopodal znieruchomiało ciało przewodnika, który wykrwawił się błyskawicznie na pustynny piasek, jego głowa była dziwnie przekrzywiona, chyba dostał na dodatek kopytem spłoszonego wielbłąda. Drugi z jeźdźców ruszył na tamtego ninja.
Cała sytuacja wyglądała jak jedno wielkie zamieszanie. Mój atak się połowicznie udał który wykonałem na przewodniku, wtedy wszystko się zaczęło, nie wiedziałem co robić w tym momencie, były to ułamki sekundy. Wtedy to się zorientowałem że pędzi na mnie jeden z oprychów który miał w ręku pałasza. Wiedziałem że to co zrobię sprawi że stracę prawie wszystkie siły, jednakże musiałem zareagować tylko w taki sposób. Wyciągnąłem trzy shurikeny w błyskawicznym tempie i rzuciłem je w kierunku pędzącego z wielką silą wierzchowca, dokładnie pod jego odnóża, nie musiałem wcale rzucić mocno, ponieważ z taka prędkością jaką na mnie nacierał sam się wbił w ową pułapkę. Wtedy dzięki obliczeniom matematycznym za pomocą mojego sharingana oceniłem miej więcej miejsce w którym upadania na ziemie wielbłąd. W tym czasie ja wbiłem siew powietrze i aktywowałem Sepakku no jutsu, mężczyzna nagle zobaczył całkowicie co innego, wszystko zniknęło, jego osoba była tak mała jak mrówka a ja wielki jak człowiek, wtedy to wziąłem jego moja ręką i zacząłem się z niego śmiać, on był bezsilny w tym czasie. Ja tymczasem w czasie aktywowania zrobiłem tylko jeden ruch a mianowicie wyciągnąłem przed siebie kunai który trzymałem obiema rękoma, dzięki shairnganowi oceniłem miejsce w którym musiałem się znaleźć aby nadziać się dosłownie na znajdującego się na wielbłądzię mężczyznę, a raczej, lecącego do przodu po tym jak owe zwierze runie na ziemie. Wszystko opierało się na mocy mojego sharingana. Po tym czynie w locie spróbuję obrócić owego mężczyznę aby on zniwelował mój upadek. Po tym wyjmie kunai kolejną ręką jeśli owy przeciwnik będzie dalej żył i poderżnę mu gardło. Powinien być oszołomiony ze względu na upadek i ową ranę która mu spowodowałem. Po całej sytuacji wstaję i patrze co się stało z opryszkiem który zakatował osobnika z siódma opaską.
Co było powodem lawiny zdarzeń, które nastąpiły dosłownie chwilę później? Złe rozplanowanie? A może skomplikowana moc Sharingana nie potrafi zastąpić prostoty działań i w pewnym momencie wyimaginowany łańcuch przyczynowo skutkowy miał słabsze ogniwo? Rzut shurikenami pod kopyta wielbłąda miałby większy sens, gdyby to nie były shurikeny, a tak zwane pajączki. Co więcej, nawet wtedy płaskie kopyta wielbłąda mogłyby go uchronić przed obrażeniami. Głównym jednak błędem było myślenie o tym, że wbite w piach shurikeny będą stanowiły dostateczny opór i wbiją się w wielbłądzie nogi. Zresztą nawet jakby się to zdarzyło, fizyka raczej nie pozwoliłaby wielbłądowi wyhamować, czy upaść w ten sposób, w jaki to sobie wymyśliłeś. Nie będąc jeszcze świadomym swojego błędu i nie czekając na efekt swoich poczynań, postanowiłeś uczynić coś, co pewnie nie udałoby się artystom cyrkowym podczas występu, a oni dysponowali na pewno większą zręcznością niż Ty na co dzień, a co dopiero w tym stanie.
I aktywacja techniki przy wyskoku... to było wyzwanie, pewien jednak swoich trafnych decyzji, wykonałeś to. Reszta zdarzeń była prosta do przewidzenia, ostrza wbitych w piasek shurikenów niegroźnie połaskotały kopyta wielbłąda, które wepchnęły je w piasek. Złapałeś wtedy człowieka w swoją technikę i... wielbłądzie cielsko wpadło na Ciebie z całym impetem wybijając powietrze z płuc. Usłyszałeś jeszcze jak za mgłą przeraźliwy kwik zwierzęcia i to, jak Twoje ciało upada w piasek jak szmaciana lalka. Następne uderzenie było porównywalne, jakby zwalił się na Ciebie cały świat, szkoda, że był nim przewracający się wielbłąd, którego spłoszyłeś. Łaskawa ciemność spowiła Twój mały świat, straciłeś przytomność.
Sytuacja widziana z boku była klarowna, wielbłąd wpadł na Ciebie z całym impetem i uderzeniem głowy niemal wbił w podłoże. Co więcej, złapany w klanową technikę człowiek gwałtownie ściągnął wodze spinając wierzchowca, a w połączeniu tego z tym, że samo uderzenie go spłoszyło, przewrócił się przygniatając Cię swoim ciężarem. A było tyle możliwości... a wybrałeś jedną z gorszych.
Chwile, gdy miałeś chwilowe przebłyski świadomości wiązały się z przejmującym bólem, jaskrawym światłem, oraz wielbłądzim smrodem i wszechobecnym piaskiem. Na szczęście chwile świadomości nie były zbyt częste.
Gdy się zbudziłeś świat wokół przybrał wygląd sali typowej dla szpitali. Ciało było unieruchomione, obolałe, pochylała się nad Tobą pielęgniarka.
- Proszę się nie ruszać, ma Pan pogruchotane kości, to potrwa aż Pan stanie na nogi... - przy każdym oddechu ból w żebrach był dojmujący. Bandaż wpijał się w ciało, prawa noga była unieruchomiona, rwała dosyć nieprzyjemnie, ból w prawym łokciu doskwierał przy najmniejszym ruchu, głowa była poobijana, każdemu wypowiedzianemu przez nią słowu towarzyszył Ci w niej ból. Twoje rzeczy, które miałeś przy sobie w trakcie feralnego zdarzenia, a właściwie to zderzenia, leżą obok na krześle. Pielęgniarka odeszła zostawiając Cię samego. Ciężko było cokolwiek powiedzieć, bo nawet szczęka była obolała. Miałeś szczęście, że w ogóle żyjesz. Jak się tu dostałeś możesz się jedynie domyślać.
Misja rangi B nie została zaliczona. Otrzymujesz jednak 20pch i 2pkt statystyk do rozdania w związku z doświadczeniem zdobytym podczas jej trwania.
W ciągu misji straciłeś: 5xkunai, 7xshuriken.
Chakra zregeneruje się w ciągu 48godzin.
Odzyskasz pełną sprawność 20 kwietnia, na chwilę obecną masz - 12 do wszystkich statystyk oprócz szybkości, w niej masz - 20.
Dodatkowa interwencja medyka (pod nadzorem mg) pozwoli skrócić czas rehabilitacji. Obecnie znajdujesz się w szpitalu Suny.
Lina otarła swój policzek.
-Ała- jęknęła i zaczęła otrzepywać z piachu ubrania i przerażoną papugę.
Rozejrzała się dokładnie po jakini. Dziwne dźwięki trochę ją zaniepokoiły. Weszła jescze głębiej jaskini. Olimpia słysząc chrapanie zaskrzeczała:
-Ręce do góry!! Kra!! Spodnie w dół!! Pieniądze na stół!! Ćwir!!
-ŚŚŚŚ!!!!- uciszyła ją Lina.
Na wszelki wypadek zaczęła gromadzić chakrę w dłoniach i stopach gotowa do ataku, ucieczki lub obrony.
Jaskinia nie była duża i po wejściu do niej od razu Go zauważyłaś. Spał sobie jak gdyby nigdy nic. Obok niego leżała torebka. Krzyk papugi od razu zbudził go ze snu. Co jest?! Wykrzyknął zdziwiony, wstając. Spojrzał na Ciebie. Z kieszeni wyjął shuriken i kunai. Kim jesteś i czego tutaj szukasz? Zapytał Cię zdziwiony i zdenerwowany. Nie długo czekał na odpowiedź. Odległość jaka was dzieliła to było około pięć metrów. Sytuacja była napięta. Facet spoglądał na Ciebie groźnym wzrokiem. Był ubrany jak zwykły shinnobi. Był bardzo niezadbany. Brudna od piasku twarz, poszarpane włosy. Na jego nogach zauważyłaś rany cięte. Nie wyglądał na uczciwego człowieka. A bycie nieuczciwym jest czasami trudne, więc jego wygląd nie przyprawiał o zdziwienie. Ciężko było przewidzieć czy walka będzie niezbędna. Skupiony przeciwnik czekał na twoją odpowiedź. Wyglądał na bardzo niecierpliwego. Nie czekał długo. Rzucił się na Ciebie jak wściekły lew z zamiarem zjedzenia zwierzyny, która wpadła na jego terytorium. Zbliżył się kulawym krokiem, bo na niewiele pozwalały mu jego bardzo poszarpane dłonie. Życie, które zapewne wiódł niosło za sobą ogromne ryzyko, którego skutki teraz widzisz. Sylwetkę miał, daj Boże każdemu niesamowicie wysportowaną. Umięśnione ciało było bardzo przystosowane do sytuacji, w której się obecnie znajdował. Zetknięcie się w zwarciu z takim przeciwnikiem może być bardzo trudne. Za sobą usłyszałaś głosy staruszki. Co tam się dzieje?! Powiedziała głośno przerażona. Nie zamierzała się jednak zbliżyć. Atakującemu zajmie kilkanaście sekund zanim zbliży się do Ciebie. Wyglądał na bardzo ambitnego i starał się jak mógł, aby się zbliżyć. Od tego w końcu zależy strata wysokiego zarobku z tego co mówiła staruszka na temat pieniędzy, które ukradł.
Lina natychmiast wyjęła ze swoich kieszeni kilka kunai. Przy okazji przygotowywała już ręce, które miały ochronić ją przez shurikenami i kunaiami przeciwanika dzięki ochraniaczom dłoni. Olimpia przestraszyła się i gdzieś poleciała. Zniknęła po prostu. Lecąc zrobiła oczywiście wielką kupę.
Lina prychnęła pogardliwie na tchórzliwe zwierzę.
-Oddaj torebkę draniu, póki jeszcze masz ząbki...- warknęła Catalina. Bo co się będzie z żulem cackać.
Chakra zaczęła w niej buzować. Miała kilka możliwości... Hm... Ale to narazie zostanie tajemnicą
Powoli ale zdecydowanie odeszła kilka malutkich kroczków od przeciwnika. Namierzyła cel i rzuciła jeden kunai w ścięgno Achillesa wrogiego shinnobi. Od razu rzuciła następny kunai prosto w kępkę małych stalaktytów wiszących nad głową przeciwnika. Kilka z nich ukruszyło się i zaczęło spadać na niego. Lina nie miała pojęcia czy to wystarczy, i miała wielkie wątpliwości co do tego. Wiedziała że koleś od razu rzuci w nią masą kunaiów i shurikenów i nie wiadomo czym jeszcze, więc profilaktycznie skryła się za niezbyt dużą skałę. Chakra znów wezbrała i zaczęła się burzyć.
~Uh, może być niefajnie...~ pomyślała i zaczęła zastanawiać się co będzie jeśli tamten zajdzie ją od tyłu albo cudem uniknie jej mizernych ataków...