grueneberg
Mała wioseczka ukryta wśród bambusowego lasu. Z każdej strony otaczają ją zielone łodygi nadzwyczaj grubych bambusów. Miasteczko nie posiada żadnej ochrony w postaci fosy czy palisady gdyż ich jedyną ochroną jest kamuflaż ... nie dość że skrywa się w głębi to jeszcze surowcem wykorzystanym na budowle jest ten wytrzymały wspaniały bambus.
Ludzie wyglądają tutaj na spokojnych, prowadząc cichy tryb życia, zajmując się wszystkimi swymi obowiązkami z dużą dokładnością. Mężczyźni robią w oddali drewno na opał oraz by naprawić usterki w domach, udają się na łowy, przygotowują bronie oraz obciągają ze skóry zwierzynę, zaś kobiety tkają kosze i maty, przygotowują jedzenie na podstawie upolowanego mięsa i korzonków bambusów, pieką chleb z ziaren bambusów. Dzieci potrafią się tutaj bawić bez żadnych specjalnych placów, dzięki czemu tworzy się u nich inwencja twórcza a zarazem łatwo nawiązują kontakty i bliższe więzy. Wszyscy są tutaj dla siebie rodziną mimo że te osiem rodzin nie mają wspólnych bliższych związków.
Zmiany wprowadzone przez Jeng dnia 1 grudnia 2009 roku
Dodane po 14 minutach:
Staruszek przyprowadza ze sobą shinnobi z Sound Organization.Zaprowadzę cię teraz do naszego przywódcy,tylko się zachowuj,dobrze? - spytał.
Dobrze-mówię i idę za staruszkiem
Starzec wchodzi do dość ładnego jak na tą wioskę budynku.Witam,przyprowadziłem panu kogoś kto może nam pomóc - powiedział staruszek do przywódcy wioski.
Patrze się najpierw na staruszka a potem na przywódcę i drapie w tył głowy
Witam ciĂŞ gorÂąco - powiedziaÂł przywódca wioski do ninjy.Czy mój przyjaciel opowiedziaÂł ci cel twojej misji? - spytaÂł z powaÂżnÂą minÂą.
nie jedynie wiem Âże ludzie znikajÂą w waszej wiosce-odpowiadam
To dobrze wiesz,widzisz wiemy gdzie siĂŞ oni znajdujÂą ale nie mamy doœÌ odwagi by tam iœÌ,tak wiĂŞc proszĂŞ ciĂŞ bardzo idÂź i uwolnij naszych ludzi - powiedziaÂł przywódca wioski klĂŞczÂąc dotykajÂąc nosem do podÂłogi.
dobrze gdzie mam siĂŞ udaĂŚ-odpowiadam
Mój przyjaciel zaprowadzi ciĂŞ tam gdzie ich przetrzymujÂą,ale dalej musisz sobie juÂż radziĂŚ sam - powiedziaÂł i do pokoju wszedÂł znów ten staruszek.Mam go zaprowadziĂŚ tam? - staruszek spytaÂł siĂŞ przywódcy wioski.Tak - odpowiedziaÂł do staruszka.Dobrze - odpowiedziaÂł staruszek,chodÂź za mnÂą - powiedziaÂł do Majka i wyszedÂł z budynku.
Id za staruszkiem i wychodzĂŞ z budynku
Dobrze,chodÂź za mnÂą - staruszek powiedziaÂł do shinnobi z SO i wszedÂł do lasu.
IdĂŞ dalej za staruszkiem i wychodzĂŞ z lasu <NMM>
Staruszek przychodzi do wioski,od razu wchodzi z grupÂą porwanych ludzi do budynku w którym jest przywódca...NiemoÂżliwe! - krzykn¹³ przywódca wioski,przyprowadziÂłeÂś ich?! - pyta Yuga Ryu z niedowierzaniem.IdÂźcie siĂŞ wykÂąpaĂŚ i odpocz¹Ì - powiedziaÂł do ludzi,ty mój przyjacielu i Yuga Ryu zostaĂącie na chwilĂŞ.
misja wykonana o co chodziuÂśmiecham siĂŞ
Dobrze siê spisa³eœ oto twoje wynagrodzenie - 300Y/50 Pch/+7 do rozdysponowania na si³ê,zrêcznoœÌ,celnoœÌ i szybkoœÌ.Mo¿esz ju¿ wracaÌ do swojej wioski,jesteœmy ci bardzo wdziêczni - powiedzia³.
dziĂŞkiobracam siĂŞ i wychodzĂŞ <NMM>
Siedziałem sobie na ławeczce w jednej ukrytej wiosce, bardzo spokojne... w końcu moglem trochę odpocząć i o wszystkim zapomnieć czego chcieć więcej? popijałem sobie sake i jadłem słodkie kulki na patyczku. Na około mnie biegały co jakiś czas dzieciaki, świeciło słoneczko.
Twoja obecność w ukrytej wiosce przez jakiś czas wzbudzała zaciekawienie miejscowych, w końcu nie zdarza się codziennie, by ktoś z zewnątrz ją odwiedzał. Tego dnia miało być jednak inaczej, bo przypadek, bądź raczej wszechwładny los sprawił, że kolejnego wędrowca przyniosły tu stopy. Ten jednak tylko przeszedł skrajem wioseczki i wszedł do jednego ze stojących na uboczu domów. Otwarte dotąd na oścież drzwi zostały po chwili zamknięte. Przybysz nie wyglądał ani trochę podejrzanie, ot łysiejący jegomość o pomarszczonej od starości twarzy, jak na Twój gust nieco zbyt żółty na twarzy, wyglądał na nieco chorego. Nieliczne w tym miejscu dzieci od razu podjęły za zabawę sprawdzenie "któż to się zjawił", gromadząc się przy oknie tamtego domostwa. Nie byłoby to na pewno nic dziwnego, gdyby nie kolejna osoba, która zjawiła się parę chwil potem. Bury kaptur podróżny skrywał oblicze człowieka, który ponad wygodę w upalną pogodę cenił sobie swoją tożsamość i skrywał ją pod ciężkim odzieniem. Nie było widać przy nim broni, a przynajmniej nie miał jej na wierzchu. Przemknął sprężystym krokiem ku tej samej chatce i nie bawiąc się w pukanie, po prostu wszedł do środka. Z okna wychyliła się niemłoda już kobieta i przepędzając dzieciaki zamknęła je. Ktoś tu ma jakieś tajemnice, albo nie lubi dzieci...
Patrzyłem na wszystkich tutejszych ludzi i ludzi którzy przychodzili do wioski. Trochę mnie zdziwiło ten człowiek... w kapturze... i ze po prostu wszedł do domu bez pukania, a potem ta kobieta która zamknęła okno. Bardzo mnie ciekawiło to co oni ukrywają. Powoli wstałem i podszedłem do okna, stałem plecami do ściany tuz obok próbując podsłuchać chociaz odrobinę. Bylem ciągle w gotowości, bylem ostrożny.
Przegonione dzieciaki podeszły natomiast do kolejnego okna, które również zostało zamknięte, ktoś tu wolał prywatność od przyjemnego przeciągu. Nie zniechęcone tym jednak przykleiły uszy do drzwi na całej, dopuszczalnej dla ich wzrostu i rozmiarów powierzchni. Ty natomiast postanowiłeś zyskać parę informacji. Okna nie były zbyt szczelne i nawet pomimo zamknięcia dobiegały do Ciebie słowa wypowiedziane przez ludzi będących w środku.
- Pozamykane... wybacz mistrzu, ale dzieci są bardzo ciekawskie - odezwała się kobieta, słychać było podsuwanie krzeseł.
- Nie szkodzi, dzieci to dzieci - męski głos, musiał należeć do starca - Stała się rzecz straszna. Wiem, że nie jesteśmy w komplecie, brakuje nas w tym miejscu, jednak trzeba zacząć działać. Szkatuła poznania zniknęła, a jej strażnik został zabity. Gdybym... gdybym był młodszy, miał więcej sił... - głos przerodził się w lekki szloch.
- Mistrzu, to nie Twoja wina - kolejny mężczyzna, głos wydawał się o wiele młodszy od poprzednika - Wspólnymi siłami odnajdziemy złodziei i ukażemy ich za ten haniebny czyn - rzekł zdecydowanie.
- Nie pozostało po nich ani śladu, wiesz co to oznacza? - zapytał starzec, odpowiedziała mu cisza. Po chwili kontynuował - Zbierzemy resztę i... podejmiemy się tego. To jest nasz obowiązek... - rzekł takim tonem, jakby był to przejaw ostatecznego poświęcenia. Mogłeś tylko się domyślać wagi tak niezwykłego spotkania.
- Ja mogę pomoc! Krzyknąłem za oknem. Otworzyłem okno z powrotem wskakując na parapet kucając, moja dłoń ostawiłem tak jak bym powiedzieć "Tak Jest!" - Witam witam! popatrzyłem na wszystkich zebranych w środku. - Nie moglem się powstrzymać i trochę was podsłuchałem, usłyszałem ze wam coś skradziono i chcecie do mieć z powrotem. Skończyłem mówić by popatrzyć jeszcze raz na ich, czy nie są źli. - Jestem Ninja z wioski Kumo, i z przyjemnością mogę wam pomoc za dobra zaplata. Usmiechnalem sie. - Jestem w tej chwili wolny, wiec jak?
Ich miny wyrażały zupełne zaskoczenie, w końcu ktoś wtargnął na zapewne tajne zebranie, o którym powinni wiedzieć jedynie nieliczni, a na pewno nie przypadkowe osoby, które zabłądziły z uchem pod samo okno.
Pomieszczenie było raczej proste, parę malowanych widoczków przedstawiało kwieciste łąki, wodospady, oraz lasy. W kącie stała sztaluga, oraz parę czystych płócien. Oprócz tego łóżko, parę krzeseł i innych sprzętów, jednak nie było wiele czasu, by je podziwiać.
Człowiek około trzydziestki, o zmierzwionych, kruczoczarnych włosach, z paskudną blizną niekształcącą policzek wyrwał się do przodu. Miał odrzucony na plecy kaptur, to był na pewno ten ostatni, który tu dołączył. Został zatrzymany przez staruszka, jego sękata dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku. Kobieta patrzyła jedynie to na Ciebie, to na starszego mężczyznę.
- Dlaczego mielibyśmy poświęcić zaufanie komuś obcemu? - zapytał starzec wbijając w Ciebie spojrzenie stalowoszarych oczu - Komuś, kto nadstawia ucha, zjawia się znikąd... i to na dodatek z Kumo, jeśli można ufać w jego słowa - mówił spokojnie i jego twarz nie wyrażała złości, czego nie można powiedzieć o młodszym mężczyźnie stojącym obok niego.
- Potrzebuje kasy a skoro szukacie pomocy... to mogę pomoc, jeżeli nie chcecie pomocy to trudno, tez to mnie mało obchodzi... czy wy chacie mojej reki czy tez nie. Po czym zwróciłem wzrok na chłopaka który chwycił za swoja bron. - Odradzał bym ci, ponieważ stracisz rękę jeżeli byś miał zamiar jej użyć. Bylem bardzo poważny i bylem gotowy się bronic, walczyć i zabijać. - Wiec jak? pomoc czy mogę już sobie iść? Zapytałem się ostatecznie patrząc w stronę kobiety.
Mężczyzna był wyjątkowo bojowo nastawiony, bo zamierzał na zniewagę odpowiedzieć siłą, lecz starzec jedynie ujął jego nadgarstek między kciuk, a palec wskazujący i... mężczyzna w jednej chwili się spocił i stracił jakąkolwiek chęć do stawiania oporu. Skinął tylko, pewnie na znak, że nie zamierza wdawać się w żadne utarczki.
- Pieniądze... one są ważne - pokiwał powoli głową i zmrużył oczy - Dobrze, usiądźmy... - puścił nadgarstek tamtego człowieka, co ten wykorzystał od razu, by go rozmasować. Kobieta ustawiła bez słowa krzesła wokół stołu i wskazała byście usiedli. Sama podeszła do sztalugi i rozstawiła ją, umieściła na niej czyste płótno, otworzyła niewielką skrzyneczkę z przyrządami do malowania, pozostawiła je przy sztaludze i usiadła przy stole. Obok niej usiadł porywczy mężczyzna, oraz starzec. Ten ostatni wskazał Ci krzesło naprzeciwko siebie.
- Chcę poznać Twe imię - zaczął - Muszę wiedzieć, komu mam powierzyć życie wielu istnień połączonych przeznaczeniem we wspólny los. I najważniejsze, czy jesteś gotów narazić własne życie...
Zeskoczyłem z parapetu i podszedłem do stolika siadając na krześle. - Mówcie mi Tane. Powiedziałem swoje imię w skrócie ponieważ nie było im potrzebne znać cale moje imię. Nie potrzebowałem w przyszłości problemów typu "ja go znam". - Czy wiecie kto prawdo podobnie skardl ten wasz przedmiot? i gdzie prawdo podobnie można on być schowany? Zadałem od razu parę pytań by moc co kol wiek się dowiedzieć.
- Nie, złodzieje nie pozostawili żadnych śladów. Przechowywany przez długie lata artefakt po prostu zniknął, a jego strażnik... - tutaj starzec zamilkł - Znaleziono go martwego, bez żadnych ran, ani śladów wskazujących na zabójce. Nasze próby zawiodły... jest jednak sposób, by odnaleźć przedmiot, a nie złodziei - nabrał powietrza - Minęły lata, odkąd urządzenie wykrywające zostało użyte ostatni raz. Zostało rozdzielone na parę części, by nie wpadło w nieodpowiednie ręce. Części zostały ukryte w trudno dostępnych miejscach, by jedynie najlepsi i najbystrzejsi mogli je zdobyć. Tylko w tym pozostało nam pokładać nadzieję. Posiadam jedną z części, pozostały jeszcze trzy. Twoim zadaniem jest zatem zdobycie ich i namierzenie za pomocą mocy tego przedmiotu, naszego skradzionego artefaktu. Zatem? - spojrzał na Ciebie - Czy nadal chcesz nam pomóc?
- Rozumiem, a co to za przedmiot? jak on wygląda i co on takiego potrafi? skoro to jest artefakt? Próbowałem wyciągnąć jak naj więcej żeby było mi łatwiej. Po długim słuchaniu i długiej rozmowie, musiałem się jeszcze raz zastanowić czy mam im w tym wszystkim pomoc. Wyglądało na to ze będzie to długa misja lecz już postanowiłem. - Pomogę wam.
Spojrzeli po sobie, starzec skinął głową do kobiety, ta wstała i podeszła do płótna, zaczęła mieszać farbę na palecie. Tymczasem staruszek mówił dalej.
- Szkatuła poznania jest przedmiotem, który oferuje posiadaczowi wiedzę, której nie powinien poznać żaden żywy. I niech nie mami Cię bezgraniczna wiedza, bo okupiona jest ona śmiercią i cierpieniem. Użyta w sposób niewłaściwy może spowodować wiele złego, artefaktu nie można zniszczyć, więc trwaliśmy na posterunku, strzegąc jego tajemnic - pokiwał lekko głową i wyjął z kieszeni niewielki zwój i rozwinął go, na Twoich oczach uwolnił przedmiot w nim zaklęty, było to coś kształtem przypominającego różdżkę rozchodzącą się z rękojeści w trzy zakończenia. Na każdym było miejsce na klejnot. Całość miała rozmiary średniej wielkości, stołowego świecznika.
- Weź to ze sobą, pozwoli Ci odnaleźć resztę przedmiotów - podsunął Ci żelazny twór. Tymczasem kobieta zaczęła malować, robiła to bardzo sprawnie i bardzo szybko powstał lodowy krajobraz przypominający pełną ogromnych sopli jaskinie. Wyglądała zadziwiająco realistycznie, w pewnym momencie jeden z sopli odłamał się i spadł, rozpryskując się na lodowej podłodze, to nie wyglądało jak zwyczajny obraz, a właściwie jak okno do innego miejsca.
- Lodowy sarkofag, tam znajduje się pierwszy z klejnotów. Możemy przenieść Cię tam za pomocą techniki. Jak już będziesz gotowy, zrobimy to.
- Rozumie ... powiedziałem po tym jak powiedzieli to i owo o przedmiocie. Gdy rozwinęli zwój, domyśliłem się ze pewnie tam zapieczętowali oni ten przedmiot do którego potrzeba jeszcze parę części. Wziąłem go do rak przyglądając się, schowałem go do kieszeni.
- Dobrze... jestem gotowy... Powiedziałem poprawiając swój zwój na plecach.
//Bylo by możliwe zdobycie w nagrodę "krysztalowa kule" która jest stworzona z tego samego kryształu co moja Katana "Kouseki Katana", kula ta jest otwarta na jutsu żywiołu "Hikaru". Nazwał bym ja "Kouseki Tazana". To chyba nic wielkiego?//
Starzec kiwnął głową raz jeszcze, a kobieta wykonała serie pieczęci, była ona szczególnie długa, wykonywała je w skupieniu. Po chwili, gdy skończyła dotknęła dłonią pomalowanego płótna, a jego powierzchnia zafalowała jakby była taflą wody. Poczułeś jakby nagle ktoś naciągnął zbyt mocno powłokę świata, wszystko zadrżało i zatrzeszczało, a może po prostu Ci się tak wydawało. Obraz wokół Ciebie drżał i zaczynały przecinać go pajęczyny pęknięć, wyglądało to jak pękające lustro. Kawałki zaczęły odpadać, odsłaniając błękitne, lodowe ściany, poczułeś jak igiełki arktycznego chłodu wbijają się w Twoje ciało, świat zmienił się w jednej chwili, a towarzyszący Ci ludzie zniknęli. Znajdowałeś się w znajomym miejscu, był to przecież ten sam obraz, który widziałeś wymalowany dłonią kobiety, niedaleko miejsca, w którym się pojawiłeś leżał pokruszony sopel. Lodowa komora, w której się znajdowałeś była ogromna i wydawała się ciągnąć bez końca w obu kierunkach. Lodowe nawisy zwisające z sufitu mieszczącego się dziesięć metrów nad Twoją głową wyglądały niezwykle groźnie. Tajemniczy blask padający z sufitu dawał niewiele światła, tyle tylko, by nie potykać się o własne nogi.
Dla naszej wspólnej wygody pozostaniemy w tym temacie.
//Nie ma uregulowanej sprawy związanej z nagrodami rzeczowymi. Tym bardziej, że jest to rzecz niestandardowa, a ja nie zajmuje się jej wyceną, muszę odmówić, by nie naruszyć przypadkiem zasad wynagrodzeń.
*Czyli jestem w jakimś pomieszczeniu? strasznie trudny post ;p*
Stalem i się patrzyłem w około by dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Zdecydowałem za wiele jeszcze nie robić puki czegoś się więcej nie dowiem. Zacząłem się rozglądać w około, za czymś za czym powinienem pójść, za czymś co na prawdę wpada mi w oczy co jest bardzo ciekawe. Nie bylem speszony, ale bardzo ciekawy ponieważ pierwszy raz wodze coś takiego na oczy.
Jeśli można było do czegoś porównać ogromną, lodową komorę, w której się znalazłeś, najlepiej sprawiłaby się w tym pokaźna hala, kompletnie pusta. Sam sposób w jaki musiała powstać był co najmniej tak tajemniczy, co okoliczności towarzyszące Twojemu pojawieniu się tutaj. To wyglądało, jakbyś został przeniesiony w głąb obrazu, a może po prostu obraz był składnikiem niezbędnym do przeniesienia Cię w odległe miejsce, czymś w rodzaju okna.
Jedyną wskazówką było urządzenie, które otrzymałeś, wibrowało ono delikatnie. Możliwe, że był to rodzaj nadajnika, który swoim zachowaniem wskazuje, gdzie też zostały ukryte jego pozostałe elementy.
//Tanuki dala pozwolenie na ten przedmiot ale tylko jeżeli to będzie Misja Rangi A, wiec jak? spróbujemy z ranga A?
Dowód:
------------------------------------------------------------
Tanekaze zaczął się rozglądać za jakim kol wiek wyjściem, za jakimiś drzwiami. Lecz jeżeli nie będzie żadnych drzwi to szukam okna, a gdy w końcu jakieś będzie okno przez które będzie widniało słonce. Robie automatycznie "Kawarimi" i przenoszę se na zewnątrz. Lecz gdy Tanekaze będzie w pudelku bez wyjścia, wyjmuje swoja kryształowa katanę i próbuję przeciąć ścianę na wylot na cztery razy formując "kwadratowe wyjście" żeby udało się przeciąć używam specjalnego jutsu przez które ostrze katany jest o wiele silniejsze.
Furea Kawarami no jutsu
Opis: do techniki nie potrzeba pieczęci, działa jak zwykłe kawarami tylko że po ataku wymierzonym w naszą stronę zostaje tylko oślepiający błysk który oślepia tylko i wyłącznie oponenta (lecz tylko w wypadku tajjutsu), sami zaś pojawiamy się w miejscu gdzie padają promienie słoneczne, lub świeci światło.
Uwagi: Jutsu można wykonać tylko na zewnątrz i tylko kiedy możemy zobaczyć słońce.
Koszt: 150 PCh [130 PCh]
Ranga D
Kesshou
Podstawowa technika którą powinien umieć każdy klanowicz, najpierw kumulujemy światło na ostrzu broni (kunai/katany/kastetu itp) po czym zamieniamy ostrze broni w świetliste ostrze. Jutsu początkowe niezbędne do poniższych.
Koszt: 0 Pch
Ranga: E
Rozglądając się po lodowej grocie mogłeś odczuć, że urządzenie na przemian wibruje i traci na mocy wraz z Twoim ruchem. Nie trzeba było być geniuszem, by odkryć prawidłowość zawierającą się w tych efektach. Kierując się w określonym kierunku wibracje wzmagały się, co mogło być wskazówką, w którą stronę się udać.
Wewnętrzny, lodowy blask był mocno rozproszony, a w lodowej powłoce próżno było szukać choćby najmniejszych przejawów ludzkiej ingerencji takiej jak drzwi, czy okna. Ponadto lód wyglądał na niezwykle gruby, co można było ocenić na podstawie jego przezroczystości, która pozwalała dostrzec nawet odległe skazy i stwierdzić, że wyrąbanie sobie w nim przejścia bez odpowiednich narzędzi, to próżny trud.
W momencie wzmożonej aktywności urządzenia, z końca lodowej komory niknącego w ciemnościach, dostrzegłeś połyskiwanie, jakby coś odbijało światło, którego tu jednak nie było.
Z początku mogłeś pomyśleć, że to jedynie rozproszony cień, jednak po chwili powtórzył się w innym miejscu. Pod, a właściwie w lodzie przesuwały się cieniste kształty przypominające swoją postacią gnane przez wiatr postrzępione płaszcze. Z każdą chwilą ich liczba rosła, było ich coraz więcej zarówno w podłożu, jak i w oddalonych od Ciebie ścianach, czy suficie. Warunki były mocno niesprzyjające, jedynym wskaźnikiem było urządzenie, oraz dziwne połyskiwanie. Argumentami przeciw pozostaniu w miejscu były lodowe cienie, oraz doskwierające zimno, które wciskało się w każdy zakamarek ciała, a stanie w miejscu nie pomagało utrzymać dobrej ruchliwości.
W reku trzymałem dalej swoja katanę, bylem ostrożny próbowałem się nie spieszyć i spokojnie iść w głąb tunelu. Dziwiły mnie te cienie które ruszały się pod lodem. Moglem tylko zastanawiać się "co to jest" do głowy wpadło mi parę rzeczy jak "Woda, magiczne istoty albo po prostu 'mój cień". Nie zastanawiając się dalej, szedłem dalej przed siebie... najgorsze było to ze niestety nie będę mógł użyć "Kawarimi" ponieważ nie było słońca na widoku.
Będąc w ruchu, mniej odczuwałeś zimno. Szedłeś przed siebie, pod stopami miałeś śliski lód promieniujący tym samym blaskiem. Jednak pod wpływem cieni zdających się przesuwać pod samą powierzchnią lodu, światła było coraz mniej. Pokonując kolejne metry mogłeś spostrzec, że właściwie jedynym dźwiękiem w tym miejscu, były te, które sam powodowałeś. Lód nie pękał, lodowe płyty nie przesuwały się, wszędzie były gładkie ściany nie licząc sufitu, gdzie pełno było sopli przyjmujących wygląd stalaktytów odpowiednich jaskiniom. Blask dochodzący z głębi korytarza był coraz wyraźniejszy, aż w końcu dostrzegłeś dziwny, lodowy twór. Wyglądało to jak gigantyczny, lodowy naciek łączący sufit z podłożem. W centralnym jego punkcie, na wysokości mniej więcej pięciu metrów, gdzie naciek był najcieńszy, tkwił klejnot, z którego dobywał się blask tak różny od tego, który dobiegał z lodu Cię otaczającego. Urządzenie z każdą chwilą wibrowało coraz bardziej i bardziej, był to znak, że zbliżasz się do celu. Wokół tworu z zamarzniętej wody wiły się błyszczące schody prowadzące aż do samego klejnotu. Z każdym Twoim krokiem wędrowały też tajemnicze cienie. Gdy byłeś już bardzo blisko schodów, dostrzegłeś że nawis w środku jest pusty, a otwory wylotowe z podłoża i sufitu blokuje właśnie klejnot. Trzeba było podjąć decyzje, jesteś u podnóża schodów. Tunel ciągnie się dalej, cieni jest coraz więcej, zaczynają powoli wypełniać to, co trzyma poszukiwany przez Ciebie klejnot, ten jednak zachowuje swoją błękitną barwę i blask.
Szedłem dalej przez tunel, nic praktycznie się nie zmienili aż w końcu zauważyłem co dziwnego... coś interesującego... przedmiot który dostałem zaczął strasznie wariować. Domyslilem się wiec ze to właśnie jest to... to czego prawdo podobnie szukam. Niczego innego tutaj nie było co by mogło przypominać "coś specjalnego". Zacząłem powoli podchodzić do schodów, wchodząc powoli na sama gore. Gdy tylko dotarłem do błyszczącego przedmiotu nie chwyciłem go od razu, zacząłem go powoli dotykać i patrzyłem jak najłatwiej będzie go zabrać. Prawdo podobnie uwolnię przez to jakąś pułapkę, ale nie mam chyba innego wyboru... ale zdecydowałem coś spróbować. Chwyciłem za kunaia a druga ręką miała za zadnie zabrać szybko klejnot. Zrobiłem to... spróbowałem wyrwać klejnot i bardzo szybko wcisnąć na jego miejsce właśnie kunaia tak żeby żadna pułapka się nie uwolniła.
Mając przed swoją twarzą klejnot, mogłeś mu się bliżej przyjrzeć, nie należał do największych, ale pasował wielkością do jednego z zakończeń urządzenia, które miałeś przy sobie. Kunai, a właściwie jego zaokrąglony koniec mniej więcej powinien pasować, chociaż klejnot wydawał się ciut szerszy. Z bliska mogłeś potwierdzić swoje obserwacje, że lód w środku był pusty, tworzył coś w rodzaju dwóch lejów niemal stykających się ze sobą, gdzie łącznikiem, a zarazem zatyczką był klejnot. Owe rury wypełniały się w tej chwili tymi samymi cieniami, które towarzyszyły Ci przez całą podróż tutaj. Śliska platforma pod Twoimi stopami nie dawała pewności, dzierżyłeś kunai w zmarzniętej dłoni, a drugą wyciągnąłeś, by chwycić klejnot. Miałeś jeszcze drobną chwilę, by wprowadzić jakiekolwiek zmiany w swoim planie, bądź po prostu go wykonać. Miałeś teraz solidny wgląd we wszelkie szczegóły otoczenia. Sufit ponad Tobą, podłoże poniżej Ciebie, obie powierzchnie oddalone o pięć metrów. Na dodatek diabelnie śliskie i nieostrożny krok może mieć przykre konsekwencje. Im dłużej będziesz stał w bezruchu, tym ruch będzie bardziej utrudniony. Masz nie do końca pasujący kunai, ale lepsze to niż nic, kamień jest w zasięgu ręki. Zatem?
Nie miałem wyboru, po to tutaj przyszedłem... chwyciłem za kamień po czym pociągnąłem go do siebie szybko chowając go do kieszeni. Dosłownie kiedy to zrobilem szybko, zeskoczyłem ze schodowi na sam dol, koncentrując przy tym chakre w stopach przez co jechałem na lodzie jak na łyżwach, biegłem w stronę pomieszczenie w którym się znalazłem już na samym początku. Zapewne uwolnię jakąś pułapkę, gdy poleci w moja stronę jakiś pocisk... rzucam zwyczajnie moim kunaiem który posiadam w reku tak żeby ten pocisk odbić. Lecz gdy będzie niestety więcej pocisków, chwytam za katanę i odbijamy ostrzem katany machając wszystkie pociski typu [senbon,shuriken,kunai] bylem doświadczonym ninja z dużo szybkością z czym nie powinienem mieć problemów. Jeżeli niestety atak będzie taki ze nie obronie eis swoja katana, wskakuje szybko na ścianie i się do jej przyklejam tak żeby nie być na celu.
Pociągnąłeś za klejnot, towarzyszył temu trzask pękającego lodu, cienie w lodzie zawirowały jakby tylko na to czekały. Przez otwory z lodowych lejów z dużą szybkością zaczęło wydostawać się coś na kształt czarnego dymu. Ty jednak ani myślałeś czekać na więcej efektów swoich działań. Klejnot powędrował szybko do kieszeni, a Ty zeskoczyłeś z podestu. Jednak trzeba było najpierw skupić się na lądowaniu, a następnie przejść do pośpiesznego opuszczenia tego miejsca. Przy kontakcie z lodem nogi zwyczajnie odjechały spod Ciebie, a Ty z całym impetem towarzyszącym zeskokowi z wysokości około pierwszego piętra. Zamroczony to za mało powiedziane, ale chłód skutecznie otrzeźwiał. Upadek skutecznie wybił z płuc powietrze, złapałeś zatem szybki, a przy tym głęboki wdech i podniosłeś się z trudem. Plecy bolały tylko trochę, za to miejsce, gdzie traciły swoją szlachetną nazwę było już gorzej. Tyle szczęścia, że nie uderzyłeś głową o lód, bo wtedy nie byłoby co zbierać. Tymczasem chmura podejrzanego dymu zaczęła się rozprzestrzeniać, dążąc uparcie w Twoim kierunku. Poruszała się na tyle szybko, że człowiek biegnący po lodzie miałby minimalne szanse przed ucieczką. Jednak Ty nie zamierzałeś sobie spokojnie biec, gdy za Twoimi plecami tworzy się coś, co pewnie chce Cię zabić. Zatem szybka koncentracja chakry w stopach, by zmniejszyć tarcie pomiędzy nimi, a lodem i w drogę. Zagryzienie zębów ze względu na dosyć obolałe pośladki było wskazane, jednak nie było to nic takiego, co powinno zniechęcić ninja przed ratowaniem własnego życia. Jazda na chakropodobnych łyżwach byłaby pewnie relaksująca, gdyby od tego nie zależało Twoje życie. Po kilku ruchach kątem oka mogłeś ocenić, że chmura dymu wypełnia całą komorę za Twoimi plecami i jej kłęby przewalają się jakby gnane nieodczuwalnymi podmuchami wiatru, wyciągają się również pewnego rodzaju macki tworzone przez opar. Dzięki pomysłowi z użyciem chakry i przy zaangażowaniu wszystkich sił, udało Ci się utrzymać odstęp około siedmiu, może ośmiu metrów. Pośpiech pozwolił również błyskawicznie przebyć drogę dzielącą Cię od miejsca, z którego przybyłeś. Nagle rozbłysk i uczucie mocnego szarpnięcia, jakbyś został gwałtownie zatrzymany w miejscu, a przecież byłeś mocno rozpędzony. Poczułeś, że ktoś Cię trzyma za ramiona. Przed oczami latały różnokolorowe płatki, pewnie efekt rozbłysku.
- Dobra robota, w samą porę udało nam się Cię ściągnąć z powrotem - usłyszałeś głos starca, znowu znajdowałeś się w tej samej chatce co poprzednio. Stałeś odwrócony twarzą do obrazu, który gwałtownie wypełniał się czernią, jakby ktoś wylewał nań atrament. Stojąca obok płótna kobieta wykonała pieczęć, rozpraszając efekt wykonanej wcześniej techniki. Wyglądała na lekko zmęczoną, oddychała ciężko. Mężczyzny, który reagował na Twoje przybycie dosyć gwałtownie, nie było w pomieszczeniu. Ciepło panujące w pomieszczeniu przyjemnie ogrzewało Twoje zmarznięte ciało, odezwał się lekki ból, ale nie powinien sprawić on zbyt wiele problemów i pewnie za jakiś czas przejdzie.
- Wszystko w porządku? - zapytała kobieta - Chcesz odpocząć, czy przechodzimy dalej?
Siadłem na krzesło opierając się. - ufffffff... co to było... Zadałem sobie pytanie, faktycznie ten czarny dym był nieco inny od dymu którego wiedziałem, ten dym był można powiedzieć był strasznie inteligenty... próbował mnie dogonić i zabić ale na szczęście styl łyżwiarza był nie zawodny. - Tak ... dajcie mi chwile muszę odpocząć... Zacząłem głęboko oddychać, schowałem rękę do kieszeni i wyjąłem kamień który zdobyłem. - Tego szukamy? mam to tutaj zostawić? czy nosić wszystkie zebrane przedmioty ze sobą? Podrapałem się lekko po głowie, powoli wstając z krzesła. Zacząłem się wyciągać. - Jestem gotowy na następną wyprawę!
- Cieszy mnie to - rzekł starzec - Ten dym, jak to nazwałeś, to strażnik tego miejsca. Lodowy Duch, człowiek, który otworzył Szkatułę Poznania, by posiąść jej wiedzę. Za swój występek został zamknięty w lodowym sarkofagu, gdzie przybrał te kształty. Wszelkie człowieczeństwo go opuściło, została jedynie chęć odebrania ciepła każdej żywej istocie. Widocznie sam Pieczętujący postanowił umieścić go tam jako przeszkodę w zdobyciu klejnotu - powiedział, po czym usiadł na krześle - Jak już znajdziesz się w kolejnym miejscu, przyłóż klejnot do zakończenia urządzenia, chakra zwiąże je ze sobą, połączy. Wtedy może będzie Ci łatwiej odnaleźć kolejny kamień - skinął kobiecie, która zmieniła płótno na czyste i rozpoczęła malować. Pojawiały się żywe zielenie, oraz ciepłe brązy, tymczasem mężczyzna mówił dalej.
- Klejnot paproci znajduje się w dżungli pustki, jest to opuszczony świat stworzony przez nieznanego nam człowieka, wykorzystany przez Pieczętującego jako ukrycie dla kamienia. Jednak uważaj, jest tam wiele niebezpiecznych stworzeń - przestrzegł Cię. W tej samej chwili obraz został skończony. Gęstwiny, poskręcane liany, słońce z trudem przeciskające się przez zwartą, zieloną kurtynę. Wiatr porusza liśćmi, liany chyboczą się, przeleciał różnokolorowy ptak, kolory tęczy skrzyły się na jego piórkach. Kobieta powtórzyła czynności jakie wykonała poprzednim razem. Ponownie świat zaczął rozpadać się w kawałki, jakby był jedynie rysunkiem na szkle. Poczułeś w płucach zawiesiste, przepełnione wilgocią i gorącem powietrze. Zapach zieleni wdzierał się w nozdrza, do uszu dobiegał świergot ptaków i odległe nawoływania zwierząt, przypominały one małpie odgłosy. Stałeś pomiędzy drzewami, pod stopami wiły się korzenie drzew, resztki gnijących liści, po pniach przemykały mrówki dzierżące niczym siłacze liście większe od nich samych. Pomiędzy rozłożystymi liśćmi poruszanymi wiatrem przeciskał się co jakiś czas zagubiony promień słońca, grzejąc twarz. Minie jeszcze chwila, aż dojdziesz do siebie, zmiana klimatu z mroźnego na tak gorący i wilgotny sprawiła, że jesteś nieco otumaniony, potrzeba paru chwil, byś przywykł do tej zmiany.
*Loop - Loop* Moje obydwie nogi stanęły na korzeniach drzew. - I proszę... jesteśmy... Oparłem jedna dłoń o drzewo by chwile odpocząć, dziwnie się poczułem ... nic dziwnego zimno a potem ciepło, potrzebowałem chwile czasu. Az w końcu już zacząłem powoli wracać do siebie. Pierwsze co zrobilem do się porozglądałem w około by zeskanować cały teren. Pierwsze słowa która mi wpadły do głowy to było ... "Niebezpieczeństwo", nie dziwiłem się czemu tamci ludzie mówili ze jest tu niebezpiecznie. Wyjąłem swoja katanę, po czym przyłożyłem ja przed siebie "pionowo". - Sora No Zakura... Padły moje pierwsze słowa. Moja katana się rozpłynęła w tysiace małych pyłek. Pyl ten latal obok mnie tak żeby mnie chronił przed atakami jak tarcza. Wziąłem maszynę po czym zacząłem iść przed siebie patrząc jak maszyna reaguje.
Po paru chwilach kręcenia się po okolicy, w której się pojawiłeś, zdołałeś rozpoznać reakcje urządzenia. Wskazywało ono pewien kierunek, gdzie teren wydawał się opadać. Słychać było nawoływania ptaków, bardzo podobne do tych jastrzębich, chociaż miejsce takie jak to nie pasowało na dom tego typu zwierząt. Jak na razie kierujesz się wskaźnikami samego urządzenia, bez umieszczenia w nim zdobytego klejnotu. Wibruje ono lekko, gdy poruszasz się w dół porośniętego zbocza. W prześwitach między drzewami dostrzegałeś, że schodzisz do doliny, na której dnie odbijały się promienie słońca, musiało to być jakieś jezioro. Było miejscami dosyć stromo, ale poruszając się ostrożnie unikałeś potknięć. Za jakiś czas tropikalny las stanie się jeszcze gęstszy, a urządzenie nieomylnie prowadzi Cię właśnie przez ten gąszcz.
//zgodnie z ustaleniami pominąłem użycie techniki
Czułem ze coś mnie pali w kieszeni, kamień lekko drygał tak jak by czegoś chciał. Wsadziłem rękę do kieszeni i wyjąłem kamień który zdobyłem w pierwszej podróży do lodowej groty. W urządzeniu zauważyłem miejsce, tak jak by było dla kamienia. Przyłożyłem powoli kamień do dziurki na kamień, gdy to zrobilem kamień lekko zaświecił. Następnie zacząłem się kierować tak jak urządzenie mnie kierowało.
Chociaż wokół było gorąco i parno, kamień był zimny w dotyku, wydawało się nawet, że połyskuje na nim cieniutka warstewka szronu. Klejnot został niemal przyciągnięty, siłą podobną do magnetycznej, przywierając w odpowiednie miejsce na urządzeniu. Trzymając je teraz w dłoni, poczułeś coś, jakby przeczucie, w którym dokładnie kierunku powinieneś się udać. Jakbyś tu już kiedyś był, okolica wydała się jakby bardziej znajoma. Jednak coś wokół się jeszcze zmieniło, bo zapadła niepokojąca cisza, jakby świat wokół zamilkł w oczekiwaniu. Tymczasem w Twojej głowie pojawił się obraz, jakby wspomnienie czegoś na kształt zrujnowanej, kamiennej świątyni. Otoczona była tropikalnym lasem, a wokół srebrzyła się woda, może była to jakaś wyspa. Prawdopodobnie widoczne z daleka jezioro, było odpowiednim miejscem na poszukiwania, jednak z miejsca, gdzie przebywałeś nie widać było najlepiej, gdyż drzewa przesłaniały właściwie cały widok.
Gdy tylko obrazy objawiły mi się w głowie, lekko zakręciło mi się w głowie. Bylo to coś czego jeszcze nigdy nie doznałem, oparłem się lekko na jednym kolanie trzymając się obydwoma dłońmi za głowę. Dalem sobie chwile, wiedziałem ze muszę się spieszyć ponieważ kobieta która wykonywała jutsu potrzebuje dużo chakry. Szybko wstałem po czym zacząłem się kierować za sygnałem które szalało.
Ruszyłeś w kierunku, który wskazywało urządzenie. Pokonywałeś kolejne metry, momentami zsuwając się po luźnych resztkach poszycia. Jedynym odgłosem był ten, który towarzyszył Twoim krokom, wydawało się, że hałas ten niesie się bez końca po tropikalnym lesie, mając jako tło zupełną ciszę. W końcu drzewa ustąpiły miejsca wysokiej trawie, oraz splątanym krzewom. Teraz widziałeś wspinającą się ścianę lasu po drugiej stronie jeziora, a przed Tobą rozpościerała się tafla wody. Falowała nieznacznie, poruszana delikatnymi powiewami wiatru. Zbiornik był naprawdę ogromny, a po jego środku wyrastała kępa zieleni, niewielka wysepka, która wydawała się znajoma. Dzieliło Cię od niej około trzystu metrów w linii prostej. Nadal panowała kompletna cisza, która sprawiała, że czułeś się jak nieproszony gość, obserwowany bez ustanku przez właściciela domu, do którego wkroczyłeś bez pozwolenia. Urządzenie dawało nieomylnie znać, że coraz bardziej zbliżasz się do celu swojej podróży. Lodowy klejnot błyszczał podobnie to tafli jeziora, nadal emanował chłodem.
Stanąłem miedzy krzakami zaglądając powoli czy droga jest wolna i czy nikogo niema. Cos mnie nie pokoilo, wiedziałem ze ktoś tutaj jest i już na mnie czeka. Skoncentrowałem trochę chakry w stopach następnie wszedłem powoli na wodę w krzakach które wystawały z wody. Zacząłem powoli się przemieszczać dalej tak jak urządzenie mnie prowadziło. Spokojnie szedłem po wodzie jak najciszej rozglądając się w około.
Wokół Twoich stóp tworzyły się kręgi na wodzie. Szedłeś ostrożnie pośród trzcin, oraz innych roślin wyrastających z przybrzeżnej płycizny. Było zdecydowanie zbyt spokojnie, musiało za tym kryć się coś groźnego. Wiatr ustał, tafla jeziora się wygładziła, trzciny leniwie falowały wokół Ciebie. Gdy pojawiła się przed Tobą odkryta przestrzeń, dostrzegłeś splecone pod powierzchnią wody wodorosty i inną roślinność. Była ona niepokojąca z prostego względu, wiła się jakby żyła własnym życiem, a jej pędy powoli wysuwały się do Twoich stóp. Nie wychylały się jednak ponad powierzchnie, zdawały się muskać podeszwy Twoich butów. Mogło to mocno niepokoić, po plecach przebiegał dreszcz, chociaż wokół panowało gorąco i zaduch, urządzenie wibrowało w dłoni, ziębiło ją.
Próbowałem nie zwariować, ponieważ zwykły i nie wyszkolony człowiek zacząć się czuć nie swojo. Zdecydowałem przejść na "tryb nie widoczny" użyłem wiec jutsu "Hikaru guarke no jutsu". Bylem nie widoczny dla nikogo, zdecydowałem przyspieszyć trzy krotnie ponieważ czas leciał. Musiałem jak najszybciej załatwić to wszystko. Zacząłem biegnąć po wodzie patrząc w gore w wszystkie boki a nawet pod siebie. Gdy miałbym zostać zaatakowany, reaguje bardzo szybko szybkim skokiem w bok.
Co ciekawe, tylko po użyciu klanowej techniki, rośliny zupełnie się uspokoiły, jakbyś dla nich nigdy nie istniał. Ciężko było określić rzeczywiste niebezpieczeństwo, ale dla pewności lepiej było ich unikać. Były absolutnie wszędzie, może stąd wziął się absolutny brak wszelkich ptaków wodnych, ryb również nie widziałeś. Pomimo tak dużej ilości roślin, woda była krystalicznie czysta, a nie jak to ma miejsce z glonami, które bardzo szybko powodują to, że woda przypomina raczej gęstą zupę.
Ponad Tobą świeciło bystre słońce, jego promienie odbijały się w tafli i sprawiały, że wydawała się jaśnieć wewnętrznym blaskiem. Pokonując odległość dzielącą Cię od wyspy, wokół wydawało się bezpiecznie, chociaż było to niezwykle chwiejne poczucie. W końcu wkroczyłeś między zarośla, splątana roślinna masa tworzyła baldachim ograniczając dostęp światła do minimum, jeśli wkroczysz podeń ukrywająca Cię technika się rozproszy, jednak jak na razie spełniła swoje zadanie znakomicie. Urządzenie tymczasem coraz gwałtowniej reagowało na bliskość kolejnego klejnotu, dzieliło Cię od niego naprawdę niewiele. W powietrzu unosił się bardzo intensywny zapach kwiatów, oraz pyłek osadzający się na wszystkim wokół, był skrzący jak złoty proszek. Nie dostrzegłeś żadnych zwierząt, ani nawet owadów, wokół panowała zupełna cisza.
Dalej spokojnie kierowałem się w stronę miejsca gdzie prawdo podobnie znajduje się to czego szukam. Wiedziałem również ze w końcu nie będę mieć dostępu do słońca ale nie martwiłem się oto ponieważ miałem się jak bronic jak bym miał zostać zaatakowany. Spieszyłem się, poruszałem się naprawdę szybko.
Zacząłem się trochę denerwować ale zaraz szybko przypominałem się poco tutaj przyszedłem.
Wszedłszy w cień, ruszyłeś w kierunku, który był wskazywany przez wibrujące urządzenie. Spieszyłeś ku celowi przedzierając się przez rozłożyste paprocie, a unoszący się w powietrzu pyłek był coraz gęstszy, drapał lekko w gardło i kręcił w nosie. Drzew nagle ubyło, a pod stopami zamiast zapadającego się gruntu poczułeś twardy kamień. Przed Tobą wznosiły się ogromne liście paproci, była dwukrotnie wyższa od Ciebie, a rozłożysta na niemal czterokrotność swojej wysokości. Liście były w barwie ciemnej zieleni, można było liczyć je w dziesiątkach, długość ich nierzadko przekraczała niemal dwa metry. To, co przyciągało wzrok, to rosnący w jej centrum kwiat, znajdujący się na wysokim słupku. Jego płatki były purpurowe, pokryte złocistymi plamkami wyglądały dosyć dziwacznie, a zapach pochodzący od niego mógł równać się łące pełnej kwiatów. Wewnątrz niego coś połyskiwało, wyglądało to na zielony kamień. Kwiat był lekko przechylony jego ciężarem i wyglądał bardzo prowokująco zwrócony w Twoim kierunku. Znajdował się na wysokości ponad trzech metrów i dostać się do niego można było wspinając się po liściach. Dookoła polanki na której rosła ogromna paproć, stały kamienne kolumny z niewyraźnymi pozostałościami płaskorzeźb. Resztki murków świadczyły, że niegdyś znajdowało się tu coś więcej, niż tylko parę kamieni. Dostatek słońca działa na Twoją korzyść, jednak mnóstwo unoszących się w powietrzu pyłków nieco dekoncentruje przeszkadzając we swobodnym oddychaniu, wpadają czasem do oczu.
Patrzyłem na kwiat podchodząc z urządzeniem w dłoni. Stalem przed tym kamieniem z urządzeniem w reku patrząc jak urządzenie reaguje. Gdy urządzenie szalało bylem pewien ze to jest właśnie to czego szukam. Obejrzałem spokojnie cale pole w około czy niema nic podejrzanego. Parę razy dotykałem patykiem płatki kwiata stajać na palcach i patrząc czy jakoś reaguje. Musiał być jakiś haczyk tak jak w lodowej grocie. Gdy było spokojnie, chwyciłem dłonią za liski i zacząłem się wspinać, druga dłonią zaś złożyłem pieczęć "tygrysa" i skoncentrowałem chakre w stopach żeby móc szybko biegać. Gdy tylko to zrobilem, zlapalem za kamień a następnie wyrwałem kamień i skoczyłem do tylu plecami. Bardzo szybko skoczyłem a następnie odbiłem się w bok jak by leciało coś we mnie tak żeby pociski przeleciały obok. Następnie zacząłem biegnąć w strunę jeziora.
Nie było trudno znaleźć odpowiednio długiej gałęzi w miejscu takim jak to. Po chwili szturchnąłeś kwiat, płatek zwinął się, jakby wystraszył się zagrożenia z Twojej strony. Nic się jednak nie stało, po chwili płatek z powrotem się rozwinął, strzepując jedynie z siebie parę złocistych pyłków. Nie wyglądało, by cokolwiek było tu podejrzane, o ile tak ogromna paproć sama w sobie nie jest podejrzana.
Liście okazały się dosyć sztywne, stanąłeś na jednym i tylko lekko się ugiął. Wspiąwszy się na odpowiednią wysokość. Wykonanie pieczęci Tygrysa jedną dłonią... z racji na potrzebę użycia obu dłoni, było niewykonalne. Jednak koncentracja chakry w stopach się powiodła i byłeś gotowy do szybkiego odwrotu. Byłeś na wyciągnięcie ręki od kamienia i... chwyciłeś go szybko, wykonując jednocześnie skok do tyłu, wylądowałeś w kucki i od razu wykonałeś unik na wszelki wypadek, gdyby jednak coś zamierzało Cię zaatakować. Zanim jeszcze ruszyłeś w kierunku jeziora, dostrzegłeś jak kwiat w jednej chwili się wyprężył, a następnie zwinął płatki, a wysoki słupek, z którego wyrastał, błyskawicznie chowając się między liście. Ty jednak już umykałeś w stronę brzegu. Ziemia zaczęła drżeć, a klejnot w Twojej dłoni miał fakturę liścia, po którym przed chwilą się wspinałeś. Pyłki wokół zaczęły wirować, tworząc coś na kształt miniaturowych tornad, unoszących się nad ziemią. Tymczasem trzęsienie ziemi było coraz bardziej odczuwalne i narastało. Byłeś już nad brzegiem, gdy za Twoimi plecami rozległ się dźwięk, jakby ktoś wyrywał drzewo z korzeniami, posypały się kamienie, oraz fragmenty gleby. Dochodziło to z miejsca, z którego przed chwilą uciekłeś, przed Tobą rozpościerała się drżąca tafla jeziora, mogłeś utrzymać się na nogach, choć poruszanie się było utrudnione.
Mimo problemu biegania po wodzie starałem się. Wiedziałem ze muszę znowu użyć jutsu ukrycia (Hikaru guarke no jutsu) tak jak powszednio, winoroślą w wodzie były dziwne i zapewne tez żyły jak te drzewa. Biegłem jak szalony, bardzo śmiesznie to wyglądało.
SoundTrack: http://www.youtube.com/watch?v=qt7IDnokGZo
- Aaaaaaaaaaaaa!!! odwalcie się!!!! Wyjmijcie mnie już z tego obrazu!! krzyczałem mając nadzieje ze facet mnie znowu wywali. Nie wiedziałem czy może coś mnie zaatakuje, ale dla własnego bezpieczeństwa złożyłem parę pieczęci do (re- Za Kai) żeby przeciąć roślinę.
Byłoby to na pewno bardzo zabawne, gdyby nie było zupełnie przerażające. Wyglądało to, jakby nagle cała wyspa postanowiła wstać i ruszyć za Tobą. Dobrze, że się nie oglądałeś... chociaż w końcu to zrobisz, a wtedy warto wiedzieć co też postanowiło zrobić z Ciebie potrawkę z ninja w pięciu smakach. Otóż niczym w kiepskim filmie, owa rozłożysta paproć okazała się jedynie rozłożystą czuprynką na ogromnym łbie czegoś, co właśnie zamierzało wstać. Wyglądało to to na ogromną kałamarnice stworzoną ze splątanych korzeni, a drzewa rosnące przedtem na wyspie zwisały teraz z tego dziwactwa, niczym włosy splecione w warkocze, czy nawet dredy.
Ucieczka była czymś, co było jedynym rozsądnym rozwiązaniem, tak samo jak użycie techniki maskującej, by uniknąć tego, co kryło się pod powierzchnią wody. W obecnej formie mógłbyś startować na jakiejś olimpiadzie i mieć realne szanse na zwycięstwo. Oczywiście jeśli miałbyś taką samą motywację, która właśnie gramoliła się ze swojego dotychczasowego schronienia, a to już można było uznać za doping. Gdzieś między drzewami, mniej więcej w miejscu, z którego chyba wyruszyłeś - co ciężko było określić ze względu na praktycznie jednakową szatę roślinną na zboczach - coś rozbłysło, chyba jesteś ciągle obserwowany i Twoje zawołanie nie umknęło ich uwadze. Ale co z tego, skoro masz kawał drogi i to do tego pod górkę. Jakieś pomysły? Dzięki technice maskującej zyskałeś trochę czasu i względne bezpieczeństwo. Pośpiech wytrącił nieco chakry potrzebnej do poruszania się po wodzie, jednak nie jest to nic wielkiego. Jesteś już niedaleko brzegu, jeszcze stromo pod górę i jesteś na miejscu. Zaraz znów wejdziesz pod drzewa, z niewielkim dostępem do promieni słonecznych. Ciekawe w jaki sposób bestia postrzega w świat... Nosa tam widać nie było, oczu również, uszu też. Jedynie coraz więcej wynurzających się z wody roślinnych macek, miotających się dookoła jak dłonie ślepca.
Odejmij sobie chakrę za poprzednią technikę, obecną i -20 chakry.
1555/1670
No cóż "run run run" mówiłem sobie cicho pod nosem. W trakcie biegu myślałem nad tym *- Jak to możliwe ze ona mnie widzi? skoro nawet oczów niema* W trakcie biegu myślałem dalej... * - Nie mówcie...* Zacząłem się powoli domyślać ze prawdo podobnie wszystkie rośliny na tej wyspie "to jego oczy".W trakcie biegu złapałem za zwój tygrysa który widniał za moimi plecami. Odpieczętowałem "Kazeshini - zobacz W KP FILMIK żebyś wiedział O CO KAMAN". Wspaniała bron do przecinania rożnych roślin, gdy w końcu dojdę do brzegu i słonce zakryją liście. Zaczynam się bronic rzucając toporem w roślinę a następnie szybko w trakcie biegu ciągnąłem za topór żeby wrócił i w trakcie rzucałem drugim. A jak by coś mnie atakowało przez co nie mógł bym się obronić (odskoki w bok).
Całe jezioro wydawało się wrzeć, bulgotało, lekko parowało. Na szczęście byłeś już na brzegu. W miejscu, gdzie była do tej pory wyspa, wznosił się ogromny, obły stwór, którego roślinne macki przypominające splątane pnącza, poruszały się bezwładnie. Jednak, gdy tylko dotarłeś do brzegu i postać Twoją okrył cień, te najbliższe macki ruszyły w Twoim kierunku. Przy samym brzegu drzewa nie rosły tak blisko siebie, teren był jeszcze w miarę równy, były również częste prześwity między gałęziami i padały między nimi promienie słońca.
W miejscu tym mogłeś przygotować się do obrony, dobyłeś swojej broni i rozpocząłeś realizacje swojego planu. Macki, patrząc z bliska, miał średnicę około metra, nie były one jednak zupełnie zwarte. Ociekały wodą, miały mnóstwo pustych przestrzeni, w sam raz by pochwycić nieostrożną ofiarę. Ty jednak nie miałeś zamiaru pakować się w pułapkę, tylko wyprowadziłeś następujące po sobie ataki, po każdym "wracając" swoją broń. Pierwsze cięcie przecięło mackę do połowy, drugie właściwie ją odrąbało i splątany kawał plasnął o ziemię, obryzgując wszystko wokół wodą. Macka się cofnęła, natomiast już pędzi w Twoim kierunku parę następnych. Dwie zjawią się już za chwilę, kolejnych pięć pewnie niedługo dotrze. Co ciekawe przy samym źródle, macki były dosyć aktywne, poruszały się niezwykle zręcznie, ale ta, która chciała Cię zaatakować, chociaż szybka, to i tak dużo wolniejsza od widzianych w pobliżu "wyspy" Kolejna ciekawostka była taka, że na powierzchni wody pojawiły się wiry, jakby ktoś uruchomił tysiące ogromnych pralek. Już ostatnia była taka, że rośliny wokół Ciebie zachowywały się jak powinny, czyli nie próbowały Cię zabić. Za Twoimi plecami wznosiło się wzgórze, z którego zszedłeś, oraz często zwarta zasłona lasu, tego samego, w którym nieraz ciężko było znaleźć drogę, czy się przecisnąć. Co teraz?
Chakra była za poprzednie użycie ukrycia, potem za powrotne i -20 dodatkowo za kontrolowanie chakry w stopach. Licz, licz... bo chyba się pomyliłeś.
1450/1670
Widząc kolejne macki, zrobilem co za pierwszy razem a dokładnie rzut toporem przecinając jedna mackę a następnie przyciągnąłem topór z powrotem do siebie. I następnie rzuciłem kolejnym toporem przecinając druga mackę. Gdy tylko pojawiłem się na kawałku w którym bije słońce użyłem kawarimi. (Furea Kawarami no jutsu) przez co pojawiłem się nieco dalej. Zacząłem biegnąć dalej przed siebie próbując uniknąć jakie kol wiek ataki (szybkimi odskokami).
Pierwsza macka została przecięta zgodnie z planem i kolejny gąszcz splątanego zielska upadł na ziemię, rozpryskując wkoło krople wody, którymi było nasiąknięte. Natomiast druga, ta już nie została czysto trafiona i jedynie została poszarpana ostrzem, atak nastąpił na Ciebie, Ty jednak byłeś na to przygotowany. Technika podmiany się udała i macka z impetem uderzyła w ziemię, gdzie przed chwilą stałeś. Ty natomiast pojawiłeś się za zasłoną z pnączy parę metrów dalej. Przejście między drzewami było wąskie i nawet Tobie byłoby ciężko się przez nie przecisnąć, ale to znaczy, że macki mają również utrudnione zadanie. Miałeś dzięki temu parę chwil przewagi, powinno się udać dotrzeć do miejsca, z którego przybyłeś. Od macek dzieliła Cię wspomniana zasłona, pnącza leniwie zwisały z gałęzi drzew, były dosyć splątane, ale póki wisiały w spokoju, to nie stanowiły większego zagrożenia. Przed Tobą wznosiło się całkiem strome wzgórze, ale nie powinno być większego problemu z wdrapaniem się tam z powrotem. Jedynym niepewnym elementem było to, czy zdążysz przed mackami, a z jeziora wynurzały się już kolejne.
Odpisz sobie chakrę za podmianę
1320/1670
- Bzzt! Bzyknąłem sobie cicho pod nosem biegnąc dalej przed siebie. Biegłem dalej szybko bez zatrzymywania się, w reku trzymałem dalej obydwa topory a łańcuch leciał tuz za mną nie dotykając ziemi. Wiedziałem ze jeszcze został mi mały kawałek, wiedział ze raczej powinno mi się udać dobiec. Żebym miał zostać zaatakowany robię to co zawsze "atak toporami" wiedziałem ze dzięki temu mogę się przed tym obronić, lecz jeżeli miało by coś stanąć mi innego na drodze to już inna bajka.
To była scena tak oklepana jak tamburyn na wiejskim weselu. Ty uciekałeś, a za Tobą łamały się gałęzie, a potem nawet kładły drzewa, gdy splątane macki wynurzyły się z jeziora i w liczbie kilkudziesięciu, tworząc naszpikowaną nimi ścianę roślin. Gałęzie szarpały Twoje ubranie, siekły po twarzy, ale przyjemne światło czegoś na kształt portalu było widoczne jak na dłoni. Wpadłeś w nie, a wokół wszystko się posypało, tak jak w poprzednim przypadku. Znów znalazłeś się w chatce, łańcuch uderzył o podłogę. Dopadł Cię ból głowy, takie przeskoki nie były na pewno zdrowe. W końcu chwila wytchnienia, mogłeś się w spokoju wysapać. Obraz szybko wypełniał się zielenią, jednak został zdezaktywowany podobnie jak poprzednik. Kobieta usiadła ciężko na krześle i odchyliła głowę do tyłu, musiała być zmęczona. Starzec podsunął Ci krzesło i sam usiadł obok.
- Dopiero jak pojawiasz się w krainie widzimy co się w niej dzieje, ale nie możemy już wtedy Ci pomóc. Poradziłeś sobie znakomicie, nie zapomnij połączyć klejnotu z urządzeniem... a pozostał Ci już ostatni kamień. Musimy jednak odpocząć, jeśli masz jakieś pytania, to zadawaj, postaram się na nie odpowiedzieć - kiwnął do Ciebie głową zachęcając do zadawania pytań.
- Ta... taaa... odpoczne sobie Odpowiedziałem zasapany, przypominało to trochę jak olimpiadę w Kumo, wtedy to się biegało. Chwyciłem kamien który znajdywał się w mojej kieszeni a następnie powoli przyłożyłem go do urządzenie które miąłem w drugiej dłoni. - Ten ostatni kamień, to gdzie jest? i co mnie prawdo podobnie tam czeka, chciałbym wiedzieć żeby móc eis przygotować. Kazeshini powrócił z powrotem na swoje miejsce "do zwoju".
Miło było sobie usiąść w spokoju i odetchnąć. Przyłożyłeś kamień do urządzenia, połączyły się w jednej chwili, oba delikatnie błysnęły. Starzec wysłuchał Cię i podsunął gliniany kubek z herbatą.
- Miejsca te były pozostawione na długie lata samym sobie, nie w sposób przewidzieć w jaki sposób zmieniły się przez ten czas. Powiem Ci zatem czym była ta kraina niegdyś. Zwana była światem luster, gdzie odbicia żyły własnym życiem. To chyba najniebezpieczniejsze z miejsc ukrycia klejnotów, a lustrzany kamień jest nam niezbędny do realizacji dalszych planów. Mogę podzielić się z Tobą mądrościami wypisanymi na pozostawionym nam zwoju, pamiętam je jakbym przed chwilą na nie patrzył - zamknął oczy i zaczął mówić - Gdy jedna tafla Ci niebezpieczna, nie mnóż jej ku swojej zgubie, bo to co zwielokrotnione po wielokroć groźniejsze. Im mniej widać w Tobie, tym mniej w odbiciu. W świecie tym tylko odbicie swobodnie podróżuje. Wędrówka światem luster to śmierć odbić - wypowiedział słowa i spojrzał na Ciebie - Z pewnością, gdy postąpisz pierwszy krok w tej krainie, słowa te staną się oczywiste. Jeśli wywnioskujesz z nich coś już teraz, może ułatwi Ci to wyprawę.
- Hmm tak jasne... powiedziałem cicho pod nosem próbując zapamiętać to i owo, była to dobra zagadka ale i skazówka. Domyślałem się trochę o co może chodzić. - Dobrze wiec, będę leciał chyba dalej ... odpocząłem sobie i jestem już gotowy. Wypiłem szybko jeszcze parę chełstów herbaty a następnie stanąłem z krzeska. Rozciągając się lekko, i się przygotowałem. Troche sie denerwowalem musze przyznac ale co bedzie to bedzie.
- Jesteś gotowa? - zwrócił się do kobiety, ta tylko westchnęła ciężko i pokiwała głową. Postawiła nowe płótno i zaczęła malować, miejsce było bardzo specyficzne i ogromne. Pomieszczenie było niewiarygodnie wielkie, wysoka kopuła wznosząca się nad terenem była podziurawiona w dziesiątkach miejsc, wpuszczając rzadkie snopy światła słonecznego. A wszystkie ściany łącznie z kopułą pokryte były lustrami odbijającymi kolejne lustra i jeszcze kolejne, a te następne. Jedynie podłoga nie była nimi pokryta. Kobieta wykonała serie pieczęci i wszystko powtórzyło się, pomieszczenie wokół rozpadło się, odkrywając kolejne miejsce. W takich miejscach wzrok jest narażony na wielki wysiłek, wszystko cokolwiek odbiło się od powierzchni luster, wracało zwielokrotnione, a wielokrotność ta przechodziła w setki, a te po raz kolejny i kolejny... Stałeś w snopie padającego z góry światła. Wszędzie padało w taki sam sposób, choć nie powinno to tak wyglądać, powinny różnić się kątem padania, nie byłeś chyba w "normalnym" miejscu. Urządzenie lekko zadrgało.
// Z tego co rozumiem jest to taka kula przecięta na w pól i w takiej jednej polowce się znajduje z dziurami //
Patrzyłem na rysunek który kobieta rysowała, a już po chwili pojawiłem sie w obrazie... moje urządzenie lekkie się poruszyło. - Dobrze wiec, biorę się za szukanie. Burknąłem sobie cicho pod nosem ruszając przed siebie chodząc miedzy lustrami. Szedłem tak jak mi sygnał mówił. Bylem skupiony na terenie i na lustrach. Kierowałem się bardzo szybko w stronę sygnału.
Dziurawa półkula z lustrami poupychanymi gdzie tylko się da, tak w skrócie można opisać to miejsce. Pośród kilku lustrzanych korytarzy wybrałeś ten, w którego kierunku wyrywało się urządzenie, szedłeś nim, a wraz z Tobą odbicia Twojej osoby. Mógłbyś przysiąc, że niektóre spóźniały się, albo szły szybciej. Gdy zerkałeś w ich kierunku obracały głowy z opóźnieniem, bądź co gorsza, obrócone były już od dłuższego czasu. Najciekawsze było jednak to, że w żadnym z odbić nie dostrzegałeś trzymanego w dłoni urządzenia. Była tylko Twoja dłoń zaciskająca się w powietrzu.
Skręcałeś wiele razy, a urządzenie było coraz bardziej aktywne, a wraz z jego aktywnością, odbicia coraz mniej wzorowały się na Twoich ruchach. Bardzo niekomfortowo było widzieć jak Ty, a właściwie Twój obraz odmawia posłuszeństwa i wpatruje się w oryginał dziwnym wzrokiem, jakby pewnego rodzaju zazdrością. Nagle przed Tobą korytarz się skończył, była tylko lustrzana tafla. Nie było w tym miejscu sufitu, jedynie wysoko ponad głową rozpościerała się kopuła, z której spływały snopy słonecznego światła. Były z daleka od Ciebie, opadały gdzieś za otaczające Cię lustra. Lustrzana ściana była gładka i na pewno śliska, wysokość jej to ponad trzy metry. Widzisz w niej swoje odbicie, które jak na razie zachowuje się normalnie.
Szedłem tunelem patrząc na lustra. - No proszę... emosy. Zaśmiałem się lekko. Jakos się nie martwiłem tym ze jest tutaj coś dziwnego, te lustra widziałem już dziwniejsze rzeczy na dwóch innych wyspach. Szedłem dalej przed siebie rozglądając się, z przyjemnością bym jakoś zniszczył te lustra ale zdecydowałem ze poczekam. Az w końcu skończył mi się tunel, zdecydowałem zawrócić i skręcić gdzieś indziej. - Labirynt?
Mógłbyś przysiąc, że tunel jakim wracałeś różnił się od tego sprzed paru chwil. Jednak nie było możliwości skręcenia w innym kierunku, czyżby ściany się przemieszczały? Po paru chwilach znalazłeś się w tym samym miejscu, z którego wyruszyłeś. Było ono w takim samym stanie jak w chwili, gdy się w nim pojawiłeś. W całym pomieszczeniu panowała dziwna, nieco ciężka atmosfera. W powietrzy delikatnie dźwięczało, jakby drżał kryształ wydając z siebie ledwo dosłyszalny dźwięk. Twoje odbicia na powrót stały się spokojne, ruszały się zgodnie z Tobą. Urządzenie lekko wibrowało, znów oddaliłeś się od kryształu. Jak na razie nie dotykałeś luster, jedynie przechodziłeś utworzonymi przez nie korytarzami. Urządzenie wskazywało najkrótszą drogę w linii prostej, biorąc jednak pod uwagę skomplikowane i chyba zmieniające się korytarze, ciężko było znaleźć drogę.
W miejscu, w którym się teraz znajdowałeś były jeszcze cztery inne korytarze, te jednak oddalały się od klejnotu, jednak nie można było przewidzieć, czy przypadkiem to nie one prowadzą do celu. Promienie słońca nadal padały szerokimi snopami, oświetlając ogromne pomieszczenie. Może jest to przypadek, ale słońce nie oświetla żadnego z luster.
- Nie lubię luster... Powiedziałem sobie cicho pod nosem. Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej koncentrując chakre & energia światła w jednym punkcie. Mialem zamiar zniszczyć każde lustro w tym pomieszczeniu. Wiedziałem ze jest tutaj normalne łatwe rozwiązanie, lecz ja wybrałem drogę "szybkie zakończenia". Nastąpił wielki błysk który zaczął niszczyć wszystko i każdego w promieni 100m. Błysk na tyle mocny ze powinien niszczyć lustra zamieniając każde szkiełko w kryształowy pyłek. Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, jeżeli będzie tak jak mowie, cala chakra która była w fali obsiadła każdy pyłek lustra? przez co chyba mogę sterować dzięki chakre.
Cytat: Chido Raiku
Ranga: A
Uchodząca za najbardziej efektywną technika, polega na przyłożeniu ręki w okolice klatki piersiowej a następnie zebranie tam światła. Zaraz po tym razem ze wrzaskiem wyzwala się potężny błysk który zadaje duże obrażenia znajdującym się w promieniu 100m przeciwnika.
Koszt: 900 [765 PCh]
Skoncentrowałeś energie, by wyzwolić ją w postaci błysku. Całe pomieszczenie wokół zalała rozchodząca się fala, dźwięk jaki temu towarzyszył paraliżował, wdzierał się na takie poziomy, które powodowały oszołomienie i ból w całym ciele. Jednak po chwili zastąpił to dźwięk pękającego szkła, po czym posypały się odłamki luster. W powietrzu zaiskrzyło, gdy lustrzany pył zaczął unosić się w snopach światła. Wyglądało to niczym złote płatki śniegu opadające powoli na pokrytą już nimi ziemię. Dostrzegłeś to, było zaledwie pięćdziesiąt metrów od Ciebie. Na wysokości około metra, na szczycie niewielkiej, lustrzanej piramidy ułożonej z dziesiątków płytek różnej wielkości, umieszczony klejnot wyglądał jak odłamek lustra umieszczony w złotych widełkach.
Twoje ciało jest obolałe, najwidoczniej lustra w jakiś sposób, w ograniczonym stopniu odbijały siłę techniki, jednak ta okazała się zbyt mocna i rozbiła je. Pył, jeśli nawet miałbyś technikę pozwalającą go kontrolować, nie był jednolity, a dodatkowo wydawał się emanować zupełnie obcą chakrą, która prawdopodobnie wypełniała wszystkie lustra.
Stoisz pośród potłuczonych luster, opada wokół Ciebie lustrzany pył, przypomina on teraz magiczny pyłek, który w bajkach rozsiewają wróżki. Przed Tobą znajduje się lustrzany klejnot.
Moja mina była dosyć poważna. Wyprostowałem rękę by moc chwycić za klejnot a następnie schować go szybko do kieszeni. Żeby szybko pojawić się na miejscu w którym pojawiłem się od razu użyłem "Kawarimi" jak dobrze pamiętam, mogę się mylić ale jednak to napisze... promienie słońca padały na mnie gdy się pojawiłem. W takim razie szybko wskoczyłem na miejsce gdzie padały promienie i pojawiam się na miejscu startu pokazując ze mam klejnot. Tak żeby starszyzna mnie wypościła.
555/1670
Cała piramida była wyłożona płytkami, a w każdej z nich widziałeś swoje odbicie. Było to mocno nienaturalne i niepokojące. Nie było jednak większego sensu czekać, chwyciłeś klejnot w dłoń, od razu poczułeś gładkie szkło i w jednej chwili piramida eksplodowała ostrymi jak brzytwa kawałkami lustra. Technika jednak się powiodła i znalazłeś się w bezpiecznej odległości, praktycznie w miejscu, gdzie się pojawiłeś na samym początku, ot snop światła dalej. Na Twoich oczach płytki, które wystrzeliły z piramidy, wirując jeszcze w powietrzu, powiększyły się do rozmiarów człowieka, a w każdej z nich widniało Twoje odbicie, które poruszało się niezależnie od Ciebie. Wszystkie zaczęły wykonywać bardzo znajomą technikę, mianowicie tą, dzięki której zniszczyłeś lustra. Około trzydziestu Twoich odbić chyba chciało się Ciebie pozbyć raz na zawsze. Na szczęście przejście do normalnego świata otworzyło się w chwili, gdy tamci kończyli. Pojawiłeś się z powrotem w niewielkiej chatce ukrytej w wiosce. Kobieta w tej samej chwili zdezaktywowała obraz, który rozświetlił jaskrawy błysk. Opadła zmęczona na kolana i spuściła głowę. Starzec stał na baczność, a ręce złożone miał do pieczęci, która zapewne miała ochronić Was przed skutkami eksplozji. Odetchnął ciężko i usiadł.
- To było bardzo niebezpieczne... chociaż sprytne. Stłuczenie jednego lustra z pewnością by spowodowało, że miałbyś na przeciw siebie całą armię odbić, ale stłuczenie ich równocześnie... - nie dokończył, tylko spojrzał na zmęczoną kobietę. Ta uniosła tylko dłoń, że nic jej nie jest. Ty również odczuwałeś zmęczenie, ubytek chakry zrobił swoje - Zebrałeś wszystkie klejnoty... wystarczy ostatni teraz tylko połączyć, byśmy odkryli położenie skradzionego urządzenia. Zrobiłeś i tak już dużo... czy chcesz dokończyć zadanie i doprowadzić to wszystko do końca? - zapytał, jakby nie był pewien jak dalej postąpisz - Jeśli jednak zgadzasz się dalej udzielać nam pomocy, to powinniśmy wszyscy odpocząć przed wyruszeniem do miejsca, gdzie ukryto szkatułę. Prześpij się, musisz być wtedy w pełni sił - pokiwał głową i wstał, zaczął przygotowywać posłania.
- Skonczmy to do konca! powiedzialem naciskajac. - Zaczalem wiec to skoncze.
Dodalem. Starzec mial racje, czas odpoczac. Podroz po tylu swiatach i te ucieczki a tym bardziej ostatnie jutsu strasznie mnie wykonczylo. - Odpocznijmy sobie. Powiedzialem siadajac na jednym krzesle opierajac sie plecami. - Pffff!! Sapnalem.
Z tego co widać postanowili, że nie ma sensu ruszać w bój mając nadwątlone siły, zatem kobieta położyła się wygodnie i zamknęła oczy. Wyglądała na naprawdę zmęczoną musiały być to techniki bardzo wyczerpujące. Staruszek natomiast zaparzył dziwnie pachnące ziółka, było to zapach, jakby ktoś rozsypał mieszankę przypraw. Przechowywał je w niewielkim woreczku zawieszonym na piersi, nie żałował ich i zużył wszystkie. Nalał napar do kubków, jeden podsunął Tobie.
- To pozwoli nam zregenerować szybko siły i dzięki temu wyruszyć jak najszybciej. Kto wie, co też planują zrobić ze szkatułą. Pij zatem i odpoczywaj, połóż kompletne urządzenie na stole, a ja postaram się namierzyć za jego pomocą kryjówkę tych przestępców. Zastanów się nad taktyką, bo wyruszamy wszyscy. Nie znamy liczebności wroga, ani jego siły... warto Ci wiedzieć, że moja towarzyszka potrafi stworzyć wiele rzeczy za pomocą pędzla, więc jeśli będzie coś potrzeba, zwróć się do niej. Ja natomiast specjalizuje się w technikach wiatru, oraz ognia, oraz mogę związać przeciwnika w starciu bezpośrednim za pomocą Taijutsu. Nasz towarzysz, którego teraz nie ma... - zamilkł na chwilę, był chyba nieco zaniepokojony - Powinien niedługo wrócić, on gustuje w technikach ziemi, jest też naszym specjalistą od pieczętowania i technik szpiegowskich. Rozważ zatem nasze możliwości. Podejrzewam, że jest to organizacja, zatem przeciwnik nie będzie jeden.
Wziąłem herbatę pijać, smak nie był zachwycający ale poczułem się jednak lepiej.
Dowiedzialem się dosyć dużo o ich wszystkich, dowiedziałem się nieco więcej o ich mocach i już wiedziałem ze będą oni przydatni. Wziąłem urządzenie z kieszeni a z drugiej kieszeni kamień z ostatniego świata. Przyłożyłem kamień do urządzenia a następnie się połączyły. - Proszę bardzo... powiedziałem dając urządzenie dla starca. Następnie ciąg dalszy relaksiku.
Smak był co najwyżej zniechęcający, ale to chyba normalne, że medykamenty smakują obrzydliwie. Ponoć im paskudniejsze lekarstwo, tym lepiej działa, a to smakowało jak ziółka na ból brzucha z domieszką mieszanki przypraw. Połączyłeś zdobyty klejnot z urządzeniem, lekko pojaśniało i przebiegły po nim niewielkie wyładowania elektryczne. Starzec zajął się nim odchodząc na bok. Nie było sensu, byś męczył się na niewygodnym krześle, na dodatek posłanie wyglądało na dosyć wygodne i tylko kwestią czasu było przeniesienie się nań.
Nie wiadomo kiedy zasnąłeś i właśnie w tej chwili czujesz lekkie szarpanie za ramię. Jedyna na co masz ochotę, to dalej spać, chociaż uczucie to szybko odchodzi. Obok stoi pusty kubek, pewnie to po jego zawartości zmorzył Cię sen. Ale co by nie mówić, czujesz się wypoczęty, wystarczy się nieco rozruszać i można przystąpić do działania. Obok stoi starzec, to on Cię budził. Kobieta ziewając zakłada na plecy specjalne tuby na zwoje, umieszczone jedna nad drugą poziomie, wystarczy sięgnąć ręką za plecy, by dobyć któregoś z nich.
- Zdołałem namierzyć Szkatułę, wiemy już gdzie jest, wszystko jest przygotowane. Naszym celem jest Kraj Pioruna i Dolina Enttemoos - wskazał na podłogę, a której były wyrysowane kredą jakieś symbole, leżał również zapisany zwój, teraz rozwinięty na środku - To pozwoli nam przenieść się na miejsce bez straty czasu, siły i chakry. Jesteśmy już gotowi... - podsumował.
//Poziom chakry maksymalny
Obudziłem powoli wstając i się rozciągając. Wszyscy wyglądali przygotowani tak samo i ja. Wszyscy byli gotowi by ruszać, popatrzyłem na podłogę i zauważyłem parę symboli. Po słowach mężczyzny trochę się ucieszyłem ze nie będziemy musieli gnać nie wiadomo ile. - No dobrze, dobra wiadomość jedna przynajmniej! Usmiechnalem się. - No nic! ruszamy! dajmy czadu! Yeh! Krzyknąłem pokazując palce tako £ooo ... \../
Twój entuzjazm został przyjęty z lekkim uśmiechem. Ustawiliście się w środku, mając pod nogami rozwinięty zwój. Starzec stał przez chwilę nieruchomo, patrząc w kierunku drzwi.
- Nie możemy czekać... - mruknął i nadgryzł lekko palec, krwią wyrysował jakieś symbole na zwoju, a następnie przyłożył doń otwartą dłoń. Zapisane na nim słowa zafalowały, a następnie gwałtownie zmieniły swoje położenie, wyglądem przypominały teraz rozchodzące się błyskawice, bądź niesymetryczną, pajęczą sieć. Symbole rozjarzyły się, poczułeś swąd palonego drewna, dym dobywający się z nich zaczął wirować wokół Was i po chwili widzieliście tylko podłogę pod stopami i szarą ścianę dymu. Znajdowaliście się w środku siwego walca, obracającego się z ogromną prędkością i wtedy podłoga spod stóp zniknęła...
Mokradła
Widząc to co się dzieje, lekko zaczęło mi się kręcić w głowie. Nic dziwnego to chyba normalne gdy się teleportuje. Gdy w końcu dotarliśmy zdziwiła mnie jedna rzecz. - Czy my aby o kimś nie zapomnieliśmy? zapytałem zwyczajnym głosem. Nie pamiętałem ile tam nas miało być, lecz starzec sam coś mówił ze "nie możemy dłużej czekać".
Dziewczyna wraz z 3 mężczyznami, których imion nie pamiętała, przywędrowała do wioski, gdzie miała ... właściwie nie wiedziała co miała, ale przybyłą do wioski. Na jej twarzy widać było wyraz dumy, spowodowane było to tym, że pokonała wielkie tornado. Chociaż słowo "pokonała" lepiej byłoby zastąpić "wygrała bitwę z tornadem". Idąc ulicami małej wioski otoczonej z czterech stron lasem, pachnącej ziemią, trawą i bambusem, kierowała się w stronę całkowicie jej nie znaną. - Gdzie idziemy ? - Zapytała, tego który wydawał się najbardziej rozmowny, czyli .... tego co mówił najwięcej. Czekając na odpowiedź, kierowała się dalej za jej towarzyszami.
Mijaliście domy, a właściwie to gospodarstwa, wraz innymi budynkami do nich przynależnymi. Były tam niewielkie poletka, dało się dostrzec nawet improwizowaną szklarnie. Była też studnia położona nieco na uboczu. Byliście prowadzeni przez kilkanaście par oczu śledzących Waszą obecność od samego przybycia tutaj. Ludzie zajęci swoimi sprawami w gospodarstwach spoglądali w milczeniu jak szliście środkiem wioski.
- Idziemy do starszej, ona wie wszystko - odezwał się grubasek, posapujący za Waszymi plecami.
- Tylko się nie wyrwij z tą "starszą" przy niej - napomniał go Atasuke - Wiesz, że tego nie lubi - Bussho sapnął parę razy na znak, że rozumie. Kierowaliście się na skraj wioski, gdzie mieściła się samotna chatka, dla odmiany bez otaczających ją budynków gospodarczych. Pierwszy poszedł ciągle milczący Jun i zapukał do drzwi. Minęło parę chwil zanim w drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku z siwiejącymi włosami związanymi w kok. Spojrzała zmęczonym wzrokiem po Was. Miała na sobie prostą suknie i fartuch poplamiony farbą, a jej zapach uderzył z otwartych drzwi.
- Jun? - zapytała dosyć zdziwiona biorąc się pod boki - Twoich koleżków bym się spodziewała, ale Ciebie zakłócającego mój spokój już nie. Co to za dziewczyna? - utkwiła w Tobie spojrzenie - A Ty Bussho się nie odzywaj, nie interesuje mnie Twoje zdanie... - przestrzegła nie patrząc w ogóle w jego kierunku, a już otwierał usta, by coś powiedzieć. Kobieta oczekiwała wyjaśnień, a Ty poczułaś, że to od Ciebie się ich spodziewa.
Wiele oczu przelatywało po jej ciele, jakby ludzie bali się jej, ale dlaczego ? Szła dalej drogą wyznaczoną, przez chłopaka. Miała wiele prostych, ale pięknych domów, zatem jej głowa obracała się co chwilę to w prawo, to lewo. W końcu któryś z nich się odezwał, był to oczywiście ten co mówił za wszystkich. Dziewczyna przytaknęła na jego ostrzeżenie. Rozumiała, czemu "starsza" ... no "pani" nie lubiła gdy ktoś przypominał jej o podeszłym wieku, kobiety chciałyby być wiecznie młode. W końcu doszli do domku różniącego się od innych, stanęli przed jego wejściem i czekali na sta .... panią. Po chwili, drewniane drzwi uchyliły się, a w nich stanęła starsza kobieta, zapewne ona była tą panią, o której mówił chłopak. Po chwili kobieta kazała wyjaśnić sobie zaistniałą sytuację. - [b] Witam , jestem Yoshiko z wioski mgły i zostałam przyprowadzona tutaj przez tych trzech mężczyzn, po tym, jak pokonałam diabelski wiatr.....a przynajmniej na chwilę się rozwalił .... - [b] Powiedziała i ukłoniła się lekko, czekała na dalszy rozwój sytuacji, śmiejąc się w międzyczasie z tego, jak pani potraktowała, chłopaka z niewyparzoną gębą.
Kobieta westchnęła ciężko złapała się za czoło, coś jakby chciała powiedzieć, że nigdy nie ma spokoju i zawsze są jakieś problemy.
- Wejdźcie do środka - powiedziała i sama zniknęła w domku - Tylko zdejmijcie buty i niczego nie dotykajcie. Bussho, zamknij drzwi za sobą, nie jesteś u siebie w domu... co by powiedziała Twoja matka - po tych wskazówkach nie przyszło nic innego, jak wejść do domku. Co ciekawe chatka w środku była bardzo przytulna i pełna różnego rodzaju malowideł, które były niezwykle szczegółowe. Przedstawiały w większości różne krajobrazy. W mieszkaniu czuć było farbą, dostrzegłaś sztalugę i płótno z niedokończonym malunkiem przedstawiającym zachód słońca, co dziwne od samego patrzenia na słońce na obrazie, zaczęły Ci przed oczami wirować mroczki.
Nie było tu zbyt wiele sprzętów, ot łóżko, krzesła, stół, jakaś szafa z bambusa. Sama ilość krzeseł sugerowała, że podejmuje wielu gości, w końcu po co samotnej kobiecie tyle miejsc do siedzenia. W kącie pomieszczenia piętrzyły się czyste płótna, zapewne głównym zajęciem kobiety było malowanie.
- Siadajcie - wskazała na wolne krzesła i sama usiadła na jednym z nich - Opowiadajcie... Nie, nie Ty Bussho, bo nagle okaże się, że jest już piąta wojna ninja, a ja nic o tym nie wiem. Może Ty Jun? No dobrze, nie rób takiej przerażonej miny, nic nie musisz mówić, jesteś taki sam jak ojciec, ani słowa... Atasuke, powiedz co tam się stało... - chłopak chcąc, nie chcąc opowiedział jak to zajmowali się wycinką jak zaczął padać deszcz i znikąd wzięło się tornado i że skryli się w błotnej sadzawce, a tam już tornado się nie zbliżyło. Potem jeszcze było o tym jak spotkali Ciebie i co się stało. Kobieta tylko pokiwała głową i spojrzała na Ciebie.
- Że też przyniosło Cię z tak daleka dziewczyno. Kiepsko trafiłaś... wygląda na to, że Diabelski Wiatr, lub też Diabelski Wir znów powrócił. Pieczęć musiała osłabnąć, albo... - tu westchnęła ciężko - Zanim dotrze tu mój przyjaciel, który potrafi pieczętować minie sporo czasu, a tornado na pewno uderzy. Ty zdajesz się co nieco wiedzieć o naturze fuuton i pewnie masz jakieś pytania, prawda? - zapytała. Tymczasem reszta patrzyła trochę zmieszana, bo najpewniej nie wiedziała o czym mowa. Ten znak był wystarczający by być pewnym, że na pewno nie wiedzą zbyt wiele o byciu ninja.
Kobieta pozwoliła im wejść do domu, więc Yosh ruszyła przodem i zalazła się w chatce owej starszej pani. Już przy wejściu uderzył ją zapach farby, a obecna tutaj ilość sztalug oznaczała, że kobieta maluje i to dużo. Kunoichi siadła na krześle wskazanym przez gospodyni. Założyła nogę na nogę i wysłuchała starszej kobiety, rozglądając się po całym pokoju. - To prawda moim żywiołem jest fuuton, ale nie do końca rozumiem co to jest ten diabelski wiatr. - Powiedziała Yosh patrząc na kobietę. Nie rozumiała jakim cudem wiatr sam mógł się poruszać, zatem pieczęć musiała uwolnić nie wiatr, tylko kogoś poruszającego wiatrem. Nagle dziewczynie zaburczało w żołądku, była głodna i to bardzo, dawno nic nie jadła i chociaż starała się jak mogła zamaskować ten dźwięk, to nie wiedziała, czy jej to do końca wychodziło.
- To nie ja - od razu zaprzeczył Bussho, gdy wszyscy spojrzeli na niego - Chociaż... mógłbym już coś zjeść... - dodał tak trochę nieśmiało. Kobieta pokręciła głową i podeszła do jednej z półek. Zaraz potem położyła na stole zawiniętą paczuszkę ze skrawkami suszonego mięsa z przyprawami, a sama zajęła się rozpaleniem ognia w niewielkiej kuchence stojącej w kąciku. Już po chwili niewielki czajniczek z wodą zaczął się grzać na ogniu, a kobieta wróciła do Was.
- Było to dobre pięć lat temu, dlatego te urwipołcie to pamiętają. Jedzcie, nie krępujcie się... tylko po równo... - wymownie spojrzała na grubaska. Wróciła zaraz do opowieści - W okolicy pojawiło się tornado, a że pochodziłam z tych okolic, to wraz z moim towarzyszem przybyliśmy to sprawdzić Było nienaturalne i rosło z każdym dniem, zanim je odszukaliśmy zdążyło pochłonąć parę istnień. Miało wtedy jakieś dwadzieścia metrów wysokości i potrafiło dzielić się na mniejsze. Szybko pojęliśmy, że jest to świadoma chakra, na kształt tej demoniej, jednak nieporównywalnie słabsza. Wtedy po długiej walce, gdy tylko zdołaliśmy je osłabić, mój towarzysz zapieczętował je. Niestety nasz pojemnik wymknął się nam i przepadł. Ja byłam ranna, więc zostałam tutaj, a przy okazji czuwam nad bezpieczeństwem wioski. Teraz, gdy pojawiło się znowu musimy je powstrzymać zanim odzyska dawną siłę. Niestety... ostatnio nie jestem w zbyt dobrej formie i obawiam się, że minie sporo czasu, zanim odzyskam siły. Kluczem do sukcesu jest odnalezienie Wiru i poskromienie go, wtedy osiągnie postać, którą będzie można zapieczętować, lub po prostu ją gdzieś odesłać w bezpieczne miejsce. A Wy chłopcy mieliście więcej szczęścia niż rozumu... że też błoto Was uratowało - skończyła swoją opowieść.
Yosh zaczęła jeść mięso, które gospodyni im podała, było pyszne, chociaż normalnie chyba nie odważyłaby się go tknąć. Jednakże jak wiadomo jak ktoś jest głodny smakuje mu wszystko. Po wysłuchaniu opowieści starszej kobiety, dziewczyna zaczęła gorączkowo myśleć, co widać było po ułożeniu brwi. - Rozumiem, jednak jak można wygrać z tornadem ? Kiedy użyłam mojego jutsu, wytworzyłam tornado, które kręciło się w przeciwną stronę do tego diabelskiego wiatru, kiedy obydwa się zetknęły, znikły. Zatem jak mam osłabić tornado, tak, żeby nie znikało ? - Miała nadzieje, że kobieta zrozumie jej tok myślenia. Dokładniej chodziło jej o to, że jeżeli za każdym razem tornado będzie znikać, nie ma szans na jego zapieczętowanie. - A jak zapieczętujemy tornado i w czym ? - Dodała po chwili , biorąc do ręki kolejny kawałek mięsa.
- Tak, to dosyć ciekawy sposób... - pokiwała głową - To znaczy, że nie było to właściwie tornado, a jego część. W pierwotnej formie przypomina nieco... Rasengan, to znaczy wirującą kulę energii, no i kontakt z nią może być nieco niebezpieczny. My stosowaliśmy głównie techniki ziemi, by spowolnić jego obroty i zneutralizować siłę. Wbrew pozorom to nie tylko wiatr, ale też chakra. Jeśli zbyt dużo przedmiotów znajdzie się w wirze, tym więcej potrzeba energii, by je utrzymać. A natura tornada jest taka, że wsysa wszystko do środka. Odkryliśmy to podczas starcia i uratowało nam to życie - zamyśliła się, gdy zapytałaś o pieczętowanie - To jest problem, bo nie potrafię tego robić, a mój towarzysz... przechodzi rekonwalescencje... jeszcze dużo czasu minie, zanim odzyska pełnie zdrowia. Ostatnio wystarczył zwykły kot, teraz będziemy musieli je po prostu osłabić i gdzieś uwięzić... - westchnęła i poszła zrobić herbaty.
Problem w tym, że nie znam jutsu z zakresu żywiołu ziemi... - Powiedziała dziewczyna raczej sama do siebie. Kiedy kobieta zaczęła mówić o swoim towarzyszu, który umiał pieczętować ten wiatr, dziewczynę trafiło jak strzała. Przecież widziała jego kota, co więcej nawet miała jego obróżkę, może to właśnie w tej obroży został zamknięty wiatr. - Kiedy przybyłam do lasu, znalazłam pewnego kota. Miał na szyi taką obróżkę -Wyciągnęła z kieszeni wstążkę z kawałkiem złota. Trudno było jej się przyznać przed sobą, ale zapomniała o kotku. Miała teraz wyrzuty sumienia, przez to, że zapomniała o tym małym biednym stworzonku. Dodatkowo bała się teraz, że to przez nią wiatr został uwolniony. Złota tabliczka połyskiwała w jej ręce, podczas gdy ona obracała ją.
Kobieta przyglądała się w milczeniu obróżce, ale było widać, że nie jest zachwycona. Reszta natomiast nie za bardzo rozumiała co się dzieje i chyba liczyła na jakieś wyjaśnienia. Nie mieli się jednak ich szybko doczekać.
- No to już wiemy co się stało... ale tak, to też nasza wina, że nie potrafiliśmy umieścić innej pieczęci. Ale nie ma tego złego. Dzięki temu, że ją mamy, a nie wygląda na uszkodzoną, możemy ponownie ją wykorzystać. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że gdy Wir zostanie osłabiony, przybierze pierwotną formę kota, bo nie sądzę, że się z niego wydostał. Właściwie to tłumaczy dlaczego udało się Wam skryć w błocie. Koty nie lubią brudzić futra... - wyjaśniła pokrótce - Trzeba odszukać gdzie się teraz ukrywa. Obstawiam, że to pusta przestrzeń, na której nie musi tracić energii. A za las nie wyjdzie... tego jestem pewna, bo jest w jakiś sposób z nim związany - westchnęła nalewając herbatę. Postawiła przed każdym filiżankę i usiadła - Obawiam się dziewczyno, że musisz odnaleźć tego rozwydrzonego futrzaka zanim komuś zrobi krzywdę.
Yosh przymknęła oczy i w próbowała przypomnieć sobie kota, którego uratowała przed zmoknięciem. Więc to dlatego kot chciał zdjąć tę obrożę, po to by uwolnić się. - Ja go uwolniłam i ja go złapię, ale nie znam tego lasu i nie wiem, gdzie znajdę taką polanę - Powiedziała i otworzyła oczy, była na siebie potwornie zła, na siebie, ale zastanawiała się również nad bezmyślnością tych, którzy pieczętowali wiatr w kocie. - Jak już go złapiemy, trzeba będzie zamknąć kota w naprawdę solidnej klatce. - Powiedziała, uśmiechając się lekko, jednak wcale nie była szczęśliwa, ba można by powiedzieć, że była wściekła. Wypiła łyk herbaty i wstała z krzesła - Nie ma co tracić czasu, ktoś kto zna las jak własną kieszeń, powinien poprowadzić mnie w miejsce, gdzie może siedzieć ten pchlarz. - Entuzjastycznie powiedziała i czekała na wskazówki.
Kobieta pokiwała głową z ustami przytkniętymi do brzegu filiżanki. Wzięła drobny łyk i odstawiła filiżankę.
- Dobrze... zatem pójdzie z Tobą... - zrobiła drobną pauzę patrząc po młodzieńcach. Jakoś tak garbili się pod jej spojrzeniem świadomi tego, co może grozić temu, który tam z Tobą się uda - Jun. Na Tobie jak na Twoim ojcu można polegać. Przestań się pocić jak mysz, wiem że jesteś tu najrozsądniejszy i nie uciekniesz jak ostatni tchórz. Poprowadzisz dziewczynę na Ubitą Ziemię, tam jak sądzę ukrył się Wir. Postaram się Was wspomóc na odległość - tymczasem milczący młodzieniec o końskiej twarzy wyglądał na mocno zdenerwowanego, ale kiwnął głową na potwierdzenie, że zgadza się. Wstał na znak, że jest gotowy do drogi w roli przewodnika. Chyba nie miałaś co liczyć na miłą pogawędkę z tym osobnikiem. Gdy już tylko zdecydowałaś się ruszyć w drogę, on podążył z Tobą, wskazując Ci odpowiednią drogę przez las.
Kiedy dziewczyna wraz Yunem i kotkiem, który siedział na rękach Yoshiko, dotarli do wioski. Wszyscy patrzyli na nich spod byka, zapewne to przez to, że nieśli ze sobą tego sierściucha. Jednak dziewczyna była tak zła z powodu swojego wyglądu i tego, że jest zmęczona, że nie obchodziły ją te spojrzenia. Od razu skierowali się do domku starszej kobiety, aby zapytać się co dalej z tym fantem. Yoshiko była teraz odporna na to co wyprawiał, na jego wielkie oczy, oraz łaszenie się, a to wszystko z powodu problemów, jakie przez niego powstały. Niedługo po wejściu stanęli przed drzwiami do domu starszej kobiety i zapukali do drzwi.
Może mieszkańcy nie byli zachwyceni widokiem kota, ale chyba wiedzieli, że lepiej jeśli jest tutaj, niż gdzieś na wolności, zagrażając wiosce. Wyglądali na odrobinę uświadomionych, jeśli można ufać szeptom docierającym do Twoich uszu, może to zasługa Bussho, który z wypiętą piersią przemieszczał się Twoim śladem i podawał każdej napotkanej osobie garść niepotwierdzonych informacji.
Gdy stanęłaś przed drzwiami i zapukałaś, nie musialaś długo czekać. Kobieta otworzyła i bez zbędnego gadania chwyciła kota za kark, a ten aż zamiauczał, tak płaczliwie i żałośnie, jak tylko potrafią biedne, pokrzywdzone kocięta. Na kocura już czekała bambusowa klatka, w której wylądował z gniewnym prychnięciem. Kobieta wskazała żebyście weszli, Atasuke siedział obok klatki i przyczepiał do niej jakieś małe karteczki, z daleka podobne do notek wybuchowych, ale jakoś wysadzanie kota nie wydawało się ich celem.
- Dobra robota, chcesz być przy... pozbywaniu się problemu? - zapytała kobieta - Wchodź Jun, nie ugryzę Cię... - zachęciła chłopaka, który niechętnie wszedł do środka.
Dziewczyna nienawidziła kota, jednak to ostatnie żałosne jęknięcie, spowodowało, że poczuła gdzieś głęboko smutek - To tornado zostało zapieczętowane w kocie, czy ten kot od zawsze był tornadem w postaci bardziej cielesnej ? - Zapytała, kiedy starsza kobieta wsadziła go do klatki. Kiedy zapytała się o pozbywanie się problemu, Yosh popatrzyła na nią, potem na kota, robiącego w jej stronę smutne oczy - Nie... nie chcę tego widzieć - Powiedziała i oderwała wzrok od klatki, przeniosła go starszą panią - Nie da się zniszczyć tornada, ale uratować kota ? - Zapytała, błagając wszystkie siły wyższe, aby był jakiś sposób, jakaś możliwość, żeby zniszczyć tornado, nie zabijając przy tym niewinnego kota. No chyba że tak jak myślała wcześniej, kot jest ucieleśnieniem tornada. Czekała na odpowiedź staruszki na wszystkie jej pytania.
- Nie, to była energia... uwolniona gdzieś, przez kogoś, pozostawiona bez opieki. Kot był odpowiednim pojemnikiem. W żywych istotach o wiele lepiej przetrzymuje się tego typu siły. Z ówczesną siłą jaką dysponowaliśmy, była to jedyna możliwość - Jakby na potwierdzenie tych słów kot głośno miauknął i jakimś cudem jego ślepia stały się jeszcze większe i żałośniejsze. Leżąc na brzuszku z łapkami podłożonymi pod pyszczek nie wyglądał wcale na niebezpieczny obiekt.
- Tak, tak... na pewno coś się da zrobić, ale nie teraz. Nasz kłopotliwy pchlarz będzie musiał udać się w daleką podróż. Sądzisz, że mu się spodoba? - zapytała biorąc jedno z płócien, znajdowało się na nim skąpane w słońcu podwórko, mały domek z werandą i zielony ogród - Posiedzi tam jakiś czas i poczeka na mojego towarzysza, wyślę po niego, a potem pozbędziemy się problemu raz na zawsze. A kot... sporo myszy grasuje, na pewno znajdzie się dla niego jakieś zajęcie - spojrzała na Ciebie raz jeszcze i postawiła płótno na sztaludze.
- Jak chcesz, to pożegnaj się z nim, patrzy na Ciebie jakby miało mu zaraz serce pęknąć. Weź klatkę i na mój znak wepchnij ją w obraz, ale delikatnie... - skończywszy mówić zaczęła składać pieczęci, formowała się z tego dosyć długa sekwencja, zanim skończy masz pewnie parę chwil.
Dziewczyna podeszła do klatki i przez bambusowe pręty pogłaskała go palcem po nosie - Jeszcze trochę i będziesz sobie biegał za myszami - Powiedziała, uśmiechając się do niego. Wiedziała, że kot jej nie rozumie, a jednak mówiła do niego i uśmiechała się. Podniosła klatkę i podeszła do kobiety i obrazu. Jutsu było już skończone, widziała to po minie tej kobiety, która teraz czekała, aż Yosh wsadzi klatkę do obrazu. Wzięła klatkę i powoli zaczęła wpychać ją w obraz. Kiedy klatka została już wessana przez nieznane jutsu, dziewczyna popatrzyła na kobietę. - Mam nadzieję, że to koniec waszych problemów z tym tornadem. - i uśmiechnęła się.
Kot polizał Twój palec i miauknął, jakby chciał powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Samo wciskanie klatki było dosyć ciekawym doświadczeniem. Z początku wyglądało to, jakbyś próbowała wcisnąć coś w ogromną galaretkę. Powierzchnia ugięła się nieco, ale nic... dopiero po chwili zaczęła wnikać, wokół niej rozchodziły się fale podobne do tych po wrzuceniu kamienia do wody. Gdy tylko klatka przekroczyła w całości granice obrazu, dziwnie zmalała i upadła pod domkiem. Kobieta wykonała pieczęć rozproszenia i klatka zniknęła, nieco zdezorientowany kotek usiadł i zaczął się rozglądać. W końcu polizał łapkę i rozwalił się na werandzie grzejąc się w słońcu. Chyba nie stanie mu się tam krzywda.
- Tak, tak... na pewno, a przynajmniej na razie. Zwierzak postoi w kącie i poczeka na swoją kolej. A Wy chłopcy pożegnajcie się ładnie i do domów, bo rodzice zaraz będą mieli pretensje, że mieszam Wam w głowach. Sio! - przegoniła chłopaków, którzy zdążyli tylko machnąć Ci na do widzenie i już zatrzasnęła za nimi drzwi - Doprowadź się do porządku dziewczyno, cała jesteś uświniona. Miednica stoi tam, ciepła woda nagrzana. Jak skończysz wylej wodę przez tamte okno, najlepiej wprost na głowę tego ciekawskiego Bussho. Tak, wiem że tam jesteś i bądź pewien, że będzie to wrzątek! - powiedziała dosyć głośno. Tupot stóp i sapanie potwierdziło jej tezę - Tutaj masz coś od mieszkańców, jak poszliście walczyć z tornadem, zrobili małą zbiórkę. Oczywiście na zapieczętowanie... mój towarzysz będzie zadowolony, a Tobie należy się część za przyprowadzenie mi tego pchlarza, chociaż i tak swoje masz za uszami. No nie kręć nosem, leży na stole. Postaw sobie parawanik i ogarnij nieco, nie wypada tak kobiecie iść między ludzi - uśmiechnęła się lekko i zajęła sprzątaniem farb i przyborów do malowania.
Ukończono misję rangi C, otrzymujesz 250y, 3pkt statystyk do rozdania, oraz 30pch. Chakra zregenerowana zostanie w całości po 48 godzinach nie używania jutsu. Obrażenia w postaci drobnych zadrapań zagoją się w ciągu trzech dni, nie są groźne i nie powodują ujemnych modyfikatorów, ot lekkie swędzenie.
Popatrzyła na starszą panią - Nie trzeba było .. naprawdę - Powiedziała i uśmiechnęła się. - Ale z propozycji umycia się skorzystam - I poszła do "łazienki" jej mycie się trochę trwało, gdyż jak to każda kobieta ma w zwyczaju, musiała zrobić to perfekcyjnie. Kiedy skończyła, stanęła przed lustrem i znalezionym obok umywalki grzebieniem uczesała włosy. Umyła wodą większe plamy na swoim ubraniu i założyła je, nie było to przyjemne, jednakże nie mogła wyjść na ulicę nago. Kiedy jej fryzura była w końcu taka jak przed przygodą. Wyszła z łazienki, wylewając uprzednio wodę. Kiedy przechodziła obok stołu z sakiewką wzięła ją i włożyła do kieszeni. Wyszła z domu, żegnając się ze starszą panią, a niedługo potem, zniknęła z wioski.
NMM
Ludzie wyglądają tutaj na spokojnych, prowadząc cichy tryb życia, zajmując się wszystkimi swymi obowiązkami z dużą dokładnością. Mężczyźni robią w oddali drewno na opał oraz by naprawić usterki w domach, udają się na łowy, przygotowują bronie oraz obciągają ze skóry zwierzynę, zaś kobiety tkają kosze i maty, przygotowują jedzenie na podstawie upolowanego mięsa i korzonków bambusów, pieką chleb z ziaren bambusów. Dzieci potrafią się tutaj bawić bez żadnych specjalnych placów, dzięki czemu tworzy się u nich inwencja twórcza a zarazem łatwo nawiązują kontakty i bliższe więzy. Wszyscy są tutaj dla siebie rodziną mimo że te osiem rodzin nie mają wspólnych bliższych związków.
Zmiany wprowadzone przez Jeng dnia 1 grudnia 2009 roku
Dodane po 14 minutach:
Staruszek przyprowadza ze sobą shinnobi z Sound Organization.Zaprowadzę cię teraz do naszego przywódcy,tylko się zachowuj,dobrze? - spytał.
Dobrze-mówię i idę za staruszkiem
Starzec wchodzi do dość ładnego jak na tą wioskę budynku.Witam,przyprowadziłem panu kogoś kto może nam pomóc - powiedział staruszek do przywódcy wioski.
Patrze się najpierw na staruszka a potem na przywódcę i drapie w tył głowy
Witam ciĂŞ gorÂąco - powiedziaÂł przywódca wioski do ninjy.Czy mój przyjaciel opowiedziaÂł ci cel twojej misji? - spytaÂł z powaÂżnÂą minÂą.
nie jedynie wiem Âże ludzie znikajÂą w waszej wiosce-odpowiadam
To dobrze wiesz,widzisz wiemy gdzie siĂŞ oni znajdujÂą ale nie mamy doœÌ odwagi by tam iœÌ,tak wiĂŞc proszĂŞ ciĂŞ bardzo idÂź i uwolnij naszych ludzi - powiedziaÂł przywódca wioski klĂŞczÂąc dotykajÂąc nosem do podÂłogi.
dobrze gdzie mam siĂŞ udaĂŚ-odpowiadam
Mój przyjaciel zaprowadzi ciĂŞ tam gdzie ich przetrzymujÂą,ale dalej musisz sobie juÂż radziĂŚ sam - powiedziaÂł i do pokoju wszedÂł znów ten staruszek.Mam go zaprowadziĂŚ tam? - staruszek spytaÂł siĂŞ przywódcy wioski.Tak - odpowiedziaÂł do staruszka.Dobrze - odpowiedziaÂł staruszek,chodÂź za mnÂą - powiedziaÂł do Majka i wyszedÂł z budynku.
Id za staruszkiem i wychodzĂŞ z budynku
Dobrze,chodÂź za mnÂą - staruszek powiedziaÂł do shinnobi z SO i wszedÂł do lasu.
IdĂŞ dalej za staruszkiem i wychodzĂŞ z lasu <NMM>
Staruszek przychodzi do wioski,od razu wchodzi z grupÂą porwanych ludzi do budynku w którym jest przywódca...NiemoÂżliwe! - krzykn¹³ przywódca wioski,przyprowadziÂłeÂś ich?! - pyta Yuga Ryu z niedowierzaniem.IdÂźcie siĂŞ wykÂąpaĂŚ i odpocz¹Ì - powiedziaÂł do ludzi,ty mój przyjacielu i Yuga Ryu zostaĂącie na chwilĂŞ.
misja wykonana o co chodziuÂśmiecham siĂŞ
Dobrze siê spisa³eœ oto twoje wynagrodzenie - 300Y/50 Pch/+7 do rozdysponowania na si³ê,zrêcznoœÌ,celnoœÌ i szybkoœÌ.Mo¿esz ju¿ wracaÌ do swojej wioski,jesteœmy ci bardzo wdziêczni - powiedzia³.
dziĂŞkiobracam siĂŞ i wychodzĂŞ <NMM>
Siedziałem sobie na ławeczce w jednej ukrytej wiosce, bardzo spokojne... w końcu moglem trochę odpocząć i o wszystkim zapomnieć czego chcieć więcej? popijałem sobie sake i jadłem słodkie kulki na patyczku. Na około mnie biegały co jakiś czas dzieciaki, świeciło słoneczko.
Twoja obecność w ukrytej wiosce przez jakiś czas wzbudzała zaciekawienie miejscowych, w końcu nie zdarza się codziennie, by ktoś z zewnątrz ją odwiedzał. Tego dnia miało być jednak inaczej, bo przypadek, bądź raczej wszechwładny los sprawił, że kolejnego wędrowca przyniosły tu stopy. Ten jednak tylko przeszedł skrajem wioseczki i wszedł do jednego ze stojących na uboczu domów. Otwarte dotąd na oścież drzwi zostały po chwili zamknięte. Przybysz nie wyglądał ani trochę podejrzanie, ot łysiejący jegomość o pomarszczonej od starości twarzy, jak na Twój gust nieco zbyt żółty na twarzy, wyglądał na nieco chorego. Nieliczne w tym miejscu dzieci od razu podjęły za zabawę sprawdzenie "któż to się zjawił", gromadząc się przy oknie tamtego domostwa. Nie byłoby to na pewno nic dziwnego, gdyby nie kolejna osoba, która zjawiła się parę chwil potem. Bury kaptur podróżny skrywał oblicze człowieka, który ponad wygodę w upalną pogodę cenił sobie swoją tożsamość i skrywał ją pod ciężkim odzieniem. Nie było widać przy nim broni, a przynajmniej nie miał jej na wierzchu. Przemknął sprężystym krokiem ku tej samej chatce i nie bawiąc się w pukanie, po prostu wszedł do środka. Z okna wychyliła się niemłoda już kobieta i przepędzając dzieciaki zamknęła je. Ktoś tu ma jakieś tajemnice, albo nie lubi dzieci...
Patrzyłem na wszystkich tutejszych ludzi i ludzi którzy przychodzili do wioski. Trochę mnie zdziwiło ten człowiek... w kapturze... i ze po prostu wszedł do domu bez pukania, a potem ta kobieta która zamknęła okno. Bardzo mnie ciekawiło to co oni ukrywają. Powoli wstałem i podszedłem do okna, stałem plecami do ściany tuz obok próbując podsłuchać chociaz odrobinę. Bylem ciągle w gotowości, bylem ostrożny.
Przegonione dzieciaki podeszły natomiast do kolejnego okna, które również zostało zamknięte, ktoś tu wolał prywatność od przyjemnego przeciągu. Nie zniechęcone tym jednak przykleiły uszy do drzwi na całej, dopuszczalnej dla ich wzrostu i rozmiarów powierzchni. Ty natomiast postanowiłeś zyskać parę informacji. Okna nie były zbyt szczelne i nawet pomimo zamknięcia dobiegały do Ciebie słowa wypowiedziane przez ludzi będących w środku.
- Pozamykane... wybacz mistrzu, ale dzieci są bardzo ciekawskie - odezwała się kobieta, słychać było podsuwanie krzeseł.
- Nie szkodzi, dzieci to dzieci - męski głos, musiał należeć do starca - Stała się rzecz straszna. Wiem, że nie jesteśmy w komplecie, brakuje nas w tym miejscu, jednak trzeba zacząć działać. Szkatuła poznania zniknęła, a jej strażnik został zabity. Gdybym... gdybym był młodszy, miał więcej sił... - głos przerodził się w lekki szloch.
- Mistrzu, to nie Twoja wina - kolejny mężczyzna, głos wydawał się o wiele młodszy od poprzednika - Wspólnymi siłami odnajdziemy złodziei i ukażemy ich za ten haniebny czyn - rzekł zdecydowanie.
- Nie pozostało po nich ani śladu, wiesz co to oznacza? - zapytał starzec, odpowiedziała mu cisza. Po chwili kontynuował - Zbierzemy resztę i... podejmiemy się tego. To jest nasz obowiązek... - rzekł takim tonem, jakby był to przejaw ostatecznego poświęcenia. Mogłeś tylko się domyślać wagi tak niezwykłego spotkania.
- Ja mogę pomoc! Krzyknąłem za oknem. Otworzyłem okno z powrotem wskakując na parapet kucając, moja dłoń ostawiłem tak jak bym powiedzieć "Tak Jest!" - Witam witam! popatrzyłem na wszystkich zebranych w środku. - Nie moglem się powstrzymać i trochę was podsłuchałem, usłyszałem ze wam coś skradziono i chcecie do mieć z powrotem. Skończyłem mówić by popatrzyć jeszcze raz na ich, czy nie są źli. - Jestem Ninja z wioski Kumo, i z przyjemnością mogę wam pomoc za dobra zaplata. Usmiechnalem sie. - Jestem w tej chwili wolny, wiec jak?
Ich miny wyrażały zupełne zaskoczenie, w końcu ktoś wtargnął na zapewne tajne zebranie, o którym powinni wiedzieć jedynie nieliczni, a na pewno nie przypadkowe osoby, które zabłądziły z uchem pod samo okno.
Pomieszczenie było raczej proste, parę malowanych widoczków przedstawiało kwieciste łąki, wodospady, oraz lasy. W kącie stała sztaluga, oraz parę czystych płócien. Oprócz tego łóżko, parę krzeseł i innych sprzętów, jednak nie było wiele czasu, by je podziwiać.
Człowiek około trzydziestki, o zmierzwionych, kruczoczarnych włosach, z paskudną blizną niekształcącą policzek wyrwał się do przodu. Miał odrzucony na plecy kaptur, to był na pewno ten ostatni, który tu dołączył. Został zatrzymany przez staruszka, jego sękata dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku. Kobieta patrzyła jedynie to na Ciebie, to na starszego mężczyznę.
- Dlaczego mielibyśmy poświęcić zaufanie komuś obcemu? - zapytał starzec wbijając w Ciebie spojrzenie stalowoszarych oczu - Komuś, kto nadstawia ucha, zjawia się znikąd... i to na dodatek z Kumo, jeśli można ufać w jego słowa - mówił spokojnie i jego twarz nie wyrażała złości, czego nie można powiedzieć o młodszym mężczyźnie stojącym obok niego.
- Potrzebuje kasy a skoro szukacie pomocy... to mogę pomoc, jeżeli nie chcecie pomocy to trudno, tez to mnie mało obchodzi... czy wy chacie mojej reki czy tez nie. Po czym zwróciłem wzrok na chłopaka który chwycił za swoja bron. - Odradzał bym ci, ponieważ stracisz rękę jeżeli byś miał zamiar jej użyć. Bylem bardzo poważny i bylem gotowy się bronic, walczyć i zabijać. - Wiec jak? pomoc czy mogę już sobie iść? Zapytałem się ostatecznie patrząc w stronę kobiety.
Mężczyzna był wyjątkowo bojowo nastawiony, bo zamierzał na zniewagę odpowiedzieć siłą, lecz starzec jedynie ujął jego nadgarstek między kciuk, a palec wskazujący i... mężczyzna w jednej chwili się spocił i stracił jakąkolwiek chęć do stawiania oporu. Skinął tylko, pewnie na znak, że nie zamierza wdawać się w żadne utarczki.
- Pieniądze... one są ważne - pokiwał powoli głową i zmrużył oczy - Dobrze, usiądźmy... - puścił nadgarstek tamtego człowieka, co ten wykorzystał od razu, by go rozmasować. Kobieta ustawiła bez słowa krzesła wokół stołu i wskazała byście usiedli. Sama podeszła do sztalugi i rozstawiła ją, umieściła na niej czyste płótno, otworzyła niewielką skrzyneczkę z przyrządami do malowania, pozostawiła je przy sztaludze i usiadła przy stole. Obok niej usiadł porywczy mężczyzna, oraz starzec. Ten ostatni wskazał Ci krzesło naprzeciwko siebie.
- Chcę poznać Twe imię - zaczął - Muszę wiedzieć, komu mam powierzyć życie wielu istnień połączonych przeznaczeniem we wspólny los. I najważniejsze, czy jesteś gotów narazić własne życie...
Zeskoczyłem z parapetu i podszedłem do stolika siadając na krześle. - Mówcie mi Tane. Powiedziałem swoje imię w skrócie ponieważ nie było im potrzebne znać cale moje imię. Nie potrzebowałem w przyszłości problemów typu "ja go znam". - Czy wiecie kto prawdo podobnie skardl ten wasz przedmiot? i gdzie prawdo podobnie można on być schowany? Zadałem od razu parę pytań by moc co kol wiek się dowiedzieć.
- Nie, złodzieje nie pozostawili żadnych śladów. Przechowywany przez długie lata artefakt po prostu zniknął, a jego strażnik... - tutaj starzec zamilkł - Znaleziono go martwego, bez żadnych ran, ani śladów wskazujących na zabójce. Nasze próby zawiodły... jest jednak sposób, by odnaleźć przedmiot, a nie złodziei - nabrał powietrza - Minęły lata, odkąd urządzenie wykrywające zostało użyte ostatni raz. Zostało rozdzielone na parę części, by nie wpadło w nieodpowiednie ręce. Części zostały ukryte w trudno dostępnych miejscach, by jedynie najlepsi i najbystrzejsi mogli je zdobyć. Tylko w tym pozostało nam pokładać nadzieję. Posiadam jedną z części, pozostały jeszcze trzy. Twoim zadaniem jest zatem zdobycie ich i namierzenie za pomocą mocy tego przedmiotu, naszego skradzionego artefaktu. Zatem? - spojrzał na Ciebie - Czy nadal chcesz nam pomóc?
- Rozumiem, a co to za przedmiot? jak on wygląda i co on takiego potrafi? skoro to jest artefakt? Próbowałem wyciągnąć jak naj więcej żeby było mi łatwiej. Po długim słuchaniu i długiej rozmowie, musiałem się jeszcze raz zastanowić czy mam im w tym wszystkim pomoc. Wyglądało na to ze będzie to długa misja lecz już postanowiłem. - Pomogę wam.
Spojrzeli po sobie, starzec skinął głową do kobiety, ta wstała i podeszła do płótna, zaczęła mieszać farbę na palecie. Tymczasem staruszek mówił dalej.
- Szkatuła poznania jest przedmiotem, który oferuje posiadaczowi wiedzę, której nie powinien poznać żaden żywy. I niech nie mami Cię bezgraniczna wiedza, bo okupiona jest ona śmiercią i cierpieniem. Użyta w sposób niewłaściwy może spowodować wiele złego, artefaktu nie można zniszczyć, więc trwaliśmy na posterunku, strzegąc jego tajemnic - pokiwał lekko głową i wyjął z kieszeni niewielki zwój i rozwinął go, na Twoich oczach uwolnił przedmiot w nim zaklęty, było to coś kształtem przypominającego różdżkę rozchodzącą się z rękojeści w trzy zakończenia. Na każdym było miejsce na klejnot. Całość miała rozmiary średniej wielkości, stołowego świecznika.
- Weź to ze sobą, pozwoli Ci odnaleźć resztę przedmiotów - podsunął Ci żelazny twór. Tymczasem kobieta zaczęła malować, robiła to bardzo sprawnie i bardzo szybko powstał lodowy krajobraz przypominający pełną ogromnych sopli jaskinie. Wyglądała zadziwiająco realistycznie, w pewnym momencie jeden z sopli odłamał się i spadł, rozpryskując się na lodowej podłodze, to nie wyglądało jak zwyczajny obraz, a właściwie jak okno do innego miejsca.
- Lodowy sarkofag, tam znajduje się pierwszy z klejnotów. Możemy przenieść Cię tam za pomocą techniki. Jak już będziesz gotowy, zrobimy to.
- Rozumie ... powiedziałem po tym jak powiedzieli to i owo o przedmiocie. Gdy rozwinęli zwój, domyśliłem się ze pewnie tam zapieczętowali oni ten przedmiot do którego potrzeba jeszcze parę części. Wziąłem go do rak przyglądając się, schowałem go do kieszeni.
- Dobrze... jestem gotowy... Powiedziałem poprawiając swój zwój na plecach.
//Bylo by możliwe zdobycie w nagrodę "krysztalowa kule" która jest stworzona z tego samego kryształu co moja Katana "Kouseki Katana", kula ta jest otwarta na jutsu żywiołu "Hikaru". Nazwał bym ja "Kouseki Tazana". To chyba nic wielkiego?//
Starzec kiwnął głową raz jeszcze, a kobieta wykonała serie pieczęci, była ona szczególnie długa, wykonywała je w skupieniu. Po chwili, gdy skończyła dotknęła dłonią pomalowanego płótna, a jego powierzchnia zafalowała jakby była taflą wody. Poczułeś jakby nagle ktoś naciągnął zbyt mocno powłokę świata, wszystko zadrżało i zatrzeszczało, a może po prostu Ci się tak wydawało. Obraz wokół Ciebie drżał i zaczynały przecinać go pajęczyny pęknięć, wyglądało to jak pękające lustro. Kawałki zaczęły odpadać, odsłaniając błękitne, lodowe ściany, poczułeś jak igiełki arktycznego chłodu wbijają się w Twoje ciało, świat zmienił się w jednej chwili, a towarzyszący Ci ludzie zniknęli. Znajdowałeś się w znajomym miejscu, był to przecież ten sam obraz, który widziałeś wymalowany dłonią kobiety, niedaleko miejsca, w którym się pojawiłeś leżał pokruszony sopel. Lodowa komora, w której się znajdowałeś była ogromna i wydawała się ciągnąć bez końca w obu kierunkach. Lodowe nawisy zwisające z sufitu mieszczącego się dziesięć metrów nad Twoją głową wyglądały niezwykle groźnie. Tajemniczy blask padający z sufitu dawał niewiele światła, tyle tylko, by nie potykać się o własne nogi.
Dla naszej wspólnej wygody pozostaniemy w tym temacie.
//Nie ma uregulowanej sprawy związanej z nagrodami rzeczowymi. Tym bardziej, że jest to rzecz niestandardowa, a ja nie zajmuje się jej wyceną, muszę odmówić, by nie naruszyć przypadkiem zasad wynagrodzeń.
*Czyli jestem w jakimś pomieszczeniu? strasznie trudny post ;p*
Stalem i się patrzyłem w około by dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu. Zdecydowałem za wiele jeszcze nie robić puki czegoś się więcej nie dowiem. Zacząłem się rozglądać w około, za czymś za czym powinienem pójść, za czymś co na prawdę wpada mi w oczy co jest bardzo ciekawe. Nie bylem speszony, ale bardzo ciekawy ponieważ pierwszy raz wodze coś takiego na oczy.
Jeśli można było do czegoś porównać ogromną, lodową komorę, w której się znalazłeś, najlepiej sprawiłaby się w tym pokaźna hala, kompletnie pusta. Sam sposób w jaki musiała powstać był co najmniej tak tajemniczy, co okoliczności towarzyszące Twojemu pojawieniu się tutaj. To wyglądało, jakbyś został przeniesiony w głąb obrazu, a może po prostu obraz był składnikiem niezbędnym do przeniesienia Cię w odległe miejsce, czymś w rodzaju okna.
Jedyną wskazówką było urządzenie, które otrzymałeś, wibrowało ono delikatnie. Możliwe, że był to rodzaj nadajnika, który swoim zachowaniem wskazuje, gdzie też zostały ukryte jego pozostałe elementy.
//Tanuki dala pozwolenie na ten przedmiot ale tylko jeżeli to będzie Misja Rangi A, wiec jak? spróbujemy z ranga A?
Dowód:
------------------------------------------------------------
Tanekaze zaczął się rozglądać za jakim kol wiek wyjściem, za jakimiś drzwiami. Lecz jeżeli nie będzie żadnych drzwi to szukam okna, a gdy w końcu jakieś będzie okno przez które będzie widniało słonce. Robie automatycznie "Kawarimi" i przenoszę se na zewnątrz. Lecz gdy Tanekaze będzie w pudelku bez wyjścia, wyjmuje swoja kryształowa katanę i próbuję przeciąć ścianę na wylot na cztery razy formując "kwadratowe wyjście" żeby udało się przeciąć używam specjalnego jutsu przez które ostrze katany jest o wiele silniejsze.
Furea Kawarami no jutsu
Opis: do techniki nie potrzeba pieczęci, działa jak zwykłe kawarami tylko że po ataku wymierzonym w naszą stronę zostaje tylko oślepiający błysk który oślepia tylko i wyłącznie oponenta (lecz tylko w wypadku tajjutsu), sami zaś pojawiamy się w miejscu gdzie padają promienie słoneczne, lub świeci światło.
Uwagi: Jutsu można wykonać tylko na zewnątrz i tylko kiedy możemy zobaczyć słońce.
Koszt: 150 PCh [130 PCh]
Ranga D
Kesshou
Podstawowa technika którą powinien umieć każdy klanowicz, najpierw kumulujemy światło na ostrzu broni (kunai/katany/kastetu itp) po czym zamieniamy ostrze broni w świetliste ostrze. Jutsu początkowe niezbędne do poniższych.
Koszt: 0 Pch
Ranga: E
Rozglądając się po lodowej grocie mogłeś odczuć, że urządzenie na przemian wibruje i traci na mocy wraz z Twoim ruchem. Nie trzeba było być geniuszem, by odkryć prawidłowość zawierającą się w tych efektach. Kierując się w określonym kierunku wibracje wzmagały się, co mogło być wskazówką, w którą stronę się udać.
Wewnętrzny, lodowy blask był mocno rozproszony, a w lodowej powłoce próżno było szukać choćby najmniejszych przejawów ludzkiej ingerencji takiej jak drzwi, czy okna. Ponadto lód wyglądał na niezwykle gruby, co można było ocenić na podstawie jego przezroczystości, która pozwalała dostrzec nawet odległe skazy i stwierdzić, że wyrąbanie sobie w nim przejścia bez odpowiednich narzędzi, to próżny trud.
W momencie wzmożonej aktywności urządzenia, z końca lodowej komory niknącego w ciemnościach, dostrzegłeś połyskiwanie, jakby coś odbijało światło, którego tu jednak nie było.
Z początku mogłeś pomyśleć, że to jedynie rozproszony cień, jednak po chwili powtórzył się w innym miejscu. Pod, a właściwie w lodzie przesuwały się cieniste kształty przypominające swoją postacią gnane przez wiatr postrzępione płaszcze. Z każdą chwilą ich liczba rosła, było ich coraz więcej zarówno w podłożu, jak i w oddalonych od Ciebie ścianach, czy suficie. Warunki były mocno niesprzyjające, jedynym wskaźnikiem było urządzenie, oraz dziwne połyskiwanie. Argumentami przeciw pozostaniu w miejscu były lodowe cienie, oraz doskwierające zimno, które wciskało się w każdy zakamarek ciała, a stanie w miejscu nie pomagało utrzymać dobrej ruchliwości.
W reku trzymałem dalej swoja katanę, bylem ostrożny próbowałem się nie spieszyć i spokojnie iść w głąb tunelu. Dziwiły mnie te cienie które ruszały się pod lodem. Moglem tylko zastanawiać się "co to jest" do głowy wpadło mi parę rzeczy jak "Woda, magiczne istoty albo po prostu 'mój cień". Nie zastanawiając się dalej, szedłem dalej przed siebie... najgorsze było to ze niestety nie będę mógł użyć "Kawarimi" ponieważ nie było słońca na widoku.
Będąc w ruchu, mniej odczuwałeś zimno. Szedłeś przed siebie, pod stopami miałeś śliski lód promieniujący tym samym blaskiem. Jednak pod wpływem cieni zdających się przesuwać pod samą powierzchnią lodu, światła było coraz mniej. Pokonując kolejne metry mogłeś spostrzec, że właściwie jedynym dźwiękiem w tym miejscu, były te, które sam powodowałeś. Lód nie pękał, lodowe płyty nie przesuwały się, wszędzie były gładkie ściany nie licząc sufitu, gdzie pełno było sopli przyjmujących wygląd stalaktytów odpowiednich jaskiniom. Blask dochodzący z głębi korytarza był coraz wyraźniejszy, aż w końcu dostrzegłeś dziwny, lodowy twór. Wyglądało to jak gigantyczny, lodowy naciek łączący sufit z podłożem. W centralnym jego punkcie, na wysokości mniej więcej pięciu metrów, gdzie naciek był najcieńszy, tkwił klejnot, z którego dobywał się blask tak różny od tego, który dobiegał z lodu Cię otaczającego. Urządzenie z każdą chwilą wibrowało coraz bardziej i bardziej, był to znak, że zbliżasz się do celu. Wokół tworu z zamarzniętej wody wiły się błyszczące schody prowadzące aż do samego klejnotu. Z każdym Twoim krokiem wędrowały też tajemnicze cienie. Gdy byłeś już bardzo blisko schodów, dostrzegłeś że nawis w środku jest pusty, a otwory wylotowe z podłoża i sufitu blokuje właśnie klejnot. Trzeba było podjąć decyzje, jesteś u podnóża schodów. Tunel ciągnie się dalej, cieni jest coraz więcej, zaczynają powoli wypełniać to, co trzyma poszukiwany przez Ciebie klejnot, ten jednak zachowuje swoją błękitną barwę i blask.
Szedłem dalej przez tunel, nic praktycznie się nie zmienili aż w końcu zauważyłem co dziwnego... coś interesującego... przedmiot który dostałem zaczął strasznie wariować. Domyslilem się wiec ze to właśnie jest to... to czego prawdo podobnie szukam. Niczego innego tutaj nie było co by mogło przypominać "coś specjalnego". Zacząłem powoli podchodzić do schodów, wchodząc powoli na sama gore. Gdy tylko dotarłem do błyszczącego przedmiotu nie chwyciłem go od razu, zacząłem go powoli dotykać i patrzyłem jak najłatwiej będzie go zabrać. Prawdo podobnie uwolnię przez to jakąś pułapkę, ale nie mam chyba innego wyboru... ale zdecydowałem coś spróbować. Chwyciłem za kunaia a druga ręką miała za zadnie zabrać szybko klejnot. Zrobiłem to... spróbowałem wyrwać klejnot i bardzo szybko wcisnąć na jego miejsce właśnie kunaia tak żeby żadna pułapka się nie uwolniła.
Mając przed swoją twarzą klejnot, mogłeś mu się bliżej przyjrzeć, nie należał do największych, ale pasował wielkością do jednego z zakończeń urządzenia, które miałeś przy sobie. Kunai, a właściwie jego zaokrąglony koniec mniej więcej powinien pasować, chociaż klejnot wydawał się ciut szerszy. Z bliska mogłeś potwierdzić swoje obserwacje, że lód w środku był pusty, tworzył coś w rodzaju dwóch lejów niemal stykających się ze sobą, gdzie łącznikiem, a zarazem zatyczką był klejnot. Owe rury wypełniały się w tej chwili tymi samymi cieniami, które towarzyszyły Ci przez całą podróż tutaj. Śliska platforma pod Twoimi stopami nie dawała pewności, dzierżyłeś kunai w zmarzniętej dłoni, a drugą wyciągnąłeś, by chwycić klejnot. Miałeś jeszcze drobną chwilę, by wprowadzić jakiekolwiek zmiany w swoim planie, bądź po prostu go wykonać. Miałeś teraz solidny wgląd we wszelkie szczegóły otoczenia. Sufit ponad Tobą, podłoże poniżej Ciebie, obie powierzchnie oddalone o pięć metrów. Na dodatek diabelnie śliskie i nieostrożny krok może mieć przykre konsekwencje. Im dłużej będziesz stał w bezruchu, tym ruch będzie bardziej utrudniony. Masz nie do końca pasujący kunai, ale lepsze to niż nic, kamień jest w zasięgu ręki. Zatem?
Nie miałem wyboru, po to tutaj przyszedłem... chwyciłem za kamień po czym pociągnąłem go do siebie szybko chowając go do kieszeni. Dosłownie kiedy to zrobilem szybko, zeskoczyłem ze schodowi na sam dol, koncentrując przy tym chakre w stopach przez co jechałem na lodzie jak na łyżwach, biegłem w stronę pomieszczenie w którym się znalazłem już na samym początku. Zapewne uwolnię jakąś pułapkę, gdy poleci w moja stronę jakiś pocisk... rzucam zwyczajnie moim kunaiem który posiadam w reku tak żeby ten pocisk odbić. Lecz gdy będzie niestety więcej pocisków, chwytam za katanę i odbijamy ostrzem katany machając wszystkie pociski typu [senbon,shuriken,kunai] bylem doświadczonym ninja z dużo szybkością z czym nie powinienem mieć problemów. Jeżeli niestety atak będzie taki ze nie obronie eis swoja katana, wskakuje szybko na ścianie i się do jej przyklejam tak żeby nie być na celu.
Pociągnąłeś za klejnot, towarzyszył temu trzask pękającego lodu, cienie w lodzie zawirowały jakby tylko na to czekały. Przez otwory z lodowych lejów z dużą szybkością zaczęło wydostawać się coś na kształt czarnego dymu. Ty jednak ani myślałeś czekać na więcej efektów swoich działań. Klejnot powędrował szybko do kieszeni, a Ty zeskoczyłeś z podestu. Jednak trzeba było najpierw skupić się na lądowaniu, a następnie przejść do pośpiesznego opuszczenia tego miejsca. Przy kontakcie z lodem nogi zwyczajnie odjechały spod Ciebie, a Ty z całym impetem towarzyszącym zeskokowi z wysokości około pierwszego piętra. Zamroczony to za mało powiedziane, ale chłód skutecznie otrzeźwiał. Upadek skutecznie wybił z płuc powietrze, złapałeś zatem szybki, a przy tym głęboki wdech i podniosłeś się z trudem. Plecy bolały tylko trochę, za to miejsce, gdzie traciły swoją szlachetną nazwę było już gorzej. Tyle szczęścia, że nie uderzyłeś głową o lód, bo wtedy nie byłoby co zbierać. Tymczasem chmura podejrzanego dymu zaczęła się rozprzestrzeniać, dążąc uparcie w Twoim kierunku. Poruszała się na tyle szybko, że człowiek biegnący po lodzie miałby minimalne szanse przed ucieczką. Jednak Ty nie zamierzałeś sobie spokojnie biec, gdy za Twoimi plecami tworzy się coś, co pewnie chce Cię zabić. Zatem szybka koncentracja chakry w stopach, by zmniejszyć tarcie pomiędzy nimi, a lodem i w drogę. Zagryzienie zębów ze względu na dosyć obolałe pośladki było wskazane, jednak nie było to nic takiego, co powinno zniechęcić ninja przed ratowaniem własnego życia. Jazda na chakropodobnych łyżwach byłaby pewnie relaksująca, gdyby od tego nie zależało Twoje życie. Po kilku ruchach kątem oka mogłeś ocenić, że chmura dymu wypełnia całą komorę za Twoimi plecami i jej kłęby przewalają się jakby gnane nieodczuwalnymi podmuchami wiatru, wyciągają się również pewnego rodzaju macki tworzone przez opar. Dzięki pomysłowi z użyciem chakry i przy zaangażowaniu wszystkich sił, udało Ci się utrzymać odstęp około siedmiu, może ośmiu metrów. Pośpiech pozwolił również błyskawicznie przebyć drogę dzielącą Cię od miejsca, z którego przybyłeś. Nagle rozbłysk i uczucie mocnego szarpnięcia, jakbyś został gwałtownie zatrzymany w miejscu, a przecież byłeś mocno rozpędzony. Poczułeś, że ktoś Cię trzyma za ramiona. Przed oczami latały różnokolorowe płatki, pewnie efekt rozbłysku.
- Dobra robota, w samą porę udało nam się Cię ściągnąć z powrotem - usłyszałeś głos starca, znowu znajdowałeś się w tej samej chatce co poprzednio. Stałeś odwrócony twarzą do obrazu, który gwałtownie wypełniał się czernią, jakby ktoś wylewał nań atrament. Stojąca obok płótna kobieta wykonała pieczęć, rozpraszając efekt wykonanej wcześniej techniki. Wyglądała na lekko zmęczoną, oddychała ciężko. Mężczyzny, który reagował na Twoje przybycie dosyć gwałtownie, nie było w pomieszczeniu. Ciepło panujące w pomieszczeniu przyjemnie ogrzewało Twoje zmarznięte ciało, odezwał się lekki ból, ale nie powinien sprawić on zbyt wiele problemów i pewnie za jakiś czas przejdzie.
- Wszystko w porządku? - zapytała kobieta - Chcesz odpocząć, czy przechodzimy dalej?
Siadłem na krzesło opierając się. - ufffffff... co to było... Zadałem sobie pytanie, faktycznie ten czarny dym był nieco inny od dymu którego wiedziałem, ten dym był można powiedzieć był strasznie inteligenty... próbował mnie dogonić i zabić ale na szczęście styl łyżwiarza był nie zawodny. - Tak ... dajcie mi chwile muszę odpocząć... Zacząłem głęboko oddychać, schowałem rękę do kieszeni i wyjąłem kamień który zdobyłem. - Tego szukamy? mam to tutaj zostawić? czy nosić wszystkie zebrane przedmioty ze sobą? Podrapałem się lekko po głowie, powoli wstając z krzesła. Zacząłem się wyciągać. - Jestem gotowy na następną wyprawę!
- Cieszy mnie to - rzekł starzec - Ten dym, jak to nazwałeś, to strażnik tego miejsca. Lodowy Duch, człowiek, który otworzył Szkatułę Poznania, by posiąść jej wiedzę. Za swój występek został zamknięty w lodowym sarkofagu, gdzie przybrał te kształty. Wszelkie człowieczeństwo go opuściło, została jedynie chęć odebrania ciepła każdej żywej istocie. Widocznie sam Pieczętujący postanowił umieścić go tam jako przeszkodę w zdobyciu klejnotu - powiedział, po czym usiadł na krześle - Jak już znajdziesz się w kolejnym miejscu, przyłóż klejnot do zakończenia urządzenia, chakra zwiąże je ze sobą, połączy. Wtedy może będzie Ci łatwiej odnaleźć kolejny kamień - skinął kobiecie, która zmieniła płótno na czyste i rozpoczęła malować. Pojawiały się żywe zielenie, oraz ciepłe brązy, tymczasem mężczyzna mówił dalej.
- Klejnot paproci znajduje się w dżungli pustki, jest to opuszczony świat stworzony przez nieznanego nam człowieka, wykorzystany przez Pieczętującego jako ukrycie dla kamienia. Jednak uważaj, jest tam wiele niebezpiecznych stworzeń - przestrzegł Cię. W tej samej chwili obraz został skończony. Gęstwiny, poskręcane liany, słońce z trudem przeciskające się przez zwartą, zieloną kurtynę. Wiatr porusza liśćmi, liany chyboczą się, przeleciał różnokolorowy ptak, kolory tęczy skrzyły się na jego piórkach. Kobieta powtórzyła czynności jakie wykonała poprzednim razem. Ponownie świat zaczął rozpadać się w kawałki, jakby był jedynie rysunkiem na szkle. Poczułeś w płucach zawiesiste, przepełnione wilgocią i gorącem powietrze. Zapach zieleni wdzierał się w nozdrza, do uszu dobiegał świergot ptaków i odległe nawoływania zwierząt, przypominały one małpie odgłosy. Stałeś pomiędzy drzewami, pod stopami wiły się korzenie drzew, resztki gnijących liści, po pniach przemykały mrówki dzierżące niczym siłacze liście większe od nich samych. Pomiędzy rozłożystymi liśćmi poruszanymi wiatrem przeciskał się co jakiś czas zagubiony promień słońca, grzejąc twarz. Minie jeszcze chwila, aż dojdziesz do siebie, zmiana klimatu z mroźnego na tak gorący i wilgotny sprawiła, że jesteś nieco otumaniony, potrzeba paru chwil, byś przywykł do tej zmiany.
*Loop - Loop* Moje obydwie nogi stanęły na korzeniach drzew. - I proszę... jesteśmy... Oparłem jedna dłoń o drzewo by chwile odpocząć, dziwnie się poczułem ... nic dziwnego zimno a potem ciepło, potrzebowałem chwile czasu. Az w końcu już zacząłem powoli wracać do siebie. Pierwsze co zrobilem do się porozglądałem w około by zeskanować cały teren. Pierwsze słowa która mi wpadły do głowy to było ... "Niebezpieczeństwo", nie dziwiłem się czemu tamci ludzie mówili ze jest tu niebezpiecznie. Wyjąłem swoja katanę, po czym przyłożyłem ja przed siebie "pionowo". - Sora No Zakura... Padły moje pierwsze słowa. Moja katana się rozpłynęła w tysiace małych pyłek. Pyl ten latal obok mnie tak żeby mnie chronił przed atakami jak tarcza. Wziąłem maszynę po czym zacząłem iść przed siebie patrząc jak maszyna reaguje.
Po paru chwilach kręcenia się po okolicy, w której się pojawiłeś, zdołałeś rozpoznać reakcje urządzenia. Wskazywało ono pewien kierunek, gdzie teren wydawał się opadać. Słychać było nawoływania ptaków, bardzo podobne do tych jastrzębich, chociaż miejsce takie jak to nie pasowało na dom tego typu zwierząt. Jak na razie kierujesz się wskaźnikami samego urządzenia, bez umieszczenia w nim zdobytego klejnotu. Wibruje ono lekko, gdy poruszasz się w dół porośniętego zbocza. W prześwitach między drzewami dostrzegałeś, że schodzisz do doliny, na której dnie odbijały się promienie słońca, musiało to być jakieś jezioro. Było miejscami dosyć stromo, ale poruszając się ostrożnie unikałeś potknięć. Za jakiś czas tropikalny las stanie się jeszcze gęstszy, a urządzenie nieomylnie prowadzi Cię właśnie przez ten gąszcz.
//zgodnie z ustaleniami pominąłem użycie techniki
Czułem ze coś mnie pali w kieszeni, kamień lekko drygał tak jak by czegoś chciał. Wsadziłem rękę do kieszeni i wyjąłem kamień który zdobyłem w pierwszej podróży do lodowej groty. W urządzeniu zauważyłem miejsce, tak jak by było dla kamienia. Przyłożyłem powoli kamień do dziurki na kamień, gdy to zrobilem kamień lekko zaświecił. Następnie zacząłem się kierować tak jak urządzenie mnie kierowało.
Chociaż wokół było gorąco i parno, kamień był zimny w dotyku, wydawało się nawet, że połyskuje na nim cieniutka warstewka szronu. Klejnot został niemal przyciągnięty, siłą podobną do magnetycznej, przywierając w odpowiednie miejsce na urządzeniu. Trzymając je teraz w dłoni, poczułeś coś, jakby przeczucie, w którym dokładnie kierunku powinieneś się udać. Jakbyś tu już kiedyś był, okolica wydała się jakby bardziej znajoma. Jednak coś wokół się jeszcze zmieniło, bo zapadła niepokojąca cisza, jakby świat wokół zamilkł w oczekiwaniu. Tymczasem w Twojej głowie pojawił się obraz, jakby wspomnienie czegoś na kształt zrujnowanej, kamiennej świątyni. Otoczona była tropikalnym lasem, a wokół srebrzyła się woda, może była to jakaś wyspa. Prawdopodobnie widoczne z daleka jezioro, było odpowiednim miejscem na poszukiwania, jednak z miejsca, gdzie przebywałeś nie widać było najlepiej, gdyż drzewa przesłaniały właściwie cały widok.
Gdy tylko obrazy objawiły mi się w głowie, lekko zakręciło mi się w głowie. Bylo to coś czego jeszcze nigdy nie doznałem, oparłem się lekko na jednym kolanie trzymając się obydwoma dłońmi za głowę. Dalem sobie chwile, wiedziałem ze muszę się spieszyć ponieważ kobieta która wykonywała jutsu potrzebuje dużo chakry. Szybko wstałem po czym zacząłem się kierować za sygnałem które szalało.
Ruszyłeś w kierunku, który wskazywało urządzenie. Pokonywałeś kolejne metry, momentami zsuwając się po luźnych resztkach poszycia. Jedynym odgłosem był ten, który towarzyszył Twoim krokom, wydawało się, że hałas ten niesie się bez końca po tropikalnym lesie, mając jako tło zupełną ciszę. W końcu drzewa ustąpiły miejsca wysokiej trawie, oraz splątanym krzewom. Teraz widziałeś wspinającą się ścianę lasu po drugiej stronie jeziora, a przed Tobą rozpościerała się tafla wody. Falowała nieznacznie, poruszana delikatnymi powiewami wiatru. Zbiornik był naprawdę ogromny, a po jego środku wyrastała kępa zieleni, niewielka wysepka, która wydawała się znajoma. Dzieliło Cię od niej około trzystu metrów w linii prostej. Nadal panowała kompletna cisza, która sprawiała, że czułeś się jak nieproszony gość, obserwowany bez ustanku przez właściciela domu, do którego wkroczyłeś bez pozwolenia. Urządzenie dawało nieomylnie znać, że coraz bardziej zbliżasz się do celu swojej podróży. Lodowy klejnot błyszczał podobnie to tafli jeziora, nadal emanował chłodem.
Stanąłem miedzy krzakami zaglądając powoli czy droga jest wolna i czy nikogo niema. Cos mnie nie pokoilo, wiedziałem ze ktoś tutaj jest i już na mnie czeka. Skoncentrowałem trochę chakry w stopach następnie wszedłem powoli na wodę w krzakach które wystawały z wody. Zacząłem powoli się przemieszczać dalej tak jak urządzenie mnie prowadziło. Spokojnie szedłem po wodzie jak najciszej rozglądając się w około.
Wokół Twoich stóp tworzyły się kręgi na wodzie. Szedłeś ostrożnie pośród trzcin, oraz innych roślin wyrastających z przybrzeżnej płycizny. Było zdecydowanie zbyt spokojnie, musiało za tym kryć się coś groźnego. Wiatr ustał, tafla jeziora się wygładziła, trzciny leniwie falowały wokół Ciebie. Gdy pojawiła się przed Tobą odkryta przestrzeń, dostrzegłeś splecone pod powierzchnią wody wodorosty i inną roślinność. Była ona niepokojąca z prostego względu, wiła się jakby żyła własnym życiem, a jej pędy powoli wysuwały się do Twoich stóp. Nie wychylały się jednak ponad powierzchnie, zdawały się muskać podeszwy Twoich butów. Mogło to mocno niepokoić, po plecach przebiegał dreszcz, chociaż wokół panowało gorąco i zaduch, urządzenie wibrowało w dłoni, ziębiło ją.
Próbowałem nie zwariować, ponieważ zwykły i nie wyszkolony człowiek zacząć się czuć nie swojo. Zdecydowałem przejść na "tryb nie widoczny" użyłem wiec jutsu "Hikaru guarke no jutsu". Bylem nie widoczny dla nikogo, zdecydowałem przyspieszyć trzy krotnie ponieważ czas leciał. Musiałem jak najszybciej załatwić to wszystko. Zacząłem biegnąć po wodzie patrząc w gore w wszystkie boki a nawet pod siebie. Gdy miałbym zostać zaatakowany, reaguje bardzo szybko szybkim skokiem w bok.
Co ciekawe, tylko po użyciu klanowej techniki, rośliny zupełnie się uspokoiły, jakbyś dla nich nigdy nie istniał. Ciężko było określić rzeczywiste niebezpieczeństwo, ale dla pewności lepiej było ich unikać. Były absolutnie wszędzie, może stąd wziął się absolutny brak wszelkich ptaków wodnych, ryb również nie widziałeś. Pomimo tak dużej ilości roślin, woda była krystalicznie czysta, a nie jak to ma miejsce z glonami, które bardzo szybko powodują to, że woda przypomina raczej gęstą zupę.
Ponad Tobą świeciło bystre słońce, jego promienie odbijały się w tafli i sprawiały, że wydawała się jaśnieć wewnętrznym blaskiem. Pokonując odległość dzielącą Cię od wyspy, wokół wydawało się bezpiecznie, chociaż było to niezwykle chwiejne poczucie. W końcu wkroczyłeś między zarośla, splątana roślinna masa tworzyła baldachim ograniczając dostęp światła do minimum, jeśli wkroczysz podeń ukrywająca Cię technika się rozproszy, jednak jak na razie spełniła swoje zadanie znakomicie. Urządzenie tymczasem coraz gwałtowniej reagowało na bliskość kolejnego klejnotu, dzieliło Cię od niego naprawdę niewiele. W powietrzu unosił się bardzo intensywny zapach kwiatów, oraz pyłek osadzający się na wszystkim wokół, był skrzący jak złoty proszek. Nie dostrzegłeś żadnych zwierząt, ani nawet owadów, wokół panowała zupełna cisza.
Dalej spokojnie kierowałem się w stronę miejsca gdzie prawdo podobnie znajduje się to czego szukam. Wiedziałem również ze w końcu nie będę mieć dostępu do słońca ale nie martwiłem się oto ponieważ miałem się jak bronic jak bym miał zostać zaatakowany. Spieszyłem się, poruszałem się naprawdę szybko.
Zacząłem się trochę denerwować ale zaraz szybko przypominałem się poco tutaj przyszedłem.
Wszedłszy w cień, ruszyłeś w kierunku, który był wskazywany przez wibrujące urządzenie. Spieszyłeś ku celowi przedzierając się przez rozłożyste paprocie, a unoszący się w powietrzu pyłek był coraz gęstszy, drapał lekko w gardło i kręcił w nosie. Drzew nagle ubyło, a pod stopami zamiast zapadającego się gruntu poczułeś twardy kamień. Przed Tobą wznosiły się ogromne liście paproci, była dwukrotnie wyższa od Ciebie, a rozłożysta na niemal czterokrotność swojej wysokości. Liście były w barwie ciemnej zieleni, można było liczyć je w dziesiątkach, długość ich nierzadko przekraczała niemal dwa metry. To, co przyciągało wzrok, to rosnący w jej centrum kwiat, znajdujący się na wysokim słupku. Jego płatki były purpurowe, pokryte złocistymi plamkami wyglądały dosyć dziwacznie, a zapach pochodzący od niego mógł równać się łące pełnej kwiatów. Wewnątrz niego coś połyskiwało, wyglądało to na zielony kamień. Kwiat był lekko przechylony jego ciężarem i wyglądał bardzo prowokująco zwrócony w Twoim kierunku. Znajdował się na wysokości ponad trzech metrów i dostać się do niego można było wspinając się po liściach. Dookoła polanki na której rosła ogromna paproć, stały kamienne kolumny z niewyraźnymi pozostałościami płaskorzeźb. Resztki murków świadczyły, że niegdyś znajdowało się tu coś więcej, niż tylko parę kamieni. Dostatek słońca działa na Twoją korzyść, jednak mnóstwo unoszących się w powietrzu pyłków nieco dekoncentruje przeszkadzając we swobodnym oddychaniu, wpadają czasem do oczu.
Patrzyłem na kwiat podchodząc z urządzeniem w dłoni. Stalem przed tym kamieniem z urządzeniem w reku patrząc jak urządzenie reaguje. Gdy urządzenie szalało bylem pewien ze to jest właśnie to czego szukam. Obejrzałem spokojnie cale pole w około czy niema nic podejrzanego. Parę razy dotykałem patykiem płatki kwiata stajać na palcach i patrząc czy jakoś reaguje. Musiał być jakiś haczyk tak jak w lodowej grocie. Gdy było spokojnie, chwyciłem dłonią za liski i zacząłem się wspinać, druga dłonią zaś złożyłem pieczęć "tygrysa" i skoncentrowałem chakre w stopach żeby móc szybko biegać. Gdy tylko to zrobilem, zlapalem za kamień a następnie wyrwałem kamień i skoczyłem do tylu plecami. Bardzo szybko skoczyłem a następnie odbiłem się w bok jak by leciało coś we mnie tak żeby pociski przeleciały obok. Następnie zacząłem biegnąć w strunę jeziora.
Nie było trudno znaleźć odpowiednio długiej gałęzi w miejscu takim jak to. Po chwili szturchnąłeś kwiat, płatek zwinął się, jakby wystraszył się zagrożenia z Twojej strony. Nic się jednak nie stało, po chwili płatek z powrotem się rozwinął, strzepując jedynie z siebie parę złocistych pyłków. Nie wyglądało, by cokolwiek było tu podejrzane, o ile tak ogromna paproć sama w sobie nie jest podejrzana.
Liście okazały się dosyć sztywne, stanąłeś na jednym i tylko lekko się ugiął. Wspiąwszy się na odpowiednią wysokość. Wykonanie pieczęci Tygrysa jedną dłonią... z racji na potrzebę użycia obu dłoni, było niewykonalne. Jednak koncentracja chakry w stopach się powiodła i byłeś gotowy do szybkiego odwrotu. Byłeś na wyciągnięcie ręki od kamienia i... chwyciłeś go szybko, wykonując jednocześnie skok do tyłu, wylądowałeś w kucki i od razu wykonałeś unik na wszelki wypadek, gdyby jednak coś zamierzało Cię zaatakować. Zanim jeszcze ruszyłeś w kierunku jeziora, dostrzegłeś jak kwiat w jednej chwili się wyprężył, a następnie zwinął płatki, a wysoki słupek, z którego wyrastał, błyskawicznie chowając się między liście. Ty jednak już umykałeś w stronę brzegu. Ziemia zaczęła drżeć, a klejnot w Twojej dłoni miał fakturę liścia, po którym przed chwilą się wspinałeś. Pyłki wokół zaczęły wirować, tworząc coś na kształt miniaturowych tornad, unoszących się nad ziemią. Tymczasem trzęsienie ziemi było coraz bardziej odczuwalne i narastało. Byłeś już nad brzegiem, gdy za Twoimi plecami rozległ się dźwięk, jakby ktoś wyrywał drzewo z korzeniami, posypały się kamienie, oraz fragmenty gleby. Dochodziło to z miejsca, z którego przed chwilą uciekłeś, przed Tobą rozpościerała się drżąca tafla jeziora, mogłeś utrzymać się na nogach, choć poruszanie się było utrudnione.
Mimo problemu biegania po wodzie starałem się. Wiedziałem ze muszę znowu użyć jutsu ukrycia (Hikaru guarke no jutsu) tak jak powszednio, winoroślą w wodzie były dziwne i zapewne tez żyły jak te drzewa. Biegłem jak szalony, bardzo śmiesznie to wyglądało.
SoundTrack: http://www.youtube.com/watch?v=qt7IDnokGZo
- Aaaaaaaaaaaaa!!! odwalcie się!!!! Wyjmijcie mnie już z tego obrazu!! krzyczałem mając nadzieje ze facet mnie znowu wywali. Nie wiedziałem czy może coś mnie zaatakuje, ale dla własnego bezpieczeństwa złożyłem parę pieczęci do (re- Za Kai) żeby przeciąć roślinę.
Byłoby to na pewno bardzo zabawne, gdyby nie było zupełnie przerażające. Wyglądało to, jakby nagle cała wyspa postanowiła wstać i ruszyć za Tobą. Dobrze, że się nie oglądałeś... chociaż w końcu to zrobisz, a wtedy warto wiedzieć co też postanowiło zrobić z Ciebie potrawkę z ninja w pięciu smakach. Otóż niczym w kiepskim filmie, owa rozłożysta paproć okazała się jedynie rozłożystą czuprynką na ogromnym łbie czegoś, co właśnie zamierzało wstać. Wyglądało to to na ogromną kałamarnice stworzoną ze splątanych korzeni, a drzewa rosnące przedtem na wyspie zwisały teraz z tego dziwactwa, niczym włosy splecione w warkocze, czy nawet dredy.
Ucieczka była czymś, co było jedynym rozsądnym rozwiązaniem, tak samo jak użycie techniki maskującej, by uniknąć tego, co kryło się pod powierzchnią wody. W obecnej formie mógłbyś startować na jakiejś olimpiadzie i mieć realne szanse na zwycięstwo. Oczywiście jeśli miałbyś taką samą motywację, która właśnie gramoliła się ze swojego dotychczasowego schronienia, a to już można było uznać za doping. Gdzieś między drzewami, mniej więcej w miejscu, z którego chyba wyruszyłeś - co ciężko było określić ze względu na praktycznie jednakową szatę roślinną na zboczach - coś rozbłysło, chyba jesteś ciągle obserwowany i Twoje zawołanie nie umknęło ich uwadze. Ale co z tego, skoro masz kawał drogi i to do tego pod górkę. Jakieś pomysły? Dzięki technice maskującej zyskałeś trochę czasu i względne bezpieczeństwo. Pośpiech wytrącił nieco chakry potrzebnej do poruszania się po wodzie, jednak nie jest to nic wielkiego. Jesteś już niedaleko brzegu, jeszcze stromo pod górę i jesteś na miejscu. Zaraz znów wejdziesz pod drzewa, z niewielkim dostępem do promieni słonecznych. Ciekawe w jaki sposób bestia postrzega w świat... Nosa tam widać nie było, oczu również, uszu też. Jedynie coraz więcej wynurzających się z wody roślinnych macek, miotających się dookoła jak dłonie ślepca.
Odejmij sobie chakrę za poprzednią technikę, obecną i -20 chakry.
1555/1670
No cóż "run run run" mówiłem sobie cicho pod nosem. W trakcie biegu myślałem nad tym *- Jak to możliwe ze ona mnie widzi? skoro nawet oczów niema* W trakcie biegu myślałem dalej... * - Nie mówcie...* Zacząłem się powoli domyślać ze prawdo podobnie wszystkie rośliny na tej wyspie "to jego oczy".W trakcie biegu złapałem za zwój tygrysa który widniał za moimi plecami. Odpieczętowałem "Kazeshini - zobacz W KP FILMIK żebyś wiedział O CO KAMAN". Wspaniała bron do przecinania rożnych roślin, gdy w końcu dojdę do brzegu i słonce zakryją liście. Zaczynam się bronic rzucając toporem w roślinę a następnie szybko w trakcie biegu ciągnąłem za topór żeby wrócił i w trakcie rzucałem drugim. A jak by coś mnie atakowało przez co nie mógł bym się obronić (odskoki w bok).
Całe jezioro wydawało się wrzeć, bulgotało, lekko parowało. Na szczęście byłeś już na brzegu. W miejscu, gdzie była do tej pory wyspa, wznosił się ogromny, obły stwór, którego roślinne macki przypominające splątane pnącza, poruszały się bezwładnie. Jednak, gdy tylko dotarłeś do brzegu i postać Twoją okrył cień, te najbliższe macki ruszyły w Twoim kierunku. Przy samym brzegu drzewa nie rosły tak blisko siebie, teren był jeszcze w miarę równy, były również częste prześwity między gałęziami i padały między nimi promienie słońca.
W miejscu tym mogłeś przygotować się do obrony, dobyłeś swojej broni i rozpocząłeś realizacje swojego planu. Macki, patrząc z bliska, miał średnicę około metra, nie były one jednak zupełnie zwarte. Ociekały wodą, miały mnóstwo pustych przestrzeni, w sam raz by pochwycić nieostrożną ofiarę. Ty jednak nie miałeś zamiaru pakować się w pułapkę, tylko wyprowadziłeś następujące po sobie ataki, po każdym "wracając" swoją broń. Pierwsze cięcie przecięło mackę do połowy, drugie właściwie ją odrąbało i splątany kawał plasnął o ziemię, obryzgując wszystko wokół wodą. Macka się cofnęła, natomiast już pędzi w Twoim kierunku parę następnych. Dwie zjawią się już za chwilę, kolejnych pięć pewnie niedługo dotrze. Co ciekawe przy samym źródle, macki były dosyć aktywne, poruszały się niezwykle zręcznie, ale ta, która chciała Cię zaatakować, chociaż szybka, to i tak dużo wolniejsza od widzianych w pobliżu "wyspy" Kolejna ciekawostka była taka, że na powierzchni wody pojawiły się wiry, jakby ktoś uruchomił tysiące ogromnych pralek. Już ostatnia była taka, że rośliny wokół Ciebie zachowywały się jak powinny, czyli nie próbowały Cię zabić. Za Twoimi plecami wznosiło się wzgórze, z którego zszedłeś, oraz często zwarta zasłona lasu, tego samego, w którym nieraz ciężko było znaleźć drogę, czy się przecisnąć. Co teraz?
Chakra była za poprzednie użycie ukrycia, potem za powrotne i -20 dodatkowo za kontrolowanie chakry w stopach. Licz, licz... bo chyba się pomyliłeś.
1450/1670
Widząc kolejne macki, zrobilem co za pierwszy razem a dokładnie rzut toporem przecinając jedna mackę a następnie przyciągnąłem topór z powrotem do siebie. I następnie rzuciłem kolejnym toporem przecinając druga mackę. Gdy tylko pojawiłem się na kawałku w którym bije słońce użyłem kawarimi. (Furea Kawarami no jutsu) przez co pojawiłem się nieco dalej. Zacząłem biegnąć dalej przed siebie próbując uniknąć jakie kol wiek ataki (szybkimi odskokami).
Pierwsza macka została przecięta zgodnie z planem i kolejny gąszcz splątanego zielska upadł na ziemię, rozpryskując wkoło krople wody, którymi było nasiąknięte. Natomiast druga, ta już nie została czysto trafiona i jedynie została poszarpana ostrzem, atak nastąpił na Ciebie, Ty jednak byłeś na to przygotowany. Technika podmiany się udała i macka z impetem uderzyła w ziemię, gdzie przed chwilą stałeś. Ty natomiast pojawiłeś się za zasłoną z pnączy parę metrów dalej. Przejście między drzewami było wąskie i nawet Tobie byłoby ciężko się przez nie przecisnąć, ale to znaczy, że macki mają również utrudnione zadanie. Miałeś dzięki temu parę chwil przewagi, powinno się udać dotrzeć do miejsca, z którego przybyłeś. Od macek dzieliła Cię wspomniana zasłona, pnącza leniwie zwisały z gałęzi drzew, były dosyć splątane, ale póki wisiały w spokoju, to nie stanowiły większego zagrożenia. Przed Tobą wznosiło się całkiem strome wzgórze, ale nie powinno być większego problemu z wdrapaniem się tam z powrotem. Jedynym niepewnym elementem było to, czy zdążysz przed mackami, a z jeziora wynurzały się już kolejne.
Odpisz sobie chakrę za podmianę
1320/1670
- Bzzt! Bzyknąłem sobie cicho pod nosem biegnąc dalej przed siebie. Biegłem dalej szybko bez zatrzymywania się, w reku trzymałem dalej obydwa topory a łańcuch leciał tuz za mną nie dotykając ziemi. Wiedziałem ze jeszcze został mi mały kawałek, wiedział ze raczej powinno mi się udać dobiec. Żebym miał zostać zaatakowany robię to co zawsze "atak toporami" wiedziałem ze dzięki temu mogę się przed tym obronić, lecz jeżeli miało by coś stanąć mi innego na drodze to już inna bajka.
To była scena tak oklepana jak tamburyn na wiejskim weselu. Ty uciekałeś, a za Tobą łamały się gałęzie, a potem nawet kładły drzewa, gdy splątane macki wynurzyły się z jeziora i w liczbie kilkudziesięciu, tworząc naszpikowaną nimi ścianę roślin. Gałęzie szarpały Twoje ubranie, siekły po twarzy, ale przyjemne światło czegoś na kształt portalu było widoczne jak na dłoni. Wpadłeś w nie, a wokół wszystko się posypało, tak jak w poprzednim przypadku. Znów znalazłeś się w chatce, łańcuch uderzył o podłogę. Dopadł Cię ból głowy, takie przeskoki nie były na pewno zdrowe. W końcu chwila wytchnienia, mogłeś się w spokoju wysapać. Obraz szybko wypełniał się zielenią, jednak został zdezaktywowany podobnie jak poprzednik. Kobieta usiadła ciężko na krześle i odchyliła głowę do tyłu, musiała być zmęczona. Starzec podsunął Ci krzesło i sam usiadł obok.
- Dopiero jak pojawiasz się w krainie widzimy co się w niej dzieje, ale nie możemy już wtedy Ci pomóc. Poradziłeś sobie znakomicie, nie zapomnij połączyć klejnotu z urządzeniem... a pozostał Ci już ostatni kamień. Musimy jednak odpocząć, jeśli masz jakieś pytania, to zadawaj, postaram się na nie odpowiedzieć - kiwnął do Ciebie głową zachęcając do zadawania pytań.
- Ta... taaa... odpoczne sobie Odpowiedziałem zasapany, przypominało to trochę jak olimpiadę w Kumo, wtedy to się biegało. Chwyciłem kamien który znajdywał się w mojej kieszeni a następnie powoli przyłożyłem go do urządzenie które miąłem w drugiej dłoni. - Ten ostatni kamień, to gdzie jest? i co mnie prawdo podobnie tam czeka, chciałbym wiedzieć żeby móc eis przygotować. Kazeshini powrócił z powrotem na swoje miejsce "do zwoju".
Miło było sobie usiąść w spokoju i odetchnąć. Przyłożyłeś kamień do urządzenia, połączyły się w jednej chwili, oba delikatnie błysnęły. Starzec wysłuchał Cię i podsunął gliniany kubek z herbatą.
- Miejsca te były pozostawione na długie lata samym sobie, nie w sposób przewidzieć w jaki sposób zmieniły się przez ten czas. Powiem Ci zatem czym była ta kraina niegdyś. Zwana była światem luster, gdzie odbicia żyły własnym życiem. To chyba najniebezpieczniejsze z miejsc ukrycia klejnotów, a lustrzany kamień jest nam niezbędny do realizacji dalszych planów. Mogę podzielić się z Tobą mądrościami wypisanymi na pozostawionym nam zwoju, pamiętam je jakbym przed chwilą na nie patrzył - zamknął oczy i zaczął mówić - Gdy jedna tafla Ci niebezpieczna, nie mnóż jej ku swojej zgubie, bo to co zwielokrotnione po wielokroć groźniejsze. Im mniej widać w Tobie, tym mniej w odbiciu. W świecie tym tylko odbicie swobodnie podróżuje. Wędrówka światem luster to śmierć odbić - wypowiedział słowa i spojrzał na Ciebie - Z pewnością, gdy postąpisz pierwszy krok w tej krainie, słowa te staną się oczywiste. Jeśli wywnioskujesz z nich coś już teraz, może ułatwi Ci to wyprawę.
- Hmm tak jasne... powiedziałem cicho pod nosem próbując zapamiętać to i owo, była to dobra zagadka ale i skazówka. Domyślałem się trochę o co może chodzić. - Dobrze wiec, będę leciał chyba dalej ... odpocząłem sobie i jestem już gotowy. Wypiłem szybko jeszcze parę chełstów herbaty a następnie stanąłem z krzeska. Rozciągając się lekko, i się przygotowałem. Troche sie denerwowalem musze przyznac ale co bedzie to bedzie.
- Jesteś gotowa? - zwrócił się do kobiety, ta tylko westchnęła ciężko i pokiwała głową. Postawiła nowe płótno i zaczęła malować, miejsce było bardzo specyficzne i ogromne. Pomieszczenie było niewiarygodnie wielkie, wysoka kopuła wznosząca się nad terenem była podziurawiona w dziesiątkach miejsc, wpuszczając rzadkie snopy światła słonecznego. A wszystkie ściany łącznie z kopułą pokryte były lustrami odbijającymi kolejne lustra i jeszcze kolejne, a te następne. Jedynie podłoga nie była nimi pokryta. Kobieta wykonała serie pieczęci i wszystko powtórzyło się, pomieszczenie wokół rozpadło się, odkrywając kolejne miejsce. W takich miejscach wzrok jest narażony na wielki wysiłek, wszystko cokolwiek odbiło się od powierzchni luster, wracało zwielokrotnione, a wielokrotność ta przechodziła w setki, a te po raz kolejny i kolejny... Stałeś w snopie padającego z góry światła. Wszędzie padało w taki sam sposób, choć nie powinno to tak wyglądać, powinny różnić się kątem padania, nie byłeś chyba w "normalnym" miejscu. Urządzenie lekko zadrgało.
// Z tego co rozumiem jest to taka kula przecięta na w pól i w takiej jednej polowce się znajduje z dziurami //
Patrzyłem na rysunek który kobieta rysowała, a już po chwili pojawiłem sie w obrazie... moje urządzenie lekkie się poruszyło. - Dobrze wiec, biorę się za szukanie. Burknąłem sobie cicho pod nosem ruszając przed siebie chodząc miedzy lustrami. Szedłem tak jak mi sygnał mówił. Bylem skupiony na terenie i na lustrach. Kierowałem się bardzo szybko w stronę sygnału.
Dziurawa półkula z lustrami poupychanymi gdzie tylko się da, tak w skrócie można opisać to miejsce. Pośród kilku lustrzanych korytarzy wybrałeś ten, w którego kierunku wyrywało się urządzenie, szedłeś nim, a wraz z Tobą odbicia Twojej osoby. Mógłbyś przysiąc, że niektóre spóźniały się, albo szły szybciej. Gdy zerkałeś w ich kierunku obracały głowy z opóźnieniem, bądź co gorsza, obrócone były już od dłuższego czasu. Najciekawsze było jednak to, że w żadnym z odbić nie dostrzegałeś trzymanego w dłoni urządzenia. Była tylko Twoja dłoń zaciskająca się w powietrzu.
Skręcałeś wiele razy, a urządzenie było coraz bardziej aktywne, a wraz z jego aktywnością, odbicia coraz mniej wzorowały się na Twoich ruchach. Bardzo niekomfortowo było widzieć jak Ty, a właściwie Twój obraz odmawia posłuszeństwa i wpatruje się w oryginał dziwnym wzrokiem, jakby pewnego rodzaju zazdrością. Nagle przed Tobą korytarz się skończył, była tylko lustrzana tafla. Nie było w tym miejscu sufitu, jedynie wysoko ponad głową rozpościerała się kopuła, z której spływały snopy słonecznego światła. Były z daleka od Ciebie, opadały gdzieś za otaczające Cię lustra. Lustrzana ściana była gładka i na pewno śliska, wysokość jej to ponad trzy metry. Widzisz w niej swoje odbicie, które jak na razie zachowuje się normalnie.
Szedłem tunelem patrząc na lustra. - No proszę... emosy. Zaśmiałem się lekko. Jakos się nie martwiłem tym ze jest tutaj coś dziwnego, te lustra widziałem już dziwniejsze rzeczy na dwóch innych wyspach. Szedłem dalej przed siebie rozglądając się, z przyjemnością bym jakoś zniszczył te lustra ale zdecydowałem ze poczekam. Az w końcu skończył mi się tunel, zdecydowałem zawrócić i skręcić gdzieś indziej. - Labirynt?
Mógłbyś przysiąc, że tunel jakim wracałeś różnił się od tego sprzed paru chwil. Jednak nie było możliwości skręcenia w innym kierunku, czyżby ściany się przemieszczały? Po paru chwilach znalazłeś się w tym samym miejscu, z którego wyruszyłeś. Było ono w takim samym stanie jak w chwili, gdy się w nim pojawiłeś. W całym pomieszczeniu panowała dziwna, nieco ciężka atmosfera. W powietrzy delikatnie dźwięczało, jakby drżał kryształ wydając z siebie ledwo dosłyszalny dźwięk. Twoje odbicia na powrót stały się spokojne, ruszały się zgodnie z Tobą. Urządzenie lekko wibrowało, znów oddaliłeś się od kryształu. Jak na razie nie dotykałeś luster, jedynie przechodziłeś utworzonymi przez nie korytarzami. Urządzenie wskazywało najkrótszą drogę w linii prostej, biorąc jednak pod uwagę skomplikowane i chyba zmieniające się korytarze, ciężko było znaleźć drogę.
W miejscu, w którym się teraz znajdowałeś były jeszcze cztery inne korytarze, te jednak oddalały się od klejnotu, jednak nie można było przewidzieć, czy przypadkiem to nie one prowadzą do celu. Promienie słońca nadal padały szerokimi snopami, oświetlając ogromne pomieszczenie. Może jest to przypadek, ale słońce nie oświetla żadnego z luster.
- Nie lubię luster... Powiedziałem sobie cicho pod nosem. Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej koncentrując chakre & energia światła w jednym punkcie. Mialem zamiar zniszczyć każde lustro w tym pomieszczeniu. Wiedziałem ze jest tutaj normalne łatwe rozwiązanie, lecz ja wybrałem drogę "szybkie zakończenia". Nastąpił wielki błysk który zaczął niszczyć wszystko i każdego w promieni 100m. Błysk na tyle mocny ze powinien niszczyć lustra zamieniając każde szkiełko w kryształowy pyłek. Ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz, jeżeli będzie tak jak mowie, cala chakra która była w fali obsiadła każdy pyłek lustra? przez co chyba mogę sterować dzięki chakre.
Cytat: Chido Raiku
Ranga: A
Uchodząca za najbardziej efektywną technika, polega na przyłożeniu ręki w okolice klatki piersiowej a następnie zebranie tam światła. Zaraz po tym razem ze wrzaskiem wyzwala się potężny błysk który zadaje duże obrażenia znajdującym się w promieniu 100m przeciwnika.
Koszt: 900 [765 PCh]
Skoncentrowałeś energie, by wyzwolić ją w postaci błysku. Całe pomieszczenie wokół zalała rozchodząca się fala, dźwięk jaki temu towarzyszył paraliżował, wdzierał się na takie poziomy, które powodowały oszołomienie i ból w całym ciele. Jednak po chwili zastąpił to dźwięk pękającego szkła, po czym posypały się odłamki luster. W powietrzu zaiskrzyło, gdy lustrzany pył zaczął unosić się w snopach światła. Wyglądało to niczym złote płatki śniegu opadające powoli na pokrytą już nimi ziemię. Dostrzegłeś to, było zaledwie pięćdziesiąt metrów od Ciebie. Na wysokości około metra, na szczycie niewielkiej, lustrzanej piramidy ułożonej z dziesiątków płytek różnej wielkości, umieszczony klejnot wyglądał jak odłamek lustra umieszczony w złotych widełkach.
Twoje ciało jest obolałe, najwidoczniej lustra w jakiś sposób, w ograniczonym stopniu odbijały siłę techniki, jednak ta okazała się zbyt mocna i rozbiła je. Pył, jeśli nawet miałbyś technikę pozwalającą go kontrolować, nie był jednolity, a dodatkowo wydawał się emanować zupełnie obcą chakrą, która prawdopodobnie wypełniała wszystkie lustra.
Stoisz pośród potłuczonych luster, opada wokół Ciebie lustrzany pył, przypomina on teraz magiczny pyłek, który w bajkach rozsiewają wróżki. Przed Tobą znajduje się lustrzany klejnot.
Moja mina była dosyć poważna. Wyprostowałem rękę by moc chwycić za klejnot a następnie schować go szybko do kieszeni. Żeby szybko pojawić się na miejscu w którym pojawiłem się od razu użyłem "Kawarimi" jak dobrze pamiętam, mogę się mylić ale jednak to napisze... promienie słońca padały na mnie gdy się pojawiłem. W takim razie szybko wskoczyłem na miejsce gdzie padały promienie i pojawiam się na miejscu startu pokazując ze mam klejnot. Tak żeby starszyzna mnie wypościła.
555/1670
Cała piramida była wyłożona płytkami, a w każdej z nich widziałeś swoje odbicie. Było to mocno nienaturalne i niepokojące. Nie było jednak większego sensu czekać, chwyciłeś klejnot w dłoń, od razu poczułeś gładkie szkło i w jednej chwili piramida eksplodowała ostrymi jak brzytwa kawałkami lustra. Technika jednak się powiodła i znalazłeś się w bezpiecznej odległości, praktycznie w miejscu, gdzie się pojawiłeś na samym początku, ot snop światła dalej. Na Twoich oczach płytki, które wystrzeliły z piramidy, wirując jeszcze w powietrzu, powiększyły się do rozmiarów człowieka, a w każdej z nich widniało Twoje odbicie, które poruszało się niezależnie od Ciebie. Wszystkie zaczęły wykonywać bardzo znajomą technikę, mianowicie tą, dzięki której zniszczyłeś lustra. Około trzydziestu Twoich odbić chyba chciało się Ciebie pozbyć raz na zawsze. Na szczęście przejście do normalnego świata otworzyło się w chwili, gdy tamci kończyli. Pojawiłeś się z powrotem w niewielkiej chatce ukrytej w wiosce. Kobieta w tej samej chwili zdezaktywowała obraz, który rozświetlił jaskrawy błysk. Opadła zmęczona na kolana i spuściła głowę. Starzec stał na baczność, a ręce złożone miał do pieczęci, która zapewne miała ochronić Was przed skutkami eksplozji. Odetchnął ciężko i usiadł.
- To było bardzo niebezpieczne... chociaż sprytne. Stłuczenie jednego lustra z pewnością by spowodowało, że miałbyś na przeciw siebie całą armię odbić, ale stłuczenie ich równocześnie... - nie dokończył, tylko spojrzał na zmęczoną kobietę. Ta uniosła tylko dłoń, że nic jej nie jest. Ty również odczuwałeś zmęczenie, ubytek chakry zrobił swoje - Zebrałeś wszystkie klejnoty... wystarczy ostatni teraz tylko połączyć, byśmy odkryli położenie skradzionego urządzenia. Zrobiłeś i tak już dużo... czy chcesz dokończyć zadanie i doprowadzić to wszystko do końca? - zapytał, jakby nie był pewien jak dalej postąpisz - Jeśli jednak zgadzasz się dalej udzielać nam pomocy, to powinniśmy wszyscy odpocząć przed wyruszeniem do miejsca, gdzie ukryto szkatułę. Prześpij się, musisz być wtedy w pełni sił - pokiwał głową i wstał, zaczął przygotowywać posłania.
- Skonczmy to do konca! powiedzialem naciskajac. - Zaczalem wiec to skoncze.
Dodalem. Starzec mial racje, czas odpoczac. Podroz po tylu swiatach i te ucieczki a tym bardziej ostatnie jutsu strasznie mnie wykonczylo. - Odpocznijmy sobie. Powiedzialem siadajac na jednym krzesle opierajac sie plecami. - Pffff!! Sapnalem.
Z tego co widać postanowili, że nie ma sensu ruszać w bój mając nadwątlone siły, zatem kobieta położyła się wygodnie i zamknęła oczy. Wyglądała na naprawdę zmęczoną musiały być to techniki bardzo wyczerpujące. Staruszek natomiast zaparzył dziwnie pachnące ziółka, było to zapach, jakby ktoś rozsypał mieszankę przypraw. Przechowywał je w niewielkim woreczku zawieszonym na piersi, nie żałował ich i zużył wszystkie. Nalał napar do kubków, jeden podsunął Tobie.
- To pozwoli nam zregenerować szybko siły i dzięki temu wyruszyć jak najszybciej. Kto wie, co też planują zrobić ze szkatułą. Pij zatem i odpoczywaj, połóż kompletne urządzenie na stole, a ja postaram się namierzyć za jego pomocą kryjówkę tych przestępców. Zastanów się nad taktyką, bo wyruszamy wszyscy. Nie znamy liczebności wroga, ani jego siły... warto Ci wiedzieć, że moja towarzyszka potrafi stworzyć wiele rzeczy za pomocą pędzla, więc jeśli będzie coś potrzeba, zwróć się do niej. Ja natomiast specjalizuje się w technikach wiatru, oraz ognia, oraz mogę związać przeciwnika w starciu bezpośrednim za pomocą Taijutsu. Nasz towarzysz, którego teraz nie ma... - zamilkł na chwilę, był chyba nieco zaniepokojony - Powinien niedługo wrócić, on gustuje w technikach ziemi, jest też naszym specjalistą od pieczętowania i technik szpiegowskich. Rozważ zatem nasze możliwości. Podejrzewam, że jest to organizacja, zatem przeciwnik nie będzie jeden.
Wziąłem herbatę pijać, smak nie był zachwycający ale poczułem się jednak lepiej.
Dowiedzialem się dosyć dużo o ich wszystkich, dowiedziałem się nieco więcej o ich mocach i już wiedziałem ze będą oni przydatni. Wziąłem urządzenie z kieszeni a z drugiej kieszeni kamień z ostatniego świata. Przyłożyłem kamień do urządzenia a następnie się połączyły. - Proszę bardzo... powiedziałem dając urządzenie dla starca. Następnie ciąg dalszy relaksiku.
Smak był co najwyżej zniechęcający, ale to chyba normalne, że medykamenty smakują obrzydliwie. Ponoć im paskudniejsze lekarstwo, tym lepiej działa, a to smakowało jak ziółka na ból brzucha z domieszką mieszanki przypraw. Połączyłeś zdobyty klejnot z urządzeniem, lekko pojaśniało i przebiegły po nim niewielkie wyładowania elektryczne. Starzec zajął się nim odchodząc na bok. Nie było sensu, byś męczył się na niewygodnym krześle, na dodatek posłanie wyglądało na dosyć wygodne i tylko kwestią czasu było przeniesienie się nań.
Nie wiadomo kiedy zasnąłeś i właśnie w tej chwili czujesz lekkie szarpanie za ramię. Jedyna na co masz ochotę, to dalej spać, chociaż uczucie to szybko odchodzi. Obok stoi pusty kubek, pewnie to po jego zawartości zmorzył Cię sen. Ale co by nie mówić, czujesz się wypoczęty, wystarczy się nieco rozruszać i można przystąpić do działania. Obok stoi starzec, to on Cię budził. Kobieta ziewając zakłada na plecy specjalne tuby na zwoje, umieszczone jedna nad drugą poziomie, wystarczy sięgnąć ręką za plecy, by dobyć któregoś z nich.
- Zdołałem namierzyć Szkatułę, wiemy już gdzie jest, wszystko jest przygotowane. Naszym celem jest Kraj Pioruna i Dolina Enttemoos - wskazał na podłogę, a której były wyrysowane kredą jakieś symbole, leżał również zapisany zwój, teraz rozwinięty na środku - To pozwoli nam przenieść się na miejsce bez straty czasu, siły i chakry. Jesteśmy już gotowi... - podsumował.
//Poziom chakry maksymalny
Obudziłem powoli wstając i się rozciągając. Wszyscy wyglądali przygotowani tak samo i ja. Wszyscy byli gotowi by ruszać, popatrzyłem na podłogę i zauważyłem parę symboli. Po słowach mężczyzny trochę się ucieszyłem ze nie będziemy musieli gnać nie wiadomo ile. - No dobrze, dobra wiadomość jedna przynajmniej! Usmiechnalem się. - No nic! ruszamy! dajmy czadu! Yeh! Krzyknąłem pokazując palce tako £ooo ... \../
Twój entuzjazm został przyjęty z lekkim uśmiechem. Ustawiliście się w środku, mając pod nogami rozwinięty zwój. Starzec stał przez chwilę nieruchomo, patrząc w kierunku drzwi.
- Nie możemy czekać... - mruknął i nadgryzł lekko palec, krwią wyrysował jakieś symbole na zwoju, a następnie przyłożył doń otwartą dłoń. Zapisane na nim słowa zafalowały, a następnie gwałtownie zmieniły swoje położenie, wyglądem przypominały teraz rozchodzące się błyskawice, bądź niesymetryczną, pajęczą sieć. Symbole rozjarzyły się, poczułeś swąd palonego drewna, dym dobywający się z nich zaczął wirować wokół Was i po chwili widzieliście tylko podłogę pod stopami i szarą ścianę dymu. Znajdowaliście się w środku siwego walca, obracającego się z ogromną prędkością i wtedy podłoga spod stóp zniknęła...
Mokradła
Widząc to co się dzieje, lekko zaczęło mi się kręcić w głowie. Nic dziwnego to chyba normalne gdy się teleportuje. Gdy w końcu dotarliśmy zdziwiła mnie jedna rzecz. - Czy my aby o kimś nie zapomnieliśmy? zapytałem zwyczajnym głosem. Nie pamiętałem ile tam nas miało być, lecz starzec sam coś mówił ze "nie możemy dłużej czekać".
Dziewczyna wraz z 3 mężczyznami, których imion nie pamiętała, przywędrowała do wioski, gdzie miała ... właściwie nie wiedziała co miała, ale przybyłą do wioski. Na jej twarzy widać było wyraz dumy, spowodowane było to tym, że pokonała wielkie tornado. Chociaż słowo "pokonała" lepiej byłoby zastąpić "wygrała bitwę z tornadem". Idąc ulicami małej wioski otoczonej z czterech stron lasem, pachnącej ziemią, trawą i bambusem, kierowała się w stronę całkowicie jej nie znaną. - Gdzie idziemy ? - Zapytała, tego który wydawał się najbardziej rozmowny, czyli .... tego co mówił najwięcej. Czekając na odpowiedź, kierowała się dalej za jej towarzyszami.
Mijaliście domy, a właściwie to gospodarstwa, wraz innymi budynkami do nich przynależnymi. Były tam niewielkie poletka, dało się dostrzec nawet improwizowaną szklarnie. Była też studnia położona nieco na uboczu. Byliście prowadzeni przez kilkanaście par oczu śledzących Waszą obecność od samego przybycia tutaj. Ludzie zajęci swoimi sprawami w gospodarstwach spoglądali w milczeniu jak szliście środkiem wioski.
- Idziemy do starszej, ona wie wszystko - odezwał się grubasek, posapujący za Waszymi plecami.
- Tylko się nie wyrwij z tą "starszą" przy niej - napomniał go Atasuke - Wiesz, że tego nie lubi - Bussho sapnął parę razy na znak, że rozumie. Kierowaliście się na skraj wioski, gdzie mieściła się samotna chatka, dla odmiany bez otaczających ją budynków gospodarczych. Pierwszy poszedł ciągle milczący Jun i zapukał do drzwi. Minęło parę chwil zanim w drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku z siwiejącymi włosami związanymi w kok. Spojrzała zmęczonym wzrokiem po Was. Miała na sobie prostą suknie i fartuch poplamiony farbą, a jej zapach uderzył z otwartych drzwi.
- Jun? - zapytała dosyć zdziwiona biorąc się pod boki - Twoich koleżków bym się spodziewała, ale Ciebie zakłócającego mój spokój już nie. Co to za dziewczyna? - utkwiła w Tobie spojrzenie - A Ty Bussho się nie odzywaj, nie interesuje mnie Twoje zdanie... - przestrzegła nie patrząc w ogóle w jego kierunku, a już otwierał usta, by coś powiedzieć. Kobieta oczekiwała wyjaśnień, a Ty poczułaś, że to od Ciebie się ich spodziewa.
Wiele oczu przelatywało po jej ciele, jakby ludzie bali się jej, ale dlaczego ? Szła dalej drogą wyznaczoną, przez chłopaka. Miała wiele prostych, ale pięknych domów, zatem jej głowa obracała się co chwilę to w prawo, to lewo. W końcu któryś z nich się odezwał, był to oczywiście ten co mówił za wszystkich. Dziewczyna przytaknęła na jego ostrzeżenie. Rozumiała, czemu "starsza" ... no "pani" nie lubiła gdy ktoś przypominał jej o podeszłym wieku, kobiety chciałyby być wiecznie młode. W końcu doszli do domku różniącego się od innych, stanęli przed jego wejściem i czekali na sta .... panią. Po chwili, drewniane drzwi uchyliły się, a w nich stanęła starsza kobieta, zapewne ona była tą panią, o której mówił chłopak. Po chwili kobieta kazała wyjaśnić sobie zaistniałą sytuację. - [b] Witam , jestem Yoshiko z wioski mgły i zostałam przyprowadzona tutaj przez tych trzech mężczyzn, po tym, jak pokonałam diabelski wiatr.....a przynajmniej na chwilę się rozwalił .... - [b] Powiedziała i ukłoniła się lekko, czekała na dalszy rozwój sytuacji, śmiejąc się w międzyczasie z tego, jak pani potraktowała, chłopaka z niewyparzoną gębą.
Kobieta westchnęła ciężko złapała się za czoło, coś jakby chciała powiedzieć, że nigdy nie ma spokoju i zawsze są jakieś problemy.
- Wejdźcie do środka - powiedziała i sama zniknęła w domku - Tylko zdejmijcie buty i niczego nie dotykajcie. Bussho, zamknij drzwi za sobą, nie jesteś u siebie w domu... co by powiedziała Twoja matka - po tych wskazówkach nie przyszło nic innego, jak wejść do domku. Co ciekawe chatka w środku była bardzo przytulna i pełna różnego rodzaju malowideł, które były niezwykle szczegółowe. Przedstawiały w większości różne krajobrazy. W mieszkaniu czuć było farbą, dostrzegłaś sztalugę i płótno z niedokończonym malunkiem przedstawiającym zachód słońca, co dziwne od samego patrzenia na słońce na obrazie, zaczęły Ci przed oczami wirować mroczki.
Nie było tu zbyt wiele sprzętów, ot łóżko, krzesła, stół, jakaś szafa z bambusa. Sama ilość krzeseł sugerowała, że podejmuje wielu gości, w końcu po co samotnej kobiecie tyle miejsc do siedzenia. W kącie pomieszczenia piętrzyły się czyste płótna, zapewne głównym zajęciem kobiety było malowanie.
- Siadajcie - wskazała na wolne krzesła i sama usiadła na jednym z nich - Opowiadajcie... Nie, nie Ty Bussho, bo nagle okaże się, że jest już piąta wojna ninja, a ja nic o tym nie wiem. Może Ty Jun? No dobrze, nie rób takiej przerażonej miny, nic nie musisz mówić, jesteś taki sam jak ojciec, ani słowa... Atasuke, powiedz co tam się stało... - chłopak chcąc, nie chcąc opowiedział jak to zajmowali się wycinką jak zaczął padać deszcz i znikąd wzięło się tornado i że skryli się w błotnej sadzawce, a tam już tornado się nie zbliżyło. Potem jeszcze było o tym jak spotkali Ciebie i co się stało. Kobieta tylko pokiwała głową i spojrzała na Ciebie.
- Że też przyniosło Cię z tak daleka dziewczyno. Kiepsko trafiłaś... wygląda na to, że Diabelski Wiatr, lub też Diabelski Wir znów powrócił. Pieczęć musiała osłabnąć, albo... - tu westchnęła ciężko - Zanim dotrze tu mój przyjaciel, który potrafi pieczętować minie sporo czasu, a tornado na pewno uderzy. Ty zdajesz się co nieco wiedzieć o naturze fuuton i pewnie masz jakieś pytania, prawda? - zapytała. Tymczasem reszta patrzyła trochę zmieszana, bo najpewniej nie wiedziała o czym mowa. Ten znak był wystarczający by być pewnym, że na pewno nie wiedzą zbyt wiele o byciu ninja.
Kobieta pozwoliła im wejść do domu, więc Yosh ruszyła przodem i zalazła się w chatce owej starszej pani. Już przy wejściu uderzył ją zapach farby, a obecna tutaj ilość sztalug oznaczała, że kobieta maluje i to dużo. Kunoichi siadła na krześle wskazanym przez gospodyni. Założyła nogę na nogę i wysłuchała starszej kobiety, rozglądając się po całym pokoju. - To prawda moim żywiołem jest fuuton, ale nie do końca rozumiem co to jest ten diabelski wiatr. - Powiedziała Yosh patrząc na kobietę. Nie rozumiała jakim cudem wiatr sam mógł się poruszać, zatem pieczęć musiała uwolnić nie wiatr, tylko kogoś poruszającego wiatrem. Nagle dziewczynie zaburczało w żołądku, była głodna i to bardzo, dawno nic nie jadła i chociaż starała się jak mogła zamaskować ten dźwięk, to nie wiedziała, czy jej to do końca wychodziło.
- To nie ja - od razu zaprzeczył Bussho, gdy wszyscy spojrzeli na niego - Chociaż... mógłbym już coś zjeść... - dodał tak trochę nieśmiało. Kobieta pokręciła głową i podeszła do jednej z półek. Zaraz potem położyła na stole zawiniętą paczuszkę ze skrawkami suszonego mięsa z przyprawami, a sama zajęła się rozpaleniem ognia w niewielkiej kuchence stojącej w kąciku. Już po chwili niewielki czajniczek z wodą zaczął się grzać na ogniu, a kobieta wróciła do Was.
- Było to dobre pięć lat temu, dlatego te urwipołcie to pamiętają. Jedzcie, nie krępujcie się... tylko po równo... - wymownie spojrzała na grubaska. Wróciła zaraz do opowieści - W okolicy pojawiło się tornado, a że pochodziłam z tych okolic, to wraz z moim towarzyszem przybyliśmy to sprawdzić Było nienaturalne i rosło z każdym dniem, zanim je odszukaliśmy zdążyło pochłonąć parę istnień. Miało wtedy jakieś dwadzieścia metrów wysokości i potrafiło dzielić się na mniejsze. Szybko pojęliśmy, że jest to świadoma chakra, na kształt tej demoniej, jednak nieporównywalnie słabsza. Wtedy po długiej walce, gdy tylko zdołaliśmy je osłabić, mój towarzysz zapieczętował je. Niestety nasz pojemnik wymknął się nam i przepadł. Ja byłam ranna, więc zostałam tutaj, a przy okazji czuwam nad bezpieczeństwem wioski. Teraz, gdy pojawiło się znowu musimy je powstrzymać zanim odzyska dawną siłę. Niestety... ostatnio nie jestem w zbyt dobrej formie i obawiam się, że minie sporo czasu, zanim odzyskam siły. Kluczem do sukcesu jest odnalezienie Wiru i poskromienie go, wtedy osiągnie postać, którą będzie można zapieczętować, lub po prostu ją gdzieś odesłać w bezpieczne miejsce. A Wy chłopcy mieliście więcej szczęścia niż rozumu... że też błoto Was uratowało - skończyła swoją opowieść.
Yosh zaczęła jeść mięso, które gospodyni im podała, było pyszne, chociaż normalnie chyba nie odważyłaby się go tknąć. Jednakże jak wiadomo jak ktoś jest głodny smakuje mu wszystko. Po wysłuchaniu opowieści starszej kobiety, dziewczyna zaczęła gorączkowo myśleć, co widać było po ułożeniu brwi. - Rozumiem, jednak jak można wygrać z tornadem ? Kiedy użyłam mojego jutsu, wytworzyłam tornado, które kręciło się w przeciwną stronę do tego diabelskiego wiatru, kiedy obydwa się zetknęły, znikły. Zatem jak mam osłabić tornado, tak, żeby nie znikało ? - Miała nadzieje, że kobieta zrozumie jej tok myślenia. Dokładniej chodziło jej o to, że jeżeli za każdym razem tornado będzie znikać, nie ma szans na jego zapieczętowanie. - A jak zapieczętujemy tornado i w czym ? - Dodała po chwili , biorąc do ręki kolejny kawałek mięsa.
- Tak, to dosyć ciekawy sposób... - pokiwała głową - To znaczy, że nie było to właściwie tornado, a jego część. W pierwotnej formie przypomina nieco... Rasengan, to znaczy wirującą kulę energii, no i kontakt z nią może być nieco niebezpieczny. My stosowaliśmy głównie techniki ziemi, by spowolnić jego obroty i zneutralizować siłę. Wbrew pozorom to nie tylko wiatr, ale też chakra. Jeśli zbyt dużo przedmiotów znajdzie się w wirze, tym więcej potrzeba energii, by je utrzymać. A natura tornada jest taka, że wsysa wszystko do środka. Odkryliśmy to podczas starcia i uratowało nam to życie - zamyśliła się, gdy zapytałaś o pieczętowanie - To jest problem, bo nie potrafię tego robić, a mój towarzysz... przechodzi rekonwalescencje... jeszcze dużo czasu minie, zanim odzyska pełnie zdrowia. Ostatnio wystarczył zwykły kot, teraz będziemy musieli je po prostu osłabić i gdzieś uwięzić... - westchnęła i poszła zrobić herbaty.
Problem w tym, że nie znam jutsu z zakresu żywiołu ziemi... - Powiedziała dziewczyna raczej sama do siebie. Kiedy kobieta zaczęła mówić o swoim towarzyszu, który umiał pieczętować ten wiatr, dziewczynę trafiło jak strzała. Przecież widziała jego kota, co więcej nawet miała jego obróżkę, może to właśnie w tej obroży został zamknięty wiatr. - Kiedy przybyłam do lasu, znalazłam pewnego kota. Miał na szyi taką obróżkę -Wyciągnęła z kieszeni wstążkę z kawałkiem złota. Trudno było jej się przyznać przed sobą, ale zapomniała o kotku. Miała teraz wyrzuty sumienia, przez to, że zapomniała o tym małym biednym stworzonku. Dodatkowo bała się teraz, że to przez nią wiatr został uwolniony. Złota tabliczka połyskiwała w jej ręce, podczas gdy ona obracała ją.
Kobieta przyglądała się w milczeniu obróżce, ale było widać, że nie jest zachwycona. Reszta natomiast nie za bardzo rozumiała co się dzieje i chyba liczyła na jakieś wyjaśnienia. Nie mieli się jednak ich szybko doczekać.
- No to już wiemy co się stało... ale tak, to też nasza wina, że nie potrafiliśmy umieścić innej pieczęci. Ale nie ma tego złego. Dzięki temu, że ją mamy, a nie wygląda na uszkodzoną, możemy ponownie ją wykorzystać. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że gdy Wir zostanie osłabiony, przybierze pierwotną formę kota, bo nie sądzę, że się z niego wydostał. Właściwie to tłumaczy dlaczego udało się Wam skryć w błocie. Koty nie lubią brudzić futra... - wyjaśniła pokrótce - Trzeba odszukać gdzie się teraz ukrywa. Obstawiam, że to pusta przestrzeń, na której nie musi tracić energii. A za las nie wyjdzie... tego jestem pewna, bo jest w jakiś sposób z nim związany - westchnęła nalewając herbatę. Postawiła przed każdym filiżankę i usiadła - Obawiam się dziewczyno, że musisz odnaleźć tego rozwydrzonego futrzaka zanim komuś zrobi krzywdę.
Yosh przymknęła oczy i w próbowała przypomnieć sobie kota, którego uratowała przed zmoknięciem. Więc to dlatego kot chciał zdjąć tę obrożę, po to by uwolnić się. - Ja go uwolniłam i ja go złapię, ale nie znam tego lasu i nie wiem, gdzie znajdę taką polanę - Powiedziała i otworzyła oczy, była na siebie potwornie zła, na siebie, ale zastanawiała się również nad bezmyślnością tych, którzy pieczętowali wiatr w kocie. - Jak już go złapiemy, trzeba będzie zamknąć kota w naprawdę solidnej klatce. - Powiedziała, uśmiechając się lekko, jednak wcale nie była szczęśliwa, ba można by powiedzieć, że była wściekła. Wypiła łyk herbaty i wstała z krzesła - Nie ma co tracić czasu, ktoś kto zna las jak własną kieszeń, powinien poprowadzić mnie w miejsce, gdzie może siedzieć ten pchlarz. - Entuzjastycznie powiedziała i czekała na wskazówki.
Kobieta pokiwała głową z ustami przytkniętymi do brzegu filiżanki. Wzięła drobny łyk i odstawiła filiżankę.
- Dobrze... zatem pójdzie z Tobą... - zrobiła drobną pauzę patrząc po młodzieńcach. Jakoś tak garbili się pod jej spojrzeniem świadomi tego, co może grozić temu, który tam z Tobą się uda - Jun. Na Tobie jak na Twoim ojcu można polegać. Przestań się pocić jak mysz, wiem że jesteś tu najrozsądniejszy i nie uciekniesz jak ostatni tchórz. Poprowadzisz dziewczynę na Ubitą Ziemię, tam jak sądzę ukrył się Wir. Postaram się Was wspomóc na odległość - tymczasem milczący młodzieniec o końskiej twarzy wyglądał na mocno zdenerwowanego, ale kiwnął głową na potwierdzenie, że zgadza się. Wstał na znak, że jest gotowy do drogi w roli przewodnika. Chyba nie miałaś co liczyć na miłą pogawędkę z tym osobnikiem. Gdy już tylko zdecydowałaś się ruszyć w drogę, on podążył z Tobą, wskazując Ci odpowiednią drogę przez las.
Kiedy dziewczyna wraz Yunem i kotkiem, który siedział na rękach Yoshiko, dotarli do wioski. Wszyscy patrzyli na nich spod byka, zapewne to przez to, że nieśli ze sobą tego sierściucha. Jednak dziewczyna była tak zła z powodu swojego wyglądu i tego, że jest zmęczona, że nie obchodziły ją te spojrzenia. Od razu skierowali się do domku starszej kobiety, aby zapytać się co dalej z tym fantem. Yoshiko była teraz odporna na to co wyprawiał, na jego wielkie oczy, oraz łaszenie się, a to wszystko z powodu problemów, jakie przez niego powstały. Niedługo po wejściu stanęli przed drzwiami do domu starszej kobiety i zapukali do drzwi.
Może mieszkańcy nie byli zachwyceni widokiem kota, ale chyba wiedzieli, że lepiej jeśli jest tutaj, niż gdzieś na wolności, zagrażając wiosce. Wyglądali na odrobinę uświadomionych, jeśli można ufać szeptom docierającym do Twoich uszu, może to zasługa Bussho, który z wypiętą piersią przemieszczał się Twoim śladem i podawał każdej napotkanej osobie garść niepotwierdzonych informacji.
Gdy stanęłaś przed drzwiami i zapukałaś, nie musialaś długo czekać. Kobieta otworzyła i bez zbędnego gadania chwyciła kota za kark, a ten aż zamiauczał, tak płaczliwie i żałośnie, jak tylko potrafią biedne, pokrzywdzone kocięta. Na kocura już czekała bambusowa klatka, w której wylądował z gniewnym prychnięciem. Kobieta wskazała żebyście weszli, Atasuke siedział obok klatki i przyczepiał do niej jakieś małe karteczki, z daleka podobne do notek wybuchowych, ale jakoś wysadzanie kota nie wydawało się ich celem.
- Dobra robota, chcesz być przy... pozbywaniu się problemu? - zapytała kobieta - Wchodź Jun, nie ugryzę Cię... - zachęciła chłopaka, który niechętnie wszedł do środka.
Dziewczyna nienawidziła kota, jednak to ostatnie żałosne jęknięcie, spowodowało, że poczuła gdzieś głęboko smutek - To tornado zostało zapieczętowane w kocie, czy ten kot od zawsze był tornadem w postaci bardziej cielesnej ? - Zapytała, kiedy starsza kobieta wsadziła go do klatki. Kiedy zapytała się o pozbywanie się problemu, Yosh popatrzyła na nią, potem na kota, robiącego w jej stronę smutne oczy - Nie... nie chcę tego widzieć - Powiedziała i oderwała wzrok od klatki, przeniosła go starszą panią - Nie da się zniszczyć tornada, ale uratować kota ? - Zapytała, błagając wszystkie siły wyższe, aby był jakiś sposób, jakaś możliwość, żeby zniszczyć tornado, nie zabijając przy tym niewinnego kota. No chyba że tak jak myślała wcześniej, kot jest ucieleśnieniem tornada. Czekała na odpowiedź staruszki na wszystkie jej pytania.
- Nie, to była energia... uwolniona gdzieś, przez kogoś, pozostawiona bez opieki. Kot był odpowiednim pojemnikiem. W żywych istotach o wiele lepiej przetrzymuje się tego typu siły. Z ówczesną siłą jaką dysponowaliśmy, była to jedyna możliwość - Jakby na potwierdzenie tych słów kot głośno miauknął i jakimś cudem jego ślepia stały się jeszcze większe i żałośniejsze. Leżąc na brzuszku z łapkami podłożonymi pod pyszczek nie wyglądał wcale na niebezpieczny obiekt.
- Tak, tak... na pewno coś się da zrobić, ale nie teraz. Nasz kłopotliwy pchlarz będzie musiał udać się w daleką podróż. Sądzisz, że mu się spodoba? - zapytała biorąc jedno z płócien, znajdowało się na nim skąpane w słońcu podwórko, mały domek z werandą i zielony ogród - Posiedzi tam jakiś czas i poczeka na mojego towarzysza, wyślę po niego, a potem pozbędziemy się problemu raz na zawsze. A kot... sporo myszy grasuje, na pewno znajdzie się dla niego jakieś zajęcie - spojrzała na Ciebie raz jeszcze i postawiła płótno na sztaludze.
- Jak chcesz, to pożegnaj się z nim, patrzy na Ciebie jakby miało mu zaraz serce pęknąć. Weź klatkę i na mój znak wepchnij ją w obraz, ale delikatnie... - skończywszy mówić zaczęła składać pieczęci, formowała się z tego dosyć długa sekwencja, zanim skończy masz pewnie parę chwil.
Dziewczyna podeszła do klatki i przez bambusowe pręty pogłaskała go palcem po nosie - Jeszcze trochę i będziesz sobie biegał za myszami - Powiedziała, uśmiechając się do niego. Wiedziała, że kot jej nie rozumie, a jednak mówiła do niego i uśmiechała się. Podniosła klatkę i podeszła do kobiety i obrazu. Jutsu było już skończone, widziała to po minie tej kobiety, która teraz czekała, aż Yosh wsadzi klatkę do obrazu. Wzięła klatkę i powoli zaczęła wpychać ją w obraz. Kiedy klatka została już wessana przez nieznane jutsu, dziewczyna popatrzyła na kobietę. - Mam nadzieję, że to koniec waszych problemów z tym tornadem. - i uśmiechnęła się.
Kot polizał Twój palec i miauknął, jakby chciał powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Samo wciskanie klatki było dosyć ciekawym doświadczeniem. Z początku wyglądało to, jakbyś próbowała wcisnąć coś w ogromną galaretkę. Powierzchnia ugięła się nieco, ale nic... dopiero po chwili zaczęła wnikać, wokół niej rozchodziły się fale podobne do tych po wrzuceniu kamienia do wody. Gdy tylko klatka przekroczyła w całości granice obrazu, dziwnie zmalała i upadła pod domkiem. Kobieta wykonała pieczęć rozproszenia i klatka zniknęła, nieco zdezorientowany kotek usiadł i zaczął się rozglądać. W końcu polizał łapkę i rozwalił się na werandzie grzejąc się w słońcu. Chyba nie stanie mu się tam krzywda.
- Tak, tak... na pewno, a przynajmniej na razie. Zwierzak postoi w kącie i poczeka na swoją kolej. A Wy chłopcy pożegnajcie się ładnie i do domów, bo rodzice zaraz będą mieli pretensje, że mieszam Wam w głowach. Sio! - przegoniła chłopaków, którzy zdążyli tylko machnąć Ci na do widzenie i już zatrzasnęła za nimi drzwi - Doprowadź się do porządku dziewczyno, cała jesteś uświniona. Miednica stoi tam, ciepła woda nagrzana. Jak skończysz wylej wodę przez tamte okno, najlepiej wprost na głowę tego ciekawskiego Bussho. Tak, wiem że tam jesteś i bądź pewien, że będzie to wrzątek! - powiedziała dosyć głośno. Tupot stóp i sapanie potwierdziło jej tezę - Tutaj masz coś od mieszkańców, jak poszliście walczyć z tornadem, zrobili małą zbiórkę. Oczywiście na zapieczętowanie... mój towarzysz będzie zadowolony, a Tobie należy się część za przyprowadzenie mi tego pchlarza, chociaż i tak swoje masz za uszami. No nie kręć nosem, leży na stole. Postaw sobie parawanik i ogarnij nieco, nie wypada tak kobiecie iść między ludzi - uśmiechnęła się lekko i zajęła sprzątaniem farb i przyborów do malowania.
Ukończono misję rangi C, otrzymujesz 250y, 3pkt statystyk do rozdania, oraz 30pch. Chakra zregenerowana zostanie w całości po 48 godzinach nie używania jutsu. Obrażenia w postaci drobnych zadrapań zagoją się w ciągu trzech dni, nie są groźne i nie powodują ujemnych modyfikatorów, ot lekkie swędzenie.
Popatrzyła na starszą panią - Nie trzeba było .. naprawdę - Powiedziała i uśmiechnęła się. - Ale z propozycji umycia się skorzystam - I poszła do "łazienki" jej mycie się trochę trwało, gdyż jak to każda kobieta ma w zwyczaju, musiała zrobić to perfekcyjnie. Kiedy skończyła, stanęła przed lustrem i znalezionym obok umywalki grzebieniem uczesała włosy. Umyła wodą większe plamy na swoim ubraniu i założyła je, nie było to przyjemne, jednakże nie mogła wyjść na ulicę nago. Kiedy jej fryzura była w końcu taka jak przed przygodą. Wyszła z łazienki, wylewając uprzednio wodę. Kiedy przechodziła obok stołu z sakiewką wzięła ją i włożyła do kieszeni. Wyszła z domu, żegnając się ze starszą panią, a niedługo potem, zniknęła z wioski.
NMM