grueneberg

Nick : Goemon Kyoketsu
Ranga : Missing Ninja
Chakra : 2000
Wiek : 21
Techniki Opanowane :
1. Kage Bunshin no Jutsu
2. Kawarimi no Jutsu
3. Rairyyu no Tatsumaki
4. Kai
5. Ningen no Basho
6. Shoui Fuuin jutsu

Goemon postanawia nauczyæ siê:

Shunshin no Jutsu, pozwalaj±ce na szybkie przemieszczanie siê.
Ranga techniki: D
Koszt: 100

Dzieñ I
Ostatnio bardzo du¿o rozmy¶la³em o pojedynkach, w których bra³em udzia³. Zarówno o tych wygranych, jak i przegranych. I za ka¿dym razem, kiedy o tym my¶lê, czujê pewien niedosyt, wiem, ¿e mog³o byæ lepiej, chocia¿ nie by³o. Wkurza³o mnie to, nie powiem, dlatego postanowi³em to zmieniæ. Niestety mia³em dosyæ w±skie obeznanie w technikach, nie wiedzia³em od czego zacz±æ... Poprosi³em wiêc Kortilla o pomoc w treningu. Na szczê¶cie znalaz³ trochê czasu. Niezw³ocznie udali¶my siê wiêc do lasu obok siedziby. Na miejscu Kortill zaproponowa³ ma³y sparring, mia³ on na celu ukazania moich b³êdów w walce, luk w obronie itp. Zaczê³o siê do¶æ standardowo - rzuci³em 3 kunaie w kierunku Kortilla i zacz±³em szar¿owaæ. Nie minê³a nawet sekunda, kiedy Kortill nagle znikn±³! Zanim siê zorientowa³em przy³o¿y³ mi w potylicê. Dos³ownie wbi³em siê twarz± w ziemiê...
- Cz³owieku... zamordujê... Co to niby by³o? - zapyta³em, gdy ju¿ podnios³em siê z ziemi.
- Na razie nie wa¿ne. Wa¿ne jest to, ¿e dostrzeg³em, co Ci... "dolega"...
- Wiêc?
- Jeste¶ za wolny. Proste. Gdy patrzy³em, jak biegniesz w moj± stronê, my¶la³em, ¿e zd±¿ê siê jeszcze zdrzemn±æ...
Zamurowa³o mnie. Przez te wszystkie lata uwa¿a³em siê za jednego z szybszych ludzi. Co¶, czym sie zawsze szczyci³em, nagle okaza³o siê niczym... Ale rzeczywi¶cie, ten m³ody by³ ode mnie zdecydowanie szybszy.
- No to czy jest na to jakie¶ lekarstwo...? - zapyta³em z poczuciem beznadziejno¶ci
- Owszem, tego w³a¶nie zamierzam Ciê nauczyæ... Technika nazywaj±ca siê Shunshin no Jutsu, dziêki niej zwiêkszysz swoj± szybko¶æ wielokrotnie. ¯eby¶ mia³ pojêcie, z czym bêdziesz mieæ do czynienia, uderz mnie. Ale mocno i szybko...
Wedlug nakazu machn±³em piê¶ci± w stronê twarzy Kortilla, jednak nie trafi³em go - on sta³ ju¿ obok.
- Teraz rozumiesz? Je¶li tak, to zabieramy siê za naukê.
Zaczêli¶my w³a¶ciwy trening. Pozna³em podstawy. Z ka¿d± chwil± rozumia³em coraz wiêcej, przynajmniej tak mi siê wydawa³o.
- Pamiêtaj, aby skoncentrowaæ siê na miejscu, w które chcesz siê dostaæ. Z pocz±tku bêdziesz musia³ o tym my¶leæ, lecz potem zaczniesz robiæ to instynktownie.
Stan±³em wiêc przed Kortillem i my¶lami pojawia³em siê za nim.
- Pos³uchaj, nie spinaj siê za bardzo, ale te¿ nie b±d¼ lu¼ny. Musisz utrzymaæ pewien balans, dziêki niemu ³atwiej bêdzie Ci to zrozumieæ – powiedzia³ u¶miechniêty ch³opak. Widaæ, ¿e bawi³ go mój wyraz twarzy...
Nastêpne 15 minut spêdzi³em szukaj±c kompromisu pomiêdzy spiêtym spiêciem, a lu¼nym luzem... Ale w koñcu mi siê to uda³o i zaczyna³em czyniæ jakie¶ postêpy, a to przemie¶ci³em siê kawalek w prawo, kawa³ek w lewo... Ale to mimo wszystko by³o za ma³o. Ka¿de przemieszczenie odmierza³em od punktu startu i doszed³em do wniosku, ¿e jest coraz lepiej. Oczywi¶cie Kortill sta³ za mn± i motywowa³ mnie do roboty kijem... Gdy dzieñ dobiega³ koñca, a na niebo zawita³y gwiazdy po³o¿yli¶my siê oboje na trawie i rozmawiali¶my. Ja z obitymi barkami, Kortil ca³y u¶miany.
- Zabawnie wygl±dasz, kiedy Ci to nie wychodzi, wiesz?
- Wiem... Bêdziesz mia³ czas jutro?
- Raczej tak. Spotkajmy siê tu jutro rano... Póki co wracajmy do siedziby, ¶ciemnia siê...
Tak oto, prawie satysfakcjonuj±co, zakoñczy³ siê dzieñ pierwszy.

Dzieñ II
Wsta³em jak tylko s³oñce natrafi³o na moj± twarz. Niestety, wczorajszy trening pozostawi³ po sobie ¶lady. Poza barkami obitymi przez Korilla mia³em piekielne zakwasy... Ale nic to, krótka rozgrzewka i ju¿ sta³em pod pokojem ch³opaka. Jego jednak ju¿ nie by³o, wsta³ wcze¶niej skubaniec... Szybko uda³em siê w miejsce, w którym umówi³em siê z Kortillem. On ju¿ czeka³.
- By³em rano Cie zbudziæ, ale spa³e¶ jak zabity... postanowi³em poczekaæ tutaj – powiedzia³
- I chwa³a Ci za to, przyjacielu... To co dzi¶ przygotowa³e¶?
- Dzi¶... siê po¶cigamy.
- ¦cigaæ siê? To ma niby w czym¶ pomóc?
- Owszem, powiniene¶ siê nauczyæ szybko reagowaæ i u¿ywaæ Shunshin pod¶wiadomie. Ok, ja goniê, zaczynamy! - krzykn±³ Kortill i po chwili w miejscu gdzie sta³ pojawi³ siê dym. Ja równie¿ od razu u¿y³em techniki, jednak uciekaj±c swoimi metrowymi „skokami” nie moglem daleko uciec... Szybko mnie dorwa³.
- No, przy³ó¿ siê trochê! To wcale nie jest takie trudne! - powiedzia³ – Jak mnie nie z³apiesz, nie dostaniesz dzi¶ nic do jedzenia – zadrwi³ jeszcze ze mnie i znikn±³ mi z oczu... Przyczai³em siê pod drzewem i skoncentrowa³em siê. Postanowi³em zwiêkszyæ dystans mojego przemieszczania siê. Przygotowa³em siê i wykona³em porz±dny hyc, na oko by³y to 4 metry. Zaraz nad g³ow± przelecia³ mi Kortill.
- Tym razem mi nie uciekniesz! - krzykn±³em i rzuci³em siê za nim. Po piêciu minutach dorwa³em go. Nie wiem, czy dawa³ mi fory, czy nie... Nie obchodzi³o mnie to. Po prostu cieszy³em siê, ¿e go dorwa³em...
- ¦wietnie, widzê, ze czynisz postêpy. Ale zauwa¿, ¿e poruszali¶my siê ca³y czas w linii prostej. Teraz czas na ma³e utrudnienie.
Zeszli¶my na dó³. Moim zadaniem teraz by³o przebiegniêcie dystansu robi±c slalom miêdzy drzewami. Podczas tego æwiczenia doszed³em do wniosku, ¿e nienawidzê slalomów... Bo albo myli³em trasê, albo wpada³em na drzewo... W ka¿dym razie po paru godzinach Kortill uzna³, ¿e idzie mi dobrze...
- Zrobi³e¶ znaczne postêpy. Wydaje mi siê, ¿e jutro trening bêdzie zakoñczony. Na razie wracajmy spaæ...
Drugi dzieñ treningu dobieg³ koñca. By³em z siebie zadowolony.

Dzieñ III
Dnia trzeciego Kortill niestety nie móg³ mi towarzyszyæ w treningu. Wyruszy³ na jak±¶ misjê, nie wiadomo kiedy wróci. O ile wróci... Mimo wszystko uda³em siê do lasu, aby kontynuowaæ naukê. Skoro potrafi³em ju¿ wykonywaæ technikê, przemieszczaæ siê instynktownie, pozosta³o teraz tylko zwiêkszyæ dystans „skoku”. Bêd±c w biurze Kortilla zabra³em ze sob± jak±¶ ksi±¿kê na temat podstawowych technik. Po przeczytaniu jej wyci±gn±³em wnioski, które od razu postanowi³em urzeczywistniæ. W stosunkowo krótkim czasie poprawi³em szybko¶æ techniki, a tak¿e jej zasiêg. Niewiele pó¼niej zacz±³em za pomoc± Shunshin biegaæ po lesie, drzewach... Po czym siê tylko da³o. I czu³em z tego niesamowit± rado¶æ. Biega³em tak chyba 2 godziny, po czym pad³em wyczerpany, bez czakry na ziemiê. U¶miechn±³em siê do siebie
- Niez³y jeste¶ stary, dajesz jeszcze radê... - powiedzia³em sobie w g³owie. Pomy¶la³em o mistrzu... i o tym, jaki by³by ze mnie dumny...
- No nic, pora siê zbieraæ. Wracam do pokoju, jak tylko Kortill wróci, muszê mu siê pochwaliæ...
Tak oto, opanowawszy now± technikê, zadowolony JA wróci³ do siedziby.

Zaliczam, Kyoko


Nick : Goemon Kyoketsu
Ranga : Missing Ninja
Chakra : 2000
Wiek : 21
Techniki Opanowane :
1. Kage Bunshin no Jutsu
2. Kawarimi no Jutsu
3. Rairyyu no Tatsumaki
4. Kai
5. Ningen no Basho
6. Shoui Fuuin jutsu
7. Shunshin no Jutsu

Goemon chce nauczyæ siê:

Chidori, potê¿na technika ofensywna elementu Raiton.
Ranga techniki: A
Koszt techniki: 300

Dzieñ I
Dzisiejszego piêknego dnia, zaraz po przebudzeniu siê i porannych przygotowaniach, skierowa³em siê do lasu obok siedziby Soremade. Gdy by³em ju¿ na miejscu, usiad³em pod drzewem i wyci±gn±³em ksi±¿kê, któr± zabra³em z gabinetu Kortilla parê dni temu. Przegl±da³em j± do¶æ dok³adnie, niektóre techniki mnie zainteresowa³y bardziej, niektóre mniej, a niektóre po prostu ju¿ zna³em. Jednak w pewnym momencie zatrzyma³em siê d³u¿ej na jednej ze stron. Pokazan± tam technik± by³o Chidori, czyli jedno z silniejszych ofensywnych jutsu Raiton, które ¶wietnie siê sprawdza, szczególnie przy po³±czeniu z du¿± szybko¶ci± u¿ytkownika. Za naukê postanowi³em wzi±æ siê bezzw³ocznie, wiêc zacz±³em od krótkiej rozgrzewki. Co¶ na poprawê lepszego obiegu krwi, przep³ywu czakry itp. Po 15 minutach uzna³em, ¿e jestem rozgrzany wystarczaj±co, chwyci³em ponownie ksi±¿kê. Niestety, mimo i¿ zawiera³a ona wiele technik i porad dotycz±cych nauki, nigdzie nie by³o to na tyle szczegó³owe, abym móg³ poj±c od razu. Chwilê rozkmninia³em obrazki pokazane w ksi±¿ce, po czym na ich podstawie stara³em siê odtworzyæ wszystko po kolei...
Stan±³em w lekkim rozkroku
Przy³ó¿ siê stary, ³atwo pójdzie... Opanowa³e¶ przecie¿ ju¿ jedn± ciê¿k± technikê Raiton... Uda siê... - mówi³em na g³os w celu zmotywowania siê. Zamkn±³em oczy i skupi³em siê na wydobyciu czakry... Pomocne przy tym mia³y byæ nastêpuj±ce pieczêcie:
- O-ushi, Usagi, Saru... - wypowiedzia³em po cichu nazwy pieczêci podczas ich sk³adania. Jednocze¶nie skoncentrowa³em siê maksymalnie, przepu¶ci³em ca³± zebran± w obecnej chwili czakrê poprzez rêkê do d³oni, drug± rêkê u³o¿y³em w podporê, tak jak zaleca³a ksi±¿ka. Liczy³em chocia¿ na jakie¶ ma³e wy³adowanie elektryczne w pobli¿u rêki, na dobry pocz±tek. Niestety nic z tych rzeczy.
- Co jest, skopa³em co¶? - spyta³em sam siebie z nutk± irytacji w g³osie. Po raz kolejny podnios³em ksi±¿kê i zacz±³em j± dok³adnie przegl±daæ...Postawa, ³adnie utrzymana, pieczêcie wykonane, skumulowanie czakry i przekazanie jej do d³oni... wykonane... no to o co chodzi? - zaczyna³em siê powoli zniechêcaæ... Nie lubiê, gdy mi co¶ nie wychodzi. Nastêpne dwie godziny spêdzi³em na próbach wyprowadzenia techniki. Jak na z³o¶æ, najwiêkszym osi±gniêciem by³ póki co tylko pojedynczy impuls, który nawet ¿arówki by nie zapali³.
Beznadziejne to wszystko! - krzykn±³em ze z³o¶ci i pu¶ci³em siarczyst± wi±zankê bluzgów na temat owej techniki. Chwyci³em ksi±¿kê i chcia³em j± pogry¼æ, ale opanowa³em siê trochê i „tylko” rzuci³em ni± w drzewo. Na dzi¶ mia³em do¶æ. Ca³y dzieñ treningu bez efektu do³owa³ mnie strasznie, tym bardziej, ¿e by³ to Raiton, mój element, moja wizytówka... Z³y po³o¿y³em siê spaæ. Lepiej, ¿eby jutrzejszy dzieñ by³ bardziej pomy¶lny...

Dzieñ II
Wsta³em trochê pó¼no... Jednak sen trochê za³agodzi³ rozgoryczenie wynikaj±ce z wczorajszego dnia. Doszed³em do wniosku, ¿e i tym razem nie dam rady nauczyæ siê tej techniki sam. Korilla nie by³o, wiêc postanowi³em zg³osiæ siê do kogo¶ innego. Na pierwszy ogieñ poszed³ Kyoko.
- Nie no, jeste¶ trochê nie w porê... Dopiero co wróci³em. Stary, ja... - wybe³kota³ zaspany Kyoko.
- No ale sam nie dam rady, potrzebujê Ciê! Je¶li teraz zamkniesz drzwi, to i tak nie dam Ci zasn±æ, bêdê sta³ tu tak d³ugo, a¿ pójdziesz ze mn±... - powiedzia³em trochê podniesionym g³osem. By³em pewien, ¿e bez pomocy nie nauczê siê tego. A zale¿a³o mi bardzo... Najwyra¼niej Kyoko dostrzeg³ we mnie desperata
- Có¿, skoro tak stawiasz sprawê... Pomo¿e Ci jedno z moich cia³, Nazuno. - powiedzia³ Kyoko. Obróci³ siê i zawoa³ cia³o. W drzwiach stan± wielki dryblas poobwieszany ³añcuchami.
- Nazuno, to jest pewien jegomo¶æ...
- My siê ju¿ znamy... Spotkali¶my siê w siedzibie Soremade – u¶miechn±³ siê Nazuno i wyciagn±³ w moj± stronê rêkê. Przywitali¶my siê.
- A wiêc jak tak, to ja wam nie przeszkadzam panowie... Owocnych treningów... - b±kn±³ Kyoko i znikn±³ za drzwiami. Wraz z Nazuno poszli¶my do lasu obok siedziby, po drodze stre¶ci³em mu ca³± sytuacjê.
- …I nic... Kompletnie nic...
- Przypuszczam, ¿e mo¿esz mieæ jakie¶ pod¶wiadome opory z przes³aniem ca³ej czakry do d³oni. Albo blokowaæ j± przy samym wyj¶ciu. Trochê to dziwne, bior±c pod uwagê Twoje Rairyuu no Tatsumaki
- No w³a¶nie – zamy¶li³em siê. Ten facet przypomina³ mojego starego Sensei... By³ tylko gdzie¶ tak 2 razy potê¿nejsz. W miêdzyczasie doszli¶my na miejsce.
- Ok, to stañ tutaj, i poka¿ mi co do tej pory osi±gn±³e¶ – zaproponowa³ Nazuno
- Zapewniam, ¿e to nic wspania³ego... - powiedzia³em i stan±³em jak uprzednio w lekkim rozkroku. Wykona³em pieczêcie i przes³a³em czakrê do d³oni. I znowu¿ pojedynczy impuls... W¶ciec siê mo¿na.
- A jednak blokujesz czakrê na samym wylocie... Powiedz, boisz siê czego¶ ze strony tej techniki? - zapyta³ Nazuno. Zatka³o mnie. Baæ siê techniki? Nigdy nad tym nie my¶la³em. Przeanalizowa³em swoje emocje podczas prób Chidori i wywnioskowa³em:
- W sumie, to nigdy nie widzia³em tego jutsu... Bojê siê trochê tego, co siê mo¿e staæ przy niepowodzeniu... Chcia³bym mieæ ca³± rêkê i w ogóle...
- Mogê Cie zapewniæ... Ta technika bêdzie jedynie dla Ciebie ¶miertelna, je¶li kto¶ u¿yje j± przeciwko Tobie. Innej mo¿liwo¶ci nie widzê.
S³owa Nazuno mnie uspokoi³y. Wzi±³em parê wdechów i zapyta³em:
- To jak, jakie¶ wskazówki?
- To zale¿y, co chcesz jeszcze wiedzieæ – powiedzia³ mê¿czyzna podnosz±c Kortillow± ksi±¿kê spod drzewa – Zobaczmy, Chidori... s. 220... Jest. No wiêc tak....
Nazuno zacz±³ czytaæ na g³os opis techniki, jednocze¶nie t³umacz±c po kolei ka¿dy krok, dodaj±c co¶ od siebie itp. Po chwili kaza³ mi ponownie spróbowaæ, tym razem wed³ug jego „przepisu”.
Podniesiony trochê na duchu stan±³em w lekkim rozkroku. Przygotowa³em siê na uwolnienie czakry
- O-ushi, Usagi, Saru – powiedzia³em na g³os i skumulowa³em czakrê w klatce piersiowej. Jedn± d³oñ podnios³em na wysoko¶æ barku, drug± pod pach±. Zamkn±³em oczy i skoncentrowa³em siê na przesy³aniu czakry. Po chwili otworzy³em oczy i... Oczywi¶cie nic dooko³a rêki siê nie pojawi³o. Spojrza³em zrezygnowany na Nazuno. By³ zamy¶lony, czeka³em na jego reakcjê.
- Ci±gle siê boisz, eh? Zastanawiam siê co z czym¶ takim zrobiæ, tylko raz siê z tym spotka³em...
- Wiêc co wtedy zrobi³e¶? - zapyta³em z nadziej±
- Nic. Zostawi³em go¶cia. Nie potrafiê pomóc komu¶, kto nie daje sobie pomóc...
Taka wizja nie podoba³a mi siê... Czy¿bym osi±gn±³ ju¿ swoje granice? Sposêpnia³em. Je¶li co¶ szybko z tym nie zrobiê, bêdzie blada d... Postanowi³em siê wzi±æ za siebie.
- Nazuno, na dzi¶ mam do¶æ... Spotkajmy siê tu jutro o 9 rano.
- Jak chcesz. Tylko pamiêtaj, wyrzuæ z siebie ten strach. On Ciê parali¿uje... Je¶li on bêdzie obezw³adnia³ Ciê tak zawsze, to kiepsko widzê... Cokolwiek. - powiedzia³ i odszed³. Patrzy³em jak znika w¶ród drzew. Uderzy³em siê w twarz.
- Co Ty, jaka¶ baba jeste¶? - zapyta³em sam siebie. Odpowiedzi nie by³o. Zamiast tego skierowa³em siê do swojego pokoju...

Dzieñ III
W nocy nie moglem spaæ. Ca³y czas my¶la³em o tym, co powiedzia³ mi Nazuno...
„Baæ siê techniki, ¿a³osne... Przecie¿ znajdywa³em siê ju¿ w bardziej beznadziejnych sytuacjach. Nigdy wcze¶niej mi siê to nie zdarzy³o.”. W miêdzyczasie pracowa³em trochê nad przep³ywem czakry. Niespodziewanie zadzwoni³ zegarek. Zerwa³em siê z ³ó¿ka i poszed³em siê przyszykowaæ. Pól godziny pó¼niej sta³em w lesie. Nazuno ju¿ czeka³.
- Jak siê masz? Wyspany? - zapyta³ facet
- Nie bardzo... Ale na trening zawsze mam si³ê. - odpowiedzia³em energicznie
- W takim razie bierzemy siê do roboty. Bêd±c w domu przeanalizowa³em parê rzeczy. S³uchaj... - Nazuno zacz±³ dzieliæ siê ze mn± swoimi spostrze¿eniami, uwagami itp. Gdy skoñczy³ zamy¶li³ siê
na chwilê i doda³:
- A, i najwa¿niejsza rzecz. Masz problem z ukierunkowaniem tej czakry.
- Z ukierunkowaniem? Ale jak to?
- Po prostu. W skrócie powiem to tak: tworz±c Rairyyu no Tatsumaki wypuszczasz czakrê ze wszystkich tenketsu chaotycznie. Tworz±c tak wielkie jutsu nie potrzebujesz skupiæ go w jednym punkcie, tak jak w tym przypadku w d³oni. Nie wiem nawet jak Ci z tym pomóc. Musisz próbowaæ...
Kolejne parê godzin spêdzi³em na próbach ukierunkowania i skupienia czakry w jednym punkcie. Teraz, to na nerwy dzia³a³o mi ju¿ po prostu wszystko. Kl±³em na lewo i prawo, niestety to nic nie dawa³o. Dopiero gdzie¶ tak po 6 godzinie doszed³em, jak to opanowaæ. Z³apa³em siê za g³owê, ¿e tak banalna rzecz zajê³a mi tyle czasu... Wystarczy³o, ¿e sobie wyobrazi³em, ¿e poza jednym miejscem na d³oni, innego wyj¶cia dla czakry nie ma... Udoskonalenie tego przep³ywu czakry zajê³o mi ju¿ niewiele czasu. Sta³em siê tak¿e od razu pewniejszy siebie. By³em gotowy do ponownego przyst±pienia do próby.
A wiêc ponownie stan±³em w wygodnej pozycji, u³o¿y³em pieczêcie i zacz±³em emitowaæ czakrê z d³oni, która zaczê³a zamieniaæ siê w pojedyncze wy³adowania. Te natomiast zaczê³y siê zbieraæ w coraz wiêksze grupy i po chwili naszym oczom ukaza³o siê co¶, co wygl±da³o jak to ca³e Chidori z ksi±¿ki, jednak¿e du¿o bledsze, przezroczystsze – s³owem wyra¼nie s³absze. Mimo tego, to by³ ju¿ jaki¶ sukces. Popatrzy³em zadowolony na Nazuno. U¶miecha³ siê.
- Teraz ci¶nij tym w drzewo. Zobaczymy jak± moc± na razie dysponujesz.
Zrobi³em jak nakaza³. Wzi±³em ma³y rozpêd i zaatakowa³em drzewo, jakbym chcia³ siê przebiæ rêk± na wylot. Czu³em, jak pod si³± mojego Chidori w drzewie zaczyna tworzyæ siê otwór. Dos³ownie po sekundzie jutsu siê rozp³ynê³o zostawiaj±c drzewie otwór o ¶rednicy ok 15 cm.
- Nie¼le jak na pierwszy raz – pochwali³ mnie Nazuno – popracuj teraz nad moc±. To akurat bardzo proste – im wiêksz± dawkê czakry prze¶lesz, tym silniejsze bêdzie Chidori.
Faktycznie, nie mia³em z tym problemu. Znaj±c ju¿ metodê przesy³ania czakry, wiedz±c, którêdy j± uwalniaæ, a gdzie zatrzymywaæ nie zajê³o mi to wiêcej ni¿ 2 godziny. Na koniec Nazuno poleci³, ¿ebym wytworzy³ jedno Chidori i ponownie przy³o¿y³ nim w drzewo. Odprawi³em wiêc ca³± „ceremoniê” i Raikiri ukaza³o siê na mojej d³oni. Tym razem by³o ju¿ bardziej wyra¼ne, koloru b³êkitnego, po prostu mocniejsze od poprzednich. Popatrzy³em na nie z dum± i u¶miechn±³em siê do siebie prawie diabolicznym u¶miechem maniaka. Wybra³em sobie drzewo i ruszy³em na nie. Ledwo co Chidori zetknê³o siê z drzewem, a rozpru³o je w pó³. A¿ rozdziawi³em gêbê z zaskoczenia. Nazuno jednak skomentowa³ to krótko:
- Jest lepiej, jednak¿e to jeszcze nie jest pe³nia mo¿liwo¶ci ani tego jutsu, ani tym bardziej Twoich. Nie wiem czy zauwa¿y³e¶, ale zapad³a ju¿ noc...
Rozejrza³em siê woko³o. Faktycznie, by³o ju¿ ciemno. Straci³em rachubê czasu. Czas wróciæ na zas³u¿ony odpoczynek.
- Jasne... spoko... Wracajmy do kwatery siê przespaæ. Nie mogê siê po prostu doczekaæ jutra. - powiedzia³em szybko i udali¶my siê do siedziby Soremade. Z tego co mi potem opowiada³ Nazuno, by³em tak zmêczony, ¿e zasn±³em na schodach...

Dzieñ IV
Wczorajszy trening by³ bardzo wyczerpuj±cy, tote¿ spa³em „snem umar³ych”... Nie przeszkodzi³o mi to jednak w obudzeniu siê bardzo wcze¶nie i powêdrowaniu na moje sta³e miejsce treningów. O dziwo Nazuno tam jeszcze nie by³o, wiêc postanowi³em zacz±æ sam. Standardowo krótka rozgrzewka, uganianie siê za spadaj±cymi li¶æmi za pomoc± Shunshin itp. W koñcu przyszed³ czas na trening w³a¶ciwy, wiêc przypomnia³em sobie wszystko, co robi³em wczoraj, czego nie robi³em, i co zrobiæ powinienem. Doszed³em do wniosku, ¿e muszê zmniejszyæ czas pomiêdzy inkantacj± jutsu a jego wytworzeniem. To mia³o i¶æ dzi¶ na pierwszy ogieñ. Nale¿a³o jedynie szybciej skumulowaæ czakrê w d³oni i pamiêtaæ, aby nie wypu¶ciæ jej nigdzie po drodze. Jako, ¿e nie by³o to ciê¿kie zadanie, chwilê pó¼niej potrafi³em stworzyæ Chidori niemal¿e zaraz po inkantacji. By³em z siebie zadowolony, pozwala³o mi to zaoszczêdziæ chwilê czasu w walce. Obejrza³em siê i zobaczy³em, ¿e Nauzno stoi za mn± i przygl±da siê moim poczynaniom.
- Konnichiwa, Nazuno-san – przywita³em siê z przyby³ym – mi³o, ¿e wpad³e¶.
- Ohayo. Przyszed³em zobaczyæ jak sobie radzisz. Widzê, ¿e idzie Ci nie¼le.
- Tak, jestem z siebie zadowolony. Jak pewnie zauwa¿y³e¶ podreperowa³em szybko¶æ techniki i takie tam sprawy. Czym dzi¶ siê zajmiemy?
- W sumie jedyne co nam teraz zostaje, to zwiêkszyæ moc Chidori. Có¿, jedynym sposobem na to jest zwiêkszanie ilo¶ci czakry i obserwowanie efektów. Do roboty w takim razie!
Tak wiêc ca³y dzisiejszy dzieñ zszed³ na przesy³aniu wiêkszej ilo¶ci czakry do d³oni i rozwalaniu drzew, ziemi, ¶cian... Wszystkiego co siê nawinê³o pod rêkê. Efekty raz by³y piorunuj±ce, raz przeciêtne. Musia³em nawet ³ykaæ pigu³ki, bo zaczyna³o czakry brakn±æ. Mia³em wra¿enie, ¿e wykarczowa³em po³owê lasu... By³em bardzo padniêty, bez cukru we krwi, rêce mi odpada³y... Nazuno pomóg³ mi wstaæ. Mieli¶my ju¿ zbieraæ siê do domu, podali¶my sobie rêce i w tym momencie sykn±³em z bólu. Spojrza³em na d³onie – by³y sinofioletowe, poza tym piek³y jak jasna cho**ra. Wystraszy³em siê z lekka, w koñcu d³onie jakby nie patrzeæ by³yby mi bardzo pomocne i chcia³em je zachowaæ na d³u¿ej... Na szczê¶cie Nazuno zapewni³, ¿e to tylko efekt uboczny nauki Chidori, który przechodzi z czasem. Mam nadziejê, ¿e tak jest... W ka¿dym razie noc spêdzi³em z ok³adami na d³oniach.

Dzieñ V
Dzieñ V niestety by³ dniem przele¿anym w ³ó¿ku ze wzglêdu na ma³y uszczerbek na zdrowiu powsta³y w wyniku karko³omnego treningu przez ostatnie parê dni... No có¿, kondycji dobrej to ja nie mam...

Dzieñ VI
Dzieñ szósty i zarazem ostatni, by³ dniem koñcowych szlifów. Nie umawia³em siê ju¿ z Nazuno na dzi¶, postanowi³em sam wyj¶æ i dokoñczyæ sprawê. Jednak¿e, gdy doszed³em do mojego miejsca treningowego zasta³em na miejscu Kyoko, Kranê i Nazuno. Pomiêdzy nimi sta³a jedna z marionetek treningowych Midoriego.
- S³uchaj stary, wiem wszystko na temat Twoich postêpów, Nazuno wszystko mi elegancko relacjonowa³... Zadanie na dzi¶ masz banalnie proste – rozwal t± marionetkê – powiedzia³ z u¶miechem Kyoko
- Co Wy... przecie¿ po tym to... Midori rozwali Nas... Albo przynajmniej mnie – odpowiedzia³em pesymistycznie
- Nic nie bój, ja wszystko za³atwiê...
Skoro tak to ok, do boju. Stan±³em w dogodnej pozycji (nie, tym razem to nie by³ ju¿ nawet lekki rozkrok) i przygotowa³em Chidori. Pojawi³o siê b³yskawicznie, tak jak siê spodziewa³em. Piêkne, Niebieskawe i wyraziste – to by³o Chidori z prawdziwego zdarzenia! Cofn±³em rêkê do ty³u i wzi±³em rozbieg. Chwilê pó¼niej wcisn±³em Raikiri w klatkê piersiow± marionetki. Huk nie by³ du¿y, ale rozrzut... No có¿, zbieraæ ju¿ za bardzo nie by³o czego. Triumfalnie stan±³em nad pokonan± marionetk± i popatrzy³em na znajomych. Ku mojemu zdziwieniu niemal¿e zataczali siê ze ¶miechu.
- Co jest? Co¶ ¼le zrobi³em? O co wam chodzi?
- Nic nic, z technik± by³o jak najbardziej pozytywnie, tylko... - wydusi³ przez ¶miech Kyoko o ma³o przy tym nie d³awi±c siê w³asn± ¶lin±... - …tylko... - podszed³ do mnie i wrêczy³ mi tubkê kleju... - nie martw siê... Mo¿esz byæ pewny, ¿e od nas Midori siê nic nie dowie, tymczasem, powodzenia! - doda³ Kyoko i wszyscy troje zniknêli w k³êbie bia³ego dymu. Patrzy³em z niedowierzaniem na klej.
- Aaah, g³upi¶, Smigolu! Jaki¶ Ty naiwny... - rozlamentowa³em siê na moment, lecz po chwili umilk³em i poszed³em w las szukaæ czê¶ci marionetki mrucz±c pod nosem „ Wy zobaczycie, ja Wam jeszcze poka¿ê...”

A poza tym to gratulujê Wam doczytania tych wypocin do tego miejsca Mo¿ecie sobie narysowaæ pentagram na czole na znak mojego uznania

Bardzo podoba mi siê ta nauka. Przyjemnie siê j± czyta³o.
ZALICZAM, twój limit u¿ywania to 5 razy.
Dopisz sobie do statystyk tak¿e 7 punktów.

P.S Michimoto niestety ma pentagram na czole, bo jest to znak jego CS

Nick : Goemon Kyoketsu
Ranga : Missing Ninja
Chakra : 2120
Wiek : 18
Techniki Opanowane :
1. Kage Bunshin no Jutsu
2. Kawarimi no Jutsu
3. Rairyyu no Tatsumaki
4. Kai
5. Ningen no Basho
6. Shoui Fuuin jutsu
7. Shunshin no Jutsu
8. Chidori

Celem Goemona jest:

Kirigakure no Jutsu, technika polegaj±ca na wytworzeniu na polu bitwy gêstej mg³y, która utrudnia przeciwnikowi.
Ranga techniki: B
Koszt techniki: 200

Dzieñ I
Wsta³em rano lew± nog±. Wszystko mnie dra¿ni³o. Nawet Kortill, mimo i¿ tylko (jak zwykle) czyta³, dzia³a³ mi na nerwy. Na resztê wola³em dzi¶ bawet nie patrzeæ. Wyszed³em wiêc szybko z siedziby, ¿eby jako¶ wyluzowaæ. Kr±¿y³em tak dooko³a wioski, a¿ zauwa¿y³em dwóch shinobi szykuj±cych siê do bitki. Od razu by³o widaæ, ¿e to treningowy sparring, postanowi³em wiêc usi±¶æ obok i popatrzeæ – a nu¿ nauczê siê czego¶ ciekawego? Usiad³em pod drzewem i obserwowa³em. Naprzeciwko siebie sta³o dwóch m³odych shinobi, pewnie nie mieli wiêcej ni¿ 30 lat. Ustalili jakie¶ regu³y, czy co¶ i zabrali siê do roboty. Wiêkszo¶æ ich technik by³o mi znane, tak samo ró¿ne taktyki. Mia³em siê ju¿ zbieraæ, uzna³em ¿e nic warto¶ciowego st±d nie wyniosê, gdy jeden z nich krzykn±³ niespodziewanie
- Ninpou: KiriGakure no Jutsu! - Nagle dooko³a nas zaczê³a pojawiaæ siê mg³a. Obie postacie zaczê³y zanikaæ, a¿ w koñcu straci³em je z oczu. Szybko wspi±³em siê na jaki¶ wy¿szy punkt, jednak¿e mg³a by³± tak gêsta, ¿e nawet z pozornie wy¿szego miejsca nic nie widzia³em. Pozostawa³o mi jedyne czekaæ na wynik walki, gdy¿ bardzo mnie to intrygowa³o. Chwilê pó¼niej da³o siê s³yszeæ okrzyk bólu. Mg³a zniknê³a równie szybko, co siê pojawi³a. Gdy ju¿ wszystko by³o widoczne mog³em ujrzeæ, ¿e shinobi u¿ywaj±cy przed chwil± tego jutsu w³a¶nie trzyma³ rêkê oponenta w d¼wigni. Po chwili jednak zwolni³ u¶cisk i pomóg³ znajomemu wstaæ. To przes±dzi³o o wszystkim – muszê nauczyæ siê tego jutsu. Zacz±³em i¶æ w stronê ch³opaków, jednak nagle znik±d pojawi³ siê miêdzy nimi stary shinobi. Mówi³ co¶ nerwowo, po czym wszyscy trzej zniknêli w k³êbie bia³ego dymu.
- Zaraz, poczekajcie! - krzykn±³em, jednak nikt mnie nie s³ysza³. No, mo¿e poza lud¼mi stoj±cymi obok. Zirytowa³o mnie to ich natychmiastowe znikniêcie. Nie ugasi³o to jednak zapa³u do nauki techniki.
„ Skoro tamci ludzie mi nie pomog±, pójdê do miejsca, w którym na pewno znajdê odpowiedzi” pomy¶la³em. To by³o do przewidzenia, ¿e prêdzej, czy pó¼niej tam trafiê. Skierowa³em siê w stronê siedziby. Po dotarciu na miejsce wbieg³em od razu do pokoju imæ Kortilla. Jak zwykle studiowa³ jak±¶ ksi±¿kê... Widaæ wyrwa³em Go z tych Jego ksi±¿kowych medytacji, wydawa³ siê trochê rozdra¿niony tym faktem.
- Ty siê m³ody nie przejmuj, czytaj sobie dalej, ja tylko co¶ po¿yczam... - u¶miechn±³em siê g³upkowato do ch³opaka i wyci±gn±³em z szafy ksi±¿kê na temat jutsu elementu wody. W trybie natychmiastowym opu¶ci³em to miejsce, aby zacz±æ trening. Uda³em siê parê kroków za teren siedziby, gdzie¶, gdzie by³y drzewa. Po chwili usiad³em pod jednym z nich i zacz±³em czytaæ.
- Cuda na kiju, po prostu... - powiedzia³em sam do siebie przetworzywszy sobie ca³y materia³, który przed chwil± przeczyta³em. Od³o¿y³em ksi±¿kê i zastanowi³em siê. Nastêpnie energicznie wsta³em i zabra³em siê do roboty. Poprawi³em sobie kr±¿enie paroma æwiczeniami, przeci±gn±³em siê, zamkn±³em oczy. My¶la³em, w jaki sposób mam manipulowaæ czakr±, aby uformowaæ mg³ê. Nie ma to jednak byæ mg³a wydobywaj±ca siê ze mnie, ale z otoczenia. Musia³em wiêc zadzia³aæ czakr± na otoczenie... Fascynuj±ce. Doszed³em do wniosku, ¿e nie warto skupiaæ siê na wypuszczaniu czakry jednym miejscem w jednym kierunku.
„ Wypuszczê j± ca³ym sob±. Nastêpnie spróbuje zamieniæ j± w mg³ê, czy co¶...” jak pomy¶la³em, tak zrobi³em. Oczywi¶cie, ¿e siê nie spodziewa³em od razu porz±dnych efektów. Jedyne, co poczu³em, to ulatniaj±c± siê ze mnie czakrê. To wszystko. Spróbowa³em jeszcze raz, ale uzyska³em ten sam efekt. Zamy¶li³em siê i odtworzy³em w my¶lach walkê, któr± widzia³em dzi¶ rano. Niewiele mog³em z tych wspomnieñ wywnioskowaæ, dodatkowo u¿ytkownik tej techniki siê ulotni³.
„ To ja ju¿ wiem, czego tu nie mam. Brakuje mi wody.” Dosta³em genialnego ol¶nienia. Czy rzeczywi¶cie woda by³a do tego potrzebna – nie mam pojêcia. Dla pewno¶ci przytaszczy³em trzy wiadra wody i wyla³em je dooko³a siebie. Teraz wodê ju¿ mia³em. Tylko co dalej z ni± robiæ? Mg³a jest zawieszonymi w powietrzu drobnymi kroplami wody. Lub lodu. Lodem nie umiem niestety operowaæ, postanowi³em wiêc za pomoc± czakry poderwaæ drobiny wody do góry. Jako, ¿e w wodê zaopatrzony by³em, nie martwi³em siê o ni±. Odetchn±³em i rozlu¼ni³em siê. Postanowi³em siê odwo³aæ do „si³ wy¿szych” i u³o¿y³em po kolei Rin, Toh, Kyo oraz Zai, które po kolei pomog³y mi wzmocniæ si³ê ducha, doj¶æ do harmonii z natur±, ukierunkowaæ czakrê i w ostateczno¶ci zaw³adn±æ wybranym elementem, w tym przypadku wod±. Zebran± czakrê wys³a³em w stronê ka³u¿ wody, które przed chwil± zrobi³em i obserwowa³em co siê wydarzy. Co prawda uda³o mi siê unie¶æ wodê do góry, ale drobinki to nie by³y. Ba, nawet do kropel daleko temu by³o. To by³ raczej kulki wody ¶rednicy 0,5cm... Natychmiast przesta³em je podtrzymywaæ. Woda z powrotem spad³a na ziemiê. To te¿ mnie nie zadowala³o – jutsu musi dalej siê ci±gn±æ, nawet jak przestanê siê koncentrowaæ na podtrzymywaniu tych kropel. Postanowi³em spróbowaæ znowu. Tym razem u³o¿y³em dla wzmocnienia pieczêæ barana i wypu¶ci³em czakrê. Efekt by³ taki sam – tysi±ce, jak nie wiêcej lataj±cych du¿ych kropel. Jakby kto¶ zatrzyma³ deszcz w locie...
- Niestety, nie têdy droga – powiedzia³em sam do siebie. Mimo i¿ trening ciê¿ki nie by³, czu³em siê od rana niesamowicie zmêczony. Podnios³em z ziemi ksi±¿kê Kortilla, a¿eby pó¼niej nie wrzeszcza³ na mnie i uda³em siê w kierunku siedziby. Potrzebowa³em siê w koñcu wyspaæ.

Dzieñ II
Dnia drugiego znowu¿ wcze¶nie wsta³em, znowu¿ by³em niewyspany... Na szczê¶cie mia³em humor. Szybko skoczy³em do kuchni i zajrza³em do lodówki. Jako, ¿e do jedzenia co¶ tam jeszcze by³o, szybko zjad³em co mia³em i wybieg³em z pokoju. Po chwili sta³em ju¿ na moim miejscu treningowym z wiadrami wody. Tak jak wczoraj, rozla³em je dooko³a siebie i zabra³em siê za trenowanie. Powtarza³em wci±¿ wczorajsze praktyki, tj. podrywa³em do góry krople wody. Gdy siê im przyjrza³em by³y wyra¼nie mniejsze od tych wczorajszych. U¶miechn±³em siê do siebie – lubiê, gdy widaæ efekty wysi³ku. Niestety, rozproszy³em siê za bardzo i wszystkie zawieszone w powietrzy krople runê³y na ziemiê. I poza tym by³em znowu mokry... Ale postêpy ju¿ jakie¶ by³y. Zachêci³o mnie to do dalszego treningu. Postanowi³em wypuszczaæ jeszcze wiêcej czakry, a¿eby podnosiæ coraz mniejsze drobinki wody. Po ok. dwóch godzinach balansowania pomiêdzy ilo¶ci± zu¿ywanej czakry da³o siê widaæ nieznaczn± mgie³kê unosz±c± siê w powietrzu. To by³ dla mnie znaczny sukces.
- Noo, tak to ja siê mogê bawiæ! - zawo³a³em uradowany. Zacz±³em teraz pracowaæ nad pod¶wiadomym utrzymaniu kropelek wody w powietrzu. Przysz³o to pro¶ciej ni¿ my¶la³em, gdy¿, jak siê spodziewa³em, im mniejsza by³a drobinka wody, tym ³atwiej zawisa³a w powietrzu. Ale to oczywi¶cie mi nie wystarczy³o. Niestety, gêsto¶æ mg³y pozostawia³a wiele do ¿yczenia, a tak¿e nie przypominam sobie, ¿eby shinobi, którego widzia³em wczoraj mia³ gdzie¶ w pobli¿u siebie jak±¶ wodê. O ile gêsto¶æ zawsze da siê poprawiæ, o tyle druga kwestia mnie bardziej martwi³a. Jednak¿e mia³em dwa sposoby, jak pozbyæ siê takiej ilo¶ci koniecznej w otoczeniu wody. Postanowi³em zacz±æ od sposobu pierwszego, który wydawa³ mi siê prostszy. Polega on na wykorzystaniu otaczaj±cej mnie ro¶linno¶ci, ludzi, etc. jako ¼ród³a wody. Wszystko w koñcu w jakim¶ procencie sk³ada siê z wody, a ja potrzebowa³em tylko uwolniæ procent tych procentów... W ka¿dym razie uda³em siê w inne miejsce, z dala od rozlanej wody. Trafi³em na ³±kê. Tam ro¶linno¶ci mia³em pod dostatkiem. Od razu zabra³em siê do roboty. Chcia³em to jak najszybciej skoñczyæ, dzia³a³ mi na nerwy fakt, ¿e nie najlepiej mi idzie. Zgromadzi³em znaczn± ilo¶æ czakry, któr± nastêpnie uwolni³em i czeka³em na efekty. Konkretniej to na powstanie gêstej mg³y. Niestety, nic poza naprawdê ledwo widocznymi ob³oczkami mg³y nie stworzy³em. Jednak ro¶linno¶æ nie chcia³a oddaæ ³atwo swojej wody. Spróbowa³em jeszcze raz, ale rezultat by³ ten sam.
„ A wiêc czas przej¶æ do drugiej metody. Mamo, nadchodzê!”. Druga metoda polega³a na stworzeniu drobinek wody. W sumie powinienem by³ siê tego domy¶liæ na pocz±tku i oszczêdziæ sobie nerwicy. W technikach Raiton te¿ wytwarza³em wy³adowania elektryczne za pomoc± czakry. Ok, dosyæ rozmy¶lania, czas to ci±gn±æ. Stan±³em w lekkim rozkroku i zacz±³em uwalnianie zgromadzonej czakry. Gdy ju¿ poczu³em, ¿e uwolniona ilo¶æ jest wystarczaj±ca skupi³em siê na zamianie jej w mg³ê. Oczy mia³em otwarte i stara³em siê wypatrzeæ wszelkie choæby nawet najmniejsze zamglenia. Ku mojej uciesze, powsta³o takowych wiele. Dowiedzia³em siê te¿, ¿e ilo¶æ u¿ytej czakry zwiêksza gêsto¶æ mg³y. A st±d ju¿ bardzo blisko do sukcesu. Mimo i¿ sukces jest blisko, czas siê udaæ na zas³u¿ony wypoczynek.

Dzieñ III
W koñcu siê wyspa³em. Czu³em siê nareszcie w pe³ni si³. Od razu wyruszy³em do miejsca, na którym trenowa³em ostatnimi dniami. Wiedzia³em, ¿e dzi¶ mi siê uda. Mia³em wra¿enie, ¿e mam w sobie tyle energii, cobym móg³ biegaæ po chmurach. Bez wiêkszych ceregieli zabra³em siê za próby. Zebra³em odpowiedni± ilo¶æ czakry i uwolni³em j±. Po chwili zaczê³a siê zamieniaæ w mg³ê. Oczywi¶cie, za gêsta nadal nie by³a, ale mo¿na to ju¿ by³o nazwaæ mg³±. Teraz nale¿a³o tylko zwiêkszyæ ilo¶æ czakry, tak, aby sta³o to siê naprawdê gêste. Po ok 1,5h uda³o siê stworzyæ co¶, co wygl±da³o jak mleko zawieszone w powietrzu, znaczy siê bardzo gêst± mg³ê.
- Sukces! - krzykn±³em. Jednak brakowa³o mi dwóch elementów. Jak zwykle czas od momentu inkantacji do momentu pojawienia siê by³ za d³ugi. Druga kwestia to zastosowanie techniki w walce. Zaj±³em siê problemem numer jeden, gdy¿ bez wyeliminowania go u¿ycie jutsu w walce nie bêdzie mia³o efektu. Pomy¶la³em chwilê nad przyczyn± i doszed³em do wniosku, ¿e zbyt leniwie emitujê czakrê. Nie pierwszy raz mi siê co¶ takiego przytrafi³o, wiêc wiedzia³em co robiæ. Niespe³na parê minut potem zabawia³em siê nowo wyuczon± technik± raz zwiêkszaj±c gêsto¶æ, raz zmniejszaj±c. W koñcu przyszed³ czas na zastosowanie jej w walce. Poprosi³em Midoriego, aby stan±³ pod drugim drzewem, jakie¶ 5-6 metrów ode mnie. Przygotowa³em siê.
- Ninpou: Kirigakure no Jutsu... - powiedzia³em mrocznym szeptem i stworzy³em gêst± mg³ê. Patrzy³em jak Midor zanika, a po chwili staje siê ca³kowicie niewidoczny. Zadowolony z siebie mia³em zamiar obezw³adniæ shinobi, jednak¿e co¶ rzuci³o mi siê na twarz. Nie mia³em pojêcia co mnie zaatakowa³o, ale instynktownie zrzuci³em to co¶ z twarzy. Po chwili zorientowa³em, siê, ¿e to lis Midoriego...
- Mo¿e ograniczy³e¶ widoczno¶æ, ale zapach pozostanie zawsze. Staraj siê o tym pamiêtaæ, w koñcu nie tylko oczami siê widzi... - powiedzia³ Midori. Mia³ ca³kowit± racjê, jednak¿e to jutsu zapachu nie eliminuje. Rozrzedzi³em mg³ê i zbli¿y³em siê starszego shinobi. Podali¶my sobie rêkê i ka¿dy z nas poszed³ w swoim kierunku. Mi pozosta³a jeszcze jedna rzecz – musia³em oddaæ ksi±¿kê Kortillowi. Pêdem pobieg³em do jego kwatery.

Mo¿e byæ, zaliczam.