grueneberg

Wszystkim wam uda³o siê unikn±æ ataku "li¶ci". Do ¶wi±tyni nie ma ¿adnego innego wej¶cia. Natomiast korzenie wygladaj± nienaturalnie z t± dziwn± ciecz±... Poza tym nic nadzwyczajnego...

-Udowodnijcie ¿e jestescie godni... Tylko czlowiek o czystym sercu wejdzie do ¶wi±tyni matki... Odejd¼cie albo zostaniecie zg³adzeni... Udowodnijcie ¿e jeste¶cie godni...

G³os zagrzmia³ teraz srogo... To nie by³y przelewki... Albo wpadniecie najaki¶ b³yskotliwy plan albo... Kto wie moze tym razem bêdzie co¶ gorszego ni¿ "li¶cie"...


-Uff....ma³o brakowa³o.ledwo nas te shurikeny trafi³y.Musimy uwa¿aæ na takie pu³apki.mój ogieñ nie nie pomóg³.Yochi mam pomys³ mo¿e spróbuj to zamroziæ za pomoc± swojego miecza w koñcu w tych korzeniach musi byæ pe³no wody i do tego ta ciecz to tez woda.My¶lê ze to mo¿e siê udaæ.Je¶li by nie uda³o siê to lepiej siê przygotuj na ponowny atak.
W razie ataku spróbuje go unikn±æ je¶li im siê nie uda aktywuje kawarimi no jutsu
Ten g³os co¶ mówi o czystym sercu,o co chodzi tutaj...Jak mamy dowie¶æ ze mammy czyste serce...
Po udanym uniku jaki¶ g³os odezwa³ siê
-"Udowodnijcie ¿e jestescie godni... Tylko czlowiek o czystym sercu wejdzie do ¶wi±tyni matki... Odejd¼cie albo zostaniecie zg³adzeni... Udowodnijcie ¿e jeste¶cie godni..."
O co tu mo¿e chodziæ.
Nagle Ghori przedstawi³ swój pomys³ abym spróbowa³ zamroziæ ro¶linê.
-Moim zdaniem ataki nic nie dadz±...widzia³e¶ co siê ostatnio sta³o...tym razem by³oby tak samo.
Udowodnijcie ¿e jeste¶cie godni...cz³owiek o czystym sercu wejdzie do ¶wi±tyni, mo¿e trzeba powiedzieæ o tej dziewczynce która nas tu przys³a³a..
-Nie wiem czy mamy czyste serca, ale przybili¶my tu poniewa¿ pewna dziewczynka nas tu skierowa³a...a pó¼niej...pó¼niej zosta³y z niej tylko jakie¶ li¶cie-powiedzia³em to w stronê swi±tyni.
Mam nadziejê ¿e oto mu chodzi³o. W razie czego mam na³o¿one kawarimi.

Chakre odlicze w nastêpnym po¶cie, je¿eli u¿yjê kawarimi
-Yochi-sam udowodni³e¶ ¿e jeste¶ godny by wej¶æ do ¶wi±tyni matki...

Powiedzia³ g³os z nik±d. Korzenie przesta³y ociekaæ dziwn± substancj±. Po chwili wej¶cie by³o juz otwarte. We wn±trz panowa³y egipskie ciemno¶ci...


-Co....o to chodzi³o.....wystarczy³o powiedzieæ ze przyszli¶my tu za ta dziewczynka...Dziwne bardzo...Widaæ w tej ¶wi±tyni nie bêdzie zbyt jasno.Dobra....czas ruszaæ
Kiedy korzenie siê rozst±pi³y to zacz±³em i¶æ w kierunki wej¶cia.
Ciekawe co nas tam czeka..Na pewno s± przygotowani na nas.Musimy siê mieæ na baczno¶ci.
Wszed³em do budynku.Idê powoli i rozgl±dam czy czasem nie ma nigdzie jakiej¶ pu³apki lub czy kto¶ nie obserwuje nas.
Kiedy wypowiedzia³em moje s³owa nagle g³o¶ powiedzia³
-"Yochi-sam udowodni³e¶ ¿e jeste¶ godny by wej¶æ do ¶wi±tyni matki..."
Eh, co za szczê¶cie, by³em pewien ¿e to wogóle nie przejdzie, a tu...
Korzenie nagle przesta³y ociekaæ dziwn± substancj±, po krótkiej chwili wej¶cia ju¿ nic nie blokowa³o. Wszed³em do ¶rodka.
Ale tutaj ciemno...z ledwo¶ci± widzê czubek w³asnego nosa...co to za miejsce. Szed³em powoli ca³y czas w gotowo¶ci na u¿ycie kawarimi, lub je¶li zdo³am to jakiego¶ uniku, ale nie s±dze ¿eybm móg³ tutaj zauwa¿yæ jaki¶ atak. Wszed³em jeszcze przed Ghorim wiêc idê przodem.
Ca³y czas zachowujê spokojn± minê, tak jakby nic mnie ta sytuacja nie obchodzi³a.
Ieyasu, widz±c lec±ce ku niemu shurikeny, przerazi³ siê i cofn±³ gwa³townie, chwytaj±c mocniej kij.
"Mam tylko chwilê... Chwilê..."
Nie by³o czasu na my¶lenie. Rzuci³ kijem w bok, po czym wykona³ na³o¿one na siebie Kawarimi. Shurikeny wbi³y siê w kij.
-Udowodnijcie, ¿e jeste¶cie godni... - srogi g³os doszed³ ch³opca, który jeszcze do koñca siê nie otrz±sn±³ i le¿a³ przy ¶cianie. Kij by³ poprzebijany shurikenami.
Ieyasu wsta³ powoli, chwiej±c siê.
"Dot±d nic nie zrobi³em w tej misji... Pewnie maj± mnie za niepotrzebnego dzieciaka..."
Podbieg³ szybko do kija i zacz±³ wyci±gaæ z niego shurikeny. Gdy kij by³ ju¿ czysty, choæ lekko podziurawiony, Ieyasu chwyci³ go pewnie w obie rêce.
"Mam nadziejê, ¿e nie bêdê zmuszony u¿yæ 'tego' . Czerpie to du¿o chakry, za du¿o chakry..."
G³os znów siê odezwa³ i tym razem wej¶cie otwar³o siê.
Ch³opiec pobieg³ natychmiast przed nich, zacisn±wszy palce na kiju i wszed³ pierwszy.
-Jak na razie do niczego siê nie przyda³em... Nie chcê, bym by³ postrzegany jako tchórz. Pójdê pierwszy i bêdê Was os³ania³. Je¶li mnie stracicie, trudno. Gorsz± stratê poniesiecie w wypadku ¶mierci którego¶ z Was.
Ruszy³ wiêc, czujny i gotowy do odparcie ka¿dego ataku kijem.
Uda³o siê wam dostaæ do ¶rodka jednak egipskie ciemno¶ci nic a nic nie ust±pi³y. Po omacku szli¶ cie d³ugim koryta¿em. Ca³y wewn±trz by³ kokryty mchem i porostami. W pewnym momencie m³ody wojownik który szed³ pierwszy oma³o nie spadl... Z czego? U jego stup znalaz³y siê spore strome schody w dó³... W porê zd±¿y³ siê zatrzymaæ. Nic a nic nie widzicie...
Szed³em powoli ciemnym korytarzem.Nic nie widzia³em.Musia³em siê trzymaæ ¶cian aby wiedzieæ ¿e idê w dobr± stronê.Szed³em jako ostatni czyli bêdê os³ania³ ty³y.
-Ale ciemno.Nie ma mo¿e kto¶ z was latarki lub czego¶ by o¶wietliæ nam drogê?
Nagle moi towarzysze siê zatrzymali.Przed nami by³y schody prowadz±ce jeszcze ni¿ej.
Co to za miejsce..Jest tak ciemno ¿e nic nie widaæ i nie wiadomo gdzie siê idzie.Mam nadzieje ¿e na koñcu tych schodów bêdzie ju¿ ja¶niej.
Idê dalej za moimi towarzyszami.Je¶li bêdzie jaka¶ pu³apka której nie bêdê móg³ unikn±æ to u¿yje wcze¶niej na³o¿onego kawarimi no jutsu.
Wszed³em do ¶roka, jednak przedemnie wbieg³ m³ody ch³opak.
-Nie czas aby zgrywaæ bohatera-powiedzia³em mu ju¿ kiedy byli¶my w ¶rodku. Szed³em powoli ca³y czas próbowa³em co¶ zobaczyæ, ale niestety ciemno¶æ by³a zbyt mocna. Szed³em z rêk± na ¶cianie, i poczu³em ¿e jest ca³a poro¶niêta mchem i porostami. Nagle us³ysza³em jak ch³opak nagle siê zatrzyma³. Sta³ on na skraju jaki¶ schodów. Podszed³em do niego i powiedzia³em:
-Musisz byæ bardziej uwa¿ny, prawie nie polecia³e¶.- Stara³em siê zobaczyæ co jest na samym dole tych schodów, ale mrok mi na to nie pozwala³. Z ty³u us³ysza³em pytanie Ghoriego:
-Ale ciemno.Nie ma mo¿e kto¶ z was latarki lub czego¶ by o¶wietliæ nam drogê?
-Ja niestety nic nie mam, ale mo¿e...- po tych s³owach skupi³em chakrê w swej prawej d³oni co powinno daæ lekki blask i powinienem widzieæ co znajdujê siê tu¿ przedemn±.
-Ale wiecie ¿e teraz jeste¶my ³atwiejsi do zauwa¿enia.- Po tych s³owach czekam na odpowied¼ towarzyszy, czy wol± i¶æ w ciemno¶ci, czy zaryzykowaæ i i¶æ z niewielkim blaskiem.
Ieyasu szed³ w ca³kowitych ciemno¶ciach. Ba³ siê, jednak strach upchn±³ g³êboko w sercu. S³ysz±c wypowied¼ Yochiego, odpowiedzia³ tylko :
-W¶ród Was nie ma nikogo z Taki : nie pozwolê, by¶cie zapamiêtali jej mieszkañców jako nieu¿ytych tchórzy.
Niestety nie mia³ niczego, czym móg³by rozpaliæ ogieñ. Nagle Ieyasu poczu³, ¿e nie ma gdzie postawiæ nogi - grunt zanik³ z metra na metr. Zachwia³ siê i o ma³o nie upad³, w porê jednak odskoczy³ do ty³u. Parê kropel potu sp³ynê³o mu po czole.
Powoli zbada³ stop± pustkê. Okaza³o siê, ¿e nie by³a to taka ca³kowita pustka, bo znajdowa³y siê w niej strome schody w dó³. Ciemno¶æ by³a nieprzenikniona.
Ch³opiec przest±pi³ ostro¿nie kilka stopni, chc±c siê upewniæ, czy to nie schody - pu³apka. Gdyby tak by³o, nic by siê nie sta³o, bo poniewa¿ kij by³ stworzony za pomoc± Mokuton no Jutsu, móg³ nim dowolnie manipulowaæ : móg³by wiêc na przyk³ad w razie spadniêcia wyd³u¿yæ go i dodaæ drewniany haczyk, który zaczepi³by siê o krawêd¼.
Wygl±da³o na to, ¿e schody s± bezpieczne. Yochi wpad³ na pomys³ roz¶wietlenia pomieszczenia chakr±, ale ch³opiec rzek³ :
-Nie marnuj chakry. Za³atwiê to inaczej.
Z pomoc± kontroli drewna sprawi³, ¿e po³owa kijka odpad³a, po czym zacz±³ pocieraæ o siebie dwa kawa³ki. Gdy siê zapali³y, przekaza³ ogieñ z jednego na drugi i z pomoc± tej samej, co uprzednio kontroli po³±czy³ na nowo po³owy w ca³o¶æ, tworz±c pochodniê. Po tym czynie rzek³ :
-Chod¼my...
I zacz±³ ostro¿nie schodziæ po stopniach.
Yochi twój sposob zdobycia ¶wiat³a by³ szybki. Jednak poch³ania du¿o chakry (100pCh za ka¿dy post z wykorzystaniem tego o¶ciwtlenia lacznie z tym u¿yciem teraz czyli masz -100pCh). Twoja d³oñ ¶wieci³a slbym blaskiem co dawa³o tyle ¶wiatla co p³omieñ ¶wiecy. Ieyasu mêczy³e¶ siê strasznie ale po d³ugim czasie uda³o ci siê rozpaliæ slaby ogieñ na jednym z kijków. ¦wiecil niewiele mocniej ni¿ sposób Yochiego jednak nie potrzebowa³es do tego chakry. Teraz widzicie owiele lepiej jednak te prowizoryczne ¼ródla ¶wiat³a to nadal kropla w morzu potrzeb. Teraz dostrzegli¶cie ¿e do ¶cian korytarza jak i w zd³u¿ schodów do ¶ciany przymocowane sa ma³e latarenki ktore za pomoc± ognia mozecie zapalic. Schody by³y bardzo strome i prowadzi³y g³êboko w dó³...
Ieyasu strasznie mêczy³ siê przy rozpalaniu ognia. Zrobi³ siê ca³y czerwony, ale ci±gle by³ pe³en determinacji i nie zwraca³ uwagi na znudzone wyrazy twarzy towarzyszy. Tar³ dalej i tar³, a jego twarz coraz bardziej sinia³a, oczy wy³azi³y mu z oczodo³ów i w pewnym momencie zdawa³o siê, ¿e po prostu pêknie ze zmêczenia. Jednak w koñcu odniós³ sukces... W pewnym skutku. D³uga praca da³a rezultat w postaci ma³ego p³omyczka.
Zdyszany, lecz szczê¶liwy ch³opiec pokaza³ im w±tpliwy ogienek, który zapewne zdmuchn±³by pierwszy lepszy powiew wiatru.
-Widzicie? Uda³o mi siê!
Po czym odwróci³ siê i pomaszerowa³ schodami. Widzieli teraz o wiele lepiej, choæ ci±gle nie tak dobrze, jak potrzebowali. Nagle Ieyasu zobaczy³, ¿e do ¶cian korytarza przymocowane s± ma³e latarenki.
-¦wietnie! To wzmocni nasze ¼ród³a ¶wiat³a!
Ch³opiec ¿wawo ruszy³ ku pierwszej z latarenek, lecz rozs±dek go zatrzyma³.
"Trzeba zachowaæ ¶rodki bezpieczeñstwa, to mo¿e byæ pu³apka..."
Tak wiêc z pomoc± kontroli drewna wyd³u¿y³ swój kij a¿ do latarenki, zapalaj±c j±. Tak samo uczyni³ z paroma w ich pobli¿u, po czym wyregulowa³ drewno do poprzednich rozmiarów i skin±³ rêk± na towarzyszy, ujmuj±c kij w obie rêce. Czujny, ostro¿ny, gotowy do obrony i ataku ruszy³ schodami w dó³, zapalaj±c co chwila kolejne latarenki z pomoc± wyd³u¿enia p³on±cego na koñcu kija.
Zauwa¿y³em ¿e Yochi sprawi³ ¿e jego rêka zaczê³a ¶wieciæ.Nastêpnie Ieykey za pomoc± od³amków swojego kija,które pociera³ wytworzy³ ogieñ.Wygl±da³o to jak pochodnia.Teraz mieli¶my dostatecznie du¿e o¶wietlenie.
-My¶le ¿e to dobry sposób aby i¶æ z o¶wietleniem.Chocia¿ bedziemy widizeli gdzie idziemy i bedzie na pewno nam latwiej patrzec czy czasem nie jest zastawiona jakas pulapka.Popieram zdanie Ieykey'a .Przestan marnowac czakre.Wystarczy nam ogien z pochodni.
Powiedzia³em do Yochiego.
Nastêpnie zwróci³em siê do Ieykey'a
-Nie uwa¿am ciebie za kogo¶ to mo¿e ryzykowaæ ¿ycie.Nikt nie jest tutaj wa¿niejszy.Ka¿dy shinobi powinien byæ traktowany równo.Uwa¿am ze jeste¶ bardzo przydatny bo dziêki tobie widzimy gdzie idziemy.-Powiedzia³em u¶miechaj±c siê do niego.
Ieyasu rozpali³ ogieñ. Poszedli¶my w dó³ schodów. Kiedy schodzili¶my po stromych schodach Ghori równie¿ powiedzia³ abym nie marnowa³ chakry.
No niech im bêdzie. Przesta³em kumulowac chakre w rêce przez co zosta³ nam tyklo blask pochodni. Ghori nagle powiedzia³ do Ieyasu:
-Nie uwa¿am ciebie za kogo¶ to mo¿e ryzykowaæ ¿ycie.Nikt nie jest tutaj wa¿niejszy.Ka¿dy shinobi powinien byæ traktowany równo.Uwa¿am ze jeste¶ bardzo przydatny bo dziêki tobie widzimy gdzie idziemy- W g³êbi duszy gdzie¶ popiera³em jego zdanie i doda³em:
-To prawda...ka¿dy powinien byæ traktowany na równi, ale ty jeste¶ jeszcze m³ody, na serio chcesz umieraæ?, ja w twoim wieku musia³em zabijaæ by prze¿yæ i ani chwili siê nie wacha³em.- Chcia³em mu zwróciæ uwagê na to, ¿e ¿ycie jest bardzo wa¿ne i nie mo¿na sobie nim pogrywac ani mówiæ tekstów typu : "Je¶li mnie stracicie, trudno. Gorsz± stratê poniesiecie w wypadku ¶mierci którego¶ z Was. "

Chakra : 2060 - 100 = 1960
Schodzili¶cie ca³y czas pod kontem 90 stopni schodami w dó³. Schody wydawa³y siê wam ci±gn±æ w nieskoñczono¶c. Co chwilkê stawali¶cie by zapalic latarenkê. Faktycznie pomaga³y bo ka¿de ¼ród³o ¶wiat³a bylo dla was na cenê z³ota. Po do¶æ d³ugim schodzeniu dotarli¶cie na sam dó³. Powietrze by³o tu zatêch³e i nie przyjemne w zapachu. Zupe³nie jak by kto¶ skladowa³ tu kompost. Kolejny d³ugi korytarz...
Ieyasu, s³ysz±c Ghoriego, zdumia³ siê.
-Serio? - odpar³ weso³o.
By³ szczê¶liwy, ¿e kto¶ uwa¿a³ go za potrzebnego w misji. W koñcu po to tyle siê stara³. Zacisn±³ palce jeszcze mocniej na kiju, wst±pi³a w niego kolejna determinacja. Gdy us³ysza³ g³os Yochiego, który uzupe³ni³ wypowied¼ Ghoriego, odpowiedzia³ :
-Nie mam zamiaru umieraæ! Ale nie ma nikogo lepszego na to, ¿eby szed³ pierwszy. Z pomoc± tego kija mogê sprawdzaæ teren. - rzek³ i na demonstracjê wyd³u¿y³ kij, aby zbadaæ powierzchniê, po czym pozwoli³ mu wróciæ do zwyk³ej formy.
Po tej krótkiej rozmowie szli ju¿ w milczeniu. Ch³opiec dalej by³ na przodzie, regularnie bada³ terytorium, wyd³u¿aj±c o parê metrów kijek i przyk³adaj±c go do pod³o¿a, nie by³o jednak ¿adnych zmian powierzchni. Ci±gle schody, nachylone pod k±tem 90 stopni i ci±gle prowadz±ce w dó³. Zdawa³y siê jakby nie koñczyæ - by³y ca³y czas takie same i nigdzie nie by³o widaæ koñca, a je¶li by³, to pogr±¿ony w g³êbokich ciemno¶ciach. Co jaki¶ czas przystawiali, aby zapaliæ kolejn± latarenkê. Powoli o¶wietlali ca³y tunel.
Wreszcie zeszli na sam dó³.
-Nareszcie tu jeste¶my! - Ieyasu po d³ugiej wêdrówce schodami nie kry³ entuzjazmu, jednak nie traci³ te¿ czujno¶ci. By³ ci±gle gotowy na wszystko. Zmarszczy³ nos, czuj±c nieprzyjemny zapach, panuj±cy tu. - Czujecie to?
Gdy kompani odpowiedzieli, poszed³ dalej, skin±wszy na nich g³ow±, wyd³u¿aj±c w chodzie kijek i sprawdzaj±c teren. Szli kolejnym d³ugim korytarzem.
Kiedy skoñczy³y siê schody to pojawi³ siê d³ugi korytarz.Nie mieli¶my innego wyj¶cia jak i¶æ tym korytarzem.
Co to za miejsce. Wszêdzie ciemno i do tego te d³ugie korytarze. Kto tu mo¿e mieszkaæ.Czy¿by ta dziewczynka?I o co chodzi³a z t± sow±.Nadal tego nie wiem. Te wydarzenia nie s± normalne. Nie podoba mi siê. Mam nadzieje ze nie bêdziemy musieli jeszcze d³ugo i¶æ i uzyskamy wreszcie odpowiedz.
Us³ysza³em g³os Ieyasu. Po jego s³owach ucieszy³em siê.
Dobrze ze nie my¶li aby umieraæ.Jest jeszcze m³ody i to on jest przysz³o¶ci± swojej wioski. To w³a¶nie dzieci s± najwa¿niejsze w wioskach po pozwalaj± przetrwaæ cz³onkom wiosek.Mia³ racje co do tego aby szed³ pierwszy.Dziêki swojemu kijowi mo¿e nam powiedzieæ jak bêdzie jakie¶ niebezpieczeñstwo przed nami.
Szedli¶my nadal schodami w dó³, co chwilê krótki przystanek na zapalenie latarenki i dalej po schodach, które wydawa³y siê nie mieæ koñca.
Pewnie schodzimy g³êboko pod ziemiê id±c tak d³ugo w dó³.
Nareszcie zobaczyli¶my koniec schodów. Kiedy zszedli¶my na dó³ Ieyau zapyta³:
-czujecie?
Zapach ten nie by³ przyjemny ale nie zwracaj±c na niego uwagi rozgl±dn±³em siê wokó³. Kolejny korytarz??, czy te podziemia rozci±gaj± siê pod ca³ym lasem?.
-Jasne ¿e czujemy...- ten zapach nie jest mi³y.
Poszedli¶my dalej nie zmieniaj±c szyku, Ieyasu na przodzie, ja w ¶rodku i Ghri na ty³ach. Ca³y czas jestem czujny wrazie jakiego¶ ataku.
I pomy¶leæ ¿e jeszcze najprawdobniej trzeba bêdzie têdy wracaæ.
Sam siê dobi³em t± my¶l± i ruszy³em dalej ;p
Ruszyli¶cie korytarzem. Byli¶cie czujni i ostro¿ni. Nie wpadli¶cie w ¿adn± pulapke ani zasadzkê. Obrzydliwy smród nie dawa³ wam spokoju a wrêcz nasilal siê i dalej szli¶cie. Po up³ywie jaki¶ 15min ostro¿nego marszu w oddali zauwa¿yli¶cie blado zielone ¶wiat³o. By³ to koniec korytarza ale co czai³o siê dalej nie macie pojêcia. Mimo ze ¶wiat³o bylo blade to skutecznie uniemo¿liwialo wam zobaczenie czego kolwiek wewn±trz komnaty na koñcu korytarza... Jak wcze¶niej smród byl dokuczliwy tak teraz doslownie wyciskal wam ³zy z oczu...
Spiêty, czujny i ostro¿ny Ieyasu porusza³ siê powoli korytarzem, co chwila sprawdzaj±c teren z pomoc± swego kija. Co chwila wyd³u¿a³ go i skraca³, wyd³u¿a³ i skraca³. Ca³y czas szed³ na przodzie, Yochi za nim, za¶ na koñcu Ghori. Paskudny zapach wdziera³ siê w ich nozdrza. Ch³opiec mia³ ogromn± ochotê na zatkanie nosa, ale nie zrobi³ tego, poniewa¿ tylko trzymanie kija w obu rêkach zapewnia³o mu ca³kowit± gotowo¶æ bojow±. Po chwili wêdrówki z przera¿eniem wyczuli, ¿e smród nasila siê coraz bardziej. Jako¶ jednak musieli to znosiæ...
Wêdrowali d³ugo, jakie¶ piêtna¶cie minut, ale nikt siê nie nudzi³, nawet Ieyasu, który zwykle by³ a¿ nazbyt ruchliwy i gdzie indziej pewnie nie zniós³ by takiego powolnego poruszania siê w spiêciu. Teraz jednak ogarnia³ go strach, strach, jaki mo¿e czuæ ma³y ch³opiec otoczony ciemno¶ciami roz¶wietlonymi jedynie bladym ¶wiat³em mizernego ogienka na koñcu kija. Nie tylko zreszt± dlatego - strach potêgowa³a z³a aura, jaka¶ moc zdaj±ca wdzieraæ siê do ich umys³ów (mo¿e wyobra¼nia?) .
Po tym kwadransie dostrzegli nagle w oddali bladozielone ¶wiat³o. Tkwi³o na koñcu korytarza, by³o blade, ale uniemo¿liwia³o to zobaczenie im, co siê za nim kryje. Smród powiêksza³ siê coraz bardziej, Ieyasu ledwo ju¿ wytrzymywa³ bez zatykania nosa.
Jednak zobaczenie bladego ¶wiat³a wywo³a³o w nim napiêcie niweluj±ce spor± czê¶æ strachu. Zobaczywszy dziury po shurikenach na swym kiju, postanowi³ je wykorzystaæ. Wpasowa³ w nie w³asne shurikeny, wyj±wszy je z torby - dwa w dwie dziurki po lewej, dwa w dwie po prawej i jeden w tej przy koñcu kija.
-Mogê dowolnie kontrolowaæ drewno - zacz±³ wyja¶niaæ towarzyszom - wiêc, je¶li zechcê, drewno z kija wyrzuci shurikeny z ogromn± moc±, z si³±, z jak± nie zdo³a³by wyrzuciæ go ¿aden z nas. To dodatkowa mo¿liwo¶æ mojego kija. Niez³y jest, nie? - wyszczerzy³ zêby, po czym odwróci³ siê i zacz±³ i¶æ dalej w pe³nej gotowo¶ci.
Po d³ugiej wêdrowce wreszcie zauwa¿y³em koniec korytarza.Prowadzi³ on do jakiej¶ komnaty.Smród wzmaga³ siê.Im bardziej zbli¿a³em siê do komnaty tym smród by³ gorszy.Jak ju¿ bylem blisko komnaty to smród by³ nie do wytrzymania.Pali³y mnie oczy i lecia³y z ich ³zy.
Co to mo¿e byæ. Sk±d bierze siê ten smród? Teraz pewnie spotkamy naszych przeciwników.Nie ma co siê bawiæ z nimi. Musimy szybko ich za³atwiæ poniewa¿ ni znajdujemy siê na w³asnym terenie wiec bêd± mieli przewagê.
-Przegotujmy siê.Nie wiadomo co nas tam czeka.Lepiej ju¿ przygotowaæ siê do obrony w razie czego.
W razie zaatakowania mnie i je¶li nie bêdê móg³ siê obroniæ to u¿yje kawarimi tak aby znale¼æ siê za przeciwnikiem i zraniæ go kunaiem
Idziemy korytarzem, smród coraz bardziej siê nasila, korytarz wydaje siê byæ bardzo d³ugi, nie widaæ koñca. Po oko³o 15 minutach drogi w tym smrodzie, zobaczy³em koniec korytarza. Ale smród nasili³ siê tak bardzo, ¿e by³ nie do wytrzymania, jednak postanowi³em nie zatykaæ nosa, wola³em byæ gotowy do obrony w razie ataku nieprzyjaciela.
-Je¿eli jeste¶cie gotowi...to wchodzimy-powiedzia³em do towarzyszy. Stara³em przezwyciê¿yæ ³ezki w moich oczach spowodowane tym ju¿ przera¼liwym smrodem. Co jest w tej komnacie, dlaczego to a¿ tak cuchnie. Ruszy³em ostro¿nie do wnêtrza komnaty. Gdybym nie by³ zdolny zrobiæ uniku w razie ataku to jak zwykle : kawarimi
Wszyscy razem weszli¶cie do pomieszcznia. By³a to wielka sala na srodku której znajdowa³ siê pos±d kobiety z jeleniem. W jednej rêce trzymala ³uk a w drugiej strza³ê. Ca³o¶c by³a misternie rze¼biona w szlachetnym kamieniu, szmaragdzie. Szmaragdowa rze¼ba tej wielko¶ci warta by byla fortunê za któr± mo¿na by kupiæ ca³y kraj. Od tej szmaragdowej figury bi³a jednak jaka¶ majestatyczna i mistyczna aura. W pomieszczeniu znajdowalo siê równie¿ cztery zielone kolumny. Ko³o jednej z nich siedzia³a znajoma wam ju¿ dziewczynka. Nucila co¶ pod nosem, wygl±dala jak by znów byla w transie...
Ch³opiec szed³, a wszystkie nerwy mia³ napiête. Wykona³ pieczêci Kawarimi i na³o¿y³ je na siebie. Nagle wpad³ na pewien pomys³.
"Wiem, jak zrobiæ, aby jakiekolwiek wej¶cie do tego pomieszczenia by³o nam 'obwieszczone' ... "
-Poczekajcie chwilê - rzek³ do towarzyszy.
Za pomoc± kontroli drewna "wyci±gn±³" cienkie, lecz d³ugie i bardzo mocne w³ókna. Siêgn±³ te¿ po kilka kunai. Wbi³ kunaie w ¶ciany : trzy na suficie (jeden po¶rodku, drugi na lewym koñcu, trzeci na prawym) , jeden na lewej ¶cianie, jeden na prawej, trzy w pod³odze (wbite w ten sam sposób, co te na suficie) . Poniewa¿ by³ zbyt ma³y, by siêgn±æ sufitu, u¿y³ kija, pogrubiaj±c go i wyd³u¿aj±c odpowiednio. W ten sposób pozbawi³ siê ca³kiem wszystkich kunai, ale za to to by³o zacz±tkiem jego planu. Wróci³ kij do normalnej formy, po czym wyci±gniête z kija w³ókna przywi±za³ do ka¿dego kunaia, ³±cz±c wszystkie mocnym sup³em na ¶rodku. Wyci±gn±³ paczkê wybuchowych kukie³ek. Z pomoc± kontroli drewna wyci±gn±³ z kija piêæ kawa³ków z dziurami w ¶rodku. W dziurach umie¶ci³ piêæ wybuchowych kukie³ek, uwa¿aj±c, aby ich nie tr±ciæ, po czym wyci±gn±³ kolejne krótkie w³ókienka z kija i przywi±za³ je bardzo dyskretnie do w³ókien.
Uformowa³ za nimi pu³apkê, przez któr± nie da³o siê przej¶æ przez tr±cenie kukie³ek, co spowoduje wybuch : nawet je¶li wróg go uniknie bez ¿adnej krzywdy, bêdzie on dla nich pewnym rodzajem alarmu.
Korzystaj±c z manipulacji Mokutonem, przywróci³ wszystkie utracone w³ókna kijowi, po czym ruszy³ wraz z towarzyszami dalej (wyt³umaczywszy im wcze¶niej sens istnienia pu³apki) .
Nadal by³ czujny i spiêty. Powoli weszli wszyscy do komnaty. Ieyasu zacisn±³ palce na kiju, gotów wystrzeliæ shurikeny lub zaatakowaæ bezpo¶rednio, po czym dokona³ oglêdzin pomieszczenia.
Pomieszczenie by³o wielkich rozmiarów. By³o wiêc przestronne, a na ¶rodku znajdowa³ siê pos±g kobiety z jeleniem. W jednej rêce ¶ciska³a ³uk, w drugiej strza³ê. Rze¼ba by³a wykonana z czystego szmaragdu.
"Niesamowite..." - pomy¶la³ ch³opiec, oczarowany niesamowit± aur± rze¼by. Zastanawia³ siê, kogo ona przedstawia.
W pomieszczeniu by³y dobrze widoczne tak¿e cztery zielone kolumny. Ale nie to by³o najciekawsze. Przy jednej z nich siedzia³a ta sama dziewczynka, któr± wtedy spotkali. Nuci³a co¶ pod nosem, jakby w transie.
"To znowu ona..."
Zacz±³ powoli do niej podchodziæ, pytaj±co patrz±c na kompanów.

[chakrê odejmê w kolejnym po¶cie. ]
Weszli¶my do sali. Zobaczy³em wielka sale na ¶rodku której znajdowa³ siê posag.Przedstawia³ on kobietê z jeleniem.By³ on zrobiony z bardzo drogiego kamienia i otacza³a go jaka¶ mistyczna aura. Znajdowa³y siê tak¿e tutaj cztery kolumny. Nagle zauwa¿y³em dziewczynkê która spotkali¶my kolo bramy. Znowu wygl±da³o na to ¿e jest w transie.
To nie jest normalne miejsce,muszê siê mieæ na baczno¶ci. Co¶ mi siê zdaje ze ta dziewczynka nie bêdzie teraz taka mila jak wcze¶niej. Pewnie bêdziemy musieli siê broniæ.A mo¿e od razu zaatakowaæ ja i zabiæ.Nieeniee...o czym ja my¶lê...
Podszed³em do dziewczynki i powiedzia³em
-Ohayo, milo znowu ciebie spotkaæ.Co tutaj porabiasz.U¶miechn±³em siê do niej.

Oczywi¶cie kiedy to robi³em to obserwowa³em otoczenie i patrzy³em czy czasem kto¶ mnie nie atakuje lub nie ma w pobli¿u jakiego¶ wroga.
Kiedy ju¿ byli¶my przy wej¶ciu Ieyasu zrobi³ puapkê i wzsystko nam wyt³umaczy³. Zaraz po tym powiedzia³em:
-Ale je¿eli bêdziemy musieli siê wycofaæ sami wpadniemy w twoj± puapkê, pomys³ jest dobry, ale odcina nam drogê powrotn±.- Lecz powiedzia³em to ju¿ po fakcie, a puapka by³a ju¿ gotowa.
-A zreszt±...- Po którtkiej chwili wszyscy troje ruszyli¶my do ¶rodka. Znale¼li¶my siê w du¿ym pomieszczeniu, na ¶rodku którego znajdowa³ siê pos±g kobiety, która w jednej rêce trzyma³a ³uk, a w drugiej strza³ê, pos±g ten by³ wykonany ca³y z szmaragdu przez co na 100% by³ bardzo warto¶ciowy.Mo¿e jacy¶ bandyci poprostu chcieli to z t±d wynie¶æ, mo¿e to jest ta matka. Lecz od pos±gu bi³a bardzo dziwna aura.Niesamowite.... Rozgl±da³em siê dalej po pomieszczeniu, znajdowa³y siê w nim 4 kolumny, obok jednej siedzia³a ta sama dziewczynka która nas tu sprowadzi³a.Mo¿liwe ¿e to jest stra¿nik tego pos±gu. Kiedy Ghori i Ieyasu podeszli do niej ja w tym czasie postanowi³em przyjrzeæ siê dok³adnie pos±gowi, ale ca³y czas jestem czujny, w razie ataku próbujê zrobiæ unik, a kiedy mi siê nie uda robiê kawarimi. (jakby co¶ to chakra w nastêpnym po¶cie).
Gdy weszedli¶cie do pomieszczenia dziewczynka wsta³a i u¶miechnêla siê jednak po chwili posmutnia³a. Tak by³a bardzo smutna...

-Jeste¶cie jednak za pó¼no czê¶æ serca matki zosta³a skradziona a ¶wi±tynia sotala splugawiona i przeklêta... Las umrze musicie szybko udaæ siê do Lasu wiecznie pokrytego mg³± tam znajdziecie odpowiedzi... ¦pieszcie siê matka was potrzebuje...

Dziewczynka ponownie zmieni³a siê w kilka listków i zniknê³a... Na jej miejscu znajdowa³y siê trzy pier¶cienie ze szmaragdem w ¶rodku. Oraz mala notka wypisana na listku.

O to pier¶cienie które pomog± wam w dalszej misji... ¦pieszcie siê...

(Ieyasu wiem ¿e chcia³e¶ skoñczyæ szkoda bo to dopiero jedna z czterech czê¶ci misji wiêc 3 do stat, 25 pCh a zamiast kasy pier¶cionek ze szmaragdem daj±cy +5 do wytrzyma³o¶ci [kazdy z trzech tak dziala], Ghori i Yochi jak dalej idziecie na misjê to wam podsumuje wszystkie cztery czê¶ci w nagrodzie... ps. piszcie jak dotrzecie do nastepnej lokacji...)
Kiedy podszed³em do dziewczynki to ona siê odezwa³a do nas.Kiedy powiedzia³a co ma do powiedzenia to wtedy znowu zamieni³a siê w listki.W jej miejscu gdzie sta³a pojawi³y siê trzy pier¶cienie i notka.Po przeczytaniu notki wzi±³em jeden pier¶cieñ.
-Dobra czas ruszaæ.Nie ma czasu zwlekaæ.Je¶li to co powiedzia³a dziewczynka jest prawda to musimy siê spieszyæ.
Po tych s³owach szybko zacz±³em zmierzaæ ku wyj¶ciu z budynku.
My¶lê ze wiem o jaki las chodzi.Znowu jednak jeste¶my na pocz±tku.Nic nam nie dala ta podro¿.Eh....bêdzie ciê¿ko.No có¿ trzeba siê spieszyæ.
<NMM>
Po przegl±dniêciu pos±gu równie¿ podchodzê to dziewczynki.
Powiedzia³a ona:
-Jeste¶cie jednak za pó¼no czê¶æ serca matki zosta³a skradziona a ¶wi±tynia sotala splugawiona i przeklêta... Las umrze musicie szybko udaæ siê do Lasu wiecznie pokrytego mg³± tam znajdziecie odpowiedzi... ¦pieszcie siê matka was potrzebuje...- po tych s³owach znowu zamieni³a siê w li¶cie i zosta³y po niej trzy pier¶cienie. Wzi±³em jeden z nich i na³o¿y³em na palec. Dodatkowo by³a zamieszczona notka
Cytat: O to pier¶cienie które pomog± wam w dalszej misji... ¦pieszcie siê...
Na pewno chodzi o sirocco
-Pewnie chodzi o las sirocco...chod¼my.
Poszed³em do wyj¶cia jednak wcze¶niej wyprzedi³em Ghoriego i rozbroi³em puapkê która zastawi³ Ieyasu poniewa¿ blokowa³a ca³e przej¶cie. Rozbroi³em je rzucaj±c z daleka kunaiem.
Pó¼niej ruszy³em ¶rednim tempem do wyj¶cia, droga by³a tym razem o¶wietlona przez latarenki wiêc postanowi³em biec ¶rednim tempem.

<NMM>
Risen pojawi³e¶ siê nagle w wielkim lesie. Gesty, zgubny i niebezpieczny las ktory jest pestka dla shinobiego twojego pokroju. Znalaz³e¶ siê przed dosc nisk± jadeitowa wie¿± która sw± zieleni± wtapia siê w otoczenie, miêdzy innymi dziêki porastaj±cych j± ro¶lin±, jak zio³a, kwiaty, bluszcze czy kar³owate drzewa które by prze¿yc zaczê³y siê wic wokó³ budowli na du¿e i mniejsze wysoko¶ci. W niektórych miejscach ¶ciany budowli s± nadzywczaj zniszczone jednak s± tak grube ¿e daj± wra¿enie nieskoñczono¶ci. Jedyne wejscie a raczej co¶ co przypomina wej¶cie to wielki relief który przedstawia bramê od ktorej bije ¿ycie, a przytrzymuj± je driady i duszki le¶ne. Na "drzwiach" mo¿na odnale¼c ró¿ne zwierzêta zaczynaj±c od motyli i robaków, przechodzac przez krety i sowy koñcz±c na niedzwiedziach i wilkach. Nad bram± widac napis "¯ycie jest ¿yciem, a ¶mierc jest ¶mierci± ... ¯ycie bêdzie ¶mierci±, a ¶mierc bedzie ¿yciem"
Risen westchn±³ g³êboko. Jego wyj±tkowe, bardzo mocne i niezwykle s³abe odczucia czêsto go myli³y. Jedyne co odwiedzi³a jego umys³ to my¶l, która mówi³a mu, aby sobie odpu¶ci³ wyprawê.
Ruszy³ powoli w kierunku rze¼by. W g³êbi serca, zastanawia³ sie co go tam czeka, chocia¿....
- Czy to by³o istotne ? - mrukn±³ sam do siebie.
Odczyta³ napis g³osz±cy, jakoby ¶mieræ by³a ¶mierci±, ale bêdzie ¿yciem.
- Wiêc jestem martwy... albo zginê ? - zapyta³ sam siebie w my¶lach. Podrapa³ sie lekko po g³owie, po czym pchn±³ lekko (a w razie potrzeby mocno ) ¶rodek bramy/drzwi, oczekuj±c na rezultaty. Pierwsza cicha my¶l w jego g³owie mówi³a mu, ¿e je¶li brama siê otworzy, bêdzie mia³ po³owê drogi za sob±.... Druga mówi³a, ¿e zrealizowanie pierwszej bêdzie niepokoj±co niepokoj±ce w swej niepokoj±cko¶ci.

//rozumiem, ¿e "drzwi" to czê¶æ bramy //
P³askorze¼ba nieruszyla siê. Bo przecie¿ jak mo¿e otworzyc cos co jest spójn± ca³o¶ci±? Poczule¶ w miêdzyczasie jak co¶ obwija siê wokó³ twojej nogi, jakby w±¿ jednak gdy spojrza³e¶ twoj± pierwsz± na tym zadaniu przeciwno¶ci± mia³o byc grube pl±cze. Czy¿by ro¶liny mog³y by poruszac siê same z siebie bez w³adcy Mokutonu? Albo gdzie jest sprawca ¿ycia ro¶lin? W ¶cianie ujrzale¶ jeszcze wbity sztylet.
Freski na ¶cianach maj± kilka ciekawych przedstawien nie pasujacych do wswzystkiego albo wyrozniajacych sie. Nó¿ identyczny jaki jest teraz na wyci±gniecie twojej rêki. Serce na ¶rodku które wygl±da na martwe oraz puchar który znajduje sie dos³ownie pod sercem.
- Pokaz ze jestes godny - uslyszales zachryply glos ktory nie mogl nalezec do czlowieka ... przynajmniej dawal takie wrazenie niedosiegalnego. Byl doslownie wszedzie ten glos a jego ton dlugo pozostal w twojej glowie jakby to byla twoja wlasna mysl.

//Poprostu rozbroi³e¶ mnie niepokoj±co niepokoj±cym rozmy¶laniem nad niepoj±cym niepokojem który niepokoj±co ciê niepokoji //
- Zaraz - odpar³ lekko zirytowany szatyn g³osowi. W sumie, to nie lubi³ "tego" typu przedstawieñ. Poka¿, ¿e jeste¶.... Poka¿, czy... Poka¿, jak...
- Mo¿e od razu ero-pokaz, zboczeñcu ? - mrukn±³ ch³opak do pn±czy. Siêgn±³ rêk± po nó¿, po czym raz jeszcze spojrza³ na ten irytuj±cy go fragment reliefu.
"Nó¿... Obok serca... I kieliszek po czystej... No tak" - genialny umys³ szatyna ju¿ rozszyfrowa³ tê zagadkê. Mia³ wypiæ w³asne serce... Ups, chodzi³o mu o krew... Albo [I see you!] wie co innego zrobiæ.
Niepokoj±co niepokoj±ce to by³o.
Risen lekko naci±³ swoj± rêkê. Dotkn±³ rany drug±, po czym najpierw skosztowa³ kropelkê. Po okre¶leniu jej jako ca³kiem smacznej, dotkn±³ zakrwawion± rêk± serca na reliefie, a nastêpnie kielicha... Pozosta³o mu czekaæ na reakcje. W miêdzyczasie kilka kropel krwi spad³o na pn±cze, które owinê³o sie wokó³ nóg Risena.

//casper, ostrzegam Ciê, ¿e masz niepokoj±co niekumatego usera na misji ;P//
Twoja ciemna krew jak zawsze ciepla i slodka o delikatnym metalicznym smaku po dotknieciu wyrytego w jadeitowej scianie kielichu jakby wsiakla w kamien. Poczynajac od pucharu dziwna fala malachitowej barwy rozeszla sie po calej budowli. Miejsca na wiezy ktore niedawno jeszcze byly zniszczone jakby wypelnila nowa masa zielonego minera³u bardziej ¿ywego od wczesniejszych czesci tego obiektu.

Czy to w twoich oczach sie mieni czy dzieje sie to naprawde ... niewiesz ... ale elfiki, duszki lesne, zwierzeta wszelkiej masci zostaly jakby ozywione. Poruszajac sie z niezwykla gracja, z duza szybkoscia otworzyly przed toba wrota ktorych przed chwila niemialbys sil otworzyc ... bo ich nie bylo. Jednak gdy mrugnê³e¶ po tym calym zdarzeniu wszystko bylo jak wczesniej jedynie z tym szczegó³em i¿ wrota staly przed toba otworem. Rozne mistyczne i nie mistyczne istoty, stwory wydlubane w tej nieduzej, skrytej w wiekszosci pod ziemia baszcie byly znow na swoim miejscu jakby nigdy sie nie poruszyly. Czy¿by twoj umysl zaczal juz swirowac ? ?

Placze ktore niedawno cie obwinelo ciagle spoczywalo na twojej nodze ale jakby martwe ... jakbys stal tutaj tutaj przez stulecia i ze zwyklego bytu i proby wspiecia sie ku gorze roslina wspinala by sie po tobie coraz wyzej i wyzej ku sloncu i jego promieniom ktore sa zakrywane przez rosle drzewa oraz kamienna budowle.

Drzwi do srodka wiezy a zarazem konca twojej misji sa rozchylone a ze srodka wieje delikatny cieply powiew niosacy ze soba zapach wilgoci oraz roznych ziol ...

//Ja pisze bardzo prosto ;P //
- S³oneczko - stwierdzi³ Risen, kiedy fragmenty p³askorze¼by przesta³y poruszaæ sie mu przed oczami. Ta wie¿a zaczê³a wyra¼nie ciekawiæ szatyna, có¿ innego wiêc mu pozosta³o ? Ruszy³ przed siebie, a konkretnie - do wie¿y. Pn±cze ust±pi³o jego zdecydowaniu.
Mimo to, szatyna drêczy³o niepokoj±ce poczucie zagro¿enia, które strasznie go niepokoi³o. Mimo wszystko wola³ dla bezpieczeñstwa podstawiæ Kaze Kawarimi.
Ponadto, kiedy stan±³ ju¿ w progu wie¿y, rzuca³ na ka¿d± kamienn± p³ytê przed sob± Kunai, po czym doskakiwa³ na ni±. By³ to stosunkowo dobry sposób na upewnienie siê, czy nastêpny krok nie aktywuje jakiej¶ pu³apki.
Po oko³o 5 takich skokach, "rzuci³" okiem na wnêtrze wie¿y, w której sie teraz znajdowa³.
Ciemno¶ci, tak wszedzie mrok i czym dalej tym coraz g³êbszy odcieñ kurtyn. (kurtyna jest tutaj u¿yta jako odcienie ciemnosci a nie jako przedmiot) ¦ciany z pocz±tku gdzie jeszcze wdzera³o siê nik³e ¶wiat³o by³y grube, takze jadeitowe i porosniete roznymi roslinami. Nie widac by³o ich koñca jakby nad toba nie byloby zadnego dodatkowe pietra. A p³ytki które prowadzi³y ciê prosto ? Tak¿e znika³y w czerni korytarza, z intensywnej zieleni przybierajac odcien p³owego az do szarego az gubily sie w smolistej barwie.
Powietrze w ¶rodku by³o ciê¿kie od wilgoci i odu¿aj±cych zió³. Z pocz±tku a¿ ci siê w g³owie zakrêci³o. Zapach miesza³y siê i nawzajem nadawa³y intensywno¶ci ¿e ka¿dy wdech powietrza do p³uc zdawa³ siê jakby¶ wci±ga³ jaki¶ ciê¿ki gaz ...
Atmosferê nadawa³ wiatr któy przemyka³ miêdzy zakamarkami wie¿y uciekaj±c na zewn±trz i spowrotem a¿ wreszcie wszystko zwienczyly nagle z wielkim trzaskiem zamykajace sie wrota...
Risen wyj±³ Shikyo. Uniós³ wysoko w górê, po czym jeszcze raz spojrza³ na wnêtrze wie¿y. W sumie czu³ siê nieco dziwnie... Co¶ go niepokoi³o.
Po chwili ruszy³ powoli do przodu. Co wa¿ne, to widzia³ doskonale. Shikyo by³ bowiem starym, wrêcz mitycznym kunai'em który dawa³ ¶wiat³o temu, kto go trzyma³.
Po pomieszczeniu rozesz³o siê ¶wiat³o miecza próbuj±c dotrzec do ka¿dego z zakamarków pomieszczenia. W³a¶nie teraz mog³e¶ siê lepiej przyjrzec wewnetrznej czesci wie¿y. Strop znajdowa³ siê nadzwyczaj wysoko a zbierajaca siê tam wilgoc stworzyla wielkie grzyby bialej plesni ktora teraz przyblara nie co szarego koloru. ¦ciany wykonane z tego samego miterialu co wewnatrz obrastaly ró¿niste ro¶liny drobne, a jadeitowa pod³oga w oddali zmienia³a siê w wielkie p³aty mchu, miêkkiego mchu który pod twoimi stopami ugina³ siê mi³o jakby¶ st±pa³ po puszku. Wszystko wygl±da³o nadzwyczaj piêknie jak dla kogo, ale napewno by³o to nadzwyczajne. Po chwili dotar³e¶ do bardzo stromych schodów któe prowadzi³y g³êboko w dó³.

Ten zapach stêchlizny, wilgoci i zió³ ci±gle siê unosi w powietrzu i przy ka¿dym kroku czujesz go coraz dog³êbniej ...

Przed sob± ujrza³e¶ jeszcze wbit± w pod³ogê star± laskê obro¶niêt± tak¿e wszelak± ro¶linno¶ci±. Czuc od niej du¿a moc ale nawet dotkniêcie mo¿e oznaczac urochomienie pu³±pki ... no bo po co by stawiano tutaj laskê?
- D¼wignia otwieraj±ca jakie¶ wrota... (XD) - stwierdzi³ po chwili rozmy¶lania szatyn. Westchn±³ lekko... Uruchamia pu³apkê czy te¿ ocali ci ¿ycie.
Cho*lernie irytuj±ce to bardzo mocno jest.
Risen - niczym dziecko we mgle - dotkn±³ laskê zakrwawion± rêk±. Pchn±³ j± lekko po czym nie czekaj±c na rezultaty...
Albo nie, szatyn czeka³ na rezultaty. Ot tak, w razie czego.
Dziwny nadzwyczaj g³o¶ny trzask rozleg³ siê po ca³ym korytarzu jednak twoim oczom nic siê nie ukaza³o. Mia³e¶ wra¿enie jakby to dwa d¼wiêki stworzy³y ten ha³as niepozwalaj±c ci okre¶liæ sk±d dochodz±.
Za sob± po chwili us³ysza³e¶ szelest jakby co¶ ... a raczej kilka "co¶ów" zbli¿a³a siê w twoj± stronê, a gdy siê odwróci³e¶ ujrza³e¶ cztery istoty których móg³by¶ nazwaæ mianem szczuro³aków. Metrowe istoty stoj±ce na dwóch du¿ych ³apach z ostrymi pazurami, umieszczonymi na zgiêtych nogach co powoduje ze nie mog± wykonywaæ wiêkszych kroków. Grube cielsko pokryte rudawym futrze. Dwie ³apki przy piersi, mniejsze posiadaj±ce bardziej ostre pazury. Du¿y pyszczek a mo¿e by to lepiej nazwaæ pyskiem. Dwa du¿e czarne oczy ja paciorki wlepiaj± siê w twoje wszystkie posuniêcia. Zêbiska niebezpieczne szczególnie d³ugie i z pewno¶ci± wytrzyma³e siekacze o kolorze s³oñca Te istoty nie wygl±daj± pokojowo, ale mo¿esz je tutaj zostawiæ i udaæ siê w dó³ schodami zapominaj±c ¿e spotka³e¶ tutaj takie paskudztwa.
- Interesuj±ce - mrukn±³ ch³opak. S³ysz±c trzaski i takie inne badziewia, ka¿de inne s³owo by³o wysoce... Nieodpowiednie.
- Gasujin - ciche s³owo pad³o z ust szatyna. w tym momencie przemieni³ siê w wir powietrza. Po chwili jednak wir rozwia³ siê, a zamiast niej wewn±trz wie¿y "unosi³" siê delikatny powiew wiatru, który po chwili skierowa³ siê w dó³ schodów.

//3450-250=3200.
Kiedy jestem pod t± postaci±, to poznajê ¶wiat za pomoc± dotyku "wiatru". Oczywi¶cie ten dotyk ma ca³kiem "spory" zasiêg (:D)...
Przemieniony w wir powietrza uda³e¶ siê w dó³ a istoty które zostawi³e¶ za sob± wygl±da³y ca³kowicie na og³upione i zaczê³y siê krêciæ w kó³ko jak nienormalne. Powia³e¶ w dó³ jak to wietrzyk. Nic nadzwyczajnego. Schodzi³e¶ a raczej przelecia³e¶ schody a¿ do ostatniego piêtra które z pewno¶ci± mie¶ci³o siê do¶æ g³êboko pod ziemi±. Spotka³y ciê tam wrota. Na szczê¶cie otwarte. Przed wej¶ciem niczego nie spotka³e¶ oprócz po bokach, prawym i lewym jakie¶ przedmioty przypominaj±ce skrzynie z dwóch ró¿nych minera³ów których bez wzroku nie mog³e¶ poznaæ. Poczu³e¶ ¿e za otwartymi ju¿ wrotami czyha na ciebie co¶ potê¿nego co mo¿e byæ dla ciebie nie lada wyzwaniem ... Dziwna czakra, silna przesycaj±ca to miejsce pochodzi w³a¶nie za tych wrót.
"A szatyn zst±pi³ z niebios na Ziemiê..."
Wszak¿e li, nam wiadomo to ju¿em dawno - Risen sta³ przed... Wej¶ciem. Có¿, odkrywczo¶æ tej dedukcji powali³a ch³opaka na kolana.
Jednak kontynuujmy, jak gdyby nam nie przerwano. Risen sta³ przed otwartymi wrotami, zwanymi równie¿ (bardzo odkrywczo zreszt±) - wej¶ciem. Ca³kiem mi³a dla uszu by³a, zaiste, ta nazwa.
Co ,mimo wszystko, wa¿ne - Risen (pozwolê sobie przypomnieæ, ¿e ju¿ zmaterializowany) nie posk±pi³ skrzyniom swej uwagi, która (aby zbytnio nie k³amaæ) by³a zaiste wielka. Niestety ilo¶æ informacji, które mo¿na by³o pozyskaæ ogl±daj±c skrzyniê nie by³a zbyt wielka.

//Owned... //
// Zgubi³em siê w twoim po¶cie ale to chyba dlatego ¿e jestem zmêczony ... podstawowy kontekst zrozumia³em ;p //

Skrzynie. Jedna i druga takiej samej wielko¶ci. Jedna ze szczerego z³ota, druga z zardzewia³ego ¿elaza. Jedna piêkniejsza ze znakiem lwa, druga ze zniszczonym symbolem feniksa. Zamkniête bez k³ódki czy wej¶cia na klucz ... jednak na górze wieka widaæ miejsce na d³oñ ... i to dok³adnie twoj±. Jedna i druga takie same miejsca. Czu³ê¶ jakby obie skrzynie pragnê³y twojej chakry jakby wo³a³y by¶ da³ im siebie jak kobiety pragn±ce mê¿czyzny.
- Ciekawe to, i to ca³kiem mocno, lecz s³abo - stwierdzi³ inteligentnie Risen. Schyli³ siê nad ¿elazn± skrzyni±, po czym przy³o¿y³ d³oñ do... miejsca na d³oñ.
- Zaraz zginê - szepn±³ do siebie szatyn, chorobliwie ciekawy tego, co sie wydarzy.
Dotkn±³e¶ d³oni± wyznaczonego miejsca na ¿elaznej skrzyni. Zanim zd±¿y³e¶ odsun±æ rêkê ta zniszczona, zardzewia³a szkatu³a pobra³a od ciebie do¶æ du¿± ilo¶æ chakry. Niczym feniks wy¿³obiony symbolicznie na niej odrodzi³a siê z mizernego stanu. ¯elazo które zosta³o naruszone przez z±b czasu odnowi³o siê i zaczê³o po³yskiwaæ ale piêkniej od srebra ... blaskiem platyny. Na jej powierzchni delikatnym d³utkiem zosta³y wyrze¼bione ornamenty natury tak zawi³e, skomplikowane i delikatne ¿e niejeden esteta móg³by siê udusiæ ze zdumienia.
Wieko siê przed tob± otwar³o. Powoli jakby naci±ga³o twoj± cierpliwo¶æ zagl±dniêcia do ¶rodka. Wewn±trz ujrza³e¶ zwój d³ugo¶ci oko³o 35 cm. Koñcówki zwoju s± koloru siwego a zapieczêtowany jest platynowym ³añcuszkiem.
Gdy us³ysza³e¶ d¼wiêk za sob± przypominaj±cy skrzypienie mechanizmów w wielkim zegarze, gdy to kilkadziesi±t zêbatek naraz siê przesuwa automatycznie siê obróci³e¶ i ujrza³e¶ ¿e skrzynia "lwa" która tam sta³a wpad³a w jak±¶ dziurê, na pewno pu³apka by¶ móg³ wybraæ tylko jedn± ze skrzyñ. Czy to by³ dobry wybór ... dosta³e¶ jaki¶ zwój ... mo¿e jego zawarto¶æ bêdzie cenna? Us³ysza³e¶ z góry ¶wi±tyni zbieganie szczuro³aków. Je¶li siê nie po¶pieszysz gospodarze ciê przyjm± z ochot± zjedzenia.
====
Czakra:
3200-500=2700Pch
====
- Irytuj±ce zwierzêta - mrukn±³ cicho szatyn. Spojrza³ na wrota, przed którymi sta³y skrzynie. Teraz jednak, schowa³ zwój za pazuchê po czym ruszy³ pêdem przed siebie. Energia dochodz±ca st±d budzi³a w nim dreszczyk emocji. Negatywnych emocji.
Schowa³e¶ zwój i nie czekaj±c na przybycie szczuro³aków ruszy³e¶ przed siebie do wrót. Na wej¶ciu poczu³e¶ du¿± energiê miejsca. Znalaz³e¶ siê w du¿ym kwadratowym pomieszczeniu. Trzy metry od ka¿dych z dwóch ¶cian w rogach stoj± cztery zielone kolumny porastaj±ce gêstym bluszczem. Sufit z drewnian± kratk± jest obro¶niêty pn±cymi ró¿ami o wielu barwach. Na ¶rodku sklepienia znajduje siê du¿e okr±g³e malowid³o przedstawiaj±ce mê¿czyznê i kobietê w zbli¿eniu seksualnym.
W centrum pomieszczenia na wielkim jadeitowym tronie siedzi cz³owiek kozio³.
W d³oniach dzier¿y z³oty du¿y flet. Przed jego stopami z³o¿ona jest szkatu³a wykonana z tego samego materia³u co ca³a ¶wi±tynia.
- Witaj - powiedzia³ zachryp³ym silnym g³osem którego echo pozosta³o przez chwilê w twojej g³owie - Po co przybywa tutaj taki mizerny intruz jak ty?
- Niesamowite - szepn±³ Risen absolutnie zdziwiony tym... Wspomnieniem ? Iluzj± ?
Szatyn nie mia³ ¿adnej informacji, co do tego... Zjawiska. Postanowi³ obserwowaæ. A mo¿e raczej - nie ruszaæ siê. Postanowi³ nie robiæ nic. I czekaæ na jakiekolwiek zmiany. Nie by³ tego pewny, ale wyszepta³, jakby sam do siebie:
- Kim ja jestem ?
- Nie wiesz kim jeste¶ ?! Zapchlonym diab³em który przyby³ na ziemiê - powiedzia³ z wyrazami obrzydzenia na twój widok. - Ale nie martw siê ... nied³ugo sp³oniesz - u¶miechn±³ siê kpi±co - pozbêdziemy siê takiego paskudztwa z ziemi jak ty...
Mê¿czyzna po chwili ciê zostawi³. Samego z w³asnym dziwactwem. Widzisz jak jaki¶ ch³opiec w³a¶nie patrzy siê na ciebie przez ma³e zakratowane okienko. Gapi siê po czym zacz±³ krzyczeæ:
- Ch³opaki ... patrzcie czart tutaj jest - krzykn±³ pokazuj±c na ciebie palcami - Potwór ... jak siê nazywasz potworze ?! - zapyta³ siê ciebie z wyrazami strachu.
- Nie wiem - odpar³... faun. Spojrza³ bolesnym wzrokiem na ch³opca, po czym usiad³ przed kratami wpatruj±c siê w ma³ego.
- A jak Ci na imiê ma³y ?
- Nazywam siê Hashirama Senju - przedstawi³ siê dumnie ch³opiec - Jestem dzielny i kiedy¶ bêdê wielkim bohaterem który bêdzie chroniæ ¶wiat przed takim jak ty ... - czy¿by¶ by³ a¿ takim potworem? Czy to ¿e jeste¶ inny wygl±dem ¶wiadczy tak¿e o twoich zamiarach, charakterze
Dzieciaki niektóre ¶mia³y siê z ciebie ... inne dr¿a³y ze strachu a niektóre nawet uciek³y.
- Mi³o mi - odrzek³ satyr. Spojrza³ badaj±cym wzrokiem na ch³opca, po czym cicho powiedzia³:
- Czemu tu przyszed³e¶... ? Tutaj, do... Odmieñca - odpowied¼ na to pytanie bardzo zaintrygowa³a fauna. Mo¿na by³o powiedzieæ, ¿e... widzia³ swe ludzkie odbicie.
- Pierwszy raz widzê bestiê - powiedzia³ ch³opiec z jakim¶ entuzjazmem - wszyscy mówi± o tobie ... mówi± o wielkim stosie który dla ciebie szykuj±. Du¿o ludzi zabi³e¶? Masz mamê i tatê? Sk±d jeste¶ ... z piek³a? - zacz±³ zadawaæ ci dziwne pytania przysz³y za³o¿yciel Konohy. Czy taki by³ naprawdê za czasów dzieciêcych? Czy to tylko dziwny ¶wiat w którym ciê uwiêzi³?

A ja bym chcia³a tylko przypomnieæ zasadê 50 s³ów, któr± tak piêknie opisa³am tutaj: LINK. Radzê przestrzegaæ. Tanuki.

Widzê ¿e Tanuki nie przygl±dasz siê zbytnio og³oszeniom i nie przeczyta³a¶ dok³adnie mojego posta ... wiêc przejrzyj go jeszcze raz ... nie wypada Admince wprowadzaæ niedok³adno¶ci ...
- Nie... Jestem st±d. A je¶li mam byæ szczery, to by³em tu jeszcze przed wami. - rzek³ cicho satyr. Ch³opak.. zaintrygowa³ go. Jego zachowanie, a przy tym i tupet, by³o niespotykane u cz³owieka.
- Rodzice ? - powtórzy³ cicho faun - Mam t± sam± matkê, co i wy... Nature. Mimo to, zostanê zabity tylko z jednego powodu - ró¿nicy miêdzy naszym wygl±dem. Nigdy nikogo nie zabi³em... Nie zabi³bym brata. - wraz z tymi s³owami, oczy "osoby" utkwi³y w ch³opcu.
- Przed nami?! - zdziwi³ a mo¿e oburzy³ siê ch³opiec na twoje s³owa jednak pó¼niej zamilk³. Mo¿e przemy¶la³ co¶ ... cofn±³ siê krok jakby ba³ siê tego twojego spojrzenia. Twojego lub nie twojego ... Gdy odsun±³e¶ wzrok ujrza³e¶ ¿e nie jeste¶ ju¿ w celi. Sta³e¶ na pode¶cie przywi±zany do jakiego¶ wysokiego wielkiego s³upa ... przywi±zany a mo¿e raczej skuty ³añcuchami. Pod twymi nogami s± roz³o¿one drewniany chrust i kije, badyle u³o¿one dooko³a w stos. Okr±¿ony jeste¶ przez "stado" ludzi wygl±daj±cych na wie¶niaków z bardzo dalekich czasów, tych samych w których znajdujesz siê od kilku minuta a mo¿e godzin, a mo¿e dni. Mê¿czy¼ni, kobieta, a nawet dzieci ubrane w dziwne starodawne stroje krzycz± w twoj± stronê, rzucaj± warzywami i kamieniami, pluj± w ziemiê przed tob±, wyzywaj±, przeklinaj±. Jedynie spokojnie zachowuje siê grupka trzech osobników z pewno¶ci± jaki¶ stra¿ników ... pozna³e¶ po typowym uzbrojeniu ... trzymaj±ca pochodnie jakby przygotowane na ciebie. Widzisz jakiego¶ mê¿czyznê na czym¶ przypominaj±cym tron jednak mniejszy i zwyklejszy, podobny do krzes³a bardziej masywnego. ¯ar³ kawa³ miêsa popijaj±c z drewnianego kub³a czerwony p³yn oblewaj±c siê przy tym na bardziej ³adne szaty ... niedawno czyste. Jednak on tak¿e nie przestawa³ z obra¿aniem ciebie, twojego ko¼lego wygl±du, porównywaniem do szatanów i diab³ów.
Osob± która ciê nie obra¿a³ by³ ten sam ch³opiec któremu przed chwil± patrza³e¶ prosto w oczy. Ten który wcze¶niej nazywa³ ciê od bestii, potworów które powinno siê wytêpiæ. Teraz tylko sta³ niespokojnie nie wiedz±c co ma zrobiæ. Czy odej¶æ z tego ohydnego przedstawienia mordu który sp³ynie twoj± krwi±, czy patrzeæ jak giniesz w ogniu, czy zareagowaæ ... uratowaæ ciebie ?! przynajmniej spróbowaæ.
Satyr nie zareagowa³. Wbrew przeciwnie, spogl±da³ teraz z lekkim "bólem" na ludzi, którzy go kamienowali, ale nie by³y w nim krztyny gniewu.
Sprawia³ teraz wra¿enie ojca, który dowiedzia³ siê, ¿e jego dzieci nie s± takie, jak powinny. Ujmuj±c krócej - zawód. To wszystko by³o do przewidzenia, ale ma³a iskra zawodu wci±¿ ¿y³a w faunie. Odetchn±³ g³êboko, po czym spojrza³ spokojnie na otaczaj±cy go t³um. Ogarnia³ ich wzrokiem... Jeden po drugim, powoli stawali siê widocznymi przyczynami jego smutku. Nie móg³ im pomóc, wiêc jedyne co postanowi³ to pogodziæ siê z tym, co go czeka³o.
Pochodnie zosta³y rzucone. Ogieñ zacz±³ trawiæ twoje cia³o, wpierw zajê³y siê twoje ko¼le w³osy pó¼niej wêgli³o siê miêso w niemi³osiernym bólu i cierpieniu. Nie by³o to sztuczne uczucie ... czu³e¶ jak miêso odrywa siê od ko¶ci i popieli siê z ka¿d± sekund±, jak krew bulgocze i wrze, nawet poczu³e¶ jakby twoja dusza siê spala³a. Twój umys³ spokojny, deduktywny zacz±³ wariowaæ, wszystko zgas³o. Po chwili sta³e¶ w tej samej sali w której sta³e¶ przed pojawieniem siê w postaci fauna w celi. Teraz ta sama osoba która sp³onê³a, a ty patrza³e¶ jego oczyma sta³a przed tob±.
Ci±gle jeszcze czu³e¶ ten ból który towarzyszy³ spalaniu siê na stosie. Czu³e¶ gor±cz, a po twoim czole sp³ywa³y krople potu. Twoje cia³o by³a nie wiadomo dlaczego ca³e czerwone gdyby¶ mia³ bardzo wysok± temperaturê. Dotkniêcie skóry powodowa³o dziwne uczucie dotykania ¿ywej rany ...
Jednak to co zobaczy³e¶ tak¿e ciê drêczy³o i nie chodzi tutaj o "zjadane" przez ogieñ cia³o, a raczej na przestraszonych twym spojrzeniem ludzi którzy przepe³nieni nienawi¶ci± przed straszyd³ami i w³asn± wiar± przestali rzucaæ kamieniami obawiaj±c siê ¿e zaraz zejdziesz niczym szatan ze stosu i pozabijasz ich jak mrówki, jednak nie przestali krzyczeæ by spaliæ ciebie ... twoje spokojne spojrzenie goryczy pobudzi³o ich jeszcze bardziej gdyby chcieli przestaæ ciê widzieæ jak najprêdzej.
To nie by³o przedstawienie, wielki spektakl zabicia winnego ... to by³ s±d bo¿y na ziemi, wielkie misterium pe³ne grozy i strachu. Ludzie czynili to z obawy, dzieci uczy³y siê nienawidziæ innych, kobiety czu³y strach o swoje dzieci, mê¿czy¼ni chcieli wyplewiæ chwast ze swego ogródka ... czy to ich usprawiedliwia? Czy ludzki strach mo¿e byæ wyt³umaczeniem, czy s³abo¶æ mo¿e byæ rozgrzeszeniem?
- Czyste serce pozosta³o ... ale czy umys³ zrozumia³ to co zobaczy³? - zapyta³ faun nie czekaj±c a¿ ockniesz siê i zrozumiesz to co przed chwil± widzia³e¶ ... a mo¿e nie tylko widzia³e¶ ...ale te¿ czu³e¶
- £adne Gwiazdy - stwierdzi³. Siedzia³ lekko zgarbiony, nad brzegiem strumyku wpatruj±c siê w niebo. Zgin±³... Spalili go.
Jednak oprócz cierpienia zazna³ czego¶ nowego... - spokoju. Zgin±³, jednak nie zamartwia³ siê tym. Przecie¿ i tak wróci... Tyle ¿e... gdzie indziej.
Westchn±³ delikatnie. To co stworzy³ by³o naprawdê piêkne. Jego w³asny ¶wiat... Poza przestrzeni± i czasem.

Ogieñ ! Najwiêkszy wynalazek ze wszystkich... Poch³on±³ go. Risen... A mo¿e wci±¿ satyr, odtwarza³ to zdarzenie w swojej pamiêci. Ch³onê³o go ono bez reszty. Po chwili jednak rozproszy³o siê, a szatyn po drugiej stronie rzeki zobaczy³ 5-letniego ch³opca o ciemnych w³osach, ko³o którego sta³ masywny faun, którego Risen pamiêta³ ze ¶wi±tyni...
Nagle jednak przyjrza³ siê ch³opcu... To by³... On sam. Dawny... Ale czy na pewno ? Przez moment ten Risen, niemal doros³y, zastanawia³ siê nad tym faktem, jednak po chwili... Obraz siê zmieni³.
Szatyn siedzia³ tu¿ przed Faunem, nieproporcjonalnie wielki w stosunku do tego, którego widzia³ w ¶wi±tyni. Zaraz jednak... wszystko by³o wiêksze. I rzeka, zamiast strumyka, i drzewa zamiast krzaków. Szatyn spojrza³ na jej drugi brzeg i ujrza³ tam... Samego siebie. Takiego, jakiego zapamiêta³ z lustra, jednak nieporównywalnie wiêkszego. Obraz siê zmieni³.
Szatyn wpatrywa³ sie w fauna i ma³ego ch³opca... Który dos³ownie przed chwil± odwróci³ od niego wzrok, delikatnie siê u¶miechaj±c. Risen... A mo¿e raczej czê¶æ jego ¶wiadomo¶ci, spojrza³a z uwag± na Fauna, który... Naucza³ malca. ¦wiadomo¶æ podesz³a powoli do strumyka, chc±c go przekroczyæ, jednak w tym momencie Faun obróci³ siê ku niej z groz± w oczach. Malec za¶ spojrza³ na nia z widocznym smutkiem. Cofnê³a siê, za¶ dwójka o której przed chwil± by³a mowa, wróci³a do swoich zajêæ.
W tym momencie, kto¶ co¶ sobie u¶wiadomi³ - tylko czê¶æ tego kogo¶ przyjmowa³a naukê satyra.

//wybacz Cas, ale... chcia³bym przyspieszyæ i mo¿liwie szybko... zmieniæ siê. Tak w ogóle, to najmocniej Ciê przepraszam, za to godne pogardy tempo odpisywania - nie mia³em ochoty do grania ... Ale teraz, tak nagle... Odzyska³em powera //
// Przepraszam ¿e tak d³ugo nie pisa³em ... ale musia³em siê nie co zebraæ ... pozbieraæ z pod³ogi =.= //

Satyr zobaczy³ w tobie osobê dobr±. Przed i po wizji któr± ci ukaza³. Widzia³ w tobie kogo¶ wiêcej ni¿ Risena. Faun jednak nic nie powiedzia³ tylko znów chwyci³ swój flet do ust i wyda³ tym razem d¼wiêki które nie wiadomo dlaczego kojarzy³y ci siê z czasami dzieciñstwa. Znów wizja?! Nie. Sta³e¶ nadal przed faunem i tak jak ci siê zdawa³o wszystko by³o du¿e, ty za¶ byle¶ ma³y. By³e¶ dzieckiem ?! Twoja druga ja¼ñ przejê³a nad tob± kontrolê. Ten Risen który ¿y³ tobie od tylu lat skryty miêdzy rega³ami umys³u. Stra¿nik jadeitowej wierzy patrza³ na ciebie ju¿ spojrzeniem innym, dobrym a mo¿e po prostu ³askawym. Klêkn±³ przed tob± by byæ równi tobie, by³e¶ niski ... by³e¶ o¶miolatkiem // hihihihi //
- Wystarcza³a mi jedna próba bym dostrzeg³ w tobie to co¶ ... - powiedzia³ cicho - id¼ ju¿ ... id¼ ... i we¼ ten amulet ... - na³o¿y³ na twoj± szyjê srebrny naszyjnik z du¿ym jadeitowym wisiorkiem który wyda³ ci siê strasznie ciê¿ki.
- Id¼ ju¿ ...

// Sorki ¿e tak beznadziejnie ale nie mam weny =.= i zbytnio nie rozumiem twojego postu //
- Dziêkuje - odpar³ szatynek, dla którego postawa fauna dziwnie siê wyd³u¿y³a. Lekko zdziwiony spojrza³ na siebie - bia³a bluzka teraz na nim wisia³a, a spodnie opad³y na ziemiê.
O¶miolatek lekko spanikowa³, po czym rozp³yn±³ siê w powietrzu. Có¿, mia³ kilka mieszkañ, ale ¿adne nie znajdowa³o siê w wiosce li¶cia.
Pozostaje nadzieja, ¿e ma... odpowiednie dla swojego wieku, tudzie¿ wzrostu, ubranie.
<NMM>

//przy okazji Cas... Jestem Ci naprawdê wdziêczny za przemianê i misje, dostosowan± do moich mo¿liwo¶ci //