ďťż

grueneberg

Zawsze,jak dlugo siegam pamiecia,mielismy problem z czasem... Ilekroc spotykalismy sie w studiach podczas prac nad plytami,zawsze bylo tyle do zrobienia,ze czasu nam brakowalo.Niezaleznie od tego ile go wczesniej planowalismy Napewno wiele go "marnowalismy",poniewaz bardzo sie lubilismy i ielismy to samo poczucie humoru.Duzo wiec czasu poswiecalismy na opowiadanie sobie kawalow i anegdot,albo wymyslanie roznych skojarzen,ktore rosmieszaly nas do lez.Mirek mial tez nisamowita zdolnosc do odwracania znaczenia roznych sytuacji i przekrecania ich tak,ze stawaly sie calkowicie groteskowe.Uwielbialem z nim pracowac.Oczywiscie mistrzem stawiania kropki nad i jest Heniek.Heniek potrafi tak zinterpretowac sytuacje lub slowa,zeby zawsze nie brakowalo powodow do smiechu.Mirek doslownie ryczal ze smiechu kiedy Heniek cos puentowal.Uwielbialismy tez sobie docinac.Niejako wysmiewac sie z siebie, brutalnie wykorzystywac pokniecia slowne albo nieudana reakcje na cos zeby wyolbrzymic to i wysmiac do cna.Oczywiscie przy ogromnej sympatii do siebie,jakiejs zdrowej meskiej milosci,ktora do siebie wszyscy czujemy nikt nie czul sie urazony,kazdy z nas tylko czekal az ktos wylapie znow cos smiesznego i lalismy z siebie non stop.Co jest przemile a czego sie pewnie nie spodziewacie,Heniek i Mirek sa mistrzami od przekrecania slow wlasnych piosenek.To znaczy....Mirek byl.Wszyscy wciaz pekalismy ze smiechu.Ale wspomniany problem z czasem... Ooz,podczas nagrywania ktorejs plyty,cisnienie na czas zrobilo sie tak duze,ze zaczynalismy prace juz o 5 a nawet 4 rano.I tak nam weszlo to w krew,ze podczas nastepnych plyt stalo sie to juz niemal norma.Ale kiedy robilismy solowa plyte Mirka,oboje bedac dosc zajeci wczesniej,nagle okazalo sie my musimy juz pierwszego dnia spotkac sie o 4 rano zeby zyskac na czasie.Nie musze Wam mowic,ze kiedy zdzwonilismy sie przed pierwsza sesja i padla koncepcja,ze zaczynamy o 4 rano to jedynym komentarzem do tej sytuacji byl rechot w sluchawce.A kiedy Mirek podjechal pod studio za piec czwarta rano,wyszedl i zapalil to widzac mnie powiedzial cos jak: no ja no chopie,robisz z Bregula to stowej rano,bo Jeff Lynn tylko czeko na moj telefon zeby robic zy mnom plyta. Zawsze powiedzial cos milego do naszej kochanej pani Marty,ktora czesto przynosila nam domowe ciasta Codziennie kupowal iscie artystyczne gazety: Sport,Trybuna i Auto Swiat.A w przyplywie artystycznego uniesienia w kibelku delektowal sie jeszcze lektura "Pilki noznej".Nigdy nie bylo z nim tej sztucznej aury gwiazdy.Byl jak my wszyscy.To co tworzyl bylo niezwykle szczere.Ludzie chetnie z nim pracowali,bo zawsze dbal o formalna strone swojej pracy a jako producent,choc bardzo wymagajacy,zawsze byl ujmujacy i grzeczny.Nie mial w sobie cechy dyrektora.zawsze byl kumplem.W zasadzie to nie amietam zebym sie z nim kiedykolwiek tak naprawde klocil.A znalem go ponad 20 lat.Oczywiscie spieralismy sie wiele razy merytorycznie.Ale to nie klotnia. Za duzo chyba gadam ...


Ciesze sie,ze nikt nie naskoczyl za mnie:-) Coz,ja znam tylko czesc,wycinek.Choc gralem w zespole,wiekszosc czasu pozniej spedzilem w studiu.Sila wiec rzeczy,choc moja przyjazn z Mirkeim byla duza i, mozna chyba tak powiedziec,intensywna,najwiecej zabawnych historii opowiedzialby Heniu i chlopaki,ktorzy przebywali ze soba ostatnia najwiecej.
Dawno,dawno temu,kiedy nagrywalem vocal do "Zostan ze mna",kupilismy sobie 2 litry coca coli.Ktores podejscie, przesluchanie, wylapanie niuasnow interpretacji,jaka drobna nieczystosc intonacyjna,ok wchodzimy zeby oprawic.Jeszcze pecik na korytarzu,lyk coli...Idziemy nagrywac.Mirek spiewal pieknie i zawodowo.Wychowany na starej szkole tasm analogowych,potrafil pracowac zawodowo.Nie robil bledow,spiewal czysto a jego przekaz byl ujmujacy.No i zanurzylismy sie w piosenke, nadal jej szczerej nostalgii i tesknoty.Podczas spiewania kolejnego refreny jego twarz wykrzywil grymas... Zooooostan zeeee mnaaaa a tu nagle piekne niekontrolowane bekniecie ... hahahahahaha Myslalem,ze ze smiechu przewroci mikrofon.Kazal mi zostawic to na drugim tracku i mial niesamowita zabawe kiedy wchodzil ktos do studia,on prosil zeby ten,nic nie wiedzacy co go czeka ktos wysluchal piosenki i czekal na swoje nagrane bekniecie.Zgralo sie z fraza idealnie i brzmialo jak niemal zaplanowany element kompozycji Oczywsice zgral sobie to na tasme do auta,ale chyba juz to przepadlo.Taki byl - z wielkim dystnsem, nie pompowal swojej tworczosci gwiazdroska ideologia.
Ciekawostka,ktora wbije byc moze kij w mrowisko.Na plyte "Mr Lennon",obok "Tak musi byc",cztery inne piosenki napisal ... Heniek.Nie weszly na plyte,ale prawie je dokonczylismy.Ciekawe czy je pamieta
Kiedy zaczynalem parac sie muzyka,mialem poczucie jakiejs misji.Troche to smieszne.Moja gitara byla dla mnie miloscia jak kobieta.. Moja muzyka,tak mi sie wydawalo etdy,byla uduchowiona.A mirek sowja gitare nazywal pieszczotliwie "haszpla".Albo "raszpla" A Henio swojego niesmiertelnego ukochanego Rolanda JX 8 P nazywal klawiyr.Albo parapet Tacy oni sa.Normalni.Popatrzcie na te gwiazdy w tv.Podkreslajacy swoje ego,mierna a czasem nieistniejaca wartosc swojej tworczosci.Tworzacy wokol siebie aure niedostepnosci,magii,ktora ma nam osiwiadczac,ze sa gdzies indziej,sa w innym swiecie,ktory jest nie dla nas.Kochajcy splendor... A bez swoich fanow nie maja racji bytu,ich istnienie jako "artystow" nie ma sensu.Mirek i Heniek zawsze mi imponowali i zawsze bede sie im nisko klanial.Za to,ze nie oszukuja,ze zyja tak samo jak my.
Proba,Swietochlowice,kiedys... Mirek gra "Blues na wpol do piatej rano". zaczyna sam.Wojtek dostraja "haszple",Gregor dokreca klucze w bebnach. Utwor sie rozwija,dochodza kolejne elementy aranzu i kolejni muzycy dopelniaja brzmienie.Nadchodzi czas solowki,ale Damian siedzi jeszcze ze mna i dopala pecika.Mirek spiewa wlasnie "...na przystanek biegniesz by ...",zauwaza,ze Damian jeszcze stoi i mowi "E,Zaba,grosz to cos?" a Damian rzuca petka,podbiega do wzmacniacza i mowi ; No przeciez nie bede stal jak posag"! Hahahaha


Przepraszam wszystkich za dodawanie usmieszkow i "hahaha" do moich wpisow.Tylko ja wiem jak sam cierpie... byc moze sama tresc jest wystrczajaco zabawna,ze dodawanie tych emotikonow jest zbedne i niestosowne.Sorry...
Ha! Wybaczcie,ale nie jestem pewien co moge a czego nie moge w tej kwestii powiedziec.Nie czuje sie upowazniony do tego,pomimo pewnej wiedzy.Wszystko co teraz bedzie sie dzialo zalezy od zespolu Universe.Nie sprzeniewierze sie chyba chlopakom jesli podpowiem,ze oni bardzo uwaznie sledza Wasze slowa.Mirek nigdy nie robil niczego pod publiczke ani nie decydowal sie na cos pod wplywem oczekiwan.Ale bardzo liczyl sie z Waszym zdaniem.Zawsze zreszta powatrzal,ze nie pisze dla siebie,bo gdyby tak bylo to bylby nadal tokarzem w hucie a swoje wiersze i teksty chowalby w szufladzie.
Przepraszam chlopakow jesli mowie to za wczesnie,ale powiem,bo sam jestem fanem Universe.Jest cos co chcemy wspolnie zrobic.Niebawem sie spotkamy i zapytam ich czy powinnismy o tym mowic glosno tak wczesnie.
Pamietam to bardzo dobrze.Kiedy miksowalismy utwor "Ten" szukalismy bardzo wyrazistego charakteru dla vocalu "Diabla","Nalogu".Mirek dobrze wiedzial co chce osiagnac,ale slowa czasem nie oddaja tego,co chce sie wyrazic.Nie bylo wtedy w studiu komputera,wszystko robilismy "recznie" z uzyciem wielosladow cyfrowych Tascam i ie mielismy mozliwosci zautomatyzowania miksu.Czesto wiec wlaczalismy rozne efekty na cztery rece w czasie rzeczywistym.To bylo dosc trudne momentami.No wiec szukalismy jak osiagnac najbardziej demoniczny z efektow a jednoczesnie bliski,tak jakby byl to glos siedzacy w glowie... Zdarzyla sie rzecz niewytlumaczalna. Tascamy mialy tendencje do rozsynchornizowywania sie,ale to? Otoz w pewnym momencie glos Demona zaczal grac od tylu... Nie wiadomo dlaczego,synchroncznie do podkladu i "siedzial" we frazie.Jakby naprawde jakies zlo zabralo realny glos.Popatrzylismy na siebie i balismy sie czy zatrzymac tasmy czy nie.Nie odzywalismy sie do siebie w ogole juz tego dnia.Oboje chyba nie wiedzielismy dlaczego.Kiedy utwor sie skonczyl i przewinal sie do poczatku,ponowne odtworzenie bylo juz normalne.To nie powinno sie zdarzyc w domenie cyfrowej i to na zapisie absolut time.W komputerze owszem - przypadek,ktos naciska przez pomylke reverse na tracku,choc i tak trzeba by chciec to zrobic.Oczywiscie podpowiedzialo to nam jak uzyskac ow efekt,ale nie osiagnelismy nawet polowy tej demonicznej wymowy...Nigdy wiecej do tego nie wracalismy i nigdy o tym juz nie wspominalismy.Tak jakbysmy bali sie,ze to zdarzylo sie naprawde za sprawa sil,nad ktorymi nie bylismy w stanie zapanowac.Niby nic - zwykly niewytlumaczalny blad maszyn..Tylko dlaczego taki,dlaczego w tej piosence i dlaczego w slowach tej postaci?
Nie chce przesadzac z tymi opowiesciami...
Miksujac plyte "Bahama Yellow",pierwszym utworem za jaki sie zabralismy byla piiosenka tytulowa.Swierzo,doslownie dzin o nagraniu super partii gitary Darka Kozakiewicza.Oczywiscie pospieralismy sie zdrowo nad iloscia vocalu w stosunku do reszty.I co robi zwykly facet Mirek? Wychodzi ze studia.O kolego,pomyslalem sobie,ladnie pogrywasz. wyszedlem za nim,zeby mu nagadac a on oczywiscie sie smieje.padl mu pomysl do tej jego rozczochranej glowy.Zatrzymalismy dwie dziewczyny idace ulica (moge sie tylko domyslac czemu dwie,czemu dziewczyny i czemu wlasnie te dwie dziewczyny hehe).Mialem mowic ja Poprosilismy je czy zechcialby nam pomoc,bo nagrywamy piosenke i potrzebujemy rady.Zachichotaly,ale zgodzily sie.Puscilismy numer,Mirek zapytal czy rozumieja slowa piosenki i czy sa slowa,ktorych nie mozna doslyszec i ktore gina w podkladzie muzycznym.Powiedzialy,ze nie,ze wszystko fajnie slychac tylko utwor brzmi jakos cienko.Zrobilo mi sie glupio,bo ja skrecilem mix a do tego to ja chcialem wiecej vocaluw proporcji do reszty.A ten skurczybyk po ich wyjsciu zapalil i z zadowolona z siebie mina powiedzal do mnie: masz jeszcze jakies pytania? Buahahahaha
Ale i Henio mial wiele trfnych uwag.Nie wiem czy slyszeliscie ostatnia,nagrana na nowo wersje "Tacy bylismy".Chórek,ktory odpowiadal "tacy sami jeszcze wczoraj" zawsze brzmial zbyt doslownie.Mix powstal w kilka godzin a ten element jakos ugrzazl i nie umielismy wyjsc z impasu.Mirek mowil,ze chce zeby "zagadalo" to jak stare radio,albo sluchawaka telefoniczna.Ale to wciaz bylo niedobre.Zrezygnowani,uznalismy,ze zostawimy to jak w pierwotnej wersji i chwatit.W koncu jesli wszystkie pomysly sie nie sprawdzaja to widocznie tak ma to byc.I wtedy sposniony Heniu podrzucil pomysl zeby brzmialo to jak chórek w Beatles,ktory spiewa "love is all,love is you" czy jakos tak.I to bylo to! Rozmarzony,jakby z innej bajki.Zadowolony Bregulka pedziol: ja chopcy,tera to ja I robota ruszyla z miejsca. Bylo wieke przezabawnych sytuacji zwiazanych z jakaniem sie Henia.Na przyklad kiedy odebral telefon od rownie jakajacego sie Michala Banasika,ktory zadzwonil po cos do studia.Ale Heniek ma w sobie tyle poczucia humoru jak malo kto.Ciekawe czy pamieta te rzeczy,ktore ja pamietam.Ale daje glowe - jakby Heniek zaczal wam opowiadac to wtey dopiero pekalibyscie ze smiechu.Heniu nie ma sobie rownych w tym. I to jest piekne.Choc nigdy nie pogodzimy sie z tym,ze jego juz nie ma - nie pozostawil po sobie posepnych,smutnych wspomnien.Bo sam kiedy czasem plakal,juz po kiku chwilach,ocierajac jeszcze lze z policzka juz szukal sposobu na rozsmieszenie siebie i ludzi wokol.
Pisze posty chyba juz sam do siebie.Nie czytam ich nawet przed wyslanie wiec przepraszam za literowki i bledy.Mirek,jesli czytasz to wszystko razem z nami to mam nadzieje,ze usmiechasz sie jak my.A moze i Tobie cos sie przypomnialo? Podpowiedz cos,Stary
Kiedy Mirek pierwszy raz w zyciu kupil sobie zawodowa gitare firmy Ibanez (bylo to we wczesnych latach 80.) wyszedl z nia z pociagu dumnie trzymajac futeral.Byl tak szczesliwy i zamierzal dbac o nia jak o wlasna dziewczyne.Stanal nad schodami do przejscia podziemnego pod peronami w katowicach i kiedy zrobil pierwszy krok w dol futeral otworzyl sie i gitara,naga,dziewicza zjechala po schodach na sam dol odbijajac sie i wydajac bolesne dzwieki.Mozemy tylko przypuszczac jakie slowo zabrzmialo w glowie Mirka wtedy :-) Na gitarze powstala rysa,ale jej brzmienie nie stracilo nic ze swego blasku.Zagrala potem w wielu piosenkach a jej dzwieku mozemy do dzis sluchac w nagraniach.Czy ktos moglby przypuszczac,ze taka przezyla historie...?
Kiedy nagrywalismy sekscje smyczkow do plyty "Bahama Yellow",nad rozpisaniem partytury dla kwartetu czuwal Darek Janus.Muzyk to doglebnie wyksztalcony a jednoczesnie dosc nowoczesnie myslacy.Ustawilismy mikrofony,zrobilismy probe dzwieku,troche trwalo zanim ustawilismy muzykom proporcje w sluchawkach,tak zeby dobrze sie slyszeli na tle nagranego juz zespolu.Notabene, w sekscji grali muzycy zespolu Dzem - wyjatkowo mili ludzie.Ja siedzialem za konsoleta,Mirek na fotelu obok a Darek stal ciagle czytajac nuty.Nagranie smyczkow w martwym akustycznie studiu to nielada wyzwanie.Takie studio brutalnie demaskuje rozne rzeczy wiec czesto sie zatrzymywalismy i powtarzalismy.Darek co jakis czas schylal sie w kierunku Mirka i wskazujac konkretne nuty w partyturze przedyskutowywal jakies decyzje.Mirek,w pelni elokwentny sprawial wrazenie jakby czytal za chwile mogl wziac olowek i nakreslic w nutach poprawki.Ale kopnal mnie dyskretnie pod stolem i mrugnal do mnie okiem.Bo on nie znal nut,czul muzyke i rozumial ja sercem,swietnie slyszal wspolbrzmienie i wiedzial co i jak w tym aranzu.Ale nie krepowal wyobrazni zapisem nutowym.Gdyby mial pisac nuty do swoich utworow,powstawalyby one znacznie dluzej a on piszac ja w kamerliku przy papierosku i gitarze dokladnie juz wiedzial jakie instrumenty maja grac i co maja grac.
Po nagraniu wzial pozostawiony papier nutowy,popatrzyl przez chwile zamyslony po czym rozesmial sie na caly glos.Mowi: zobacz jakie niezle winogrona. hahahahahahahaha
Jak wspomnialem,czesto musielismy spotykac sie bardzo wczesnie rano.Kiedy mieszkalem jeszcze z rodzicami,nie mialem auta wiec przyjezdzal po mnie.Czekal przed domem,slyszalem juz jak pokasluje albo mlaskal dziura w zebie.Acha,przyjechal,trzeba sie pospieszyc.Pewnego dnia troche zaspalem,on juz czekal.Moj tata zawsze robil mi sniadanko.No i tego dnia otwieram oczy (nie pamietam jaki to byl dzien i przy jakiej plycie to sie dzialo) - cholera zaspalem.Wyskakuje z lozka,biegne do lazienki,patrze - Bregula siedzi z moim tata i jedza jajecznice.Mowie:no pieknie - caly dzien Bregula,ide spac dzwoni Bregula,budze sie a w mojej kuchni siedzi Bregula,stary boje otworzyc przyslowiowa lodowke zebys Ty z niej nie wyskoczyl.A Mirek mowi: spoko, nie obawiaj sie podniesc deski klozetowej Hehehehe
Moze troche przesadzilem ze wspomnieniami ....
Chyba nie nabijacie sie ze mnie co? Bregula juz by uszczypnal mnie jakims brutalnym zartem hehehehe
Jedziemy do Niemiec autem zrobic mastering solowej plyty Mirka.Gadamy non stop,sluchamy Alanis Morrisette,ktora Mirek uwielbial.Z tematow muzycznych przechodzimy na polityczne,z polityki na dziewczyny i nasze zony a z nich na rozmowe o autach.Ot,jedzie sobie dwoch kumpli do Niemiec zeby dokonczyc dziela.W Aldiku nie otwieraja sie przed nami drzwi automatyczne wiec nasze nosy rozklejaja sie na szybie.Trzask jest tak glosny,ze ochrona patrzy na nas podejrzliwie.Na szybie widnieja dwie plamy - jego wieksza.Lejemy na caly glos... W pizzeri snujemy domysly jak tez moze wygladac niemiecki inzynier dzwieku.pewnie ma ten lekki sweterek,koniecznie jasny i wystaje mu kolnierzyk.Mirek przesciga mnie w budowaniu wizji Dietera.Starannie dobiera slowa zeby nadac mu bardziej niemiecki charakter. Znajdujemy studio.Z zewnatrz wyglada niepozornie,jak to w Niemczech.Ale kiedy weszlismy do srodka.... Nagrywali tam Bon Jovi,Backstreet Boys,Whitney Houston,Scorpions,lista sie nie konczy.Dieter rzeczywiscie typowy Niemiec Od razu usiadl do pracy.Dodkladnie za 14 minuty 14 przychodzi Oli - asystent,ktory wrecza nam menu.Jedzenie dociera dokladnie na 14.My oczywiscie jemy na luzie,ale Dieter 18 po mowi juz "let's go to work".O nieee,u nas to bysmy jeszcze polezeli,zapalili, szarpneli jakas kawke.... Mirek co jakis czas zartuje: choc Niemiec,ale nawet mu to idzie,nie? hahaha Master jest gotowy dokladnie za 3 18.Tuz przed wyjsciem Mirek znika gdzies a po pwrocie mowi (niedoslownie hihi): Korzystalem z tej samej toalety co Whitney Houston! A ja na to: Chlopie,ale tam jest osobno meski a osobno damski! A on: wiem,poszedlem specjalnie do damskiej!
Mirek i Heniek,choc swego czasu pierwszoligowe gwiazdy,a pozniej bardzo znaczacy w branzy postacie,nigdy nie stracili swojej prawdziwej natury.To podczas nagrywania chyba "Mr Lennona" Heniek opowiadal nam jak pochlonela go kiedys pasja zbierania autografow znanych postaci. I szczycil sie nimi tak samo jakby nie byl Heniem - zalozycielem Universe,tylko zwyklym facetem z Halemby.Jak Ty i ja.Zawsze prosci i zwyczajni.Kiedy sie usmiechali to szczerze.To dlatego muzyka zespolu Universe ma w sobie taka silna haryzme.(Charyzme?).Nie ma w niej kalkulacji komercyjnej,choc element komercyjnej samokontroli zawsze bedzie towarzyszyl zaspolowi pop.Ale nidgy nie wzial gore nad szczeroscia.U2 tez kalkuluje swoje przedsiewziecia,tego nie da sie uniknac.Najwazniejsze jednak zeby nigdy nie stracic z oczu celu,dla ktorego sie istnieje jako kapela.Jesli gracie w zespolach znajdzcie dla siebie odpowiedz.Co jest sila mojego bandu?Co mam do powiedzenia? Mysle,ze w przypadku Universe jest to jasne jak Slonce.Prawda?
Nie...Chyba nie on.Ale dzieki niemu mamy te historie.Mam nadzieje,ze i chlopaki z kapeli napisza cos.Oni maja wiele do opowiedzenia.Chyba znacznie wiecej niz ja.
Kiedy nagrywalem solo na plyte "Byc przy Tobie" zostalismy na jakis czas sami.Sugestia Mirka bylo zeby solowka skladala sie z trzech glosow i miala Oldfieldowski klimat.Budowalem to solo dosc dlugo i nie bylo w nim miejsca na imrowizacje,poniewaz wszystkie trzy glosy mialy spotkac sie w pewnym momencie i zagrac trojglos.Wyznaczyl mi tez cel - ma brzmiec w niej nuta optymizmu a na koniec osiagnij dosc patetyczny wyraz jej finalu,po to by nastepna czesc w akordach molowych dobrze kontrastowala i podkreslila tekst.Pocilem sie i nagrywalem.Musialem miescic sie we wczesniej narzuconych przez siebie ramach artykulacji,ale nagrywalem nie na piecu tylko przez cyfrowy emulator i brzmienie mi sie dzis nie podoba.W koncu nagralem i Mirkowi sie podobalo.Tracki byly uzbrojone wciaz a ja musialem wyjsc do kibelka.Mirek chcial jeszcze przesluchac kilka razy i w koncu to sie stalo... Bedac w lazience obok slyszalem juz tylko podklad a solowki nie... Mirek przez pomylke nacisnal REC..... Buaaahahahahahahaha Skasowal mi moje solo! Jak sadzicie jakie slowo wypowiedzial? tak,wlasnie to slowo Ale pamietalem tresc solowki wiec nagralem je dokladnie jeszcze raz.Jest w drugim utworze na plycie o ile dobrze pamietam.
A w utworze "Przyjdz do mnie" wywalili moje super solo gitarowe i w braekach jest cos na ksztalt humanbeat.Czy jak to sie tam nazywa... W sumie niezly efekt.
Jestem zaskoczony i zaszczycony.Bardzo mi milo,ze tak zareagowaliscie.Wasze przemyslenia sa czesto tak wzruszajace,ze chcialbym umiec znalezc w sobie jakies slowa,ktore umialy oddalic choc troche ten zal.Ale jest on w nas wszystkich.Kilka moich wspomnien nie rozwieje chmur...Jest ich tez tak duzo,ze nawet trudno mi juz sobie je przypominac.Wiekszosc mojego zycia byla w mniejszym lub wiekszym stopniu zwiazana z dzialalnoscia zespolu,ale przede wszystkim z prywatna znajomoscia Mirka,Henka i czlonkow kapeli.Nie oszukujmy sie tez - oprocz pieknych,zabawnych i tworczych chwil bywaly tez trudne,bolesne i na krawedzi szalenstwa,ale o nich nie bede pisal nigdy.Nie chce tez pisac o sobie...
Sluchajcie,popelnilem wczoraj fatalny blad! Dotarlo to do mnie kiedy wracalem autem do domu i az chcialem zawrocic,zeby go sprostowac.Minelo tyle czasu wiec troche mi sie pomylilo....ups.Otoz mojego sola nie wyrzucono z piosenki "Przyjdz do mnie" i nie ma tam scata czy humanbeatu.Jest on w piosence Adam Lakoty Zawsze ze mna badz".A ja gram w niej na gitarze.Moje solo,obok niesamowitych gitar Kozakiewicza brzmi dzis smiesznie i naiwnie i to solo Darka zamieniono na moje.Haha sam sie zastanawiam dlaczego...Ten utwor pochodzi z repertuaru zespolu,ktory tworzylismy z Adamem i Damianem,ktory dzis jest gitarzysta Universe.Ale Mirek i Heniek byli nam zawsze bardzo przychylni i umieszczajac dwa numery Adasia chcieli pomoc nam wypromowac glos Adama.Choc nasz band nie przertwal zawsze bede im wdzieczny.Sluchalem tej plyty dzis jadac do studia i uswiadomilem sobie,ze zostala ona wydana bez tzw masteringu.Naprawde! Dlatego jest dosc cicha.I tak uklon w strone inzynierow,ze osiagneli taki poziom.Siedze dzis dokladnie w tym studiu,ktore jest na zdjeciu we wkladce do cd,choc studio dzis wyglada zupelnie inaczej.W tle,obok Adama widac te trzy diabelskie maszyny - Tascam,ktore przemowily do nas kilka lat pozniej...
Najbardziej dojrzala plyta Universe jest chyba album "Latawce".To fenomenalne wydawnictwo o maly wlos nie wywindowaloby zespolu na sam szczyt.Gdyby tylko Mirek i Heniek zdradzili firme,ktora ich wtedy wydawala.Przepraszam Heniu,jesli zbyt sobie folguje i mowie cos,czego wolalbys nie ujawniac.Swiadomie uzylem swloa zdradzili.Jednak po naradzie ten wspanialy duet postanowil,ze wazniejsze jest dla nich slowo dane swoim wydawcom i zawarta z nimi umowa niz pęd na listy przebojow.Przytaczam ten akt dlatego,zeby nikt nie mial watpliwosci,ze Ci faceci zawsze mieli zasady i chodzilo im o cos wiecej niz kariera i zarabianie pieniedzy."Latawce" nagrywalismy w studiu Buffo w warszawie a za "sterami" siedzial wybitny realizator Rafal Paczkowski.Byl on tak wymagajacy,ze jak napisal Mirek w credits,wycisnal nas jak cytryna.Swoje gitary nagrywalem sam w Katowicach a w utworze "Nie,nie" zagralem chyba najlepiej w calym swoim zyciu.Bezwzgledny i bezkompromisowy styl parcy Rafal byl dla Mirka jak woda na mlyn.Poszedl tak na calosc,ze spiewajac "Niech zyja zadze" doprowadzil sie do stanu skrajnego wyczerpania i w pewnym momencie wybiegl ze studia i zwymiotowal...Sorry za ten szczegol,ale on uwidacznia jak bardzo Mirek angazowal sie w swoja prace.Podobna sytuacja zdarzyla sie podczas nagrywania vocalu do "Ty wiesz,ja wiem" z "Bahama yellow". On znal wiele technik spiewania i wydobywania z siebie pasma,potrafil pszukac siebie i swoj organizm zeby nie kosztowalo to az tak wiele.Ale chcial zeby tyle kosztowalo.Zawsze szukali mozliwosci osiagniecia stuprocentowego efektu,awet kosztem takich sytuacji jak .... Ulubionym utworem Mirka (a to ciekawe) jest utwor "Badz moja iskra".Brzmienie tego kawalka jest kwintesencja brzmienia Universe.Soczyste, pelne, radosne.Bylismy wtedy zafascynowani Tomem Petty a mnie ta fascynacja zarazil Mirek.Jezdzac do Wa-wy,sluchalismy z Henkiem k.d.lang i slychac tez echa jej sztuki,zwlaszcza w utworach,ktorym klimatu dodaje Heniu.Ach,byly to piekne czasy."Iskre" nagrywalismy w innym studiu na starym,analogowym stole NEVE i Mirek zawsze powtarzal,ze brzmienie,ktore daje ta konsoleta odpowiada mu najbardziej.Neve nadal tej niezwyklej tajemniczosci plycie "Ciagle szukam drogi".Ten material rowniez zostal zmiksowany przez Paczkowskiego.I choc uwazam,ze to trudny czlowiek,to jednak Mirkowi zawsze dobrze sie z nim parcowalo.Coz...trafila kosa na kamien hahaha
Może nie powinnam zadawać pytań...ale odważę się...jak to było z utworem Kusi mnie grzech?
Masz jakieś wspomnienia z tym kawałkiem, które mógłbyś nam zdradzić?
Jeśli nie, to uszanuję odmowę.
Nie bylo mnie rzy tym,ale wiem,ze kiedy Mirek stal za mikrofonem w Buffo i spiewal "mialem sen",Henkowi po policzkach plynely lzy.Rafal pytal go o cos,ale Heniu nie umial nic powiedziec.Rzeczywiscie,ta piosenka powinna byc grana codziennie w kazdym radiu.Jej przeslanie,wyspiewane w tak prostych codziennych slowach,jezykiem niemal potocznym a nie poetyckim jest tak porazajace,ze potrafi odmienic zycie.Zawsze po jej wysluchaniu ma sie chec naprawic wyrzadzone innym krzywdy,zatrzymac przy brudnym zebraku i pogadac z nim,powiedziec komus slowo "przepraszam".Nie wiem kiedy powstal ten tekst,ale wyobrazam sobie jak szybko Mirek musial napisac te piosenke.Prosze Was...wysluchajcie dzis tej piosenki tak glosno jak tylko mozna i rozplaczcie sie szczerze.Te lzy beda oczyszczajace,zobaczycie ile nowej sily w Was wstapi.Pokacie mi podobna piosenke w historii polskiej fonografii w ogole!Nie znajdziecie.
Podczas nagrywania tej plyty wszystkim udzielala sie piekna atmosfera.Nie jest to nigdzie odnotowane,ale w pierwszym utworze na plycie "Zycie to milosc" na bebnach gra niejaki Michal Dabrowka.Absolutny geniusz perkusji,bodaj najlepszy bebniasz w kraju.Malina,czlowiek o wielkich umiejetnosciach sam poprosil Michala o zagranie tego utworu,bo groove,ktory narzucil Mirek byl bardzo trudny.Oczywiscie Malina radzil sobie,ale sam twierdzil,ze groove sie nie "buja" tak,jakby chcial i sam zaproponowal,ze ze swoich pieniedzy zaplaci Dabrowie za zagranie tego numeru.Czyz to nie fajne?Tak dzialali Mirek i Heniek na ludzi.Zarazali swoim szczerym zaangazowaniem w tworzona przez siebie muzyke.Universe jest czyms wiecej niz tylko zespolem na polskiej scenie.Jest filarem tej sceny a jego dorobeknawet w sferze pozamuzycznej niezwykly.Ten zespol nigdy nie powinien zostac zapomniany,cokolwiek postanowia dzis muzycy.
"...a moze ja zly probuje swych sil z ja dobrym..."
"...a moze to falsz,ze kazdy przeczyta - koniec..."
"...a moze to pic,ze mozna tam tez zyc..."

rozdracie,pytanie,walka,cierpienie duszy,niemoznosc,proba sil ....

Wlaciwie jedyne co pamietam to to,ze pierwszy raz uslyszalem ten utwor przy gitarze w zlych okolicznosciach.W pewnym stanie ducha,w ktorym byl, ktory pchal go wprost pod pedzacy pociag.Bo ta piosenka jest bardzo stara.Mysle,ze okres,w ktorym powstalo nagranie byl dla Mirka najlepszym okresem w zyciu.Okresem wolnosci i szczescia.Demony i lek byly w nim jednak zawsze.Panicznie bal sie pewnych rzeczy a nie potrafil przestac o nich myslec i zyc bez strachu,ze kiedys powroca...Nie chce tego rozdrapywac.Nagranie bylo trudne.Swoja partie gitary akustycznej,Mirek nagrywal ponad 9 godzin.hoc nigdy nie stracil emocjonalnego stosunku do tej kompozycji,nie chcial jej grac.Ale jest w niej tej nuta optymizmu.Zwlaszcza w sferze aranzacji - slychac wplyw Vangelisa,ktorego kochal sluchac w smochodzie.Koil jego nerwy podczas jazdy przez miasto
Sa piosenki niezauwazone.A kolesie chcieli na nie zwrocic nasza uwage."Latawce marzen".Stad przeciez tytul plyty.Jedyny prawdziwie duetowy utwor.Budowa niebanalna,posiadajaca jakby dwa refreny.Tekst swiadomie zahaczajacy o banal,ale o to wlasnie chodzilo! Bo slowa "dobro","milosc","sila","wiara" tak bardzo sie zdewaluowaly,ze ubieranie ich w pseudopoezje jest jak barokowe pustoslownie.Tylko banal zaczyna miec prawdziwa sile i prawdziwe znaczenie.Nawet bedac doroslym i dojrzalym czlowiekiem,tylko majac marzenia,chocby najbardziej naiwne mozna odnalezc w trudnym zyciu wlasciwe proporcje miedzy doczesnoscia a duchowoscia.Pokonac smutek i zaczac cieszyc sie z malych rzeczy.
I ja bagatelizowalem ten utwor.A jest w nim wielka madrosc.
Zauwazmy,ze zwykle w tworczosci Mirka przewija sie motyw rzeczy "malych".Male szczescia,male lzy,male radosci,male smutki... To male rzeczy sa nasze.Taki byl Mirek a taki wciaz jest Heniek.Poszukujacy w sobie niby drobnostek,czegos,co dla innych jest wrecz smieszne.Rysiek Riedel czul to samo.Zadawal naiwne pytania.Odkryl,ze w zyciu piekne sa tylko chwile.Chwila,ktora jest mala w stosunku do calego zycia.W poczuciu,ze przerasta nas swiat i oczekiwania,ze powinnismy dazyc do wielkosci a nasze czyny powinny byc widoczne i wymierne.Pod presja dazenia do sukcesu,stabiliziacji finansowej,bycia pieknym i atrakcyjnym.A "To byl maj","Nie,nie","Badz moja iskra" i w wielu innych piesniach czy jest tam choc jedno slowo o wielkosci?Moja milosc,przecietnego kolesia do przecietnej laski,moje przecietne zycie...Na szczescie nikt nie chce mi zabierac nic,bo to co mam jest zwykle,przecietne a ja nie chce blyszczec. Bo co komus po moich malych rzeczach.Chyba to Bregula i Czich starali sie cale zycie uswiadomic ludziom.Chyba dopiero teraz to rozumiem...
Mirek uwielbial paczki.A przynajmniej zawsze je kupowal do studia.Nigdy nie chodzilismy do knajp na obiad,szkoda bylo nam czasu.Kupowalismy zwykle bulki i kielbase wiejska jako obiad.Bo kanapki zjadalismy w pierwszej godzinie pracy Mirek byl jedynym klientem studia,ktory sam robil kawe dla siebie i dla mnie,w chwilach kiedy nie robilem jej ja.Kielbasa wiejska w sklepie niedaleko byla odkryciem Bysza z Dzemu podczas nagrywania "Bahama Yellow".Ale kawe pil parzona,nie zadna rozpuszczalna.Zadawal pytanie: muł czy rozpuszczalnik?" Czyli kawa z mułem na dnie czy rozpuszczalna hehehe.Mysle,ze wiele pieknych cech skromnosci i dostrzegania rzeczy malych zaszczepil w nim dziadek.dziadek - prawdziwy slaski chop,silny i wrazliwy zarazem.Z zasadami.Przypomina mi sie proba przed nagraniem plyty "ciagle szukam drogi",na ktora Mirek nie przyszedl.To byla jedyna proba przed tym nagraniem sadze,ze wiadomo dlaczego go nie bylo na niej.Niezyjacy juz dzis Jurek Kawalec,ktory byl fantastycznym basista mowil: nie wiedzialem,ze ma taki problem,zachowywal sie bardzo zawodowo.Pytalem potem Mirka - stary,co to znaczy zachowywac sie zawodowo?A jego odpowiedz mnie zbila z tropu."Nie ma czegos takiego jak zawodowe zachowanie.Po prostu jestes soba,prosisz ludzi by zagrali z Toba i zapewniasz im umowe i pieniadze za prace.jesli jestes zawodowcem to nie musisz dorabiac zblazowanej miny i wytwarzac wokol siebie atmosfery.Jestes jaki jestes i masz swoj dorobek,ale jesli dazysz tylko do sukcesu to nie masz szans zeby nie stracic samego siebie".Zrozumialem to wiele lat pozniej,kiedy zaczalem poznawac znanych artystow. Nie uwierzycie ile znanych calej Polsce nazwisk wciaz mowi tylko o sobie i ma przeswiadczenie o swojej nieomylnosci.Bardzo czesto czulem przy nich kto jest kim i gdzie jest moje miejsce.I bylo to przykre,bo w studiu czym roznimy sie od siebie?Wiem wszystko o kims kiedy widze jak pracuje i ile trzeba wlozyc wysilku zeby wyprostowac mizerne nagranie vocalu.Do konca moich dni bede stawial Mirka jako przyklad prawdziwego artysty i zawodowca.Bo nie mam juz w sobie nastoletniego poczucia ekscytacji mozliwoscia przebywania w otoczeniu gwiady.Dowartosciowuje jedynie kreowanie z kims wielkim naprawde.A nie tylko popularnym.Jestescie fanami wielkiego Artysty.
Ok,ja tez drugi dzien nie robie NIC.Gdybym tak siedzial przed netem podczas pracy z Universe to zebralym ciegi hahahahaha "Zas ci sie robic nie chce",'no ja no" .Trzeba zyc dalej ..... choc troche sie nie chce.
Blues byl zawsze obecny na plytach.Choc Mirek nie mial swoich ulubionych wykonawcow bluesowych.Wiadomo - Eric Clapton (Mirek uwielbial jego plyte "Pilgrim"),BB King,ale to artysci,ktorych nie sposob nie lubic.Jednak zawsze na plycie byl jakis blues."Kolorowa gazeta","Blues na wpol do piatej rano" no i ...."Musze ja zabic".Jak ten skurczybyk dojrzale napisal tego bluesa i jak dojrzale zaspiewal.Jak fanastycznie wyczekal moment po frazie "..niech pieklo ja zje..." by po chwili,czego sie nikt nie spodziewa dodac..."a potem mnie".Jakie solo Kozakiewicza!Gdyby Joe Satriani kiedys zlamal reke to Kozak moglby zagrac za niego i okazalby sie .... lepszy
Dziekuje wszystkim.Kochani,ja nie mam monopolu na wspomnienia o Mirku i Universie.Wielu z Was znalo tego czlowieka i zna Henka lub pozostalych chlopakow.Dzielcie sie tym,prosze.Mysle,ze moge powiedziec,ze Bog ofiarowal mi mozliwosc poznania tych przemilych facetow i pozwolil mi rozwinac sie na tyle,zeby moc z nimi pracowac.Bo dzieki Nim,a Mirkowi zwlaszcza jestem taki jaki jestem dzis.Oczywiscie nie moge nie docenic mojego ojca,jednak potrzebe podkreslania,ze jestem tylko zwyklym czlowiekiem i odkrycie tej "malej" natury w sobie jest jego wlasnie zasluga.Zawsze i wciaz konfrontowalem swoje znajomosci z innymi ludzmi przez pryzmat nromalnosci Mirka Breguly i dzieki temu nie przerosla mnie chec do spijaia smietany swoich niewielkich sukcesow.Wyznam cos bardzo szczerze i przepraszam Mirka jesli by go to urazilo.Zawsze zazdroscil mi mojego ojca (zazdroscil w dobrym znaczeniu) i chcial byc dla kogos kims tak cennym jak moj tata dla mnie.Ale nie dazyl do zdobywania autorytetu.Jednak stal sie nim,bo postepowal w zgodzie ze soba samym.Pomijam upadki,ktory byly ponad jego sily.Ktoz nie podnosi reki na swoje wlasne idealy.Mirek nie byl nieskazitelny,ale ktoz z nas jest?Rzeczy spektakularne,jak alkoholizm czy rozwod,zwlaszcza w zyciu kogos znanego zawsze beda stawiane przez innych jako bardziej "czadowe".A to,ze czyni sie dobro "po cichu",bez kamer i fleszy ginie w tlumie plotkarskiej natury.Jednak tych pieknych i dobrych stron Mirka jest przytlaczajaca wiekszosc.Dlatego poprosilem niedawno zebysmy skonczyli z dociekaniem do zrodel decyzji o smierci. ksiaka o Mirku? Ja nie jestem upowazniony do tego.Byc moze nie bylem tylko epizodem w jego zyciu,bo dowodow tego dawal mi bardzo duzo.Nie mam zamiaru jednak scigac sie z innymi czy znalem go lepiej niz inni. Heniek jest osoba,ktora moze powiedziec najwiecej.Ciezar jego milczenia jest bardzo wymowny.Heniek go naprawde kochal.
Ok,moze powinienem skonczyc z tym wlasnymi przemysleniami.... Jak przypomni mi sie cos zabawnego to wtedy napisze... A przypomnialo mi sie.Jak wiemy,Mirek mial niejaki problem z komputerami.Kiedys poprosilem go o maila wpewnej sprawie.Przez telefon powiedzial mi,ze pojdzie do i-cafe i wysle.Czekam i czekam.Czekam i czekam.W koncu po kilku dniach dzwoni,ze jest kafejce,ale stary - jest problem.Jakims cudem zablokowalem cala kafeje hahaha.Po kilku dniach mial jednak dotarl.Tyle,ze 14 razy ten sam
Podczas miksowania solowej plyty nudzilo mu sie i wymyslil sobie,ze bedzie w duzym studiu,ktore bylo puste gral sobie w pilke zwinietym papierkiem po sniadaniu.Ja widzialem go zza szyby i mialem ubaw,bo w maly papierek trudno trafic.Co chwile kopnal w statyw od mikrofonu,albo filar.Celowal "pilka" w szczeliny miedzy zaluzjami,ale wybral konkretna szczeline,nie tam byle ktora.Pech chcial,ze okno bylo uchylone a na parapecie stala popielniczka.No raz strzelil gola! Zaimprowizowana pilka trafila w konkretna szczeline i udrzyla w popielniczke............ ktora wypadla przez otwarte okno i spadla na ...... auto policyjne.Ale nie bylo w nim nikogo i sprawa sie upiekla :):)
W studiu w Wisle jest zwyczaj zdejmowania butow.W korytarzyku bylo zawsze pelno kapci,ale dziwnym zbiegiem okolicznosci tylko jedne z zaslonietymi palcami.Kiedys wjezdzamy tam i wszystko wygldalo normalnie,tylko w polowie drogi Mirek zrobil sie dziwnie niespokojny.To bylo kiedy nagrywalismy jakas werjse "Mr Lennona",te z ladnym fortepianem i cos jeszcze.No wiec kiedy dojechalismy na gore,Mirek pierwszy wyskoczyl z auta i popedzil do studia.Pomyslalem,ze moze za potrzeba czy cos hehehe.Ale sprawa sie wydala kiedy okazalo sie,ze nie ma kapci z zakrytymi palcami.Mirek mial dziure w skarpetce i chcial za wszelka cene zdobyc te kapcie pierwszy,zeby sie nie wydalo.Hahahahaha
Oczywiscie nie musze dodawac,ze dokuczalismy mu przez te skarpetke caly dzien.Ciekawe czy Heniu to pamieta,ale ja pamietam,ze ubaw byl totalny.Zwlaszcza kiedy stal za mikrofonem i pelnym emocji glosem spiewal Lennona a ze skarpetki wystawal mu duzy palec.To taka ludzka zwyczajna strona tej pracy.Kulisy,ktorych sie nie zdradza....Tyko ja,ten dran moglem mu to przypomniec.
W naszym studiu dosc dlugo stal fortepian firmy Bechstein.Umowilismy ie z Adamem Szewczykiem na okreslona godzine,ale gdzies wyszlismy.Kiedy wrocilismy,otworzyl nam wlasciciel studia ale w studiu bylo ciemno.Pytamy o Adasia,a Zbyszek mowi,ze przyszedl.No ale nie ma go! Siedzimy,czekamy,moze wyszedl do sklepu albo cos... Nagle spod fortepianu dochodza dziwne zwierzece dzwieki.Szewczol wylega spod niego i rzuca sie na Mirka z krzykiem.Ja cie krece! Potem pada na ziemie jak martwy,otwiera oczy i mowi grzecznie "czesc,co tu robicie?".
Tego ne wiecie.W utworze "Ciagle szuakm drogi" Mirek zagral na ..... Hammondzie! A na "bahama Yellow" w piosence "Izabela" na.... tarce Takiej zwyklej tarce do prania.Znalezienie takiej tarki okazalo sie powaznym problemem i w sumie nie wiem skad ja mielismy.Pierwotnie byl tez pomysl,ze Mirek zaklaskal na... wlasnym golym brzuchu.Widzielismy to na video jak Paul McCartney poklepuje rytmicznie swoj brzuch i "dopala" rytm.U nas zabrzmialo to jak stepowanie,ale po kilku podejsciach mial juz tak zaczerwieniona skore,ze powiedzial (dosc doslownie hihi),ze rezygnuje.Czujecie?Bregula gral na brzuchu
Zeby byc sprawiedliwy musze dodac,ze ilosc podejsc do tego nagrania nie wynikala z faktu,ze "gral" nierowno lub gubil rytm.Absolutnie nie.Po prostu po kilku taktach wybuchal smiechem i nie mogl dokonczyc.A smiech mial tak glosny,ze przesterowywal wskazniki
Kiedy dzwonil,rzadko zaczynal od "czesc"..... zaczynal od:"a to slyszales?" I zapodawal kawal na dzien doby
Opowiem jeszcze jedna historie.Bylo to bardzo bardzo dawno temu,jeszcze przed premiera "Tacy bylismy" w Opolu,czyli chyba 1984 lub 85.Mirek mieszkal wtedy w Rudzie Sl w kamienicy na pierwszym pietrze.Jego ajncla byla ladnie polozona,sciany tworzyly wielobok a nie kwadrat.Przez caly rok stala w niej ... choinka Bylo to zabawne,bo wiodac zycie,wtedy jeszcze kawalera a takze czlowieka,ktory ciagle byl w podrozy,zupelnie nie dbal o takie dorbiazgi jak sprzatanie.Obok lozka zawsze walaly sie szklanki po herbacie,skarpetki,jakies zuzyte struny, kartki z zapisanymi pomyslami,doslownie wszystko co sobie wymyslicie tam bylo.Nekalem go wtedy swoja osoba strasznie,bo uczylem sie gry na gitarze a bylem wielkim fanem Universe juz wtedy.Mialem chyba 12 czy 13 lat.On,co bylo urocze z jego strony chetnie poswiecal mi czas i pieczolowicie pokazywal mi knify i patenty gitarowe, o ktorych nie mialem pojecia.Uczyl mnie glownie piosenek swoich,bo o to prosilem oraz zalewal mnie doslownie piosenkami Beatlesow.W liceum mialem przez to mozliwosc imponowania dziewczynom hihi.No wiec przyszedlem kiedys rano latem,choinka byla zapalona (:D) a Mirek otworzyl mi jeszcze spiac.Kibelek mial boski,bo podmurowany i wygladal jak tron.Umyl zeby i zrobil nam herbate.Gadalismy,ale on wciaz byl nieubrany.Musial jednak wyjsc i goraczkowo szukal jakiejs odjazdowej koszulki.Ale znalazl tylko kilka t-shirtow,zmienial je wiec bedac wciaz niezadowolonym.W koncu powiedzial,ze musi leciec.Wzial wiec nozyczki i brutalnie odcial zszycie przy kolniezyku i rekawki.Ubral na siebie te poszarpana rzecz i powiedzial to samo co zawsze mowil kiedy byl zadowolony: no tera to ja!
Nie wiem czy wtedy to skomponowal,ale pewnego letniego wieczoru wyjal zza firanki choinke,zdmuchnal kurz i zapalil lampki.Wzial od Henia Rolanda i mial jakis magnetofon.Gral,spiewal,nagrywal na kaseciaka,chyba Kasprzaka,hit hi-fi tamtych lat.Wtedy pierwszy raz uslyszalem "Ciagle szukam drogi".Nie bylo jeszcze tekstu wiec spiewal,jak to sie mowi "po szwedzku",ale brzmienie tego pseudojezyka bylo niezwykle muzyczne.Powstala wtedy kaseta demo,do pozniejszego dopracowania,ktora sprezentowal mi.Ten utwor i kilka innych,ktorych nigdy nie dokonczono,w tej ubogiej formie syntezatora i vocalu mial potezna sile wyrazu.Demo "Ciagle szukam..." powstalo wieczorem przy otwartym oknie,we wstepie slychac bylo lekko dochodzace dzwieki ulicy co piorunujaco podkreslalo niesamowity nastroj piosenki.Nagral tez kilka pieknych rzeczy wtedy przy samej gitarze.Na przyklad "Za krew wez krew".Forma wrecz ascetyczna a to co na plycie brzmi poteznymi akordami przesterowanej gitary wtedy bylo fraza zagrana na trzech wiolinowych strunach akustyka.Brzmialo rewelacyjnie.Ale.... nagral tez dwie piosenki dla dzieci.Pamietam do dzis i potrafilbym je zagrac,mimo ze sadze,ze sam Mirek o nich dawno zapomnial.Jedna byla o smoku,druga o dzieciecych sklonnosciach do ochoty na cos czego nie mozna w danej chwili miec,na przyklad lodow zima.Napisal chyba caly jakis spektakl dla dzieci,chyba dla teatru,ale nie jestem pewien.Kaste owa mietolilem przez wiele lat.Poziom szumu na niej zaczal przerastac poziom samego nagrania.Ale to byla moja ulubiona kaseta.Nie daruje sobie,bo zgubilem ja....
Pierwszy raz sotkalismy sie na mojej klatce schodowej.Kotry to byl rok? 1984? Moze 1985? A Henia na koncercie w Nowym Bytomiu.Byc moze w tym samym roku.On tego nie moze pamietac,ale ja zapamietalem na cale zycie.Ludozerka czekala w holu na koncert a bylo jakies opoznienie.I Heniek nie wyslal zadnego anonimowego pracownika domu kultury tylko sam wyszedl najnormalniej w swiecie i powiedzial do ludzi cos jak: sluchajcie,poczekajcie jeszcze moment.Kiedy otworzyl drzwi sali zeby to powiedziec ja bylem pierwszy i stal doslownie przede mna.Bylo to ekscytujace,bo Universe byl na szczycie.A ja stalem obok supergwiazdy!Koncert byl fenomenalny.
Ha! A ja mam ,,Smoka"w straszliwym stanie ale mam,z koncertu,który organizowałam w 1988roku w Toszeckim Domu Kultury,gdzie pracowałam.Nagrywaliśmy za zgodą chłopaków na jakimś słabiutkim sprzęcie,ale zachowało się.Gdybyś chciał pożyczyć czy coś,daj znać.
Nie zartuj!!! Moje nagranie "smoka" urywalo sie w polowie drugiej zwrotki slowami: "a dalej to juz nie pamietam,zapomniolzech hehehe"
Pamiętam jak robiłam im wtedy wystrój sali-iście komunistyczny,czyli weź coś czego nie masz i zrób z tego coś.No to powtykałam gdzie się dało jakieś proste (innych nie było)świece i nastrój był jak trza.Heńkowi postawiłam nawet na organach-że mnie wtedy nie zabił-nie wiem...Mam zdjęcia z tego koncertu i jeszcze innego u nas.Potem miał być trzeci,kameralny,poetycki,coś nie wyszło...
wytezcie zwrok,popatrzcie w bok
oto jest smok od was o krok
smok to jest bardzo grozny stwor,na wskros pozera tysiac kur
wypija mleka jezior szesc
i jeszcze chce sie tak jemu jesc

plim plim na gitarce po czym

wytezcie wzrok popatrzcie w bok
oto jest smok od was o krok
smok swoj potezny ogon ma
ogonem wszystkich rozwali raz dwa!
a dalij juz niy wiym
zapomniolzech hehehehe
Nie żartuję bynajmniej,jakże bym śmiała... Serio mam.
Mirek napisał ten kawałek dla Teatru ,,Banialuka" w Bielsku-jak dobrze pamiętam
kazdy przedszkolak dobrze wie
nie zawsze ma sie to co sie chce
najczesciej mamy na to smak
czego chwilowo pod reka brak

chcemy jesc lody gdy sypie
zima odwiedzac sloneczny brzeg
tam tara tam tam tim tam
tit ti ra rampam rim pam pam

panie kolego,panie kolego
chyba brakuje wsrod nas jednego
chocbym sie z wami pol dnia naradzal
prosty rachunek wciaz sie nie zgadza
czy licze tak czy licze wspak
jednej postaci w tej bajce brak

triam na gitarce
No to ciesze sie i zazdroszcze.Moze udaloby sie to jakos zarchiwizowac i poprawic jakosc?Mam studiu kilka klockow,ktore byc moze moga to uratowac.
Tam jast:,,na czczo pożera tysiąc kur".Dobra zmykam zaraz,trzeba trochę popracować.Proza dni szarych...
"na czczo" OCZYWISCIE ZE TAK!
I ja od kilku dni wstaje o 5 rano zeby miec wiecej czasu,bo miskuje pewna plyte.Termin zlozenia jej do tloczenia jest na sobote.Wydawalo mi sie wiec,ze mam kupe czasu,zdaze jak nic.Ale nie umiem jakos sie stad wylogowac i isc pracowac...
Nie moge udawac i napisac po prostu kolejnej opowiastki..... Pewne rzeczy po prostu musza pozostac miedzy Nami.Pewne rzeczy musza pozostac miedzy chlopakami a Mirkiem.Pewne rzeczy musimy pozwolic mu zabrac ze soba.Wiedzac tak niewiele,a sila rzeczy nie mozecie wiedziec,bo niby skad,prosze Was serdecznie - nie zadawajcie juz pytan o to czy ktos cos zauwazyl czy nie.Czy i co wiedzielismy,czy ktos z nim byl czy nie,czy cos ukrywal czy mowil.Nie wracajmy juz do tamtej dyskusji.Ona rani kilka osob.
Kiedys jechalismy do studia,jak zwykle wczesna pora i zlapalismy gume.Czyli mielimy pana,tak to sie mowi u nas...No to zabralismy sie za kolo,auto bylo Mirka wiec on sie zabral.Kolpak,lewarek,sruby,zmiana kola.Bylo jakos po deszczu i oboje,a zwlaszcza on,ubrudzilismy sie.Kto by tam mial jakas chusteczke albo choc kawalek szmaty,gdzie tam.Kiedy podjechalismy pod studio spotkalismy znajomego muzyka.Mirek chcial sie przywitac,ale pamietajac,ze ma brudna i mokra reke,zaslonil ja rekawem i wysunal w przod.Ale pomylil sie,bo rekaw zaslonil lewa a podal ....prawa hahaha
A kiedys mial buty z podeszwa traktor.Spiewal a kabel od sluchawek zaplatal mu sie w traktor buta.Nagle szarpnal glowe do gory,kabel naprezyl sie i sluchawki zerwaly sie z glowy.Rozpaczliwie ratowal je przed upadkiem na podloge i wykonal jakies takie reczne akrobacje,ze nie wiadomo dlaczego walnac sie wlasna reka w .... bardzo czule dla mezczyzny miejsce.Ja lezalem ze smiechu pod konsoleta a on prawie plakal.Nie wiem czy z bolu czy ze smiechu
Kiedys kupil sobie multiefekt do gitary.Mil w sobie mnostwo poglosow,chorus,delay,rozne efekty.Urzadzenie mialo znormalizowana obudowe do tzw racka.czyli dlugosc 19 cali i wysokosc 1U.Po bokach mialo,jak wszystkie takie urzadzenia dwa niby "uszy",w ktorych byly otwory do przykrecenia go takiej szafki z podobnymi urzadzeniami,tak aby wszystkie byly w jednej skrzyni czy szafce w studio.Wygladalo zawodowo,ale ...oczywiscie nie miescilo sie w jego skrzynce.Wzial wiec pilke do metalu i odcial mu "uszy". No,tera to ja
A tego to nawet Heniek nie wie.Mirek mial kilka gitar a swego czasu na koncerty zabieral inna a innej uzywal w studiu.Ktos mu powiedzial,ze wkladajac do futeralu polowke surowego kartofla,jego gitara nie bedzie narazona na zmiany wilgotnosci.Czyli ani sie nie rozeschnie ani nie napecznieje.I kiedys wyciaga gitare i .... nie pachnialo ...
Mial niesamowity sluch.moze potwierdzic wiele osob.Raz podczas nagrywania vocalu zaburczalo mu w brzuchu.Nie slyszelismy tego dosc dlugo.Utwor zostal zmiksowany po wielu godzinach pracy.Chcialem juz isc do domu,bo bylem zmeczony,ale on poprosil czy moze jeszcze tego posluchac na sluchawakach,bo cos nie daje mu spokoju.Bylem zmierzly i namawialem go zebysmy juz poszli.Na sluchawkach wyslyszal to burczenie i nie dosc,ze musielismy poprawic miks to jeszcze poprawic ten fragment vocalu.Ale to byl fajny gosc i nie meczyl mnie juz tym tego dnia.
Dzien dobry
Bardzo podoba mi sie ostatni post - sluchajcie na dobrym sprzecie:) Rzecz jasna,Mirek i Heniek to tworcy piosenek a nosnikiem piosenki jest ..muzyka.Muzyke tworza dzwieki - odkrylem Ameryke jako inzynier dzwieku Mirek zawsze smial sie ze mnie,ze jestem skrzywiony zawodowo i nie potraie posluchac niczego w radiu czy z plyty nie zauwazajac na przyklad brzmienia werbla lub kompresji vocalu,albo jakiegos ciekawego rozwiazania harmoniczno-brzmieniowego.Sam jednak puszczajac mi niesamowita plyte,ktora przywiozl z Kanady mowil: o kurde,patrz jaki niesamowity poglos na solowce! Albo: slyszales to?Patrz jeszcze raz na ten bas tutaj,jak filtruja pasmo! Tak,kochani.Piekne bylo to,ze byl profesjonalista i znal sie na rzeczy,ale jednak nie stal sie technokrata muzycznym.Kiedy za bardzo skupialem sie na jakims elemencie technicznym miksu,dawal mi wiele swobody tworczej do kreowania brzmienia,ale MUSZE oddac mu hold,bo nauczyl mnie rowniez nie pomijac rzeczy najistotniejszej - pamietac o tym,ze nalezy zwracac uwage o czym jest piosenka.I cokolwiek podsuwa mi wyobraznia tworcza,starac sie zawsze miksowac tak,zeby kierowac uwage sluchacza na sedno mysli artysty.To pomaga mi w pracy do dzis.A dowodem tego jest fakt,ze niektorzy sluchaja po prostu piosenek Mirka a nie brzmienia werbla czy basu.Oczywiscie magnetyzm i sila glosu tego wokalisty byly tak wielkie,ze wlasciwie jakkolwiek ja lub inny realizator bysmy to zmiksowali,nie mielibysmy szans nic zepsuc (choc mnie sie to udalo nieraz hahahaha).Wiem jednak napewno,ze gdybym dorastal w otoczeniu innego zespolu nie bylbym dzis tym kim jestem.Zarowno jako realizator nagran,jak rowiez jako zwykly koles.
Sluchajcie wiec nagran Universe rowniez od katem tego jak sa w nich dzwieki i jak umieszczone sa w planie muzycznym.Zauwazycie wtedy wiele nowych rzeczy.Na przyklad to jak wiele emocji jest w solowkach gitarowych,jak niebywale zmienia nagle klimat pojawienie sie Henka w chorku lub lead vocalu,jak spontaniczny w swej grze jest Wojtek dodajac niektorym piosenkom takiego zdrowego szalenstwa i odjazdu.Jak spiewnie i nostalgicznie Damian gra na slide guitar.Jak wiele talentu mial Mirek wykorzystujac na przyklad wielokrotne nagranie tej samej partii akustyka zeby podkreslic dramatyzm niektorych akordow lub sytuacji muzycznych.Muzyka Universe plynela z nich i nie oparla sie modzie i nowej konwencji.To jedna z przyczyn,przez ktora dziennkiarze bojkotowali zespol.U nas szuka sie odpowiednikow Zachodu.Tylko mocno usadowieni w "ukladzie" (hihihi) artysci cos jeszcze znacza i zachowuja w miare swoj styl.Ale czy trwanie w "ukladzie" medialno-wydawniczo-biznesowym samo w sobie nie stoi w sprzecznosci z ideą i istota prawdziwej tworczosci?Ja wiem,ze brzmi to jak idealizm.Sztuka musi miec wymiar rowniez komercyjny,zwlaszcza w wymiarze zespolu pop.Ale slowo daje - to co sie dzieje w polskim "show businessie" dalekie jest od sformulowania "zdrowa komercja".A nawet "komercja".Juz chyba mowilem,ze inne slowo na "k" okresla go lepiej.I bynajmniej nie brzmi ono "koniunkturalizm" ....
drogi vai mam pytanie. w zwiaku z tym ze znales zespol i mirka bardzo dlugo zastanawiam sie czy pamietasz jak zagrali kiedys w kosciele w nowym bytomiu?? nie wiem czy to byla proba czy jakis koncert.wiem natomiast ze to bylo moje pierwsze spotkanie z uniwersem i pamietam ze bylam mala dziewczynka i ze bisowali chyba ze trzy razy w taka cisze...
caly czas o tym pamietam a TY??
Jasne,ze pamietam! Pochodze z Nowego Bytomia to jak mam nie pamietac.To byl schylek lat 80.Zima.Kosciol byl pelny po brzegi.Grali w duecie i instalowali wzmacniacze kiedy kosciol byl juz pelny.Mirek mial ten swoj slynny hippisowski swetr haha.Pamietasz? Ludzie nie wiedzieli czy klaskac po utworach.Mirek wiec poprosil o ewentualne oklaski po wykonaniu wszystkich koled.Kiedy skonczyli zapadla cisza.Dopiero po chwili burza oklaskow doslownie zagluszyla wszystko.Czekalem potem dlugo na mrozie,zeby przywitac sie,powiedziec cos,spotkac sie z moim idolem.I kiedy wyszedl z fary,wokol nie bylo juz nikogo (nia pmietam czy Heniu tez byl) zatrzymali sie przy mnie z Lidka i pogadalismy po czym zwyczajnie z gitara w futerale poszli pieszo przez miasto.Patrzylem za nim az zniknie w przejsciu wiezowca.Mirek - moj idol.
Witam was serdecznie, Mam pytanie do kogokolwiek z Was (Vai pewnie odpowie mi pewnie najprędzej). Na jakim modelu gitary grał ostatnimi czasy Mirek?
Ten instrument to Silent Guitar firmy Yamaha.Mirek uzywal modelu SLG100S (o ile czegos nie pomylilem). Koncertujac przez lata z gitara akustyczna,Mirek setki i tysiace razy napotykal na powazne problemy zwiazne z instrumentem,na ktorym gral.Akustyk,przy nieumiejetnym uzywaniu systeow naglosnieniowych lub odsluchowych,czasem po prostu z niesprzyjajacych warunkow akustcznych sali koncertowej i w zasadzie z tysiaca inncyh powodow,lubi wpadac w rezonas w niskim pasmie lub w sprzezenie zwrotne.Daje to nieprzyjemne i trudne do wyeliminowania efekty dudnienia i piszczenia emitowanego z systemu naglosnieniowego.Wymyslono zatem przetworniki do tych gitar,tak aby "napedzic" sygnal strumieniem liniowym a nie mikrofonem (to wlasnie interakcja instrumentu z mikrofonem dawala sprzezenia).Nadal jednak nie wyeliminowano rezonansu i efektow ubocznych typu slyszalne tarcie o pudlo podczas grania (np kiedy muzyk gra w kurtce hehe),albo przenoszone przez pudlo dzwieki tupania itd itp.Silent Guitar zachowuje wszystkie pozytywne cechy gitary akustycznej,zwlaszcza brzmieniowe,calkowicie eliminuje wspomniane problemy plus daje mozliwosc wykorzystania sygnalu i odksztalcenia go w kierunku brzmienia bardziej elektrycznego,w zaleznosci od estetyki muzycznej i potrzeb.Mirek mial model,ktor wyposazony byl w posty,ale bardzo ladny procesor efektow. Any questions?:)
Heniek od lat gra na kultowym instrumencie firmy Roland.przez dluuuuugi czas mial uszkodzone wyjscie i wysylal sygnal mono Heniu - naprawiles to juz? brzmienie JX 8-P jest nie do podrobienia przez zadne wirtualne instrumenty VST.Kocham ten parapet!
Na swojej solowej plycie Mirek zagral na staaaarej gitarze Gibsona model Jumbo.Ta nieslychanie dobrze brzmiaca haszpla urodzila sie z rak prawdziwego lutnika chyba w 1965 roku.Jest wielka i ma PRZEPIEKNE bogate brzmienie.Pozyczyl ja Janusz Hryniewicz.Na takiej samej gitarze gra Tom Petty,ktorego Mirek uwielbial.Wiek sprawil,ze mielismy sporo problemow z jej ciaglym rozstrajaniem sie,wiele slownych kamieni (takich naprawde twardych i ciezkich) posypalo sie z ust Mirka kiedy mu ciagle przerywalem,slyszac,ze sie odstraja.W zasadzie trzeba mocno chciec zeby zabrzmiala brzydko.Podstawienie kazdego mikrofonu w kazdej konfiguracji zawsze dawalo piene soczyste brzmienie.Pamietam jak sie wygluialismy i wzorem Erica Claptona czy Keitha Richardsa wkladalismy w szyjke Gibsona zapalonego papierosa.Nagrywalismy tak dlugo az sie wypalil.Jak myslicie kto potem sprzatal popiol z podlogi.....?
Kiedy gralismy razem z Damianem w zespole,on pierwszy nabyl zawodowa haszple.Zrobil ja jakis lutnik na wzor "wyscigowego" modelu Ibaneza.Gitara nie miala logo a kazdy wtedy chcial sie pochwalic Ibanezem lub Fenderem.Damian wiec zrobil logo na szyjce z ................................................................................
................................. pasty do zebow hahahhha! Zalakierowal to bezbarwnym i Ibanez jak sie patrzy! To byly czasy
Stare ,dobre czasy, improwizacja była w cenie, bez niej ani rusz.Jakich Mirek miał idoli gitarowych?And You?
Mirek chyba nie mial idoli stricte gitarowych.Byl fanem kompozytorow piosenek,Ale bardzo kochal ten spiewnie placzacy ton George'a Harrisona.Podobalo mu sie jego melodyczne myslenie w improwizacji. Poza tym Clapton,ktory cale zycie gra to samo a w kazdej solowce jest mysl i odrebna opowiesc.Kazde jego musniecie w struny to jakby odezwal sie glos.Darek Kozakiewicz - mistrz nad mistrzow.Heniek by przypomnial wiecej.
To COS to wedlug mnie charakter.Artysta poslugje sie jakims srodkiem wyrazu.Knopler dopowiada to,czego nie zaspiewa.Ale tak samo jak spiew wynika z jego duchowosci,tak i gra na gitarze jest forma jego wypowiedzi. To "cos" trudno w ogole zdefiniowac i nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie.To sie chyba dostaje jako dar od Boga.Gdyby bylo inaczej to byloby wiecej Knopflerow,Claptonow.Harrisonow.Mirek tez mial dar. Kiedy spiewal ja mu wierzylem.Nie jest takich zbyt wielu.Nie chce rzucac nazwisk,ale wielu topowym wokalistom nie wierze kiedy ich slucham.Proponuje temat - komu wierzymy w wyspiewywane przez siebie teksty? Ja,poza Miroslawem Bregula wymienie jeszcze Roberta Gawlinskiego.
No cóz, znow wielki nieobecnym-
zdecydowanie Grzegorzowi Ciechowskiemu, i strasznie niedocenionemu
Bogdanowi Łyszkiewiczowi (Chłopcy z Placu Broni)-Gawliński też jest ok.
Jestesmy ludzmi o podobnej wrazliwosci. Osobiscie nie "czuje" niektorych Waszych typow,ale kazdy z nas kieruje sie przeciez jakims subiektywnym poczuciem odbioru i estetyki.Jak sie jednak spodziewalem nie bedzie tu niekonczacej sie listy nazwisk,a te,ktore sie pojawily (wiekszosc) calym swoim zyciem dawaly dowod na to,ze sa autentyczni w tym co robia.Szoda,ze najwieksi juz nie zyja... Dobrze,ze Bono wciaz zyje I Hetfield To ciekawe,nie? Morrison,Cobain,Lennon,Riedel, Hutchence - ludzie,ktorzy odcisneli takie pietno w sercach,tyle zmienili w swiecie....kto wie jaki by on byl,gdyby oni nie tworzyli muzyki.Ale kto wie jaka poprzeczke dla naszych rodzimych "gwiazd" ustawilby zespol Universe,gdyby "wielcy" tego biznesu pozwoliliby mu istniec na takim samym poziomie jak tym,ktorych promuja.Jestem pewien,ze poziom bylby inny.Badzmy zatem krytyczni wobec tego,co nam podaja na tacy i nie dajmy soba manipulowac."W moim sercu jest cos,co smieszy rozum". Serce kocha,rozum kalkuluje.
Łyszkiewicz... Chlopie,dziekuje,bo sam zapomnialem o tym niezwyklym czlowieku.
Kochani.Jurek Grunwald od wielu lat mieszkal za granica.Od jakiegos czasu,moze dwa lata,mieszka znow w Katowicach,razem z mama.W zeszlym roku nagral FENOMENALNA plyte na Zachodzie.Jej producentem i realizatorem jest niejaki Oli Poulsen.Ten zdobywca ngarod Grammy i Emmy byl producentem takich slaw jak Roxette,Michael Learns To Rock czy Jennifer Rush.Plyta Hurka nosi tytul "George&G: So Much To Say" i jest zbiorem niesamowicie dobrych popowych piosenek,oprawionych SWIATOWYM brzmieniem.Znam Jurka bardzo dobrze i wiem jak wiele trudnosci napotkal w Polsce podczas proby zainteresowania tym wydawncitwem rodzimych wydawcow.W koncu nie wiem czy lyta jest do kupienia u nas,sprzedaje sie natomiast ZNAKOMICIE w Japonii,Singapurze i podobnych egzotycznych krajach.Niebawem pewie ukaze sie rowniez w USA.Jurek bowiem nagrywal tam z takimi wyonawcami jak Steve Lukather,innymi muzykami z TOTO oraz muzykami z bandu Pata Metheny.Tylko w tym naszym "wielim" show biznesie nikt nie zauwaz ogromnej wartosci tej plyty,a od wieloma wzgledami jest to najlepsza plyta tego roku w polskiego wykonawcy.No ale coz... przyzwyczajmy sie,ze w Polsce pompuje sie kilka milionow w produckje programu "Szukamy sobowtora dla Dody".Jeszcze sie nie nauczyliscie,ze to Doda jest krolowa i jej trzeba sluchac? Ej no ludzie, o czym my tu rozmawiamy??
Tak wiec,Jurek ma sie dobrze i nadal tworzy ze swietnym skutkiem.Tylko,ze my,jego rodacy i ewentualnie fani.... nam nie wolno zdecydowac czy chcemy kupic jego plyte.Nam wolno kupic Diamentowa Dziwke....
Wywolujac Jurka Grunwalda przypomniala mi sie niesamowita historia!! Byl rok 1987 (albo99).Do Domu Pracy Tworczej "Lesniczowka" w Chorzowie (slynna lesniczowka) przyjechal ze Szwecji Hanusz Hryniewiecz (ze swoim Gibsonem Jumbo),Jerzy Piotrowski (chyba najlepszy bebniasz w Polsce wtedy a napewno najslynniejszy - SBB,YOUNG POWER,KOMBI),Jozef Skrzek (nie trzeba przyblizac tej postaci),Krzysztof Scieranski (Tym bardziej nie trzeba mowic kto to) i ... duet UNIVERSE (hmmm - czy nakreslic krotki rys co to za kapela???:)). Odbywaly sie tam proby do .... Pikniku Country w Mragowie'87. Lub 88. Mialem sereczne zaproszenie od Mirka zeby moc obserwowac te proby,tak wiec "szkola poszla w kat".Bylo to dla mnie szokujace,bo ja grajac wtedy w szkole ledwie na gitarze,spedzalem z kumplami wiele godzin zeby w ogole dograc jakis utwor do konca a na tych probach,wykonujac utwory min The Eagles pierwszy raz razem,muzycy zagrali je tak jakby grali ze soba cale zycie! Brzmienie od pierwszego wykonania bylo pelne i zawodowe.Universe wystapili w projekcie jako chorek (plus Mirek na akustyku).Jesli sie zatrzymywano,to tylko zeby przedyskutowac jakies niuanse aranzacyjno wykonawcze;to co tam uslyszalem w tych dyskusjach bylo dla mnie CZARNA MAGIA..... Bylem rozkochany w tych probach i chlonalem kazda chwile.Mialem mozliwosc dotykania tych instrumentow,ktore wczesniej ogladalem tylko w telewizji, nawet moglem "pinknac" jakis dzwiek.Mieli swojego technicznego - Stanleya_ ktory wszystko zawsze zawodowo przygotowywal przed proba: tu intrumenty Jozka,tu statyw dla Universow,tu pietnasta kawa dla Piotrowskiego a utaj mikserek do doglosnienia vocali.Cisza,skupienie, zadnych zbednych brzdekow.Chlopaki opowiadali sobie na zewnatrz tony kawalow a w przerwach .... cwiczyli material.
Kiedy dojechali do Mragowa okazalo sie,ze projekt tej supergrupy nie ma nazwy.Na probie w dniu koncertu,konferansjer panikowal,biegal od jenego muzyka do drugiego i blagal o jakas nazwe.Oni tylko siedzieli,wymyslali coraz to nowe i bardziej zakrecone nazwy zespolu i wybuchai salwami smiechu.Wszyscy byli ubrani w czarne koszulki,ot taki zbieg okolicznosci.Na widowni siedzialo pare osob sluchajac proby.W pierwszym rzedzie dwoch przylizanych kolesi,ktorzy glaskali sie po kolanach i strzelali do chlopakow oczka wpatrywalo sie w Mirka i Henia,po czym na Hrynia.... I nagle jeden rozmarzonym wzorkiem powiedzial do drugiego: patrz,ale towary..... hahahahahhha Wieczorem konferajser z zadowolona mina przedtawial wchodzacych na scene muzykow i zapowiedzial: Przed panstwem CZARNE TOWARY!" hahahahahahahahahaha Tak bylo.
Oczywiscie wystep w Mragowie 1999 to zupelnie inna historia.Moj smieszny blad wynikal tylko z blednego wklepania w klawiature.CZARNE TOWARY to byl pierwszy wystep chlopakow w tym festiwalu i jedyny chyba w takiej supergrupie.Pamietam,ze bylo to transmitowane na zywo przez radio i choc wystep byl naprawde swietny (sekcja zawodowa i reszta tez zawodowcy),lead vocal w wykonaiu mldego Hryniewicza byl zniewalajacy,doslodzony falsetowym siwetnym wspolbrzmieniem chorkow, nidgy pozniej juz do niego nie wracano w zadnych wspomnieniach z Pikniku Country.Byc moze dlatego,ze supergrupa generalnie nie byla zwiazana z muzyka country w zaden sposob ani wczesniej ani pozniej,choc przeciez Universe bardzo brzmial bardzo blisko.
Napewno wielu z Was zna utwor "Duchy" Janusza Hryniewicza. "powiedz,powiedz mi kochanie ...." Swietny utwor,a w tej samej sesji nagralismy jeszcze "Spiewam i gram" z fantastyczna harmonijka jedynego w swoim rodzaju Zygmunta Zgraji.W nagraniach wzieli udzial muzycy z wysokiej polki: Jose Torres,Andrzej Rusek,Kuba Majerczyk.Sam nie wiem dlaczego to znowu mnie przpadl zaszczyt realizacji tych nagran Ale pisze o tym dlatego,ze pewnie niewielu z Was wie,ze chorki do tych piosenek nagral .... Heniek Czich W pierwszym zamysle Janusza bylo zaposic obydwu czlonkow duetu Universe. Jak sadze, Janusz mial w pamieci tamto brzmienie jego vocalu z chlopakami z czasow wlasnie Czarnych Towarow. Naprawde The Eagles mogliby sie lekko zdziwic.Nie pamietam juz dlaczego Mirek nie wzial wtedy udzailu w tym.Heniek byl,pamietam, mocno zagoniony i studia zawsze sie spoznial hehehe. Wpadal z biegu,prosto z auta,kawe lub herbate zabieral natychmiast ze soba (ktora czekala juz na niego) stawal za mikrofonem,juz bedac spozniony w nastepne miejsce Och ten Henio, ambitne chopisko, zawsze mial tyle do zalatwienia. W kazdym razie Januszowi tak sie podobalo,ze zaprosil pare lat pozniej Henia do nagrania chorkow do calej plyty.
07.10.2006
Czwartek, zadzwonił telefon. Moja przyjaciółka, pyta czy nie pojechałabym na koncert Universe, w sumie niedaleko. Koncert będzie w niedzielę 07.10.2006 w pobliskiej Rojcy. Rzut beretem, na upartego pieszo możną zajść, tylko po skoro można autem? Pojechałabym, czemu nie? Taka okazja nie zdarza się co dzień. Nadeszła niedziela, siedemnasta. Gdy przyjechałyśmy na miejsce, nie wyglądało zbyt zachęcająco, okazało się, że koncert to główna atrakcja festynu parafialnego. Hm... Miny nam lekko zrzedły, ale poczekałyśmy na rozwój wypadków. Niedługo później udało się dostrzec Henia, a zaraz potem Mirka, krzątających się za sceną między kabelkami. Koncert się zaczął, wystąpił tylko duet i ogromnie się dziwiłyśmy dlaczego śpiewa Henio? Wkrótce Mirek wszystko wyjaśnił. Jest po operacji gardła, druga przed nim więc Henio musiał przejąć obowiązki wokalisty. Wysłuchałyśmy koncertu, wspomnienia wróciły, więc czym prędzej pobiegłyśmy do stoiska z płytami. Jola kupiła najnowszą płytę „Zanim”, a mnie coś podkusiło i wzięłam solową płytę Mirka „ Kto ci jeszcze wierzy”. Nawiasem mówiąc nie miałam pojęcia że takowa w ogóle została nagrana. Po dokonaniu zakupów spojrzałyśmy na siebie i zgodnie ruszyłyśmy za „kulisy”, co nie było zbyt proste bo musiałyśmy się przedzierać przez jakieś krzaki, a ja wystąpiłam w szpilkach, ale udało się! Dostałyśmy autografy, zamieniłyśmy parę słów z chłopakami i … nawet udało się zrobić zdjęcia. Telefonem. Na odchodne dostałyśmy po ciepłym uśmiechu i tak uszczęśliwione, z zawrotną prędkością jakiś 50 km na godzinę wróciłyśmy do domu. Z drżącymi rękami włożyłam płytę do komputera (innego sprzętu grającego nie posiadam niestety) i zaczęłam słuchać. Z każdym utworem byłam bardziej zdziwiona, bardziej przerażona, bardziej wystraszona… Jeśli dobrze pamiętam nie wysłuchałam jej wtedy całej… Nie mogłam. Odłożyłam na półkę i kilka dni tam przeleżała. Nie dawała mi jednak spokoju i powiedziałam sobie, że twardym trzeba być, muszę ją przesłuchać choćby nie wiem co! No i wysłuchałam. Zdziwienie pozostało lecz strach i przerażenie ustąpiły miejsca zachwytowi, podziwowi, zafascynowaniu. Potem posłuchałam jeszcze raz i jeszcze… Już nie ma dnia żebym choć raz nie włączyła płyty „Kto ci jeszcze wierzy”.
A wracając do zdjęć, każde z nas wygląda na nich jak szop-pracz, tudzież przestępca z czarnym paskiem na oczach. Nie zwróciłyśmy uwagi na to, że rurki konstrukcji sceny współpracujące z oświetleniem rzucały cień akurat na nasze oczy. Masakra.

16.06.2007 RADZIONKÓW
Od tamtego koncertu trochę czasu minęło, odnalazłam stare płyty – sztuk jedna i kasety -sztuk trzy, natknęłam się na stronę Universe. Dość często zaglądałam na stronę, na forum, ale jako ukryty obserwator, „podglądacz”. Nie rejestrowałam się, bo przyszło mi do głowy, że osoby na forum tworzą jakąś zamkniętą grupę, klan. Bałam się, że nie będę się tam mogła odnaleźć i trwałam w tym przekonaniu dość długo. Jak bardzo się myliłam okazało się po podjęciu męskiej decyzji i przyłączeniu się do forumowiczów, ale to było później.
Chyba na nowo odkryłam muzykę Universe. Inaczej zaczęłam jej słuchać, inaczej rozumieć, inaczej czuć. Może musiałam do niej dojrzeć? Nie wiem. Kiedyś zachwycałam się „Elizą” i „ Deszczową nieznajomą” o „Ciszy” nawet nie wspominam, teraz dostrzegam wartość tych wszystkich nie wylansowanych utworów i nie mogę sobie darować, że tak późno…
Kiedy na stronie znalazłam informację o koncercie w Radzionkowie, to najpierw długo oczy przecierałam niedowierzając temu co widzę, a potem jakieś dwadzieścia minut pisałam do Joli sms-a z radosną nowiną, bo tak mi się z wrażenia łapki trzęsły. Nie mogłam uwierzyć, że tak bliziutko zagrają. Potem już tylko odliczałyśmy dni. Rano, szesnastego kiedy się obudziłam byłam przerażona. Niebo pokryte stalowymi chmurami, deszcz, w oddali słychać odgłosy burzy. To nie tak! Przecież nie może nie być dziś ładnej pogody!!! Ja nie wiem kto maczał w tym palce, ale tuż przed wyjazdem na koncert niebo znów zrobiło się niebieskie, słońce nieśmiało zaczęło na nim gościć, a pół godziny później już nie pamiętałam jaka była pogoda przez cały dzień. Na miejsce dotarliśmy (było nas cztery sztuki) przed czasem, poprzedni wykonawca zakończył występ, na scenie zaczęła się krzątanina, strojenie instrumentów. Jeszcze chwila, chwileczka i… Nie zdawałam sobie sprawy, nie miałam pojęcia, że Universe może tak brzmieć!!! Te gitary. Pokochałam je od pierwszego dźwięku! A kiedy po raz pierwszy usłyszałam utwór „Co naprawdę we mnie śpi” to dech mi zaparło.
Piękny koncert. Chciałam żeby trwał i trwał, ale niestety. Życie to nie koncert życzeń, ktoś mi tak kiedyś powiedział i miał rację. Niestety. Czułyśmy z Jolą ogromny niedosyt. Mało nam było i obie wiedziałyśmy, że za dwa tygodnie na pewno pojedziemy na koncert do Piekar Śląskich, choć żadna z nas nawet słowem o tym nie pisnęła.
Nie chciało nam się wracać od razu do domów, więc poszłyśmy na spacer do parku nieopodal miejsca w którym mieszkam. Nie wiem co, ale coś się wtedy zmieniło. Nasze relacje stały się jakieś inne. Tak naprawdę znamy się jak łyse kobyły, ale po tym koncercie jakoś inaczej się wszystko zaczęło toczyć. Po koncercie i spacerze w parku…W tym parku, po którym przed laty łaziłam godzinami, niejednokrotnie w deszczu, lubię deszcz, a w uszach mi brzmiała „Deszczowa nieznajoma”. Niestety to nie ja nią byłam…
Kiedy po zakończonym koncercie niechętnie skierowaliśmy się do zaparkowanego kawałek dalej samochodu, przypadkowo spojrzałam w stronę małego parkingu i tam w czarnym osobowym samochodzie, na miejscu obok kierowcy siedział sobie w najlepsze… Mirek. W pierwszej chwili oczom niedowierzałam, ale spojrzałam jeszcze raz i odruchowo Mu pokiwałam.
Odkiwał !!!

01.07.2007 PIEKARY ŚLĄSKIE
Kiedy dotarłyśmy na teren piekarskiego MOSiR-u trochę nas przeraziła ilość ludzi. Oj, tu nie będzie tak fajnie jak w Radzionkowie, gdzie stałyśmy niemal pod sceną. Powoli, sukcesywnie udało się jednak podejść całkiem blisko. Oczekiwanie na koncert podczas strojenia instrumentów umilił nam (choć powinnam napisać przeraził nas) pewien młody człowiek, który niczym spiderman wdrapał się na konstrukcję sceny, żeby poprawić ustawienia świateł. Nie miał żadnego zabezpieczenia. Nie wiem czy to był akt odwagi czy głupoty, ale na szczęście jak tam wlazł, tak samo zlazł i odetchnęliśmy z ulgą. Ale mam Go na fotce.
Ten koncert był inny od poprzedniego, liczniejsza publiczność, większy rozmach, telebimy z teledyskami, mocniejsze nagłośnienie. Tydzień mi jeszcze gdzieś tam w środku dudniła perkusja. I znów usłyszałyśmy „Samoopadanie” i Bahama yellow” i „Co na prawdę we mnie śpi” i dawno ponoć nie grane „ Ciągle szukam drogi”…
Stałam akurat w takim miejscu, z którego dość dobrze widziałam schodki prowadzące na scenę. Kiedy Mirek wchodził zauważyłam, że sprawia mu to sporą trudność. Od razu naszeptałam o tym Joli, ale stwierdziła, że mi się zdawało. Póżniej podczas koncertu Mirek jakoś tak przypadkiem wspomniał, że rano już był Piekarach, w szpitalu.
Gdy wracałyśmy z koncertu mijała nas biała limuzyna. Była długa na jakieś trzydzieści metrów i nie była w stanie pokonać zakrętu. No dobra przesadziłam z tymi metrami, ale była naprawdę dłuuuuuuuuuuuga. Nie wiedziałam, że po polskich drogach jeżdżą takie samochody!

08-07-2007 BRYNEK
„Ten Brynek nie jest wcale tak daleko i łatwo dojechać” – pisze do mnie Jola na gadu w piątek wieczorem. Nie brałyśmy koncertu w Brynku pod uwagę, bo wydawał się być zbyt odległy to raz, a mnie czekała jeszcze rodzinna nasiadówa to dwa. Urodziny chrześnicy, nie wypada nie pójść, bo dziecko czeka, nawet na wyrodną ciotkę. Tym bardziej, że koncert miał się odbyć około szesnastej, najlepsza pora by zjawić się na urodzinach małej dziewczynki. Przedyskutowałyśmy temat wzdłuż i wszerz, do późnej nocy i poszłyśmy w końcu spać. Kiedy rano się obudziłam w głowie miałam tylko jedną myśl. „ja nie mogę nie pojechać na ten koncert”, a do wieczora już miałam obmyślone jak nakłamię, tłumacząc się dlaczego zjawię się na imprezie, wtedy kiedy wszyscy pozostali goście będą zbierać się do wyjścia.
I znów ta sama sztuczka z pogodą jak w dniu koncertu w Radzionkowie. Cały tydzień taki jakiś nieciekawy, szaro-bury, a w niedzielę słoneczko i upał. Kto tym zarządza? Może menago? Miejsce w którym miał odbyć się koncert urocze, malownicze, zielone. Cudne po prostu. Kiedy tam dotarłyśmy zespół już był, się instalował. Rekordowo długo, ale to raczej wina organizatorów moim zdaniem, więc ja tam pretensji nie mam. Wręcz nawet to lubię. Ale przedłużało się, my zdążyłyśmy zwiedzić wszystkie zakamarki, które zwiedzić się dało, wróciłyśmy w okolice sceny, a tam dalej się stroją. Widać nie tylko nam się nudziło, bo nagle dostrzegłyśmy stojącego nieopodal Mirka! Oprócz Joli i mnie była jeszcze znajoma z córką. I tak niewiele myśląc ruszyłyśmy hurtem w Jego kierunku. Nie uciekał!!! Tylko z promiennym uśmiechem na twarzy przywitał nas słowami: „Dobry wieczór” – a była godzina szesnasta z minutami i słońce prawie w zenicie. Zamieniliśmy kilka słów i zrobiłyśmy zdjęcia. Pamiętam, że rozmawiałam z Nim chwilkę o solowej płycie. I pamiętam że byłam wielce niepocieszona kiedy dowiedziałam się, że raczej nie ma szans by posłuchać „ Lubię taki strach” czy „Syn wyklęty” na żywo.
Koncert był znów wyjątkowy, taki jakiś na luzie, na wesoło. Pod sceną tłumnie zgromadziły się dzieciaczki i bawiły się na całego! Ostatnim kawałkiem jaki zagrali było „ Wołanie przez ciszę,” ale uwaga – w wersji reggae. Rewelacja! Już nigdy więcej nie słyszałam takiej „ciszy”.
Wieczorem kiedy zrzuciłam zdjęcia do komputera to się dopiero zdziwiłam. Na fotce Mirek ma taką minę… Aż dziw że nie uciekł przed nami. Jego wyraz twarzy mówił mniej więcej „no dobra, dorwały mnie i co mi teraz zrobią??? Nie dam rady zwiać”.
Gdy przed koncerem wyruszałyśmy spod mojego domu ruszyło za nami ciemnogranatowe BMW. W pierwszej chwili pomyślałyśmy – przypadek, ale ono, to BMW jechało za nami i jechało. Zaczęłyśmy się zastanawiać, która z nas zadarła z mafią i w którymś momencie naprawdę się zaniepokoiłyśmy. W końcu po kilkunastu kilometrach udało się je „zgubić”. My jechałyśmy Tico...

09.09.2007 TUCZNAWA
Byłam przekonana, że Tucznawa to koniec świata, albo nawet dalej. Dość egzotycznie mi się ta nazwa kojarzyła. Ale do czasu. Do czasu, aż ktoś z forumwiczów w poście zapraszał na koncert do rzeczonej Tucznawy i mniej więcej wyjaśnił gdzie owa leży. Okolice Dąbrowy Górniczej. Kawał drogi, ale …
Narada z Jolą, która twierdzi, że nie da rady. Nie ma szans żeby pojechała bo nie zna zupełnie tych okolic i się pogubi. Same nie pojedziemy. Kilka dni przerabiałyśmy ten temat, aż w końcu jej mąż się zdenerwował i stwierdził, że ma już dosyć tego naszego kombinowania i on osobiście z nami tam, na ten koncert pojedzie i mamy już zamknąć dzioby, bo mu głowa od tego pęka. Ha! Jedziemy. Chwała mu!
Chwałą, chwała, ale do momentu kiedy dostał nowy grafik i nie może jechać, bo musi do pracy. No i kicha. Trzeba kombinować dalej. Padło na znajomego, który jest uczynny wielce i jeszcze nigdy pomocy, jak długo go znam nie odmówił. Jeden telefon, zgoda i … radocha. Radocha do piątku, a koncert w niedziele. W piątek rano (w dniu moich urodzin nomen omen) okazało się, że jednak nie może pojechać. I znów kicha.
„Może ja bym jednak pojechała” – pisze do mnie Jola na gadu w sobotę. Mordka mi się uśmiechnęła. Przewałkowałyśmy temat i stanęło na tym, że może spróbujmy się tam dostać same. A co? Nie damy rady? My nie damy rady???
W niedzielę wczesnym popołudniem miałyśmy jeszcze coś do załatwienia. Pogoda fatalna od rana lało, potem się trochę uspokoiło i żadna z nas nie pomyślała, że parasol mógłby się przydać. Lunęło potwornie. Nie dość, że mokre miałam wszystko, to jeszcze oślepłam. Cały tusz z mych rzęs wpłynął mi z deszczem do ócz. Piekło potwornie i kilka dni jeszcze łzawiłam. Wróciłyśmy do swoich domów, przemoknięte, przemarznięte i zdecydowane, że nie da rady na koncert. I to w dodatku do Tucznawy w taką ulewę. Sms od Joli: „gadałam z kimś z Dąbrowy Górniczej i tam podobno też strasznie leje, może odwołany ten koncert?”. Może. Następny sms: „skoro nie jedziemy to wpadnę na kawkę”. Ok. Wpadaj! I znów sms: „mój mąż mówi, że gdyby mu zależało na jakimś koncercie, to byle deszczyk by go nie wystraszył”. Mój sms do niej: „ jedziemy!!!”. Piętnaście minut później byłyśmy już w drodze do dalekiej Tucznawy, uzbrojone w pożyczony samochód, naszkicowaną mapkę i zerową orientację w terenie.
Dotarłyśmy bez większych problemów, tylko raz tuż przed samą Tucznawą zapytałyśmy na stacji czy w dobrym kierunku zmierzamy. Okazało się, że jak najbardziej. Jak tego dokonałyśmy tego nie wie nikt, tym bardziej, że kilka dni później zgubiłyśmy się na hali targowej. Na miejscu odetchnęłyśmy z ulgą. Raz, że w ogóle dotarłyśmy, a dwa z daleka zobaczyłyśmy „dziarski żółty vanik” jak go nazwał gdzieś na forum Yeti. Koncert się odbył, choć niebo potwornie płakało…
Było jak zwykle cudownie, mimo że przemoknięta była nie tylko publiczność, ale muzycy i instrumenty. Henio nie nadążał z wycieraniem swojego „klawiyra”. Kolekcja wzbogaciła się o kolejne płyty, autografy i ciepłe uśmiechy…Zmokłyśmy, zmarzłyśmy, grzęzłyśmy po kostki w błocie, ale buźki nam się śmiały. To nic, że odchorowałyśmy to potem ważne, że tam byłyśmy a na deser załapałyśmy się jeszcze na piękny pokaz sztucznych ogni.
Wracając cudem umknęłyśmy śmierci. Centymetry dzieliły nas od rozpędzonego tira, który zrobiłby z nas miazgę. Ja to generalnie straszna gapa jestem, ale jak to się stało, że w ostatniej chwili go dostrzegłam, to chyba tylko sam Pan Bóg wie. Bo nie wierzę, że to mój Anioł Stróż, on już dawno dał dyla.
A może to nie mój Anioł…

15-09.2007 MUCHOWIEC
Nie możemy pojechać w sobotę po południu na koncert w Muchowcu, bo Jola ma jakiś sprawy rodzinno- domowe. Ok trudno. Trzeba jakoś przełknąć gorzką pigułkę. Smutno mi było, ale jakoś to przeżyłam. Sobota raczej późny wieczór, sms od Joli „a może jednak pojedziemy jutro na ten koncert?” …
Dobrze, że była daleko ode mnie, bo byłoby o jednego forumowicza mniej.

29.09.2007 KOSTUCHNA
Kostuchna to Katowice, taka dzielnica ponoć – to wniosek z dyskusji połączonej ze śledzeniem mapy. Ale kawałek drogi jest. „Mój mąż twierdzi, że tam nie trafię” – słowa Joli, która w tej kwestii wierzy mężowi całkowicie. No to w takim razie jedziemy komunikacją miejską, kolejny wniosek.
Do Katowic zajechałyśmy bez problemu. Na dworcu autobusowym znalazłyśmy autobus do wspomnianej Kostuchy, czy Kostuchnej? Kilkanaście minut później już byłyśmy w drodze. Jedziemy. Jedziemy. Podziwiamy widoki za oknem, całkiem przyjemne nawiasem mówiąc i jedziemy. Po jakiś trzydziestu minutach zaczęłyśmy się zastanawiać kiedy przegapiłyśmy przystanek, na którym powinnyśmy były wysiąść. Dość głośno się chyba zastanawiałyśmy, bo po chwili stojąca obok młoda dziewczyna zapytała, czy chcemy się dostać na festyn górniczy. No tak, jak najbardziej! To nie przegapiłyśmy przystanku, jeszcze kawałek i ona nam powie kiedy wysiąść. O dzięki Ci dziewczyno! Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie. Przy okazji pozdrawiam nieznajomą dziewczynę z autobusu, choć pewnie nie jest fanką, bo jechała dalej. Ale może…
Impreza dość spora, ale niestety z tych siedzących. Znów jakieś głupie docinki ze strony, lekko podpitej już chyba publiczności podczas strojenia instrumentów, ale w końcu wystartowali! I znów poczułam perkusję gdzieś tam w środku. I te gitary. Chłopcy dają z siebie wszystko, serca się radują i… Nagle oczy większości przeniosły się ze sceny na miejsce pod sceną, które na koncertach niejednokrotnie zarezerwowane jest dla małych dzieci, małych dziewczynek, które podskakując w takt muzyki stawiają pierwsze kroki na drodze do zostania fanem Universe. Otóż pod sceną znienacka pojawił się pewien jegomość i zaczął tańczyć. W bardzo specyficzny, oryginalny i co najważniejsze przezabawny sposób. Rozbawił wszystkich, nawet zespół, choć najgorzej miał Mirek bo musiał śpiewać, a to trochę trudne pękając ze śmiechu.
Koncert dobiegł końca, ale z każdym kawałkiem publiczność się coraz bardziej rozkręcała i bez bisu nie mogło się obyć. Na bis wyszli tylko Mirek i Henio i w przepiękny sposób zaśpiewali „Balladę o dwóch przyjacielach”. Podczas tej pieśni atmosfera zrobiła się nieco smutniejsza. To dość nostalgiczny kawałek i miałam wrażenie, że Mirkowi trudno się śpiewa, nawet później jakaś ukryta łza, kilka smutnych słów…
Po koncercie znów udało się zdobyć autografy. Tym razem całej siódemki! Tak zabazgrolonej okładki płyty jak dotąd nie miałam. Ale fajnie wygląda i nic to, że rozpoznaję tylko dwa podpisy. Damiana, bo napisał po prostu „żaba” i Mirka ponieważ tuż po złożeniu przez Niego podpisu czarnym markerem, tak niefortunnie złapałam tę okładkę, że na autografie mam piękny odcisk swojego lewego kciuka.
Do domu wróciłam po dwudziestej drugiej, mijając po drodze rozkładające się stragany odpustowe. Jeden nawet był czynny i kupiłam se lizaka w kształcie kwiatka, tylko po co? W sumie nie wiem

17.10.2007 CZĘSTOCHOWA
Poniedziałek. Telefon mi pieje jak szalony! Znaczy piąta trzydzieści, trza wstawać. Kiedy odrobinę oprzytomniałam zauważyłam nieodebraną wiadomość. Sms od Joli: „ załatwiaj wolne na środę, jedziemy na koncert”. Zrobiłam wielkie oczy, lecz nie byłam w stanie tego zinterpretować, bo o tej porze jeszcze nie bardzo funkcjonuję. Znaczy troszkę jeszcze śpię. W pracy jak na złość ani chwili spokoju. Ciągle ktoś mi się po pokoju plątał a na dodatek spec od komputera wisiał mi cały czas przy biurku. Mogłyśmy się porozumiewać tylko sms-ami i omal do wojny przez to nie doszło. Okazało się, że moja kochana Jolunia sklikała się z jakimiś fanami, zupełnie obcymi ludźmi, którzy wybierają się na koncert i owi fani mają miejsce w samochodzie. Dwa miejsca ściślej mówiąc. I te miejsca na nas właśnie czekają. „ ej, no co Ty z obcymi chcesz jechać?, przecież nie znasz ludzi!” – to ja wrzeszczałam sms-em.
Wieczorem zawarłyśmy pokój, a następnego dnia zostałam już całkowicie spacyfikowana. Jadę na koncert do Częstochowy. Później przyszła chwila niepewności ponieważ natknęłam się w księdze gości na wpis Mirka, którym informował nas, że jest w szpitalu. Jednak po zaczerpnięciu informacji okazało się koncert odbędzie się w sześcioosobowym składzie. Trochę szkoda, ale jedziemy!
Wolnego w ową środę nie mogłam wziąć bo musiałam rano jeszcze coś załatwić, ale wzięłam jeden dzień urlopu na pół, tzn. w środę wyszłam wcześniej a w czwartek przyszłam później (mogłam się wyspać po koncercie). Czasem mam przebłyski geniuszu. Żartowałam. W każdym bądź razie po raz pierwszy pojawił się problem, nie jak dostać się na koncert, ale w co się ubrać. No bo jak się wystroić na koncert charytatywny w dodatku do filharmonii? Na koncert Universe w częstochowskiej filharmonii? No jak? Zdałam się na intuicję, wystroiłam się jak żaba na zastrzyk i w drogę. W długą drogę.
Ze sklikaną fanką umówione byłyśmy pod centrum handlowym Katowicach, gdzie zawiózł nas mąż Joli. Dzięki Wojtek! Kilka minut po dotarciu na miejsce poznałyśmy Halinkę. Zainstalowałyśmy się w jej samochodzie i pojechałyśmy do… przedszkola po Dominika. Przeuroczy, gadatliwy czterolatek, który już po trzech minutach znajomości obiecał nam pożyczyć swoją ulubiona bajkę. Buźka. Prosto z przedszkola udałyśmy się do szkoły po Miśka. Misiek nie był gadatliwy, raczej naburmuszony, każdy ma swoje gorsze dni. Następnie dwa małe bąbelki zostały zastąpione jednym większym bąblem, Adasiem, mężem Halinki. I wreszcie, niczym Szwedzi ruszyliśmy zdobyć Częstochowę! Ale w wielce pokojowych zamiarach!!!
Na miejscu poznałyśmy szczegóły całego przedsięwzięcia. Otóż koncert został zorganizowany z okazji 15 Jubileuszu Hospicjum Częstochowskiego. Kupiłyśmy wejściówki, miejsca na balkonie, ale cóż trudno, i poszłyśmy na kawę bo było jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia. Bez Adasia na tę kawę poszłyśmy, bo jako naczelny fotograf, jak sam siebie nazywa, musiał tkwić na posterunku gotów do pstrykania fotek. Tak się na tej kawce zagadałyśmy, że przegapiłyśmy pierwszą część koncertu i przyznaję się bez bicia nie pamiętam kto brał w niej udział. Ale dzięki temu okazało się, to znaczy Adaś uprzejmie doniósł, że nie ma co się wdrapywać na balkon, bo pierwsze dwa rzędy są zupełnie puste. Ha! W pierwszym rzędzie na koncercie Universe w Filharmonii. To dopiero coś!
Koncert był nieco inny od pozostałych, które wcześniej zaliczyłyśmy. Bardziej spokojny, balladowy. Znów obowiązki wokalisty wziął na siebie Henio, z niezłym skutkiem zresztą i tylko stojąca z boku sceny na stojaku gitara Mirka sprawiała jakieś smutne wrażenie…
Po koncercie, dzięki akredytacji Adama dostałyśmy się (żeby nie powiedzieć wdarłyśmy się) za kulisy, ku zdumieniu (żeby nie powiedzieć przerażeniu) chłopaków z zespołu. Kilka słów, kilka fotek i do domciu. Acha, jeszcze mały postój na frytki, ponoć najlepsze i najtańsze w tej części Europy, które zajadaliśmy w drodze powrotnej. Spędziłam więcej niż pół dnia ludźmi, których spotkałam kilka godzin wcześniej, a wydawać się mogło, że znamy się od lat. Wielkie buźki.
W dziwnych nastrojach wtedy wracaliśmy. Ta gitara… ta stojąca z boku gitara…

07.11.2007 CHORZÓW
Nasza ostatnia wyprawa…

Ps.
Najbardziej będzie mi brakowało tego momentu, kiedy po dostrojeniu instrumentów, zaczynały rozbrzmiewać pierwsze dźwięki „Samoopadania”, Mirek podchodził do mikrofonu i uśmiechając się cieplutko mówił : „Witajcie kochani! I tak oto próba przeobraziła się nam w koncert…”
A wiec znow jestesmy w tym samym studio.I znow noca ....ech.Ty i ja,rozczochrancu.Heinrich pewnie pojawi sie rano i wymysli cos zabawnego na swoje usprawiedliwienie hehe.Ciepnie kawal i rypniemy po dobrej kawce.Dobry mol,nie tam zaden rozpuszczalnik feeeeee. Odebralem wczoraj pudlo z wszystkimi tasmami ze studiow.Sesje nagraniowe,playbacki na minidiscach,DATy z mixami.Wow,sa tez DATy z Buffo! Czad! Paczko to naprawde gosc,kreci galami jak malo ktory galczynski w tym kraju,nie?Przegonie wysluzone TASCAMy z emerytury i zgram to wszystko na DVD.Zebys znow mogl to zgubic.... Kolego Ale trzeba przyznac i pochylic wylysiale czola nad TASCAMami.Choc sprawialy czasem klopoty,mialy to cos,no nie? Ten sound,niby juz cyfrowy a jednak niepowtarzalny.Ja wiem,ze Ty jestes ziom z ery analoga. Ja tez kocham szpule i zakurzone NEVE'y.No ja no ...... Ale DA88 - szacuneczek. Wernerowi jedno - ludzkosc nie pyta hahahahhaha . Sypie tu zargonem jakbym gadal z nim naprawde. Serce mi peka.On tego wszystkiego dotykal.Nie wiedzialem,ze bedzie mi Ciebie az tak brakowac i ze bede mowil o Tobie jakbys byl kobieta ..... Za duzo gadam,wiem.
Samo wlozenie tasm do tych maszyn namaszczone jest jakas niesamowita emocja.Czuje sie,ze ma sie do czynienia z naprawde zawodowym sprzetem przeznaczonym do studia nagran.Jest w tym jakas magia tej pracy,oto operuje sie sterownikiem do maszyn,za ktore kiedys mozna bylo kupic naprawde dobre auto.Nie ma to nic ze zdewaluowanego pojecia recording czy home recording.Szum przewijajacych sie tasm,duzy display z timecodem, dyskretnie przyciemniony zeby stwarzac atmosfere,ze pracuje sie w miejscu,ktore nie jest byle pokojem z pecetkiem,na ktorym jest lewy soft i ktory sie ciagle wiesza.Nagle to wszystko wrocilo... Naciskam duzy guzik play,ktory stawia delikatny opor mojemu palcu,zeby podkreslic,ze to sa klocki stworzone do niezawodnej pracy.Plynie cieply,nasycony dobrym pasmem vocal Mirka.Slysze pelnie Gibsona i przypominam sobie ile czasu spedzilismy na dobre ustawienie mikrofonow zeby uzyskac to grube brzmienie.TASCAM przepieknie oddaje niunse artykulacji Mirka,ktory w "Kazdego wciaga poker" muska opszukami palcow nowe struny.Tam jest wszystko.... zaangazowanie,milosc do tego co robilismy.Calkowicie pochlonieci poszukiwaniem sposobow na wyrazenie duszy Mirka - plyty "Kto Ci jeszcze wierzy". To se ne wrati.... Dzis hity robi sie w domach,w pokoikach na pecetach,w porywach na macach i wszystko sie zgadza.Ludzkosc nie pyta.I nie pytala kiedy my zrobilismy plyte czujac sie po jej skonczeniu jak obnazeni.Bo i ja zostawilem na niej calego siebie.Choc bebny nie gadaja powalajaco,wtedy dalem z siebie WSZYSTKO. Ide....
Po ciezkim dniu pracy,nocke spedzam ... w pracy.By rano prosto stad pojechac ... do pracy.Nikt inny nie eksploatowal mnie tak jesli wstaje o 4 lub siedze 36 godzin non stop to musi tu gdzies byc Bregula hahahahahaha.

PS. No tak,macie racje.Ale pamietacie pewnie slynny numer The Beatles - "Its been a hard days night".Zaczyna sie tak samo ta sama funkcja (choc w innej artykulacji i przewrocie).
Oczywsice za cny kolega byl uprzejmy zgubic wszystkie opisy do tasm.Dzis na kompie kazdy track ma swoja nazwe i spoko.A wtedy dzwiek mozena bylo zobaczyc jedynie jako wyhylajaca sie wskazowke lub podskakujacy slupek LEDow.Prowadzilismy sie wiec sumienny opis co jest na jakim tracku i ktora tasma do czego (ja prowadzilem).Po skonczeniu plyty wykradelm tasmy ze studia i dalem je Mirkowi wraz z opisami,zeby ktos tego przez "o ku....sorry" pomylke nie skasowal tego.Mirus jednak z wlasciwa sobie nonszalancja w sprawach technicznych z wdziekiem zgubil caly niezbedny opis.Podejrzewam,ze chce mnie zmusic do kilku nocek po prostu.Posuwam sie jednak naprzod wbrew Wodzowi i pewnie napisze za pare chwil do Was,ze znow trzese sie z wrazenia.No ale nie bede sie wstydzil tego,ze naprawde przezywam to.

[ Dodano: Czw 13 Gru, 2007 ]
To piekne co piszecie. Nie poszedlem dzis do drugiego studia.Siedze tu ciurkiem do teraz i posiedze jeszcze ze dwie godziny.Ja wiem,ze mam bardzo osobisty i emocjonalny stosunek do tego wszystkiego.Do tasm,ktore sam zapisywalem,do nieskasowanych komentarzy kierowanych do mnie.Jajcarskich i nie.Gdyby nie chodzilo o Mirka nie przezywalbym tego tak mocno.Ale ja go tak kochalem... W kaxdym studio (na tasmach czy na kompie) jest mozliwosc odlaczenia konkretnej sciezki od reszty i odsluchania jej "solo". Oczywiscie vocal nie ma sensu bez kontekstu muzycznego,ale.... to co dzieje sie miedzy wyspiewanymi frazami, skrawki poszarpanego oddechu,tlumienie lez podczas spiewania ... to wszystko wciaz i wciaz odslania piekna,skromna i ciepla nature tego czlowieka.Nawet fakt,ze odchrzakiwal po cichu swiadczy o tym,ze sanowal moja robote i zaoszczedzil mi zbednej pracy podczas czyszczenia tracka.To,ze slysze ruch rak,co oznacza,ze pokazywal mi,ze na tym konec lub zrobmy przerwe - to wszystko odslania jeg prosta powierzchownosc: jestesmy tacy sami,ja spiewam i ludzie mnie znaja,ale to Ty mi pomagasz w tym wiec nie bede zabrudzal Ci magnetofonu zbednymi komentarzami zeby zaoszczedzic Ci czasu i roboty.I wiele wiele rzeczy wciaz mi mowi,ze dla mnie bezpowrotnie skonczyla sie prawdziwa radosc tworzenia.Czesc mnie umarla z nim bezpowrotnie,ale czesc tego co we mnie zostawil wciaz jest.Chyba do konca zycia bede zyl z nadzieje,ze to nieprawda.
Dziekuje.....
Nagram teraz dwa ostatnie utwory na dzis.Zostalo tego mnostwo.Wiecie,ze Mirek nagral kiedys utwor "Panie Janie"? To bylo jakies wydawnictwo dla dzieci.Znani artysci nagrywali piosenki dzieciece,ogolnie znane we wlasnej interpretacji.Motywem aranzu Mirka byl kanon. Troche to smieszne,ale sympatyczne wykonanie.Jesli zdaze zanim sie sciemni,odwiedze go i pozdrowie od Was wszystkich.
Tak,tak. Przepraszam,ze jeszcze tego nie umiescilem,ale brakuje mi czasu na wszystko.To nie jest nic wielkiego,byc moze wielu z Was powie,ze czuje sie zawiedziona.Ze Mirek nie tarza sie ze smiechu po podlodze i w ogole niewiele z tego wynika.To po prostu pilot track,ktory nagrywa sie z rezyserki studia podczas kiedy nagrywaja inni muzycy,sa tam informacje o formie utworu i ogolna linia,zeby instrumentalisci lepiej czuli klimat o ducha utworu.Wiekszosc wiec zawartosci tego pliku to praca.Ale zobaczycie jaki fajny zdrowy dystans mial Mirek do swojej pracy,mimo pelnego zaangazowania emocji i uczuc.I jak fajnie sie z nim pracowalo i przebywalo.Jego smiech naprawde byl zawsze szczery,lubil sie smiac.I umial rosmieszyc i rozladowac atmosfere.Jutro umieszcze plik na wrzucie.Pozdrawiam.
Wszystkim najlepszego w nowym roku! Ponizej sa dwa linki,w ktorych umiescilem obiecane pliki. Pragne zaznaczyc,ze jest to material roboczy i nie nalezy go traktowac jako cos konkretnego w tworczosci Mirka.To tzw Pilot Track.Czyli kapela przycina ostro w studio,a zeby sie chlopaki nie pogubili,glownodowodzacy siedzi w rezyserce obok kolesia za galkami i steruje zespolem spiewajac im forme piosenki lub tez podpowiadajac kolejne czesci utworu. Czasem komentujac biezaca sytuacje lub tez zaistnialy poziom wykonawczy hahaha Ciesze sie,ze moglem podzielic sie niezwyklymi chwilami,bardz zabawnymi (o tych trudnych nie chce pamietac). Przepraszam,ze tak pozno i ze nie zdazylem na Swieta.... bylby to fajny prezent nie tylko dla Was,ale i dla mnie,ze wspolnie sie smiejemy. A posmiejecie sie - zobaczycie.
Wszystkim zycze optymizmu i pelnej gotowosci w nowym roku.Bedzie dobrze,zobaczycie. Obiecuje rowniez dzielic sie z Wami naszymi postepami w pracy w studiu. Do zobaczenia,nie zapomnijcie o mnie vai

http://www.wrzuta.pl/audio/bVM0ybT97x/aniolypilot
http://www.wrzuta.pl/audio/sv3DObkwX1/tenpilot

[ Dodano: Pon 31 Gru, 2007 ]
Czesc wszystkim. Udziela sie ten smiech,prawda? Ciesze sie,ze moglem podzielic sie tym co mam. Niestety,to byly inne czasy.Nie pracowalo sie wtedy na komputerach,tak jak dzis.Jak siegam pamiecia to byly one juz niemal codziennoscia w innych studiach,my jednak pozostalismy wtedy jakims ostatnim przyczulkiem starej szkoly i dopiero kilka lat pozniej rynek zmusil nas do przejscia na inna technologie. Tak czy inaczej,zmierzam do tego,ze tamta technologia ograniczala nas w pewnym sensie w kontekscie ilosci zapisanych informacji. Piloty zatem sukcesywnie musielismy kasowac,tak zeby zyskac miejsce i track na kolejne elementy aranzu.No i niewiele zostalo z takich "rodzynek". Mam jeszcze kilka tasm,umowilismy sie,ze kiedys spedzimy kolejna nocke na ich przegraniu na HD (tym razem nie bede sam) i wtedy...kto wie co tam jeszcze znajdziemy. Jesli okaze sie,ze jest ich wiecej obiecuje,ze napewno sie podzielimy. Ja tez,jako fan zawsze bylem ciekaw tej "kuchni" i cieszyly mnie rozne niepublikowane nagrania i materialy. Ciesze sie niesamowicie,ze czujecie choc w niewielkim procencie atmosfere w studio. Pragne podkreslic,ze byla ona zawsze wyjatkowa kiedy w studiu byl Universe.Mam wielu fajnych kolegow muzykow,z ktorym swietnie sie czuje w robocie;niektorzy sa bardzo znani,inni zupelnie nieznani.Nie ma zasady - czasem pierwszoligowa gwiazda jest naprawde sympatyczna i wesola,nie stwarza napiecia a czasem jest himeryczna i apodyktyczna; czasem tez kapela z podworka potrafi tak przymedzic,ze nie moge.Z nimi nigdy nie bylo cisnienia nieprzewidywalnosci.Ze komus cos nagle odbije albo komus puszcza nerwy.Ze trzeba uwazac zeby o czyms nie mowic lub swoje uwagi woalowac w slowa,ktore artysty nie uraza.Jesli jest cos takiego jak syndrom gwiazdy to Mirek i Heniek go nie mieli nigdy,bylo to dla ludzi zaskakujace kiedy ich poznawali i dlatego wszyscy o nich zawsze mowia bardzo cieplo.Byc moze fakt,ze sie bardzo lubilismy prywatnie i ufalismy sobie w wielu zyciowych sprawach powodowal,ze tak milo spedzalismy czas.Moze to to samo poczucie humoru,moze po prostu nic.... nie wiem,ale zawsze czekalem az nadejdzie znow moment kiedy Mirek z Heniem beda cos nagrywac i sesje nagraniowe z nimi byly dla mnie kwintesencja tej pracy.Naprawde czlowiek jest gotow pracowac za duzo mniejsze pieniadze kiedy obok uczucia samorealizacji chetnie wstaje rano zeby w robocie znow spotkac sie z fajnymi ludzmi.
Tak wiec zaczelismy Nowy Rok. Jaki on bedzie? Dla kazdego z osobna i dla nas w kupie? Wszystko czego pragne to zeby nie przezyc juz niczego takiego jak w minionym. Nie mialem mozliwosci wchodzenia do netu przez Swieta,tuz po nich zobaczylem informacje o smierci niejakiego marka.gliwice. Przerazajace. Nagle temat zostaje zamkniety w zwiazku z watpliwosciami ....wszystko to bardzo zagadkowe.Czasem ludzie robia dziwne rzeczy,bo nie wiedza po prostu jak postapic. Czasem chcieliby byc kims innym niz sa a czasem nie chca zyc tak jak zyja. Nie ma prostych odpowiedzi,choc cos czuje,ze sa one prostsze niz sie wydaje. "wiem dokad ide,choc spalam sie...bo ciagle szukam drogi". W przeddzien wigilii pojechalem z kolega z Otwocka na grob Mirka.Kiedy chcielismy wjechac w uliczke prowadzaca na cmentarz zatrzymal nas tlum ludzi krzyczacy zebysmy szybko odjechali bo wlasnie wyskoczyl z okna facet i czekaja na karetke.Ogarnal mnie potworny strach.nie umiem tego nazwac .... przerazenie.Musial uderzyc o ziemie w momencie kiedy skrecalismy z glownej na Stary Chorzow.Moj Boze.... Facet zyje.Chwile pozniej stalismy nad grobem kolejnego takiego faceta,ktory rowniez postanowil z tym skonczyc,tak niedawno.(Tylko ze jemu sie udalo).(Tylko,ze jemu sie nie udalo). Zycze wszystkim (i sobie) zeby ten rok byl taki jak "pilot track",ktorego sluchamy na wrzucie. I zebysmy w przyszlosci tak chetnie go wspominali jak chetnie sluchamy tego pilota.

PS. Jutro Wojtek zabierze aparat do studia. Zmusze go (slowem lub rekoczynem) zeby od razu wieczorem umiescil zdjecia na forum. Do zobaczenia
MIEDZY CZASEM

miedzy "czasem tu" a "czasem tam"
miedzy mna a Toba
miedzy "nie" a "tak"

miedzy "wiem" a "nie wiem"
miedzy "w tyl" a "w przod"
miedzy snem a jawa
miedzy chciec a moc

miedzy "czasem tu" - "czasem tam"
miedzy zlem a dobrem
miedzy "wziac" a "dac"

miedzy "byc" a "nie byc"
miedzy "isc" a "stac"
miedzy zyciem pieknym a tym: "byle trwac"

ukryty ja,ukryty Ty
w szalenczym tacu widze setki twarzy
nieboj sie byc ... soba

mimo wielu wad
ten swiat ma gest
pozwala nam mimo wszystko zyc

za lzami smiech
za cisza krzyk

mimo wielu wad kazdemu z nas daje sile
za sloncem nocy blask
za grzechem stoi milosc
Slowa piekne. Ale nie moje. Ten piekny wiersz,ktory jest tekstem rownie pieknej piosenki wyplynal spod piora Wojtka Gruszczynskiego. Napisal o mnie? Napisal o Was? O sobie?
Nie wiem i ...wiem - napisał o mnie, o Tobie, o ludziach, którzy są wokół... o każdym z Nas... Napisał o tym co najważniejsze - jedną z najwspanialszych wartości, które istnieją na świecie jest to - by nie bać się i umieć być sobą w każdych warunkach... bo wtedy odnajdziemy siłę i sens naszego istnienia... By umieć spojrzeć w twarz... Komu? sobie? Nam? .....jak powiedział Mirek...

By żyć i kochać lub kochać, by żyć... I chyba nie ma szczęścia bez bólu i bólu bez radości....... Tylko czasami tego co boli jest więcej....

Ale... Istnieją przecież tacy ludzie, którzy potrafią żyć w zgodzie ze sobą - Taki Jest/Był Mirek i ... Ty Gość... Prawda? ....I trzeba mieć nadzieję, że jest to możliwe... i wierzyć w Anioły...
Czy ja umiem i zyje w zgodzie ze soba? Chyba nie do konca. A czy Mirek tak zyl? Nie chce na nowo wzniecac tych plomieni ...
Jest w tym tekscie optymmizm i jasne spojrzenie."Mimo wielu wad ten swiat ...". Chce sie tego trzymac.
Jesli Wojtek sie zgodzi....poprosze go,zeby utwor ten mial swoja premiere wlasnie tutaj. Wsrod Was.
Chyba nie ma na świecie ludzi, którzy tak do końca - każdego dnia żyją w zgodzie ze sobą... chociażby z tego powodu, że często gonitwa zwykłego, szarego dnia sprzyja temu, by gdzieś się zagubić, ale najważniejsze, ... by umieć zauważać takie momenty i chcieć żyć... właśnie w zgodzie ze sobą ...i tym, w co się wierzy...

... chciałabym, abyśmy mimo wszystko odnaleźli wszystkie powody do tego, by umieć ... i chcieć "po prostu żyć" ... widząc ludzi, którzy są wokół nas...

Dziękuję Tobie Vai i Wojtkowi - za przytoczone słowa... zwłaszcza, że jakoś ostatnio niektóre myśli nie chcą być radosne...
slowa,ktore szeptem mi mowilas noca
zostana w mej pamieci, by ciagle wracac
i chociaz mi przynosza wstyd i zal i lzy
codziennie w ciszy szukam Twojego glosu

nie malo we mnie jest wiary
nie malo znam dobrych drog
ale chcialbym znalezc
wlasne miejsce tu ...
.......

Czasami warto milczeć, bo tylko cisza pozwala powiedzieć o tym, co gdzieś tam głęboko schowane i ukryte w nas... czego nie można ubrać w słowa... ale ...

później nadchodzą takie chwile jak - chociażby ta ... - gdy ktoś dzieli się z nami perełkami swoich wierszy - ulotnych myśli i tego, co akurat Mu w duszy gra...

Dzisiaj wiem tak niewiele (?) ... O tęsknocie, wierze, sile, o tym co warto i czego pragnę... I ciągle szukam drogi.... swojego miejsca... A jutro?
Ten fragment to tekst innej piosenki Wojtka Gruszczynskiego. Co czujecie?
http://www.zespoldukat.pl/koncert.htm
poszukajcie na stronie:
Między czasem
tekst i muzyka: Wojciech Gruszczyński
Nie wiem co to zespoldukat . Te nagrania to demowki. Ale i tak jestem pod wrazeniem,ze ktos dotarl i juz zna te tworczosc. Mysle,ze talent Wojtka jest poruszajacy,pieknie gra na gitarze,ma bardzo ciekawy glos i naprawde dobrze spiewa. Szukam takich tworcow,ktorzy ida wlasna sciezka.Maja cos do powiedzenia i potrafia przekazac swoja prawde. Oraz ubrac ja w takie dzwieki i interpretacje,ze choc powoli,to jednak rozlewa sie coraz szersza plama wsrod ludzi a kropla jego spojrzenia na sztuke i zycie pozostawia juz slad w czlowieku na zawsze.
Słuchałam. To naprawdę piękna piosenka.
Ja myślę, że każdy w życiu ma takie chwile, kiedy zastanawia się co z sobą zrobić i w którą stronę pójść. A kiedy już wybiera to nie wie czy zrobił dobrze. Najgorsze jest jednak to, kiedy dochodzi się do wniosku, że to druga droga mogła być prostsza i piękniejsza. Trzeba ogromnej odwagi by wrócić i zacząć od nowa bo - znowu - czy aby na pewno "tam" będzie łatwiej.
pusty dom,ten sam rytm dziennych spraw
w madrych glowach wciaz cichy zal
pytam znow czy moze to kiepski zart
los budzi smierc chcac nas zamienic w wiatr

maly kat,wspolny gdzies gdzie sie sni
w cieplych dloniach milosc sie tli
nagle cien Twoj, niemy krzyk,ciasny grob
daje Ci sen,chca wziac Twoj zycia trud

jak mam zyc, gdy swiat nie jest dla Ciebie
zmieniony,zlamany w pol
jak mam sie smiac kiedy Cie nie ma we mnie
zbyt mocno chce tulic Cie

jedna mysl,mala rzecz,Twoja twarz
zatroskana i wciaz we lzach
gdzies nasz park,lecz Ciebie juz nie ma tam
znow czuje jak chcesz mnie prowadzic w snach

popatrz czsem na ziemie
chce tu czekac na Ciebie
swiat juz ciemnosc okrywa
lecz ja jestem cierpliwa
w sercu czuje codziennosc
daj mi wiare te swieta
abym mogla z ufnoscia plakac z nasza miloscia

jak mam zyc gdy swiat nie jest dla Ciebie
zmieniony,zlamany w pol
jak mam sie smiac kiedy Cie nie ma we mnie
zbyt mocno chce tulic Cie
Jak wiele tych samych przezyc laczy ze soba zupelnie roznych i obcych sobie ludzi,ktorzy nigdy sie nie spotkaja.

[ Dodano: Pią 06 Cze, 2008 ]
O drogę moję pytasz się i zżymasz,
Że ta wykracza poza słońc twych sfery.
Nie chcę cię łudzić; widzisz: jestem szczery,
Nie pójdziesz za mną, lecz mnie nie powstrzymasz.
Gdzie świat mój? słońce? gdzie jest moja meta?
Może meteor błędny, nie kometa,

Chwilę nadziemskie olśniwszy etery,
Zgasnę w ciemnościach, więc imię me wymaż
Z listy twych bratnich planet, co bez końca
Kręcić się będą koło swego słońca.
Może kataklizm straszny mnie tam wiąże
Z nieznajomego biegunami świata,

Może fatalizm pcha mnie, a zatrata
Jedynym kresem, do którego dążę;
Na cóż mi wiedzieć, gdy wytknięta droga?
A resztę zdałem na los czy na Boga.

Jam już zmęczony tą ciągłą gonitwą,
W której co chwila duch mój łamał skrzydła,
Nic mogłem niebios przejednać modlitwą,
A Syzyfowa praca mi obrzydła;
Nie chcę już ducha okiełznać w wędzidła
Jak niesfornego rumaka przed bitwą,
By zwyciężonym powrócić z wyłomu,
Unosząc hańbę do pustego domu.

Ach! w tej bezbrzeżnej pustyni dla ducha
Nie ma gdzie widzeń swoich ucieleśnić!
Więc chociaż serce jak wulkan wybucha,
Samotne musi wieczność gniewu prześnić
I do grobowców przywyknąć milczenia,
Nim znajdzie w prochach ciszę zakończenia.

Wolę więc, pełen pogardy i wstrętu,
Odwrócić moje obłąkane oczy -
Od tego lądu próżnego lamentu,
Od tej przyszłości, którą robak toczy,
I zapatrzony w mój ideał biały,
Stać jako posąg na ból skamieniały.

A kiedy słońce gasnące oświeci
Ostatni dzień mych marzeń i upadek,
Sam swojej hańby i rozpaczy świadek,
W milczącą przepaść duch się mój rozleci
I nie zostawi dla was nic po sobie,
Co byście mogli lżyć litością w grobie.
Gdybym tylko mógł
cofnąć czas
i jeszcze raz
poczuć jak obejmują
mnie ramiona
rzeczywistości

Powiem ci...
Zmarnowaliśmy świt

To już koniec, moja mała
Koniec, moja jedyna, koniec
Przykro mi uwolnić cię
Ale i tak nigdy nie pójdziesz za mną
To już koniec śmiechu i niewinnych kłamstw
Koniec nocy, w które próbowaliśmy umrzeć
To już koniec

Zabij mnie!
Zabij dziecko, które spłodziło
Cię.
Zabij prowokatora myśli
senatora żądzy
który doprowadził cię do takiego stanu

Czasem gdy wszystko
oddala się w głęboki sen
Przychodzi przebudzenie
a reszta jest prawdą

[ Dodano: Sro 12 Lis, 2008 ]
Przeczytalem dzis wlasne slowa i poczulem sie strasznie. Cale cisnienie ostatniego roku roztrzaslo mi serce... Atmosfera to zle slowo...cierpienie tamtych dni i to co przezywalem przegrywajac noca tasmy powrocilo a wspomnienia wgryzly sie we mnie jak plog. Czuje sie coraz gorzej... Rozmawialem z wieloma ludzmi i wielu przekonywalem,ze jedyne co mozna zrobic to pogodzic sie. Nauczyc zyc. I choc humor powrocil i popoil opadl, jak nalog zzeraja mnie mysli. Byc moze wielu z was uzna,ze to forum to nie moj osobisty blog,ze wspomnienia o Mirku owszem,ale moje prywatne rozterki powinienem wylewac gdzies indziej. Ze cytowanie wierszy i tekstow innych artystow moze jeszcze mieszcza sie w watku "Wspomnienia Vai'a i nie tylko",ale rozliczanie sie z wlasnym sercem powinienem zalatwiac na innej stronie,albo po prostu pojsc do psychiatry. Moze racja.... sam nie wiem,ale czuje sie tu dobrze,jestem jednym z Was. Meczy mnie to i caly ten rok,po cichu przyczytalem dziesiatki wywiadow i staralem sie zrozumiec ludzi,ktorzy podjeli sie tak dramatycznej decyzji. Nie chcialem o tym z nikim rozmawiac,bo minal juz rok a ja ciagle tym zyje i chyba moznaby powiedziec,ze swiruje. Jak to jest,ze muzycy w zespolach dochodza do momentu,w ktorych wszystko co osiagaja wydaje sie bezsensem a poczucie osamotnienia z niewiadomego powodu (a moze wiadomego) popycha ich w nalogi, zeswirowanie i smierc. Patrzac na The Beatles,ktorzy byli juz tak sfrustrowani bedac na samym szczycie swiata,ze postanowili rozwiazac zespol,czlowiek zadaje sobie pytanie czy to oni sa nienormalni czy reszta swiata. John Lennon powiedzial: "Zawsze czekalem na powod,aby opuscic The Beatles...po prostu nie mialem jaj aby to zrobic.Ziarno zostalo zasiane kiedy Beatlesi przestali koncertowac a ja nie moglem pogodzic sie z brakiem wystepow.Bylem jednak zbyt przestraszony,aby wyjsc z palacu.To zabilo Elvisa Presley'a.Krol zawsze ginie z reki swoich dworzan,jest zbyt obzarty,zbyt ulegly i zbyt przepity aby utrzymac sie na tronie.Wieli ludzi w takim polozeniu nigdy sie nie budzi." U2 po zakonczeniu pracy nad "Zooropa" chcieli definitywnie rozwiazac band a nawet sprzedac majatek zespolu. Czy to my wywieramy na nich taka presje,czy szare eminencje show businessu,czy moze oni sami czuja presje zwiazana z poziomem tworczym,ktory osiagneli? Dlaczego Kurt Cobain bedac najpopularniejszym rockmanem na swiecie,zaspiewal "nienawidze siebie i chce umrzec"?? Byl przeciez wolny - gral muzyke,ktora chcial grac (ok,mial kontrakty,byl w szachu,ale majac taka kase mogl zatrudnic najlepszych prawnikow,ktorzy wyciagneliby go z tego),swiat go kochal. A moze nie byl wolny? Wiem,ze wokol jego smierci jest mnostwo spekulacji czy bylo to samobojstwo czy morderstwo i ze ostatnie linijki listu pozegnalnego ktos dopisal. Ale reszte napisal sam Kurt. Cobain czul sie strasznie samotny. Pamieta ktos zespol Azyl P.? "Mala Maggie", z lat 80. okres "Glupiej zaby" i "Przebojow Dwojki". Rzucil sie pod pociag w grudniu 2007. Dave Gahan - fenomenalny artysta, absolutny top topow,facet,ktory nie musi niczego udowadniac. 60 milionow sprzedanych plyt. "Enjoy the silence" - evergreen wszechczasow, lider bandu,ktory przetrwal Kajagoogoo, Classics Nouveaux, Spandau Ballet,Nika Kershawa i dziesiatki wybitnych artystow lat 80. Dwie proby samobojcze,narkotykowy nalog zwalczany latami, totalne poczucie bezsensu zycia i osamotnienia. Wspominany przez Jolunie Tomasz Beksinski to jeden z najwiekszych ludzi radia,jak dla mnie. Beksinski odcisnal tak potezne pietno w Polsce,ze nie wiem ilu z nas zdaje sobie z tego sprawe. Gdyby nie on nie byloby fenonemu Marillion w Polsce a Pendragonu nikt by nawet nie znal. To on,romantyk muzyki rockowej,odpowiada za boom 4AD w tej czesci Europy i smiem wrecz twierdzic,ze odmienil polski punk w zupelnie nowa i piekna fale myslenia i cala scena sie zmienila.

[ Dodano: Sro 19 Lis, 2008 ]

John Lennon powiedzial: "Zawsze czekalem na powod,aby opuscic The Beatles...po prostu nie mialem jaj aby to zrobic.Ziarno zostalo zasiane kiedy Beatlesi przestali koncertowac a ja nie moglem pogodzic sie z brakiem wystepow.Bylem jednak zbyt przestraszony,aby wyjsc z palacu.To zabilo Elvisa Presley'a.Krol zawsze ginie z reki swoich dworzan,jest zbyt obzarty,zbyt ulegly i zbyt przepity aby utrzymac sie na tronie.Wieli ludzi w takim polozeniu nigdy sie nie budzi."

Powiedział też kiedyś: "Zostałem artystą, bo lubiłem wolność. Potem poczułem się niewolnikiem obrazu artysty i tego wszystkiego co należy robić. Wielu ludzi z tego powodu popełnia samobójstwo"
"... ludzie mówią, że nam dobrze, czy nie widzą jak się biomy. Izolacja. Boimy się być sami. Każdy musi mieć swój dom..." ("Isolation")
"... nikt Cię nie kocha gdy jesteś na dnie ..." ("Nobody Loves You")

A fani napisali dla niego:
"JOHN WE LOVE YOU - ALL WE CAN DO NOW IS PRAY FOR YOU AND YOUR FAMILY. THANK YOU FOR YOUR MUSIC"

To samo róbmy dla Mirka.
Poczuc takie wsparcie to wielka sila. Ogromnie dziekuje. Przerwalem,bo zauwazylem,ze zyjecie czyms innym i cieszycie sie teraz z nowych rzeczy. Oczekiwanie na DVD,radosc,ze kapela funkcjonuje. To piekne i raodsne,a znow wraca okularnik w starych adidasach i medzi. Poczulem,ze to moze jednak nie miejsce na takie rozdrapywanie i analizy,ktore niczego nie zmienia... Nie umiem raczej rozmawiac o tym osobiscie. Kurcze,swietnie piszecie. Uwielbiam taka dyskusje,poprzez cytat,jakis konkret. W koncu to sie naprawde dzieje, oni - gwiazdy gdzies tam zyja,ziewaja tak samo jak wszyscy inni (nie mowiac o innych czynnosciach hehe) i przezywaja te straszne rzeczy na wlasnej skorze. Widzialem kiedys za granica koncert Lou Reeda. Byl fenomenalny. Salka byla niewielka,chyba mniejsza nawet niz ta w Chorzowie,ale moze taka sama. Widzialem Lou Reeda z bardzo bliska, on zawsze jest posmutnialy a jego tworczosc dla wielu medliwa. Ja go jednak lubie. No wiec patrze i slucham,raczej nie bylo zartow ze sceny a kontakt ograniczal sie do opowiadania historii,niezwykle powaznych. Zszedl ze sceny,zgral bis wydawaloby sie beznamietnie,ale z niewielkim usmiechem dziekowal publicznosci. Od razu widac bylo,ze facet swoje przeszedl i nad czyms cierpi. Ja wyszedlem z sali a on do garderoby a potem gdzies. Podczas koncertu bylismy ze soba zwiazani i moze obaj (plus wszyscy inni na koncercie) zapomnielismy o tym co poza sala. Ale potem jednak kazdy z nas wrocil do siebie. A nam wydaje sie,ze oni wciaz sa na scenie i w telewizji. Ze to my wracamy do klesk i problemow a oni pewnie nagrywaja kolejny program lub graja inny koncert lub,moj Boze,sam nie wiem co,ale napewno nie maja takich problemow. No i maja szmalec Shit,chyba tak nie jest dla wielu (moze poza szmalem haha). Kilka slow o Lou Reed'zie z netu:

Lou Reed - kruk w świecie rocka
Mówi się, że najlepsze jest to, co narodziło się w bólu. Fakty są takie – rodzice nastoletniego nowojorczyka Louisa Alana Firbanka nienawidzili z całych serc - przepełnionych troską o przyszłość syna – tego, co dla niego było najważniejsze – rock’n’rolla. Kiedy wszystkie metody zawiodły (wśród nich naprawdę ekstrawaganckie – takie jak na przykład zapisanie syna na kurs maszynopisania) oddali małego Louisa do szpitala psychiatrycznego, gdzie próbowano wyleczyć go z muzyki stosując elektrowstrząsy.
Dawkowanie bólu nie pomogło. Kiedy Louis urósł na tyle, że jego rozstawione ręce sięgały od jednego do drugiego końca gitary opuścił dom rodzinny. 


On juz z tym umrze.Jesli pozwolicie,to zacytuje cos jeszcze. W 20 dni po 2 listopada 2007,na swiecie fani obchodzili 10.lecie jego samobojczej smierci innego artysty. Sam zapomnialem,ze to juz tyle lat,choc postac pamietam doskonale i bardzo szanowalem i lubilem.

IKONA ROCKA ODESZLA NA ZAWSZE

   To, co zastała pokojówka hotelowa za drzwiami pokoju 524 zaszokowało cały świat. Największa ikona
        australijskiego rocka, lider zespołu INXS - Michael Hutchence - był martwy, powieszony na swoim pasku
        u drzwi pokoju hotelowego. Nagie ciało Michaela zwisające w dół, zostało znalezione w jednym z pokoi
        hotelu Ritz-Carlton w Sydney, w sobotnie południe 22 listopada 1997.
Michael Hutchence napisał kiedyś: "Potrzebuję cię tej nocy, ponieważ nie mogę zasnąć". Miliony jego fanów
na całym świecie życzyło Michaelowi, by odnalazł on tego kogoś, kogo potrzebował w sobotę 22 listopada 1997 r.
http://www.inxs.pl/22-11-1997.htm
I znow mam watpliwosc czy kontynuowac. Nie wiem po co. Ale siedzi to we mnie i nie daje zyc.
Czy sukces objawił ci się kiedykolwiek jako siła destrukcyjna?

Ego to potężna siła. Czy wiesz, jak rozwijają te trzy literki? "Edging God Out" (nie podejmuję się zgrabnie tego przetłumaczyć, chodzi w każdym razie o wyniesienie się ponad Boga - przyp. WW). W przeszłości nie zabrakło osób, które postarały się, bym uwierzył w prawdziwość tych słów. Bym odniósł je do siebie. Bym ujrzał w sobie kogoś wszechmocnego. A przecież żaden człowiek nie jest kimś wszechmocnym...

Naprawdę ujrzałeś w sobie kogoś stojącego ponad Bogiem?

O tak. I pokusa ujrzenia w sobie kogoś wszechmocnego ciągle powraca. Walczę z nią każdego dnia, gdy patrzę rano w lustro. A zwłaszcza gdy wychodzę na scenę i śpiewam dla dwudziestu tysięcy uszczęśliwionych ludzi. Możesz uwierzyć, że to niesamowite uczucie. Czasem muszę sobie powtarzać, że jedynie bawię ten tłum.

Czy życie pojawiło ci się przed oczami gdy prawie umarłeś w 1996 roku?

O tak, widziałem Jennifer, która jest teraz moją żoną, która wolała żebym wracał. Miałem takie uczucie, że ona jest światłem, dobrą rzeczą w moim życiu. Słyszałem też naprawdę donośny głos, który mówił "To nie tak. Nie możesz decydować!" Widziałem się otoczonego przez lekarzy i krzyczałem "Jestem tu, jestem tu!". Czułem się jakbym, o mój Boże, zrobił wielki błąd. To nie to czego chciałem. Nagle poczułem wstrząs, który przywrócił mnie do życia. Później dowiedziałem się, że Jennifer, która była w Nowym Jorku, poczuła o czwartej rano jakieś przytłaczające uczucie, że przytrafiło mi się coś strasznego.

Ile czasu po tym jak prawie umarłeś rzucałeś narkotyki?

Zabrało mi prawie dwa lata by poprosić o pomoc. W tamtym czasie zostałem w końcu skazany na to by być czystym. Albo to, albo idę do więzienia. No więc zdecydowałem się na życie w centrum odwykowym, gdzie losowo przeprowadzano testy moczu. To było upokarzające, ale w tym czasie czułem się najlepiej w swoim życiu.

Czy kiedykolwiek martwiłeś się, że stajesz się twórczym bankrutem?

Cały czas się o to martwię.

[ Dodano: Czw 20 Lis, 2008 ]