ďťż

grueneberg

Jest tutaj 10 łóżek dla pacjentów...

Dodane po 4 minutach:

Doktor przywozi tutaj Michimoto,przenoszę go na łóżko,a doktor wychodzi zabierając ze sobą łóżko na którym przyniósł Michimoto.Poczekam aż wstanie - powiedział i usiadł na krześle obok łóżka.


Powoli zaczyna się przebudzać.
*Myśli: co jest, po kiego ten gips...ale mnie boli szczęka, nie mogę mówić...Co do jasnej anielki się ze mną stało?!
Powoli zaczyna wstawać z łóżka.
Co się z tobą stało? Dobre pytanie - powiedział.
-Mało pamiętam, tylko to, że Tano znów mnie zaatakował i więcej nic.


Znów ciĂŞ zaatakowaÂł?To wy siĂŞ ciÂągle tak lejecie? - spytaÂł.
mi siĂŞ wydaje, Âże to dla tego, iÂż przewróciÂłem Minako dla Âżartów...chÂłopak chyba siĂŞ zakochaÂł i postanowiÂł broniĂŚ swojej samicy mówi z uÂśmiechem na twarzy
maÂło pamiĂŞtam, moÂżesz mi powiedzieĂŚ co siĂŞ staÂł?
Tak,kolo z dzikim wyglÂądem próbowaÂł ciĂŞ zaatakowaĂŚ,wiĂŞc odepchn¹³em go moim Jukenem,a tamta caÂły czas ryczaÂła,potem staÂło siĂŞ coÂś dziwnego. - MówiÂł a jego wzrok powĂŞdrowaÂł w podÂłogĂŞ. ZobaczyÂłem Byakuganem Âże ten Tano ma 2 rodzaje chakry w sobie.ByÂł w powaÂżnym stanie,a potem nic mu nie byÂło,jak by go coÂś uzdrowiÂło - powiedziaÂł.
nieŸle...ten goœÌ jest z mojej wioski Ame...a co siê sta³o Tano, ze by³ w z³ym stanie? pyta zdziwiony
Chyba mu po³ama³eœ ¿ebra,a potem siê pop³aka³ - powiedzia³ i zacz¹³ siê œmiaÌ pod nosem...
ja?....Nie no musia³em wpaœÌ w bia³¹ gor¹czkê, obawia³em, siê, ¿e to nadejdzie......a tak dawno to mi siê nie przytrafi³o...mocno oberwa³?
A ja wiem?Chyba - powiedziaÂł.
idê st¹d, dziêki za pomoc... zacz¹³ kuœtykaÌ w stronê wyjœcia
WyszedÂłem za Michimoto.

<nmm>
Medik ninja przyniósÂł mnie i poÂłoÂżyÂł na ÂłóÂżku. ZdarÂł ze mnie ubrania i zacz¹³ leczyĂŚ moje poparzenia. Innych dwóch zajmowaÂło siĂŞ mojÂą lekko poturbowanÂą gÂłowÂą.

Dodane po 1 godzinach 38 minutach:

Po 2 godzinach medykom siĂŞ udaÂło. Oparzenia znikÂły, a a gÂłowa juÂż nie bolaÂło. MusiaÂłem siĂŞ jak najszybciej zwijaĂŚ i siĂŞ ukryĂŚ. WyskoczyÂłem jeszcze zmĂŞczony przez okno, pod którym czekaÂła na mnie Morphine, na której odleciaÂłem. <NMM>
Do sali zostaÂł wniesiony Richarde, który przeszedÂł dÂługÂą operacjĂŞ. Pod³¹czono go pod kroplówkĂŞ i poÂłoÂżono na ÂłóÂżku. Po chwili wszedÂłem powoli do sali i usiadÂłem na krzeÂśle niedaleko dowódcy. CzekaÂłem aÂż siĂŞ obudzi i powie, co siĂŞ staÂło.

Po chwili stworzyÂłem klona, który wykonaÂł Hiraishin no Jutsu i znikn¹³.
gdy sie obudzilem wykonalem na sobie jutsu dzieki kturemu bardzo poobijany ale zywy wyszedlem ze szpitala dzieki technice powinienem szybko wrucic do zdrowia

NMM
Zdziwiony, patrzÂąc na odchodzÂącego Richarde wstajĂŞ. Po chwili wolnym krokiem wyskakuje przez okno (to byÂł parter) i biegnĂŞ przed siebie pod brame Konohy <NMM>
Hanita po niecaÂłych dwóch godzinach porodu wreszcie leÂżaÂła w miĂŞkkim ÂłóÂżku, ale niestety nie u siebie. Sala poÂłoÂżnicza w której siĂŞ znajdywaÂła byÂła bardzo Âładna i komfortowa, w sam raz dla mÂłodych matek, praktykantek Âże tak powiem.
RozmyÂślajÂąc nad tym kiedy przyjdzie Jeng, Emi, czy sam ukochany Logen, zamknĂŞÂła oczy. Wci¹¿ majÂąc przed sobÂą twarz dziecka chÂłopczyka, myÂślaÂła nad jego imieniem. Te, które zaproponowaÂł Uchiha byÂło bardzo Âładne. Ale w koĂącu zasnĂŞÂła i nic z tego nie wyszÂło ;p
Richarde wszedl do sali gdzie lezala haniti uwczesnie zapukal delikatnie poczym podszedl do luzka gdzie lezala uczennica i widzac ze ta usnela usiadl na krzesle i czekal az ona wypocznie i sie obudzi . zdziwilo go to ze jeszcze niema logena a dziecko mu sie juz urodzilo
Moja piĂŞkna bogata kareta zatrzymaÂła siĂŞ przed szpitalem konoszaĂąskim. Podobno tutaj rodziÂła Hanita i powinna nadal tutaj przebywac. OtworzyÂłam juÂż bez poÂśpiechu drzwiczki, wziĂŞÂłam torbĂŞ oraz wiklinowy koszyk ... znaczy duÂży kosz i wysiadÂłam z wozu. PowiedziaÂłam jeszcze starszemu juÂż woÂźnicy by przybyÂł tutaj za kilka godzin. Sama weszÂłam po schodkach do szpitala, poszÂłam do recepcji spytac siĂŞ na jakiej sali i czy wogóle przebywa tutaj Hanita. MiÂła recepcjonistka powiedziaÂła mi gdzie mam siĂŞ udac. Powoli obÂładowana jak na wojne weszÂłam to sali gdzie leÂża³¹ moja koleÂżanka z którÂą mimo Âże wi¹¿e mnie którtka znajomoÂśc to bardzo jÂą polubilam ... poczuÂłam do niej wielkÂą sympatiĂŞ. WÂślizgnĂŞÂłam siĂŞ cicho do Âśrodka. KtoÂś juÂż tutaj prócz mnie byÂł przy mÂłodej matce. MaÂłymi kroczkami zbliÂżyÂłam siĂŞ do ÂłóÂżka i uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ do mĂŞÂżczyzny który siedziaÂł na krzeseÂłku.
- DzieĂą dobry - powiedziaÂłam póÂłszeptem widzÂąc Âże dziewczyna Âśpi i wyciÂągnĂŞÂłam w stronĂŞ nieznajomego rĂŞkĂŞ - Jestem Jeng koleÂżanka Hanity, a Pan to kto jeÂśli moÂżna wiedziec?
Richarde widzac Jeng wstal jak przystalo na dzentelmena i ustampil miejsca poczym udwzajemnil uscisk dloni i powiedzial tez szeptem doniej
- Ja jestem Richarde sensei Hanity milo mi poznac jej kolezanke. ona jak widac odoczywa po ciezkim porodzie .
- Tak wiem ... miaÂłam byc na porodzie ale te wszystkie obowiÂązki w biurze momentami mnie przerastajÂą - trochĂŞ nakÂłamaÂłam bo to tylko moja skleroza jednak nie mogÂłam siĂŞ przyznac do tego, bo wstyd - Sensei ... hmmm.
SkÂłoniÂłam gÂłowĂŞ i skorzystaÂłam z ustÂąpionego miejsca wczeÂśniej postawiwszy koczyk i torebkĂŞ na podÂłodze koÂło szafki by nie zajmowaly miejsca na blacie.
Hanita obudziÂła siĂŞ. Normalnie zrobiÂłaby to o wiele póÂźniej, jednak ze "ÂśpiÂączki" wyrwaÂły jÂą dwa znajome gÂłosy. Jeden naleÂżaÂł do Richarde, a drugi do Jeng...cudownie, dopeÂłniÂła obietnicy, przyszÂła. PozostaÂło wiĂŞc jedynie otworzyĂŚ Âślepka i poprawiajÂąc siĂŞ na ÂłóÂżku porozmawiaĂŚ z tenÂże dwójkÂą.
-Mistrzu, ukochana przyjacióÂłko....-powiedziaÂła cicho przepeÂłniona bÂłogim uÂśmiechem. NasiliÂł siĂŞ jeszcze bardziej, gdy pielĂŞgniarka opiekujÂąca siĂŞ niÂą wróciÂła z sali poÂłoÂżniczej dla dzieci, by obdarowaĂŚ chuuninkĂŞ swojÂą pociechÂą. Malec zawiniĂŞty w biaÂły materiaÂł z zamkniĂŞtymi oczyma poruszaÂł z wolna drobnymi dÂłoĂąmi, szukajÂąc matki. Hanita, wiedzÂąc co ma robiĂŚ, przytuliÂła do siebie noworodka.
-Spójrzcie.....to jest moje dzieciÂątko...Zdrowy, piĂŞkny chÂłopiec.-zerkaÂła raz na parĂŞ przyjacióÂł, a raz na same dzieciĂŞ, by dobrze zaznajomiĂŚ siĂŞ w sytuacji.
- O obudzia³œ siê - uœmiechnê³am siê wstaj¹c i nachylaj¹c siê nad Hanit¹, a dok³adnie nad jej synkiem. Jak¿e dzieci s¹ piêkne. - Cudowne maleùstwo. Jak siê nazywa? - zapyta³am siê zaciekawiona - I jak siê czujesz?
Ciekawe jakie imiĂŞ. Sama synka bym nazwaÂła Saito za to dziewczynkĂŞ Akane. Kto nadaÂł imiĂŞ ojciec czy Hanita a moÂże razem?
-CzujĂŞ siĂŞ o wiele lepiej niÂż tam, na sali...DziĂŞki-wskazaÂła gÂłowÂą wyjÂście z oddziaÂłu poÂłoÂżniczego. A Âże to byÂła dziewczyna bardzo szczera i przyjazna, pozwoliÂła Jeng potrzymaĂŚ dziecko. Niech sobie teÂż popatrzy na ten piĂŞkny cud natury.
-ChÂłopca chcieliÂśmy nazwaĂŚ Suyatoru. Tak samo miaÂł na imiĂŞ ojciec Logena, którego...-westchnĂŞÂła-niestety straciÂł doœÌ wczeÂśnie. Dziwne, ale nawet nie myÂśleliÂśmy nad tym, co bĂŞdzie, jeÂżeli urodzi nam siĂŞ dziewczynka...-uÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ lekko szerzej, obserwujÂąc przyjacióÂłkĂŞ. Hanita w g³êbi duszy czuÂła, Âże miĂŞdzy niÂą a wÂładczyniÂą Kusy narodziÂła siĂŞ pewna wiĂŞÂź...
-Richarde nieprzerywal przyjaciulka rozmowy tylko sluchal stojac i podziwiajac malca ktury byl synem jego uczennicy . Poczym spytal niezbyt pewnie
- Moge potrzymac malego?
ostatni raz to robil jak opiekowal sie Neko curka bylej pani hokage
-Jasne, Âże moÂżesz. Daj tylko Jeng potrzymaĂŚ przez chwilĂŞ.-rozporzÂądziÂła, siĂŞgajÂąc na lewy bok ÂłóÂżka po ciastka, jakie dostaÂła w prezencie od pielĂŞgniarek i caÂłego zarzÂądu szpitala. Od niedawnego czasu praktyka ta stawaÂła siĂŞ coraz "sÂłodsza", a sama Hanita myÂślaÂła juÂż o drugim dziecku, jeÂżeli te ciastka nadal bĂŞdÂą robione. JedzÂąc jedno z nich z kokosowymi wiórkami na górze, przeÂłknĂŞÂła je gÂłoÂśno, by potem pogÂłaskaĂŚ siĂŞ po (znów!) zwykÂłym brzuchu.
-DziĂŞkujĂŞ, Âże przyszliÂście mnie odwiedziĂŚ.-podziĂŞkowaÂła krótko, uÂśmiechajÂąc siĂŞ.
Richarde wziol delikatnie dziecko na rece podtrzymujac mu glowke poczym odparl do haniti zartobliwie
- hehe po tych ciastach szybko niewrucisz do swojej figury
poczym zerknol na malca dawno niewidzial takich malych raczek . gdy juz potrzymal malca podal do ostroznie Jeng
WeszÂła przez gÂłówne drzwi do szpitala i podeszÂła do recepcji pytajÂąc gdzie moÂże znaleŸÌ Hanite. Gdy pielĂŞgniarka podaÂła jej pokój ona poÂśpiesznie skierowaÂła siĂŞ w jego stronĂŞ. ZapukaÂła do drzwi danego pokoju po czym je otworzyÂła. SpojrzaÂła na wszystkich i powiedziaÂła Ohayo
-FigurĂŞ mam w sam raz, Richarde. Wystarczy tylko wróciĂŚ do treningów i wykonywania zadaĂą dla wioski i wszystko bĂŞdzie dobrze.-gdy skoĂączyÂła zdanie, akurat weszÂła przemiÂła panienka która zwaÂła siĂŞ Emi. Na sam widok dziewczyny, Hanita uÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ szeroko. JuÂż trzecia osoba przyszÂła jÂą odwiedziĂŚ, choĂŚ ta ostatnia trochĂŞ z przymusu i potrzeby poznania. Niestety, szybko musiaÂła zabraĂŚ dziecko z rÂąk Jeng, bo czas przyszedÂł na pierwsze karmienie piersiÂą. Na poczÂątku dziewczyna wzbraniaÂła siĂŞ przed tym, jednak widzÂąc smutnÂą minkĂŞ chÂłopczyka, lekko rozsunĂŞÂła niebieskÂą koszulĂŞ szpitalnÂą i przystawiÂła lewÂą pierÂś do ust dzieciÂątka. PoczuÂła siĂŞ wtedy naprawdĂŞ dziwnie...moÂże przypominaÂło to zabawĂŞ kochanków, jednak teraz..teraz Hanita wiedziaÂła, Âże przez to daje si³ê i Âżycie swemu dziecku. CiepÂło równieÂż.
Gdzy haniti zaczela go karmic richarde przywital sie z nowo przybyla dzewczyna poczym odparl do haniti znowy zartobliwie
- heh a nieidziesz teraz na maciezynski ;P
poczym oparl sie o sciane i sluchal reszty ludzi kturzy byli w pomieszczeniu
-Na macierzyĂąski? CóÂż...propozycja ciekawa i trudna do odrzucenia, jednak muszĂŞ to zrobiĂŚ. Przez tÂą ca³¹ ci¹¿ê mam wiele rzeczy do zrobienia i odrobienia. Dodatkowo pracuje nad jednÂą sprawÂą zaginiĂŞcia pewnego ninja z Konohy. MiaÂłam to zrobiĂŚ wczeÂśniej, ale akurat dowiedziaÂłam siĂŞ o "golu"-zaÂżartowaÂła na koniec, spoglÂądajÂąc teraz na malca, który Âłapczywie ssaÂł jej pierÂś. WydawaÂłoby siĂŞ, Âże dziecko nie Âżyje, jednak ruchy drobnych warg wskazywaÂły na co innego. A teraz zostaÂła tylko sprawa Logena...Ciekawe, czemu go tak dÂługo nie ma..
-hmm do nadrobienia?? Heh no coz widze ze bedzie mial sporo ciotek kture beda go nianczyc
w tym momecie zerknol ja jeng i emi i usmiechnol sie szeroko poczym zerknol przez okno na przeciwko rozmyslajac nad sprawa Amy i tym ze Shi wrucila i pewnie aka za niedlugo znowu beda silni
Hanita, sÂłuchajÂąc swojego nauczyciela medycyny, pokiwaÂła gÂłowÂą w zrozumieniu.
-Owszem, z pewnoÂściÂą bĂŞdzie ich bardzo duÂżo. Jednak jeÂżeli sÂądzisz, Âże przez to bĂŞdĂŞ chciaÂła unikaĂŚ kontaktu z dzieckiem to siĂŞ grubo mylisz. Kocham je i uwielbiam siĂŞ opiekowaĂŚ.-przyznaÂła caÂłkiem, caÂłkiem szczerze, gÂładzÂąc synka po maÂłym czole. ChÂłopiec ssÂąc mleko z piersi po prostu odpÂłyn¹³...zasn¹³. Dziewczyna wiĂŞc nie widzÂąc powodu by dÂłuÂżej siĂŞ tak nieprzyjemnie negliÂżowaĂŚ na sali, znów poprawiÂła niebieski materiaÂł, zasÂłaniajÂąc to co trzeba byÂło. Dziecko jednak przytulaÂła caÂły czas do siebie.
Richarde usmiechnol sie tylko poczym jego mina spowazniala a on nadal wpatrywal sie w okno nic niemuwiac. Teraz odplynol na jakis czas rozmyslajac o swoich sprawach . poprawil jeszcze tylko plaszcz i w takiej pozycji oparty o sciane zastygnol bez ruchu
-Richarde...co masz zamiar teraz zrobiĂŚ?-spytaÂła z ciekawoÂści, spoglÂądajÂąc na ca³¹ trójkĂŞ znajomych/ przyjacióÂł. Jeng, Emi i sam nauczyciel musieli zrezygnowaĂŚ ze swoich arcywaÂżnych zadaĂą dla samego odwiedzenia jej. MusiaÂła to doceniĂŚ, bo sama nawet nie wiedziaÂła, czy przyszÂłaby na taki poród swojej siostry. WolaÂła jednak nie roztrzÂąsaĂŚ tej myÂśli, wiĂŞc po prostu przytuliÂła mocniej noworodka, uwaÂżajÂąc na jego kruche ciaÂło. PamiĂŞtaÂła, by unikaĂŚ okolic czubka gÂłowy, gdyÂż miejsce to byÂło teraz bardzo, ale to bardzo delikatne i wraÂżliwe.
Richarde niedoslyszal slow hanity ale one wytracily go z zamyslenia poczym odwrucil sie doniej drapiac sie w tyl glowy muwiac
- sorki zamyslilem sie co muwilas??
poczym usmiechnol sie do uczennicy
ÂŚwieÂża matka, kiwajÂąc gÂłowÂą na boki, jakby zapominajÂąc o czymÂś nieprzyjemnym, westchnĂŞÂła cicho(sÂłynna "chmurka" w systemie rysunkowym), by zaraz zapytaĂŚ siĂŞ ponownie:
-PytaÂłam siĂŞ co bĂŞdziesz teraz robiÂł. Mam nadziejĂŞ Âże nie przeszkodziÂłam ci w planach. Wam z resztÂą równieÂż.-dodaÂła na koniec, spoglÂądajÂąc w stronĂŞ Emi i Jeng, które akurat staÂły obok siebie. CzujÂąc na sobie lekki, lecz ciepÂły oddech zdrowego synka, poklepaÂła go delikatnie po plecach. Od teraz jej Âżycie diametralnie zmieni siĂŞ.
-Heh spokojnie ja mam mase wolnego czasu ostatnio . Zreszta jak muglbym przegapic porod mojej ulubionej uczennicy
odparl richarde unikajac odpowiedzi o dalsze plany richarda kture mogly by zepsuc atmoswere i zniszczyc nastruj
-Najlepszej i jedynej chciaÂłeÂś powiedzieĂŚ, co?-zaÂżartowaÂła, naprawdĂŞ nie oczekujÂąc odpowiedzi na to pytanie. WolaÂła skupiĂŚ siĂŞ na dziecku, przyglÂądajÂąc mu uwaÂżnie. NajwaÂżniejszÂą rzeczÂą co do przyszÂłoÂści chÂłopca, a dokÂładnie jego byciem shinobi to...
-Ciekawi mnie jakie umiejĂŞtnoÂści odziedziczyÂł po mnie i Logenie...MoÂże Byakugan? A moÂże Sharingan?-zgadywaÂła, próbujÂąc dostrzec w lekko uchylonych oczach malca choĂŚ jednÂą wskazówkĂŞ na ten temat.
Hmm jeszcze kilka lat i pewnie sie dowiemy na co bedzie stac tego malca usmiechnol sie do swojej "najlepszej i jedynej " uczennicy ;P poczym zerknol jeszcze raz na wszystkich zebranych i sluchal oczym beda teraz rozmawiac ciotki z nowo upieczona mamuska ;P
Hanita, wczeÂśniej nie zwracajÂąc uwagi na podejrzany koszyk w rĂŞkach Jeng, teraz mogÂła poÂświĂŞciĂŚ najbliÂższy czas poÂłogu wÂłaÂśnie na to. MogÂła teraz uÂżyĂŚ swojej klanowej umiejĂŞtnoÂści, poprzednio wspomnianego Byakugana, jednak to nie przyniosÂłoby frajdy i zadowolenia. PozostaÂło wiĂŞc tylko czekaĂŚ, ale nie pytaĂŚ. Wszelkie pytania ÂświadczyÂłyby o nienaturalnej ciekawoÂści, a ona sama jest pierwszym stopniem do Jashina. NastaÂła martwa cisza, przerywana rozmowami innych matek na tej sali.

//ja mykam. papa//
- Och przepraszam nie mogÂłam oderwaĂŚ swoje wzroku od twojego maleĂąstwa, aÂż mi siĂŞ pusto w gÂłowie zrobiÂło i nic do mnie nie dochodziÂło - uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ trochĂŞ gÂłupkowato. - SkÂądÂże nie miaÂłam Âżadnych waÂżniejszych zajĂŞĂŚ ostatnio. PrzybyÂłam najszybciej jak mogÂłam. Po za tym w wolnym czasie gdy bĂŞdziesz musiaÂła gdzieÂś siĂŞ udaĂŚ zawsze bĂŞdziesz mogÂła na mnie liczyĂŚ bym siĂŞ nim zaopiekowaÂła.
- O witaj Emi, cóÂż ciĂŞ sprowadza do Hanity? – zapytaÂłam
- No tak jak zauwaÂżyÂłaÂś przyniosÂłam ci kilka drobnych rzeczy - powiedziaÂłam uÂśmiechniĂŞta i rozchyliÂłam wieko wiklinowego koszyka. - Kilka zdrowych pysznoÂści. Owoce, wyjÂątkowe kusaĂąskie liÂście herbaty, zdrowe dÂżemy truskawkowe i jogurty no i naturalne soki. - powiedziaÂłam i wypakowaÂłam jedzenie na stolik. ZnajdowaÂły siĂŞ tam kiœÌ bananów oraz zielonych winogron, miska truskawki, szeœÌ jabÂłek, dwadzieÂścia dwie mandarynki i cztery pomaraĂącze. W papierowej torebce znajdowaÂły siĂŞ wysuszone liÂście zielonej kusaĂąskiej herbaty którÂą czĂŞsto podawaÂłam w swoim gabinecie. WyÂłoÂżyÂłam jeszcze dwa sÂłoiki dÂżemów oraz duÂży pojemnik z naturalnym jogurtem który wspaniale smakuje w po³¹czeniu z dÂżemami. Cztery duÂże butelki z sokami wÂłasnej roboty. Jeden skÂładajÂący siĂŞ z owoców leÂśnych, drugi marchwiowy, nastĂŞpny marchewkowo-jabÂłkowo-bananowy i lemoniada z niezmodyfikowanych cytryn.
- Musisz miĂŞĂŚ duÂżo witamin Âżeby wróciĂŚ do dawnej formy - uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ do niej.
- Mam coÂś jeszcze dla twojego smyka - powiedziaÂłam i wyjĂŞÂłam z koszyczka dwie pary zielonych bodów z naszytym króliczkiem na piersi, niebieskÂą parĂŞ Âśpioszków z tysiÂącami sÂłoników oraz ÂżóÂłte Âśpioszki w b³êkitne paski. Do tego daÂłam Hanicie jeszcze zestaw miĂŞciutkich pieluszek, dwa Âśliniaczki do niebieskiego i ÂżóÂłtego zestawu Âśpioszków oraz butelkĂŞ do karmienia jak dziecko bĂŞdzie starsze. Z zabawek przyniosÂłam dwa antyuczuleniowe pluszki, w tym jeden brÂązowy misio oraz wielka czerwona biedronka w czarne kropki która wyglÂądaÂła nadzwyczaj pociesznie, po za tym dwa gryzaki i karuzelĂŞ nad ÂłóÂżeczko przedstawiajÂąca ÂśmiejÂące siĂŞ chmurki i uÂśmiechajÂący siĂŞ ksiĂŞÂżyc. Nie byÂło tego zbyt duÂżo jednak miaÂłam nadziejĂŞ Âże prezenty siĂŞ spodobajÂą.
- ProszĂŞ bardzo - uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ serdecznie ... nawet trochĂŞ zadowolona z siebie ... ale szczególnie cieszyÂłam siĂŞ radoÂściÂą Hanity i widokiem tego maleĂąstwa.
Richarde wytrzeszczyl oczy widzac jak kolejno jeng pokazuje haniti zeczy kture przyniosla poczym zazartowal muwiac
- heh taki maly koszyk a tyle zeczy ciekawe co jeszcze tam masz
po tych slowach usmienol sie poczym jeszcze raz spojzal nna malucha myslac . ehh ten malec to ma farta niczym niemusi sie przejmowac
WchodziÂłem powoli po Âścianie, sprawdzajÂąc przez okno, gdzie leÂży moja Kochana Hanita. Kiedy znalazÂłem juÂż wÂłaÂściwÂą salĂŞ, zapukaÂłem w okno i czekaÂłem, aÂż ktoÂś otworzy mi je, abym mógÂł wejœÌ. ByÂłem doœÌ poobijany, przez dzieciaki, które goniÂły mnie po drodze i chciaÂły mnie dla zabawy obrzucaĂŚ kunai'ami i shurikenami, a nawet parĂŞ sztuk teraz tkwiÂły w moich plecach...
Mam nadzieje, Âże nie spadnĂŞ... i Âże z HanitÂą wszystko w porzÂądku. - pomyÂślaÂłem, czekajÂąc na otworzenie okna...
- Mam tam jeszcze tylko póÂł mojego mieszkania - powiedziaÂłam ironicznie ale Âżartobliwie gdy pochwili ktoÂś zapukaÂł w drzwi ... nie to byÂło okno?! Czy w konoszy wszyscy majÂą zwyczaj wchodzic oknem?! - Kto to ? - powiedziaÂłam pod nosem zbliÂżajÂąc siĂŞ do okna. WidziaÂłam tam trochĂŞ zmasakrowanego mĂŞÂżczyznĂŞ. JakiegoÂś totalnego niezdarĂŞ. OtworzyÂłam okno ale w taki sposób Âże prawie wyrzucilam przylepionego do sciany goÂścia, jednak na wszelki wypadek przywiazaÂłam do niego nicie chakry by w razie wypadku moc kontrolowac jego ciaÂłem by nakierowac tak by nic sobie nie zrobil.
- KtoÂś ty? - zapytaÂłam
TrochĂŞ wystraszony tak nagÂłym otwarciem okna, straciÂłem czĂŞÂściowo kontrolĂŞ chakry w stopach, odczepiajÂąc siĂŞ od Âściany, jednak szybko przyczepiÂłem siĂŞ z powrotem, zdziwiony czĂŞÂściowÂą stratÂą kontroli nad ciaÂłem.
- Ja? - zapytaÂłem lekko zaskoczony, spoglÂądajÂąc na dziewczynĂŞ, która mnie chwyciÂła nitkami chakry. - Jestem Uchiha... Logen. - wydyszaÂłem, spoglÂądajÂąc w dóÂł. - MoÂżesz mi pomóc wejœÌ? przez drzwi nie mogĂŞ, bo ta dzieciarnia, która sobie ze mnie zrobiÂła cel polowaĂą, czeka z kamieniami i shurikenami. - dodaÂłem po chwili, wskazujÂąc na grupkĂŞ dzieci na ziemi...
Richarde podszedl do okna gdzie byl logen i jeng poczym wyciagnol reke i chwycil logena wciagajac go do srodka i odparl
- chlopie ogarnij sie z malymi dziecmi nieumisz sobie poradzic tu czeka na ciebie wlasne odparl poczym wskazal na haniti ktura trzymala Jego syna.
Hanita, sÂłyszÂąc doœÌ znajomy gÂłos narzeczonego, ojca dziecka, wygrzebaÂła gÂłowĂŞ z naprawdĂŞ bogatego zbioru prezentów od Jeng. Na sam widok Logena jej policzki pokryÂł czerwony rumieniec. Synek natomiast spaÂł nadal smacznie.
-Och, MiÂśku...jesteÂś. Czemu tylko tak dÂługo?-spytaÂła, odpakowujÂąc jeden z soków, pijÂąc go a potem jeszcze zjeœÌ poÂłowĂŞ winogron. JeÂżeli tak szybko bĂŞdzie konsumowaÂła to niedÂługo wróci do "gracji i formy" podczas tej bolesnej ci¹¿y. Ale Âże niedÂługo znów wkracza do akcji, to...
- Wybacz Kochanie... - odparÂłem, wciÂągajÂąc walizkĂŞ z rzeczami Hanity przez okno. - JakieÂś dzieciaki zrobiÂły sobie ze mnie zwierzynĂŞ i polujÂą, rzucajÂą kamieniami i shurikenami. - dodaÂłem po chwili, odwracajÂąc siĂŞ bokiem, aby pokazaĂŚ powbijane bronie do moich pleców. - Na szczĂŞÂści to nic powaÂżnego.
Znad mojego prawego oka delikatnie spÂływaÂła struÂżka krwi z rany, którÂą sobie zrobiÂłem, uciekajÂąc przed dzieĂŚmi i kierujÂąc siĂŞ tu, do szpitala...
Richarde widzac poobijanego ucznie stojac obok niego wykonal Fuukin Souhuu Eisei no Jutsu i zaczol bez pytania leczyc logena jednoczesnie i bolesnie wyciagajac mu kunaje z plecow ale po kilku chwilach po ranach niebylo sladu. nastempnie richarde odparl
- heh dzieciaki cie tak uzadzily heh nastempnym razem musiasz szybciej uciekac powiedziawszy to richarde usmiechnol sie do logena a potem do haniti
-Dzieci powiadasz...-powiedziaÂła cicho, jakby do siebie. MrugnĂŞÂła dwa razy przesuwajÂąc obrazy w umyÂśle, by potem rzec coÂś naprawdĂŞ pocieszajÂącego i optymistycznego.
-WyobraÂź sobie, Âże jesteÂś od piĂŞciu godzin ojcem jednego z nich. Wspaniale, prawda?-uÂśmiechnĂŞÂła siĂŞ szeroko na koniec, dajÂąc wyleczonemu Logenowi swojego syna. Dzieciak na samo poczucie, Âże odrywa siĂŞ od ciaÂła matki otworzyÂła niewyraÂźnie Âślepka, zdziwiony.

//weŸ ktoœ dziecko, bo na misjê chce iœÌ. Mo¿e Jeng? //
- Ach to ten s³awny Logen - powiedzia³am sama do siebie - dzieci sobie z tob¹ daj¹ radê a teraz musisz opiekowaÌ siê i broniÌ swojej ¿ony oraz dziecka. Niezdara - powiedzia³a kpi¹co, a mo¿e raczej za¿enowana ca³¹ sytuacj¹ po czym doda³am snuj¹c przera¿aj¹ce plany- przyda³by ci siê jakiœ prawdziwy wycisk i trening...
- Panie Richardzie teraz nie zda siĂŞ uciekanie bo w tyle musiaÂłby zostawiĂŚ ÂŻonĂŞ z synkiem ... a to byÂłoby niewybaczalne- stwierdziÂłam. UmiejĂŞtnoÂściÂą jest radzenie sobie z urwisami tak by nie zrobiĂŚ im krzywdy a jednak daĂŚ im nauczkĂŞ. - A podobno klan Uchiha jest taki Âświetny ...
- Jak siĂŞ podobajÂą prezenty? Mam nadziejĂŞ Âże dobrze trafiÂłam ... - powiedziaÂłam uÂśmiechniĂŞta. Czasem moÂżna byÂło zobaczyĂŚ jakby w Jeng siedziaÂły róÂżne osoby. Raz jeszcze bezczelna i drwi z ludzi, a za chwilĂŞ potrafi byĂŚ miÂła i sÂłodka jak czekolada. Czasem sama siĂŞ przeraÂżaÂłam.
- Nie mogĂŞ nacieszyĂŚ oczu widokiem twojego maleĂąstwa, z chĂŞciÂą bym go porwaÂła. Chyba mogĂŞ liczyĂŚ na to Âże kiedyÂś pozwolisz mi zabraĂŚ je do siebie? - zapytaÂłam z równym entuzjazmem jak matka która zobaczyÂła wÂłasne dziecko.
PrzyglÂądaÂłem siĂŞ i przysÂłuchiwaÂłem wypowiedziÂą wszystkich obecnych w sali. Kiedy Richard-sensei skoĂączyÂł mnie leczyĂŚ, podszedÂłem do Hanity, aby zobaczyĂŚ maleĂąstwo i ucaÂłowaĂŚ dziewczynĂŞ.
- Jakby nie to, Âże siĂŞ tu spieszyÂłem, to bym pokazaÂł tamtym maÂłym... - przerwaÂłem, aby nie powiedzieĂŚ o parĂŞ sÂłów za duÂżo. OdwróciÂłem siĂŞ do Jeng, po czym kontynuowaÂłem. - MoÂże i klan Uchiha jest Âświetny... jednak kaÂżdy jest inny, ma innÂą przeszÂłoœÌ i inny charakter. - zwróciÂłem wzrok w martwy punkt na Âścianie pod oknem, dalej mówiÂąc, ciszej, jakby do siebie. - StraciÂłem juÂż oko, przeÂżyÂłem spotkanie z moim starszym bratem, uciekinierem... nic o mnie nie wiesz... - skoĂączyÂłem, nie patrzÂąc na nikogo, jednak siadajÂąc koÂło Hanity.
- Masz racjĂŞ nie znam go ... ale to nie zmienia faktu Âże teraz masz pod swoimi skrzydÂłami nie tylo Hanita która mogÂłaby sobie poradzic ale takze bezbronne dziecko. - powiedziaÂłam po czym nagle siĂŞ uÂśmiechnĂŞÂłam - ale skoĂączmy tÂą rozmowĂŞ i skupmy uwagĂŞ na naszej nowo upiczonej matce która z pewnoÂściÂą jest juÂż wykoĂączona naszym gadaniem i sterczeniem nad niÂą.
SpojrzaÂłam na maluszka u uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ od ucha do ucha. ByÂł taki sÂłodki i niewinny. NiemowlĂŞta ... jeszcze nie skalane brudem naszego Âświata. Czy taki ojciec jak Logen bĂŞdzie odpowiednim wychowankiem dla synka? Szczerze mówiÂąc nie jestem przekonana jednak nie mogĂŞ oceniac ksi¹¿ki bo mizernej okÂładce i tytule nieadekwatnym do tresci.

// Macie juÂż wybranÂą osobĂŞ która bĂŞdzie odgrywala wasze dziecko
I Logen nie bierz tego wszystkogo do siebie co piszĂŞ To po prostu charakter Jeng //
// To z Logenem gadaj, bo to jego kolega chyba bĂŞdzie //
Hanita, sÂłuchajÂąc tej jakÂże porywczej i ciekawej wymianie zdaĂą miĂŞdzy Logenem a Jeng, wstaÂła na spokojnie z ÂłóÂżka. Celem byÂło poukÂładanie wszystkich prezentów do kupki i znalezienie swoich normalnych ubraĂą. Dziewczyna nie wytrzyma wiĂŞcej w szpitalu, wiĂŞc powinna w jakiÂś sposób oderwaĂŚ siĂŞ na chwilĂŞ z tego koszmaru. ZnalazÂła wÂśród swoich rzeczy czerwone, obcisÂłe kimono, które nie doœÌ, Âże byÂło bardzo "sexy i odlotowe", to w dodatku nie przeszkadzaÂło w walce. WziĂŞÂła je pod pachĂŞ wraz z bieliznÂą i biustonoszem, by rzec do przyjacióÂłki:
-Prezenty bardzo mi siĂŞ podobajÂą, dziĂŞkujĂŞ. Ach, Misiek, kochanie...Opowiedz wszystkim tutaj o imieniu jakie przygotowaÂłeÂś dla naszego synka. Porozmawiajcie miĂŞdzy sobÂą, a ja przejdĂŞ siĂŞ po ogrodzie. Sama.-puÂściÂła specjalne oczko do Logena, by wiedziaÂł, Âże to podpucha i Âże Hanita po prostu chce wyrwaĂŚ siĂŞ na parĂŞ godzin ze szpitala. A Âże jÂą bardzo dobrze znaÂł to powinien odczytaĂŚ ten znak. No to sobie poszÂła
NMMT
SpojrzaÂłem na Jeng, kiedy mówiÂła, póÂźniej na Hanite i niemowlĂŞ. UÂśmiechn¹³em siĂŞ i w duchu i na twarzy, ze szczĂŞÂścia...
- Jak siĂŞ czujesz Kochanie? - zapytaÂłem Hanity, caÂłujÂąc jÂą w czoÂło i przyglÂądajÂąc siĂŞ dziecinie. - Oby tylko nic Ci siĂŞ nie staÂło, Skarbie. - dodaÂłem, widzÂąc jak Hanita wychodzi z pokoju. Kiedy dziewczyna wyszÂła, spojrzaÂłem na Richard'a i Jeng, którzy zostali...

//Jeng, rozumiem, tak samo Logen, mimo iÂż trochĂŞ utoÂżsamiam siĂŞ z nim, to tylko taki charakter
A co do osoby, to muszĂŞ tylko powiedzieĂŚ kumplowi, Âżeby siĂŞ szykowaÂł \\
- Masz jakiÂś szczególny zawód Logen ... pozwolĂŞ sobie mówiĂŚ na ciebie po imieniu ... nie przeszkadza ci to ? - zapytaÂłam i usiadÂłam sobie na krzeseÂłku wygodnie zakÂładajÂąc nóÂżkĂŞ na nóÂżkĂŞ i opierajÂąc wygodnie o oparcie krzesÂła.
- Macie mieszkanko? I przygotowany pokoik dla dziecka? BĂŞdziecie mieli skÂąd zaÂłatwiĂŚ opiekunkĂŞ do dziecka? WÂłaÂśnie ... ostatnio Hanita musiaÂła uciekaĂŚ i nie powiedziaÂła mi kiedy mieliÂście Âślub - zarzuciÂłam biednego chÂłopaka ogromem pytaĂą. Z pewnoÂściÂą aÂż mu zawirowaÂło w gÂłowie, a do tego nie byÂły to zbyt proste pytania. Przynajmniej tak mi siĂŞ zdawaÂło. SpojrzaÂłam jeszcze na Richarda który na razie nic nie mówiÂł.
SpojrzaÂłem na Jeng. ZamyÂśliÂłem siĂŞ na chwilĂŞ, zastanawiajÂąc siĂŞ, na które pytanie odpowiedzieĂŚ najpierw.
- CóÂż... Âślub jest dopiero w organizacji... musimy ustaliĂŚ to jeszcze z HoKage. - zacz¹³em mówiĂŚ, wyglÂądajÂąc przez okno. - Mieszkania mamy dwa, moje i Hanity, a pokój dziecinny mam przygotowany, choĂŚ troszkĂŞ maÂły. - dodaÂłem po chwili, zamyÂślajÂąc siĂŞ znowu. - Co do opiekunki, to jeszcze o tym nie rozmawialiÂśmy, a odnoÂśnie mojego zawodu... cóÂż... moÂżna powiedzieĂŚ, Âże sÂłu¿ê wiosce. - dokoĂączyÂłem, przerywajÂąc parĂŞ razy w geÂście zamyÂślenia...
Richarde ciÂągle milczaÂł-zastanawiajÂące. SpojrzaÂłam przeszywajÂąco na Logena. Jakbym chciaÂła wychwycic jego myÂśli.
- SpodziewaÂłam siĂŞ wiĂŞkszej odpowiedzialnoÂści od Hanity ... - powiedziaÂłam sama do siebie. ÂŻeby starac siĂŞ o dziecko albo byc nie ostroÂżnÂą przed ÂślubĂŞ. Tacy osobnicy nie sÂą zawsze pewni ... jak wszyscy mĂŞÂżczyÂźni.
- CoÂś dokÂładniej ? Bo sÂłuÂżba wiosce mi duÂżo nie mówi.
Coœ d³ugo ju¿ nie by³o Hanity, miejmy nadziejê ¿e nic jej siê nie sta³o. Bo jeœli gdzieœ zas³ab³a, a kobiety po ci¹¿y nie s¹ jeszcze w pe³ni si³... b¹dŸmy dobrej myœli.
Znów spojrzaÂłem na dziewczynĂŞ, trzymajÂącÂą mojego syna.
- Raczej nic wiĂŞcej powiedzieĂŚ nie mogĂŞ... - odparÂłem, wstajÂąc i podchodzÂąc do dziewczyny, przyglÂądajÂąc siĂŞ maluszkowi. UÂśmiechn¹³em siĂŞ do niego, gÂłaszczÂąc go po gÂłówce. RozchyliÂło to pÂłaszcz, pod którym Jeng mogÂła dostrzec fragment biaÂło-czerwonego 'czegoÂś'. WidziaÂłem to katem oka, wiĂŞc szybko zasÂłoniÂłem pÂłaszcz tak, aby zakry owy przedmiot.
Mam nadzieje, Âże nie bĂŞdzie siĂŞ o to pytaĂŚ... - pomyÂślaÂłem, prostujÂąc siĂŞ, rzucajÂąc krótkie spojrzenia na obecnych ludzi, po czym usiadÂłem na ÂłóÂżku.
- Eh... Hanita na prawdĂŞ coÂś dÂługo siĂŞ przechadza. - powiedziaÂłem, patrzÂąc na drzwi od sali. - Jeng, mogÂłabyÂś pójœÌ sprawdziĂŚ co siĂŞ z niÂą dzieje, a ja w tym czasie zajmĂŞ siĂŞ malcem... - dokoĂączyÂłem, rozkÂładajÂąc rĂŞce i biorÂąc synka.
- WÂłaÂśnie o tym pomyÂślaÂłam - powiedziaÂłam i lekko zachichotalam. WstaÂłam i spojrzaÂłam na malca. ByÂł naprawdĂŞ sÂłodki.
- To ja idĂŞ ... zaraz powinnam wrócic. - stwierdziÂłam znikajÂąc za drzwiami. ZostawiÂłam Logena i jego syna razem z Richardem który byÂł nadzwyczajnie cichy. Czy byÂł aÂż takim genialnym sÂłuchaczem i wychwytywaÂł kaÂżde nasze b³êgy? <nmm>
Richarde pozegnal sie z Jeng poczym odrzekl
- hmm haniti faktycznie dlugo niewraca ale napewno sobie radzi niedenerwuj sie . poczym richarde zerknol na zegar i odparl ja bede sie juz musial zbierac musze zalatwic kilka spraw by wasze dziecko moglo sobie spokojnie zyc . poczym wykonal kilka pieczeci do techniki raiton no see i na koniec odparl
- aka zyskuje na nowo sily musze wiedziec jak szybko to robia . Pilnuj haniti sam tez uwazaj
gdy skonczyl zniknol

NMM
No i zostaÂłem sam... - pomyÂślaÂłem, widzÂąc jak w miejscu, gdzie przed chwilÂą staÂł jeszcze Richarde-sensei, teraz nikogo, ani niczego nie ma...
TrzymaÂłem na rĂŞkach mojego synka, zerkajÂąc co chwilĂŞ na drzwi, jakby sprawdzajÂąc, czy Hanita nie wejdzie niespodziewanie.
- Ale jesteÂś Âśliczny... - powiedziaÂłem cichutko, pod nosem do dzieciny na moich rĂŞkach, lekko go koÂłyszÂąc.
- Twoja przyszÂła Âżona to naprawdĂŞ spryciara - powiedziaÂłam na dzieĂą dobry wchodzÂąc do pomieszczenia trochĂŞ zbyt Âżwawym krokiem jak na Jeng. - UdaÂła siĂŞ do Âłazienki i przebraÂła siĂŞ, a nastĂŞpnie uciekla przez okno. Grrrr.
- Gdzie mogÂła pójÂśc? - zapytaÂłam siĂŞ patrzÂąc wprost na Logena. - JeÂśli jej siĂŞ coÂś stanie bĂŞdzie to nasza wina Âże jej nie przypilnowaliÂśmy... a mimo Âże jest silnym shinobi to jest po porodzie i jest osÂłabiona.
Dopiero po jakieÂś minucie zorientowaÂłam siĂŞ Âże Richard juÂż poszedÂł. Dziwne Âże nie minĂŞÂłam siĂŞ z nim na korytarzu .... ale moÂże tak jak wszyscy wyszedÂł oknem ?!
SpojrzaÂłem spokojnym wzrokiem na Jeng, caÂły czas dbajÂąc o synka i lekko go huÂśtajÂąc na rĂŞkach.
- Nie wiem dokÂąd mogÂła pójœÌ... - odparÂłem, krĂŞcÂąc gÂłowÂą na znak zaprzeczenia. - Ale skoro siĂŞ przebraÂła, to znaczy, Âże siĂŞ gdzieÂś wybiera... - dodaÂłem po chwili zastanowienia.
Mam nadzieje, Âże wiesz co robisz... Skarbie. - pomyÂślaÂłem, wyglÂądajÂąc przez okno na przemierzajÂące niebo chmury...
- Nawet nie pozwoliÂła siĂŞ nam poÂżegnac - powiedziaÂłam zasmucona - Nie mam zbytnio czasu, a nie moge poÂświecic jego koĂącówki na poszukiwania tej nieodpowiedzialnej kobiety - uÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ trochĂŞ ironicznie Âże ledwo co moÂżna byÂło to zobaczyc.
- No dobrze. Ja bĂŞdĂŞ juÂż leciec Logenie. Dbaj o swojÂą ÂżonĂŞ, i powiedz Âżeby wpadÂła do mnie w wolnym czasie, o synka teÂż dbaj i w razie czego zawsze moÂżecie dac mi go pod opiekĂŞ, przypilnujĂŞ z pewnoÂściÂą by nic mu siĂŞ nie staÂło - powiedziaÂłam stanowszy przy drzwiach.
- Wiêc do zobaczenia w dalszej przysz³oœci ... chyba ¿e postanowicie ca³¹ rodzink¹ do mnie przyjechac ... do mej rezydencji w Kusagakure no Sato - skoùczywszy wysz³am z pomieszczenia, z holu i szpitala. <nmm>
S³ucha³em i przygl¹da³em siê tylko Jeng. nie by³em w stanie nic powiedzieÌ, a jedynie kiwn¹Ì g³ow¹, w geœcie zrozumienia. Kiedy dziewczyna wysz³a, wzi¹³em malca na ostro¿nie na rêce, wsta³em i podszed³em do okna.
- Widzisz... twoja mama juÂż gdzieÂś powĂŞdrowaÂła, nawet nie powiedziaÂła gdzie... - mówiÂłem cicho do mojego syneczka, wyglÂądajÂąc przez okno na wioskĂŞ. - PomyÂśleĂŚ, Âże ostatnio nie mam nic do roboty... Chyba bĂŞdĂŞ musiaÂł siĂŞ przejœÌ po wiosce... w masce ANBU. - dodaÂłem ciszej, koĂączÂąc niemal samym ruchem warg. Nie chciaÂłem aby przed wczeÂśnie synuÂś znaÂł prawdĂŞ o swoim ojcu...
Trzymaj¹c mojego synka na rêkach, postanowi³em przejœÌ siê po szpitalnym korytarzu.

NMM
Zjawił się tutaj zamaskowany lider ANBUsów. W końcu musiał przyjść i odleżeć swoje. Idąc korytarzem lekko się zachwiał, ale chwilę potem znowu wszystko było w porządku. Naciskając na klamkę, otworzył drzwi do sali, gdzie znajdowały się łóżka. Następnie pielęgniarki wskazały mu łóżko, które miał zająć. Skierował się i położył, spoglądając w sufit w końcu zasnął.
Akaio otworzył lekkim i bezszelestnym ruchem drzwi do pokoju w, którym leżał lider ANBU Keisuke Uchiha.
-Witaj Keisuke wzywałeś mnie o czym chciałeś porozmawiać?
Po czym wziął krzesło które stało obok odwrócił je o sto osiemdziesiąt stopni i usiadł na nim, zaraz po tym do sali wszedł Hotaru, który był wesoły jeśli można tak to nazwać, a więc był wesoły jak nigdy.
-A więc o co chodzi Keisuke?
Leżąc wiedział, że ktoś wchodzi do sali, w której się znajdował. Przechylił lekko głowę w stronę Akaio.
-Więc.... Wysyłam Cię do Oto-gakure, byś tam zarządzał ANBU. Oddział będzie w pewnym sensie Twój, gdyż z moich wiadomości wynika, że nikt tam nie zarządza. Poznasz TaKage i Twoim zadaniem będzie wykonywanie jej poleceń, ochrona wioski oraz samej władczyni.-rzekł spoglądając na niego. Przez otwory maski na oczy było widać legendarne DouJutsu.
Akaio spojrzał na Keisuke swoimi zielonymi oczami, które było widać przez maskę, którą on także miał na twarzy
-Skoro tak wybiorę się do Oto tylko czy oto jest przygotowane na ANBU czy jest ktoś tam z naszych ktoś kto miał tam stacjonować?
-Czy mam zebrać nową drużynę a i jeszcze jedno na jak długo mam się tam wybrać?
Akaio spojrzał na lidera olbrzymimi oczami po informacji którą uzyskał
-Wiedz że gdyby coś się działo wystarczy mnie powiadomić a na pewno się zjawie
Akaio wstał z krzesła a po chwili odniósł je na miejsce podszedł do Hotaru i prawie wychodził jednak nadal czekał na resztę informacji.
Wciąż na niego spoglądał. Wysłuchał go i zastanowił się nad tym co ma powiedzieć, gdyż nie miał jakichkolwiek informacji czy już tam ktoś jet czy też nie.
-Cóż, szczerze nie wiem. Siedzibę mają, a o reszcie nie mam informacji. Ruszasz tam na jakiś dłuższy czas. Spróbuj zebrać kilka shinnobi i zwerbować ich do ANBU by pomagali Tobie oraz Władczyni w ochronie wioski.-odwrócił wzrok w stronę wpadającego przez okno światła. Na chwilę odpłynął rozmyślając nad tysiącami innych spraw, lecz po chwili dodał:
-Jeżeli zajdzie potrzeba by Cię wezwać, zrobię to...A i wpadnę za niedługo by sprawdzić jak sobie tam radzisz...-rzekł poważnym głosem.
-Idź już...-dodał cicho i spoglądając w sufit zamknął oczy. Próbował teraz zasnąć, gdyż ból głowy był niesamowity...
-Jak sobie życzysz, zrobię co w mojej mocy
A po chwili było widać tylko ruszające się drzwi Akaio wraz z Hotaru wyruszyli do Oto by pomóc władczyni bronić wioskę
Minęły już dwa tygodnie odkąd trafił do szpitala. Ciągłe leżenie, rozmyślanie doprowadzały go już do szału. Miał tego już dość, brakowało mu misji, walk i podróżowania. Leżąc podniósł wcześniej złamaną rękę i poruszał nią. Była osłabiona, ale poza tym było już dobrze. Uchiha nie czuł się jakby był w pełni sił, ale mógł już bez żadnych problemów wyjść. Hmm...Nawet jeżeli miałby dalej leżeć to nie miał zamiaru tego zrobić. Powoli wstał i zabrał wszystkie rzeczy, które zostawił na pułkach, a następnie skierował się w stronę drzwi. Parę sekund później znikł za rogiem, a następnie skierował się ku wyjściu ze szpitala.
<ZT>
Na salę wprowadzono Harimi'ego, Takeo i Miyo... Miyo, po drodze leczona, jak i po operacji (której opisywać mi się nie chciało ) leżała pod oknem, obandażowana i z gipsem na prawej ręce. Obok leżał Harimi... poturbowany, z bandażem na torsie i udzie. A dalej... Takeo... bandaż na prawej ręce i stopie.
- No, poleżcie tutaj... zwłaszcza Pani nie może się stąd ruszać... nawet, jak na Shinnobi, to niebezpieczne prowadzicie treningi... - burknął znudzony lekarz i wyszedł.

_______________________
Miyo - gips na prawej ręce i opatrunek na ciele, chroniący ranną łopatkę przez 14 dni + 7 dni niemożności walki, co daje 21 dni bez bicia się.

Harimi - 5 dni niezdolny do walki

Takeo - 7 dni niezdolny do walki (od powrotu skądśtam oczywiście)
Jasny gwint! To miał być sparing? Czy mnie pogięło, miałem szczęście, że nie trafiłem tam gdzie chciałem. Miałem wyrzuty sumienia, że omal nie zabiłem Harimiego, a mój kompan poturbował moją klanowiczkę..
-Słuchajcie.. przepraszam was.. Poniosło mnie no i trochę za bardzo szarżowałem.. Na prawdę mi przykro.. - powiedziałem do nich ze skruchą w głosie. Nie chciałem się już więcej odzywać więc położyłem się i przez jakiś czas gapiłem się w sufit.. Tak, muszę się opanować na przyszły raz...
Osz wy, aż tak ją poturbowano? Ech, widać nie nadaje się do tej roboty, ale cóż, taki jej już zakichany los. Opatrzona i ogipsowana wyglądała naprawdę kiepsko, ale cóż, przechodziła już gorsze piekło. Ból w złamanej ręce trochę ją drażnił, ale przetrzyma to.
-Hej, Takeo, nie zamartwiaj się, to nie twoja wina. To Jin zaproponował ten niby sparing i to on jest temu wszystkiemu winien...-ostrożnie ułożyła się na poduszkach. ech, miesiąc bez walk i misji, kto to widział...?
- Chyba muszę się zgodzić z Miyo... - powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się lekko - Nie mam do Ciebie o nic pretensji, Takeo - rzekłem, podniosłem się do pozycji półleżącej i kaszlnąłem cicho, nieco zmęczony po działaniu Juukena - Walczyłeś najlepiej, jak potrafiłeś... Swoją drogą... całkiem nieźle... - powiedziałem i uśmiechnąłem się ciepło - Miło byłoby mieć Cię w drużynie... - oświadczyłem, po czym dodałem zamyślony - Ciekawe co teraz stało się z Jinem...
Wtem w oknie pojawił się przedstawiciel ANBU. Ubrany w standardowy mundurek z maską ptaka na twarzy.
- To nie istotne - odparł, kucając na framudze, po czym wskoczył do pokoju, wyciągnął notes, długopis i stojąc nad łóżkami, spytał beznamiętnie:
- Co tam się wydarzyło? - bez uczuć. Chciał znać prawdę, a jeśli odmówiliby posłuszeństwa... znał inne metody zdobywania informacji.
-Jin miał nas rekrutować do ANBU...Mieliśmy odbyć walkę 'kwalifikacyjną"...-powiedziała Miyo, oddychając ciężko.
-Cóż, myśleliśmy, że to jest legalne....-odparła dziewczyna, siadając z cichym jękiem. Cóż, jakoś musi się z tym pogodzić, ze jest zbyt łatwowierna.
Zdziwiony nieco nagłym pojawieniem się członka oddziału ANBU, spojrzałem niespokojnie na Miyo. Mówiła prawdę... Ale na ile mogliśmy zaufać im, a na ile Jinowi... Znałem go dość niedługo i już zdążyłem się do niego zrazić, jednakże był on dla mnie kimś, kto nie zasługiwał na karę uwięzienia... Przynajmniej na razie.
- Jest tak, jak powiedziała Miyo... - rzekłem i spojrzałem w stronę twarzy, a raczej maski członka ANBU - Miała to być walka sprawdzająca poniekąd nasze umiejętności... Nikt nie miał zamiaru nikogo trwale ranić, ani, tym bardziej, zabić... - stwierdziłem i rzuciłem mu chłodne spojrzenie, którym zapewne się nie przejmie, ale które da mu do zrozumienia, że nie jest tu mile widziany... Nie w tej chwili. Nie miałem zamiaru z nim dyskutować. Powiedziałem, co wiedziałem, a w dalsze dialogi wdawać się nie miałem zamiaru, jeżeli nie będą konieczne... Było mi nieco żal Miyo, że tuż po swojej "transformacji", musiała znosić coś takiego... No ale cóż... Życie często nas zaskakuje.
ANBUs olał Harimiego. W końcu przybył tu w konkretnym celu.
- Nie, to nie jest legalne. Ten las jest zamknięty z konkretnych powodów. - usiadł na krześle i wyciągnął notes - A teraz opowiedzcie mi, co się tam stało. Był gotowy do notowania... ANBU... służba, nie drużba.
Spojrzałem na mężczyznę nieco zdziwionym wzrokiem...
Czego on oczekuje? Że zrelacjonuję mu przebieg walki...? Po co mu to? Czego chce się dowiedzieć...? Kocham te ogólne pytania - pomyślałem nieco zdenerwowany i zacząłem mówić:
- Mieliśmy tam odbyć... nazwijmy to "przyjacielską walkę", która miała sprawdzić nasze umiejętności... W ostateczności ja i Miyo przegraliśmy... Ja po uderzeniu w klatkę piersiową, a Miyo z osłabienia po ataku kunaiem w plecy. - zrelacjonowałem szybko i treściwie - To chyba tyle... A jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej, to zadawaj konkretne pytania... - stwierdziłem nieco kąśliwie.
- Proszę bardzo - zaczął, nachylając się. - Kto wpadł na ten genialny pomysł? Kto wybrał miejsce? - zapytał ciągiem i oparł się - i jaki dokładnie charakter miała ta "przyjacielska walka"? - dodał, po czym zanotował coś na karteczce papieru, przymocowaną do notesu.
-To Jin wszystko zorganizował, a Takeo walczył razem z nim. nie mieliśmy się zabijać, po prostu on chciał sprawdzić, czy nadajemy się z Harimim do ANBU...-burknęła Miyo, już nieźle zirytowana zachowaniem mężczyzny.
-Chciałam tylko sprawdzić swoje możliwości, a w razie potrzeby, wstąpić do skrytobójców.-odparła pocierając zdrową ręka zraniony bark.
- ANBU powiadasz... A fakt, iż rekrutował was członek ANBU z Kusa ominęliście? - spytał ironicznie ANBUs. - Jesteście z Wioski Liścia. Pierwszym organem kontaktu jest przywódca ANBU w naszej wiosce. Kontaktowaliście się z nim? Czy na "hura" udaliście się do pierwszego z brzegu członka oddziału, którym był ten cały Jin? - pytał, notował, pytał i notował.
- Z tego, co zrozumiałem, to Jin jest wyznaczony do rekrutacji na terenie wszystkich krain... - powiedziałem i spojrzałem ANBUsowi w oczy - Jeżeli Jin ma pełnomocnictwo dowódcy ANBU, to nie widzę problemu w tym, że traktujemy go jako zastępcę takowego w terenie. - powiedziałem i odwróciłem wzrok. Byłem zmęczony, chciałem wypocząć, ale ktoś mi nie pozwalał... Niestety.
-Przestań, Harimi go bronić. To on nas wykorzystał i on powinien ponieść karę.-zwróciła się do chłopaka, ale zaraz popatrzyła na członka ANBU.
-No i co z tego? ANBU to ANBU, ty chyba najlepiej powinieneś to wiedzieć...-odparła kąśliwie i usilnie starała się wstać. Cóż, siedzieć nie będzie, bo zwariuje.
-No dobra, popełniliśmy błąd i doskonale o tym wiemy...-utykając podreptała do okna.
ANBUs z Konohy wstał i podszedł do łóżek Miyo i Harimiego, opierając się rękoma o ich oparcia.
- ANBU, moja droga, to nie jest taka prosta sprawa. Mimo, że formalnie między wioskowymi oddziałami panuje porozumienie i wspólny cel, to ANBU jest specjalnym oddziałem na usługach WŁASNEJ wioski. Gdyby nasza czcigodna Hokage kazała oddziałowi ANBU ruszyć na misję do innej wioski, jak myślicie, kto by z pewnością stanął nam na drodze? - dał chwilę, aby mogli się zastanowić, po czym kontynuował - nasz świat jest taki, a nie inny. Na dodatek, Jin jest z Wioski Trawy, która jest pod naszym panowaniem... uważacie, że jest taki serdeczny, bo to my władamy tą wioską? - kolejne pytania, na które dał czas, po czym usiadł z powrotem. - jeśli chcecie wstąpić do ANBU, to tylko z ramienia Konohy. Jedynie Hokage może dać prawo do zmiany oddziału i nie zostanie ogłoszonym zdrajcą. - stwierdził i przygotował się do dalszego pisania. - jak to się zaczęło? Ta cała... rekrutacja? - spytał.
Ma trochę racji... Ale jeżeli taki właśnie jest każdy członek ANBU, to nie wiem czy chcę nim zostać... - pomyślałem, po czym zacząłem mówić:
- Zaczęło się od jego propozycji... Chciał zaproponować nam miejsce w szeregach waszej organizacji i przy okazji chciał przetestować nasze umiejętności... Nie wiem czy jest coś jeszcze do opisania. Tak się zaczęło, a skończyło się tak, jak widzisz. - rzekłem i usiadłem na brzegu łóżka...
- A mama nie uczyła, żeby nie rozmawiać z obcymi? - spytał retorycznie ANBUs, a jego pytanie, oprócz retoryki ociekało cynizmem. Zanotował, co trzeba i wstał ponownie. - posłuchajcie mnie. Jeśli chcecie wstąpić do ANBU, sami musicie się zgłosić do nas. Musicie się zgłosić do własnej wioski, najlepiej rozmawiajcie z przedstawicielem naszej wioski. Jeśli tak zrobicie, nie ma prawa wam się nic złego stać. - wytłumaczył, wyraźnie podkreślając słowa "nasza wioska". - nie przejmujcie się Jinem. Zarówno Hokage, jak i Lider ANBU dowiedzą się o nim i podejmą odpowiednie kroki. Życzę zdrowia i do widzenia. - pożegnał się, podszedł do okna i wyskoczył.

Tak, to będzie lekcja, którą ranni będą wspominać przez dłuuuugi czas.
Gdy mężczyzna wyskoczył przez okno, znów padłem na łóżko, wydając przy tym bliżej nieokreślony dźwięk, spowodowany nagłym bólem w klatce piersiowej. Mimo tego, że już mi przechodziło, oddychałem coraz spokojniej, a ból już tak nie palił moich wnętrzności, nadal pozostał nawyk kaszlenia bez powodu. Zupełnie bez sensu... Cały czas poowtarzałem sobie w umyśle to, co powiedział ANBUs. Czułem się jak skarcone za nieumyślne zachowanie dziecko. Okropne uczucie... Tak, jakbym zrobił coś strasznego, zdając sobie sprawę z tego, że nie powinienem tego robić i mając tą paskudną świadomość, że nie mogę cofnąć czasu...
Wszystko jest takie skomplikowane. - pomyślałem - Nie wiadomo gdzie się ukryć, by Cię nie zauważono... Nawet, gdy już czujesz się bezpiecznie, nadal istnieje ryzyko niebezpieczeństwo... Wojna, pokój... Wszystkiego należy się bać... Nawet teraz, gdy Kusa jest pod władaniem Konohy, należy obawiać się jej mieszkańców, którzy mogą czekać za rogiem, by nadziać Cię na kunaia niczym kiełbasę na kijek, który zaraz powędruje nad ognisko...
Przemowa członka ANBU nie dawała mi spokoju... Nadal coś było nie tak. Nie wiedziałem co... Teraz jedyne, co mi pozostało, to udać się do przewodniczącego ANBU w Konosze, by zapisać się do tej elitarnej organizacji... Ale nie mogę tam pójść sam. Spojrzałem na Miyo i Takeo.
- Co o tym myślicie? - spytałem pokaleczonych towarzyszy.
Miyo chwiejnie podeszła do łóżka Harimiego i usiadła z lekkim jękiem, co było spowodowane bólem w barku i złamanej ręce.
-Wiem, głupio postąpiliśmy, ale cóż, stało się i się nie odstanie...-zdrową ręka poprawiła sobie włosy, patrząc gdzieś za okno.
-Bynajmniej mamy nauczkę...-powiedziała cicho w zamyśleniu.
Leżący pacjenci w sali mogli usłyszeć jak ktoś idzie do sali. Po krótkiej chwili Uchiha naciskając klamkę i otwierając drzwi wszedł powoli do sali w swym stroju ANBU. Zamknął za sobą drzwi, a następnie ściągnął maskę która znajdowała się na jego twarzy. Stanął przed leżącymi tutaj pacjentami.
-Uchiha Keisuke, lider ANBU. Jak się domyślam to wy z kolei jesteście: Miyo, Takeo i Harimi?-po przedstawieniu się zadał pytanie spoglądając na nich. Stojąc tak i obserwując swym Sharinganem czekał na ich reakcje.
Nie odzywałem się, to dobrze.. Harimi i Miyo wszystko załatwili chwilę potem wszedł jakiś gość. Taa, przedstawił się jako lider ANBU. Z nim chętnie pogadam i może dowiemy się czy ten Jin był tym za kogo się podawał.
-Tak to my.. - powiedziałem do niego po czym spojrzałem na Miyo i Harimiego.
-O co chodzi? - dodałem po chwili spoglądając na nowo przybyłego gościa. Czekałem na reakcję reszty.
Z zamyślenia wyrwały mnie kroki na korytarzu.
Ktoś się zbliża... - pomyślałem - Czy to znowu ten natręt, czy może ktoś nowy? - zadałem w sobie w myślach pytanie, po czym spojrzałem w stronę drzwi, w których stanął ktoś, kogo się spodziewałem...
- To znowu... - mruknąłem, lecz moje mylne pierwsze wrażenie zostało rozwiane przez słowa przybyłego mężczyzny, czy może chłopaka... Trudno było określić jego wiek - Witaj. - powiedziałem już nieco głośniej - Ja jestem Harimi. To jest Miyo, a to Takeo. - rzekłem, wskazując po kolei na towarzyszy - Zgaduję, że przybyłeś tu w sprawie rekrutacji...? - zadałem pytanie, na które wszyscy w tej sali znali już odpowiedź.
Stał wciąż spoglądają na nich swymi oczami DouJutsu. Zmierzył ich chłodnym wzrokiem.
*Ekhm...To oni...*-pomyślał stojąc około pół minuty w bardzo denerwującym milczeniu. Po chwili jednak zabrał oddech i odpowiedział na pytanie Harimiego.
-Tak, przybyłem tutaj właśnie w tej sprawie. Z tego co się już dowiedziałem przeszliście wstęp i dostaliście niezłe baty. Posłałem po Was jednego z moich członków, a dokładniej Jin'a. Jednakże z tego co widzę nie skończyło się to dla Was zbyt ciekawie.-przerwał na chwilę by pomyśleć, a następnie dodać:
-Cóż, takie testy. W ANBU nikt nie będzie się głaskał. Po każdej akcji możecie skończyć tak jak teraz, gorzej lub nawet zginąć. Jesteście pewni, że chcecie dołączyć?-zapytał i czekał na odpowiedź by następnie dokończyć to po co tu przyszedł...
Denerwujące milczenie...

Czemu on nic nie mówi?! - chciałem krzyknąć, ale stłumiłem to w sobie. Z reguły byłem raczej spokojny, ale teraz miałem ochotę czymś w niego rzucić... Nawet jeżeli tak było, nie dałem tego po sobie poznać. Gdy zadał swoje ostateczne pytanie, lekko się uśmiechnąłem. Nie... Przeszedłem to wszystko tylko po to, by teraz powiedzieć "Reazygnuję". - pomyślałem ironicznie i odpowiedziałem na jego pytanie:
- Nie po to przeszliśmy tę drogę i zebraliśmy niezłe baty, by teraz się wycofać. - rzekłem stanowczo - Przynajmniej ja nie mam takiego zamiaru. - oznajmiłem i spojrzałem wyczekująco na resztę "pacjentów".
Czy chcemy się wycofać? Nie ma mowy. W sumie to nie miałem nigdy marzeń aby dostać się do ANBU ale ni z tego ni z owego dostałem taką szansę.. Spojrzałem na pana lidera.
-Pewnie, że się nie wycofam.. - powiedziałem rozglądając się po całej sali. Denerwował mnie zapach tego szpitala, nie cierpię tego miejsca no ale cóż, trzeba będzie tu zostać przez jakiś czas. Miyo nieźle przypiekła mi nogę więc muszę się wykurować. No więc Harimi zostaje, ja zostaje.. Teraz czas na decyzję Miyo..
Miyo zacisnęła bolącą rękę w pięść, patrząc zdeterminowanym wzrokiem w podłogę.Mam się poddać...? Teraz, kiedy już tak daleko zaszłam? kiedy w końcu znalazłam sens w życiu? O nie, tak łatwo się jej nie pozbędą.... Dziewczyna wstała i podeszła do okna, przez chwile stojąc do nich plecami. Po chwili odwróciła się, patrząc na nich wzrokiem Byakugana, wzrokiem mogącym zobaczyć wszystko. Jej wzrok wyrażał ogromną determinację i poświęcenie. Uśmiechnęła się lekko.
-Zostanę do końca...nie po to tyle wycierpiałam, by teraz uciekać przed taką malutka bójką...-odparła hardo.
Szedłem powoli i już w oddali można było poczuć ten nie miły zapach szpitalny. Yyy chyba pomyliłem z Dentystą tam śmierdzi tak że już odrzuca ale szpital jest dobry. Szedłem powoli korytarzami szukając pokoju gdzie są moi przeciwnicy a najprawdopodobniej partnerzy. Nie wiem po prostu jak zdecyduje Keisuke bo ja bym musiał dobrze pomyśleć. Znalazłem pokój. Sięgnąłem lekko ręką na klamkę i nacisnąłem. Popchnąłem lekko do przodu drzwi które się uchyliły i powoli wszedłem patrząc na wszystkich. - Siemka. I jak tam u was hehe - jako czarna strona to miałem czarny humor jak strona moja pokazuje.
Znów nastała chwilowa cisza. Stał przez kilkanaście sekund w milczeniu, a potem obrócił się i wyszedł za drzwi. Zabrał trzy torby, które zostawił tam zanim wszedł do pomieszczenia. Ponownie zawitał naprzeciw swych podopiecznych, a następnie rzucił obok nich po jednej torbie dla każdego. W torbie znajdywał się ekwipunek ANBU-Strój, Płaszcz, Maska, ochraniacze dłoni. Keisuke wciąż zachowywał powagę na twarzy.
-Przyjęci...Za 4 dni chce widzieć Was w Dolinie Końca. Oczywiście kto będzie mógł już wyjść.-rzekł spoglądając na każdego z obecnych tutaj. Zebrał trochę powietrza i dodał:
-Ciebie Jin też się to tyczy. A jak na razie jesteście wolni, gdyż muszę coś jeszcze załatwić...-następnie założył na twarz maskę i otworzył okno. Na koniec mogli ujrzeć jak przez nie wyskakuje.
<ZT>
A więc zostaliśmy przyjęci. Bardzo dobrze, może nareszcie będzie jakaś akcja. Zanim się zorientowałem pana lidera już nie było. Natomiast chwaścik nadal stał i czekał chyba na zbawienie. Sięgnąłem po torbę i szybkim ruchem otworzyłem ją. W środku była maska, ochraniacze na dłonie, jakiś strój i peleryna. Obejrzałem sprzęt dokładnie po czym wrzuciłem go do torby. Położyłem się na łóżku.
-Gratulacje. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy. -A więc za 4 dni w dolinie końca.. dodałem po chwili. Ból łokcia zaczął mi doskwierać, szybko odwinąłem bandaż, zobaczyłem paskudną ranę.. Oj będzie blizna.. Zacząłem prostować i zginać rękę napinając mięśnie, musiałem to trochę rozruszać..
Dość ciekawe powitanie... Albo członkowie ANBU nie potrafią się skoordynować, albo zaszła jakaś pomyłka... - pomyślałem, przyglądając się Jinowi spod zmrużonych oczu - No ale nic... Czas zewryfikuje wydajność działania tej organizacji.
- Faktycznie miło, że wszyscy zostaliśmy przyjęci. - mruknąłem niezbyt entuzjastycznie, co było w moim przypadku wybitnie dziwne. Zawsze tryskałem pozytywną energią w takich chwilach, jednakże teraz nie wiedziałem co robić i byłem skołowany, zagubiony...
Przejdzie mi. - powiedziałem w myślach i uśmiechnąłem się przyjaźnie do wszystkich. Już miałem zaczepić lidera, gdy wyskoczył przez okno i tyleśmy go widzieli. Zajrzałem do torby, którą mi rzucił. Znalazłem parę niezbędnych gadżetów, które zaraz przeżuciłem do plecaka... W końcu trzeba się będzie w nie zaopatrzyć w najbliższych dniach.
- Miyo... Ty chyba nie będziesz jeszcze w stanie udać się na pierwsze spotkanie, prawda? - spytałem nieco smutnym tonem, widząc opłakany stan przyjaciółki - Na pewno jeszcze Cię odwiedzę zanim opuścisz szpital... - obiecałem, po czym spojrzałem na Takeo i Jina - Macie jakieś plany na przyszłość, zanim udamy się do Doliny Końca? - spytałem.
Po kilku minutach rozciągania ręki ból był o wiele mniejszy i swobodnie mogłem nią ruszać. Chwilę potem usłyszałem pytanie Harimiego. Ponownie położyłem się na łóżku kładąc dłonie pod głową.
- Wiesz.. ja raczej nie.. Trochę tutaj poleżę, wyliżę nogę.. - powiedziałem, po chwili zorientowałem się jak głupio to musiało zabrzmieć..
- Yyy.. w sensie, że wykuruję ją, wyleczę.. - dodałem po chwili z uśmiechem na twarzy. - A potem kto wie.. - zastanawiałem się jak przebiegnie spotkanie z liderem ANBU, mam nadzieję że nie jest takim burakiem na jakiego wygląda...
O nagle wszedł Keisuke i dał każdemu po torbie z czymś tam w środku. Następnie coś do nas powiedział i sobie wyszedł zdziwiłem się trochę że tak krotko mówi i w ogóle bo zazwyczaj jest weselszy ale to szczegół. Moją torbą odłożyłem na kąt i podszedłem do małego taborecika i usiadłem na nim. Zauważyłem że atmosfera w środku nie jest za fajna ale ktoś chociaż się odezwał - Tak, mam pewną... jak to powiedzieć misję. - następnie spojrzałem się na Miyo - Czemu w ogóle jest tutaj taka atmosfera cicho, ponuro nie lubię tak. - dość właśnie dziwnie tutaj było.
Cóż, trudno żebyśmy tryskali dobrym humorem... - odpowiedziałem bezgłośnie Jinowi. Faktycznie było tu nieco ponuro, cicho... Nikt się nie śmiał, nie dowcipkował... Ale to w końcu szpital. Z drugiej strony, śmiech to zdrowie.
- Masz rację... Chyba powinno tu być trochę weselej... - powiedziałem i uśmiechnąłem się - Jaką misję miałeś na myśli? - spytałem, zwracając się do Jina.
Miyo siedziała cicho na łóżku, do nikogo się nie odzywając. Patrzyła smutno w okno. Cóż, musi zostać w szpitalu, prawie miesiąc, a wszystko przez swoją brawurę w walce. Że też przyjęli ją, mimo to... Siedziała tak i patrzyła się smutno w okno, rozmyślając nad czymś głęboko.
No chociaż jeden co mi przyznał rację i tak ma być heh. Następnie zerknąłem na Miyo która była jakaś....Przygnębiona, smutna. - Miyo co ci jest? - a no tak właśnie przypomniało mi się coś ważnego ale pierw odpowiem na pytanie Harimiego - Niestety nie mogę ci powiedzieć. To jest....moja osobista misja. Kumasz nie? - uśmiechnąłem się i mogłem zadać teraz pytanko - Okey, powiedzcie mi co się ogólnie stało bo mnie od razu uwięzili w więzieniu. - muszę przyznać że było nawet ciekawie i śmiesznie tam.
No tak... Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - pomyślałem, gdy usłyszałem odpowiedź Jina na temat jego "tajnej, osobistej" misji.
- Nic ciekawego... - powiedziałem, gdy Jin zadał pytanie - Przyszedł jakiś facet i zaczął nas wypytywać o różne pierdółki... - rzekłem, dalej mając na względzie ostatnie słowa członka ANBU. Widać było jednak, że Keisuke ufał Jinowi... Ale ja nie ufam Keisuke... - odpowiedziałem sam sobie - Poza tym cały czas tu leżeliśmy i odpoczywaliśmy... - streściłem krótko i uśmiechnąłem się - A z Tobą co się działo?
Cały czas byłem ciekawy czemu Miyo jest aż tak smutna nie wiem nic co się stało, dzieje bo nikt nie raczył mi powiedzieć nawet ten ANBU's strażnik. Znów wróciłem wzrokiem na na Hairimiego - Ja bardziej pytam o to co wam się stało, nikt nie chciał mi powiedzieć co i jak. - skrzywiłem usta ;/ i odpowiedziałem co ze mną było - No cóż. Zamknęli mnie w celi i jakiś ludek mnie wypytywał co robiłem tam, poco robiłem to pewnie to samo co wam. A jako że się z nim trochę....znaczy czarna połówka...bawiłem to musiał użyć siły. A raczej jakiejś techniki która mi rozwaliła czaskę i wziął sobie sam informację. - uśmiechnąłem się przypominając sobie akcję jaka była w więzieniu.
- Hmm... Miło, że się tak o nas troszczysz... - powiedziałem - Człowieku, który o mało co nie pozbawił mojej przyjaciółki kręgosłupa! - dopowiedziałem sobie nieco zbulwersowany w myślach - Chyba nie ma sensu rogrzebywać motywu sparingu. Było, minęło... Zapewne wszyscy wyciągneliśmy z tego konsekwencje. Taką mam nadzieję... - pomyślałem, po czym kontynuowałem moją wypowiedź - Ja chyba najmniej oberwałem, bo tylko w klatkę piersiową. Miyo ma problemy z ręką, a Takeo z ręką i z nogą. - rzekłem i przyjrzałem się chwastowi uważniej - Naprawdę tego nie pamiętasz? - spytałem nieco zdziwiony. W końcu takich walk się nie zapomina... A przynajmniej nie parę godzin po jej odbyciu.
Ech, a co mogła powiedzieć?
-Cieszę się, że jestem w ANBU, ale za jaka cenę? Miesiąc bez walk i wykonywania zadań, a wszystko by się dostać do organizacji....-powiedziała.Wszystko przez ciebie.... dodała w myślach. Była w podłym nastroju, a cała złość, jaką czuła do jego skromnej osoby, tłumiła w sobie.
-Nie za bardzo zachęcający początek wielkiej przygody...-dodała na zakończenie, gapiąc się w okno.
Byłem trochę zdziwiony że chociaż jedna osoba rozmawia ze mną normalnie i nie przezywa mnie od kwiatka i chwaścika. Ale to raczej mi to nie przeszkadzało moja nowa ksywka jak to można powiedzieć. Druga sprawa "Miło, że się tak o nas troszczysz." Tak na prawdę się nie troszczę tylko z ciekawości zapytałem no ale niech to będzie tylko moja sprawa . - Niby taki mały sparing a tak jesteście pokaleczeni. Szkoda. - znaczy jako czarna strona mnie oni nie obchodzili ale jako biała coś tam świtało - Yyy pamiętam tyle że wygraliśmy a mnie uśpiono i znalazłem się od razu w więzieniu ANBU.
-A ja prosto z lasu trafiłam na salę operacyjną. Mam złamaną rękę i przebity kunaiem bark, ale to nic takiego...-powiedziała z nutka sarkazmu w głosie.
-Odnosiłam gorsze obrażenia, na przykład ktoś kiedyś przejechał mi mieczem po plecach i teraz mam bliznę, chcesz popatrzeć?-spytała złośliwie. Nie, wcale, to nie jego wina, sama się tak urządziła. Jakoś nie miała do niego dużego zaufania, ale szanowała każdego, choćby był śmieciem. Nienawidzi jednej rzeczy: Braku szacunku do samego siebie i innych. jeśli ktoś tak ma, to Miyo od razu staje się wredna i opryskliwa. Cóż, taka natura...
Hmm... Miało być miło. W sumie jest, nie ma co... - pomyślałem ironicznie i uśmiechnąłem się do wszystkich - Trzeba trochę rozładować napięcie.
- Co lubicie jeść? - spytałem i nagle nieco zbladłem. Sam byłem zaskoczony głupotą własnego pytania. Jak mogłem spytać o coś tak głupiego w chwili, gdy wszyscy cieszą się z przyjęcia do ANBU?! No ale trudno. Przynajmniej rozładowałem napięcie...
Masahide wpadł do sali trzymając się za lewą dłoń. Oddychał zdecydowanie ciężko i wiać było, że nie wygląda jak człowiek zdrowy. Dopadł pierwszej lepszej szafki i zaczał szukać, nie zwracał totalnie uwagi na osoby obecne wewnątrz, nie znał ich, a one mogł co najwyżej słyszeć legendy o człowieku, który poznał ostateczny sekret sharingana. W końcu znalazł, morfina leżała na górnej półce małej szafeczki, dorwał strzykawkę i wbił ją w rękę, która jakimś dziwnym trafem przyspieszyła swój rozkład. Ból szybko minął, a Takeda odłożył przedmiot z powrotem z wyraźną ulgą. Musiał znaleźć sposób na swoje gnijące ciało, inaczej zginie i będzie musiał poświęcić własną moc dla zmartwychwstania, a tego by nie chciał. Dopiero teraz rozejrzał się po sali nie wyglądała normalnie, bardziej jak sala porodowa. Przyjrzał się też dokładniej ludziom, nie wyglądlai na regularnych ninja. Sam Masahide? Wyglądał jak wyglądał, Maska, płaszcz... wyglądał jak mędrzec.
Rozładowanie napięcia chyba mi nie wyszło... - pomyślałem i zrobiłem typową, głupią minę, która świadczyć mogła tylko o tym, że powiedziałem coś, czego nie przemyślałem i co było lekko... kłopotliwe. W każdym razie, zakończyłem tę bezgłośnie naratającą atmosferę burzy w sali. Już chciałem powiedzieć coś mądrego, przemyślanego... Niepodobnego wręcz do mnie, gdy nagle do sali wpadł... No właśnie. Kto? Trudno powiedzieć. Wyglądał na mężczyznę we wczesnym średnim wieku... Maska. Niewiele mi to mówiło. Jedyne skojarzenie, jakie miałem z maskami to ANBU, ale o tym już za dużo się dzisiaj nasłuchałem. Być może to kolejny, myślący, że jest zabawny, rozpromieniony ANBUs, który szukał czegoś, czego tu zostawił przy ostatniej trepanacji czaszki... Chyba lepiej spytać, żeby nie było wątpliwości.
- Kim jesteś? - spytałem nieco zdziwiony, a może zakłopotany... Trudno powiedzieć. Wiedziałem tylko, że mogło się to skończyć albo bardzo źle, albo bardzo dobrze.
Siedziałem sobie cicho i słuchałem rozmowy całej wesołej gromadki.. No może nie takiej wesołej, Miyo była raczej wkurzona, Harimi i Jin byli chyba raczej zadowoleni. Po jakimś czasie padło pytanie czy lubimy jeść.. No cóż, muszę przyznać, że dość to było dziwne w tej sytuacji. Od razu wyobrażałem sobie moje ulubione potrawy.. Tak, chętnie bym coś wszamał. Już miałem się odezwać gdy do sali wpadł jakiś gościu. Co, kolejny przyszedł nas wypytywać co się stało? A może kolejny gość który miał się z nami "sparingować". Patrzyłem na niego.. Niewychowany.. nawet się nie przywitał.
-Ohayo.. w czymś pomóc? - zapytałem go bez żadnego uczucia w głosie..
Pierw spojrzałem na Miyo zauważyłem że raczej nie mnie polubiła ale taki cienias nie musi mnie lubić - A może pokazać. - uśmiechnąłem się i już miałem odpowiedzieć Harimiemu co lubię jeść ale nagle do pokoju wparował jakiś koleś z maską i zaczął czegoś szukać. Wszyscy zwrócili na niego uwagę i zaczęli zagadywać do niego. - Fu. Byś się umył koleś. - jedyne co przeszło mi namyśl kiedy zobaczyłem jego gnijącą rękę.
(Akurat gnijącej ręki to nie zobaczyłeś, nic nie zobaczyłeś, więc nie wymyślaj sobie obrazów z rękawa. To tak na marginesie. I weź z sensem, tj. trzymając się realiów, zacznij posty pisać.)

Hidetora spojrzał na wszystkich zgromadzonych, wiedział, że to dopiero dzieci w stosunku do niego i o świecie wiedzą niewiele, a jeszcze mniej o samej wojnie. Zadawali pytanie ale on tylko spoglądał na nich swymi bystrymi oczyma spod maski. W otworach dało się dostrzec błyskający wzór, który tutaj w Konoha znali doskonale wszyscy. Sharingan penetrował dokładnie każdego z obecnych jak gdyby oczy te chciały wyciągnąć coś więćej od młodych, informacje czy pragnienia. W końcu Hidetora wyprostował się w całej swej okazałości i górując nad nieznajomymi przemówił.
-Moje imię nic nie znaczy, powiedzmy, że nie mam imienia ani nazwiska, ale jestem kimś o kim możliwe, że już słyszeliście. Jestem człowiekiem, o którym mówił się, że nie potrafi umrzeć i że wraca z samych zaświatów co kilka lat. - jego głos miał dziwną barwę, zupełnie jak gdyby miał silną chrypkę. Ale to wszystko było rezultatem choroby.
-Ile macie lat? 13? 16? Komu służycie, Tanuki? A może ktoś z was gra tutaj rolę szpiega? Przeżyłem wojny, przeżyłem bitwy niemal historyczne. Znam bądź znałem na tych ziemiach niemal każdego ze starej generacji. Narodziłem się będąc dziedzicem Rikudou, a skończyłem odkrywając ostateczną tajemnicę klanu waszej wioski. Odpowiedzcie sobie kim jestem. - lubił męczyć młodzików swoimi wywodami, ale oni zawsze reagowali identycznie. Tym razem pewnie też nie wykarzą krzty dorosłości, ale warto było próować. Na chwilę wychylił spod płaszcza swoją demoniczną rękę, któa była efektem obrony ciałą mężczyzny przed chorobą.
(Okey okey Nie było zdarzenia )

Opuściłem lekko głowę i oczy skierowałem ku górze obserwując go. Wszystko co mówił miało sens albo było stekiem bzdur. Po prostu mówił tak abyśmy sami się domyślili kim jest albo po prostu chciał się czymś popisać. Wyprostowałem głowę normalnie i wysłuchałem gościa do końca. Teraz niech lepiej mówi biała strona. - Niestety na razie nie znam takiej osoby która by nie mogła umrzeć i za pewnie o tobie nic nie słyszałem. - uśmiechnąłem się i facet znów coś tam dopowiedział ale tym bardziej w formie pytań do nas - A więc. Tyle ile powiedziałeś lat na pewno ja w tym o tu otoczeniu nie mam. Mam o wiele wiele więcej nawet sam nie wiem ile mam lat. Po prostu także długo żyję. Hmm Tanuki powiadasz. Nie widziałem jej jeszcze na oczy ale wiem że jest Hokage więc na pewno dla niej nie służę. - nagle koleś coś powiedział o szpiegu niby mógł zgadywać ale coś musiał wiedzieć - A skąd ci przyszła na myśl że ktoś tu z nas jest szpiegiem? - okey odpowiedzi dane a teraz pytania - Jak tak się wywyższasz to ile ty masz lat i kim tak na prawdę jesteś prócz powiedzeniu coś o klanach hmm?
Chryste.. Jak zawsze jakieś tajemnice. No dobra, nie chce ujawniać swojego nazwiska to ja na pewno nie będę naciskał.. Dziedzic Rikudou.. Rikudo albo Uchiha.. Zobaczyłem jednak coś.. w otworach na oczy w masce. Widziałem to już wiele razy, sharingan. Między innymi u lidera ANBU.. Tiaa, to na pewno ten drugi. Jak na razie Jin wszystko powiedział tak więc nie mam po co się odzywać obserwowałem wszystkich, przerzucając spojrzenie na każdego po kolei. Zastanawiało mnie co to za wielka tajemnica i to o całym nie potrafieniu umrzeć to prawda, no cóż może powie nam a może nie, ale raczej nie liczyłbym na to..
Spojrzałem na mężczyznę, który, chcąc, nie chcąc, robił na mnie duże wrażenie... Nie wiedziałem, co powiedzieć, gdy przemówił. Jego głos był... dziwny. Jak jeden z tych, które odgrywają swoje mroczne role w horrorach, których tak nienawidziłem... Mimo to, nie czułem żadnego negatywnego uczucia w stosunku do naszego gościa... Czułem... respekt, szacunek, ale nie bałem się go. Wiedziałem, że jest mądry i naznaczony piętnem doświadczenia i czasu, a to nie mogła być oznaka głupstwa, lekkomyślności lub jakiejkowlwiek innej formy zniedołężniałęgo człowieka.
Zwróciłem uwagę na jego rękę... Czarną rękę. Taką, która z pewnością nie była normalną ręką. Do tego ten głos. Najwyraźniej duża potęga, mądrość i doświadczenie ma swoją cenę... Paradoksalnie im blżej jesteśmy doskonałości, tym bardziej zapadamy się w otchłań.
Gdy usłyszałem odpowiedź Jina, lekko się spiąłem... Jak zwykle jest pewny siebie. - pomyślałem i spojrzałem na "Pana Chwasta" - To go kiedyś zgubi. Zrazi do siebie tak wielu ludzi, że nie znajdzie już odwrotu, który poprowadzi go do początku. Pali za sobą mosty... Mosty, przez które jeszcze będzie musiał przejść.
Znów zwróciłem uwagę na naszego nowego, emanującego potęgą, czy może... respektem, gościa, który najwyraźniej szukał pomocy... Nie w ludziach, ale w samym sobie. Przynajmniej tak mi się wydawało...
- Jesteś kimś, kto wiele przeżył, ale kto być może stracił równie wiele... - rzekłem cicho, acz poważnie. Jakby niepodobnie do mojego normalnego, uśmiechniętego sposobu bycia - Mimo tego, że bez wątpienia jesteś potężny, ciągnie się za Tobą coś, co nie daje Ci wytchnienia... - zrobiłem krótką przerwę. Sharingan... Jeżeli wcześniej pochodził z klanu Rikudo, to musiał naprawdę wiele przejść - zmrużyłem oczy i przyjżałem mu się dokładniej - Tajemniczy... byt. - Myślę, że wszyscy w tej sali chcialiby poznać Twoją historię lub chociaż jej kawałek... - kontynuowałem wcześniejszą wypowiedź - Domyślam się jednak, że na to nie starczy Ci czasu... Może chociaż w takim razie powiesz nam... jak Cię zwą?
A Miyo, szczerze powiedziawszy, miała to wszystko w [cenzura]. Przysiadła na łóżku Takeo, przygladając się obecnej sytuacji.
-Po pierwsze, trochę grzeczniej, koleżko, jesteś tu gościem. Po drugie, to chyba my tu zadajemy pytania, nie ty. Ale nie wypada rozmawiać, bez przedstawienia się. Jestem Miyo Hyuuga, z Konoha.-powiedziała dosyć lodowatym tonem. rany, ale ten koleś jest irytujący. Pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
-A teraz gadaj, czego tu szukasz....-warknęła rozkazującym tonem. Nie chciała, by ten typek zepsuł jej nastrój.
Co za ludzie kroczą po tym świecie.. Zero szacunku dla starszych.. Dla tych którzy wiedzą o życiu znacznie więcej niż my.. Co napadło Miyo? Wiem, że to osoba z mojego klanu ale widzę, że jest bardzo wojownicza i nie potrafi uszanować kogoś doświadczonego. Co prawda każdy ma swój charakter ale niezbyt mi się to podobało z jej strony. I znów nie mam po co się odzywać, Harimi jakby czytał w moich myślach, tyle że ubrał je w bardziej wyrafinowany język.. Przyglądałem się mężczyźnie który dopiero co wszedł, nie znałem go, ale po jego głos, styl mówienia no i sam sharingan napełniał mnie pewnego rodzaju przerażeniem ale i respektem dla jego osoby..
Czekałem cały czas na odpowiedź tego nowego pana co do nasz przyszedł ale była cały czas cisza. Może za pewnie dlatego że przerywali mu to. Ale dobra tam teraz nawet nie miałem czasu na odpowiedź dowiem się prędzej czy później coś o nim. A więc powoli wstałem patrząc się na gościa - Jeszcze się spotkamy. - i otworzyłem drzwi wychodząc z Sali. Następnie zamiast kierując się do wyjścia wtopiłem się w ziemię i ruszyłem na miejsce spotkania.<Zt>
Zobaczyłem, że Jin wychodzi.. Chyba nadszedł czas spotkania// Trochę to nie halo, że w fabule minęło już tyle dni w trakcie takiej rozmowy no ale 4 dni to 4 dni // Zlokalizowałem moją torbę z ekwipunkiem ANBUSów, wstałem i rozejrzałem się po sali, mój wzrok utknął na Harimim.
-Chyba już czas.. - powiedziałem do niego, chwilę potem spojrzałem na Miyo.
-Wiesz.. Lepiej będzie jeśli na razie tu zostaniesz.. - powiedziałem tym razem bez uśmiechu. Kolejna wędrówka po całym pokoju, tym razem moje śliczne oczęta spojrzały na mężczyznę.. Przez chwilę na niego popatrzyłem. Chciałem się dowiedzieć o co chodzi z tą największą tajemnicą wioski liścia. Niestety teraz nie będzie mi to dane. Może kiedyś.. kto wie..
-Żegnam pana.. - powiedziałem do niego po czym wykonałem do Harimirgo gest głową mający znaczyć "chodź".
-Trzymaj się i zdrowiej szybko.. - tym razem do Miyo. No.. nagadałem się i teraz mogę się stąd zmywać, wyszedłem z pokoju i kilkanaście sekund później nie było mnie już w szpitalu..
<nmmt>
Oczekiwałem na odpowiedź... Nie nadchodziła...
Spojrzałem na Takeo. Chłopak miał rację. Już nadszedł czas, by spotkać się z Keisuke.
- Poczekaj, pójdę z Tobą... - rzekłem, po czym zwróciłem się do tajemniczego jegomościa - Miło było Cię poznać. - zrobiłem ponownie odwrót i tym razem zwróciłem się do Miyo z uśmiechem - Jeżeli nie wyjdziesz, gdy zakończymy spotkanie, to na pewno Cię odwiedzę. - powiedziałem i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej - Wracaj do zdrowia..
Wszedłem do łazienki i tam szybko narzuciłem na siebie strój ANBU, po czym ruszyłem w stronę Doliny Końca...

<NMM>

[ Dodano: Nie 13 Cze, 10 ]
Wszedłem szybko do sali i rozejrzałem się...
Kurczę... On nadal tu stoi? - zadałem sobie pytanie, spoglądając na tajemniczego jegomościa, który nawet się nam nie przedstawił... Minąłem go, nie zwracając na niego uwagi i podszedłem do Miyo.
- Jak się czujesz? - spytałem i zdjąłem maskę ANBU, którą jeszcze przed chwilą miałem na sobie.
Miyo drgnęła i odwróciła się do Harimiego.
-a jak mam się czuć? nie mogę walczyć, zostaje mi tylko siedzenie tutaj...-westchnęła, stojąc pod oknem i totalnie ignorując członka klanu Uchiha.
- Cóż... W zasadzie, to przyszedłem Cię pocieszyć... - powiedziałem i uśmiechnąłem się, zadowolony z tego, że tym razem ani nie wyolbrzymiam swojej roli, ani moje słowa nie są puste - Po pierwsze: Podczas naszego spotkania nic nie zostało konkretnie ustalone, a najbliższe spotkanie wszystkich członków ma się odbyć za tydzień (//nasze normalne dwa tygodnie//) w siedzibie głównej ANBU w Konosze... - rzekłem, zaczerpnąłem trochę powietrza i kontynuowałem - Ponadto mam dla Ciebie parę prezentów... - oświadczyłem i położyłem jej na biurku:
maskę do nurkowania, bandaże (2 sztuki +2W), radio, wywar wzmacniający, pigułkę żołnierza, po czym odwróciłem się i poszedłem za zasłonę, gdzie przebrałem się w mój strój codzienny.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - spytałem, chowając ANBUsowski sprzęt do plecaka.
Popatrzyła na prezenty, jakie je dał i mimowolnie się uśmiechnęła, lekko rumieniąc.
-Dlaczego tak bardzo się mną przejmujesz? Przecież jestem tylko...shinobi....powiedziała siadając na łóżku i spuszczając wzrok. Wcale nie czuła się jak shinobi. Bardziej jak zwykły, normalny człowiek. Nigdy się od tego nie odzwyczai, a on...on jest dla niej taki dobry. Miyo nigdy nie stawała w podobnej sytuacji. Zawsze uważana była tylko za geniusza shinobi, a nie za normalną dziewczynę. Później, gdy musiała uciec, sama uznała, że stała się zwykłym, nic nie znaczącym człowiekiem...
Wyszedłem zza kurtyny już w normalnych spodniach i bluzie, w której, jak to miałem w zwyczaju, schowałem kunaia.
- Cóż... Jesteś moją przyjaciółką, a przyjaciele dbają o siebie... - powiedziałem i uśmiechnąłem się - Obiecałem, że wpdanę, więc Cię odwiedzam, przekazując przy tym informacje. A w ramach ścisłości... - zrobiłem niedbały gest w kierunku rzeczy na biurku - Jest to ekwipunek, który dał nam Keisuke, a który obiecałem, że Ci przekażę... - rzekłem i rozejrzałem się - Wygląda na to, że już czas na mnie. Muszę jeszcze załatwić parę spraw przed spotkaniem, a czas nagli... - odwróciłem się na pięcie w kierunku drzwi - Wracaj do zdrowia i do zobaczenia za tydzień... - rzuciłem na odchodnym i przekroczyłem próg drzwi sali, udając się w kierunku wyjścia ze szpitala.

<NMM>
Miyo westchnęła. Cóż, ma nie walczyć, ale czy to oznacza, że musi siedzieć w szpitalu? chyba jednak nie. Wzruszyła ramionami (wywołując tym samym falę bólu w zranionej łopatce) i schyliła się po ekwipunek zostawiony przez lidera ANBU i dorzuciła do niego rzeczy od Harimiego. Wzięła to wszystko w zdrową rękę i wyszła ze szpitala...

NMMT