X
ďťż

grueneberg

PrzystanĂŞÂłam rozglÂądajÂąc sie. W oddali na jednym ze szczytów dostrzegÂłam ciemny budynek Twierdzy. "oh to chyba tam" pomyÂślaÂłam siadajÂąc na ziemi. "nie ma co siĂŞ ÂśpieszyĂŚ na takÂą zabawĂŞ naleÂży siĂŞ przygotowaĂŚ". RozpakowaÂłam siĂŞ. PostawiÂłam namiot rozpaliÂłam ognisko i wziĂŞÂłam sie za konsumpcjĂŞ prowiantu. PrzeciÂągnĂŞÂłam siĂŞ kilkakrotnie, po czym naÂłoÂżyÂłam na siebie Kawarimi no Jutsu, i przywoÂłaÂłam Summona
-co znowu?-parskn¹³ Koù [cenzura] moja torbê, po czym bez uprzedzenia po¿ar³ jedn¹ z kanapek
-misja...-powiedziaÂłam rozkradajÂąc Âśpiwór-bĂŞdziesz mi potrzebny jutro... i to bardzo, a póki co badÂź tak dobry i staĂą na straÂży ja muszĂŞ odpocz¹Ì i pomyÂśleĂŚ co mam jutro zrobiĂŚ-powiedziaÂłam wchodzÂąc do namiotu i kÂładÂąc siĂŞ spaĂŚ. "Walka z Risenem... specjalistÂą od pieczĂŞtowania... moÂże byĂŚ przykre.... ale..."-wyjĂŞÂłam z kieseni kurtkĂŞ z zapieczĂŞtowanym efektem od Risena. UÂśmiechnĂŞÂłam siĂŞ do siebie chowajÂąc jÂą spowrotem "a Anulej... tiaa... z tym panem to bĂŞdzie ciĂŞÂżko... jak ja nie nawiedzĂŞ inteligentnych ludzi..." przywoÂłaÂłam Rosse i przytuliÂłam siĂŞ do niej naciÂągnĂŞÂłam Âśpiwór na gÂłowĂŞ zasypiajÂąc.


ObudziÂłam sie o Âświcie. Po szturchnĂŞÂłam RossĂŞ która momentalnie wzbiÂła siĂŞ w powietrze i wyleciaÂła z namiotu. WyszÂłam za niÂą, rozglÂądajÂąc siĂŞ po zamglonym terenie. Zza namiotu przyszedÂł MgÂła ziewajÂąc.
-musimy iœÌ do tej mrocznej twierdzy-powiedziaÂłam wskazujÂąc podbródkiem zamek
-taak-ziewn¹³ koù potrz¹sajac grzyw¹. - mam Nadziejê ¿e tym razem masz lepszy plan ni¿ 5 ostatnimi...
-a ÂżebyÂś wiedziaÂł ze mam-powiedziaÂłam jedzÂąc Âśniadanie. Kiedy skoĂączyÂłam zwinĂŞÂłam obóz. WskoczyÂłam na Summona. MaÂły konik zrobiÂł kilka kóÂłek w powietru w koÂło nas po czym ruszyliÂśmy wolno na misjĂŞ >NMM<
kiedy kontynuowaÂłem podruÂż przez góre Oikos trafiÂłm na kopalnie nie miaÂłem pojĂŞcia co tam jest, zaczeÂło padac wiĂŞc wszedÂłem do Âśrodka i czekaÂłem aÂż przestanie padac, po kilku minutach deszcz przestaÂł padac,
wyszedÂłem i przypomniaÂłem sobie Âże mam jeszcze jednÂą gruszke, zjadÂłem jÂą i poszedÂłem dalej.

<NMM>
CieszĂŞ tego wieczory przed kopalniÂą przerwaÂły kroki, z faktu, jak czĂŞsto byÂły stawiane moÂżna wywnioskowaĂŚ, Âże albo ktoÂś biegÂł albo byÂło wiĂŞcej niÂż jedna osoba. Druga opcja byÂła wÂłaÂściwa. Po chwili koÂło kopalni od strony wioski wodospadu przybyÂło dwóch ludzi. Jeden byÂł starszy i wyÂższy od drugiego jednak obaj mieli miecze. Nie byÂły to zwykÂłe miecze a jedyne w swoim rodzaju. Nikt nigdy nie widziaÂł identycznych. Oczy niÂższego chÂłopca z barwy jasnob³êkitnej przeszÂły do innej, krwistoczerwonej. Innymi sÂłowy zaczĂŞÂły emanowaĂŚ rubinowym blaskiem. ChÂłopiec dziĂŞki temu oglÂądaÂł okolicĂŞ. ZaglÂądaÂł teÂż do kopalni. RozglÂądaÂł siĂŞ dookoÂła. Wszystko wskazywaÂło na to, Âże przed kopalniÂą nie byÂło nikogo. do wnĂŞtrza chÂłopiec nie zaglÂądaÂł by tuÂż przy wejÂściu byÂło za Ciemno a dalej zwyczajnie gubiÂł siĂŞ i nie docieraÂł do Âświat³¹. ÂŻeby znaÂł chociaÂż jej budowĂŞ. Tak nie mógÂł znaleŸÌ nic.. Tak czy ianczej dookoÂła niej byÂło bezpiecznie. Przynajmniej na razie. Obaj przybysze podeszli kawaÂłek dalej. Obaj nic nie mówili. Stali przez chwilĂŞ nieruchomo.


Nie minĂŞÂła nawet minuta jak znikÂąd wyÂłoniÂła siĂŞ trzecia osoba, idÂąca wolnym krokiem. Niedbale mówiÂąca do innych dwóch osób- Nareszcie jesteÂśmy- swoim charakterystycznie zimnym gÂłosem. Nasun¹³ mocniej kaptur na gÂłowĂŞ po czym poprawiÂł miecz. Tak to byÂł Criss.
//Jako, Âże Yochi gdzieÂś jedzie z tego co siĂŞ orientujĂŞ to nie idzie na misjĂŞ wiĂŞc go tutaj zostawimy i miÂło by byÂło jakby go bezbronnego nikt nie zabiÂł póki po niego nie wrócimy D//
Kroki Crissa nie byÂło zaskoczeniem ani dla Yochiego ani dla Aru. Obaj na nie czekali. Aru spojrzaÂł na Crissa, potem na Yochiego. *Ale siĂŞ Yochi wkurzy D ale w koĂącu to byÂł pomysÂł Cirssa* - pomyÂślaÂł robiÂąc krzywÂą minĂŞ. Po chwili rzekÂł do wspóÂłtowarzyszy podróÂży. - Dobra... jak tak na was patrzĂŞ. To nie wydaje mi siĂŞ, byÂście byli na tyle roztargnieni by coÂś zaplanowaĂŚ. - stwierdziÂł nie zastanawiajÂąc sie zbyt dÂługo. Nie wiedziaÂł, czy ich takie stwierdzenie obrazi czy nie. Gdyby siĂŞ po obraÂżali wyglÂądaÂło by to w kaÂżdym razie ÂżaÂłoÂśnie bo to AruÂś prowadzi od siedziby i w ogóle.. - Tak czy inaczej, Criss chciaÂł zajœÌ do kopalni. Yochi po prostu nie chciaÂł siedzieĂŚ w wiosce a ja no ja chciaÂłem siĂŞ rozerwaĂŚ... - stwierdziÂł. - [i]Tak wiĂŞc Yochi bĂŞdzie miaÂł najodpowiedzialniejsze zadanie. Chronienie tyÂłów i eliminowanie bÂądÂź pozbawianie przytomnoÂści uciekajÂących z kopalni. W koĂącu nie chcemy by nas poszukiwano nie?. Criss i ja pójdĂŞ do kopalni po zÂłoto bÂądÂź jakieÂś bÂłyszczÂące kamyczki. Dlaczego my? dlatego, Âże Criss wymyÂśliÂł wypad do kopalni a ja mam oczka które pozwolÂą mi ogarn¹Ì teren, rozmieszczenie ludzi i wszystkie takie szczególiki. Tak wiĂŞc ja idĂŞ do kopalni a Wy róbcie jak postanowicie. (NMM/Yochi zostaje bo go nie ma wiĂŞc nie bĂŞdzie mógÂł braĂŚ udziaÂłu w misji Powiedzmy, Âże ukryÂł siĂŞ za skaÂłami i czeka..)
Link do kopalni
-dobrze zgadzam siĂŞ- Oczy Crissa na zaÂświeciÂły siĂŞ nienaturalnie na dÂźwiĂŞk sÂłowa zÂłoto. -Trzymaj siĂŞ Yochi i pilnuj tyÂłów- Po tych sÂłowach zaciÂągn¹³ mocniej kaptur na gÂłowĂŞ po czym ruszyÂł za Aru, pozostawiajÂąc samotnie Yochiego. Wprawdzie byÂłem indywidualistÂą lecz od czasu przynaleznoÂści do siedmiu mistrzów mieczy zacz¹³em doceniaĂŚ prace zespoÂłowÂą.
nmm
Tak naprawdĂŞ olewajÂąc ich sÂłowa schowaÂłem siĂŞ za jakieÂś kamienie, lecz po krórtkiej chwili zasn¹³em, nie miaÂłem zamiaru nic robiĂŚ. MinĂŞÂło bardzo duÂżo czasu, a wspóÂłtowarzyszy nadal nie byÂło widaĂŚ, nie miaÂłem co robiĂŚ i zacz¹³em rozmyÂślaĂŚ co oni mogÂą tam tak dÂługo robiĂŚ, po kiklu minutach postanowiÂłem równieÂż wejœÌ za nimi. WszedÂłem spokojnym krokiem do kopalni, majÂąc nadzieje Âże towarzysze za daleko nie zaszli.

<NMM>
DobiegÂłam na miejsce tuÂż po moim braciszku. Moje kg byÂło aktywowane to teÂż przypadkiem zauwaÂżyÂłam Âże braciszek coÂś przewemnÂą ukrywa ale teraz byÂło to nie istotne. SpojrzaÂłam na chÂłopaka(Crissa) i moimi karmazynowymi oczyma zbadaÂłam dokÂładnie jego stan. OgraÂżeĂą wewnĂŞtrznych nie odniusÂł ale poparzenia wyglÂądaÂły okropnie. MusiaÂł dostaĂŚ z bardzo bliska albo bardzo mocnym jutsu. ZastanowiÂłam siĂŞ chwilkĂŞ po czym przystÂąpiÂłam to leczenia.

-Kiseki!

PowiedziaÂłam jednoczeÂśnie koĂączÂąc skÂładanie pieczĂŞci. Jego rany zaczĂŞÂły lekko ÂświeciĂŚ jasnÂą b³êkitnÂą ÂłunÂą. PowturzyÂłam ten manewr jeszcze dwa razy gdyÂż pierwsza próba pomogÂła tylko po czĂŞÂści. Gdy skoĂączyÂłam po jego oparzeniach zostaÂły tylko maÂłe lekko widoczne blizny które z czasem powinny znikn¹Ì. WÂłosów jednak nie mogÂłam uratowaĂŚ. (XD). ZostawiÂłam go gdyÂż jeszcze spaÂł... OdwróciÂłam siĂŞ do brata. WidziaÂł teraz Âże patrzĂŞ na podejrzane worki i ich zawartoœÌ.

-Jeszcze parĂŞ dni musi siĂŞ trochĂŞ pokurowaĂŚ i odpocz¹Ì. Ale co tam chowasz? To pewno przybory do treningu co AruÂś? I dlaczego macie wszyscy takie dziwne miecze? Tylko nie rób ze mnie glupiej i mów a nie zmieniaj tematu.

ZaczĂŞÂłam przesÂłuchanie brata. JakoÂś gdy zajmowaÂłam siĂŞ bratem przeszÂły mi smutki bo staraÂłam siĂŞ skupic na nim nie na sobie. MiaÂłam tylko nadzieje Âże odpowie a nie zacznie mnie wypytywaĂŚ o szczegóÂły mojej sprawy. Poza tym odpowiadanie pytaniem na pytanie jest niegrzeczna. (XD)
Opar³ siê o wiêkszy kamieù i patrzy³ na dzia³ania siostry, oczy ju¿ mu zgas³y, zmieni³y siê na b³êkitne. Nie mia³ chakry na utrzymywanie tej techniki bez sensu..
- Jego sprawa czy bĂŞdzie siĂŞ kurowaÂł, GÂłupio by byÂło jak by tak sie zabiÂł sam ><.. - stwierdziÂł
- Nie przybory, widzisz jakoÂś trzeba zarabiaĂŚ.. a my mam ty zanieœÌ do pewnego kupca.. misja taka.. - skÂłamaÂł koĂączÂąc temat worków, przecieÂż nie powie siostrze, Âże napadli na kopalnie ..
- Miczee.. a jak myÂślisz, skÂąd ma siĂŞ miecze? PÂłacisz dla kowala i on Ci takie coÂś w kuÂźni wykuwa nie? Nie moÂżna chodziĂŚ ot tak sobie po Âświecie bez broni, zastanów siĂŞ.. - ponownie nie powiedziaÂł prawdy, no ale cóÂż.. byÂł raczej przekonywujÂący..
Po chwili spojrzaÂł na Yochiego..
- Doniesiesz te worki do tego kupca, juÂż blisko, ja tymczasem idĂŞ gdzieÂś porozmawiaĂŚ z siostrÂą... - powiedziaÂł - Spotkamy siĂŞ przy tym wodospadzie który byÂł po drodze... - dodaÂł na koniec...
Ponownie wbiÂł wzrok w dziewczynĂŞ...
- a my chodÂźmy..
RzekÂł i poszedÂł w kierunku wioski.. [nmm]
W sumie brat nie kÂłamaÂł chyba. Takie miaÂłam odczucie. OdkÂąd ja spiskujĂŞ z demonami to kaÂżdy wydaje mi siĂŞ teraz podejrzany. Jego odpowiedzi wydawaÂły siĂŞ byĂŚ bardzo logiczne. No cóÂż nie zostaÂło mi nic innego jak udaĂŚ siĂŞ za nim na rozmowĂŞ. ByÂł powaÂżny a ja taka nie gotowa. Teraz to on zdaje siĂŞ niaĂączyĂŚ mnie... PobiegÂłam za mÂłodszym bratem... <nmm>
Yochi tylko patrzyÂł za odbiegajÂącymi Aru i dziwnie znajomÂą dziewczynÂą, byÂł pewien Âże gdzieÂś jÂą kiedyÂś spotkaÂł, zacz¹³ siĂŞ przez chwilĂŞ zastanawiaĂŚ skÂąd jÂą mógÂł znaĂŚ, po chwili jednak stwierdziÂł Âże nie ma to wiĂŞkszego znaczenia, wzi¹³ te worki i zabraÂł je do kupca, który powinien byĂŚ gdzieÂś niedaleko.
Criss leÂżaÂł obok, ale skoro niebezpieczeĂąstwo mu nie grozi postanowiÂłem go zostawiĂŚ, poniewaÂż worki które miaÂłem zanieœÌ i tak byÂły doœÌ ciĂŞÂżkie aby jeszcze dodatkowo siĂŞ nim obci¹¿aĂŚ. RuszyÂłem w stronĂŞ kupca aby nastĂŞpnie iœÌ drogÂą powrotnÂą do siedziby.

<NMM>
Kai wraz z Panem Haruko doszli do wejÂścia do kopalni. Byli lekko zdyszani jednak nie moÂżna byÂło tego nazwaĂŚ zmĂŞczeniem. Pan Haruki miaÂł za sobÂą pewnie wiele, wiele kilometrów i byÂła to dla niego zaledwie rozgrzewka. Podobnie miaÂł Kai, który teÂż nawĂŞdrowaÂł siĂŞ w Âżyciu co nie miara. CzekaÂł na dalsze instrukcje Pana H. Z kopalni dalej wydobywaÂł siĂŞ ten ziemisty zapach, teraz byÂł on tak intensywny, Âże w przeciÂągu kilku sekund ubrania zaczynaÂły wilgotnieĂŚ i pachnieĂŚ ziemiÂą.
Kopalnie róÂżniÂły siĂŞ od swoich wyidealizowanych kuzynek z bajek dla dzieci. Nie byÂła to jakaÂś dziura w górze obudowana drewnem. CaÂły krajobraz przypominaÂł ogromne gruzowisko, przez które przedzieraÂła siĂŞ ubita droga. GdzieÂś spomiĂŞdzy haÂłd wydobytej ziemi i skaÂł wyrastaÂły brzydkie baraki. Z daleka widaĂŚ byÂło ludzi w kombinezonach roboczych, chodzÂących w grupach. Pewnie trafiliÂście wÂłaÂśnie na przerwĂŞ.
- ChÂłopcze, teraz zachowujemy siĂŞ jak profesjonaliÂści, Âżadnych zbĂŞdnych grzecznoÂści i uprzejmoÂści nawet wobec siebie nawzajem. Nie wolno nam w Âżaden sposób siĂŞ spoufalaĂŚ, bo wejdÂą nam na gÂłowĂŞ. Oni tu sÂą u siebie, my jesteÂśmy obcymi, intruzami, niepotrzebnÂą kontrolÂą tÂłamszÂącÂą ciĂŞÂżko pracujÂących ludzi. Zamkniemy im szyb, ludzie stracÂą pracĂŞ. JeÂśli bĂŞdzie potrzeba, a nie zamkniemy, to mogÂą zgin¹Ì ludzie. ZagroÂżenie ÂśmierciÂą nie przemawia... pieniÂądze sÂą o wiele bardziej rzeczywiste. I pamiĂŞtaj... to sÂą kopalnie zÂłota, nie daj sobie nic podrzuciĂŚ, nie poÂłaszcz siĂŞ na Âżaden samorodek - przemówiÂł do Ciebie, wpatrujÂąc siĂŞ uwaÂżnie w niedalekÂą wioskĂŞ górników, która w ciÂągu lat tu powstaÂła, jak naleciaÂłoœÌ, osad. RuszyÂł powoli w ich kierunku.
- JeÂśli masz pytania, mów teraz. Potem juÂż nie bĂŞdzie okazji - dorzuciÂł jeszcze.
Hai ! - PowiedziaÂł Kai lekko zduszonym krzykiem, po czym czekaÂł na to aÂż Pan Haruko siĂŞ ruszy. Jego nos nadal wypeÂłniaÂł zapach bÂłota, który w pewnym stopniu przypominaÂł mu dom. Kai musiaÂł siĂŞ przygotoaĂŚ psychicznie, nie lubiÂł byĂŚ wredny, tylko jeÂżeli ktoÂś byÂł wredny dla niego, a z tego co zrozumiaÂł ci ludzie bĂŞdÂą dla niego mili, bĂŞdÂą traktowaĂŚ go jak Boga, byle by nie powiedziaÂł o ich kopalni nic zÂłego. Kai postanowiÂł, Âże niepytany nie bĂŞdzie siĂŞ odzywaĂŚ. CzekaÂł aÂż padnÂą jakieÂś pytania bÂądÂź polecenia...
DotarliÂście w koĂącu miĂŞdzy budynki, a wÂłaÂściwie podÂłe baraki mieszkalne. To zadziwiajÂące jak zÂłoto, tak cenione w Âświecie, tak olÂśniewajÂące, byÂło wydobywane w takich warunkach. Wszyscy, których mijaliÂście patrzyli z pewnÂą podejrzliwoÂściÂą i brakiem zaufania. Jeden z baraków wydawaÂł siĂŞ nieco wiĂŞkszy, tam wÂłaÂśnie skierowaÂł siĂŞ mĂŞÂżczyzna, któremu towarzyszyÂłeÂś. Tabliczka oznajmiaÂła, Âże tam wÂłaÂśnie swojÂą siedzibĂŞ ma kierownictwo kopalni. Na spotkanie wyszedÂł mĂŞÂżczyzna w Âśrednim wieku, miaÂł na sobie caÂłkiem zadbany kombinezon roboczy, a w dÂłoni niósÂł kask ochronny.
Twój towarzysz nie podejmowaÂł tematów i oszczĂŞdnie odpowiadaÂł na pytania zwiÂązane z podró¿¹ i ewentualnym zmĂŞczeniem. Tamten zacz¹³ siĂŞ pociĂŚ, pot perliÂł siĂŞ mu na czole. RuszyliÂście w koĂącu. Teren gwaÂłtownie opadaÂł, a nad g³êbokÂą na okoÂło dwadzieÂścia metrów przepaÂściÂą nachylaÂł siĂŞ Âżuraw z zamocowanÂą doĂą windÂą. WsiedliÂście, zjechaliÂście na dóÂł, koÂła zĂŞbate pracowaÂły z piskiem.
Na dole wyminĂŞÂły Was dwie grupy szepczÂących górników, patrzyli krzywo.
ÂŚwieÂże podkÂłady, szyny dla wózka kopalnianego, masa sprzĂŞtu o dziwnych ksztaÂłtach i zastosowaniach czekaÂła zakryta brezentem, aÂż padnie polecenie, by wnieœÌ jÂą do Âśrodka. Twój towarzysz zdecydowanie poprosiÂł o plany plany. Wasz przewodnik niechĂŞtnie zostawiÂł Was samych i wróciÂł do windy. Stoicie teraz przed wejÂściem do kopalni.
- I co na to powiesz? Co o tym myÂślisz? - zapytaÂł siĂŞ Ciebie, odwrócony twarzÂą w kierunku skaÂły, tak by nie byÂło widaĂŚ z góry, Âże siĂŞ odzywa.
Kai odwróciÂł siĂŞ tak aby nie byÂło widaĂŚ ruchów wargami. - WyglÂąda na nowe, ale trochĂŞ zastanawia mnie, czy to jest nowe, czy tylko wyglÂąda na takie. Czy moÂżna to jakoÂś sprawdziĂŚ ? - Kai czuÂł siĂŞ w swoim Âżywiole, mógÂł siĂŞ czegoÂś nauczyĂŚ, a w dodatku byÂł w miejscu tak bardzo przypominajÂącym mu jego wioskĂŞ. ChÂłopak stan¹³ przy belce podtrzymujÂącej strop kopalni i wpatrzyÂł siĂŞ w niÂą - wyglÂąda na trochĂŞ poszarpane i spróchniaÂłe, ale powinno trzymaĂŚ jeszcze parĂŞ lat - PowiedziaÂł po chwili cichym gÂłosem, aby usÂłyszaÂł go tylko Pan Haruko i Âżeby jego gÂłos nie powĂŞdrowaÂł szybem do uszy [cenzura] pracowników. CzekaÂł na dalsze instrukcje od Pana H.
Westchn¹³ ciê¿ko i opar³ siê o jedn¹ z belek.
- Niektóre musieli wyciÂągn¹Ì z nieczynnych szybów. Szyny teÂż nie wyglÂądajÂą na nowe, martwi mnie jeszcze to, Âże jesteÂśmy teraz tak nisko. ZjechaliÂśmy tu windÂą, a najpewniej kolejna jest w g³êbi kopalni. WyobraÂź sobie teraz trzĂŞsienie ziemi i jak zbocze, na którym stoi Âżuraw zawala siĂŞ, bezpowrotnie zasypujÂąc wejÂście. Albo zwyczajny zawaÂł i problemy z ewakuacjÂą rannych. To górzysty teren, zdarzajÂą siĂŞ tu lawiny, a jak pewnie wiesz stosowane sÂą w kopalniach Âśrodki wybuchowe. Obawiam siĂŞ, Âże nawet nie mamy czego szukaĂŚ w Âśrodku. Z pewnoÂściÂą natknĂŞli siĂŞ na nowe pokÂłady, ale bĂŞdziemy musieli ich zasmuciĂŚ. Jak tylko dostarczone zostanÂą mi dokumenty, bĂŞdĂŞ mógÂł wystawiĂŚ opinie. Tymczasem zostaĂą tu i obserwuj sytuacje. Ja przejdĂŞ siĂŞ nieco w Âśrodku, w razie czego CiĂŞ zawoÂłam - to powiedziawszy znikn¹³ w wejÂściu do kopalni. RozbÂłysÂło ÂświatÂło lampy i zaczĂŞÂło siĂŞ oddalaĂŚ, by w koĂącu znikn¹Ì za zakrĂŞtem.
Tymczasem zaskrzypiaÂł Âżuraw i kierownik kopalni w asyÂście kobiety o surowej twarzy zjechali na dóÂł. Kobieta byÂła w Âśrednim wieku, miaÂła popielate wÂłosy i nieprzyjemny wyraz twarzy. Nie miaÂła na sobie ubrania roboczego, tylko wytarte jeansy i koszulĂŞ w kratĂŞ. Podeszli do Ciebie, kobieta siĂŞ zatrzymaÂła z tyÂłu, stan¹³ przed TobÂą kierownik.
- Czy Pan architekt jest w Âśrodku? - zapytaÂł, zerkajÂąc w stronĂŞ wejÂścia do kopalni - Czy Pan architekt coÂś mówiÂł? - dodaÂł. Rulon papieru trzymany w jego dÂłoni byÂł lekko wilgotny od potu. WyglÂądaÂł na zdenerwowanego.
Kai po odejÂściu Pana Haruki usÂłyszaÂł skrzypienie Âżurawia, a potem zobaczyÂł najprawdopodobniej kierownika i jak¹œ kobietĂŞ, szybko przybraÂł powaÂżny i arogancki wyraz twarzy. - Pan Architekt poszedÂł do dalszej czĂŞÂści kopalni - PowiedziaÂł wymuszonym zimnym gÂłosem - Wszystkie informacje zostanÂą Panu przekazane po inspekcji, tym czasem proszĂŞ nie zakÂłócaĂŚ pracy architekta. - DodaÂł po chwili ostrzegawczym gÂłosem. CzekaÂł na jakiekolwiek informacje od Pana Haruki, a przy okazji miaÂł nadziejĂŞ, Âże ta dwójka sobie pójdzie. ByÂł dosyĂŚ ciĂŞty na tĂŞ niemi³¹ kobietĂŞ. StaÂł i czekaÂł ...
Nie wyglÂądaÂł na zadowolonego z tego co powiedziaÂłeÂś. Kiwn¹³ tylko gÂłowÂą i wróciÂł do swojej towarzyszki. Rozmawiali ze sobÂą cicho, zerkajÂąc tylko w Twoim kierunku. Kobieta tylko przytakiwaÂła, nie odzywaÂła siĂŞ. Czas zaczynaÂł siĂŞ dÂłuÂżyĂŚ, a atmosfera byÂła dosyĂŚ napiĂŞta.
- Pozwól do mnie, weÂź ze sobÂą dokumenty - usÂłyszaÂłeÂś z g³êbi szybu gÂłos swojego towarzysza. WidaĂŚ byÂło blask lampy oÂświetlajÂący jego twarz. Na górze, niedaleko Âżurawia byÂło widaĂŚ ciekawskie twarze. Wasze przybycie najwyraÂźniej szybko staÂło siĂŞ tematem numer jeden w tym miejscu. A najgorsze byÂło to, Âże nikt nie spoglÂądaÂł przyjaÂźnie.
- Niech nikt nam nie przeszkadza - dodaÂł po chwili z wnĂŞtrza kopalni. Najwidoczniej chciaÂł zostaĂŚ z TobÂą na osobnoÂści. MoÂżliwe, Âże wyczuwaÂł kÂłopoty, albo zwyczajnie obecnoœÌ innych osób w tym momencie byÂła mu niepotrzebna.
Chmura przesÂłoniÂła sÂłoĂące, w wÂąwozie zrobiÂło siĂŞ szaro, a spoÂśród skaÂł zawiaÂł mocniejszy wiatr. W powietrzu daÂło siĂŞ wyczuĂŚ wilgoĂŚ nadchodzÂącego deszczu. ZadziwiajÂące jak w górach szybko zmienia siĂŞ pogoda.
Przykro mi, ale sami sÂłyszeliÂście, proszĂŞ udaĂŚ siĂŞ do Baraków i czekaĂŚ na nasze instrukcje - PowiedziaÂł Kai, czekajÂąc chwilĂŞ aÂż pójdÂą, nagle zawiaÂł wiatr, nie wróÂżyÂł on nic dobrego. Kai powĂŞdrowaÂł w stronĂŞ Pana Haruki, który byÂł gdzieÂś w dalszej czĂŞÂści kopalni. Gdy stan¹³ obok niego, oglÂądn¹³ siĂŞ jeszcze za siebie, czy przypadkiem, nikt nie [cenzura]. W kopalni zrobiÂło siĂŞ bardzo zimno, Kai dostaÂł gĂŞsiej skórki, jednak wytrwale czekaÂł, na polecenia swojego pracodawcy, bez Âżadnego jĂŞkniĂŞcia. CzekaÂł ...
OdpowiedziaÂło Ci jedynie wrogie milczenie. Odeszli, zaskrzypiaÂł Âżuraw, oboje wjechali na górĂŞ. MuszÂą podejrzewaĂŚ, Âże coÂś jest nie tak.
ÂŚwiadomoœÌ tysiĂŞcy ton skaÂł ponad TwojÂą gÂłowÂą nie nadawaÂło otuchy. Nawet jak na Twój nos byÂło tu trochĂŞ za ciasno i zbyt nisko. ParĂŞ metrów przebyÂłeÂś wodzÂąc dÂłoniÂą po skale, zanim wszedÂłeÂś w obszar ÂświatÂła z lampy. Skin¹³ Ci gÂłowÂą, wskazaÂł byÂś szedÂł za nim, odebraÂł od Ciebie dokumenty, zacz¹³ przeglÂądaĂŚ je w blasku lampy.
- Nie wyglÂąda mi to najlepiej. SkaÂły wyglÂądajÂą na bardzo niepewne. PrzeglÂądaÂłem przed wyruszeniem tutaj raporty na temat trzĂŞsieĂą ziemi. W tym miejscu nie powinno byĂŚ w ogóle kopalni. Te poÂłoÂżone wyÂżej znajdujÂą siĂŞ w twardszej skale, ale i tak nie nale¿¹ do najbezpieczniejszych - skrzywiÂł siĂŞ, gdy doszedÂł do pewnego momentu w dokumentach - KtoÂś spartaczyÂł wczeÂśniejsze oceny poziomu bezpieczeĂąstwa. Specjalnie, czy nie... fakt jest faktem. Same poprawki nie pomogÂą - nie musiaÂł mówiĂŚ juÂż wiĂŞcej, byÂło oczywiste, Âże juÂż podj¹³ decyzje. Tymczasem na zewnÂątrz musiaÂła rozpĂŞtaĂŚ siĂŞ burza, bo echo grzmotów rozlegÂło siĂŞ echem w korytarzu.
- Jeszcze tego brakowaÂło... - skomentowaÂł Haruki - Tu, wedÂług planu powinna byĂŚ winda na dóÂł, jeszcze tam sprawdzimy dla zasady - wskazaÂł palcem punkt na planach - A Ty mi opowiedz co sÂądzisz o naszych gospodarzach.
Kai wysÂłuchaÂł w skupieniu sÂłów P Haruki. Jego zdanie o bezpieczeĂąstwie tej kopalni, napawaÂło Kai strachem, jednak musiaÂł iœÌ za nim, przysiÂągÂł mu go chroniĂŚ. Gdy Pan Haruki powiedziaÂł o zejÂściu jeszcze niÂżej Kai przestraszyÂł siĂŞ, prawdziwi ninja nie powinni odczuwaĂŚ strachu, jednak on siĂŞ baÂł. - Gospodarze, hmm.. bardzo nie mili, szczególnie, Âże to wÂłaÂśnie o ich [cenzura] dbamy - PowiedziaÂł dr¿¹cym gÂłosem, po czym przykryÂł usta rĂŞkÂą - Przepraszam, czasami mi siĂŞ wymyka o jedno sÂłowo za duÂżo - PowiedziaÂł i czekaÂł na to aby pójœÌ za Panem H.
StanĂŞliÂście przed windÂą. Pionowy szyb nikn¹³ gdzieÂś pod jej drewnianÂą podÂłogÂą. Po obu stronach biegÂły Âżelazne szyny, zapobiegajÂące zapewne chwianiu siĂŞ jej. ByÂła obsÂługiwana rĂŞcznie za pomocÂą duÂżego koÂłowrota wmontowanego w podÂłogĂŞ windy. Stalowa lina byÂła przymocowana za pomocÂą bloczków i niknĂŞÂła gdzieÂś w systemie przekÂładni. MusiaÂł zauwaÂżyĂŚ Twoje zaniepokojenie.
- Tylko zjedziemy na dóÂł, rozejrzymy siĂŞ i wracamy - rzekÂł i zapaliÂł drugÂą lampĂŞ dla Ciebie i kolejnÂą wiszÂącÂą przed wejÂściem do windy. Zacz¹³ krĂŞciĂŚ koÂłowrotem jak tylko wsiadÂłeÂś. PracujÂące bloczki, trÂąca o siebie stal i uczucie opadania. Ponad Waszymi gÂłowami ÂświateÂłko powoli siĂŞ oddalaÂło.
JakieÂś skrzypniĂŞcie z góry, Pan Haruki zachwiaÂł siĂŞ, gdy koÂłowrót zamarÂł, nie daÂł siĂŞ dalej ruszyĂŚ. Winda osunĂŞÂła siĂŞ nieoczekiwanie o metr, niemal nie zwalajÂąc Was obu z nóg. Z góry posypaÂły siĂŞ kamienie, zamajaczyÂł siĂŞ czyjÂś cieĂą. DziaÂło siĂŞ to niezwykle szybko. RozlegÂł siĂŞ trzask, a lina zwiotczaÂła i winda krzeszÂąc iskry o stalowe sztaby w Âścianie zaczĂŞÂła osuwaĂŚ siĂŞ, nabierajÂąc coraz wiĂŞkszej prĂŞdkoÂści. Twój towarzysz przewróciÂł siĂŞ, coÂś krzyczaÂł, ale pisk metalu trÂącego o metal wszystko zagÂłuszaÂł. Masz niewiele czasu, chociaÂż szyb prawdopodobnie nie jest zbyt g³êboki, to uderzenie moÂże byĂŚ w skutkach Âśmiertelne.
Kai wszedÂł do windy z Panem Haruki, gÂłupio mu byÂło, gdyÂż Pan H zauwaÂżyÂł jego strach. Gdy wsiedli do windy i zjechali trochĂŞ na dóÂł, winda nagle zaczĂŞÂła siĂŞ dziwnie zachowywaĂŚ. Po chwili zaczĂŞÂła spadaĂŚ, Kai musiaÂł szybko coÂś wymyÂśliĂŚ, jego magnetyczne jutsu pozwalaÂły mu na doœÌ duÂże pole do popisu. Wszendobylska ziemia jednak nie nadawaÂła siĂŞ do stworzenia Âżelaznego piasku, gdyÂż byÂła zbyt mokra i za maÂło sypka. Zatem Kai musiaÂł uÂżyĂŚ jednego ze swoich magnetycznych jutsu, które mogÂły wyciÂągn¹Ì ich z windy. Kai kazaÂł zÂłapaĂŚ siĂŞ Panu H oburÂącz w pasie, majÂąc nadziejĂŞ, Âże jest on dosyĂŚ lekki. Gdy Pan H zÂłapaÂł siĂŞ wystarczajÂąco mocno Kai zÂłoÂżyÂł pieczĂŞcie i krzykn¹³ wyciÂągajÂąc rĂŞce przed siebie - Jisei no Jutsu ! - Jutsu powinno sprawiĂŚ, Âże Kai i Pan H zatrzymali siĂŞ nagle, bĂŞdÂąc przyczepionym di Stalowej liny, która wczeÂśniej utrzymywaÂła windĂŞ. Gdy juÂż Kai siĂŞ jej zÂłapaÂł, poczuÂł, Âże jego ciaÂło zaczyna siĂŞ wydÂłuÂżaĂŚ - Niech Pan siĂŞ zÂłapie liny ! - Krzykn¹³ do niego, gdy juÂż obydwoje zÂłapali siĂŞ liny, Kai zapytaÂł siĂŞ - Idziemy na dóÂł, czy wracamy w górĂŞ ? - PowiedziaÂł i czekaÂł na odpowiedÂź, miaÂł nadziejĂŞ, Âże przyjdzie ona jak najszybciej.
Winda trzĂŞsÂła siĂŞ, caÂła drÂżaÂła, a pisk byÂł niemoÂżliwy. UdaÂło Ci siĂŞ chwyciĂŚ Pana Harukiego i wykonaĂŚ technikĂŞ. Twoje ciaÂło zostaÂło przyciÂągniĂŞte w stronĂŞ liny. Bez chwycenia jej mogÂłoby siĂŞ nie udaĂŚ, bo jednak dodatkowy ciĂŞÂżar w osobie Pana Harukiego dawaÂł siĂŞ we znaki. Winda po paru sekundach uderzyÂła w ziemiĂŞ. Drzazgi z roztrzaskanej podÂłogi wyprysnĂŞÂły, do góry wzniósÂł siĂŞ obÂłok pyÂłu. Lina gwaÂłtownie siĂŞ zachwiaÂła, w uÂłamek sekundy jak siĂŞ w niÂą wczepiliÂście. WisieliÂście w ciemnoÂściach, bo lampy poleciaÂły wraz z windÂą na dóÂł, rozpryskujÂąc siĂŞ. Rozlana oliwa z lampy zajĂŞÂła siĂŞ ogniem, pozostaÂłoÂści po windzie pÂłonĂŞÂły.
- Nie... na górĂŞ... nie na dóÂł. OgieĂą... tlen, mogÂą nas zasypaĂŚ. Dym nas udusi... - wystĂŞkaÂł z trudem, kurczowo trzymajÂąc siĂŞ liny. WidaĂŚ byÂło, Âże jest to dla niego gigantyczny wysiÂłek. A Ty czuÂłeÂś juÂż dym, który powoli wĂŞdrowaÂł nieomylnie kominem, w którym wisieliÂście.
Nie miaÂłeÂś czasu do stracenia. Pod Wami pÂłonĂŞÂło drewno, ponad Wami byÂło dobrych trzydzieÂści metrów. WidzÂąc stan swojego towarzysza, moÂżesz mieĂŚ powaÂżne wÂątpliwoÂści, czy uda mu siĂŞ tam wspi¹Ì o wÂłasnych siÂłach. Twoja technika sprawdziÂła siĂŞ i wyciÂągnĂŞÂła Was z opresji, teraz trzeba jeszcze sobie pomóc. Na górze nadal paliÂła siĂŞ lampa, oÂświetlajÂąc miejsce, gdzie przed chwilÂą pojawiÂł siĂŞ czyjÂś cieĂą, zanim nastÂąpiÂła ta katastrofa.

//odpisuj czakrĂŞ za uÂżyte techniki.
Chol*ra ! -Krzykn¹³ Kai, po czym wymyÂśliÂł, Âże uÂżyje kolejnego Jutsu, dziĂŞki, któremu bĂŞdzie mógÂł chodziĂŚ po Âścianie. ÂŁapiÂąc linĂŞ miĂŞdzy nogi, tak aby nie zlecieĂŚ, zÂłoÂżyÂł pieczĂŞcie i powiedziaÂł - Kouro no Jutsu - Z wielkim trudem przychodziÂło mu utrzymanie siĂŞ, jednak zwiÂązki metali znajdujÂące siĂŞ w ziemi pomagaÂły mu nie traciĂŚ równowagi. Kai w ciemnoÂści wymacaÂł ciaÂło Pana Haruki, sam puÂściÂł siĂŞ liny wiszÂąc poziomo w powietrzy, powiedziaÂł Âżeby Pan H poszedÂł trochĂŞ do góry, tak aby znalazÂł siĂŞ nad nim. Gdy tak siĂŞ staÂło, Kai ponownie wymacaÂł linĂŞ, po czym zÂłapaÂł siĂŞ jej. - Niech pan siĂŞ mnÂą wspiera, aÂż nie stÂąd nie wyjdziemy ! - Krzykn¹³ do niego kaszlÂąc - Niech pan oddycha przez koÂłnierzyk ! - DodaÂł i sam staraÂł robiĂŚ siĂŞ to samo, Posuwali siĂŞ kawaÂłek po kawaÂłku w górĂŞ, Kai miaÂł nadziejĂŞ, Âże wszystko siĂŞ dobrze skoĂączy. To ÂświatÂło go niepokoiÂło, czy ktoÂś to zrobiÂł specjalnie ? CaÂły czas starali siĂŞ poruszaĂŚ w górĂŞ, Kai miaÂł nadziejĂŞ, Âże wilgoĂŚ na tym poziome sprawi, Âże ognieĂą zgaÂśnie.

1500 - 200 - 75 = 1225 pch
ZawisÂłeÂś trzymajÂąc siĂŞ samymi nogami, seria pieczĂŞci i juÂż mogÂłeÂś dziaÂłaĂŚ. WspierajÂąc pana Harukiego, wspinaÂłeÂś siĂŞ dalej. SzÂło to teraz o wiele sprawniej.
Dymu byÂło coraz wiĂŞcej, co jakiÂś czas kaszel wyrywaÂł siĂŞ z Waszych ust. ByÂła to bardzo mĂŞczÂąca wspinaczka, a wyjÂście z szybu zbliÂżaÂło siĂŞ bardzo, ale to bardzo powoli. Dym gryzÂł w gardle, wyciskaÂł Âłzy z oczu, po prostu dusiÂł i ograniczaÂł widocznoœÌ. W koĂącu ÂświatÂło lampy oÂświetliÂło Wam twarze, pan Haruki z trudem wypeÂłzÂł z dziury, Ty zaraz po nim. Obaj oddychaliÂście ciĂŞÂżko, dÂłonie bolaÂły od liny. Jak wychodziÂłeÂś, zauwaÂżyÂłeÂś, Âże pan Haruki wpatruje siĂŞ w g³¹b korytarza. Pod¹¿yÂłeÂś wzrokiem w tym samym kierunku i zobaczyÂłeÂś tam jÂą. Ta sama kobieta, która byÂła wtedy razem z kierownikiem kopalni, staÂła na skraju ÂświatÂła, usta miaÂła ÂściÂśniĂŞte w wÂąskÂą liniĂŞ. Szybka seria pieczĂŞci i dotyka dÂłoniÂą Âściany korytarza. Pod jej naporem skaÂła pĂŞka, formujÂąc dÂługÂą lancĂŞ. Drobne kamyki upadajÂą na ziemiĂŞ, gdy chwyta jÂą pewnie w dÂłonie.
Stoicie na samym skraju przepaÂści, z której dobywa siĂŞ dym. Za Twoimi plecami jest tylko ten szyb i zwisajÂąca stalowa lina, obok stoi Twój towarzysz. Od kobiety dzieli wasz okoÂło szeœÌ metrów, jej lanca ma ponad dwa metry. Korytarz jest szeroki na dwa i póÂł metra, a wysoki na dwa.
Kai był wniebowzięty tym, że udało im się wydostać z "Korytarza śmierci" jednak okazało się, że tutaj czeka ich część 2. Kai zauważył tą samą kobietę, która namawiała się z kierownikiem. Gdy Chłopak zobaczył w jej ręku lancę długości 2 metrów, wiedział o co chodzi. Tak właśnie przechodzili wszystkie kontrole wypisywali fałszywe dokumenty i zabijali kontrolerów. - Ooo nie ! Nie tym razem - Krzyknął Kai po czym wyciągnął Kunaia i Stanął przed Panem Haruki. - Czemu to robicie, zamiast zadbać o bezpieczeństwo ?! - Krzyknął, ale przypomniały mu się słowa Pana H, mówił on, że teraz do ludzi przemawiają tylko pieniądze. Kai czekał na jej ruch, był pewien, że rzuci ona ową lancę, w takim przypadku Kai krzyczy do Pana H, aby ten odsunął się jak najbliżej ściany, a sam stara się kunaiem "przekroić" lancę. // Jeżeli kobieta ma zamiar zaatakować ich ową lancą, trzymając ją rękach: Kai stara się sparować jej ataki, aby po chwili zacząć ją atakować i celując Kunaiem w gardło lub serce. Licząc, że kobieta walczy oburącz, nie może wykonywać jutsu, a przerwy między jej atakami są dosyć duże, Kai atakuje bez przerwy wdychając jak największe dawki tlenu, tak aby odzyskać harmonię, ale żeby nie dostać zawrotów głowy, w razie ataku paruje go.
Kobieta na Twoje pytanie parsknĂŞÂła rozbawiona. WidaĂŚ byÂło po niej, Âże w gÂłowie jej jedynie wÂłasna skóra, a Wy jesteÂście przeszkodÂą do wyeliminowania.
- Co ty moÂżesz wiedzieĂŚ - wychrypiaÂła. GÂłos miaÂła suchy, gardÂłowy, nieprzyjemny. ZaatakowaÂła w jednej chwili. Nie miaÂła nawet zamiaru rzucaĂŚ lancÂą. Ona byÂła tu w korzystniejszej sytuacji, bo to Wy staliÂście nad samÂą krawĂŞdziÂą szybu. PostÂąpiÂła parĂŞ kroków i wykonaÂła dwa krótkie pchniĂŞcia. ByÂłeÂś zmuszony parowaĂŚ kunaiem. Kobieta wyglÂądaÂła na doÂświadczonÂą i nie pozwoliÂła Ci przedrzeĂŚ siĂŞ, walczyÂła lancÂą niczym wÂłóczniÂą. Przy jednej z prób skrócenia dystansu skaÂła boleÂśnie rozdarÂła Ci skórĂŞ na dÂłoni. Tymczasem Pan Haruki, który opieraÂł siĂŞ o ÂścianĂŞ, osun¹³ siĂŞ po niej trzymajÂąc siĂŞ za pierÂś. ByÂł blady na twarzy, oczy miaÂł szeroko otwarte. Sytuacja byÂła kiepska, musiaÂłeÂś cofn¹Ì siĂŞ o krok, by unikn¹Ì trafienia. JeÂśli tak dalej pójdzie, zostaniesz zepchniĂŞty w dóÂł szybu.
-Ty S***o - Powiedział Kai ze złością, gdy kobieta rozcięła mu rękę. Kai nie miał czasu aby zbytnio myśleć, musiał pokonać szybko kobietę, gdyż Pan H najwidoczniej miał zawał, a Kai za chwilę mógł ponownie wpaść do szybu. Nagle wymyślił pewien plan, Gdy kobieta nacierała na niego lancą, Kai starał się podskoczyć, wymijając ataku, ale spadając nogą połamać lancę. // Jeżeli mu się udaje, zaczyna nacierać na kobietę, Stara się ją trochę zmęczyć, po czym próbuje złapać ją i zrobić przewrót tak, aby zamienili się stronami, gdy już to zrobi stara się ją zepchnąć do szybu. // Jeżeli nie udaje mu się połamać lancy : Wtedy zapewne znajduje się bliżej kobiety więc próbuje ją atakować (zabić); jeżeli jednak nie znalazł się bliżej kobiety, stara się kopnąć lancę tak mocno, aby kobieta nie mogła jej utrzymać i aby ta zablokowała się między ziemią, a sufitem. Wszystko robi, tak aby zabić kobietę, gdyż nie ma czasu. Pan Haruki może umrzeć, a do tego nie może dopuścić.
WidzÂąc TwojÂą zÂłoœÌ rozeÂśmiaÂła siĂŞ chrapliwie i natarÂła Âśmielej, a przez to mniej uwaÂżnie. Teraz nadarzyÂła siĂŞ szansa, by wykonaĂŚ swój plan. PodskoczyÂłeÂś i... caÂły Âświat znikn¹³ w rozbÂłysku bólu. JakÂże moÂżna byÂło zapomnieĂŚ o tym, Âże sufit jest tak blisko? Sam jesteÂś wysoki, wiĂŞc wyskakujÂąc, z caÂłych siÂł uderzyÂłeÂś gÂłowÂą w sufit. ZwaliÂłeÂś siĂŞ z jĂŞkiem na coÂś twardego, po Twoim ciele rozszedÂł siĂŞ straszny ból, promieniujÂący z okolic Âżeber. UsÂłyszaÂłeÂś jeszcze gniewne sykniĂŞcie kobiety.
KtoÂś patrzÂący z boku widziaÂłby jak padasz skalnÂą lancĂŞ i swoim ciaÂłem wyrywasz jÂą z rÂąk kobiety.
Niestety przy tym sam doznajesz obraÂżeĂą. KrĂŞci Ci siĂŞ w gÂłowie, obraz jest taki rozmazany... Widzisz jak kobieta ociera krew z ust, przy ruchu czujesz, Âże parĂŞ skalnych odÂłamków wbiÂło Ci siĂŞ w bok. Widzisz, Âże kobieta wyciÂąga zza paska spodni, ukryty dotÂąd pod wypuszczonÂą koszulÂą kunai. Ty swój nadal trzymasz kurczowo w rĂŞku. Teraz dzieli CiĂŞ od niej niecaÂłe dwa metry, a Ty wspierasz siĂŞ na Âłokciach klĂŞczÂąc.

-8 do wszystkich statów z powodu obraÂżeĂą.
Kai zapomniał całkowicie o niskim stropie, gdy skoczył uderzył w niego głową, jednak byłe też plusy jego wybryku. Wyciągnął lancę z rąk kobiety, aby nie mogła ona nią już atakować, Kai kopnął ją i zrzucił do szybu (nie wiem czy nie spadła wcześniej, ale jakoś tego nie mogę wywnioskować z posta). W ręku kobiety pojawił się Kunai, jej kolejna broń, jednak to było uśmiechem losu dla Kaia, który złożył pieczęcie i powiedział - Jisei no Jutsu - Miało to sprawić, że Kunai w ręku kobiety zostanie przyciągnięty do Kaia, jego prędkość przyciągania, nie miała być duża, akurat taka, żeby Kai mógł go złapać // Jeżeli udaje mu się złapać Kunaia, naciera 2 kunaiami na kobietę, kierując w szyję, głowę lub serce, tym chce zakończyć ich walkę. // Jeżeli nie udaje mu się złapać Kunaia (to co wyżej, z tym że tylko jednym), w razie jakich kolwiek ataków stara się je parować.

1225 - 100 pch = 1125pch
Na resztkach lancy właśnie leżysz, w końcu połamałeś ją ciężarem swojego ciała. Ruchem ręki pchnąłeś za siebie jej resztki, chyba spadły, przynajmniej tak słyszałeś. Nie miałeś czasu sprawdzać, szybko złożyłeś pieczęci, a ona już uderzała. Próbowała sięgnąć ostrzem kunaia Twojego gardła, przyciągnięta broń wypadła jej z ręki i wylądowała w Twoim. Cofnęła się o dwa kroki zdziwiona tym co zobaczyła. Ruszyłeś do ataku, ona szybko złożyła kolejne pieczęcie. Zaczęło się od czubków jej palców i wędrując w górę. Zrobiła to zbyt wolno, Twój kunai rozorał jej pierś, koszula od razu nasiąkła krwią, drugi cios trafił w ramię, ale zareagował jakby uderzył w kamień. Kobieta syknęła z bólu i ruszyła na Ciebie wściekle, osłaniając ramieniem twarz, jakby chciała Cię staranować. Jej skóra była brązowa i biorąc pod uwagę drugie trafienie kunaiem, była twarda.
Teraz jesteś obrócony tyłem do przepaści, dzieli Cię od niej dwa metry z kawałkiem, kobieta szarżuje na Ciebie.
Gdy Kai uderzył kobietę drugi raz, była ona twarda, musiała to być jakaś technika Dotonu, gdyż z tego co zauważył tylko takich używa, przynajmniej jak na razie.Teraz mógł wykonać 2 część swojego planu, gdy kobieta szarżowała na Kaia, ten stał spokojnie i tylko czekał aż do niego podbiegnie. Gdy to zrobi Kai uskakuje jej w stronę tej ściany do której ma teraz dalej, tym samym unika uderzenia o nią // jeżeli udaje mu się uskoczyć: Gdy tylko kobieta stanie niedaleko przepaści, Kai biegnie do niej, i popycha ją w stronę przepaści, gdzie kobieta powinna zostać już na zawsze, a przynajmniej na jakiś czas. // Jeżeli nie uda mu się uskoczyć (sugeruje, że został uderzony) Kai pluje jej w twarz, tak aby biegła za nim, i gdy jest przy samej przepaści uskakuje w bok // jeżeli nie uda mu się uskok, łapie się liny, która teraz powinna być oświetlona.
Kobieta ruszyła na Ciebie z wściekłością i zamachnęła się do ciosu. Widocznie chciała zakończyć to jednym, potężnym uderzeniem. Cios był przewidywalny, pozostało się uchylić, ale w tym momencie poprzednie obrażenia sprawiły, że nie byłeś aż tak szybki. Poczułeś jakby kamień z impetem uderzył w szczękę, zsuwając się po niej. Kobieta uderzała całą siłę, a miała jej trochę. Nie trafiła czysto, zachwiała się. Postąpiła parę niezdarnych kroków, by wyhamować przed otworem szybu. Pomimo nieco rozmytego wzroku i pulsującej szczęki zdołałeś ostatkiem sił pchnąć ją. Już wtedy wiedziałeś, że jest to za słabe, jednak korytarz był wąski, potknęła się o wyciągnięte nogi Twojego towarzysza i runęła z wrzaskiem w przepaść, niknąc w dymie, który ciągle spowijał szyb, lina zachwiała się.
Twój towarzysz jęknął cicho, próbował się podnieść. Wtedy z głębi szybu dobiegło gniewne warknięcie. Ściany zadrżały, dostrzegasz jak pajęczyny pęknięć wyrastają na ścianach. Drewniane podpory zatrzeszczały niebezpiecznie. Pierwsze odłamki skał zaczęły odpadać ze ścian. Nie musisz być specjalistą od skał, by zorientować się, że wszystko zaraz szlag trafi i kilka tysięcy ton skał zaraz spadnie na Was i pogrzebie w kamiennym grobowcu.

W sumie -10 do statów na chwilę obecną.
Bół głowy był straszny, Kai w jeden dzień czuł tyle bólu ile nie czuł jeszcze przez całe życie. Kobieta spadła na dół, jednak przeżyła, lub też nie, to nie ważne. Kai nie wiedział czy to jej upadek spowodował takie zniszczenia, w końcu miała na sobie twardą i ciężką powłokę z ziemi, czy może to jakieś Jutsu. Jedno było pewne, musieli uciekać. Kai podbiegł do P Haruki i zarzucił sobie jego rękę na swoje ramiona, po czym jak najszybciej udał się w stronę z, której przyszła kobieta. Miał nadzieję, że znajdzie tam jakieś wyjście, lub żuraw. W końcu kobieta musiała się czymś tu dostać.
Z trudem dźwignąłeś Pana Harukiego i ruszyliście w stronę wyjścia. Przez chwilę światło lampy wiszącej na ścianie oświetlało Wam drogę. Jednak w pewnej chwili odłamek skały rozbił lampę. Wszystko się waliło, cała góra zdawała się drżeć w posadach. Ślepi, ogłuszeni, z ustami pełnymi pyłu, zasypywani odłamkami skał podążaliście ku wyjściu. Dłonią wodziłeś po ścianie, zakręt... już widać z daleka światło, a raczej jego szarą namiastkę, pył przesłania widok. Pierwszy głaz spada na linii wejścia do kopalni, potem następny, sufit zarywa się w jednej chwili, gdy tam dopadacie, cudem nie więzi Was pod zwałami skał. Nie ma się gdzie cofnąć, z przodu blokują skały. Sufit ponad Wami pęka, za chwilę zwali się Wam na głowy. Musisz coś zrobić, albo pozostanie Ci wiara w dobry los.
Ch***ra ! - Krzyknął Kai widząc zawalające się kamienie, które nagle udaremniły im drogę ucieczki. Mógł teraz zrobić tylko jedno, miał nadzieję, że mu się uda. Złożył szybko pieczęcie, wcześniej zdejmując rękę z ramienia Pana H i powiedział - Satetsu no Jutsu - Z jego ust nagle wyleciała chmura drobnego piaseczku, który gdyby tylko było tu światło połyskiwałby niczym małe gwiazdki. Teraz przyszedł czas na kolejną fazę planu Kaia. Ponownie złożył pieczęcie i krzyknął - Kiba no Jisei ! - Starał się wytworzyć jak najwięcej kolców, które powinny naruszyć konstrukcję góry, która toruje im tunel. // Jeżeli mu się udaje bierze Pana H tak samo jak wcześniej i czym prędzej biegnie razem z nim w stronę światła. // Jeżeli nie udaje mu się utorować sobie drogi, próbuje jeszcze raz.

1. 1125 - 100 - 250 = 775 pch
2. 1125 - 100 - 250 - 250 = 525 pch
Piasek zawirował, formując się następnie w kolce. Kruszyły i rozpierały skały, poruszając bezwładny gruz, utworzył się prześwit. Z trudem przeciskacie się przez utworzoną szczelinę, wokół pełno jest pyłu, który wchodzi do oczu. Słyszysz jakieś krzyki i okropny rumor za Waszymi plecami. Czujesz dłonie zaciskające się na ramionach, podtrzymujące Cię z tyłu. Ktoś krzyczy Ci do ucha, ale ciężko cokolwiek zrozumieć. Czujesz, że ktoś klepie Cię po ramieniu, a ciężar ciała mężczyzny, którego prowadzisz przestaje być uciążliwy. W końcu powietrze, wiatr zacina deszczem, pył spływa po twarzy. Jakiś mężczyzna w kasku górniczym krzyczy do Ciebie gestykulując i ciągnie po błotnistej ziemi. Słyszysz skrzypiący mechanizm żurawia, obok dwóch górników prowadzi Twojego zleceniodawce. Zostajecie wprowadzeni do windy, czeka tam na Was kierownik kopalni z poważną miną. Nie odzywa się.
Kai nadal widział jakby wszystko falowało, było to zmęczenie, za duża ilość emocji i na dodatek bolesne uderzenie w głowę. Gdy już obraz zaczął mu się klarować zauważył, że jedzie windą, od razu spróbował stać aby zobaczyć czy Pan Haruki jest z nim. Jednak jego próba skończyła się na kolejnej serii bólu w głowie. Na szczęście zdążył zauważyć Pana H. Jechali windą, jednak Kai miał niezbyt dobre przeczucie, co do tego kierownika. Przecież kobieta, która ich zaatakowała, najpierw rozmawiała z nim, mogło to oznaczać, że on też będzie chciał walczyć, a dla Kaia była by to chyba już ostatnia walka w jego życiu, Dla pana H z pewnością też. Jedną rękę krył tak, aby mógł od razu wyciągnąć Kunai ze schowka i ewentualnie się obronić. Czekał
W milczeniu dojechaliście na górę, kolejni górnicy pomogli wyprowadzić Pana Haruki, wtedy odezwał się kierownik.
- Czy nic mu nie będzie? - zapytał, patrząc na starszego architekta - To ona, prawda? - teraz spojrzał w dół, na zawalone wejście do kopalnie - To musiała być ona, teraz jestem skończony, prawda? Miała nam pomóc, przyśpieszyć pracę - zaczął się tłumaczyć ze zwieszoną głową - Mówiła, że żyła złota jest tuż tuż, że będziemy mogli wydobywać. Wzięła pieniądze, pomagała technikami, wierzyliśmy jej - schował twarz w dłoniach, wygląda na mocno załamanego i zrezygnowanego - Powiedziałem jej, że to koniec, że nie dopuści... a ona powiedziała, że będzie jak wypadek, że nikt nie będzie pytał, zatrze się ślady. Nie mogłem jej powstrzymać... nie mogłem - zaczął szlochać. Paru górników patrzyło na Was w milczeniu, kolejni zajmowali się Twoim towarzyszem.
KAi był z reguły ufnym człowiekiem, więc teraz uległ na jego słowa, możliwe że źle się to dla niego skończy, jednak nie obchodziło go to teraz. - Wszystkiego się pan dowie gdy Architekt wyzdrowieje - Powiedział zimnym tonem, rozmasowując sobie głowę. "Czyżby to był już koniec ?" Zapytał siebie w duchu Kai. Przez całą drogę jego oczy były ślepo wpatrzone w podłogę. Czuł, że zawiódł, obiecywał że nic nie stanie się Panu Harukiemu, a jednak miał zawał, a przynajmniej na zawał to wyglądało. Kai przeżył już wiele lawin, które w IwaGakure są na porządku dziennym. Jednak ta była zdecydowanie najstraszniejsza ze wszystkich. Jego ręka dalej leżała gotowa do wyciągnięci Kunaia.
Nie wyglądało na to, że grozi Wam coś. Chłodna troskliwość doprowadziła Was do jednego z baraków, gdzie udzielono Wam pomocy i pozwolono się umyć. Twój towarzysz zaczął dochodzić do siebie, gdy pozostawiono Was samych, odezwał się zmęczonym głosem.
- Tyle... tyle się stało. Dziękuję Ci chłopcze, że mnie uratowałeś. Starość mnie zawiodła, a Ci ludzie... ich oszukano, zmamiono obietnicami, dano złudne nadzieje. Muszę odpocząć chłopcze, a to potrwa. Nie dokończę swojej misji, a Twoja właśnie się tu kończy. Przyjmij moje podziękowania... - sięgnął do leżącej obok torby, którą pomimo niebezpieczeństw targał ze sobą, nie porzuciwszy jej. Są tam tuby na zwoje papieru, dokumenty. Cała torba jest pobrudzona, ale zawartość nienaruszona. Wyciągnął pieniądze, odliczył i podał Ci.
- Weź to chłopcze, zasłużyłeś... zasłużyłeś i na moją wdzięczność i szacunek. Zostanę tu z tymi ludźmi, a Ty... wracaj do swojego życia. Nie zdziw się tylko jak odnajdzie Cię posłaniec z wiadomością ode mnie - uśmiechnął się lekko - A teraz idź już, poradzę sobie sam, dotrę do wioski i tam spędzę trochę czasu... oczekuj wiadomości ode mnie - zakończył i ułożył się na swoim posłaniu do snu. Potrzebował odpoczynku

Podsumowanie
Zakończyłeś misję rangi C, otrzymałeś 240y, 30pch, oraz 3pkt statystyk do rozdania.
Obecne obrażenia, czyli -10 do statystyk maleje w stopniu dwóch na dzień, czyli po pięciu dniach będziesz całkiem zdrowy. Jesteś już opatrzony.
Kai uśmiechnął się do Pana Haruki - Jestem szczęśliwy, że mogłem pomóc, żałuję, że tak się to wszystko potoczyło - Powiedział, po czym wstał i dodał - Będę czekał, Do widzenia ! - Po czym wyszedł z baraków i powędrował w dół góry. Chciał powrócić do Konohy, gdzie miał nadzieję spotkać swoją kuzynkę Hanitę. Idąc w dół zbocza, czół jeszcze przypływy bólu, jednak ni były one aż tak silne, żeby zwalić go z nóg. Jego misja się powiodła, to było najważniejsze. Szedł tą samą drogą, którą wcześniej z panem Haruki. Zmierzał ku dołowi licząc na poprawę pogody.

NMM
Po długiej podróży w końcu przyszedłem pod kopalnię. Znajdując się tuż obok wejścia nałożyłem maskę jak i płaszcz aby kompletnie zakryć swoją osobowość. Obracając się w koło poszukałem jakiegoś miejsca, za którym mógłbym się schować aby popatrzeć na rozwój sytuacji. Gdy znalazłem takie miejsce schowałem się za nie i przyglądałem się wejściu z nadzieją, że być może zobaczę owego małego shinnobi, który mógł oznaczyć iż trafiłem w odpowiednie miejsce.
Dotarłeś do wejścia kopalni. Wejście było zamknięte przez potężną bramę. Była wytopiona najprawdopodobniej z żelaza. Pełna bogatych zdobień. Na jednej z małych miniatur ujrzałeś, grupkę małych ludzi z brodami, w ciężkich zbrojach, uzbrojonych w topory. Na ich heroicznych twarzach wykutych w żelazie mogłeś dostrzec zapał i fanatyzm, z jakim rzucali się na ogromną bestię o pięciu ogonach. Tak to był bijuu o jakim mogłeś usłyszeć w podaniach i legendach. Ale w jaki sposób ci shinobi, mogli wygrać z demonem? Nie miałeś pojęcia. Bronili swych skarbów i podziemnej twierdzy. Ważniejsze jednak było dla ciebie to iż wejście było zamknięte. Jak tam się dostać? Wiedziałeś już, że to miejsce Twoich poszukiwań. Jakie czekają Cię tam niebezpieczeństwa i potyczki, miałeś się przekonać w niedługiej przyszłości. Przyszło Ci również na myśl, że zanim tam wejdziesz, przydało by Ci się jakieś źródło światła. Bądź co bądź nie potrafiłeś widzieć, a co więcej, walczyć w mroku... Stoisz około dwóch metrów od potężnych wrót.
Widząc całą sytuację wystraszyłem się. Co mógł robić w takim miejscu pięcioogoniasty? Odpowiedź na to pytanie była tak samo trudna jak odnalezienie czegoś, dzięki czemu miałbym jakiekolwiek źródło światła. Pierwsze co robię to na ziemi staram się odnaleźć jakiś patyk na którym mógłbym umocować materiał, który miałby mi dać pożądane źródło światła. Moje poszukiwania były skierowane w przeciwną stronę niż osoby walczące jednak nie oddalałem się na tyle daleko, gdyż chciałem mieć ich cały czas na oku. Po odnalezieniu patyka jeśli jest możliwość staram się odnaleźć pewną ilość suchej trawy żebym mógł podpalić ją a potem materiał. Potrzebny był mi również kamień, dzięki któremu uderzając o jedną z broni, które posiadam wywołałbym pożądane iskry. Wiedząc iż mam wszystkie za pomocą kunaia odcinam z mojej bluzy odpowiednio długi skrawek materiału. Siedząc w ciszy i jak i przyglądając się walce dziwnych shinnobi z demonem zacząłem konstruować pochodnię. Wycinając środek patyka wkładam tam jeden z końców materiału, po czym obwijam go w jednym miejscu i między kolejnymi warstwami materiału wsadzam suchą trawę. Wiedząc iż wszystko jest gotowe jak i również znaleziony kamień znajduje się w mojej kieszeni czekam na dalszy rozwój sytuacji. Podchodząc jak najbliżej wrót w taki sposób, aby żaden z znajdujących się w pobliżu przeciwników nie mógł mnie zobaczyć czekam do momentu kiedy któryś z owych shinnobi z brodami, otworzy tą dziwną bramę. Gdy taki moment nadejdzie staram się szybko wbiec bądź wskoczyć do wejścia nie robiąc przy tym hałasu. Gdy wszystko się uda chowam się w najbliższym możliwym ciemnym miejscu, okrywając się płaszczem. Gdy już będę wiedział, że na razie nie grozi mi niebezpieczeństwo staram się podpalić pochodnię, którą mam cały czas w ręku. Robię to uderzając kamieniem o kunai, dzięki czemu powinny powstać iskry, które staram się skierować na suchą trawę.

// Żeś mi zafundował szkołę przetrwania //
[Precyzując ;p tam nie ma demona i wojowników, ta scenka jest wyryta na bramie. "Miniatura" no taki obrazek na bramie >< ]

Po chwili intensywnych poszukiwań, udało ci się znaleźć odpowiednią gałąź, była sucha i twarda, wręcz idealna. Z rozpalaniem ognia była nieco inna sprawa. Trawa, nie była tak doskonała jakiej potrzebowałeś. Trwało to i trwało, nim iskry jakie wywołałeś, wywołały rozpalenie się ognia. Jak to mówią, trud popłaca, tak samo było i w twoim przypadku. W końcu rozpałka uległa twojej woli i zapłonęła słabym ogniem. Na to czekałeś, owinąłeś gałąź kawałkiem materiału, podpaliłeś i gotowe, prowizoryczna pochodnia, gotowa była do użycia, tylko na jak długo wystarczy bez paliwa? Nie miałeś pojęcia. Brama nadal była zamknięta.
// Źle przeczytałem, ja mówiłem że ją zapalam dopiero jak będę w środku //

Patrząc na to wszystko zacząłem się nudzić. Po pewnej chwili zacząłem gadać sam do siebie:
- Cóż, masz co raz mniej czasu, więc trzeba powoli spiąć pośladki i zobaczyć o co chodzi z tymi drzwiami. -
Po tych słowach zrobiłem to o czym mówiłem. Podchodząc do drzwi zacząłem się im uważnie przyglądać. Patrząc na te wszystkie obrazki postanowiłem zacząć rękoma gładzić po bramie w poszukiwaniu jakiegoś tajemniczego przełącznika, dzięki któremu mógłbym otworzyć owe drzwi. Gdy moja ręka napotka jakiś rysunek z całych sił naciskam na niego z nadzieją, że to być może to czego trzeba do otwarcia tych drzwi. Jeśli natomiast taki ruch w żadnym wypadku się nie powiedzie. To zaczynam pukać w drzwi i wołam:
- Halo, jest tu ktoś?! -
Sprawdziłeś dłońmi niemal że całą bramę, od góry do dołu i z powrotem. Nic, żadnego przycisku, guzika, ukrytej dźwigni... Nic. Po tym jak że żmudnym przedsięwzięciu zacząłeś pukać i wołać. To okazało się równie nieskuteczne co "macanie" wrót. Nikt nie słyszał twojego głosu, nikt nie zwrócił uwagi na stukanie. Stałeś dalej przed żelazną bramą.
To wszystko mnie dobijało, drzwi w ogóle nie chciały się otworzyć, a na dodatek miałem co raz mniej czasu na wykonanie misji. Zdenerwowałem się, nie wiedząc co robić zacząłem szukać jakiegoś tajemnego przejścia w kamieniu, bądź jakiej części obluzowanej by w jakichś sposób się tam dostać. To wszystko było frustrujące, wiedząc iż to może się nie powieść zacząłem szaleć. Nie tracąc więcej czasu znowu zacząłem przeszukiwać jakiegoś przycisku tym razem wokół bramy. W końcu musieli się jakoś tam dostać od zewnątrz, no chyba że mieli jakieś hasło, ale nie miałem zbyt wiele czasu aby próbować je odgadnąć, ponieważ słów było bardzo wiele, a znając życie mieli oni swój język, którego pewnie nie znałem. W końcu moją uwagę przykuła pewna wybuchowa notka, która leżała na ziemi. Biorąc ją do siebie oddaliłem się od bramy i rzuciłem w nią z całych sił. Czekałem z wielką nadzieją na to, co się będzie działo.
Sfrustrowany i poirytowany powoli zatracałeś się we własnych działaniach. Poszukiwania nie dawały rezultatów. Dostrzegłeś na ziemi, wybuchową notkę. Faktycznie leżała tam samotna, porzucona, dziwny zbieg okoliczności ale mogła Ci się wyjątkowo przydać. Rzuciłeś nią w ową przeszkodę jaką była brama i bum. Eksplozja, nie jakaś imponująca ale dostateczna by otworzyć bramę. Teraz wejście stało przed Tobą otworem. Mroczny korytarz do wnętrza ziemi.
Ciesząc się z owych efektów jak i również z tego, że w końcu udało mi się otworzyć bramę zapalając pochodnię wszedłem do środka. Każdy krok stawiałem powoli i dokładnie aby nie narobić niepotrzebnego hałasu. Wiedząc iż muszę znaleźć rzecz o nazwie mitril, którą owi shinnobi wydobywają. Domyślając się, że jeśli znajdują się pod ziemią i owy mitril wydobywają to za wszelką cenę będę musiał odnaleźć kopalnię bądź inne miejsce gdzie może się to coś znajdować. Idąc dalej [cenzura] uderzeń jakiś przedmiotów bądź jakiejś kuźni gdzie może owy mitril się znajdować.
Poszedłeś w głąb korytarza. Wszechogarniający mrok i kopalniany zaduch. Stąpałeś ostrożnie, powoli, do przodu. Twoja prowizoryczna pochodnia dawała małą ilość światła, acz zadowalającą. Tunel z początku mały, ciasny, coraz bardziej się powiększał. W pewnym momencie, całe to miejsce przestawało przypominać tunel wykuty w skale. Teraz widzisz liczne łuki i kolumn podtrzymujące strop. klik Widziałeś raptem tyle na ile pozwalał ci ogień. Wszędzie było ciemno i o dziwo cicho. Spodziewałeś się odgłosów ciężkiej pracy, huku narzędzi, a tym czasem było cicho i spokojnie.
Światło bijące od pochodni sprawiło iż co najmniej w jakimś stopniu mogłem zobaczyć pomieszczenie, w którym się znajdowałem. Jego piękno jak i wygląd urzekł mnie na tyle, że przez chwilę stałem wpatrzony w to wszystko jak w obraz. Jednak musiałem się skupić na misji dlatego też wędrowałem przed siebie. Ogarniająca cisza była niepokojąca jak i również sprawiła, że musiałem zaważać na każdy szmer i odgłos wokół mnie. W ogóle jak dla mnie było tutaj za cicho, taki spokój mógł oznaczać zbliżające się niebezpieczeństwo. Z tego powodu starałem się znaleźć jakiś drogowskaz wskazujący gdzie znajdują się kopalnie tych dziwnych shinnobi, którzy znajdowali się na obrazu na drzwiach. Jednak na wszelki wypadek staram się stawiać kroki powoli i dokładnie. Również nakładam na siebie Kawarimi No Jutsu i jeśli nastąpi jakiś atak to podmieniam się z każdą rzeczą, która znajduje się jak najdalej od atakującego.

Chakra:
1640 - 100 = 1540
Monumentalność budowli zaparła ci dech w piersiach. To już nie kopalnia, to podziemna forteca. Konstrukcja i misterna doskonałość w fachu kamieniarskim, pozawalała wysnuć wiele wniosków o tajemniczych budowniczych. Szedłeś dalej, ostrożnie, powoli i czujnie. Nałożyłeś na siebie jutsu podmiany. Im dalej w głąb tajemniczej pieczary tym więcej mroku. W pewnym momencie usłyszałeś czyjeś hałaśliwe i niezdarne kroki. Schroniłeś się za jedną z wielkich kolumn. Zza niej ujrzałeś postać karłowatego, ohydnego stworzenia. Szpetny z powykręcanymi kończynami. Skórę miał ciemno zieloną, ubrany był w potargane szmaty. Na plecach miał krótki łuk i kołczan. Przy boku zaś tępe i uszkodzone ostrze, oraz róg, który cechował zwiadowców. Pijany, głupi, szedł i kopał jakąś starą zmurszałą czaszkę. Co to miało być? Widząc jego brzydotę, wiedziałeś na pewno że nie był to owy budowniczy. Nie był to shinobi z brodą. Ale co te paskudztwo tutaj robiło? Nie wiedziałeś. Jedno było pewne, to na bank zwiadowca, z oczu, tępych i nad wyraz okrutnych, wywnioskowałeś że nie jest pacyfistą, a okrutnym mordercą. Nie zauważył cie jeszcze ale to kwestia kilku chwil nim zorientuje się że chowasz się za kolumną, w końcu dzierżysz pochodnię. Kto wie jak liczne wsparcie jest w stanie przywołać swoim rogiem.
Słysząc czyjeś kroki skierowałem się w stronę kolumny aby za nią się schować. Moim oczom ukazał się straszny widok. Ohydny stwór ubrany w jakieś szmaty jak i również rogiem przy pasie, który przykuł moją główną uwagę. Wiedząc iż światło wydobywające się z pochodni może zwrócić jego uwagę musiałem działać i to szybko. Wiedząc również, że nie mam czasu na zdejmowanie ciężarków treningowych, co zajęło by większą ilość czasu musiałem polegać na obecnych swoich umiejętnościach. Kładąc pochodnię na ziemi jak i zdejmując kaptur z głowy aby mieć dobry dostęp do katany, która była schowana w pochwie za moimi plecami. Szybkim biegiem starałem się znaleźć przy owym osobniku. Wiedząc iż jest pod wpływem alkoholu mogłem biec normalnie bo przeważnie wtedy szybkość reakcji u takich osobników jest bardzo spowolniony. Jednak nie chcąc ryzykować wykonywałem ruchy nogami tak aby odbijać się tylko na palcach co powinno stłumić jako tako odgłos mojego biegu. Podczas wykonywania ruchu szybkim ruchem wyjmuję katanę za pleców. Gdy znajdę się za plecami owego stworzenia szybkim ruchem nogi podcinam go po czym wykonując cięcie z góry do dołu przecinam go na pół. Jeśli owy ruch się powiedzie idę po pochodnię, którą zostawiłem przy kolumnie.
Odłożyłeś pochodnie na posadzkę kamiennej warowni, tuż za kolumną. Przygotowałeś się i ruszyłeś do natarcia. Dzięki sprytnemu podejściu z bieganiem na palcach, wydawałeś minimalne odgłosy kroków, za ciche by przeciwnik się zorientował o niebezpieczeństwie. Okrążyłeś go w dość szybkim tempie. Znajdując się za jego plecami, podciąłeś mu nogi. Uderzył na plecy ze sporym łoskotem. Następne było szybie i precyzyjne cięcie. Katana rozpruła ciało maszkary. Wydał z siebie cichy jęk przed śmiercią, nie miał szans na jakąkolwiek reakcję obronną, od głowy do połowy pleców, ostrzem miecza zrobiło sporą ranę, śmiertelną. Zginął chwilę później. Łuk i kołczan zostały zniszczone przez cięcie mieczem, natomiast miecz osobnika to tylko powyginany kawałek żelastwa. Wróciłeś pod kolumnę, by zabrać swe źródło światła. Udało Ci się nie zostać wykrytym.
Zadowolony z swoich ruchów jak i również z tego, że nie zostałem wykryty ruszyłem w dalszą drogę zabierając z sobą jedyne źródło światła. Wiedząc iż zabiłem zwiadowce to owych stworzeń mogło być jeszcze więcej. Za nim zagłębiłem się w owe miejsce postanowiłem przewiesić katanę na mój lewy bok aby w razie potrzeby szybkim ruchem prawą ręką wyjąć ją z pochwy i być gotowym do ataku bądź obrony przed ewentualnym zamachem na moje życie. Pochodnię trzymam cały czas w lewej ręce. Idąc przed siebie staram się być może odnaleźć jakąś drogę do miejsca w którym może znajdować się owy mitril. Każdy krok stawiam powoli i dokładnie aby nie narobić żadnego hałasu. Staram się również nasłuchiwać dźwięku zbliżającego się zagrożenia. W razie potrzeby mam wcześniej nałożone na siebie kawarimi.
Ponownie w drodze, wśród kamiennych kolumn, droga wydawała Ci się nieskończenie długa. Szedłeś i szedłeś, aż do twoich uszu dotarły gwarne okrzyki kilku istot. Ich głosy były skrzekliwe i wysokie. Bez wątpienia należały do plugawych istot. Ponownie schowany za kamienną kolumną ujrzałeś piątkę zielonych potworów, wyglądem przypominały zabitego już zwiadowcę, tylko ci byli nieco bardziej brzydcy i tylko trochę więksi. Siedzieli nad ogniskiem, na którym najprawdopodobniej piekły się dwa szczury. Maszkary grały w kości, może dla rozrywki a może o coś się zakładali? Nie wiedziałeś tego, gdyż nie rozumiałeś ani słowa z ich dziwnej mowy. Nagle jeden z nich zaczął głośno wykrzykiwać coś do innego. Rzucił się na niego w wyniku czego wywiązała się między nimi mała bójka. Trzech stanęło w około tych dwóch bijących się w parterze, dopingując im i głośno pokrzykując. To mogła być Twoja szansa, byli zajęci, mimo iż mieli przewagę liczebną, efekt zaskoczenia był po twojej stronie. Ognień twej prowizorycznej pochodni zaczął dość szybko przygasać, no bo ile może się palić kawałek materiału na kiju?! W każdym razie nie długo. Zielone człowieczki był jakieś 15 metrów od ciebie, są zajęte sobą. Światło niewielkiego ogniska rozświetla spory okrąg około 10 metrów.
Patrząc na całe zajście przy ognisku, nie miałem już wyboru, musiałem zdjąć niepotrzebne mi rzeczy. Z tego również powodu z nóg szybkim ruchem ręki zdjąłem ciężarki treningowe[szybkość=66] jak i również płaszcz, który ograniczał mi moje ruchy. Kładąc pochodnię w taki sposób aby płaszcz się nie zapalił odłożyłem katanę na bok. Po chwili ruszyłem w stronę owej grupki. Po raz kolejny biegłem w ich stronę na palcach aby nie narobić żadnego hałasu. Pierwsze co robię podczas biegu wyjmuję 3 kunaie. Jednego rzucam w stronę najbardziej oddalonego ode mnie stworzenia. Mój rzut jest wycelowany w taki sposób i rzucony z taką siłą aby ostrze kunaia przebiło aortę na jego szyi przez co powinienem zabić go od razu. Następnie pojawiam się pomiędzy stojącą dwójką i wbijając im kunaie w brzuch moje ręce wędrują ku górze aby zadać im od razu ranę ciętą. Jeśli owy ruch się powiedzie powinni oni mieć ranę ukłutą jak i również ciętą. Obydwie rany powinny dać efekt uszkodzonych organów wewnętrznych. Jeśli natomiast owe ruchy się nie powiodą jestem gotów w każdej chwili do obrony bądź aktywacji mojego kawarimi z pochodnią znajdującą się przy moich rzeczach. Jeśli tak się stanie to stwór uderzy prawdopodobnie w ogień co spowoduje zapalenie się jego ubrań bądź skóry. Jeśli natomiast wszystkie ruchy mi się powiodą to pozostanie mi dwójka do zabicia, która walczyła między sobą. Z nadzieją, że zajęci pojedynkiem między sobą nie zwrócili na mnie zbytniej uwagi staram się za pomocą palącego drewna podpalić ich tak dla zabawy. Sądząc iż rozniesie się smród palącego ciała powracam na miejsce gdzie pozostawiłem swoje rzeczy i przyodziewam je. Po zakończonym smażeniu owej dwójki podchodzę do trójki, którą wcześniej zabiłem i zabierając im je te szmaty owijam wokół palącego się drewna wziętego z ogniska.
[Wybacz jeszcze raz >< naprawdę przeżywam ostatnio zakrzywienie czasoprzestrzeni]

Zdjąłeś ciężarki, a następnie płaszcz. Jak powszechnie wiadomo te pierwsze sporo ważną, to też nawet położenie ich na ziemię wywołało spory hałas, alarmujący w ten sposób grupę zielonych. Rzuciłeś się nich w biegu, trzy kunaie posłane na wroga, trafiły w oko, czoło a trzeci chybił i pomknął gdzieś w mrok pozostawiając głuchy odgłos uderzania metalu o skałę. Dwójka walczących przerwała swój spór, gdy ty pojawiłeś się pomiędzy tymi stojącymi. Twój kolejny atak powiódł się tylko w połowie, temu po lewej stronie udało ci się wbić kunai prosto w żebra, siła uderzenia odrzuciła go do tyłu wraz z wbitą bronią, ale nie powaliło. Temu z prawej zaś udało się wykonać blok, kunai z łoskotem uderzył o metalowy ochraniacz na jego nadgarstku. Dobył swego zakrzywionego ostrza i wykonał niecelne pchnięcie, które to bez większych trudów udało Ci się uniknąć. Co robiła zwaśniona dwójka? Otóż w między czasie zdążyła się podnieść i zdjąć łuki, szykując się do strzałów. Tak więc, jeden zielony padł na miejscu, drugi jest ranny około trzech metrów za tobą, jeden walczy z tobą w zwarciu, a ostatnia dwójka jest już prawie gotowa do strzału, z odległości około siedmiu metrów po twojej lewej. || W razie jakiś niejasności albo coś to pisz na gg oki? ||
// Spoko nic się nie stało //

Niestety nie wszystkie moje ruchy doszły do celu z czego nie byłem zadowolony. Jeden był ranny więc jak na razie był niezdolny do walki. W obecnej chwili musiałem się zająć owym stworem z którym walczyłem w zwarciu. Musiałem również uważać na tą dwójkę z łukami. Po chwili ruszyłem do działania. Wykorzystując goukena 2 zasypałem przeciwnika gradem ciosów. Byłem również gotów na obronę każdego ciosu. Starając się wyczuć moment, kiedy mój przeciwnik będzie miał chwilę zawahania silnym podcięciem podcinam mu nogi aby później mocnym uderzeniem z ręki wbić go w ziemię. Jeśli natomiast wcześniej zaatakują stwory z łukami to wykorzystuje mojego przeciwnika jak żywą tarczę i chowam się za nim. Tak czy tak powinien zginąć. Po chwili doskakuję do dwójki z łukami i łapiąc ich za głowy ciskam nimi o ziemię bądź zderzam z sobą. W każdej chwili jestem gotów na uniknięcie ciosu z strony łuczników. Gdy oni prawdopodobnie będą już nie żyli podchodzę do rannego przeciwnika i go dobijam zważając na każdy jego ruch. W razie konieczności mogę zużyć wcześniejsze kawarimi(jeśli je mam) jeśli nie to staram się wykonać szybko podmienić się za jakąś rzeczą za kolumnami oprócz ciężarków treningowych jak i również płaszcza i pochodni.

Chakra:
Jeśli było wcześniejsze kawarimi jeszcze to nadal 1540

Jeśli nie było i musiałem użyć nowego to: 1540 - 100 = 1440
[Tak masz te kawarimi cały czas nałożone a raczej miałeś już ]
Zaatakowałeś swojego rywala, z którym obecnie walczyłeś w zwarciu. Grad szybkich ciosów sprawił, że upuścił swój oręż. Łucznicy wystrzeli swe strzały, a ty wykorzystałeś otumanionego rywala jako żywą tarczę. Dwie strzały wbiły się w jego klatkę piersiową. Już praktycznie był martwy, kolana mu się ugięły i upadł na ziemię. Podbiegłeś od dwóch krótkodystansowców i chwyciłeś oboje za szkaradne łby. Uderzenie ich o siebie nawzajem sprawiło że stracili przytomność i upadli na ziemię. To nie był jednak koniec, ranny potworek miał jeszcze dość siły. Wyjął wbity mu wcześniej kunai, ciskając Ci nim w plecy. Aktywowało się wówczas jutsu podmiany, z Twoją prowizoryczną pochodnią. Zostaliście już tylko wy dwoje, był jakieś 5 metrów od Ciebie, wściekły, biała piana toczyła mu się z ust. Była co prawda jeszcze dwójka ogłuszonych, lecz oni nie prędko się podniosą z ziemi.
Chakra: 1540

Ruszyłem w stronę owego przeciwnika, podczas biegu złożyłem pieczęcie do Kawarimi no Jutsu. Wiedząc iż przy moim przeciwniku leży pochodnia chciałem to wykorzystać. Biegnąc w jego stronę czekałem na jakikolwiek ruch z jego strony. Z wielką nadzieją iż ma jakiś łuk przy sobie czekałem na to aż wypuści w moją stronę strzałę. Wykorzystując to czekam na aktywację wcześniej nałożonego kawarimi, które powinno zadziałać z pochodnią. Powinno to zaskoczyć na tyle mojego przeciwnika iż moje nagłe pojawienie się tuż przy nim powinno go zdezorientować. Wykorzystując sytuację zaskoczenia szybkim kopnięciem z półobrotu łamiąc mu przy okazji kark. Po czym podchodzę do owej dwójki i za pomocą kunaia dobijam ich po czym idę po swoje rzeczy jak i również pochodnię. Jeśli natomiast mój przeciwnik nie będzie posiadał łuku to kieruję się wjego stronę szybkim pędem, po czym rzucam w jego stronę 4 shurikeny. Jeden w lewą rękę, drugi w prawą oraz dwie w nogi. Nie miał on żadnego wyjścia i w celu uniknięcia musiałby uskoczyć do góry. Czekając na to wybijam się w górę po czym silnym kopniakiem kieruję go w dół. Po czym dobijam dwójkę, która straciła przytomność i również idę po swoje rzeczy jak i po pochodnię.

Chakra:

1540 - 100 = 1440
Ruszyłeś pędem na przeciwnika. On nie wyjął żadnej broni. Pogrążony w czarnej furii rzucił się również w Twoją stronę. Nałożyłeś swoje kawarimi, lecz nie zdążyłeś wyjąć shurikenów, to w końcu raptem pięć metrów was dzieliło. Ugryzł Cię w bark, wówczas nastąpiła kolejna podmiana z pochodnią. Słabo paląca się już, zadała mu raczej niewielkie obrażenia, nie zajął się też ogniem, tylko lekko poparzył. W swym wielkim szale poszukiwał Cię wzrokiem, wtedy to zaskoczyłeś go kopniakiem z półobrotu, które odrzuciło go na kilka metrów, zdecydowanie powstrzymując jego zapał do walki. Uderzył z wielką siłą o pobliską kolumnę, osunął się po niej plecami, a ty dostrzegłeś ciemno zielonkawą smugę krwi, o ile można to było krwią nazwać. Nie musiałeś go dobijać, widziałeś jak w pewnym momencie jego klatka piersiowa przestaje oddychać, co było tylko dowodem jego śmierci, już nie oddychał. Pozostała dwójka nieprzytomnych. (edit) [Wybacz przeoczenie] Zebrałeś swoje rzeczy, nie znalazłeś jednego z kunai który przepadł gdzieś w mroku podziemnej fortecy. Dobiłeś dwójkę nieprzytomnych oraz zebrałeś z ziemi pochodnię. Owijając ją dodatkowo w szmaty pokonanych. Nie znalazłeś przy nich nic wartościowego. Ruszając dalej widziałeś tylko ciemność, rozrzedzoną dzięki nikłemu światłu pochodni. W pewnym momencie dość długiego i ostrożnego marszu, usłyszałeś wrzawę bitwy, echo sprawiało że nie mogłeś dokładnie ocenić odległości i kierunku.
Chakra: 1440

Słysząc wrzawę bitwy zacząłem iść powoli i ostrożnie w kierunku tego hałasu. Patrząc na to co się działo w ostatnich momentach mogłem być gotowy na wszystko. Idąc w kierunku tego hałasu starałem się zwracać uwagę na każdy odgłos, który mógłby oznaczać zbliżające się niebezpieczeństwo. Gdy uda mi się dotrzeć do miejsca wydobywających się odgłosów bitwy staram się najpierw ocenić całą sytuację w której mogę znaleźć, jak i również wypatrzeć jakiś dobrych miejsc, których mógłbym użyć podczas obrony jak i również podczas ataku. Za nim wykonam jakiekolwiek działania nakładam na siebie Kawarimi No Jutsu.

Chakra:
1440 - 100 = 1340
Nałożyłeś swoje kawarimi, to było chyba Twoje ulubione ninjusu, gdyż używasz non stop tai. Nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. (to nie krytyka jak by coś). Szedłeś za odgłosami, nasilający się hałas i wrzawa bitwy, tylko dodały ci pewności co do kierunku. W pewnym momencie dotarłeś do dosyć wąskiego korytarza, idąc nim dalej natrafiłeś na długie i strome schody, lekko nadpsute. Musiałeś uważać by z nich nie zlecieć. Po ich pokonaniu, dotarłeś do jakby wielkiego podziemnego mostu. Nad wielką przepaścią w otchłań, mieściło się ów kamienne przejście z jednej strony na drugą. Na środku postawiona była barykada. Po tej samej stronie zapory lecz w sporej odległości od Ciebie, znajdowała się grupka kilu niskich shinobi, z długimi brodami oraz potężnymi zbrojami. Starali się za wszelką cenę zatrzymać napierającą hordę spotkanych przez ciebie już wcześniej istot. Wielkimi tarczami bronili się przed strzałami, wypuszczanymi z goblińskich łuków. Strzelali sami w odwecie z pistoletów na proch, dość słabo szedł im kontratak, lecz skutecznie, bo z każdą salwą kilkanaście poczwar padało na ziemie trupem. Jesteś około 30 metrów od miejsca bitwy, po stronie krasnoludów.
Widząc całe zajście stanąłem jak wryty. Wszystko mnie zaskoczyło do tego stopnia iż na samym początku nie wiedziałem co robić. W głowie miałem istny mętlik. Patrząc na całą sytuację powiedziałem sam do siebie:
- Ja, że w takich miejscach odgrywają się takie bitwy -
Nagle oprzytomniałem, ponieważ zrozumiałem iż w takiej sytuacji każda pomoc może im się przydać. Nie tracąc więcej czasu powolnym i bardzo uważnym krokiem ruszyłem w ich stronę po moście aby nie spaść w dół co na sto procent zakończyło by się moją śmiercią. Z tego co zauważyłem działali w skoordynowanym szyku co świadczyło o ich doskonałym wyszkoleniu taktycznym. Musieli być również przez kogoś sterowani, ktoś musiał im wydawać rozkazy, dlatego też postanowiłem poszukać nieopodal ich jakiegoś dowódcy, z którym mógłbym się skontaktować. W każdej chwili byłem gotowy do obrony gdyby nastąpił jakiś atak na mnie.

Chakra bez zmian czyli: 1340
Obserwowałeś przez chwilę przebieg całej bitwy. Widziałeś jak zieloni przebijają się powoli ale systematycznie przez zaporę wojowników. Kolejni z szlachetnych upadają na most, barwiąc jego posadzkę szkarłatem krwi. Po obydwóch stronach non stop następują straty, lecz w przypadku obrońców są one bardziej dotkliwe i widoczne. Włócznie i łuki kontra topory, tarcze oraz pistolety. Wojownicy zmuszeni są cały czas do ciągłego wycofywania się. Nie dostrzegłeś żadnego lidera grupy czy przywódcy wydającego rozkazy. Wszyscy walczą tam ramie w ramię jak jeden mąż. Acz widać że losy bitwy nie są po stronie sprawiedliwości. Dzikie okrzyki, zamęt bitwy. Wszystko działo się tak szybko. Kolejne salwy łuków i strzały z pistoletów. Koleje padające ofiary walki. Stałeś za plecami obrońców, żaden nie miała ani chwili odpoczynku a co dopiero czasu na wdawanie się z Tobą w rozmowy. Walczyli i nawet nie zauważyli twojego podejścia.
"Nie ma czasu, muszę im pomóc" pomyślałem, by po chwili zastanowić się nad planem działania. Nie miałem wyboru, musiałem to zrobić. Zdjąłem szybko płaszcz jak i również ciężarki treningowe oraz katanę, która utrudniałaby mi moje ruchy. Wiedząc iż teraz po zdjęciu ciężarków jestem o wiele szybszy[szybkość=66] aktywowałem szybko technikę o nazwie Raigeki no Yoroi(elektryczna zbroja). Wokół mnie pojawił się prąd, patrząc na całe zajście wiedziałem, że muszę to zrobić. W ruch poszły dwa kunaje, które zostały rzucone w kierunku owych zielonych stworów. Ich siła rażenia powinna zostać zwiększona, ponieważ przepływała przez nie również elektryczność po zetknięciu z moją zbroją. Po chwili biorę kolejne dwa kunaje, tylko że tym razem rzucam się w wir walki. Przeskakując przez mur brodatych shinobi naskoczyłem na pierwszego stwora wbijając mu jednego z kunai w szyję w taki sposób by przebić aortę niczym Achilles podczas walki z filmu Troja. Chwilę później drugi kunai ląduje w brzuchu kolejnego stworka. Korzystając z tego iż mam na sobie zbroję z elektryczności żadna broń przeciwnika nie powinna RACZEJ mnie tknąć, jeśli natomiast tak się stanie, to zostanie on od razu popieszczony prądem. W razie czego mam kawarimi na sobie. Gdy już pozbędę się kunai rzucam się w wir walki i za pomocą goukena 2 atakuję wszystkich wokół za pomocą kopnięć i uderzeń pięścią. Staram się wkładać w to tyle siły aby mój przeciwnik po otrzymaniu takiego ciosu, który jest jeszcze wzmocniony elektrycznością padł na miejscu. Również w każdej chwili jestem gotów użyć uników jak i również obron przed ciosami od strony przeciwników.

Chakra:
1340 - 200(Raigeki No Yoroi) = 1140
Zdjąłeś swe ciężarki jak i resztę sprzętu. Zastosowałeś również swoje ninjutsu raitonu. Prąd elektryczny oblekł twe ciało tworząc szczelną zbroję. Dobyłeś dwóch kunai lecz po rzuceniu ich, ładunek który je otaczał gdy były w twoich dłoniach, natychmiast się rozproszył, co sprawiło iż spowodowały raczej małe zamieszanie w szeregach wroga. Po tym nie efektownym ruchu rzuciłeś się na przód, skacząc nad zaporą i walczącymi krasnoludami. Zbroja z piorunów skutecznie chroniła twoje ciało przed strzałami i włóczniami wrogów. Niestety szybko wytrącono twoje bronie z rąk przez co zmuszony byłeś walczyć na pięści z hordami nieprzyjaciół. Mimo iż bezpieczny, zmuszony przez ciągły i nieprzerwany napór wroga, do wycofania się. Cały czas cofając się w tył, atakowałeś to kopiąc to bijąc pięściami. Gobliny nie dawały się tłuc od tak, non stop były z ich strony to uniki to odskoki. Widziałeś w oddali po przeciwnej stronie trójkę goblinów w dziwnych, fioletowych i postrzępionych szatach. Naszyte mieli nićmi srebrne sierpy księżyca na ubraniu. Po obydwu stronach cały czas padały kolejne ofiary, a śmierć zbierała swe żniwo. Trzej goblińscy szamani nocy, zaczęli składać dziwne pieczęci, niczym do ninjutsu ale nie do końca, trwało to długo, za długo jak na zwykłe nin. Widziałeś jak gromadzi się w około nich dziwna energia, ni to chakra, ale bardzo mroczna, fioletowa jak ich stroje. Nie wiedziałeś co to mogło być, lecz zapowiadało się na coś wielkiego, zważywszy chodź by na czas trwania jaki im zajmuje inkantowanie ów działań. Co poczynisz, przed tobą armia zła, za nimi jakieś 30 metrów od ciebie, trzej czarnoksiężnicy szykują coś okropnego, oraz garstka krasnoludów słabnących w każdej chwili za twymi plecami. Walczysz, ale co dalej?
Wszystko było cięższe niż myślałem, jednak wiedziałem, że taka jest walka i muszę się spodziewać wszystkiego. Moją uwagę przykuli owi szamani, którzy skupiali się nad jakimś Jutsu. Widząc to wszystko wystraszyłem się, ponieważ owe wykonywanie Jutsu trwało o wiele dłużej niż powinno, co mogło oznaczać iż owa technika jest potężna. Moją tezę potwierdziła również zbierająca się energia wokół nich. Nie tracąc więcej czasu nie przejąłem się nawet tymi przeciwnikami wokół z tego względu iż przy owej trójce oni byli niczym. Rzucając w ich stronę ostatniego kunaia, który mi został w stronę szamanów czekałem na to aż jakichś z moich przeciwników zaatakuje mnie aktywuje się moje wcześniej nałożone Kawarimi(piszę tak, ponieważ nie napisałeś nic o tym, żeby one się aktywowało). Mając nadzieję iż aktywacja się powiedzie powinienem znaleźć się tuż przed samymi szamanami. Ten ruch powinien ich zaskoczyć dlatego też wykorzystując to rzucam pięcioma shurikenami w jednego z szamanów. Po jednym wycelowanym w każdą rękę , po jednym w każdą nogę jak i również jeden w głowę. W tej również chwili rzucam się na owego szamana w którego rzuciłem shurikenami w celu zaatakowania go jeśli, w wiadomy sobie sposób uniknąłby mojej broni. Znajdując się przy nim podcinając go jak i łapiąc za głowę wbijam ją w ziemię. Czując żądzę krwi rzucam się w kierunku pozostałej dwójki cały czas nie zapominając o obronie jak i również o jakichkolwiek unikach bądź odskoków. Pozostałą dwójkę staram się zepchnąć z mostu za pomocą kopnięć jak i również za pomocą uderzeń pięścią.

Chakra: bez zmian - ponieważ nie napisałem że zużywam kawarimi dlatego też pomyślałem że ciągle je mam.
Rzuciłeś swym kunaiem, leciał niczym w zwolnionym tempie, w głowę jednego z trójki shamanów. Wtem nagle wyskoczyła jak by znikąd, osobista, elitarna straż, przywódców klanu nocnych goblinów. Kunaj został odpity jedną z dwunastu włóczni, bo tyle liczył ów, specjalny oddział. Twoja zbroja została zdezaktywowana, musiałeś to zrobić, by zrealizować swój plan. Jaki? Otóż nie musiałeś długo czekać, by zostać zranionym. Kawarimi zadziałało natychmiast a ty pojawiłeś się za szamanami. Wyrzuciłeś natychmiast, po pojawieniu się, swoje pięć shurikenów, wszystkie, trafiły w swój cel, z powodu bliskiej odległości. Chwyciłeś swoją ofiarę za kaptur i szarpnąłeś ku dołowi, impet uderzenia roztrzaskał jego głowę. Dwójka odskoczyła na boki, dalej kumulując energię wewnątrz siebie. Teraz doskoczyła do ciebie, ciężkozbrojna elita. Dwunastu wojowników o krótkich włóczniach i szerokich tarczach. Zaraz cię zaatakują, jeszcze trzy sekundy...
Moja śmierć była już bliska wiedziałem o tym, jednak mogłem się również uratować z tej ciężkiej sytuacji. Wiedziałem, nie miałem żadnego wyjścia i musiałem jakoś zareagować. Schylając się w dół ruszyłem na nogi jednego z elitarnego oddziału. Jego reakcja powinna być taka, że za wszelką cenę będzie chronił swoje nogi. Jednak tak na prawdę owy ruch miał inny cel. Kierując się w stronę jego nóg tak naprawdę powinienem się znaleźć pod jego bronią. Wykorzystując ten moment staram się wybić ją z jego rąk, po czym złapać ją i za wszelką cenę wydostać się z tego kręgu. Jeśli uda mi się to, to staram się wycelować włócznie w jednego z szamanów. Jeśli jednak nie uda mi się ten ruch to staram się obronić przed jakimikolwiek atakami używając uników jak i różnych bloków ataku, bądź zbijania ich włóczni za pomocą broni, którą udało mi się wyrwać z rąk z jednego z elitarnej straży.
Śmierć było można wyczuć w powietrzu. Elita była już w trakcie ataku. Padłeś na ziemię, cudem unikając kilku pchnięć włóczni, które bez wątpienia przebiły by Twoje ciało. Szybkim kopnięciem w rękę jednego z przeciwników sprawiło iż puścił on swój oręż, który teraz był w Twoim posiadaniu. Szarpnąłeś nią i pchnąłeś w tył, wbijając w oko jednego z goblińskich wojowników. Następnie użyłeś jej do bloku, by nie paść ofiarą kolejnych ataków. Było naprawdę blisko, jeden z nich drasnął cię ostrzem w prawe ramię, było bardzo niebezpiecznie. Nadal leżąc na ziemi, wykonałeś zamach bronią, tak by zmusić ich do odsunięcia się. To była twoja szansa, jednym ruchem powstałeś na równe nogi, kolejny zamach bronią dookoła, by utrzymać rywali na dystans. Skoczyłeś nad jednym z gobo elity, w locie nogą odepchnąłeś się od jego tarczy, nastąpiła dylatacja czasu, w zwolnionym tempie, lecąc w powietrzu, cisnąłeś w szamana włócznią. Pocisk, ranił go dotkliwie, wbijając się głęboko w jego bark. Ty natomiast wylądowałeś na ziemi, z kocią gracją. Trzeci szaman widząc że już sam nie podoła w dokończeniu rytuału, rzucił pod twoim adresem kilka siarczystych przekleństw, po czym uciekł jak najgorszy tchórz. Ranny goblin kulił się w agonalnych bólach. Teraz zostało tylko do pokonania kilku elitarnych zielono skórych, którzy się właśnie przegrupowywali by razem ruszyć do natarcia. Stałeś niespełna parę metrów od nich. Widziałeś jak zapora zaczyna upadać, krasnoludy już nie dają rady.
Ciesząc się iż udało mi się zakończyć wypowiadanie Jutsu skoczyłem w stronę szamana, który zwijał się z bólu. Ściskając swoją stopę na jego głowie starałem się ją zmiażdżyć podczas gdy wyjmowałem z jego ciała wbitą włócznię. Mając chwilę czasu nałożyłem na siebie Kawarimi no Jutsu. Patrząc w stronę krasnoludów wystraszyłem się, powoli się łamali a prze de mną stał również oddział elitarnej straży goblinów. Tak to było to czego oczekiwałem, być może będzie to godna śmierć bohatera walczącego w słusznej sprawie. "Jashinie, daj mi siłę i moc abym pokonał owych wrogów ku twej chwale", po tych myślach poczułem żądzę krwi rzuciłem się w stronę oddziału krzycząc:
- Nie załamujcie się! Damy radę! -
Kierując się w stronę oddziału byłem gotów na śmierć. Jak na razie najważniejszym celem było zdobycie tarczy, dzięki której mógłbym się obronić przed częścią ataków. Wpadając na oddział goblinów zacząłem pchać, ciąć jak i również uderzać włócznią, którą miałem w ręku. Zważałem również na obronę zbijając broń przeciwników za pomocą włóczni jak i również wykonując różne bloki i uniki bądź odskoki, jak i również licząc na moje nałożone kawarimi.
Podbiegłeś do szamaniego goblina, wyrywając z niego włócznię, zafundowałeś mu w ten sposób nową dawkę bólu, oraz otwartą ranę, jego los był już przesądzony. Zginie za parę chwil. Nałożyłeś kolejne kawarimi, gotów na chwalebną śmierć. Gobliny zebrały szyki, tworząc coś na wzór falangi. Rzuciłeś się na formację obronną zielonoskórych. Nagle wielki huk, podobny do strzału z krasnoludzkiego pistoletu, jednak inny, donośniejszy, większy. TO BYŁO DZIAŁO! Krasnoludy zza barykady, wystrzeliły z ogromnego działa. Wielka żelazna kula, niczym głowa dorosłego człowieka a może i nawet ciut większa, przeleciała przez walczące gobliny, co więcej, pocisk leciał z taką mocą, że mimo oporu zielonych ciał po drodze, dotarł do kolejnego punktu, a mianowicie formacji obronnej, roztrzaskując ją w drobny mak. Kawałki kończyn, masa krwi i kawałki wyposażenia wzbiły się w powietrze niczym pierze. Po to by zaraz opaść. Goblińska elita była w rozsypce, może z trzech przeżyło uderzenie pocisku artyleryjskiego. Całe szczęście Jashin nad tobą czuwał, przynajmniej takie odniosłeś wrażenie, parę kroków dzieliło Cię przecież od śmierci. Podniosłeś z ziemi tarczę która wydała cię się najmniej sfatygowana po ataku. Trzy gobliny leżały oszołomione na ziemi. Tyle zostało z groźnego oddziału. Widziałeś jak szala bitwy odwróciła się na waszą stronę. Krasnoludy wydobył z siebie głośny bojowy okrzyk. W odwecie, zza twoich pleców odezwał się kolejny, głośniejszy, tym razem ryk. Ryk bestii. Klik wygląd. Widziałeś że prowadzi go do Ciebie, ten sam shaman, który wcześniej uciekł. Na ustach goblina był wyjątkowo szyderczy uśmieszek. Krzyknął coś do ciebie gdy nagle, bestia, tak głupia jak wielka, chwyciła go jak szmacianą lalkę i rzuciła w przepaść bez dna, z mostu. Taki niby to kaprys, niby nic. Stał tak i mierzył Cię przygłupim a zarazem złowrogim spojrzeniem.
Chakra za wcześniejszy post: 1040

Byłem pod wrażeniem ogromnej bestii a zarazem chciało mi się śmiać z wyglądu jej twarzy. Patrząc na nią jak i trzymając włócznię w jednym ręku a tarczę w drugiej krzyknąłem w stronę bestii:
- Chodź tu głupia poczwaro, no chodź! -
Wiedziałem, że jest to dosyć głupie, jednak wiedząc, że mam na sobie Kawarimi trochę mnie pocieszyło. Czekając na jej ruch a pewnie będzie to bieg w moją stronę zrobiłem to samo. Kierowałem się w stronę jego nóg. Wiedząc iż przy jego sile tarcza za dużo mi nie da rzuciłem ją do przodu aby znalazła się dokładnie za stworem. Biegnąc między jej nogami staram się przeciąć bądź przebić wykorzystując całą swoją siłę ścięgno znajdujące się na nodze potwora. Taki ruch powinien sprawić, że bestia nie będzie mogła poruszać jedną z dolnych kończyn. Gdyby natomiast bestia wcześniej zaatakowała to aktywacja kawarimi z tarczą powinna sprawić iż będę za przeciwnikiem i również za wszelką cenę będę starał się uszkodzić jakieś ścięgno bestii.

chakra:
1040 - 100 = 940
Sprowokowałeś bestię do natarcia. Jak że ten bez mózg był przewidywalny. Wykonałeś swój manewr z tarczą, powiódł się w 100%. Wykonując ślizg, zaatakowałeś włócznią jego ścięgna w łydce, był to ryzykowny ruch. Potwór zaatakował swoim ostrzem w ręku, przebijając cię na wylot. Nastąpiła podmiana z tarczą, przebita na wylot, nawet kamienna posadzka była uszkodzona od ataku Trolla. Ty, znajdując się za nim, wbiłeś mu włócznie w drugą nogę. Troll zawył z bólu i wściekłości padając na kolana. Hełm zleciał z jego tępej, łysej głowy. Chciał się zamachnąć i uderzyć cię tłustym łapskiem, ale zdołałeś uskoczyć. Drzewiec goblińskieł broni uległ złamaniu, tarcza leżała pod kolanami potwora, byłeś bez oręża i tarczy. Co dalej. Widziałeś jak tępa bestia obraca się w twoją stronę, chodź by miał się czołgać, ale dopadnie cię, był wściekły, z pyska toczyła się gęsta biała piana. Stałeś 7 metrów od czołgającego się do Ciebie, potwora. Bitwa na moście nadal trwała, a jej wyniki nadal były zmienne.
Musiałem dobić owego stwora, nie mogłem być litościwy dla tego czegoś co miało jeszcze czelność mnie atakować. Szukając jakiejś broni, a najlepiej kolejnej włóczni, którą mógłbym wbić dla stwora prosto w głowę. Na wszelki wypadek nakładam na siebie Kawarimi w celu obrony. Trzymając włócznię w ręku biorę rozpęd by po chwili wyskoczyć w górę z włócznią skierowaną w dół ku głowie potwora. Mój cios ma wbić włócznię w jego głowę, co powinno spowodować natychmiastową śmierć. Lecz jeszcze na wszelki wypadek razem z wbitą włócznią używam obydwu nóg w celu zmiażdżenia czaszki. Patrząc na konające zwierze, zwracam uwagę na sytuację dziejącą się u obrońców.

Chakra: 940 - 100 = 840
Nałożyłeś na siebie kawarimi. Rozejrzałeś się dookoła lecz nie znalazłeś żadnej broni zdatnej do użytku. Wycofywałeś się, potwór czołgał się do ciebie z coraz to większą wściekłością. Obrońcy radzili sobie coraz lepiej. Więcej goblińskich żołnierzy padało zraszając posadzkę kamiennego mostu, swą ohydną krwią. Ale ty miałeś inny problem na głowie, nie miałeś broni a to coś do ciebie się zbliżało, było coraz bliżej.
Żadnej broni w takiej sytuacji, to było denerwujące. Miałem powoli dość tego. Nie czekając ani chwili dłużej wyjąłem z kieszeni pozostałe shurikeny i wyskakując w górę skierowałem je wszystkie z ogromną siłą w głowę bestii. Na wszelki wypadek spadłem jeszcze na jego głowę z dużym impetem aby ją zgnieść w razie czego.
Chakra: nadal bez zmian.
Wyskoczyłeś w powietrze wyrzucając przy tym ostatnie shurikeny. Jashin najwyraźniej faktycznie nad tobą czuwał, bo dwa z kilku wyrzuconych broni, raniły oczy bestii, uniemożliwiając jej dalsze czołganie się do Ciebie. Zadałeś mu jeszcze śmiertelne kopnięcie, łamiąc mu w ten sposób kark. Padł na ziemię z hukiem. Wygrałeś to starcie. Krasnoludy również radziły sobie doskonale. Działo spisywało się doskonale. Większość zielonoskórych padło trupem lub uciekło, zostali już tylko maruderzy i niedobitki z którymi już nie było większych kłopotów. Jeden z krasnoludów stanął na zaporze i zadął w róg, obwieszczając tryumf. Byś może był to przywódca. Nie obyło się jednak bez ofiar, mniej niż połowa pozostała po całej bitwie (tych dobrych). Jednak wszystko zakończyło się sukcesem, w dużej mierze dzięki tobie.
Ciesząc się z zakończonej walki jak i również z tego, że obrońcy obronili swój kraj zacząłem zbierać wszystkie shurikeny i kuanie, które pozostały na polu walki. Gdy ta czynność powiodła się bez żadnych problemów podszedłem do ciała bestii i nakreślając znak Jashina zacząłem modlić się do swego Boga. Po wszystkim podszedłem do swoich rzeczy, czyli do ciężarków treningowych jak i równie do płaszcza i katany i zacząłem je nakładać. Ciężarki wylądowały na nogach, katana na plecach a płaszczem przykryłem samego siebie. Gdy już wszystko było gotowe ruszyłem w stronę owego osobnika, który dmuchał w róg. Zbliżając się do niego kłaniam się nisko i mówię:
- Witaj o wielki wojowniku -
Wykonałeś krwią symbol swego boga. Rozpocząłeś rytualne modły które trochę ci zajęły. Po tej czynności zabrałeś się za zbieranie swoich rzeczy. Krasnoludzi już zdążyli podobijać wszystkich, zajęci teraz spychanie trucheł z mostu. Gdy odnalazłeś już swoje przedmioty, podszedłeś do przywódczy, brodatego ludu. -Bądź pozdrowiony! Wszak widzieliśmy twe czyny i odwagę w boju, zaiste jesteś jednym z wielkich! Jak Cię zwą przyjacielu? Jesteśmy Ci wdzięczni za pomoc, a Ty i Twoja rodzina liczyć na nas mogą aż do siódmego pokolenia!- Oznajmił dumnym i enigmatycznym tonem głosu. Klik wygląd. Czekał na Twoją odpowiedź, przyglądając się jak idą prace.
- Zwą mnie Yoshimitsu o wielki, a Ciebie wspaniały wojowniku? -
Patrzyłem na zacnego wojownika i przyglądałem się jego posturze jak i pewności w jego zachowaniu. Czekałem na jego odpowiedź i byłem bardzo ciekaw jak się przedstawi.
Wojownik chodź niskiej postury podszedł do Ciebie i uścisnął Ci dłoń, mocnym, wręcz żelaznym uściskiem, w dłoniach miał wiele męstwa i siły. -Zwą mnie Grimlard, Syn Garmila z Milornem. Rad jestem że nam pomogłeś.- Odszedł na chwilę do sporej skrzyni znajdującej się koło armaty. Wyjął z niej przepiękną, mieniącą się nawet w tych ciemnościach, kolczugę. Podał Ci ją, była niezwykle piękna, a jej wykonanie było iście misterne. Zdziwiła Cię również jej lekkość. -Proszę, oto kolczuga z naszego najcenniejszego stopu, mitrilu, warta tyle co dziesięć wsi i stadninę koni. Noś ją z dumą, jako pamiątkę po tym chwalebnym zwycięstwie.- Nie pożegnał się, po prostu odszedł od Ciebie i zabrał się do pomocy swym rodakom. Już miałeś odejść z sama kolczugą, gdy nagle zawołał Cię, jeszcze na chwilę do siebie. -Zaczekaj, a co mi tam, weź również to, będziesz mógł z tego zrobić wspaniałą broń.- Powiedział, wręczając Ci trzy sztabki, identycznego stopu co z materiał kolczugi. Po tym mogłeś już spokojnie odejść, miałeś daninę dla lidera Zielonych Modliszek, spełniłeś się w boju i pod względem religii, nic tu po tobie, ruszaj w drogę.

[Kolczuga z Mitrillu, +20 wytrzymałości waży o połowę mniej niż zwykła kolczuga i jest niezwykle wytrzymała]
- Dziękuję Ci za wszystko o wielki -
Po tych słowach schował kolczugę z mitrilu w taki sposób aby nikt nie mógł jej zauważyć. Po chwili schowałem również sztabki mitrilu i kierując się w stronę wyjścia wróciłem tą samą drogą, którą tu przybyłem. Po chwili znalazłem się przed kopalnią i ruszyłem na miejsce spotkania z owym osobnikiem.
<NMM>
Prosze jesteśmy! Rzekłem do mojego nowego towarzysza Yo... Albo przynajmniej uważałem go za towarzysza. Usiadłem na pobliskim kamieniu przypominając sobie długą i męczącą drogę do tej kopalni, jednak... opłacało się. Mógłbym tutaj spędzić całą reszte swojego życia... może... zbuduje sobie tutaj domek... pomyślałem czekając aż Yo zacznie się ekscytować .
"Ciekawe co on ma na myśli ciągnąc mnie w takie tereny... tutaj chyba w ogóle ludzi nie ma" pomyślałem po czym spokojnie zacząłem się rozglądać wokół siebie. "Ale mimo wszystko nie jest to najgorsze miejsce na świecie... ale coś nadzwyczajnego to też nie" po tych przemyśleniach postanowiłem zapytać o coś towarzysza :
-To miejsce nie wygląda mi na kopalnię... spodziewałem się jakiś tuneli, ciemności... miejsc oświetlonych tylko za pomocą lamp, ale żeby kopalnia była taka jak ta...- mówiłem krótko, w końcu powiedziałem tylko to co mi właśnie przyszło do głowy. Po tych słowach zacząłem się dalej rozglądać, czekając tym samym na odpowiedź mojego towarzysza.
Widze, że jesteś szczery do bólu... odpowiedziałem chłopakowi spoglądając wysoko w górę, wlepiając oczy w przelatujące chmury... Mam przeczucie, że będzie dzisiaj padać... pomyślałem spoglądając na zbliżające się z daleka czarne Cumulusy congestusy. Chociaż mogło to też oznaczać co innego... może naż Bóg chce nam coś przekazać... rozmyślałem tak cały czas spoglądając na niebo...
-Uważam iż lepiej jest mówić prawdę niż owijać w bawełnę.- odpowiedziałem do Horiuchiego. Nie miałem w zwyczaju wprowadzać ludzi w błąd.
-Widzę również że lubisz takie spokojne miejsca jak to... to ci przyznam, że mnie również napawa pewnego rodzaju przyjemnością.- stwierdziłem dalej usiadając niedaleko towarzysza tak abym mógł spokojnie spoglądać na niego. Nie przychodziło mi do głowy nic bardziej wymyślnego, a to zajęcie nad wymiar było fascynujące i takie pełne zwrotów akcji... chmury kierowały się to w jednym kierunku, to w tym samym, i tak na przemian...
Taaaak.... Takie miejsca... napełniają moje ciało energią i spokojem... rzekłem do Yo wyprostowując już kręgosłup. Postanowiłem wymyślić jakiś temat do rozmowy. Ehh... chciałbym dowiedzieć się o tobie coś więcej... Jak wiesz teraz prawie każdy z nas posiada specjalne moce, związane z naszą rodziną... Posiadasz jakieś?? Spytałem z ciekawością spoglądając na jego... ubiór... Nie nawidziłem kontaktu wzrokowego...
-Ach... co do zdolności to... nie wiem czy powinienem o tym mówić, ale podpowiem ci że lubię walkę za pomocą mieczy, niestety żaden nie jest aktualnie w moim posiadaniu- mówiłem dość szybko, ale także wyraźnie tak aby towarzysz mógł mnie zrozumieć. Nie powiedziałem mu o technikach mojego klanu, o tym że jestem władcą wody, nie sądziłem iż mogą być to informacje które powinienem mówić na pierwszym spotkaniu... jednak on ma to coś, że nie wiem czemu, ale chcę mu ufać...
Walkę mieczem mówisz... szepnąłem sobie pod nosem. Odwróciłem się do Yo nachwile plecami, poczym po paru sekundach, podałem mu do ręki miecz. Jego ostrze święciło się i iskrzyło. Na pierwszy rzut oka nie można rozpoznać co to jest, a jeżeli nigdy na własne oczy nie widziało się magmy, nie powinno się rozpoznać tego materiału. Tylko nie dotykaj ostrza... możesz się bardzo poważnie oparzyć doradziłem towarzyszowi uśmiechając się do niego...
Lekkie zdziwienie mnie ogarnęło kiedy otrzymałem do ręki miecz. Wydawał się solidnie zrobiony...
-Jest super !- powiedziałem po czym zacząłem wymachiwać nim podstawowe ciosy w powietrzu. Po chwili usłyszałem aby nie dotykać ostrza, co mnie zainteresowało.
-Skoro mam nie dotykać ostrza... zakładam że jest z jakiegoś specjalnego materiału ?- zadałem mu pytanie machając tym mieczem jak dziecko które dostało co dopiero zabawkę w swoje ręce, zachwycając się nią. "Naprawdę ciekawy miecz... sam nie wiem co o nim myśleć".
Kraj Ziemi był od zawsze kojarzony z przeróżnego rodzaju skałami, które chcąc, nie chcąc każdy z jego mieszkańców musiał podziwiać na co dzień. Góra Oikos była jednym ze znaków rozpoznawczych tego miejsca. Wydrążone w niej tunele kopalni, szczególnie te opuszczone, były znakomitą okazją do wpakowania się w niezłe kłopoty.
Gdy w najlepsze sobie gawędziliście, ziemia zadrżała. W jednej chwili wszelkie dźwięki przyrody ucichły, by w parę sekund potem zastąpił je odgłos pękających skał, oraz osuwających się kamieni. Tuż obok Was ziemię przecięło pęknięcie, szczelina zaczęła się rozszerzać, wokół panował chaos. Wszystko drżało do tego stopnia, że ciężko było ustać. Niedaleko znajdował się szyb prowadzący do jednej z kopalni, jednak czy rozsądnie było szukać tam schronienia? Była też nieopodal pusta przestrzeń, gdzie chyba nie groziło przygniecenie ogromnym głazem spadającym z góry. Na pewno pozostanie w tym miejscu, w którym obecnie się znajdujecie nie byłoby niczym rozsądnym. W miejscu, gdzie powstała szczelina grunt zapadł się w dziwny sposób, jakby pod nim była pusta przestrzeń. Trzęsienia ziemi zwykle długo nie trwają, ale swoją gwałtownością nadrabiają to bez trudu. Gdzieś z gór zaczęła schodzić kamienista lawina, słychać było osuwające się kamienie.
Na początku byłem przerażony całą, tą sytuacją. Byłem tak zdezorientowany, że od razu zacząłem uciekać w pobliskiego tunelu, nie zwracając u wagi na to co zrobi Yo. Mimo, że żyje w tej wiosce 17 lat, nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem...
-Yo chodź tutaj!!! Krzyknąłem do towarzysza, gdy już się uspokoiłem stojąc w "Bezpiecznym" tunelu. Słyszałem staczające się gruzy kamieni... Wiedziałem, że nie jest to dobra wiadomość...
Kiedy zaczęła dziać się się dość dziwna sytuacja, nie wiedziałem chwilowo jak zareagować.
"Ciekawe mają te miejscówki..." Zdążyło mi przejść przez myśl po czym widząc iż Horiuchi ruszył w kierunku niedalekiego tunelu, stwierdziłem iż lepiej będzie kiedy pobiegnę za nim, zazwyczaj we dwóch są większe szanse na przeżycie. Kiedy znajdę się już obok Horiuchiego mówię :
-Często zdarzają się tutaj takie nagłe wypadki... czy to coś nowego?- zapytałem go po czym czekając na odpowiedź zacząłem się spokojnie rozglądać po tunelu, co chwilę patrząc czy sufit nie zaczyna spadać nam na głowy... nie byłaby to za ciekawa informacja, chociaż ciągle mam nadzieję iż ten tunel zdoła nas ochronić, a może lepiej było wybrać inną drogę ucieczki...
Ziemia w miejscu, w którym jeszcze parę chwil temu staliście, rozpękła się wzdłuż szczeliny i zapadła, w tym miejscu musiała być pusta przestrzeń. Tymczasem wokół Was stojących w tunelu sypał się pył, oraz drobne kamienie. Stare korytarze kopalni były wspierane drewnianymi stemplami, toteż stanowiły nieco lepszą ochronę od naturalnego tworu przyrody. Ponad Wami przewalały się tony kamieni sunących po zboczu i po chwili wzbiła się chmura pyłu towarzysząca zawalającemu się wejściu do jaskini. Hałas był ogłuszający, a pył dusił wdzierając się do ust i gardła wraz z haustami powietrza. Po jakimś czasie ziemia przestała drżeć i wszystko ucichło. Stojąc w kompletnych ciemnościach mogliście stwierdzić, że wejście jest zasypane. Ponadto, chociaż wokół wszystko przestało niepokojąco się trząść, to... słychać było odgłos ocierania kamienia o kamień i musiały być to naprawdę spore głazy. Jak na razie jednak jest ciemno, pył dopiero powoli opada, a Wy stoicie przed osypiskiem, mając za plecami nieznane korytarze zamkniętej kopalni.
Cały czas obserwując bardzo nie ciekawy rozwój sytuacji nagle w naszą stronę skierowała się olbrzymia ilość pyłu, wtedy odruchowo obróciłem głowę w drugą stronę, kilka razy przy tym kaszląc, chcąc wykrztusić z siebie pył który zdążył dostać się do mojego organizmu. Po chwili jednak zapanowała cisza, starałem się być spokojny. Pył opadł, a w środku panowała totalna ciemność, niestety nie mam przy sobie nic czym można by rozświetlić sobie tunel. Podchodząc do wyjścia gdzie teraz leżała sterta głazów powiedziałem do towarzysza :
-Tędy raczej nie przejdziemy, chcąc nie chcąc musimy udać się wgłąb tych jaskiń... przecież musi być gdzieś tutaj drugie wyjście !- czekałem teraz na to co powie towarzysz, i jeżeli zgodzi się ze mną iż powinniśmy udać się wgłąb tunelu ruszam powolnym krokiem cały czas trzymając się blisko ściany, tak abym mógł jedną rękę prowadzić po ścianie, drugą wyciągniętą przed siebie. Nie miałem innego pomysłu na działania w takich warunkach, jest to pierwszy raz kiedy znajduję się w takiej sytuacji, ale ja bynajmniej nie mam predyspozycji do okapania sobie wejścia, więc wielkiego wybory raczej nie mam.


 

Drogi uzytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczac Ci coraz lepsze uslugi. By moc to robic prosimy, abys wyrazil zgode na dopasowanie tresci marketingowych do Twoich zachowan w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam czesciowo finansowac rozwoj swiadczonych uslug.

Pamietaj, ze dbamy o Twoja prywatnosc. Nie zwiekszamy zakresu naszych uprawnien bez Twojej zgody. Zadbamy rowniez o bezpieczenstwo Twoich danych. Wyrazona zgode mozesz cofnac w kazdej chwili.

 Tak, zgadzam sie na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu dopasowania tresci do moich potrzeb. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

 Tak, zgadzam sie na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerow w celu personalizowania wyswietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych tresci marketingowych. Przeczytalem(am) Polityke prywatnosci. Rozumiem ja i akceptuje.

Wyrazenie powyzszych zgod jest dobrowolne i mozesz je w dowolnym momencie wycofac poprzez opcje: "Twoje zgody", dostepnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usuniecie "cookies" w swojej przegladarce dla powyzej strony, z tym, ze wycofanie zgody nie bedzie mialo wplywu na zgodnosc z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.